Lista utworów

30 marca 2015

Informacja

Hej, moi drodzy!
Mam kiepską wiadomość. Nie wiem kiedy pojawią się nowe rozdziały. Cały świat sprzysiągł się przeciwko mnie. Najpierw brat wykorzystał cały internet. To nie była taka tragedia. Mogłam w końcu iść do koleżanki za płotem i opublikować rozdział. Ale zepsuł mi się komputer. Cały system i oprogramowanie wyleciało mi w powietrze. Nic nie chce działać (nawet Word), a najgorsze jest to, że stracę całą pamięć. Jestem pogrążona w żałobie. Więc jak komputer wróci z naprawy, dopiero wtedy będę mogła się zabrać za pisanie rozdziałów (a miałam już połowę następnego :( ). Obawiam się więc, że będę miała spore zaległości na waszych blogach, a rozdział pojawi się dopiero na początku maja. Chyba, że zdarzy się jakiś cud. Przepraszam za nieskomentowane jeszcze rozdziały i pozdrawiam,
Mentrix

11 marca 2015

Rozdział XIV

    Adriana siedziała na najwyższej gałęzi świerku, przyglądając się licznym powozom pnącym się stromą ścieżką w kierunku potężnego zamku. W karetach siedziały bogato odziane damy i mężczyźni w surdutach. Obok na siedzeniach leżały szykowne maski, pełne brylantów, złotego brokatu i piór. Podekscytowane głosy gości bez problemu dotarły do uszu zabójczyni.
Tak, bal maskowy u barona Greysona z pewnością był wydarzeniem godnym uwagi i plotek.
Dozwolone były stroje z każdej epoki i kasty społecznej, więc można było spotkać gości przebranych za królów, postacie historyczne i bohaterów mitów. Co odważniejsi i bardziej kontrowersyjni przebierali się za chłopów, aby wzbudzić jak największe zadziwienie i zainteresowanie.
Adriana uśmiechnęła się. Dla niej była to idealna okazja. Już jakiś czas temu wypatrzyła powóz, w którym jechała samotnie młoda dziewczyna. Czarna peruka była ozdobiona gdzieniegdzie kwiatami, strój w podobnym kolorze składał się z prostej sukienki bez żadnych zdobień. Dziewczyna miała na sobie granatową pelerynę, ręce położone na kolanach nerwowo mięły czarny kapelusz. Przebrała się za czarownicę, w przeciwieństwie do innych bogatych panien, które preferowały bycie wróżkami. Jej maska była cała biała, nie uwzględniając złotych zawijasów i jednego zielonego pióra. Od razu było widać, że wywodziła się z uboższej szlachty.
Adriana westchnęła. To pewnie był pierwszy bal nieznajomej, rozpoczynający jej poszukiwania odpowiedniego kandydata na męża. Powinna z nią jechać osoba dorosła, ale jej nie było. Pewnie rodziców dziewczyny nie było stać na opiekunkę, a sami nie mieli czasu, bądź nie zostali zaproszeni. Istniała też możliwość, że dziewczyna pojechała na przyjęcie bez ich zgody. W takiej sytuacji zabójczyni nie robiła nic złego. Wręcz przeciwnie. Co prawda uniemożliwi dziewczynie wzięcie udziału w balu i może nawet znalezienie męża, ale była i druga strona medalu. Bale maskowe miały to do siebie, że licznie przemieniały się w spotkania pełne rozpusty i zdrad. Taką opinią cieszyły się zwłaszcza te u barona Greysona. Prawdopodobnie mała imprezowiczka nie zdawała sobie z tego sprawy, wymknęła się spod opieki matki, aby zakosztować wolności życia. Adriana ją doskonale rozumiała, z tą różnicą, że ona nienawidziła bali. Ją cieszyły konne przejażdżki, bieg po lesie i samotna wędrówka.
Gdy powóz podjechał i kolejki swoich poprzedników i tam się zatrzymał, zabójczyni ześlizgnęła się sprawnie z drzewa. Wtapiając się w mrok, zbliżyła do niego. Woźnica stał dziesięć metrów dalej, podając strażnikowi zaproszenie. Żołnierz najwyraźniej znalazł wspólny język z rozmówcą w liberii, po razem narzekali na swoje jakże ciężkie życie.
Adriana podeszła do powozu, zciągnęła kaptur z głowy i zapukała w drzwiczki karocy. Za cienką szybą pojawiła się twarz przestraszonej dziewczyny. Uspokoiła się trochę, gdy zobaczyła na zewnątrz młodą kobietę mniej więcej w jej wieku. Zabójczyni uśmiechnęła się przyjaźnie, pokazując rękoma, że chce porozmawiać. Nieznajoma się zawahała, ale uchyliła lekko drzwiczki. Nie powinna tego robić. Adriana w mgnieniu oka wyciągnęła rękę i szarpnęła za klamkę. W ułamku sekundy znalazła się niezauważona przez nikogo z zewnątrz w powozie. Zamknęła za sobą drzwiczki i przycisnęła przerażonej dziewczynie sztylet do gardła, zanim ta zdołała wezwać pomoc.
– Milcz, a nic ci się nie stanie – syknęła cicho, pochylając się w stronę dziewczyny. Tak jak się jej przedtem wydawało, biedaczka było trochę do niej podobna. Na szczęście zdecydowała się założyć czarną perukę, co dodatkowo ułatwiało sprawę. Z wyglądem nie będzie problemu.
– Jak się nazywasz?
Dziewczyna w odpowiedzi pokręciła przecząco głową. Po jej bladych policzkach spływały łzy. Zabójczyni westchnęła, modląc się o cierpliwość. I o to, aby woźnica miał naprawdę beznadziejne życie, podobnie jak strażnik. Jeśli tak było, to miała sporo czasu, na przepytanie dziewczyny. Jeśli nie, to będzie musiała improwizować.
– Odpowiadaj jak pytam. Bo nie ręczę za siebie – warknęła, przyciskając mocniej sztylet. Przez głowę przeleciała jej myśl, że Gilan z pewnością załatwiłby to inaczej. Ale co ją obchodziły jego metody?! Miała swoje, co z tego, że bardziej brutalne. Pasowały do niej.
– Mary Eveshire – wyjąkała w odpowiedzi dziewczyna. Została nagrodzona ostrzem sztyletu, które odsunęło się odrobinę od jej ciała.
Adriana uśmiechnęła się zadowolona. Od teraz powinno pójść o wiele łatwiej.
– Kto cię zaprosił na bal?
– Baron Greyson.
– Twoi rodzice wiedzą, że tu jesteś?
Dziewczyna zaprzeczyła szybko, rumieniąc się. Prawdopodobnie miała nadzieję, że jej wyprawa zostanie zachowana w tajemnicy.
– Nie powiem nikomu, że cię tu widziałam, a w zamian oddasz mi maskę o zaproszenie na bal, w porządku?
Jeśli dziewczyna się zgodzi, ocali swoje dobre imię. A o ile plotki na temat barona Greysona były prawdziwe, także i cnotę. Adriana nie martwiła się o siebie, w końcu od czego ma się sztylety?
Marie z ulgą pokiwała głową, pewna, że tej nocy nie straci życia. Podała zabójczyni swoją maskę i zaproszenie, po czym sięgnęła do klamki powozu.
Rękojeść ostrza uderzyła ją u głowę, pozbawiając przytomności na kilka godzin. Gdy dziewczyna osuwała się bezwładnie na ziemię, Adriana chwyciła ją i upewniając się, że nikt ich nie widzi, wyciągnęła z karocy. Ukryła ja w gęstych zaroślach, modląc się, aby dziś nie padało.
– Wybacz – mruknęła cicho, kierując się do powozu. Ledwo zamknęła drzwiczki i założyła maskę, woźnica pojawił się obok.
– Wszystko załatwione. Możemy jechać, panienko? Baron czeka.
Adriana nie patrząc mu w oczy, wyniośle przytaknęła. Jeśli będzie miała szczęście, mężczyzna nie zauważy różnicy stroju. Czarna prosta sukienka, a strój do polowania tego samego koloru. Dla faceta nie powinno być różnicy. W dodatku miała podobny płaszcz co Marie, który okrywał ją szczelnie.
Powóz ruszył stromą ścieżką, wykładaną kamieniami. Pomimo tego trząsł się przeraźliwie, dziewczyna musiała się złapać oparcia, aby nie wypaść. Zdecydowanie wolała jazdę konną.
Zamek był coraz bliżej. Ogromny, z grubym murem obronnym, zachwycający. Ale tylko dla tych, którzy kochali przepych. Dla Adriany było tu zdecydowanie zbyt wiele detali, które były bardzo niepraktyczne i podczas oblężenia mogły działać na niekorzyść obrońców. Liczne płaskorzeźby na murach idealnie nadawały się do zawieszenia na nich liny i wtargnięcia na zamek.
Powóz przekroczył bramę. Dziedziniec był rozświetlony dziesiątkami pochodni, wieże rzucały długie cienie. Wszędzie było widać pary zamożnych mieszkańców królestwa, którzy dostąpili wątpliwego zaszczytu uczestniczenie w imprezie. Prawdopodobnie większość z nich przyszła tu ze strach. Nie śmieli odmówić takiej osobistości jak baron Greyson.
Jeśli dobrze pójdzie, z tego świata zniknie kolejny potwór.
Adriana poprawiła maskę i upewniła się, że nie widać żadnej broni. Wszystkie sztylety dokładnie schowała, ale ostrożności nigdy nie za wiele. Służący w liberii otworzył drzwi powozu, kłaniając się głęboko. Wyskoczyła na zewnątrz, pilnując aby się zachwiać, jak robiły to inne damy. Nie była to spowodowane nową modą, raczej kiepską równowagą. Chcąc nie chcąc, zabójczyni musiała się wtopić w tłum.
Służący przygotowany na takie okazje, złapał się za łokieć, ratując przez upadkiem. Skinęła mu w podzięce głową i ruszyła do głównego wejścia. Miała zamiar jak najszybciej zlikwidować barona i się stąd zmywać.
– Mogę prosić o zaproszenie? - spytał uprzejmie kolejny służący. Stał przy drzwiach i najwyraźniej pilnował, aby nikt niepowołany nie dostał się do środka. Dzisiaj zawiedzie.
Podała mu zaproszenie, nie zaszczycając mężczyzny spojrzeniem. Ten znalazłszy na liście gości nazwisko Marie, skinął aprobująco głową:
– Witamy w naszych skromnych progach. Mam nadzieję, że będzie się panienka dobrze bawić.
– Och, tego jestem pewna – odparła Adriana, uśmiechając się zimno. Służący szybko odwrócił wzrok. Oczy kobiety przed nim były bardzo niepokojące.
Nie czekając na jego odpowiedź, dziewczyna wmieszała się w tłum. Z ulgą stwierdziła, że kilka dam pokusiło się o podobne stroje myśliwskie. Co prawda tamte były bardzo kolorowe, aż raziły w oczy, ale Adriana nie była jedyną, która nie założyła sukni. W końcu to był bal maskowy, dozwolone były wszystkie stroje. Po prawej stronie zabójczyni zauważyła kobietę ubraną w prześwitującą suknię, sięgającą ziemi. We włosy miała wczepione pawie pióra, chyba przebrała się za Kleopatrę.
Po chwili znalazła się w sali balowej. Jej sklepienie sięgało dwunastu metrów, przyozdobione drogimi kandelabrami. Sufit pokrywały przepiękne malowidła, przedstawiające sceny z polowania. Wysokie okna w stylu gotyckim, zasłoniono częściowo ciężkimi bordowymi zasłonami. Ściany pokrywały liczne arrasy, wszywane złotem. Sala była pełna przepychu i bogactwo, aż raziła w oczy.
Wysokie kolumny podpierały całe pomieszczenie, przy każdej stał służący w surducie, gotowy służyć pomocą. Po bokach stały stoły obładowane jedzeniem, pieczone mięso, owoce, ciasta i inne łakocie kusiły. Środek sali był wolny, naprzeciwko drzwi stało podwyższenie z orkiestrą. Skrzypek nastrajał swój instrument.
Adriana skierowała się w stronę wypatrzonego miejsca. Stało w rogu sali, okryte cieniem, w dodatku z doskonałym widokiem na wchodzących. Za plecami miała okno, możliwą drogę ucieczki. Wprost idealnie.
Goście powoli przybywali i zajmowali swoje miejsca. Adriana usilnie starała się wypatrzeć barona Greysona. Co prawda powinien zjawić się jako ostatni, ale ostrożności nigdy zbyć dużo. Chwyciła jabłko z misy i w zamyśleniu obserwowała wchodzących. Miała nadzieję, że podczas jej nieobecności Gilan nie rozwali jej domu. I tak była pewna, że przejrzy wszystkie pokoje i szuflady, więc przez wyjazdem najcenniejsze dla siebie rzeczy i te, które zawierały ważne informacje, ukryła w skrytce. Zwiadowca nie miał szans jej odnaleźć. Nawet jeśli ufałaby chłopakowi, nie pokazałaby mu tych wszystkich tajemnic. Zbyt duże ryzyko.
Jej uwagę przykuł ruch po prawej stronie. Pojawił się właściciel zamku.
Baron był mężczyzną po trzydziestce, tytuł odziedziczył po ojcu, który poległ bohatersko w bitwie. Niestety syn nie wdał się w ojca. Według informacji zabójczyni, notorycznie zdradzał żonę na każdym z wyprawianych balów z młodą dziewczyną, która po raz pierwszy pojawiała się w towarzystwie. W zamian za tą ,,drobną” przysługę, umożliwiał kochance dobry start i znajomości z bogatszymi przedstawicielami władzy. Wtedy kobieta miała większą szansę na znalezienie odpowiedniego męża. Oczywiście z potężnym majątkiem. Chodziły także pogłoski, że baron spiskował przeciwko królowi Ducanowi. Jego śmierć przyniesie wiele dobrego.
Najpierw była uczta. Goście zasiedli do stołów, popijali wino, zajadali pieczystym. Większość z nich się obżerała. Adriana ograniczyła się do wody i sałatki. Nigdy nie wiadomo, czy nie została dodana jakaś trucizna. Potrafiła co prawda ją wyczuć, nie ważne jaki był jej skład. Jednak zawsze istniała możliwość, że coś przeoczyła, a wolała pozostać żywa. Sałatka była bezpiecznym wyborem, każdy rodzaj trucizny był doskonale wyczuwalny w połączeniu z warzywami. Dlatego też każdy wiedział, że jeśli chce się kogoś w ten sposób zabić, trzeba było doprawić owym składnikiem mięso bądź zupę.
Ludzie w całej sali plotkowali, wymieniali się poglądami. Zabójczyni zręcznie zbywała chętnych rozmówców. Najczęściej były to młode damy, które chciały poznać jej zdanie na temat jakiś arystokratów. Adriana milczała lub odpowiadała wymijająco. Przecież nie powie im, że nienawidzi ludzi z wyższych sfer.
Po dwugodzinnej udręce orkiestra zaczęła grać walca. Dziewczyna odetchnęła z ulgę, bowiem chciała jak najszybciej załatwić sprawę i wyjść z jej tłocznej sali. A potem wrócić do domu. Zastanowiła się nad tym uczuciem. Zwykle ten pomysł nie wydawał jej się taki wspaniały. Było jej wszystko jedno, gdzie jest. Czarna Wieża była była najbezpieczniejszym miejscem jakie znała, ale nie mogła powiedzieć, że czuła się jak w domu. Więc dlaczego chciała wrócić tak szybko? Przecież nie było tam nic takiego, za czym by tęskniła. Chociaż...
Gilan.
Nie, nie, nie. Nie tęskniła za nim. Brakowało jej co prawda sprzeczek i przekomarzania się z nim, ale to nie on był powodem dla którego chciała jak najszybciej wracać. Nie mogła nawet nazwać zwiadowcy przyjacielem, więc dlaczego miałaby czuć coś takiego? I na pewno wcale się nie martwiła o niego. No bo co ją w ogóle obchodził ten chłopak? Może miło się z nim spędzało czas i...
Baron Greyson usiłował się chyłkiem wymknąć z sali, ciągnąc za sobą młodą dziewczyną w złotej masce, przebraną za Marię Antoninę. Oddalał się od zatłoczonej sali, gdzie ze strony Adriany nic mu nie groziło. Głupiec.
Wstała powoli i wyszła z sali niezauważona przez nikogo. Tylko służący pokłonił jej się nisko. Z prawego korytarza słychać było oddalające się kroki, co chwila przerywane damskim chichotem. Ruszyła w tamtym kierunku, upewniając się, że sztylety są na swoim miejscu i czy może je szybko wyjąć. Po drodze minęła parę obściskujących się par, nie zwracały uwagi na nic poza swoim partnerem.
Baron najwyraźniej zmierzał w stronę swojego gabinetu. Trochę dziwna decyzja, wziąwszy pod uwagę okoliczności i jego towarzyszkę, ale dla chcącego nic trudnego. Oddalali się coraz dalej od sali balowej, rozmowy i śmiechy cichły. Stukot obcasów był coraz wyraźniejszy. Najwyraźniej zabójczyni doganiała parę.
– Jest pan pewien, że żona nie dowie się o tym? - spytała młoda dziewczyna.
– Moja droga, lady Elizabeth. Nic takiego nie będzie miało miejsca, przyrzekam. Nikt się nie dowie, że spędziliśmy ze sobą trochę czasu...
– Chyba trochę na to za późno – wtrąciła się Adriana, wychodząc zza rogu. Całe szczęście, że właściciel zamku był nieostrożny i wysłał całą straż na salę balową, aby pilnowała porządku.
Młoda szlachcianka pisnęła, chowając się za plecami towarzysza. Mężczyzna spojrzał podejrzliwie na zabójczynię. Ta uśmiechnęła się słodko. Maska zasłaniała większość twarzy, nie widział więc dokładki zimnego spojrzenia, jakim go obdarzyła.
– Baronie, bardzo chciałabym porozmawiać z panem w cztery oczy. Oczywiście, jeśli nie ma pan nic przeciwko temu – oznajmiła, kłaniając się głęboko. Udawanie pokornej i bezbronnej było uciążliwe, ale zawsze się sprawdzało. Przeciwnik cię wtedy nie doceniał i zadanie ułatwione.
– Jak masz na imię, moja droga?
– Marie Eveshire, mój panie.
Na jego twarzy pojawił się lubieżny uśmiech. Najwyraźniej rozpoznał nazwisko. Więc wychodziło na to, iż Adriana naprawdę ratowała Marie z opresji.
– Miałem po ciebie pójść, kiedy skończę, hmm... rozmawiać z Violet – wskazał ręką ukrywającą się za nim dziewczynę. - Możesz poczekać dwie godzinki, skarbie?
– Obawiam się, że to będzie niemożliwe. Muszę za te dwie godziny być w domu. Byłabym wielce zobowiązana, jeśli raczyłby pan porozmawiać ze mną teraz.
Spojrzał na Violet pytająco. Dziewczyna kiwnęła potwierdzająco głową:
– Poczekam, panie, te dwie godziny, aż skończysz rozmawiać z Marie.
Oboje najwyraźniej mieli inne definicje rozmowy niż Adriana. Ona przewidywała raczej szczerą spowiedź konającej ofiary, baron zaś coś zupełnie odmiennego.
– W porządku. Chodź, Marie. Porozmawiamy – uśmiechnął się zachęcająco, wskazując ręką otwarte drzwi do wieży, na szczycie której mieścił się jego gabinet. - Tam nikt nie będzie nam przeszkadzał.
Adriana weszła na schody, żałując w duchu, że nie nauczyła się walczyć lewą ręką. W takiej sytuacji było to bardzo przydatne. Kamienne stopnie zakręcały w prawą stronę, więc nie miała się jak zamachnąć sztyletem. Gdyby ktoś ją zaatakował z gry, mogłaby mieć kłopoty. Powinna poprosić zwiadowcę, aby nauczył ją walczyć lewą ręką, jak tylko wróci. Dotarła na sam szczyt i pchnęła drzwi z wiśniowego drewna.
Gabinet był okrągłym pomieszczeniem z dwoma oknami. Wpadało przez nie światło księżyca, oświetlając biurko i regały pełne książek. Blat był cały zapełniony papierami i zeszytami. Baron nie miał lekko. W rogu stała brązowa kanapa, podłogę pokrywał gruby dywan w indyjskie wzory. Nieopodal kanapy znajdował się wygasły kominek.
Mężczyzna zapalił liczne świece, żyrandol zapłonął jasnym blaskiem. Adriana podeszła do biurka, rzucając okiem na papiery.
– Mamy dla siebie półtorej godziny, moja droga. Violet czeka, więc...
– Spiskujesz przeciwko królowi? - spytała, porzucając formę grzecznościową. W tej sytuacji nie była potrzebna. A dowód zdrady trzymała właśnie w ręce. Nie było to co prawda pozwolenie na zamach na władcę, lecz spis działań mających na celu zdetronizowanie Ducana.
– Co proszę?
– Wiesz, że to się każe śmiercią? - baron najwyraźniej nie pojął jeszcze, co się dzieje. Stał nieruchomo przy drzwiach, ze świecą wciąż w ręku. Po chwili otrząsnął się z zaskoczenia.
– Natychmiast to odłóż. Niestety obawiam się, że będę musiał cię zlikwidować. Nie powinnaś tego zobaczyć – syknął, zbliżając się do dziewczyny i patrząc jej głęboko w oczy. Nagle zamarł. Zza maski patrzyły na niego chłodno zielone oczy. Był pewien, że Marie Eveshire miała niebieskie. Zdał sobie sprawę ze swojego błędu, ale było już za późno.
– Kim ty jesteś?! - cofnął się przerażony. Adriana w mgnieniu oka zajęła miejsce między swoją ofiarą a drzwiami. Uśmiechając się złowieszczo, ściągnęła maskę. - Nie jesteś Marie!
– Nie, nie jestem – przytaknęła spokojnie, wyciągając sztylet. Ostrze zalśniło w blasku księżyca i świec.
– Czego chcesz? - nie mógł oderwać wzroku od broni. Jednocześnie szukał czegoś do obrony.
– Gdybyś był uczciwym, porządnym obywatelem i mężem, nie byłoby mnie tu. Więc sam sobie odpowiedz na to pytanie.
– Ty chyba nie chcesz...
– Och, nie bierz tego do siebie. Taka praca. Z czegoś trzeba żyć.
Greyson właśnie zrozumiał swoją beznadziejną sytuację i rzucił się z krzykiem w kierunku okna. Adriana była jednak szybsza. Złapała go za kołnierz peleryny i rzuciła na biurko. Uderzył w nie z cichym jękiem, stosy papierów poleciały na podłogę. Dziewczyna zbliżyła się powoli, jakby od niechcenia do mężczyzny. Spokojnie przyłożyła sztylet do jego szyi. Szamotał się jak ryba w wodzi, ale nie było ucieczki.
– Nie... Nie... Błagam...
– Zachowaj trochę honoru, a nie beczysz jak dziecko. Mogę cię pocieszyć, i tak nikt nad tobą nie zapłacze. Raczej się będą radować z twojej śmierci.
– Ja ci zapłacę... Ile tylko chcesz. Zrobię wszystko...
Wzruszyła obojętnie ramionami.
– Było trochę pomyśleć, zanim zacząłeś zdradzać, wykorzystywać innych i spiskować przeciwko królowi.
Ostrze sztyletu przecięło powietrze. Baron zacharczał, próbując złapać powietrze. Z jego szyi spływała krew, oczy mężczyzna stawały się coraz bardziej zamglone. Odchodził z tego świata. Ręka, którą zacisnął na dokumentach, rozluźniła się. Umarł.
Adriana podniosła się z podłogi, wycierając zakrwawione ostrze sztyletu o koszulę nieboszczyka. Na jej ubraniu nie było żadnego śladu krwi. Schowała broń do pochwy i obrzuciła spojrzeniem biurko. Zgarnęła niektóre dokumenty i wsadziła do kieszeni. Mogły zawierać ciekawe informacje.        
 Skierowała się w kierunku drzwi. Uczestnicy balu uważali ją za gościa, więc nie musiała uciekać oknem. Minie jakieś pół godziny, zanim ktoś znajdzie nieżywego właściciela zamku. A zabójczyni spokojnie zdąży się oddalić.
Chwyciła za klamkę od drzwi.
– Nie posprzątasz po sobie?
Coś uderzyło ją w głowę i zapadła ciemność.

*********************************************************************************
Na zakończenie, chciałabym podziękować za tak dużą liczbę wejść. Nigdy nie sądziłam, że tak wiele osób odwiedzi mojego bloga. I dzięki serdeczne za komentarze, te pozytywne i te zawierające krytykę. Bardzo pomagają mi w pisaniu.
Rozdział miał być dłuższy, ale zorientowałam się, że gdybym zawarła w nim wszystko co planowałam, to miałby z 15 stron, a czekalibyście na niego kolejny miesiąc. Postanowiłam więc dodać coś krótszego. Na akcje musicie poczekać do następnego rozdziału :D
Przepraszam też za zaległości na blogach, ale to nie moja wina. Egzaminy gimnazjalne, co poradzić. Muszę znaleźć trochę czasu na fizykę, chemię i biologię, bo nic nie umiem. Dlatego obawiam się, że rozdziały będą pojawiać się rzadziej na obu blogach.
Pozdrawiam
Mia LOG