Lista utworów

19 stycznia 2015

Rozdział XI

Krzyk. Pełen bólu, przerażenia i zdziwienia. Nie tego się spodziewali Assasyni z Czarnej Wieży w dniu swojego święta. Broń leżała na oddalonym o kilometr ołtarzu poświęconym bogini wojny, cała skąpana w świetle księżyca. Nikt z Zakonu nie spodziewał się napaści w tę piękną noc.
Mała, czarnowłosa dziewczynka z przerażeniem obserwowała, jak przyjaciel jej rodziców pada na ziemię bez życia. W jego plecach tkwiła genoweńska strzała. Nim zdążyła się zorientować skąd nadleciała, została popchnięta przez starszego brata na ziemię. Ze strachem i niezrozumieniem spojrzała w niebieskie oczy chłopaka. Nie pojmowała tego, że ktoś ich zaatakował. Wiele razy obserwowała jak ćwiczą jej rodzice i przyjaciele. Nie miała wątpliwości, że byli najlepsi. Więc kto ośmieliłby się ich zaatakować. I to trak zdradziecko, w noc gdy wszyscy assasyni byli bezbronni?
- Leż tu, nie ruszaj się – mruknął chłopak do siostry i zgrabnie podniósł się z ziemi. Zamierzał pobiec do Wieży, gdzie znajdowała się zapasowa broń. Inni członkowie Zakonu wpadli na podobny pomysł. Zanim jednak zdołał zrobić jeden krok za rękę złapała go mała rączka. Westchnął ciężko. W tej chwili liczyła się każda sekunda.
- Ari, za chwilę wrócę. Muszę tylko pomóc rodzicom pokonać tych panów, którzy nas zaatakowali. Nic mi nie będzie.
- Obiecujesz? - w zielonych oczach pięciolatki lśniły łzy.
- Obiecuję.
Nie dotrzymał przyrzeczenia. Dziewczynka dziesięć minut później zauważyła jego ciało, leżące w bezruchu, a nad nim mężczyznę w purpurowej pelerynie. Trzymał on sztylet, z którego skapywała krew. Dziecko zamknęło przerażone oczy. Nie zobaczyło, jak zrozpaczony ojciec atakuje mieczem nieznajomego i go zabija, a później pada na ziemię pod ciosami następnych trzech, którzy niespodziewanie pojawili się na polanie. Słyszała tylko krzyki, dźwięk zderzających się ostrzy, zmierzających do celu strzał.
- Ari! Ari! Gdzie jesteś?! - nawoływanie przyjaciółki cudem doszło do uszu pięciolatki. Lili przedarła się obok walczących i przykucnęła przy niej. - Chodź, musimy uciekać!
Od strony stajni zaczynał nadlatywać dym. Brzeg dachu został podpalony. Z wnętrza dobiegło przerażone rżenie. Lili złapała dziewczynkę za rękę i zaczęła ciągnąć w stronę lasu. Ta nie zdawała sobie za bardzo sprawy gdzie idzie. Ważne było, że ma przy sobie starszą przyjaciółkę.
- Tutaj jesteś! Nic Ci nie jest? - z głębi dymu rozległ się głos matki Ari. Kobieta była poobijana, z ramienia sterczała strzałą, a oczy były pełne łez. Niedawno zauważyła ciała męża i syna. Dziękowała Bogu, że przynajmniej córka żyje. Musiała coś zrobić.
- Chodź, kochanie. Musisz coś zrobić. Coś bardzo ważnego dla mamusi – powiedziała rozglądając się uważnie dookoła. Gdzieniegdzie widziała sylwetki walczących towarzyszy.
- Ale ciociu! Ja ją zabiorę w bezpieczne miejsce! - krzyknęła Lili.
- Nigdzie nie jest bezpiecznie, Lili. Uciekaj. Ari do ciebie dołączy – kobieta zaczęła iść szybko w stronę stajni. Myślała, że jej córka będzie trochę starsza, gdy przekaże jej to brzemię, ale nie było wyboru. Matka wiedziała, że tego nie przeżyje. Musiała jednak spróbować uratować córkę i ich największą tajemnicę.
Nagle powietrze rozdarł dziewczęcy krzyk.
- Lili! - wrzasnęła Ari, chcąc pobiec na pomoc swojej przyjaciółce. Jednak matka mocno trzymała ją za rękę.
- Nie pomożesz jej. Przykro mi, skarbie – powiedziała ze współczuciem, biegnąc w stronę stojącego w ogniu budynku. Z trudem otworzyła wielkie drwi. Zakaszlała, gdy zaatakowała ją chmura gryzącego dymu. Rana w ramieniu paliła. Jeszcze trochę wysiłku i znów spotka się ze swoim mężem i synem. Szybko podeszła do czarnego konia, ciągnąc za sobą oszołomioną córkę. Wierzchowiec był osiodłany, wystarczyło na niego wsiąść. Poczuła, że dziewczynka wyrywa się jej. Mała szybko pobiegła w głąb stodoły, ledwo co omijając spadającą deskę. Zanim kobieta zdążyła się ruszyć, tamta wróciła niosąc małe zawiniątko. Matka uśmiechnęła się mimowolnie, widząc pyszczek młodego tygrysa i pisklę sokoła.
- Hop la! - sapnęła, sadzając córkę w siodle. - Pamiętaj czego Cię uczyliśmy. I chroń naszej tajemnicy, nawet za cenę życia.
- Jakiej tajemnicy, mamo? - dziewczynka miała wrażenie, że matka zamierza ją zostawić.
- Te wszystkie bajki, historie, które ci z babcią opowiadałyśmy, pamiętasz? Te wierszyki, których musiałaś się nauczyć? - dziecko kiwnęło głową. - To wszystko prawda. To tego bronimy. I to jest nasza tajemnica.
Drzwi stodoły wypadły z zawiasów i stanął w nich zabójca. Ostrze sztyletu kobiety błysnęło w powietrzu i po chwili mężczyzna padł z cichym jękiem na ziemię.
- Cazador, zabierz ją stąd! - krzyknęła, uderzając zwierzę w zad. Koń ruszył od razu galopem. Kobieta przez jakiś czas biegła, ale zostawała w tyle.
- Kocham Cię, skarbie – szepnęła do córki i odwróciła się, aby stawić czoła wyłaniającym się z lasu postaciom. Dziewczynka, zanim zniknęła w gęstym lesie, zdołała zobaczyć jak sześć strzał z kuszy wbija się w pierś kobiety.
- Mamooooooooo!

***

- Mamo! - cichy krzyk wyrwał się z gardła Adriany. Przerażona poderwała się z łóżka, oddychając ciężko. Po policzkach spływały jej łzy.
- To sen, tylko sen... - wyjąkała oddychając z trudem. To był sen, ale przedstawiał prawdę. Prawdę sprzed osiemnastu lat. Sen powracał co jakiś czas, dręcząc ją przez następne noce. W końcu odpuszczał, jakby stwierdzając, że dziewczynie należy się trochę odpoczynku od koszmarów. Jednak zawsze wracał. Próbowała licznych ziół i specyfików od wędrownych uzdrowicieli, ale żadne nie dawały pożądanego efektu. Ostatnio sen pojawiał się z dłuższymi przerwami, lecz dręczył ją przez następny miesiąc. Oznaczało to nieprzespane noce i obniżenie czujności oraz sprawności. Będzie też w końcu musiała to wytłumaczyć Gilanowi. Nie sądziła, że zignoruje on jej krzyki każdej nocy.
Zmęczona przetarła oczy i odrzuciła kołdrę na bok. Skrzywiła się z niesmakiem, wygładzając koszulę. Konie zabrały wszystkie rzeczy. Łącznie z ubraniami jej i zwiadowcy. Trudno, musiała przetrwać dwa dni bez zmiany garderoby.
Suchość w gardle dawała o sobie znać. Szybko włożyła buty i zarzuciła płaszcz na plecy. Na dole w jadalni z pewnością było zimo, a podłoga aż się lepiła od wylanego piwa. Nieważne ile razy ją myto.
Adriana zatrzymała się obok pokoju zwiadowcy, nasłuchując. Odpowiedziała jej cisza. Dobrze, w takim razie jej krzyk nikogo nie obudził. Gilan miał najbardziej czuły słuch prawdopodobnie ze wszystkich gości, więc to jego obawiała się zbudzić. Na pewno nie dałby jej spokoju, aż nie powiedziałaby mu wszystkiego. Na to nie miała zamiaru pozwolić.
Zeszła po skrzypiących schodach, starając się nie robić hałasu. Na półpiętrze znajdowały się kolejne pokoje, w tym pokój barmanki. Tam z pewnością nie było cicho. Zza drewna dochodził pomruki, pojękiwania i krzyki. Zabójczyni uśmiechnęła się złośliwie. Widocznie dziewczyna znalazła sobie partnera, po tym jak nie udało jej się z Gilanem.
W sali głównej panowała cisza. Czarnowłosa skierowała swe kroki w stronę kuchni. Zamierzała wziąć szklankę wody, wrócić do pokoju i spróbować się przespać. Rozejrzała się po kuchni. Wszystkie naczynia zostały umyte i schowane do szafek. Dziewczyna zaczęła myszkować w półkach, aż na samym dole znalazła tą z szklankami. Właśnie wzięła jedną i podnosiła się z podłogi, gdy w oknie zamajaczył się jakiś cień.
Zabójczyni padła na podłogę, w ostatniej chwili ratując szklankę przed niechybną śmiercią. Zmarła w oczekiwaniu. Miała przy sobie kilka noży, a w razie ostateczności zawsze mogła skorzystać z patelni. Ukryta między szafkami, obserwowała czujnie okno, w oczekiwaniu, aż zagrożenie się pokaże. Po chwili odetchnęła z ulgą, gdy za szybą zamajaczył się pysk czarnego tygrysa. Wstała i podeszłą od okna. Otworzyła je i z przyjemnością odetchnęła świeżym powietrzem, które napłynęła do wnętrza gospody. Spojrzała na Sombrę i ponownie zamarła. Oczy zwierzęcia wyrażały ostrzeżenie. Nadchodziło niebezpieczeństwo. Rozległ się krzyk sokoła i Tristan wylądował jej na ramieniu. W dziobie coś trzymał. Jakiś skrawek materiału. Położył go na ręce Adriany, natychmiastowo wzbijając się w niebo. Sombra zamruczała niepokojąco i popędziła w kierunku skraju lasu. Niebezpieczeństwo nadchodziło, a zwierzęta uciekały, tak jak je tego nauczyła kilka lat temu. Dziewczyna spojrzała na kawałek materiału w dłoni. Nie musiała zapalać świecy. W świetle księżyca kolor tkaniny był doskonale widoczny. Purpurowy.
Zabójczyni zaklęła i rzuciła się po schodach na górę, w kierunku sypialni.

***

- Wstawaj, jeśli życie ci miłe – ze spokojnego snu wyrwał Gilana głos zabójczyni. Syczała mu ponaglająco do ucha, co chwila spoglądając nerwowo na drzwi. Zwiadowca w ułamku sekundy ocknął się z sennego odrętwienia.
- Co się stało? - spytał z pozornym spokojem, nakładając buty.
- Genoweńczycy. Chyba kierują się do tej gospody. Musimy zwiewać. Zabieraj wszystkie rzeczy, nic nie zostawiaj. Nie mogą się zorientować, że tu byliśmy.
- Wiem, co robić w takiej sytuacji.
- Pośpiesz się. Idę po swoje rzeczy. Zaraz wracam.
Chłopak z westchnieniem podniósł się z łóżka, pakując wszystkie rzeczy. Usłyszał jak na dole trzaskają drwi i jakieś krzyki. Z tupotu stóp osób, które wchodziły na piętro, zorientował się, że jest ich co najmniej dwudziestu pięciu. Właśnie zastanawiał się gdzie jest Adriana i czy nie uciec samemu, gdy drzwi się otworzyły i dziewczyna wślizgnęła się do środka.
- Co tak długo?
- Nie marudź. Dorwali barmankę, raczej tego nie przeżyje. Teraz sprawdzają pierwsze piętro. Rusz się, wychodzimy oknem.
Gilan posłusznie zarzucił na siebie płaszcz i ruszył w stronę okna. Na jego twarzy błąkał się dziwny uśmiech. Otworzył okno, wszedł na parapet i po chwili zniknął. Adriana rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu śladów ich niedawnego pobytu w tym miejscu. Nic nie zauważyła. Zadowolona skierowała się w stronę okna. Krzyki barmanki przed chwilą ucichły, podobnie jak wrzaski pozostałych gości zamieszkujących pierwsze piętro. Pewnie już nie żyli. W tym momencie Genoweńczycy wchodzili po schodach, aby sprawdzić ostatnie pokoje.
- Idziesz, czy mam wysłać zaproszenie? - głos zwiadowcy był ledwo słyszalny. Adriana stanęła na parapecie i wychyliła się ostrożnie i złapała się rynny. Sapnęła cicho i podciągnęła się do góry. Gilan złapał jej rękę i pomógł wejść na dach. Znalazła oparcie dla nóg i przykucnęła. Teraz musiała tylko zamknąć okno co nie było takie łatwe. Usłyszała, że drzwi do pokoju otwierają się. Już za późno. Zacisnęła ręce i pięści. Wystarczy, że Genoweńczycy zauważą otwarte okno, wyjrzą przez nie i spojrzą w górę. Z pewnością zauważą zbiegów.
- Uspokój się, pomyślą, że zeskoczyliśmy na ziemię i uciekliśmy do lasu. Nie będą nas tu szukać. Poczekajmy.
Dziewczyna kiwnęła głową, jednak zapobiegawczo sięgnęła po sztylet. Ludzie mają to do siebie, że nie zawsze działają zgodnie z oczekiwaniami innych.
- Skąd ta pewność? - syknęła.
- Dziewięciu na dziesięciu ludzi dostrzega tylko to, co spodziewa się ujrzeć. Wątpię, aby sądzili, że czekamy na dachu.
- Skąd takie mądrości? Nie wyglądasz na aż tak inteligentnego.
- Halt. On...
Zamilkł, uważnie nasłuchując. Genoweńczycy zaczynali przeszukiwać pokój. Zanim zauważą przymknięte okno, minie...
- Patrz! Uciekli oknem! - rozległ się pełen złości głos.
- Myślisz, że zeskoczyli z drugiego piętra? - ten z kolei był znudzony. Mężczyzna nie widział sensu w ściganiu po całym kraju dwójki ludzi.
- Zwiadowca i assasyn? Tak. A teraz rusz się, głupku. Pewnie zwiali do lasu, musimy powiedzieć przełożonemu.
- Po co my ich w ogóle ścigamy? Nie wiemy co takiego zrobili. Nie podoba mi się to.
- Merde! Nicholas, tobie nie podoba się nic, co wymaga wysiłku fizycznego. Ja doprawdy nie wiem jak zostałeś płatnym zabójcą....
Głosy cichły, w miarę jak para schodziła po schodach. Adriana wypuściła powietrze. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że wstrzymała oddech. Z jednej strony miała ochotę pozabijać kilku Genoweńczyków, ale mieli przewagę liczebną. Tylko to ją powstrzymywało.
- Czekamy, aż ruszą nas szukać do lasu i zwiewamy. Nie będziemy tu czekać. Los i tak był już dla nas łaskawy – przylgnęła do dachu, gdy dokładnie pod nimi pojawiła się grupa zabójców. Dziewczyna dobrze oceniła ich liczbę. Było ich dwudziestu pięciu. Czarnowłosy mężczyzna powiedział coś, ręką wskazując las. Pozostali kiwnęli potwierdzająca głową i posłusznie ruszyli w tamtą stronę. W świetle księżyca mignął błysk sztyletów, trzymanych w dłoniach. Trzech z nich wyciągnęło kusze. Genoweńczycy byli tak doświadczeni, że potrafili trafić w ofiarę nawet po ciemku. Świecący jasno księżyc był ich przyjacielem. Za podwładnymi na koniu podążył dowódca. Nie zagłębiał się jednak w gąszcz roślin, tylko ruszył kłusem piaszczystą, ledwo widoczną ścieżką, prowadzącą w głąb lasu. Trzymał kuszę. Po chwili zniknął w ciemności.
Adriana podniosła się z dachu i wciąż pochylona przeszła na drugą stronę budynku. Przykucnęła znowu i oceniła odległość od ziemi. Jakieś dziesięć metrów. Wystarczająco, aby złamać sobie kręgosłup, jeśli źle skoczysz. Musiała poszukać innego zejścia, nie chciała ryzykować. Odwróciła się, żeby zobaczyć co robi zwiadowca i prawie krzyknęła ze strachu. Stał tuż za nią, a ona nie słyszała kiedy się zbliżył. Powinna bardziej uważać, nie byli przyjaciółmi. Jeśli zdecyduje, że bardzie mu się to opłaca, zabije ją bez wahania. Jednak miał dużo okazji i dotąd tego nie zrobił. Ale ostrożności nigdy nie za wiele. To, że Gilan potrafił się do niej zbliżyć nie wydając żadnego dźwięku, graniczyło z cudem. Ludzie powiadali, że zwiadowcy używają czarnej magii i dzięki niej rozpływają się w ciemności, ale zabójczyni wiedziała, że to nie prawda. Z czym jak z czym, ale z magią miała kilka razy do czynienia i umiała ją rozpoznać. Członkowie Korpusu po prostu wykorzystywali swój talent. Zresztą bardzo niepokojący talent. Dzięki niemu byliby świetnymi płatnymi zabójcami.
- Za wysoko, lepiej nie ryzykować, że złamiemy kręgosłup. Zaczęlibyśmy się wtedy wydzierać i ściągnęlibyśmy tu Genoweńczyków.
W odpowiedzi Gilan popatrzył na nią z politowaniem. Jak na zabójcę była zbyt ostrożna. Na początku ich znajomości zachowywała się inaczej. A teraz jakby obowiązek utrzymania przy życiu nie jednej a dwóch osób zmieniał ją. Na gorsze. Taka chwila zawahania mogła kosztować ich życie. Stojąc na krawędzi dachu byli doskonale widoczni, jeśli jakiś Genoweńczyk wróciłby wcześniej z pościgu.
- Co się tak patrzysz, zwiadowco? Widzisz jakieś inne rozwiązanie? - spytała sarkastycznie.
- Tak – krótka odpowiedź. Nic więcej, lecz wystarczyło, żeby Adriana zorientowała się, co zamierza zrobić chłopak.
- Gilan, ani mi się waż...
Za późno. Z ust dziewczyny wyrwał się cuchy okrzyk przerażenia, gdy zwiadowca bez słowa skoczył w dół. Wbrew sobie przejęła się tym, że chłopak może zginąć. Ale tak się nie stało.
Zwinnie wylądował na ugiętych nogach z łukiem nad głową, aby zapobiec jego złamaniu. Podniósł głowę i spojrzał na dziewczynę z szerokim uśmiechem na twarzy. Wykonał kilka szybkich gestów. Przekaz był jasny: ,,Skaczesz? Jeśli się boisz to Cię złapię”.
Niedoczekanie jego. Jeśli jakiś chłopiec z arystokratycznej rodziny dał radę, to dlaczego ona, pochodząca z wieloletniej rodziny assasynów, nie byłaby w stanie? Adriana cofnęła się o krok od krawędzi, rozpędziła i skoczyła w dziesięciometrową przepaść.
Prawdopodobnie powinna bardziej ugiąć nogi w kolanach, aby zamortyzować upadek. Gdy jej stopy dotknęły ziemi, przeszył ją dotkliwy ból. Zasłoniła usta ręką, aby nie krzyknąć. Głupia duma.
- Aż tak trudno było mi pozwolić, żebym Cię złapał? - spytał Gilan podchodząc i z niepokojem wpatrując się w dziewczynę. Jeśli noga została choćby skręcona i tak utrudniałaby poruszanie się po lesie. Musieli się stąd jak najszybciej oddalić.
Adriana ostrożnie przerzuciła ciężar ciała na bolącą nogę.
- Cholera! - zaklęła cicho, ledwo utrzymując równowagę.
- Skręciłaś ją?
- Nie, przynajmniej tak mi się wydaje. Trochę pochodzę i ból minie. Chodźmy.
- Może Cię ponieść? - zapytał zwiadowca, robiąc niewinną minę.
- Chyba sobie żartujesz! Rusz się.
Nie patrząc na towarzysza, zaczęła oddalać się w stronę lasu, w odwrotnym kierunku niż Genoweńczycy. Nie słysząc żadnych kroków za sobą, odwróciła się zdziwiona. Chłopak stał tam, gdzie go zostawiła, wpatrując się w gospodę. Budynek sprawiał upiorne wrażenie. Adriana znała się na tym. Miliony razy widziała opuszczone domy, które bardzo różniły się od tych, w których ich mieszkańcy po prostu już spali. Dlatego nie musiała wchodzić do środka, żeby wiedzieć, co tam zastanie. W tej karczmie zagościła śmierć. Ponury Kosiarz przybył, aby zabrać kilka dusz. Świadczyła o tym ponura i przerażająca cisza, brak wiatru i to dziwne przeczucie, którego nie dało się pomylić z niczym.
Zdenerwowana podeszła do Gilana. Stał i uparcie wgapiał się w dom.
- Idziesz? - warknęła. Chciała jak najszybciej zniknąć z tego miejsca.
- Nie. Muszę zobaczyć, co się stało z gośćmi.
- Oni już nie żyją.
- Bzdura. Nawet Genoweńczycy są aż tak okrutni, żeby zabić niewinnych ludzi.
Adriana westchnęła ciężko. On wciąż w to wierzył. Miała wrażenie, że zwiadowca nie przyjmuje do wiadomości tego, iż ktoś może być po prostu zły. Najwyraźniej dla osoby wychowanej w bezpiecznym zamku, wśród kochających rodziców, z dala od wszelkich problemów i niebezpieczeństw, było to nie do pojęcia. Można było pomyśleć, że skoro jest zawiadowcą i pilnuje porządku w lennach, to zobaczy, że na świat jest do cna przesiąknięty złem.
Właśnie tak postrzegała świat Adriana. Pełen nienawiści, zazdrości, chciwości. Wszyscy ludzie dążący po trupach do celu. Bezlitośni, myślący tylko o sobie. Właśnie taką osobą musiała się stać, aby przetrwać w szarej rzeczywistości.
- To idź i sam się przekonaj. Ja mam już wyrobione o nich zdanie. I nic go nie zmieni.
Nie odpowiedział. Ruszył w kierunku głównego wejścia. Zabójczyni niechętnie poszła w jego ślady. Nierozsądnie było się rozdzielać.
Już kilka metrów przed budynkiem poczuła odór krwi. Skrzywiła się nieznacznie, ale przekroczyła próg gospody. I wpadła wprost na plecy zwiadowcy.
Już miała nakrzyczeć na chłopaka, ale zorientowała się, że chłopak jest w szoku. Rozejrzała się przerażona dookoła. I nic dziwnego.
Spodziewała się trupów, ale nie tego, że całe ściany będą oblane ich krwią. Ciała walały się pod wywróconymi ławami, kilka było w kuchni. Najwyraźniej biedacy próbowali uciec. Na schodach leżało ciało kobiety, ciągle trzymające za rękę swoje dziecko. Również martwe. Na piętrze zauważyła odciętą dłoń. Natychmiast odwróciła wzrok. Ciała zamordowanych miały przerażone twarze, zastygłe jakby w niedowierzaniu, że spotkał ich taki los. Niektóre były zmasakrowane, zamordowane z wyjątkowym okrucieństwem. Jak na przykład barmanka.
Leżała w kącie, trzymając za rękę jakiegoś młodego mężczyznę. Jej przerażone i szeroko otwarte oczy wpatrywały się w kochanka. Adriana poczuła wyrzuty sumienia. Może ją potraktowała za szorstko? Ciało dziewczyny było w wielu miejscach ponacinane ostrzem sztyletu, ale zgon spowodowała prawdopodobnie rana, a właściwie przecięcie tętnicy udowej. Jej dotychczas piękna twarz była pokryta siatką zastygłych już strużek krwi, usta otwarte w niemym okrzyku. Została brutalniej potraktowana od innych mieszkańców gospody, prawdopodobnie dlatego, że nie chciała udzielić Genoweńczykom informacji. Nie była więc taka zła, jak się na początku Adrianie wydawało. Podeszła do ciała barmanki, ostrożnie lawirując między trupami. Przykucnęła przy niej i zamknęła jej powieki. Nic więcej nie mogła zrobić.
Spodziewała się okrucieństwa, ale nie aż takiego. To było barbarzyńskie, wręcz nieludzkie. Nie mogła tu dłużej zostać. Wspomnienia z przeszłości zbyt zaczynały przypominać jawę.
- Gilan, chodźmy już – zwróciła się łagodnie do chłopaka. Wciąż stał w progu z otwartymi ze zdumienia oczami, w których dziewczyna zauważyła łzy. W odpowiedzi potrząsnął głową. Miała wrażenie, że jej słowa do niego nie dotarły.
- To... to wszystko nasza wina. Moja wina. Gdybyśmy tu się nie zatrzymali, oni wciąż by żyli.
Adriana westchnęła. Nie wiedziała jak pocieszać człowieka. Podeszła do niego i położyła mu rękę na ramieniu. Może powinna go przytulić, ale na razie nie była w stanie. Ręka na ramieniu to i tak dużo, jak na nią.
- I tak by ich zabili. Po prostu przybyli do karczmy nas szukając, a ci ludzie im się czymś narazili. Nie wiem czym. Spojrzeniem, gestem, słowem. To nie ma znaczenia. Genoweńczycy chcieli ich zabić i to zrobili. To czy tu byliśmy, nie miało znaczenia.
- To niby skąd wiedzieli, że tu jesteśmy?
- Ktoś się w końcu wygadał. Nie dziwię mu się. Ale to i tak nic nie dało. I tak wszystkich zabili. Chodź, nie chcę tu być.
- Ale...
- Ty też nie chcesz tu być. Chodź.
Nadal nie ruszał się z miejsca. Nie wiedziała co robić. Musiał się ocknąć. Zabójcy mogli lada chwila wrócić.
- Gilan – spojrzała mu w oczy. Tak zielone i tak pełne łez. Łez za osoby, których nawet nie znał. Potem wypowiedziała słowo, które nie wyszło z jej ust od kilku lat:
- Proszę.
Wreszcie jakaś reakcja. Drgnął i spojrzał na nią zaskoczony. Chwyciła go za rękę i pobiegła w stronę lasu. Jak najdalej od krwawych i strasznych obrazów, które jednak utrwaliły jej się w psychice. I łączyły w spójną całość ze wspomnieniami, gdy jako mała dziewczynka wróciła tydzień po masakrze do swojego domu.
Po dziesięciu minutach biegu Gilan zmusił ją do zatrzymania.
- Odpowiedz mi na jedno pytanie.
Spojrzała na niego w oczekiwaniu. Na razie nie było widać ani śladu pościgu, ale nic nie wiadomo. Genoweńczycy mieli konie, więc mogli pojawić się szybko i niespodziewanie. A ich konie gdzieś się zapodziały. Jednak po tym co niedawno zobaczyli, była chwilowo gotowa odpowiedzieć na jego pytanie. Jedno pytanie.
- Chcesz zabić Genoweńczyków?
To pytanie ją zaskoczyło. Nie tego się spodziewała. Ale miała na nie odpowiedź. Nawet nie musiała się zastanawiać.
- Tak, tak wielu jak się da.
- W porządku.
I tyle, nic więcej. Minął ją bez słowa. Oddalał się, a ona wciąż zdziwiona tkwiła w miejscu. Po co się o to pytał? W końcu się opamiętała.
- Czekaj! - złapała go za powiewający na wietrze kawałek płaszcza. Świtało.
- Po co chciałeś to wiedzieć?
Spojrzał na nią dziwnie. Widziała już ten wyraz twarzy u ludzi, którzy podjęli decyzję i za nic nie chcieli jej zmienić. Ludzi tak zdeterminowanych, że aż skłonnych poświęcić życie dla obranego celu.
- Podjąłem decyzję. Pomogę Ci zabić Genoweńczyków.

 ***

- Cudownie – szepnął mężczyzna w zielonej szacie, wpatrując się w jezioro. Wrzucił kamień do wody i obraz, który dotychczas był widoczny, zniknął. Zamiast niego pojawiło się w nim odbicie owego mężczyzny. Prawie trzydziestoletni, blady, wysoki i szczupły. Ręce o długich palcach ciągle wykonywały szybkie ruchy. Włosy odbicia były krótkie, czerwone jak blask zachodzącego słońca, oczy bystre i jakby diamentowe. Bił od niego jakiś dziwny blask i mądrość.
- Angeline, chodź tu na chwilę!
Do groty weszła na oko dwudziestokilkuletnia kobieta. Jej włosy połyskiwały fioletem, oczy zaś były ciemnozielone. Była średniego wzrostu, smukła i piękna. Zdolna zawrócić w głowie każdemu mężczyźnie.
- Tak, mistrzu? Jakiś postęp?
Odwrócił się do niej, jego oczy błyszczały.
- Stało się. Możemy teraz wykonać ruch – jego oczy pomknęły w kierunku stołu wielkości małego pokoju, na którym stały przedziwne szachy. Mieniły się tysiącami kolorów, były poustawiane na szachownicy wbrew wszystkim zasadom.
- Teraz twoja kolej, moja droga. Wiesz co robić.
Dziewczyna skłoniła się nisko i rozpłynęła w fioletowej mgle. Mężczyzna odwrócił się do wyjścia z jaskini. Było widać granatowe niebo i mnóstwo gwiazd. Zacisnął dłonie w pięści i ze złością odwrócił się w stronę jeziora.
Pochodnie przyczepione do skały zgasły, pozostawiając wszystko w ciemności, z wyjątkiem blasku, który bił od mężczyzny w zielonej szacie. Wiatr pojawił się znikąd i wył przeraźliwie. Oczy mężczyzny rozjarzyły się diamentowym blaskiem.

- Nie łudź się, Marcusie. Nie dam Ci wygrać. Pokonam Cię za wszelką cenę.

*********************************************************************************
Po długiej przerwie jest nowy rozdział. Nie wiem jak wyszedł, powiem tylko, że pierwszą połowę pisałam przez jakiś tydzień jak nie więcej. Z drugą połową poszło już łatwiej. Mam nadzieję, że nie wyszło koszmarnie, bo takie mam odczucie. Ale sami zdecydujcie.
Zapraszam do czytania i proszę o szczere komentarze.
Pozdrawiam

10 stycznia 2015

Liebster Award

Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.

************************************************************************************************************
Mnie nominowała Mika Foggy. Bardzo dziękuję za nominację :)
Oto odpowiedzi na pytania:


1.   Jaka była ostatnia książka, którą przeczytałaś/eś?
Ostatnio przeczytałam ,,Templariusza" Michaela P. Spradlina, ale ta książka mnie nie powaliła na kolana. Obecnie odświeżam sobie ,, Siewcę Wiatru".

2.   Gdyby szalony naukowiec zaatakował cię ze strzykawką, która zmieniłaby Twoje DNA i okazało się, że możesz zmienić się w jakieś zwierzę... jakie by to było? No i co byś zrobiłbyś/zrobiła temu wariatowi?
Mam zamiłowanie do kotów, szczególnie tych drapieżnych. Prawdopodobnie zmieniłabym się w panterę śnieżną albo jakiegoś geparda. Z drugiej strony zawsze chciałam latać, więc może w orła? Nienawidzę zastrzyków. Inni boją się ciemności, a ja szczepień i pobierania krwi. Kiepski byłby koniec tego naukowca.

3.   Jaka jest Twoja ulubiona pora roku i dlaczego?
Wiosna, jakoś mi miło kojarzy. Ze spacerami z rodzicami kiedy byłam mała, letnim powietrzem i kwiatami.

4.   Załóżmy czysto hipotetycznie, że masz chłopaka/dziewczyne, którego kochasz i nagle Twoja przyjaciółka/przyjaciel (ta/ten najlepsza/y) stwierdza, że ma dowód jego/jej zdrady, ale jej/jego telefon na którym miała zdjęcie z pewną kobietą/mężczyzną został zepsuty, czy uwierzyłabyś/uwierzyłbyś jej? Co byś zrobiła/zrobił?
Taa... Chłopaka to mam wrażenie, że nigdy się nie doczekam. Ale gdyby była taka sytuacja, najpierw spytałabym się przyjaciółki, czy to żart. Spytałabym się chłopaka, kim jest kobieta na zdjęciu. W końcu może to być tylko przyjaciółka albo jakaś dziewczyna, która o coś go spytała. No i uważnie obserwowałabym mojego chłopaka, czy nie zachowuje się podejrzanie.

5.   Jak wygląda dom Twoich marzeń?
Z jednej strony chciałabym mieszkać w nowoczesnym apartamencie w Nowym Jorku z widokiem na centrum i te wszystkie wieżowce, ale ta druga opcja wygrywa. Mam trzy wymarzone domy, o pierwszym już napisałam. Drugi stoi sobie w Alpach po włoskiej stronie, wokół sceneria jak z Hobbita. Cisza, spokój mało turystów. Domek jest zbudowany z drewna, mały lecz przytulny z kominkiem w środku. Ale nie wiem jakbym dojeżdżała do pracy :). Trzeci stoi sobie nad morzem z błękitną wodą, białym piaskiem. Także cisza i spokój. Plaża tylko dla mnie. Najlepiej jakby stał w jakiejś małej i ślicznej zatoczce, zbudowany z białego drewna.

6.   Gdybyś odnalazł/a butelka z Dżinem, jakie byłyby Twoje trzy życzenia i dlaczego akurat takie?
a) żeby spełniły się moje wszystkie marzenia (mam ich bardzo dużo)
b) jeszcze nieskończoność życzeń
c) i jako przykładna obywatelka, może o pokój na świecie, albo polepszenie sytuacji dzieci w Afryce. Skoro mam nieskończoność życzeń to mogę sobie życzyć wszystkiego, no nie?

7.   Jakie są Twoje cechy? Co byś w nich zmieniła, na jakie i dlaczego?
Jestem nieśmiała, niezdecydowana, zbyt szybko się poddaję (jeśli chodzi o jakąś błahą sprawę). Mama mówi, że jestem miła, mam dobre serce (nawet a za to Złotego Laura od pani od religii), koleżanka mówi, że jestem złośliwa, sarkastyczna i zabawna przy ludziach, których znam, że jestem inteligentna, choć nie zdaję sobie z tego sprawy. Na pewno mam słabą samoocenę, dlatego lubię gdy ktoś mnie chwali.

8.   Załóżmy, że pewnej nocy księżyc uznał, że czas pobawić się w magią... Bach! Nagle nie żyjesz i masz do wyboru kim chcesz być - ale możesz wybrać jedynie jakieś stworzenia paranormalne w które wierzą małe dzieci, jakie by to było? Czy jednak wolałabyś/wolałbyś umrzeć niż bawić się w takie gierki?
Umrzeć? Za nic w świecie! Ja zostałabym czarownicą. Nie wiem czy o to chodziło w pytaniu, ale zawsze chciałam mieć magiczne moce, teleportować się i rzucać uroki na ludzi, którzy mnie wkurzyli.

9.   Wymień siedem swoich największych marzeń ^^
  • zostać archeologiem
  • zwiedzić cały świat
  • mieć fajne i kochane dzieci
  • męża, który by mnie bardzo kochał
  • być szczęśliwa (jakie to oklepane)
  • dokonać wielkiego odkrycia archeologicznego
  • pójść do Nieba (nie chciałabym spędzić kilku lat w czyśćcu)

10.   Gdybyś miał/a być jedną z postaci w swoim opowiadaniu, jak potoczyłyby się Twoje własne losy?
Gdybym była Adrianą, to Gilan by już nie żył. Ja tak samo. Gdybym zobaczyła Genoweńczyków to schowałabym się w jakimś kącie i czekała aż mnie znajdą. Straszny ze mnie tchórz. Jestem strasznie niezdecydowana, więc zanim bym coś postanowiła, to już miałabym strzałę z kuszy w piersi.

11.   Czy mogłabyś/mógłbyś napisać jedną krótką i zabawną historię z Twojego życia, która była trochę kompromitująca, ale i zabawna? Jeżeli tak, to proszę napisz! Jeżeli nie, to idź się uduś śniegiem! :3
Może nie jest zabawna, ale inna nie przychodzi mi do głowy:
Byłam z koleżanką w czwartej klasie na obozie harcerskim. Jak teraz go wspominam, to dochodzę do wniosku, że warto było jechać. Jednak wtedy myślałam, że tam dłużej nie wytrzymam. Było strasznie.
Mieliśmy obóz w lesie, każda drużyna miała namioty oddalone o jakieś 500 metrów od drugiej. Każdej nocy trzeba było wstawać na warty i patrolować cały obóz. Ja z moją koleżanką zawsze dostawałyśmy wartę około 5 rano, kiedy było już jasno. Jednak uparłyśmy się pewnej nocy, że chcemy mieć ją o 2. Wtedy było ciemno, księżyc nie świecił. Dodatkowo drużynowa zakazała nam zapalać latarki, ponieważ wtedy ktoś z innego obozu dowiedziałby się w którym miejscu jest warta. Na wartę wzięłam ze sobą finkę, taki nóż harcerski. Szłyśmy sobie właśnie najciemniejszą drogą, gdy zza zakrętu wyłoniła się grupa ludzi w takich ciemnych płaszczach. Szli w dwóch liniach, każda po jednej stronie drogi. Nic nie mówili, wyglądali jak jacyś kaci. Jak przechodzili obok nas, to zastanawiałam się czy uciekać już, czy poczekać, aż znikną za następnym zakrętem. Jakoś się tak złożyło, że zamarłam z koleżanką na środku drogi, a oni przechodzili po bokach. Szli równo jak w jakimś wojsku. Jak przeszli, nie mogłam się powstrzymać i powiedziałam to co myślałam. ,, A jednak nas nie zabili, nie zabili nas!". Powiedziałam to przez przypadek bardzo głośno. Chyba to usłyszeli. Od razu pobiegłyśmy do namiotu. Później dowiedziałyśmy się, że to byli harcerze, którzy późno wracali do swojego obozowiska.
Nieśmieszne, ale głupie, prawda?

Nominuję:
  • http://piekielny-dar.blogspot.com/
  • http://elizabeth-watters-heros.blogspot.com/
  • http://the-soul-of-thunder.blogspot.com/
  • http://the-white-phoenix-story.blogspot.com/
  • http://hogwarccy-herosi.blogspot.com/
  • exiled-welcome-to-real-world.blogspot.com
  • http://76-igrzyska-smierci.blogspot.com/

Wiem, że powinno być nominowanych więcej blogów, ale mam jakąś amnezję, czy coś bo innych nie pamiętam.
Oto pytania:
1. Czy gdyby nasz świat zaatakował jakiś demon, czarnoksiężnik i chciał go zniszczyć, czy próbowalibyście coś z tym zrobić, czy zostawilibyście ten problem komuś innemu?
2. Jak tam wasze kontakty z nauczycielami? Macie jakiegoś, którego wyjątkowo nie lubicie?
3. Czy wasza rodzina, przyjaciele wiedzą o tym, że piszecie bloga? Jeśli nie, to dlaczego im nie powiedzieliście?
4. Jaki jest kraj, miasto, które najbardziej chcielibyście odwiedzić?
5. Gdybyście posiadali wehikuł przenoszący do przeszłości, do jakiego czasu chcielibyście się przenieść?
6. Kim chcieliście zostać w przyszłości, kiedy byliście mali?
7. Jaki jest wasz ulubiony film?
8. Bylibyście w stanie oddać za coś życie? Jeśli tak to dlaczego? (ale mam dzisiaj humor, że takie pytania zadaję)
9. Jakie jest wasze ulubione jedzenie?
10. Gdybyście mieli 5 dni na robienie cokolwiek wam się podoba. Bez płacenia za wszystko, nikt by wam nie przeszkadzał. Jak byście wykorzystali ten czas?
11. Gdybyście mieli do wyboru jakieś nadprzyrodzone zdolności np. teleportacja, władza nad wiatrem, rozumienie wszystkich języków, telekineza, telepatia. Jaką zdolność chcielibyście posiadać i dlaczego? Co byście wtedy robili?



05 stycznia 2015

Rozdział X

Jest nowy rozdział. Jednak uważam, że to najgorszy jaki do tej pory napisałam. Nie podoba mi się. Mam wrażenie, że jest nudny i niczego nie wnosi do mojego opowiadania. Ale w tym momencie nie jestem w stanie dodać niczego innego. Niby była długa przerwa, ale to mnie tylko rozleniwiło. Nie potrafię nic porządnie teraz zrobić. ok, przestanę narzekać.
Dziękują za ponad 2 000 wejść i za wasze komentarze.
Zostałam także nominowana przez http://life-of-heros.blogspot.com/, za co dziękuję, ale ponieważ nie mam czasu, to odpowiedzi na twoje pytania i moje nominacje pojawią się przed końcem tygodnia.
Nie przedłużając zapraszam na nowy rozdział.
Pozdrawiam,
Mentrix

***



Nie przestało padać. Wiatr wył w koronach drzew, a deszcz przemienił się w ulewę. Granatowe już niebo przecinały liczne błyskawice. Zwierzęta pochowały się w swoich norach, ptaki zamilkły. Krople wody spadały z nieba, spływały po liściach i znikały w ziemi. Księżyc wyglądał zza burzowych chmur, oświetlając upiornym światłem ścieżkę wiodącą przez las.
Adriana, cała przemoczona, przedzierała się wytrwale przez gąszcz roślin zastawiający jej drogę. Ostre gałązki rozrywały jej gdzieniegdzie płaszcz, a w butach miała pełno wody. Ze złością złamała stojącą jej na drodze gałąź, przez co została opryskana wodą zebraną na liściach. Przeklęła, ale ruszyła dalej. Do celu został jeszcze jakiś kilometr.
W lesie zapadł już zmrok, więc często potykała się o wystające korzenie. Jednak dzięki swoim zdolnościom szybko łapała równowagę. Do czasu. Gdzieś z boku usłyszała warczenie. Odruchowo chwyciła sztylet, rozglądając się bacznie dookoła. Z gąszczu liści po prawej stronie wyskoczył zając, a chwilę później lis goniący swoją ofiarę. Adriana cofnęła się o krok, zahaczając nogą o niewidoczny w ciemności korzeń. Zamachała rękoma, próbując utrzymać równowagę. Na próżno. Z cichym krzykiem runęła wprost w kałużę błota.
Gilan, który dotychczas bezszelestnie i bez żadnych trudności podążał za dziewczyną, nie mógł powstrzymać śmiechu. Zasłonił usta dłonią, próbując nie okazywać jawnie swojego rozbawienia. Już od jakiegoś czasu przyglądał się zabójczyni próbującej znaleźć drogę w ciemności. Ojciec pewnie zrobiłby mu awanturę. Powinien iść pierwszy i sprawdzać ścieżkę, ale ponieważ Adriana sama zaproponowała, aby podążał za nią, nie miał zamiaru nalegać. Była dorosła i zadawała sobie sprawę, że chodzenie po zmroku po lesie dla kogoś niedoświadczonego jest niebezpieczne. Jakąś godzinę temu zwiadowca zaproponował, aby zatrzymać się w pobliskiej karczmie. Kiedy wyruszali w drogę nie przewidzieli, że będzie aż tak padać. Przez to wszędzie było ślisko, musieli trochę zwolnić. Rozsądniej by było porzucić swój cel i skupić się na innym. Gilan z rozmarzeniem wspominał karczmę, którą zostawili kilka kilometrów za sobą. Nie spotkał jeszcze bardziej upartej i zdeterminowanej dziewczyny. Trochę ją za to podziwiał, ale czasem trzeba było z czegoś zrezygnować, a zabójczyni najwyraźniej nie miała tego w zwyczaju.
Spojrzał na nią, gdy podnosiła się z ziemi cała w błocie. Stanowiła naprawdę zabawny widok. Ale sama była sobie winna. Gdyby go posłuchała, leżałaby już w ciepłym łóżku i po kolacji.
– Mógłbyś mi pomóc? – rzuciła przez zęby. Stał sobie w swoim płaszczu i się przyglądał, zamiast ruszyć tyłek i podać jej rękę. Matoł, skończony idiota. Że też musiała się z takim użerać. I jeszcze się śmiał!
– Nie patrz tak na mnie! Sama jesteś sobie winna.
– A kto pozbawił nas koni?!
– Uratowałem nam życie, psychopatko! Gdyby nie to, leżałabyś martwa w jakimś rowie!
– Mogłam ich wszystkich zabić. Nawet by się nie zorientowali – syknęła przez zęby, wycierając błoto z twarzy. Dziwnie się czuła. Zła, wściekła, zirytowana do granic możliwości i... bezradna? Tak, bezradna. Miała przeczucie, że ktoś z nimi sobie pogrywa. I to dosłownie. Jakby wiele tysięcy kilometrów stąd, gdzieś na kontynencie, dwaj wrogowie zasiedli do gry w szachy. Gry o wszystko albo nic. A ona, Gilan, zwiadowcy, Genoweńczycy i prawdopodobnie jeszcze więcej osób, o których nie miała pojęcia, byli ich pionkami. Ale co było nagrodą dla zwycięzcy? Nie wiedziała tego, tak samo jak nie wiedziała wielu innych rzeczy. Być może właśnie to stąd wynikało poczucie bezradności. W jej oczach mimowolnie pojawiły się łzy. Odwróciła się, nie chciała, aby zwiadowca je zauważył. Za późno.
– Ej, co się stało? – zapytał zaniepokojony Gilan. Łzy były ostatnią rzeczą jakiej się spodziewał po dziewczynie. Zawsze myślał, że asasynami zostają osoby kochające krew i zabijanie, niebojące się śmierci, śmiejące z niebezpieczeństwa, egoistyczne, pewne siebie oraz cieszące się z cierpienia innych osób. A tu proszę – płaczący zabójca. Tego chyba jeszcze nie było.
– Nic się nie stało.
– Przecież płaczesz.
– Płaczę?! Ja?! Piłeś coś dzisiaj? Albo masz coś nie tak ze wzrokiem? Bo ja na pewno nie płaczę. Nigdy nie płaczę!
Odwróciła się napięcie i ruszyła dalej, powstrzymując łzy. Najśmieszniejsze było to, że Adriana zwykle naprawdę nie płakała. Zdarzyło jej się to pierwszy raz od pięciu lat, kiedy to musiała opuścić ludzi, których od biedy mogła nazwać przyjaciółmi. Później nie czuła takiej potrzeby. A teraz co?! Pojawił się ten zwiadowca, a ona zaczyna beczeć przy pierwszej okazji. No bez przesady! Jak tak dalej pójdzie, to rzuci robotę i zacznie uganiać się za facetami jak te idiotki ze wsi i zakładać różowe kiecki jak damulki z dworów. Niedoczekanie!
– Pierwszy i ostatni raz – mruknęła pod nosem, łamiąc gałązkę, która zaczepiła o jej kaptur.
– Mówiłaś coś? – Zza jej pleców rozległ się głos Gilana. Najwyraźniej chłopak miał czuły słuch.
– Nie. I dlaczego znowu się śmiejesz?!
Popatrzył na nią dziwnie, ze źle skrywaną radością i satysfakcją w oczach.
– Idziesz w drugą stronę. Do karczmy na wschód, a nie na zachód.
– A skąd ty niby wiesz, gdzie co jest?!
– Mech – oznajmił odkrywczo, wskazując na drzewo – rośnie zawsze od północnej strony.
No i znów wyszła na głupią.
– Wiem, nie jestem głupia.
– A więc jesteś zmęczona. Od dwóch godzin nie przejawiłaś żadnego śladu inteligencji, którą, jak sama twierdzisz, posiadasz.
Adriana czuła się zmęczona, lecz była gotowa o tym zapomnieć. Przed jej oczami pojawiła się przecudna wizja Gilan wpadającego do kałuży błota. Uśmiechnęła się na samą myśl.
– Albo mam pomysł – powiedział chłopak, zbliżając się do niej z dziwnym uśmiechem na ustach. Zanim się zorientowała, stanął za nią i bez pytania podniósł z ziemi.
– Co ty do diabła robisz?!
– Stwierdziłem, że skoro jesteś zmęczona, to cię poniosę przez ten niecały kilometr, który został nam do celu.
Adriana zaczęła się szarpać i wrzeszczeć, żeby postawił ją na ziemi. Tak dla zasady. W rzeczywistości wcale nie miała ochoty iść o własnych siłach. Niech ją niesie, dopóki się nie zmęczy. Było jej nawet wygodnie. I o wiele cieplej. Z jakiegoś niezrozumiałego dla niej powodu jej policzki zrobiły się czerwone. Dzięki bogom, że było ciemno!
Nie byłaby jednak sobą, gdyby nie rzuciła czegoś złośliwego:
– Upaćkasz się błotem, wasza wysokość. Nie wiem, czy to przeżyjesz.
– Pozwól, że cię uświadomię: z tego płaszcza całe błoto zmyje deszcz spadający z nieba, a ponieważ jest nieprzemakalny, gdy dotrzemy do gospody, ja będę czysty i suchy w przeciwieństwie do ciebie, księżniczko.
– Pajac.
– Coś mówiłaś? - zapytał, robiąc niewinną minkę. Tak naprawdę ledwo co powstrzymywał śmiech.
– Nie.
– Tak też myślałem. A teraz bądź cicho i jeśli łaska spróbuj nie uszkodzić moich strzał, jak już mnie tak kurczowo obejmujesz. Jestem co prawda zaszczycony, ale wolałbym mieć czym się bronić...
Po tych słowach zaległa cisza. Adriana nie wiedziała co odpowiedzieć. Chyba naprawdę była zmęczona. Ze zdziwieniem uświadomiła sobie, że lubi przekomarzać się ze zwiadowcą. Asasyni, choć zakładali rodziny, zawsze pracowali pojedynczo. Może właśnie dlatego zrobiła się taka nieogarnięta w towarzystwie innej osoby. Jeśli tak, to potrzebuje kilku dni na przyzwyczajenie, a później znowu stanie się sobą. Opanowaną, trzeźwo myślącą, zawsze wiedzącą co robić, przechytrzającą swoich wrogów Adrianą. Asasynką. Jednak jeśli to było coś innego, to miała poważne kłopoty.
Dzięki sprzeczce całkowicie zapomniała o tym, co ją martwiło. Właśnie...
– Dlaczego to zrobiłeś?
– Co zrobiłem? - zapytał zdziwiony Gilan. Naprawdę nie wiedział, o co dziewczynie chodziło.
– Zobaczyłeś, że płaczę i zacząłeś się ze mną przekomarzać. Żebym zapomniała o tym, co mnie niepokoi. Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego ci zależy?
Teraz to już naprawdę nie wiedział co odpowiedzieć. Mówiła prawdę, ale on nie znał jeszcze odpowiedzi na to pytanie. Z krępującej sytuacji uratowało zwiadowcę światło wydobywające się z okien gospody. Dało już się słyszeć gwar rozmów gości, przesiadujących wewnątrz budynku.
– Jesteśmy na miejscu.
– To możesz mnie już postawić na ziemi – mruknęła Adriana. Skoro nie chciał odpowiadać na pytanie, to nie będzie go zmuszać.
– Gdzie twoje zwierzaki? – zapytał przerywając ciszę.
– Obserwują – odpowiedziała, nie odrywając wzroku od karczmy. – Wydaje się być bezpieczna.
– Na pierwszy rzut oka większość miejsc jest bezpieczna. Orientujemy się w jak wielkim jesteśmy niebezpieczeństwie dopiero, gdy jest już za późno. Ale nic na to nie poradzimy. Chodźmy. Mam ochotę na kubek ciepłej kawy z miodem…
Mówiąc to ruszył w kierunku budynku. Adriana westchnęła i podążyła za nim. Mieli dwa wyjścia: stać przez całą noc na dworze i marznąć lub zaryzykować spotkanie nieprzyjaciół, ale za to zapewnić sobie ciepłe łóżko i posiłek. Wybór był oczywisty. Tristan i Sombra ostrzegą ją przecież przed nadchodzącym niebezpieczeństwem.
– Ej! Czekaj na mnie! – krzyknęła, widząc, że Gilan już otwiera drzwi gospody. Dopóki nie zorientują się, czego chcą Genoweńczycy, nierozsądnie było się rozdzielać.
– Panie przodem – mruknął zwiadowca otwierając przed nią drzwi i kłaniając się sarkastycznie. Dziewczyna prychnęła, uniosła wyżej głowę i wkroczyła do karczmy, jakby należała do niej. Kiedy przekroczyła próg, gwar panujący w pomieszczeniu natychmiast ucichł. Wszystkie głowy odwróciły się w stroną wejścia, ciekawe gości.
Adriana skrzywiła się w myślach, przypominając sobie, jak wygląda. Całe ubranie było przemoczone, uwalane błotem i w kilku miejscach porwane. Jej włosy, niegdyś kręcone i opadające swobodnie na plecy, teraz były potargane, pełne liści i gałązek. Twarz miała ubrudzoną ziemią, z wyjątkiem miejsc, gdzie krople deszczu zmyły brud. Wyglądała jak jakaś wiedźma, więc nic dziwnego, że wszyscy goście odruchowo cofnęli się o kilka kroków.
Jednak, gdy do środka wszedł Gilan, wszyscy się uspokoili. Płaszcz po raz kolejny dowiódł swojej przydatności. Adriana zacisnęła zęby ze złości, gdy zdjął pelerynę i okazało się, że żaden deszcz, wiatr, błoto i liście się do niego nie przyczepiły. Wyglądał, jakby nawet nie wychodził na zewnątrz, a już na pewno nie w taką pogodę.
Zabójczyni westchnęła i ruszyła w stronę baru. Miała ochotę złapać kluczyki do pokoju, umyć się, przebrać i zaszyć się w ciepłym łóżku, gdzie nikt by jej nie przeszkadzał.
– Są dwa wolne pokoje? – spytała dziewczynę za barem, nie siląc się na uprzejmości. Ta spojrzała na nią zirytowana. Zabójczyni nie przypadła jej do gustu. Nie miała zamiaru dawać pozwolenia na nocleg osobie, którą uznała za podejrzaną.
– Nie ma, właśnie przed chwilą oddałam ostatni wolny pokój. Może gdybyś przyszła kilka minut wcześniej… Gdybyś była trochę milsza, może pozwoliłabym ci spać u mnie na podłodze, ale…
– Nie gadaj bzdur! Na haczykach wiszą klucze z numerami pokoi, więc nie wszystkie są zajęte. Po prostu dawaj ten kluczyk, bierz kasę i znikaj mi z oczu, bo nie ręczę za siebie!
Barmanka uśmiechnęła się bezczelnie.
– Obdartusów, pijaków i bezdomnych nie przyjmujemy. Jak widzisz nie możesz u nas dostać pokoju.
Adriana próbowała się uspokoić. Wiedziała, że jest czerwona na twarzy ze złości. Jeszcze kilka minut temu była pewna, że nie zabiłaby człowieka z błahych powodów. Teraz była do tego zdolna. Ta dziewucha sama się prosiła, aby rzucić w nią nożem. Przez przypadek oczywiście.
– Ty... ty...
– Ja się tym zajmę – powiedział Gilan, zapobiegawczo stając pomiędzy zabójczynią a barmanką. Na szczęście w porę zorientował się w sytuacji, bo Adriana naprawdę myślała o zabójstwie.
– Ale ona mnie obraziła! Ja tego tak nie zostawię! Wiesz w ogóle, kim ja jestem, wieśniaczko?!
Barmanka niechętnie oderwała wygłodniały wzrok od zwiadowcy i znudzona spojrzała na Adrianę.
– Mało mnie to akurat obchodzi...
Gilan złapał rękę zabójczyni w momencie, gdy ta sięgała po sztylet ukryty w rękawie peleryny.
– Uspokój się. Siądź sobie spokojnie, patrz - tam jest wolne miejsce. Usiądź sobie przy stoliku i poczekaj, a ja wszystko załatwię...
– Przestań do mnie mówić, jak do niestabilnej emocjonalnie osoby – syknęła, nie chcąc zwracać na nich niepotrzebnej uwagi.
– Niech ci będzie, ale poczekam obok. Jak mnie znowu to dziecko zacznie obrażać, to wiesz co zrobię.
– A to dziecko jest prawdopodobnie w twoim wieku.
– Lecz zachowuje się niedojrzale i – zamilkła, widząc znaczące spojrzenie chłopaka. Ona zachowywała się podobnie. – W porządku, już jestem cicho.
Oparła się naburmuszona o ścianę i zapatrzyła w okno. Ustawiła się jednak na tyle blisko, aby słyszeć, co mówią Gilan i ta dziewczyna.
– Przepraszam za nią. Miała ciężki dzień – powiedział zwiadowca, uśmiechając się uroczo do dziewczyny. Ta jak na zawołanie pokryła się rumieńcem. Gilan westchnął. Znowu to samo. Każda dziewczyna, jaką napotkał, ciągle za nim latała. Zdarzało się to bardzo często podczas misji, nawet wtedy, gdy jeszcze praktykował u Halta. Mrukliwy zwiadowca wykazywał się wtedy niesamowitą cierpliwością i tolerancją. Jednak niewiele brakowało, aby wycelował z łuku do jakiejś głupiej niewiasty, która polazła nie wiadomo po co za Gilanem, gdy obaj mieli jakąś ważną misję i trzeba było ją potem ratować. Oczywiście po tym fakcie owa dziewczyna, wdzięczna za ratunek, szła za nimi do granic swojego lenna, ciągle gadając coś o małżeństwie i innych bzdurach. Halt ledwo do wytrzymywał. Jednak młodszy zwiadowca nie potrafił powiedzieć tym młodym kobietom ,,nie”. Szczerze mówiąc, nawet nie chciał. Zabawnie było patrzeć na nie, jak chodziły za nim krok w krok. A jeszcze zabawniejsze widzieć minę swojego mistrza.
Spojrzał w bok na Adrianę. Ona jako jedyna nie latała za nim jak głupia. Pewnie dlatego ją lubił... Zaraz, zaraz. Lubił?! Czy on naprawdę ją lubił? Trudna sprawa z tymi kobietami...
– Mogę w czymś pomóc? – zapytała barmanka, trzepocząc rzęsami i nawijając sobie kosmyk blond włosów na palec. Gilan ponownie westchnął w myślach. Był zmęczony i najchętniej położyłby się spać. Z drugiej strony, barmanka była bardzo ładna, więc czemu by nie?
Uśmiechnął się i nachylił w stronę dziewczyny.
– To są wolne pokoje?
Adriana zacisnęła zęby, widząc, jak zwiadowca pochylił się w stronę dziewczyny. Byli zdecydowanie za blisko. Chwilę temu przestała słuchać ich rozmowy. Wystarczyło, że słyszała śmiech blondynki, widziała jej zalotny uśmiech... I tak ledwo mogła to znieść. Nie wiedziała dlaczego. Albo wiedziała, lecz nie chciała przyjąć tego do wiadomości. Ona zazdrosna? Ona? I o kogo? O Gilana? Nigdy w to nie uwierzy.
Jednak gdy dotknął policzka barmanki, poczuła jeszcze większą złość. Dwie minuty później zobaczyła, jak blondyna podaje Gilanowi dwa kluczyki. Chłopak chwycił je i położył na blacie. Dziewczyna spojrzała mu w oczy, nachylając się do przodu. On postąpił tak samo. Ich usta były tuż, tuż...
No nie, tego już za wiele!
– Och, jednak są wolne pokoje? Tak myślałam, że ta biedna dziewczyna ma coś nie tak ze wzrokiem – powiedziała zabójczyni, podchodząc do pary i stając pomiędzy nimi.
– Na przyszłość słuchaj mądrzejszych ludzi, dobrze, skarbie? - spytała sarkastycznie barmankę, podejmując bez problemu pojedynek na spojrzenia. Blondynka niechętnie spuściła wzrok. Zagryzła zęby, aby nie prowokować czarnowłosej zołzy, która wcisnęła się pomiędzy nią a przystojnego chłopaka. Nie chciała kolejnej awantury w gospodzie. Ojciec nie byłby zadowolony.
– No popatrz, popatrz. Mamy pokoje obok siebie. Czyż to nie cudownie?
Gilan stał dwa kroki za Adrianą i z rozbawieniem przyglądał się zaistniałej sytuacji. Kto by pomyślał, że niewinny flirt z barmanką tak rozzłości Adrianę? Nic nie mówiąc, przyjął klucz podamy mu przez zabójczynię.
– No idź już. Wezmę tylko płaszcz.
Zwiadowca westchnął i zmęczony powlókł się po schodach na piętro. Adriana podeszła spokojnie do stolika, gdzie zostawiła swój płaszcz. Blondwłosa barmanka wciąż piorunowała ją wzrokiem. Po chwili odwróciła się i zajęła wycieraniem szklanek. Zabójczyni miała zamiar wyjść bez słowa, ale zmieniła zdanie. Zatrzymała się cicho przy barze, nie zwracając uwagi stojącej za nim dziewczyny. Wyciągnęła z rękawa sztylet i od niechcenia oparła się o blat, pilnując, aby ostrze było doskonale widocznie tylko i wyłącznie dla blondynki.
– Jeszcze coś, skarbie – powiedziała, uśmiechając się niepokojąco. Wieśniaczka obróciła się wściekła, ale zamarła widząc broń w dłoni przeciwniczki.
– Uważaj następnym razem, bo wiem, gdzie sypiasz – syknęła Adriana, podrzucając od niechcenia sztylet i łapiąc go bez problemu. Oczy dziewczyny rozszerzyły się z przerażenia. Zrozumiała przekaz.
Adriana wyjęła z sakiewki kilka złotych monet i położyła na blacie.

– A to za miłą i skuteczną obsługę – rzuciła, uśmiechając się uroczo. Po czym bez słowa zniknęła na schodach, zostawiając za sobą przerażoną dziewczynę.

Mia LOG