tag:blogger.com,1999:blog-32942167730997114922024-02-21T04:01:50.902+01:00Zwiadowcy - zupełnie inna historia...Mentrix Hadleyhttp://www.blogger.com/profile/12663335915708995959noreply@blogger.comBlogger75125tag:blogger.com,1999:blog-3294216773099711492.post-91231522837974980102020-12-26T03:05:00.000+01:002020-12-26T03:05:01.696+01:00Rozdział L<p>Na początku kilka spraw:</p><p>1. Jest mi niesamowicie wstyd. Minął prawie rok od ostatniego rozdziału. Niewybaczalne, nie mam nic na swoją obronę, ale niech wam to wynagrodzi dłuższy rozdział. O ile ktoś tutaj jeszcze zagląda :D</p><p>2. Nie jestem w stanie obiecać, co ile będę publikować. Może bezpieczniej będzie, że jakby ktoś chciał być poinformowany o nowym rozdziale, to niech zostawi w komentarzu jakiegoś maila czy coś, to wyślę powiadomienie.</p><p>3. Wesołych Świąt Bożego Narodzenia! </p><p>Pozdrawiam i zapraszam do lektury tych, którzy jeszcze tutaj zaglądają :)</p><p>Mentrix</p><p>*************************************************************************</p><p></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Słońce powoli wschodziło nad horyzontem, zabarwiając
morze na złoty kolor. Fale szumiały cicho, gdy rozbijały się o burtę statku,
kołysząc nim delikatnie. Wiatr wiał mocno, ale regularnie – idealna pogoda na
żeglowanie. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="font-family: inherit;"><i><span style="line-height: 107%;">Albo na napad na nadmorskie miasteczko</span></i><span style="line-height: 107%;">,
pomyślała Kirleen, kapitan Śmierci Północy, rozkoszując się chłodem poranka.
Zacumowali okręt za wystającym klifem, który skrył statek przed wzrokiem
miejskich wartowników. Teraz załoga powoli snuła się po pokładzie, przeżuwając
szybkie śniadanie i przygotowując się do wypłynięcia. Kapitan z uwagą
obserwowała kłótnię Wintress i Paula o to, czyim obowiązkiem było
uporządkowanie poplątanych lin. Pochodzący z Iberionu opalony prawie na brązowo
pirat wymachiwał energicznie rękoma, a mieszkanka Północy próbowała nadrobić
jego ekspresję swoim krzykliwym głosem. Kirleen skrzywiła się – żaden z nich nie
miał racji. To był obowiązek Chrisa. Tylko Chris nie żył od kilku dni. Ani ona
ani reszta załogi starała się najwyraźniej nie dopuszczać tej informacji do
siebie. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– <span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Możemy się
pospieszyć? – Zirytowany głos sprawił, że się wzdrygnęła. Jack był w załodze od
ponad sześciu miesięcy i stanowił jej integralną część, ale wciąż nie potrafiła
się przyzwyczaić do tego, że miał zwyczaj pojawiać się za rozmówcą znienacka. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Jadłeś coś? – spytała matczynym tonem, mierząc
chłopaka wzrokiem. Nie potrafiła nic poradzić na to, że wywoływał w niej
instynkt macierzyński. Miał niecałe osiemnaście lat, był zbyt chudy jak na jej
gust, a do tego za blady na pirata, który spędza cały dzień na słońcu. Czasem
zachowywał się jak dziecko – często się obrażał i znikał na orlim gnieździe na
kilka godzin, póki łaskawie nie raczył dołączyć do załogi na posiłek. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Kiedy spotkała go po raz pierwszy w porcie na granicy
Galii i Teutonii, wybuchła śmiechem, gdy zaniedbany chłopak z torbą przerzuconą
przez ramię i mieczem<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>ręku wyraził chęć dołączenia
do załogi. Właściwie, to tego zażądał. Do dzisiaj nie była pewna, czemu się
zgodziła. Na pierwsze oko nie wyglądał obiecująco – nieletni uciekinier, który
nawet nie potrafi zadbać o siebie. Może przekonał ją upór w zielonych oczach, a
może to, że łaził za nią na targu przez cały dzień. Jakimś cudem zdecydowała
się następnego dnia zapakować ten dodatkowy ciężar na statek i odbić od brzegu.
Pożałowała tego kilka godzin później, gdy już na głębokim morzu ktoś z załogi
rzucił mu ścierę i karał szorować pokład. Jack obdarzył go spojrzeniem godnym
króla, który z obrzydzeniem zauważył karalucha na ścianie. Pamiętała, jak
jęknęła głośno w duchu, zdając sobie sprawę, że zabrała na okręt arystokratę.
Myślała, że będą musieli wysadzić go w najbliższym porcie – byli zbieraniną
ludzi najróżniejszego pochodzenia i klasy społecznej, wiec nie potrzebowali
kolejnego nabytku, który uważał się na lepszego od nich. Jednak następnego dnia
obserwowała ze zmarszczonymi brwiami, jak Jack z zainteresowaniem w oczach
przygląda się, jak Agnes i Orwen wspinają się na maszty, aby rozwinąć żagle.
Nie było to łatwe zadanie, upadek z takiej wysokości groził co najmniej
złamaniem nogi, więc chętnych było trudno znaleźć. Kiedy obudziła się po
poobiedniej drzemce i wyłoniła się z kajuty w poszukiwaniu jakichkolwiek
resztek wina, Jack wspinał się już na maszt, jakby robił to całe życie. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Jakiekolwiek wątpliwości co do niego przepadły, gdy
zobaczyła, co potrafił zrobić z mieczem. Próbowali jak zwykle obrabować statek
kupiecki, jednak jego właściciel był wystarczająco inteligentny, aby
zainwestować w ochronę. Uśmiechnęła się krwiożerczo, przyglądając się mężczyznom
wyciągającym miecze. Nie miała jednak okazji rozprostować kości, bo w chwili,
gdy postawiła nogę na obcym pokładzie, wszyscy leżeli już martwi. Jack stał
wśród trupów z opanowanym wyrazem twarzy, nie zwracając uwagi na zdumione
spojrzenia członków załogi. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Chcę spać w kajucie – powiedział tylko, patrząc
wyczekująco na Kireen. Uśmiechnęła się kpiąco, bo nie faworyzowała nikogo.
Wśród załogi było kilku byłych arystokratów, którzy przyzwyczaili się do spania
we wspólnej izbie. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Bez szans – odparła, odwracając się do załogi i
wydając kolejne rozkazy. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Tego samego wieczoru przedzieliła swoją kapitańską
kajutę na pół za pomocą zapasowego płótna do żagli. Trzy miesiące później w
karczmie wpadli na Lucindę. Tydzień później Jack bez słowa zabrał swoje rzeczy
i zajął wolny hamak we wspólnej izbie pod pokładem. W głębi duszy Kirleen była
dumna.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Nie mamy czasu na coś tak zbytecznego jak śniadanie.
Nie mamy czasu. Jak się nie pospieszycie, to pójdę sam. – Głos stojącego obok
Jacka z pozoru wydawał się spokojny, ale znała go zbyt dobrze, aby nie zauważyć
lekkiego drżenia.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><i><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Cóż ta miłość robi z młodymi…<o:p></o:p></span></span></i></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Nad wszystkim panuję. Zdążymy ją uratować, ale ten
dupek Lenoix pewnie postawił podwójne straże, bo ma nadzieję, że po nią
przyjdziemy. Nie będzie łatwo, więc przestań być uparty i idź coś zjeść, żeby
nie zemdleć podczas walki… - zaczęła spokojnie wyliczać argumenty, ale rozzłoszczony
Jack przerwał jej natychmiast.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– W takim tempie nie zdążymy! Czy wam w ogóle zależy
na…<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Natychmiast się zamknij i zrób co mówię – warknęła,
chwytając chłopaka za przód białej koszuli i przyciągając do siebie. Zielone
oczy spotkały się z brązowymi, a reszta załogi instynktownie wycofała się poza
zasięg rażenia. Tira przekazała ukradkiem srebrną monetę Nathanowi. To był już
piąty raz w tym miesiącu, a od jego początku minęły dopiero dwa tygodnie. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Nie wmawiaj mi też, że mi nie zależy na członku załogi.
Jednak w przeciwieństwie do ciebie nie jestem głupio zakochanym szczeniakiem i
nie zamierzam narażać reszty przez mrzonki, które sobie ubzdurałeś – wycedziła
Kirleen, potrząsając chłopakiem. Naprawdę nie miała dzisiaj siły na takie
przedstawienie.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Tracisz czas na niepotrzebne rzeczy! Nie rozumiem,
jak możesz przełknąć cokolwiek, skoro Lucinda nie jadła nic pewnie od kilku
dni. Stoimy w miejscu, zamiast wypływać. Niby jak mamy zdążyć… - Jack urwał w
połowie, gdy tył jego głowy uderzył o drewniany maszt. Czasem zapominał, że
kapitan była od niego dużo silniejsza. Kiedyś tłumaczyła, że chodziło o geny ze
strony ojca, ale nie przykładał do tego wtedy wielkiej wagi. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Radzę ci się zamknąć, szczeniaku, bo właśnie
podważasz moje zdolności dowodzenia. – Głos kobiety był niesamowicie spokojny,
ale zwiastował ciszę przed burzą. Stojąca z tyłu Tira przeklęła cicho,
spoglądając bezradnie w kierunku towarzyszy. Taka Kirleen bywała zabójcza i
chociaż wątpiła, aby kapitan ich skrzywdziła, to jej ręka instynktownie oparła
się na rękojeści szabli.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Nie można podważyć czegoś, czego nie ma – odparł
bezczelnie Jack, którego instynkt samozachowawczy najwyraźniej nie istniał.
Wszystko ucichło, nawet szum fal zdawał się zaniknąć, gdy Kirleen analizowała
jego słowa. Załoga Śmierci Północy spodziewała się wybuchu.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">I wybuch nastąpił.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– To było niezłe – roześmiała się kapitan, gdy srogi
wyraz twarzy zastąpił uśmiech. Dwa złote zęby błysnęły w świetle słońca, które
pojawiło się nad horyzontem. – Naprawdę inteligentne i bezczelne – mówiła
dalej, a palce, które przedtem zaciskały się na materiale białej koszuli, teraz
targały czarne kosmyki włosów.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Jack burknął coś pod nosem, próbując wydostać się poza
zasiąg rąk Kirleen i uratować swoja fryzurę. Zupełnie nie rozumiał nagłych zmian
zachowania kobiety i czasem go przerażała, ale nie zamierzał chodzić wokół niej
na paluszkach ze strachu jak reszta załogi. Nie tego uczył go brat.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Wzrok Kirleen przyciągnął nagły błysk od strony miasteczka.
Statek wraz z odpływem wyłonił się odrobinę zza klifu i Lutetia była doskonale
widoczna w pierwszych promieniach słońca. Wyciągnęła lunetę i spojrzała w jej
kierunku. Na nadbrzeżu powoli zaczynał się ruch, a błysk był odbiciem światła w
zbroi wartownika, który prowadził pochód w kierunku głównego placu.
Prawdopodobnie skazańcy. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Nie chciała dać znać straży, że są w pobliżu, póki
Lucinda nie zostałaby wyprowadzona z więzienia. Zaalarmowani wartownicy
obstawiliby wszystkie wejścia do podziemi i wyciągnięcie stamtąd dziewczyny
byłoby niemożliwe. Teraz mogli wyruszać. Wykonanie kary poprzedzała przemowa
wyższego urzędnika, może samego cholernego Lenoixa, a następnie wyczytanie
listy zbrodni wszystkich skazańców. Mieli wystarczająco dużo czasu, aby
dopłynąć do portu i dostać na główny plac. Tym bardziej, że wzdłuż wybrzeża
płynął silny prąd. Zabójczy dla małych łódek, ale idealny dla statku.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– No dobrze, hołoto. Przygotować się do wypłynięcia!
Wciągać żagle! I bądź tak miły, Orwen, i pamiętaj tym razem o wciągnięciu
kotwicy. Czas się odpłacić temu miastu za wcześniejsze upokorzenie i śmierć
naszych towarzyszy. – W oczach Kirleen zabłysł złowróżbny blask, który załoga
powitała głośnymi okrzykami. Paul zastanawiał się, czy powinien założyć się o
śmierć Lenoixa.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Wszyscy rzucili się na swoje stanowiska, wykonując
czynności, które były ich chlebem powszednim od wielu lat. Śmierć Północy drgnęła,
a po chwili nabrała wiatru w żagle i ruszyła do przodu. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Może powinni zakraść się po cichu, wmieszać w tłum i
wtedy próbować odbić Lucindę. Jednak takie zachowanie nie było ich w stylu.
Piraci byli bezczelni, czasem w gorącej wodzie kąpani. Gdy napotykali
przeszkodę, rzucali się na nią ze wszystkich sił z szaleńczym uśmiechem na
twarzy. Bez tchórzostwa, czasem tylko z podstępem. Liczyła się tylko załoga.
Takie były pirackie zasady.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Nie myśl, że o tobie zapomniałam, Jack. Zjedz
śniadanie albo zostaniesz na pokładzie.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Tak jest, kapitanie – mruknął chłopak, rozglądając
się za czymkolwiek do jedzenia.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Jednak najważniejszą zasadą było to, że na pokładzie
Śmierci Północy niepodzielnie panowała Kirleen Bonney.<o:p></o:p></span></span></p>
<p align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center; text-indent: 35.4pt;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">***<o:p></o:p></span></span></p>
<p align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center; text-indent: 35.4pt;"><span style="line-height: 107%;"><o:p><span style="font-family: inherit;"> </span></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Szmer rozmów i towarzyszący im odgłos kroków wyrwały
Lucindę ze stanu półprzytomności. Była tak zmęczona, że już nawet nie mogła
zasnąć. Wartownicy zbliżali się do jej celi, a wraz z nimi przyprawiający o
ciarki dźwięk metalowej głowicy miecza ocierającej się o kolczugę. Trzech
mężczyzn przystanęło za kratami i po chwili usłyszała szczęk zamka.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Kątem oka spojrzała na promień słońca wpadajacy przez
małe okno w celi obok. Świtało, a więc nastał już czas. Albo jej załoga ich
uratuje, albo ona i Alaric spłoną żywcem.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Nie ruszaj się – warknął jeden z wartowników,
przykładając jej miecz do gardła. W tym czasie drugi sprawnie założył jej
kolejne kajdany na nogi. Na szczęście między dwoma obręczami był łańcuch
wystarczająco długi, aby mogła zrobić małe kroki. Przynajmniej dotrze na
miejsce egzekucji na własnych nogach, a nie ciągnięta po ziemi i pozbawiona
resztek dumy.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Podnoś się, nierządnico.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="font-family: inherit;"><i><span style="line-height: 107%;">Och, więc nawet już nie pirat, ale
nierządnica?</span></i><span style="line-height: 107%;"> – pomyślała zirytowana, kiedy brutalne
pociągnięcie za włosy podniosło ją na nogi. Została popchnięta w kierunku
wyjścia, ledwo utrzymując równowagę.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Francis, na pewno musimy go taszczyć na główny plac?
Wygląda jakby miał zdechnąć i bez naszej pomocy. – Lucinda posłała jadowite
spojrzenie kolejnemu strażnikowi, który stał w celi jej towarzysza niedoli.
Alaric był nieprzytomny albo w ogóle nie kontaktował, bo na słowa żołnierza nie
drgnęła mu nawet powieka.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Przestań szukać wymówek i weź się do pracy. Nie za
to ci płacimy. Czarci pomiot ma spłonąć na głównym placu ku przestrodze. I
lepiej się pośpiesz, bo się spóźnimy, a Lenoix nie lubi czekać.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Ale on się nie chce ruszyć – oznajmił bezradnie
mężczyzna, trącając więźnia nogą. Mag ani drgnął.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– To go nieś lub ciągnij za sobą – odwarknął
zirytowany dowódca, popychając Lucindę ku schodom prowadzącym do wyjścia z
więzienia. Kobieta co chwilę się potykała, bo krótki łańcuch między jej
kostkami nie był wystarczający do narzuconego tempa. Zamierzała zwrócić na to
uwagę, ale uśmiech na twarzy wartownika sprawił, że tylko zacisnęła zęby. Robił
to specjalnie. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Po chwili promienie wschodzącego słońca oświetliły jej
twarz. Zmrużyła oczy, próbując przyzwyczaić się do nagłej jasności. Za sobą
słyszała przekleństwa niosącego maga żołnierza. Podmuch wiatru przyniósł zapach
morza i ryb. Więzienie znajdowało się tuż przy porcie, za co była wdzięczna.
Może jej przygoda z morzem trwała krótko, ale jednak błękit fal koił nerwy. O
ile można było mówić o spokoju, gdy było się prowadzonym na bolesną śmierć. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Z niepokojem obserwowała morze – nigdzie nie widziała
Śmierci Północy. Nie zostawiliby jej na śmierć, prawda? Siedząc w ciemnej celi
wciąż trzymała się nadziei, że jej załoga ją uratuje. Nie chciała w nią wątpić
ani przez chwilę – w końcu w ciąg ostatnich miesięcy byli jej bliżsi niż
rodzina – ale wraz z kolejnymi krokami, jakie stawiała w kierunku głównego
placu, jej niepokój wzrastał. Myśląc logicznie, ratowanie jednego, w gruncie rzeczy
niewyszkolonego, członka załogi nie miało sensu. Tym bardziej, że ostatnio stracili
Chrisa i Elisabeth. Prawdopodobieństwo, że udałoby się odbić Lucindę bez
żadnych rannych, było bardzo niskie. Niepotrzebne ryzyko. Lucinda miała więc
nadzieję, że Kirleen nie zacznie nagle myśleć logicznie. Nie chciała umrzeć, a
już na pewno nie w taki sposób. Znała ryzyko, z jakim wiązało się bycie
piratem, kilka razy została ranna, raz prawie straciła trzy palce. Jednak jeśli
miała umrzeć, to podczas jakiejś przygody, napadu – a nie przywiązana do pala i
powoli trawiona przez ogień. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><o:p><span style="font-family: inherit;"> </span></o:p></span></p>
<p align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center; text-indent: 35.4pt;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">***<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Wartownik jęknął, gdy na jego szyi pojawiła się
czerwona rysa. Próbował zatamować krwawienie, chwytając się za gardło, ale rana
była zbyt głęboka. Upuścił trzymaną w lewej ręce wiązkę suchych gałęzi i osunął
się na ziemię. Jack usłużnie uchronił go przez głuchym uderzeniem o kamienne
podłoże, szybko wciągając ciało w ciemną uliczkę.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="font-family: inherit;"><i><span style="line-height: 107%;">To nie tak, że nie ufam Kirleen</span></i><span style="line-height: 107%;">,
pomyślał, powoli ściągając strój z martwego. Na szczęście mężczyzna nie
szamotał się za bardzo, gdy został zaatakowany, więc krew była widoczna tylko w
kilku miejscach na materiale munduru. Chłopak niechętnie zmierzył wzrokiem
strój, który ściągnął z trupa. Był od wartownika sporo mniejszy i szczuplejszy.
Ubranie będzie na nim podejrzanie wisieć, a do tego utrudni nagłe ruchy. Nie
miał jednak wyjścia. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Z niechęcią zrzucił własną koszulę i zaczął szamotać
się z mundurem. Jego zapach sprawił, że Jack zaczął kwestionować swoje życiowe
wybory. Podczas kilku ostatnich miesięcy zaczął tolerować to, że nie dostanie
każdego dnia świeżej i wypranej koszuli, a kąpiele zależą od tego, jak bardzo
chce się narażać na spotkanie z rekinami w morzu. Pod pokładem, gdzie wszyscy
spali, zajął hamak najbliżej okna, przez które wlatywało morskie powietrze
(musiał przekupić Nicholasa, aby się zamienił, ale inaczej chybaby nie
przeżył). Życie pirata nie było jego marzeniem, ale miał ograniczone możliwości
– musiał się cały czas przemieszczać, aby go nie znaleźli, a do tego
poszukujący go rycerze na pewno nie spodziewali się znaleźć uciekiniera wśród
rzezimieszków. Właściwie to nawet sam Jack nie spodziewał się tam siebie
znaleźć.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Jednak, kiedy w
porcie rzucił mu się w oczy mężczyzna ze znajomym herbem wyszytym na mundurze,
nie mógł się długo zastanawiać. Kirleen stała najbliżej wyjścia z portu, a jej
statek właśnie szykował się do wypłynięcia. Początkowo zamierzał wysiąść w
najbliższym porcie poza Teutonią, ale nie miał dalszego planu, a żeglowanie
miało swój dziwny urok. Nigdy też nie miał mocnego kręgosłupa moralnego, więc
przymykał oko na napadnięte statki – przynajmniej nie zabijał handlarzy,
ograniczając się do stacjonujących na łodziach wartowników. To, że kupcy i tak
ginęli od ciosów miecza jego załogi lub tonęli w morzu, nie było jego sprawą.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Jego brat pewnie miałby wiele do powiedzenia na ten
temat. Jednak to jego nieobecność spowodowała, że Jack musiał uciekać. Rada
głupców, która doradzała jeszcze ich ojcu za życia, stwierdziła, że małżeństwo
polityczne najstarszego syna nie jest wystarczające i zwróciła swe sępie oczy w
stronę Jacka. Jako, że Jack nigdy do najodważniejszych nie należał (ta cecha aż
w nadmiarze przypadła jego bratu), postanowił spakować najpotrzebniejsze rzeczy
i zniknąć z oczu rady. Przez pierwszy tydzień ukrywał się w stolicy, czekając
na powrót brata z Toscano, ale głowie rodziny nie spieszyło się najwyraźniej do
domu. Kiedy żołnierze zaczęli przeszukiwać miasto, Jack był już pewny, że rada
zawarła umowę małżeńską w jego imieniu z jakąś biedną panną, która pewnie i tak
kochała innego. Nie zamierzał oglądać ponownie tej tragikomedii oraz odgrywać w
niej głównej roli. Zdecydowanie wystarczyło mu obserwowanie brata, który starał
się być miły dla sporo młodszej od niego narzeczonej, uśmiechać się i nie
spoglądać kątem oka na prawdziwy podmiot jego uczuć. Miał dość oglądania
nastoletniej dziewczyny, która powinna się bawić w ogrodzie z przyjaciółkami, a
zamiast tego piła popołudniową herbatę z niechcianym narzeczonym, starając się
wyglądać wytwornie i nie zwracać uwagi na inną kobietę. Wreszcie nie chciał
widzieć kolejnej niedoszłej ukochanej, która starała się usunąć w cień, chociaż
to bolało. Co prawda w jego wypadku trzeci podmiot tego dramatycznego trójkąta
nie istniał, ale może jego przyszła żona miała już wybranka. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">W gruncie rzeczy go to nie obchodziło. Nie był nawet
pewny, czy ucieka przed niechcianym małżeństwem niczym bohater tych żałosnych,
a jednak poczytnych, romansów, czy może wynika to z chęci przeciwstawienia się
tym starym durniom z rady. Naprawdę czekał, aż jego brat wróci i ich wszystkich
wyrzuci. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;"><span style="mso-tab-count: 1;"> </span>To jednak jak na razie nie
nastąpiło, a Jack musiał skończyć analizować życiowe wybory i oddalić się od
trupa, zanim go przyłapią. Dlatego zacisnął zęby i założył pozostałe części
ohydnego mundury. Po raz kolejny powtórzył sobie, że robi to dla Lucindy.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;"><span style="mso-tab-count: 1;"> </span>Jego brat pewnie wybuchnąłby
śmiechem, gdyby go teraz zobaczył. Chociaż może byłby zniesmaczony jego
tchórzliwym planem. Ratowanie damy w potrzebie? O tak, jego brat uwielbiał te
klimaty, chociaż sam nie potrafił wytłumaczyć dlaczego. Ale przebranie się za
strażnika, podstępne poderżnięcie kilku gardeł w tłumie, aby uratować ową damę
i zniknąć od razu z oczu oprawców? Bez dania im odpowiedniej nauczki? Nie, tego
najnowsza głowa ich rodu z pewnością by nie zaakceptowała.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Jack nie miał jednak oddziału wojowników, porządnej
zbroi, odwagi i (przynajmniej w tej chwili) nazwiska, które niosło ze sobą
szacunek i podziw. Był zwykłym, anonimowym piratem, który zamierzał odbić
członka załogi i mieć w zupełnym poważaniu moralność. Nawet zemsta mogła
poczekać.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Od Kirleen i reszty załogi Śmierci Północy odłączył
się dosłownie w ostatniej możliwej chwili, zanim statek oddalił się za daleko
od lądu. Łajba musiała płynąć wzdłuż klifów, którymi było usiane wybrzeże,
nadrabiając tym samym drogi. Dlatego, po wypożyczeniu konia od podróżującego
handlarza (oczywiście pod wpływem groźby) i galopie głównym traktem, który
biegł prosto do Lutetii, Jack znalazł się w mieście jeszcze zanim zaalarmowani
strażnicy zauważyli piracki okręt wyłaniający się zza klifów. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Główną ulicą przemieszczała się masa podekscytowanego
tłumu, dając jasno do zrozumienia, że ma coraz mniej czasu na uratowanie
dziewczyny. Jack szybko ukrył trupa pod stertą śmierci, które leżały w zaułku,
podniósł wiązkę suchych gałęzi, które mężczyzna ze sobą wcześniej dźwigał i
wmieszał się w pochód mieszkańców miasta. Nie musiał wiedzieć, gdzie jest
główny plac – był ciągnięty w jego stronę wraz z tłumem. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Zmarszczył nos, kiedy lekko podpity i wyśpiewujący
sprośne piosenki rybak trafił przez przypadek łokciem w jego brzuch.
Powstrzymał się od oddania ciosu, a mężczyzna niewyraźnie przeprosił, widząc
mundur, który miał na sobie Jack. Jedynym plusem śmierdzącego materiału, który
musiał na siebie założyć było to, że reprezentował przynależność do straży
Lenoixa. Mieszkańcy, którzy go zauważyli, starali się odsunąć z szacunkiem i
nie wpadać na niego. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Po chwili Jack dotarł do promenady biegnącej wzdłuż
kanału, który przecinał miasto. Był wystarczająco szeroki, aby zmieściły się w
nim duże statki, jednak jego głębokość niepokoiła Jacka. Wiedział, że Kirleen
zamierzała<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>w niego wpłynąć Śmiercią
Północy. Zanurzenie statku nie było tak duże, jak w wojskowych okrętach, ale
musieliby wyrzucić zbędny balast, aby nie utknąć w kanale. Miał nadzieję, że kapitan
o tym pomyślała. On i tak nie mógł na to w tej chwili nic poradzić.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Słońce wznosiło się coraz wyżej na niebie, niosąc ze
sobą ciepło, które wdawało się wszystkim we znaki. Pogoda na wybrzeżu jakby
zupełnie ignorowała panującą na kontynencie porę roku, ciepłymi promieniami
słońca oświetlając twarz Jacka. Zmrużył oczy, kiedy wraz z tłumem dotarł na mały
plac. Niewątpliwie dla mieszkańców miasta był największą wolną przestrzenią w
Lutetii, ale nawet większość sali balowych, które chłopak widział, była od
niego większa.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Kobiety i mężczyźni tłoczyli się wokół centrum placu, gdzie
powoli wznosił się stos. Główna konstrukcja powstała już o świcie – gruby,
drewniany pal otoczony małym podestem stał pewnie na środku, podczas gdy wokół
niego wartownicy układali sterty gałęzi, które inni strażnicy powoli donosili z
pobliskiego lasu. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Lucindy nigdzie nie było widać. Pewnie była prowadzona
w powolnym pochodzie, aby mieszkańcy mogli się napatrzeć i nacieszyć jej nieszczęściem
oraz własnym triumfem nad bezlitosnymi piratami. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Na samą myśl o tym Jack pragnął krwi. Rozumiał
mieszkańców oraz to, że pragnęli się bronić. Załoga Śmierci Północy i reszta
piratów nie byli dobrymi ludźmi. Napadali, rabowali, grabili, zabijali. Kilka
razy w życiu Jack towarzyszył bratu w pozbywaniu się takich rzezimieszków,
widział wtedy to, co przeżywały ich ofiary. Więc Jack jak najbardziej rozumiał
mieszkańców i nie miał im niczego za złe.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Ale Lucinda była właściwie jedynym członkiem załogi,
który nie miał jeszcze krwi na rękach, a miała cierpieć. Jack natomiast był przywiązany
i głupio zakochany. A do tego Lenoix zawsze był sadystą, który cieszył się rozlewem
krwi i cierpieniami, a z egzekucji robił przedstawienie dla ludu. Prawdopodobnie
nie zmienił się od czasu, kiedy Jack miał wątpliwą możliwość spotkać go w
towarzystwie brata.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Na co czekasz? Daj mi ten chrust, bo zaraz
przyprowadzą skazańców – warknął jeden z wartowników, wyrywając z rąk Jacka wiązkę
gałęzi, które dodał do wielkiego stosu. Inny zaczął polewać drewno smołą, aby
lepiej się paliło. Chłopak skrzywił się wewnętrznie. Im większe płomienie, tym
trudniej będzie wyciągnąć Lucindę. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Zacisnął rękę na rękojeści sztyletu. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">To nie było nic, czego nie byłby w stanie zrobić.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><o:p><span style="font-family: inherit;"> </span></o:p></span></p>
<p align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">***<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><o:p><span style="font-family: inherit;"> </span></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="margin-left: 35.4pt; text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Pomioty diabła!<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="margin-left: 35.4pt; text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Zabójcy! Mordercy!<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="margin-left: 35.4pt; text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Mój mąż… Moja rodzina…<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="margin-left: 35.4pt; text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Na stos z nimi! Niech płoną!<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Lucinda zacisnęła zęby, próbując ignorować okrzyki i jęki
tłumu. Nie zdążyła uchylić się w porę i średniej wielkości kamień rzucony przez
kogoś uderzył ją w brzuch. Łza zawirowała w kąciku oka, czy to z bólu czy ze
zwyczajnego strachu. Jej załogi nigdzie nie było widać, a oni właśnie wkraczali
na główny plac. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Przez całą drogę z więzienia była obrzucana obelgami i
przekleństwami. Podczas czasu spędzonego z piratami słyszała przeróżnego
rodzaju słownictwo, ale nigdy nie była jego adresatem. We włosach oprócz brudu z
więzienia i krwi miała teraz resztki popsutego jedzenia, którym obrzucał ja
tłum. Cała jego złość była skupiona wyłącznie na niej – nawet ci, którzy
stracili rodziny i dobytek poprzedniego dnia w wywołanej magią katastrofie, wyżywali
się na niej. <span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Winowajca wczorajszej
tragedii był całkowicie nieprzytomny i do tego niesiony przez jednego ze
strażników – żaden z mieszkańców nie rzucał więc w niego ani obelgami ani
przedmiotami, aby nie zranić wartownika. Jeśli Alaric miał pozostać nieprzytomny
także w momencie śmierci, to Lucinda mu tego zazdrościła.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Stos wyglądał tak samo jak na ilustracjach w księgach,
które znajdowały się w jej starym domu. Widok niby znajomy, ale i tak wywołał u
niej napad paniki. Nie mogła nabrać powietrza w płuca. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Zginie. Zginie przywiązana go drewnianego pala,
trawiona płomieniami. Mogła mieć jedynie nadzieję, że udusi się dymem, zanim
dotknie ją ogień. Według podsłuchanych rozmów służących była to jedyna ulga, na
jaką mogła liczyć. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Otworzyła szerzej usta, próbując ponownie zaczerpnąć powietrza.
Udało się, ale jej oddech był krótki, urywany. Miała jednocześnie wrażenie, że
zakrztusi się zebraną w ustach śliną i zwymiotuje. Nogi i ręce zaczęły jej drżeć
niekontrolowanie i upadłaby na ziemię, gdyby nie silne dłonie wartownika nie
chwyciły jej za ramię, aby pociągnąć w stronę stosu.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Nie… Nie, błagam… Proszę, nie róbcie tego, nie
róbcie…<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Gdzieś w głębi duszy nienawidziła się za to. Za tę słabość,
brak dumy. W drodze na plac, gdy na horyzoncie nie zamajaczył się piracki
statek i straciła nadzieję, wmawiała sobie, że będzie stała tam z podniesioną głową.
Spojrzy w oczy oprawcom, nie ugnie się po presją. Jednak wystarczył widok stosu
i cała odwaga ją opuściła. Nie widziała jakim cudem ci wszyscy wielcy ludzie, o
jakich czytała w książkach, byli w stanie zachować godność w takiej chwili. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Lucinda miała ochotę paść na ziemię i błagać o pomoc.
I zrobiłaby to, gdyby nie mocny chwyt wartownika, który przekazał ją kolejnemu.
Została zmuszona do wspięcia się na wysoki podest i odwrócenia się twarzą do tłumu.
Z jej gardła wydobył się cichy szloch, przeplatany błaganiami o litość.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Jakąż ohydną i słabą osobą była.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="font-family: inherit;"><i><span style="line-height: 107%;">Jesteś tylko człowiekiem</span></i><span style="line-height: 107%;">,
wyszeptał jej umysł, ale myśl została zignorowana.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Przepraszam… Naprawdę przepraszam… Błagam…<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Przywiązali ją to tego samego słupa co Alarica, plecami
do siebie. Mężczyzna chyba wciąż był nieprzytomny albo nie potrafił ustać na
nogach, bo dwie grube liny przymocowane do pala przytrzymywały jego ciało w
pionowej pozycji. Głowę miał zwieszoną. Lucinda szarpnęła się, aby kajdany ani
drgnęły. Rozgrzane od gorąca płomieni będą palic jeszcze zanim ogień ich
dosięgnie. Wokół rozbrzmiewały okrzyki wzburzonego tłumu, sypały się liczne
przekleństwa i zachęty, aby natychmiast podłożyć ogień. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Wszystko ucichło, gdy na podwyższenie naprzeciwko stosu
wyszedł ubrany z bogato zdobioną zbroję mężczyzna. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Arden Lenoix uśmiechnął się promiennie do tłumu, który
zawiwatował krótko na cześć uwielbianego przywódcy, którego rządy położyły kres
napadom piratów na miasteczko. Szare oczy trzydziestoletniego mężczyzny z
mściwą satysfakcją spojrzały na stos i skazańców. Lucinda nie miała siły, aby
wytrzymać spojrzenie i po chwili spuściła wzrok. Lenoix sprawował oficjalny
urząd komisarza do zwalczania wszelkich przejawów magii, ale czerpał także osobistą
przyjemność z likwidowania przy okazji wszelkim innych przestępców. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Szlachetni mieszkańcy Lutetii – rozpoczął, a jego
donośny głos rozległ się nad milczącym, lecz pełnym entuzjazmu tłumem. – Kilka dni
temu byliśmy zmuszeni do zmierzenia się z kolejnym atakiem piratów. Te diabły w
ludzkiej skórze wciąż nie nauczyły się, że Lutetia jest dla nich symbolem
śmierci, lecz wspólnymi siłami zdołaliśmy im to uświadomić. Pamiętajmy, proszę,
o naszych dzielnych strażnikach oraz bezbronnych ofiarach, które straciły życie
tamtego dnia. Dzięki ich poświęceniu wygraliśmy, położyliśmy kres…<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Lucina zagryzła wargi, próbując powstrzymać napływ
wspomnień. Ciała dwóch członków załogi leżące bez życia na ziemi. Chris miał
całkowicie rozcięty brzuch. Głęboka rana na udzie Paula. Miałą nadzieję, że
udało mu się przeżyć, że nie było więcej ofiar śmiertelnych. Że z Kirleen było
wszystko w porządku. Z Jackiem. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Nigdy się już o tym nie przekona.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Wczorajszego wieczora spotkała nas kolejna
katastrofa. Sługa Belethiasa pojawił się znikąd, aby szerzyć plugawe dzieło
swego pana. Wciąż nie mogę się otrząsnąć na myśl o tych wszystkich, których wczoraj
straciliśmy. O matkach z dziećmi, które zostały pozbawione ojca i domu nad
głową. Jednak złapaliśmy ten pomiot diabła, który zapłaci za swoje zbrodnie
życiem! Zatriumfowaliśmy… - Lenoix kontynuował swoje przemówienie, kiedy przez
tłum przebiegł cichy i pełen niepokoju szmer. Po chwili wzrósł na sile, a
wartownik stojący obok stosu z płonącą pochodnią rozejrzał się niespokojnie.
Tknięta przeczuciem i nagłą nadzieją Lucinda podniosła wzrok ku widocznemu w
oddali morzu.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Była tam.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Piraci! To piraci! – wrzasnął nadbiegający od strony
portu wartownik.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Śmierć Północy sunęła majestatycznie w ich stronę na
pełnych żaglach. Zbliżała się znacznie szybciej niż powinna, siejąc popłoch pośród
tłumu, ponieważ bez wątpienia kierowała się w kierunku placu. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Zamknąć wejście do kanału! – ryknął Lenoix,
przeklinając w duchu, że nie przewidział tej sytuacji. Rozstawił straże w zachodniej
części miasta, aby wypatrywały piratów, którzy musieli stamtąd nadejść. Nie
myślał, że odważą się skorzystać ze wschodniego, szybkiego, ale <span style="mso-spacerun: yes;"> </span>niezwykle niebezpiecznego prądu morskiego.
Dlatego pojawili się znienacka i zbliżali w przerażającym tempie. Miał mało
czasu na zorganizowanie obrony. Przynajmniej będzie kolejną szansę wybić ich co
do nogi.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Natychmiast zamknąć wejście! – zawołał ponownie, zbiegając
z podwyższenia. Jeden z pomocników podał mu miecz. – Wszyscy strażnicy do kanału!
Reszta w głąb miasta! <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Tłum rozproszył się na jego słowa. Ludzie chwytali
tych bardziej ciekawskich sytuacji za ręce i ciągnęli w wąskie uliczki, oddalając
się od placu. Wartownicy wyciągali broń i ustawiali się w odpowiednim szyku,
jak ich nauczono na szkoleniu. Panował zamęt.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Lenoix zatrzymał się przy stosie. Zmierzył wzrokiem
nieprzytomnego czarownika i kobietę, w której oczach pojawił się błysk nadziei.
Uśmiechnął się.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Podpal stos. Niech wasza piątka tu zostanie i
dopilnuje, aby wyzionęli ducha – rozkazał trzymającemu pochodnię wartownikowi i
pobiegł dalej. Mężczyzna wzruszył ramionami i podłożył ogień. W tej samej
chwili przednie działa Śmierci Północy wypaliły i kule armatnie uderzyły w
bramę, powoli zamykającą wejście do kanału. Rozpadła się na drobne części, a
droga stanęła otworem. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Chwila, zaczekaj… - zaczęła Lucinda, ale było już za
późno. Ogień zajął gałęzie u podstawy stosu, a ona została obdarzona obojętnym
spojrzeniem. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Zaczęła się szarpać. Ratunek był już tak blisko. Nie
mogła pozwolić, aby ryzyko, jakie podjęli poszło na marne. Musiała przetrwać tych
parę minut. Pal ani drgnął, a kajdany tylko obtarły mocniej jej nadgarstki. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Niech to szlag – warknęła, czując napływające do
oczu łzy. Wokół niej było coraz więcej dymu, który przysłaniał wszystko. Ogień
pochłaniał kolejne gałęzie. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Cholera! Alaricu! Słyszysz mnie? Obudzić się,
proszę, na chwilę. Zrób coś, cokolwiek. Tylko parę minut… - próbowała obudzić towarzysza
niedoli, ale ten ani drgnął. Czy nawet jeśli byłby przytomny, to potrafiłby coś
zrobić w takim stanie? Nie wiedziała, na czym polegały jego sztuczki, ale gdyby
mógł którejś użyć, zrobiłby to jeszcze w więzieniu. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Potrzebowała paru minut. Tak mało czasu, a jednak do
nie miała. Zaczynała się krztusić gęstym dymem, który wleciał jej do płuc. W
głowie jej wirowało od gorąca, a umysł miała zaćmiony. Naprawdę miała zginąć teraz,
gdy ratunek był tuż tuż?<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Zza zasłony dymu usłyszała szczęk mieczy i po chwili
pełen boleści jęk. Odgłosy szamotaniny i upadającego na kamienne podłoże ciała.
Przesłyszała się? Statek był jeszcze zbyt daleko, aby ktokolwiek z załogu mógł
tutaj dotrzeć. Jednak była pewna, że słyszała dźwięk krzyżujących się mieczy.
Ogień prawie sięgał już jej zniszczonych butów.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Nagle ktoś wskoczył na podest, na którym stali, a cały
stos zakołysał się niebezpiecznie. Rozległo się ciche kliknięcie i jej ręce były
wolne. Oszołomiona podniosła załzawione oczy, próbując rozpoznać twarz ukrytą w
chmurze dymu. Jej wzrok napotkał zielone tęczówki. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Jack – westchnęła z ulgą, próbując powstrzymać błogi
uśmiech, który próbował pojawić się na jej ustach. Wciąż stali na płonącym
stosie.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Tak, to ja. A teraz chodź, musisz skoczyć. Tutaj płomienie
są najmniejsze… - wyjaśnił, odwracając się i ciągnąc ją w prawą stronę. Faktycznie,
dym wydawał się tam być rzadszy. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Czekaj – zatrzymała go zachrypniętym od dymu głosem.
Kręciło się jej w głowie. – Nie możemy go zostawić – powiedziała, wskazując na
Alarica. Jack zacisnął niezadowolony usta, ale posłuchał. Brzdęknęły klucze,
które zabrał jednemu z zabitych strażników, a wraz z przecięciem lin ciało
nieprzytomnego mężczyzny runęło do przodu. Jack złapał je w ostatniej chwili
zanim runęło w płomienie u podstawy stosu. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Skacz – rozkazał Lucindzie. Nie wiedział, w jakim
była stanie i czy da radę przeskoczyć płomienie, ale nie mógł pomóc, skoro był
zmuszony dźwigać dodatkowy balast. Oczywiście dziewczyna nie mogła zostawić innego
człowieka na tak bolesną śmierć – była to jedna z cech, które w niej uwielbiał,
dlatego się nie kłócił z tą decyzją. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Dziewczyna odruchowo próbowała wziąć głębszy oddech przed
skokiem, jednak zakrztusiła się dymem. Przeklęła w myślach nieostrożność,
oceniając mniej więcej odległość, jaką musiała pokonać. Da radę. Robiła podobne
rzecz na pełnym morzu i to z rekinami pływającymi jej pod stopami. Odbiła się
mocno i rzuciła do przodu. <span style="mso-spacerun: yes;"> </span><o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Wylądowała bezpiecznie na bruku, chociaż od razu musiała
ugasić fragment ubrania, który zajął się ogniem. Rozejrzała się ostrożnie dookoła,
ale oprócz martwych ciał strażników zabitych przez Jacka nie widziała nikogo. Odwróciła
się o porę, aby zobaczyć go wyłaniającego się z dymu. Jego lądowanie nie było
tak udane jak jej z powodu dodatkowego balastu. Zachwiał się, a Lucinda musiała
łapać upadającego Alarica. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Podtrzymując ciężar mężczyzny mimowolnie pomyślała o
tym w jak zupełnie odwróconej sytuacji się znajdowali. Kilka miesięcy wcześniej
to ona byłaby łapana, a nie na odwrót. Nie, żeby miała coś przeciwko. Ze
współczuciem spojrzała na Alarica, który wydawał się na wpółmartwy. Jeśli się nie
myliła, to nie zostało mu dużo czasu. Jednak przynajmniej zasłużył na spokojną
śmierć i godny pogrzeb. Upewni się, że go dostanie, chociaż wciąż miał nadzieję
na cud.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Musimy uciekać – mruknął Jack, słyszą nadbiegających
wartowników. Najwyraźniej zauważyli w oddali martwe ciała towarzyszu i
domyślili się, że ktoś pomógł skazańcom. – Zostaw go i chodźmy. Dasz radę biec?
Zajmę się każdym, kto stanie nam na drodze, więc nie musisz się przemęczać… -
zamilkł, widząc wzrok, jakim obdarzyła go Lucinda. Od razu miał wrażenie, że
powiedział cos głupiego.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Zabieramy go ze sobą – oświadczyła dziewczyna, jakby
to była oczywistość. Jack z dziwnym uczuciem w piersi zauważył, jak zacisnęła
palce na ramieniu nieznanego mu mężczyzny. Według Jacka sposób, jaki go
trzymała, był zbyt opiekuńczy jak na kogoś, kogo niedawno poznała. Nie podobało
mu się to, ale zacisnął zęby. Nie zamierzał zaprzepaszczać swoich szans przez bezpodstawne
oskarżenia.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Będzie przeszkadzać. Uratowałaś go od śmierci w płomieniach
i to wystarczy. Połóż go na ziemi, może się ocknie i ucieknie. Jak się nie
pospieszymy, to…<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– On idzie z nami – powtórzyła z uporem. Wpatrywała
się w Jacka, a on czuł, że jest na przegranej pozycji.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– To zbędny balast. Do tego wygląda na martwego. Nie
jestem w stanie go nieść i jednocześnie walczyć. A do tego Kirleen z pewnością
się nie zgodzi na przygarnięcie zwiastującego problemy nieznajomego.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Cóż Jack, przedstawiam ci Alarica, który swoja drogą
nie jest jeszcze martwy. I któremu zawdzięczam w pewien sposób życie. Więc zamierzam
go uratować. Z Kirleen porozmawiam potem. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Ależ Lucindo… - zaczął bezradnym tonem chłopak,
próbując zignorować fakt, że Lucinda wyglądała wspaniale, kiedy mówiła coś
takim kategorycznym tonem. Chyba powinien porozmawiać z bratem, bo zachwycał się
dziwnymi rzeczami. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Jego przemyślenia przerwał świst kuszy. Instynktownie
rzucił się na ziemię, pociągając za sobą Lucindę i jej zbędny balast. Bełt odbił
się od kamiennego podłoża metr dalej.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Ja go poniosę, a ty się nimi zajmij – wysapała dziewczyna,
podnosząc się z ziemi. Chwyciła Alarica i pociągnęła za sobą, przerzucając sobie
rękę przez ramię. Jack również stanął na nogach, wyciągając trzy sztylety. Nie
było czas na kłótnie.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Masz i biegnij do Kirleen. Jeśli będziesz miała
szczęście, to w tym zamieszaniu wezmą was za rannych i szukających schronienia
cywili. Dołączę do was później – obiecał, wciskając jej w rękę jeden ze
sztyletów. Dziewczyna pokiwała głową. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Uważaj i wracaj jak najszybciej – powiedziała, po
czym jak najszybciej ruszyła w stronę Śmierci Północy, praktycznie ciągnąc ze
sobą nieprzytomnego Alarica.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Jack odprowadził ją wzrokiem, po czym odwrócił się w stronę
nadbiegających strażników. Na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech, kiedy
przeciągnął się, rozprostowując mięśnie.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Dzień dobry, panowie. Musicie mieć niezwykłego pecha,
że tak na siebie wpadliśmy.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><o:p><span style="font-family: inherit;"> </span></o:p></span></p>
<p align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">***<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><o:p><span style="font-family: inherit;"> </span></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Arden Lenoix był rozdarty. Nie wiedział, czy powinien dołączyć
do strażników, którzy biegli w stronę wejścia do kanału, przez które właśnie
przedzierał się statek piracki, czy może w stronę głównego placu, skąd też
dochodził szczęk mieczy. Najwyraźniej piraci musieli posłać kilku członków
załogi przodem, aby zrobić zamieszanie w dwóch miejscach na raz.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Spojrzał w kierunku portu, próbując sobie wyobrazić,
jak mógłby pomóc w takiej sytuacji. Statek już do kanału, ale piraci nie opuścili
pokładu, jak myślał. Za to co chwila można było usłyszeć huk armat, które
bezlitośnie całowały w budynki blisko brzegu. Ludzie biegali, krzyczeli, niektórzy
próbowali zabrać drogocenne przedmioty, zanim ich dobytek zostanie pogrzebany
pod gruzami. Lenoix nie wiedział, jak mógłby zapobiec temu zniszczeniu. Liczył,
że żądni zemsty piraci od razu postawia stopę na suchym lądzie, a wtedy on i
jego wartownicy będą mieli przewagę. Jednak najwyraźniej kapitan zdecydowała
się na o wiele bezpieczniejsze dla załogi i o wiele bardziej druzgoczące dla mieszkańców
Lutetii rozwiązanie. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Nie mógł się mierzyć z uzbrojonym w działa i wielkim
okrętem. Ale mógł zmusić piratów do poddania się. Chociaż nie spodziewał się po
nich takiego zachowania, to jednak przypłynęli odbić członka swojej załogi. Co
oznaczało, że dbali o siebie nawzajem. Lenoix mógł to wykorzystać, skoro miał
tuż pod nosem kilku z nich – skazańca i kilku innych, którzy walczyli na głównym
placu.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Dlatego wykrzyczał odpowiednie rozkazy i razem z
trojgiem podwładnych rzucił się w kierunku placu. Płomienie całkowicie
pochłonęły stos – prawdopodobnie nie było już mowy o wykorzystaniu jako karty
przetargowej kobiety, którą mieli dzisiaj stracić, ale Arden wciąż słyszał
szczęk mieczy. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Przebiegając obok ciał martwych wartowników próbował
na tej podstawie oszacować, ilu mogło być przeciwników. Pięciu? Sześciu? Zabrał
ze sobą tylko trzech ludzi, ale sam był wybitnym wojownikiem, zdolnym powalić bez
problemu trzech piratów na raz. Ci przestępcy byli skuteczni w walce z
niewyszkolonymi lub pozbawionymi doświadczenia strażnikami, ale z kimś, kto od
małego ćwiczył się w sztuce miecza, nie mieli szans. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Pewny siebie wpadł w chmurę dymu, która spowijała
plac. Nie był bardzo gęsty, ale trochę utrudniał widoczność. Dał znak swoim
towarzyszom, aby się rozdzielić, a sam pobiegł w drugą stronę. Zamierzał obiec
stos dookoła i zaskoczyć piratów od tyłu. Był dobrze wyszkolony, ale przy
przewadze liczebnej należało zachować rozsądek i nie dać się ponieść emocjom i
wierze w własne możliwości. Starał się iść cicho, próbując określić na podstawie
dźwięków położenie przeciwników. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Usłyszał okrzyki bojowe swoich ludzi, którzy napotkali
na swojej drodze przeciwnika Najwyraźniej piraci zgromadzili się blisko siebie,
co tylko ułatwiało schwytanie ich. Lenoix porzucił ostrożność i pobiegł do
przodu. W takim wypadku najlepiej byłoby walczyć wspólnie, a nie pojedynczo,
skoro przeciwnik działał w grupie.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Wydawało mu się, że widzi już sylwetki walczących,
kiedy nagle potknął się o coś i upadł na ziemię. Szybko zorientował się, że to
było ciało jednego ze strażników, ale kiedy rozpoznał jego twarz, poczuł
przerażenie. Walter był jego prawą ręką, znakomicie wyszkolonym i doświadczonym
wojownikiem. Rozdzielili się minutę temu. Jakim cudem był już martwy? Przecież
piraci znali się raczej na barowych bójkach i podrzynaniu gardeł bezbronnym, a
to był utalentowany żołnierz…<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Z osłupienie wyrwał go dźwięk kolejnego padającego ciała.
I kolejnego. Dwa metry od niego. Podmuch wiatru znad morza rozwiał trochę chmury
dymu, pozwalając dowódcy zidentyfikować poległych. Rais i Verin, którzy wbiegli
na główny plac razem z nim. Podniósł się niezgrabnie na nogi i oderwał wzrok od
martwych.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Natychmiast rzuciła mu się w oczy stojąca samotnie pośród
trupów sylwetka. Pojedyncza. Lenoix przełknął ślinę, zaciskając palce na
rękojeści miecza. Miał do czynienia z niebezpiecznym przeciwnikiem. Zrobił krok
do przodu z odwagą, której nie czuł. Postać odwróciła się w jego stronę.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Powiedziałbym, że miło cię znów widzieć, Lenoix, ale
byłoby to kłamstwo – powiedział arogancko młody mężczyzna, zbliżając się do Ardena.
Lenoix warknął zirytowany, słysząc ton wypowiedzi. Nie był w stanie rozpoznać z
daleka twarzy, ale wydawało mu się, że gdzieś słyszał ten głos. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Jego przeciwnik podszedł bliżej, a Arden miał mu się okazję
przyjrzeć. Zamarł, gdy zielone oczy wywołały obraz z jego pamięci. Kilka lat
temu patrzyły na niego z pogardą dwie pary takich oczu.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Ty… - zaczął, nie wiedząc, co powiedzieć dalej. To
było… – Niemożliwe.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Tak, niemożliwe. Musiał się pomylić. Nie było mowy,
aby ktoś…<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Wiesz, Lenoix, powiem ci coś, czego nauczył mnie mój
brat – powiedział chłopak, potwierdzając tym samym niemożliwe. Arden mrugnął i
w tym momencie jego przeciwnik zniknął. Kilka sekund później poczuł rękę na
ramieniu, oddech na karku i sztylet przyłożony do szyi.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Mianowicie – zaczął lodowatym głosem, a Lenoix nie
potrafił nawet drgnąć. – Każdej damie należy się szacunek.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Adren Lenoix nie odpowiedział. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Już nigdy więcej nie otworzył ust. <o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt; text-justify: inter-ideograph;"><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Padł martwy z przeciętą aortą, obserwowany przez pełne
satysfakcji zielone oczy.<o:p></o:p></span></span></p><br /><p></p>Mentrix Hadleyhttp://www.blogger.com/profile/12663335915708995959noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3294216773099711492.post-87152823030474111522020-09-21T18:38:00.003+02:002020-09-21T18:38:27.788+02:00InformacjaChciałam poinformować, że nie porzuciłam tego bloga. Dokończę tę historię. Straciłam niestety prawie cały zapał do pisania jej (chyba wyrosłam już ze Zwiadowców i dość trudno mi się wpasować w to uniwersum, ale zrobię co mogę). W najgorszym wypadku zmienię plany i po prostu skrócę fabułę, ale postaram się, aby wszystko było logicznie zakończone. <div>Jeśli ktoś tu jeszcze zagląda, to dziękuję za cierpliwość i wytrwałość. Mam już połowę rozdziału 50, który powinnam opublikować do końca tygodnia.</div><div>Pozdrawiam,</div><div>Mentrix </div><div><br /></div><div><br /></div>Mentrix Hadleyhttp://www.blogger.com/profile/12663335915708995959noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3294216773099711492.post-83189654989925831362020-03-13T17:31:00.000+01:002020-03-13T17:31:42.669+01:00Rozdział XLIX<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: left;">
<i><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Lutetia<o:p></o:p></span></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: left;">
<i><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Wybrzeże Gallii<o:p></o:p></span></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: left;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Jeszcze
pięć lat temu Lutetia nie była najlepszym miejscem do życia. Leżące na wybrzeżu
Galii miasteczko nie mogło poszczycić się niczym szczególnym. Nie znajdowało
się blisko królewskich szlaków, nie miało niesamowitej historii, żaden z jego
mieszkańców nie dokonał czegoś istotnego. Nie oferowało nic, a więc i
możnowładcy nie mieli mu nic do zaoferowania. Mieszkańcy żyli z dnia na dzień,
jakoś łącząc koniec z końcem. Rybacy codziennie rano wypływali na morze,
piekarz wyciągał bochenki chleba z pieca, a szewc łatał zniszczone buty. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Zwyczajnie,
dość biedne miasteczko.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Nie
różniło się niczym od setki podobnych na terytorium wielkiego państwa, jakim
była Gallia. Jednak to nie pory roku wytyczały rytm życia w tym nadmorskim
miasteczku. Wystarczająco duże, aby być siedzibą miejscowego szlachcica, ale za
biedne na zainwestowanie w oddział żołnierzy, stało się naturalnym celem
pirackich łupieży. Rzezimieszki przybywały do starego portu średnio raz w
miesiącu, rozbiegając się po mieście, rabując domy i sklepy. Początkowo
próbowano stawić im opór, ale po paru porażkach mieszkańcy przyzwyczaili się do
takiego trybu życia. Cenne przedmioty chować w skrytkach pod podłogą. Zawsze
mieć odpowiednie schronienie dla żony i córek. Nie przeciwstawiać się. Piraci
brali wszystko, co rzuciło się w oczy i po paru dniach odchodzili, a miasto
wracało do normalnego rytmu życia.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Rita
Ganthier z goryczą wspominała tamte, chociaż nie tak odległe, czasy. Jako córka
zwykłego stolarza nie miała wielkich perspektyw na życie. Wiedziała, że ojciec
prędzej czy później wyda ją za mąż za syna leśniczego, aby mieć stały dostęp do
drewna z lasu. Francis nie był taki zły, ale nie był też kimś, kogo by
samodzielnie wybrała. Był nudny, a ona nienawidziła nudy. Zawsze marzyła, aby
porzucić to zapomniane przez wszystkich miasteczko i udać się do stolicy
regionu. Mogła by zostać miejscową zielarką – dużo czasu spędzała w lesie z
Francisem, który opowiadał jej o roślinach. Rozwinęłaby własny interes i sama
wybrała ścieżkę życia. Jednak nie było to możliwe w mieście, gdzie wszystko
toczyło się wokół tego, kiedy pojawią się następni piraci. Chciała to zmienić.
Jako jedna z niewielu nie pogodziła się z myślą o tym, aby oddawać tym
rzezimieszkom to, na co ciężko zapracowała.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Przełom
nastąpił pięć lat temu, gdy miejscowy możnowładca – stary Ambristof, jak go
nazywali po cichu mieszkańcy – został tajemniczo zamordowany. Wszyscy
podejrzewali syna kowala, który od jakiegoś czasu kręcił się wokół córki
upadłego arystokraty. Następnego dnia nikt nie potrafił ich znaleźć. Stary
Ambristof nie był lubiany w miasteczku – ani razu nie próbował przeciwdziałać
napadom piratów, tylko zamykał się w swojej posiadłości i przeczekiwał
najgorsze. Bez większych emocji czekano na kolejnego starego tchórza z dobrym
nazwiskiem, który przejmie zwierzchnictwo. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Arden
Lenoix przybył do Lutetii miesiąc później otoczony oddziałem żołnierzy i
wprowadził nowe porządki. Pierwsza załoga piracka, która wpłynęła do portu
została wybita co do nogi. Nocą po ulicach krążyły patrole, a Rita mogła bez
strachu wyjść na nocną zabawę do przyjaciółki. Handel kwitł, nienarażony już na
co miesięczne napady. Ludzie zaczęli wychodzić z domów, śmiać się, działać.
Arden Lenoix miał niesamowitą charyzmę, która pociągała młodych mężczyzn, którzy
porzucili tawerny, gdzie zalewali swe smutki i podjęli się służby w oddziale u
jego boku. Ludzie go uwielbiali. Samej Ricie na usta cisnął się uśmiech, kiedy
myślała o trzydziestoletnim, energicznym władcy Lutetii. Gdy dwa lata później
król Gallii wprowadził zakaz uprawiania magii, a Lenoix został mianowany
głównym komisarzem, nie zawahała się. Wstąpiła w szeregi straży, która strzegła
ludzi przed knowaniami boga ciemności, Belethiaza. Wreszcie była przydatna
wśród żołnierzy, którymi mogły być także kobiety. Krew buzowała jej w żyłach,
gdy ćwiczyła kolejne pchnięcia mieczem, gdy uczyła się, jak odróżnić szarlatana
od zwykłego zielarza. Z uśmiechem na ustach i z pełnym entuzjazmem ścigała
kolejne czarownice i czarowników.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Jednak
po trzech latach była znużona bezustanną walką. Jak nie szarlatan, to znów
napad piratów. Jak nie piraci to płatny zabójca. Straż miejska Lutetii miała
pełne ręce roboty. Jednak wciąż była dumna, że chroni miasto, w którym przeszła
na świat. Oczywiście z pozycją wartownika wiązały się liczne przywileje,
których liczba się zwiększyła, gdy tylko została porucznikiem. Teraz inni
odwalali za nią ciężką robotę, podczas gdy mogła wyluzować się nad kuflem piwa
w pobliskiej karczmie. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Chyba,
że miało się do czynienia z sytuacją kryzysową – tak jak teraz. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>– Nie mam pojęcia, a co wam chodzi –
powtórzył po raz dziesiąty klęczący przez nią w błocie mężczyzna. Poplątane i
pokryte krwią włosy opadały na opuchnięte i podbite oczy, ubrania były
rozdarte, szczególnie koszula, w której zionęła wielka dziura. Jego bok był
pokryty szkarłatną posoką wypływającą z brudnej i paskudnie wyglądającej rany.
Wyglądał jakby przeczołgał się przez piekło. Normalnie Rita by mu współczuła i
od razu pomogła.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Ja naprawdę nic nie zrobiłem. Przechodziłem tylko… - Mężczyzna jęknął, gdy jego
twarz wylądowała w kałuży błota. Richard, jeden ze strażników, bez wyrzutów
sumienia przygniótł całym ciężarem ciała związane ręce podejrzanego. Rita usłyszała
chrzęst łamanej kości, któremu towarzyszył pełen bólu krzyk.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Nie obchodzą nas kłamstwa sługi Belethiaza – warknął Richard, odsuwając się o
krok do tyłu, gdy poczuł na sobie znaczący wzrok przełożonej.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Panuj nad sobą. To ma być publiczna egzekucja – mruknęła cicho do towarzysza,
jednak jakimś cudem leżący w błocie mężczyzna usłyszał. Gwałtownie podniósł
głowę, a niebieskie oczy rozszerzyły się z zaniepokojenia.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Chwila… Egzekucja? Jaka egzekucja? O co wy mnie oskarżacie?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Rita
spojrzała na więźnia z pogardą. Czy on miał ich za głupców? Myślał, że dadzą
zwieść się sprytnym słowom i niewinnemu spojrzeniu? Wszyscy czciciele zła
posiadali ten sam repertuar argumentów, a Arden Lenoix zadbał o to, aby jego
ludzie zostali dokładnie przygotowani na takie sytuacje. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Punkt
pierwszy: całkowite zaprzeczenie.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
O praktykowanie zakazanej sztuki magicznej. Zgodnie z dekretem królewskim
wszelcy szarlatani mają zostać naj najszybciej usunięci, aby nie szkodzili
bezbronnym ludziom – wyrecytowała zimno kobieta, czekając na kolejne, jakże
schematyczne słowa.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Czary? Skądże przyszło wam to do głowy? Pierwszy raz słyszę o czymś takim. Nie
miałem pojęcia, że istnieją. Nie możecie oskarżać mnie bezpodstawnie…<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Mamy świadków, że pojawiłeś się znikąd, przynosząc za sobą zniszczenie. Wy,
pomioty Pana Ciemności, nazywacie to teleportacją, prawda? – Oczy mężczyzny
rozszerzyły się jeszcze bardziej. Rita musiała przyznać, że były fascynujące.
Odcienia głębokiego błękitu, który wyróżniał się na tle ubrudzonej błotem
twarzy. Prawdopodobnie ten człowiek był przystojny, gdy nie wyglądał, jakby
wyszarpnięto go psu z pyska.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Nie teleportowałem się! Wyszedłem z lasu, a było ciemno i nikt nie zauważył…
Napadnięto mnie na gościńcu, ledwo uszedłem z życiem, a tutaj zamiast pomocy
otrzymuję kolejne rany. Wasz władca powinien dowiedzieć się, jak straż traktuje
potrzebujących…<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Uśmiech
na twarzy Rity poszerzył się. Tak, to był ten moment, gdy te pomioty ciemności
próbowały odwrócić sytuację. Bardzo chętnie przedstawiłaby mu pana Lenoix, ale
szlachcic nie miał czasu na przesłuchiwanie każdego czarownika. Zresztą,
przesłuchanie nie było potrzebne.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Nasz przełożony nie ma czasu na kogoś takiego jak ty – warknęła, pochylając się
nad więźniem i podnosząc go za kołnierz. Skrzywił się, gdy materiał wbił się w
szyję, ograniczając dopływ powietrza, a Rita jeszcze raz podziękowała sobie za
codzienne ćwiczenia, dzięki którym zyskała znacząco na sile. – Nie próbuj mnie
zwieść, śmieciu. Użyłeś magii do sprowadzenia katastrofy na naszych ludzi i za
to pożegnasz się z życiem.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Nie mam pojęcia, o jakiej katastrofie mówisz… - Nie zdołał dokończyć, bo
przerwał mu głośny trzask. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Alaric
Carleton przełknął głośno ślinę, po raz pierwszy rozglądając się dookoła.
Przynajmniej na tyle, na ile pozwalał mu żelazny uścisk na gardle. Wielka,
płonąca gałąź odłamała się od pnia drzewa i runęła na znajdującą się pod nią
stodołę, która od razu zajęła się ogniem. Ze środka dobiegły piski zwierząt,
które zostały pozostawione na pastwę płomieni. Stojąca kilka metrów dalej
kobieta załkała głośno, przyciskając do siebie czwórkę dzieci. Patrzyła, jak
płomienie szybko rozprzestrzeniają się i pomimo starań jej sąsiadów, przenoszą
się na pobliski budynek. Cały jej dobytek stanął w ogniu.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Z
prawej strony grupka pięciu mężczyzn próbowała ratować dwójkę mieszkańców, pod
którymi bez ostrzeżenia zapadła się ziemia. Spuszczali linę w głąb rozpadliny,
nawołując znajomych. Alaric nie musiał używać mocy, ale wiedzieć, że tamta
dwójka już nie żyje. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Nie
opanował sytuacji. Po walce z Akarianem pozostało mu wystarczająco mocy na
jedną teleportację, nawet nie mógł ustalić celu. Wiedział, że pojawił się w
Gallii. Nie przewidział, że siły natury, które unosiły się nad miejscem jego
starcia z Akarianem podążą za nim. Właściwie ledwo widział na oczy i prawie nie
mógł się ruszać. Do tej pory nawet nie zdawał sobie sprawy z rozmiaru
zniszczeń. Ogień, który ze sobą przyniósł powoli zajmował dachy pobliskich
domów, pomimo starań mieszkańców, którzy biegali od studni z wiadrami wody. Ziemia
rozstąpiła się, a szczelina biegła w kierunku miasta, prawdopodobnie niszcząc
fundamenty budynków. Przynajmniej nie było huraganu.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Zacisnął
pięści, walcząc o oddech. Kobieta w mundurze obrzuciła go pełnym nienawiści
spojrzeniem, ale puściła, gdy przed oczami zaczęły pojawiać się mroczki. Upadł na
ziemię, w ostatniej chwili zamykając oczy, zanim dostało się do nich błoto.
Właściwie się jej nie dziwił. Pewnie wielu ludzi straciło dom, niektórzy nawet
życie. Wszystko przez to, że się pomylił. Nie potrafił tego zatrzymać, bo nie
pozostało mu prawie w ogóle mocy. Jednak nawet jakby coś spróbował, to
skończyłby z odciętą głową. Jedynym plusem całej tej sytuacji było to, że
podczas teleportacji rozdzielił się z Blaidem, który prawdopodobnie
teleportował się jakieś sto kilometrów od wioski. Jeszcze by tego brakowało,
jakby zaczął gadać do wielkiego, białego wilka. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Och, jakoś przestałeś zaprzeczać. Czyżby wielkość zniszczeń wprawiła cię w taki
zachwyt, że zapomniałeś języka? – zakpiła, kiwając głową w kierunku Richarda.
Mężczyzna poruszył się niespokojnie, nie chcąc pozostawiać przełożonej samej z
szarlatanem, jednak po chwili odbiegł w kierunku miasta.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Niech pani posłucha, to nie było moim celem… – zaczął Alaric, decydując się to
załatwić w sposób cywilizowany. Nie, żeby miał inną opcję.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Czyli się przyznajesz? – Uśmiech, jakim obdarzyła go Rita, wprawił go w
osłupienie. Krwiożerczy – innego słowa nie mógł znaleźć, ab go opisać.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
To nie tak. Nigdy bym nie skrzywdził niewinnych ludzi. Naprawdę. Może
moglibyśmy się dogadać? – spytał, uśmiechając się do kobiety i wkładając w to
cały swój urok osobisty. Jednak najwyraźniej takie zagranie nie działało, gdy
było się od stóp do głowy obklejonym błotem i krwią. Alaric nawet nie chciał
myśleć, jakie zakażenia wdadzą się w jego rany. W tej chwili przeklinał swoje
dobre serce, które kazało zostawić część eliksiru uzdrawiającego Akarianowi.
Inaczej byłby już daleko stąd.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Ależ oczywiście, że możemy porozmawiać – oświadczyła Rita, po raz kolejny
pochylając się w jego kierunku. Kobieta chyba lubiła napawać się zrezygnowanym
wyrazem twarzy. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Zasapany
wartownik wyłonił się z miasta, przynosząc ze sobą ciężkie kajdany. Alaric był
ciekawy, czy ci niedorobieni łowcy czarowników wiedzieli, że kawałek metalu nie
powstrzyma go, kiedy odzyska chociaż odrobinę mocy. Nie miał nawet zamiaru się szarpać.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Możemy porozmawiać o tym, czy wolisz płonąć zwrócony twarzą do ludu czy może
plecami. Mam dobry humor, więc pozwolę ci wybrać – zakpiła wartowniczka,
zakładając mu kajdany. Alaric przeklął w duchu, gdy ciężkie klamry zatrzasnęły
się na nadgarstkach. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Czuł
pustkę. W miejscu, gdzie w jego ciele i duszy buzowała magia, czuł pustkę.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Zamierzał
zabić czarodzieja, który zaopatrzył tych szaleńców w blokujące magię kajdany.
Pożałuje, naprawdę tego pożałuje.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Aresztujemy cię za uprawianie magii i wyrządzenie krzywdy rodzajowi ludzkiemu,
pomiocie Belethiaza. Masz szczęście – nie będziesz musiał długo czekać.
Spłoniesz o świcie razem z tym cholernym piratem – wywarczał jeden ze
strażników, szarpnięciem stawiając go na nogi. Nie czekając, aż czarodziej
złapie równowagę, popchnął go w kierunku miasta.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Spłonięcie
na stosie?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Alaric
przełknął przerażony ślinę, gdy ledwo powłócząc nogami ruszył we wskazanym
kierunku. Czy to był moment, w którym wzywa na pomoc Lysandra?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">***<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Światło
księżyca wpadało przez zakratowane okno, oświetlając kilkumetrową celę, do
której go wrzucili. Na początku ucieszył się, bo nie każde pomieszczenie miało
okno. Po jakiś dwóch godzinach zrozumiał, że wolałby mieć wokół siebie lite
ściany, przez które przynajmniej nie wpadałoby chłodne nocne powietrze.
Kamienna podłoga była pokryta niewielką ilością słomy, rozrzuconą w losowych
miejscach. Siano w żadnym wypadku nie chroniło mieszkańca celi przez zimnem
ciągnącym od ziemi. Alaric przypuszczał, że właściwie to wcale nie miało
takiego zadania.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Zmierzył
wzrokiem drugi koniec jego małej celi, gdzie coś leżało pod słomą. Nie miał
czasu się temu przyjrzeć, kiedy strażnicy wrzucili go do środka i zatrzasnęli
kraty, ale był prawie pewien, że to martwy szczur. Próbował po raz kolejny
wszystko wyjaśnić, ale kapitan miała to oczywiście gdzieś. Zaklął głośno, a
jego głos odbił się od ściany i rozszedł po całym więzieniu.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Musiał
przyznać, że miał problem. Gigantyczny problem. Mag, który stworzył metalowe
kajdany najwyraźniej nie był laikiem, bo zaklęcia było potężne. Nie tylko nie
mógł używać magii – był od niej zupełnie odcięty, a tym samym nie miał
możliwości, aby chociaż poprosić Lysandra o pomoc. Powoli zastanawiał się, jak
bardzo boli płonięcie żywcem.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Skulił
się jeszcze bardziej w kącie, przyciągając kolana do piersi i próbując
wytworzyć choć odrobinę ciepła. Nie wiedział, czy gorsze były krople wody,
spadające od czasu do czasu z sufitu, czy wszechobecny smród. Czuł odór moczu,
wymiocin, stęchlizny i czegoś, co po prostu nazwał śmiercią. Z sąsiednich cel
dochodziło to pochrapywanie, to jęki lub przekleństwa. W odległym końcu
więzienia stary, zachrypnięty głos śpiewał jakąś sprośną piosenkę. O ile dało
się to nazwać śpiewaniem.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Ty masz o wiele większy talent. – Zaskoczony Alaric podniósł wzrok, słysząc
młody, kobiecy głos. Był trochę zachrypnięty – niczego innego się nie
spodziewał po spędzeniu chwili w takich warunkach, jednak miał w sobie coś
znajomego. Mag przechylił głowę, przyglądając się kobiecie w sąsiedniej celi.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Nawet
mimo warstwy brudu pokrywającego jej twarz mógł stwierdzić, że była dość ładna
i młoda. Zbyt młoda na siedzenie w brudnej celi. Blond włosy były
przetłuszczone i potargane, jednak dało się zauważyć kilka małych warkoczyków,
zakończonych kolorowymi koralikami. Była ubrana w luźną, rozdartą na rękawie
koszulę i dość przylegające spodnie. Alaric zamrugał oczami. Duża czasu minęło
odkąd po raz ostatni widział kobietę w spodniach. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Obawiam się, że nie rozumiem – odparł, wciąż próbując znaleźć w swojej pamięci
jej twarz o arystokratycznych rysach.<span style="mso-spacerun: yes;"> </span><o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Cóż, ja też nie mam pewności, ale chociaż wyglądasz zupełnie inaczej, twój głos
jest identyczny. Mam dobry słuch i pamięć, panie Notelrac – powiedziała,
wykrzywiając usta w szerokim uśmiechu. Odepchnęła się od ściany, o którą się
opierała i podeszła do krat dzielących ich cele.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Notelrac.
Teraz Alaric był pewien, że gdzieś ją spotkał. Użyła jednego z nazwisk, którymi
się przedstawiał, gdy chciał zrobić coś nie do końca zgodnego z prawem. To było
najprostsze – po prostu odwrócone litery jego prawdziwego nazwiska. Jeszcze raz
spojrzał w zielone oczy, starając się sobie przypomnieć. Na jego nieszczęście
chociaż miał doskonałą pamięć do zaklęć, to nowopoznane osoby od razu zostawały
zapomniane.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Nie pamiętasz mnie? Przecież to nie było tak dawno temu, Diren. Chociaż pewnie
tak się nie nazywasz, prawda? – prychnęła, przykucając kilka metrów od niego. –
Muszę przyznać, że chociaż wyglądasz okropnie, to ciemne włosy bardziej ci
pasują. Tamte blond wydawały się trochę nie na miejscu.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Z całym szacunkiem, panienko, ale jakbyś mogła mi przypomnieć, gdzie się
spotkaliśmy, byłbym wdzięczny – poprosił niezręcznie, czując się głupio.
Wiedział, że musiał ją spotkać, gdy miał na sobie jedną z iluzji. Rozpoznała go
po głosie, a on wciąż nie wiedział, kim jest. Godne pożałowania, Alaricu,
doprawdy żałosne.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Och, chyba nie wyryłam ci się tak mocno w pamięci, jak ty w mojej. Zabrałeś mi
coś bardzo cennego. Zrobiłeś już użytek z tego klejnotu, bardzie?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Klejnot?
W pamięci Alarica pojawił się czerwony rubin, księżyc zasłonięty burzowymi
chmurami i przytulna komnata z młodą dziewczyną w balowej sukni siedzącą na
fotelu.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Lucinda Vermount, toż to zaszczyt panienkę spotkać, chociaż umieram z
ciekawości, jak szlachcianka znalazła się w takim miejscu. – Zbliżył się do
krat oddzielających ich cele i skłonił się na wpół kpiąco. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Zmierzył
ją wzrokiem, wciąż nie mogąc pojąć, jak córka ze szlacheckiego rodu znalazła
się w odległym miasteczku Gallii, całkiem sama, w szatach zupełnie
nieodpowiadających jej pochodzeniu. W dodatku z szerokim uśmiechem na ustach,
tak innym od wytwornych dam, które starały się za wszelką cenę nie pokazywać
zębów. Ona zdawała się tym nie przejmować. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Powiedziałabym, że miło jest zobaczyć znajomą twarz w takich okolicznościach,
ale skłamałabym. Jak się tak naprawdę nazywasz, panie Notelrac? <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">***<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Nie
żałowała. Ani razu, odkąd kilka miesięcy temu opuściła posiadłość swojego ojca,
nie pomyślała, że popełniła błąd. Na początku było trudno – wychowana na
dworze, w otoczeniu służby i pokojówek, Lucinda nie wiedziała, jak o siebie
zadbać. Już trzeciego dnia podróży skradziono jej sakiewkę zabraną z domu. Była
zmuszona sprzedać konia, aby mieć co zjeść i gdzie spać przez następne
tygodnie. Teraz wiedziała, że miała niesamowite szczęście, że trafiła na
uczciwego człowieka, który jej nie oszukał podczas transakcji. Musiała chować
się przez strażami ojca, które jej szukały oraz przed żołnierzami niedoszłego
męża. Jednak nigdy wcześniej nie czuła się szczęśliwsza. Nawet w brudnej sukni,
wałęsając się po ciemnych uliczkach, tylko z suchym chlebem w torbie była
bardziej wolna niż kiedykolwiek. Mogła wybrać gdzie się uda, w którą stronę
skręci. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Wiedziała,
że musiała znaleźć pracę. Pieniędzy ze sprzedaży konia i ozdób nie
wystarczyłoby jej na długo. Przypuszczała, że mogłaby pracować jako pomoc
kuchenna albo szwaczka. Jej matka nauczyła ją pięknie wyszywać. Jednak stała praca
wiązałaby się z pobytem w jednym miejscu, a tego nie chciała. Dopiero wyrwała
się spod kurateli ojca i chciała zwiedzić świat, który z każdą chwilą wydawał
się być jeszcze bardziej fascynujący. Chciała spełnić swoje marzenia, choć
jeszcze nie wiedziała dokładnie jakie były. Pragnęła dreszczyku emocji,
niesamowitej przygody. Możliwości, aby samej ukształtować swój los.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Nie
wiedziała, co skłoniło ją do wejścia do portowej tawerny. Zwykle unikała takich
miejsc, pełnych podpitych marynarzy i ich niewybrednych żartów. Nie miała wtedy
nawet pieniędzy na zakupienie posiłku. Uważała, że pokierowało ją
przeznaczenie. Wchodząc do środka spodziewała się codziennego widoku – mężczyzn
przy kuflu piwa, siedzących im na kolanach prostytutek i fałszowanych szant
przy wtórze beznadziejnego minstrela. Znalazła to wszystko, ale i więcej.
Atmosfera była wręcz szampańska, jakby wszyscy cos świętowali. Różnicą było to,
że tawerny nie zajmowały stare wilki morskie. Wystarczył rzut oka, aby zdać
sobie sprawę z tego, kim byli. Zadziwiająca mieszanka kobiet i mężczyzn o
różnej urodzie i wieku, ubranych w stroje, które nie miały z sobą nic
wspólnego. Nie było miejscowych – nawet panny lekkich obyczajów wiedziały, że
trzeba się wycofać, gdy w grę wchodzą piraci. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Jej
przybycie nie zwróciło niczyjej uwagi, za co była niesamowicie wdzięczna. Wciąż
obserwując towarzystwo zrobiła krok w tył, planując jak najszybciej opuścić
tawernę. Nie spodziewała się, że wpadnie na grupę ludzi, którzy właśnie weszli
do środka. Ktoś chwycił ją za ramię, a stojąca za nią kobieta o czarnych
włosach ozdobionych setkami koralików i ogromnym kapeluszu uśmiechnęła się
szeroko, odsłaniając dwa złote zęby. Była wtedy przerażona.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Teraz
z uśmiechem na ustach wspominała moment, który zmienił jej życie. Spotkała
Kirleen, poznała Agnes, Tirę i Jacka. Stanęła oko w oka z niesławną załogą
Śmierci Północy i odnalazła miejsce, które mogła nazwać domem bardziej niż
dworek jej ojca, odnalazła ludzi, którzy stali się jej bliżsi niż rodzina,
która pozostawiła za sobą. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Kirleen
była odważną kobietą, która nie wahała się przed niczym, a najbardziej
ryzykowny plan wykonywała z uśmiechem na ustach. Lucinda nauczyła się walczyć,
gotować i myć pokład. Uwielbiała czuć morską bryzę we włosach, jej nową luźną
koszulę i spodnie, tak odległe od eleganckich sukni, które nosiła jeszcze kilka
miesięcy temu. Co noc marzyła o nowej przygodzie, nowych potyczkach. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Szkoda
tylko, że jedno z takich spotkań doprowadziło ją do miejsca, w którym się teraz
znajdowała. Nie docenili straży miejskiej i plan się posypał. Anton, Maia i
Chris zostali zabici, ale reszcie udało się uciec na statek. Kilka miesięcy
temu skuliłaby się w kącie i płakała, błagając o łaskę. Jednak sytuacja była
inna. Wiedziała, że po nią wrócą. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">A
tymczasem miała okazję spotkać człowieka, który co prawda wyglądał inaczej, ale
wciąż był tym samym bardem, którego słowa napełniły ją odwagą i popchnęły do
zdecydowanego kroku, jakim było opuszczenie domu.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Alaric Carleton do usług, chociaż nie sądzę, abym się do czegoś przydał w tym stanie.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Już
wcześniej pomyślała, że było z nim coś nie tak. Kiedy strażnicy wrzucili go do
celi, nie był w stanie ustać na nogach. Dopiero teraz, w słabym świetle księżyca
zauważyła ranę na jego boku. Wydawała się głęboka, a do tego zupełnie nie
opatrzona. Skrzywiła się. Widziała już takie rany na statku. Dave oberwał
kiedyś w udo i nie udało im się go uratować. Umierał w męczarniach, gdy
zakażenie przedostało mu się do krwi, póki Jack nie zdecydował się ukrócić jego
cierpień. Stojący przed nią mężczyzna miał nie więcej niż tydzień życia przed
sobą. Chociaż z tego, co mówili strażnicy, szybciej wykończą go płomienie niż
rana.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Usiądź, zanim się wywrócisz – mruknęła, rozważając opcje. Miał zostać stracony
razem z nią. Wiedziała, że załoga Śmierci Północy nie zostawia swoich w rękach
władz, ale zdawała sobie sprawę także z tego, jak kapitan odniesie się do
praktycznie półmartwego człowieka. Niepotrzebny, dodatkowy ciężar utrudniający
ucieczkę, a potem marnujący zapasy żywności, póki nie wyzionie ducha. Zagrożenie
dla jej rodziny.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Wybacz, dawno nie byłem w takim stanie. Właściwie, to chyba nigdy – odparł z
zakłopotanym uśmiechem na ustach, osuwając się ostrożnie na brudną posadzkę. –
Lysander chyba by mnie za to zabił.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Lysander? – spytała, chociaż nie była zbytnio ciekawa. Nie przywiązuj się do
ludzi, którzy zaraz cię opuszczą, mówiła Kirleen. To tylko bardziej boli.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Mój… przyjaciel. Tak, chyba tak mogę go określić. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Do dla niego zabrałeś mój rubin? – Jednak była ciekawa, nic na to nie mogła
poradzić. Zastanawiała się już nad tym wcześniej i doszła do wniosku, że
kradzież tak wielkiego kamienia nie mogła być podyktowania chęcią sprzedaży i uzyskania
pieniędzy. Wbrew pozorom nie tak łatwo było się pozbyć ogromnej błyskotki.
Stawiała raczej na jakiegoś kolekcjonera.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Tak. Bo wiesz, on próbuje wszystko sam zrobić. A tak się nie da. Czy to
naprawdę takie uwłaczające godności poprosić przyjaciela o pomoc? – Ostatnie słowa
powiedział tak cicho, że Lucinda podniosła zaalarmowana głowę. Wyciągnęła rękę,
dotykając jego czoła. Gorące.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Oj, bardzie, nie odpływaj mi tu. Od jak dawna masz tę ranę? – Odpowiedziało jej
tylko spojrzenie trochę zamglonych oczu. Wykrzywiła usta w grymasie, gdy
uderzyła go w policzek. Ocknął się dosłownie na chwilę.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Kilkanaście godzin.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Nie
powinien być w takim stanie po tak krótkim czasie. Chyba, że ostrze, które
spowodowało ranę było zatrute, a ruch spowodował szybsze rozprzestrzenienie się
trucizny po organizmie. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Nie możesz czegoś z tym zrobić? Potrafisz różne rzeczy, prawda? Jak się
spotkaliśmy wyglądałeś zupełnie inaczej. I to nie było przebranie. – Nie chciała,
aby ten człowiek umarł. Była mu coś winna, ale także ją ciekawił. Ze swoimi
umiejętnościami mógł reprezentować świat, który był tajemnicą nie tylko dla
niej, ale także dla całej załogi. Piraci uwielbiali wyprawy w niezbadane.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Alaric
potrząsnął rękoma, aż zabrzęczały łańcuchy na jego nadgarstkach. Kajdany były większe
niż te Lucindy, a do tego ozdobione dziwnymi znakami, które przypominały runy z
książki, którą kiedyś czytała.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Czy jeślibym je jakoś zdjęła, to nas stąd uwolnisz? Sprawisz, że ta rana
zniknie? – spytała, chociaż nie wiedziała, jak miałaby tego dokonać.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Nie. Muszę odzyskać siły, jakiś dzień lub dwa…<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Nie
miała serca uświadamiać mu, że nawet jeśli nie zostanie stracony o świcie, to
za dwa dni będzie w najlepszym przypadku nieprzytomny z bólu, o ile nie martwy.
Nie było sensu go ratować. Żadnego. Jednak… Wielokrotnie słyszała, że śmierć w
płomieniach jest najbardziej bolesna, że nic nie może się z nią równać. Jak
mogłaby skazać na nią kogoś nieznajomego, a już na pewno kogoś, kto kilkoma
słowami zmienił jej sposób postrzegania świata? <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Piraci
żyli dla niebezpieczeństwa, dla adrenaliny buzującej w żyłach. Czym było
zabranie z sobą ledwo żywego mężczyzny, jak nie kolejnym wielkim wyzwaniem?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Zacisnęła
dłoń na jego ramieniu, podejmując decyzję. Najwyżej Kirleen będzie jej kazała
czyścić pokład przez najbliższy miesiąc. Nie zostawi go. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Gotowy na ucieczkę w pirackim stylu, Alaricu?</span><span style="font-family: "Times New Roman", serif; font-size: 12pt;"><o:p></o:p></span></span></div>
<br /><br />
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~<br />
Bardzo przepraszam za te pół roku przerwy, ale wzięłam sobie drugi kierunek i chyba przeceniłam swoje siły. Będę się starała co jakiś czas dodawać rozdział, ale chyba o regularności możemy zapomnieć.<br />
Z racji tego, że mam zamknięty uniwersytet do połowy kwietnia, a więc więcej czasu, to w tym okresie możecie się pewnie jakiś dwóch rozdziałów spodziewać.<br />
Lucinda była w rozdziale 25, jakby ktoś chciałby sobie przypomnieć (to było w 2016 roku - nie mogę w to uwierzyć). A Alaric musiał spotkać piratów, bo w mojej głowie tak bardzo pasuje do nich charakterem. W następnym rozdziale wciąż Alaric, może pod koniec Gilan, który w sierpniu spotkał Akariana i wciąż przez moje lenistwo musi biedny chłopak uciekać :)<br />
Mam nadzieję, że rozdział się podobał, chociaż wiem, że wyszłam z wprawy.<br />
Mam nadzieję, że lektura trochę wam osłodziła siedzenie w domu :D Jeśli ktoś jeszcze to czyta, to byłabym wdzięczna za wyrażenie opinii.<br />
Pozdrawiam,<br />
Mentrix </div>
Mentrix Hadleyhttp://www.blogger.com/profile/12663335915708995959noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-3294216773099711492.post-21260652214468311462020-01-21T21:10:00.000+01:002020-03-12T14:31:38.447+01:00WAŻNA INFORMACJA<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Hej!<br />
Jako, że pozamykali uniwersytety, będę miała czas pisać. Więc rozdział będzie niedługo wstawiony. Na razie mam cztery strony, ale chyba jestem trochę wybita z rytmu, więc od razu mogę przeprosić to kiepską jakość. Potrzebuję czasu, aby się wdrożyć.<br />
Pozdrawiam,<br />
Mentrix</div>
Mentrix Hadleyhttp://www.blogger.com/profile/12663335915708995959noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-3294216773099711492.post-14741442819916105292019-08-06T01:11:00.000+02:002019-08-06T01:11:18.651+02:00Rozdział XLVIII<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 18pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Zaczekaj chwilę, bo się zgubiłem. – Michael wypowiedział na głos opinię
wszystkich. Angeline siedziała obok niego ze zmarszczonymi brwiami, ściskając w
dłoni zapomniane już jabłko. Adriana opierała się o ścianę i patrzyła na niego,
jakby zwariował. A przecież starał się wszystko wyjaśnić w jak najprostszy
sposób!</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 18pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Zakradłeś się do pilnie strzeżonych pokoi Lysandra, zobaczyłeś ducha, który już
kiedyś cię nawiedził. Ten właśnie duch został nazwany przez Lysandra zdrajcą i
pochłonięty przez wielką dziurę w ziemi, którą otworzył nasz czarnoksiężnik.
Potem myślałeś, że cię zabije, ale ku twojemu zdumieniu, Lysander wyjaśnił ci,
że wielka szachownica to plansza, a my jesteśmy pionkami. Do tego wielce
szanownego grona zalicza się także twój mistrz i jeszcze jeden zwiadowca. Czy
coś pominąłem? – zapytał sceptycznie Genoweńczyk, unosząc jedną brew. Gilan w duchu
westchnął ciężko, bo ten gest mimowolnie skojarzył mu się z Haltem. Jego były
mistrz będzie wściekły, gdy się o wszystkim dowie.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 18pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Tylko to, że ten cholerny medalion jest bezużyteczny bez paru świecidełek,
które są porozrzucane po świecie, gdy mu tu sobie beztrosko siedzimy. Bowiem
mamy czas, jak rzekł nasz pan i władca. – Adriana nawet nie starała się ukryć
pogardy. O dziwo, Angeline nie zareagowała. Wciąż wpatrywała się zaniepokojona
w zwiadowcę.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 18pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Mniejsza o to. Dlaczego cię teleportował? Co się stało? – spytała czarownica,
zaciskając pięści. Długie paznokcie wbiły się w czerwoną skórkę jabłka.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 18pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Najpierw go spytałem o figurę, która była poza szachownicą. Nawet nie wiem
dlaczego, ale trudno było mi uwierzyć, że ktoś z naszej grupy zginął.
Nieszczęśliwy wypadek, tak to nazwał Lysander – mruknął Gilan, wciąż nie mogąc
uwierzyć to, że stracili człowieka, zanim jeszcze zaczęli działać. Nawet nie
wiedział, jak się nazywał. Jeśli tak dalej pójdzie, to nikt nie dożyje
zakończenia tego konfliktu.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 18pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Wiadomo, kto to był? – zapytała Adriana. Prawdopodobnie nie znała tego
człowieka, dlatego niezbyt przejęła się jego śmiercią. Jeszcze jedna anonimowa
dusza, która opuściła ten świat poprzez wmieszanie się w sprawy, o których
nawet nie powinna wiedzieć. Prawdopodobnie. Jednak liczyły się konsekwencje.
Stracili członka grupy, mieli o jedną figurę mniej na idiotycznej szachownicy Lysandra.
Co prawda Michael zmienił strony, ale zabójczyni wątpiła, aby Marcus czekał ze
zwerbowaniem kogoś na jego zastępstwo. Zastanawiała się, dlaczego Lysander tego
nie zrobił.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 18pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Nie mam pojęcia. Miałem zamiar się go o to zapytać, nawet byłem bliski
wyrażenia swojej opinii na temat jego niezwykle apatycznego podejścia do śmierci
człowieka, który teoretyczni był jego podwładnym, ale nie zdążyłem. Najpierw
był wielki huk, piorun uderzył w szachownicę, a potem zaczął krążyć wokół dwóch
pionków, które zaczęły świecić. Nie pamiętam, jakie to były figury, ale jeden
biały i jeden czarny. Lysander wyglądał na naprawdę zaniepokojonego. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 18pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Angeline
zaalarmowana podniosła wzrok. Piorun? Przejęty Lysander? Jej umysł podsuwał jej
pasującą do tego całego bałaganu odpowiedź, ale miała nadzieję, że się myli.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 18pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Możesz coś jeszcze powiedzieć? Jakikolwiek szczegół? – spytała, próbując się
zrelaksować. Na pewno się pomyliła.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 18pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Szczegóły? Przecież się na tym nie znam, a on mnie od razu teleportował. Pionki
się świeciły. Jeden na ciemnozielono, a drugi… Chwila, jak wy, kobiety, to
mówicie… Wiem, turkusowy! – oświadczył dumny z siebie Gilan, jakby określenie
koloru miało zmienić porządek świata.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 18pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Może
tego nie zrobiło, ale z pewnością zaburzyło całkowicie spokój Angeline.
Czarownica poderwała się z miejsca z otwartymi z przerażenia oczami. Wiedziała.
Alaric wplątał siew kłopoty. Biorąc pod uwagę reakcje Lysandra nie była to
wymiana kilku zaklęć. Czarodziej wyruszył w podróż ponad rok temu. Nie miał
pojęcia, co się teraz dzieje, ani co mu grozi. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 18pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Odprowadzana
spojrzeniem zdziwionych towarzyszy wybiegła z pokoju, kierując się w stronę
należącego do Lysandra skrzydła domu. Czarnoksiążnik będzie zły, że mu
przeszkadza, ale musiała wiedzieć. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 18pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Przez
chwilę zagapiła się na klamkę. Podświadomie wyczuwała wszystkie zaklęcia,
którymi drzwi zostały obłożone. Będzie bolało niemiłosiernie, ale próba ich
przekroczenia powinna zwrócić uwagę Lysandra. Zacisnęła zęby i uniosła rękę.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 18pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Mistrzu! Muszę wejść! – zawołała. Jej dłoń prawie dotknęła drewna, kiedy drzwi
się otworzyły. Zamarła zaskoczona z pięścią centymetry od twarzy
czarnoksiężnika. Nie spodziewała się tak natychmiastowej reakcji. Opuściła rękę
w przyjrzała się mu. Wyglądał… normalnie.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 18pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Tak? – spytał, unosząc pytająco brwi. Słyszała za sobą kroki, kiedy do
pomieszczenia wpadli Michael, Gilan i Adriana. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px 0px 0px 24px; text-align: justify;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Ja… Gilan mówił, że Alaric… Wszystko z nim porządku? – spytała niepewnie, robiąc
krok w tył. Czarnoksiężnik nie był zaniepokojony, jak to opisywał Gilan.
Wydawał się raczej niesamowicie zirytowany.<span style="margin: 0px;">
</span></span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 18pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Oczywiście. W końcu to Alaric – odparł czarodziej, jakby to wszystko
wyjaśniało. W gruncie rzeczy tak było. Angeline się uspokoiła. Ten głupi mag
posiadał nieprawdopodobne szczęście. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 18pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Coś zrobił? – spytała, przesuwając się na bok, aby czarnoksiężnik mógł przejść.
Czekała na odpowiedź, obserwując, jak zakłada ściągniętą z wieszaka pelerynę.
Rzadko wychodził z domu. A już na pewno głównymi drzwiami, jak na człowieka
przystało. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 18pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
To Alaric – powtórzył Lysander, najwyraźniej sądząc, że to zdanie jest
odpowiedzią na połowę pytań zadawanych na świecie. W tym wypadku się mylił.
Możliwości tego, co zrobił Alaric, skromnym zdaniem Angeline, był wręcz
nieograniczone.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 18pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Muszę się przejść – dodał czarnoksiężnik, szokując wszystkich. Lysander się nie
tłumaczył, nigdy. Obserwowali, jak zniknął za drzwiami prowadzącymi na dwór. Po
chwili usłyszeli serię trzasków dochodzących z lewego skrzydła domu, gdy
kamienie wracały na swoje miejsce. Jeden problem rozwiązany, będą mieli gdzie
spać.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 18pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
To było dziwne – powiedziała po chwili Adriana, wciąż gapiąc się w drzwi, które
zamknęły się za Lysanderem.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 18pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;"><span style="margin: 0px;"> </span>– Popieram. Moja mama mówi, że idzie się
przejść, kiedy ojciec ją niesamowicie zdenerwuje. Chyba się wtedy wyżywa –
skomentował zwiadowca, kuląc się chwilę później pod spojrzeniem czarownicy. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 18pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Trochę szacunku – warknęła, niezadowolona z takiego porównania. Wciąż próbowała
zabić Gilana wzrokiem. Stwierdził, że przebywanie w towarzystwie Adriany z
pewnością nie służy Angeline. Gdy zastanawiał się, co powiedzieć, na pomoc
przyszedł mu Michael. Zwiadowca uznał, że tylko prawdziwy przyjaciel miałby
odwagę stanąć między rozruszoną kobietą, a biednym, niewinnym mężczyzną. Plus
zadał pytanie, które już od kilku minut cisnęło się Gilanowi na usta:</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 18pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Kto mi wyjaśni, kim jest ten Alaric?</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div align="center" style="margin: 0px; text-align: center;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">***</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Spiętrzona
fala uderzyła o stromy klif, wzbijając w powietrze setki maleńkich kropel. Po
chwili zniknęła, robiąc miejsce kolejnej, która przyniosła ze sobą fragmenty
statku kupieckiego. Patrzył, jak część burty rozlatuje się na maleńkie drzazgi
w zderzeniu ze ścianą klifu. Niebo wciąż było zachmurzone, a chłodny wiatr
przynosił ze sobą zapach morza oraz ryb z pobliskiego portu.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Frank
stał na zboczu klifu, wpatrując się pustym wzrokiem w przepaść, która
rozpościerała się u jego stóp. Być może ojciec, tak jak fragment burty,
roztrzaskał się o klif. Może wielkie fale, które pokrywały morze podczas
sztormu, nie pozwoliły mu wypłynąć na powierzchnię, sprawiając, że wreszcie
zabrakło mu sił i powietrza. Może zginął, zanim jego ciało wpadło do wody,
uderzony śmiertelnie w głowę złamanym przez wicher masztem. Frank miał
nadzieję, że to była ostatnia opcja, bo wydawała się mu najmniej bolesna.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Nie
myślał, gdy godzinę temu dotarły do niego plotki o rozbitym statku ojca. Bawił
się wtedy z dziećmi sąsiadów na plaży. Gdy tylko usłyszał o wypadku, od razu
pobiegł do portu. Wchodząc do tawerny zobaczył sporej wielkości tłum, zapłakane
twarze żon współpracowników ojca, zaniepokojone oblicza miejscowych, które
wykrzywiały się w wyrazie współczucia, gdy tylko się zbliżył.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Tak mi przykro, dzieciaku…</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Spraw, by byłby z ciebie dumny…</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Kochał morze, więc może taka śmierć była dla niego najlepsza…</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Nie
rozumieli, myślał, biegnąc z dala od wymuszonego współczucia. Był osieroconym
dzieckiem – przecież należało mu współczuć. Nic z tego nie było prawdziwe. Nie
rozumieli. Został sam. Zupełnie sam. Gdy kilka lat temu jego matka zmarła w
epidemii, miał jeszcze ojca. Zabrał go wtedy nad morze i siedzieli razem na
plaży, patrząc w zachodzące słońce, aż łzy nie przestały płynąć po ich
twarzach. Jej życie się skończyło, lecz ich wciąż trwało i musieli zadbać o to,
aby tak pozostało. Dlatego tydzień później Frank stał wyprostowany na pomoście,
machać wypływającemu na połów ojcu i próbując wykrzywić usta w cokolwiek, co by
przypominało uśmiech. Odszedł do chaty dopiero, gdy statek ojca – Gobernante –
zniknął za horyzontem. Wilhelm Guderian był silny dla syna, dlatego Frank
będzie silny dla ojca. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Trzy
tygodnie później po raz pierwszy zobaczył zwiadowcę. Nie zdążył mu się
przyjrzeć, zauważył tylko zielony płaszcz i łuk, a na plecach kołczan ze
strzałami. Dwa dni później do miejscowego więzienia trafiła banda
rzezimieszków, która przeszkadzała kupcom od jakiegoś czasu. Zwiadowca rozpłynął
się w powietrzu, zanim ktokolwiek zdążył mu podziękować. Od tego czasu Frank z
zapartym tchem słuchał wszystkich opowieści o zwiadowcach, które znała starsza
pani mieszkająca kilka chat dalej. Jawili mu się niczym istoty nie z tego
świata, tajemnicze i potężne, władające nieznanymi mocami. Fascynowali go,
chociaż wieli wypowiadało się o nich ze strachem. Nie wiedział, co o tym
sądzić. Ojciec tylko uśmiechał się, słuchając jego opowieści. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Dwa
lata później Frank stanął oko w oko ze zwiadowcą. Właśnie wtedy zdał sobie
sprawę, że wszystkie dziwne plotki to wymysły fantazji, a członkowie Korpusu to
zwyczajni, choć doskonale wyszkoleni ludzie. Zrozumiał, że jeśli bardzo się
postara, to może stać się jednym z nich, że jego marzenie nie było niemożliwe.
Zwiadowca, którego spotkał, był dziwny. Przeczył wszystkiemu, co chłopak o nich
wiedział. Miał miecz – nigdy nie słyszał o członku Korpusu, który użyła innej
broni niż łuk i noże. Był młody – w głowie Franka tylko starsi, doświadczeni w
boju mężczyźni mogli zostać zwiadowcą. Był po prostu zwyczajny – jeśli pominąć
grupę miejscowych dziewcząt, która nie spuszczała z niego wzroku i łaziła za
nim krok w krok po całej wiosce. Uśmiechał się, śmiał. Nawet zakrztusił się
zupą kucharza Gleasa, która słynęła z tego, że mężczyzna dodawał do niej
wszystkie ostre przyprawy, jaki miał pod ręką. Zupełnie jak zwyczajny człowiek.
Jeśli pominąć to, że gadał do swojego konia. Obozowisko urządził sobie w lesie,
chociaż starszy wioski nalegał na nocleg w jego domostwie. Frank nie mógł
powstrzymać ciekawości, więc wymknął się z domu, nie budząc śpiącego po całym
dniu pracy ojca i zakradł się do obozowiska. A raczej próbował, bo w ułamku
sekundy został przyłapany. Zamiast zostać zlany za szpiegowanie, został
posadzony przy ognisku, w ręką wciśnięto mu miskę z najpyszniejszą potrawką,
jaką w życiu jadł. I słuchał historii o wielkich czynach, o przyjacielu, który
uratował królestwo, o dziwnym, ale cudownym mistrzu oraz o licznych wpadkach
podczas pracy. Wtedy Frank doszedł do wniosku, że zwiadowcy są niesamowici, ale
nie dzięki zakazanym mocom, ale własnej, wewnętrznej sile. Tuż przed powrotem
do domu, gdy księżyc był już wysoko na niebie, odważył się spytać. Pytanie,
które od ponad roku krążyło mu po głowie.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Chcesz zostać zwiadowcą? Jasne, że to możliwe, ale musisz się postarać. Jak
będziesz trochę starszy, to… Nie, nie powiem ci, co musisz zrobić, bo sam nie
wiem czym sobie zasłużyłem, żeby ten burkliwy mistrz mnie przygarnął. Mój
ojciec mówi, że jak czegoś pragniesz i starasz się z całych sił, to nie ma nic,
co stanie ci na drodze. Po prostu się postaraj.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Młody
zwiadowca powiedział to w typowy dla siebie – jak zdążył podczas tej rozmowy
zauważyć Frank – nonszalancki i beztroski sposób, jednocześnie przeczesując
palcami trochę za długie kosmyki włosów. Jednak te słowa utkwiły w pamięci
chłopaka. Z pomocą ojca zrobił łuk, zaczął biegać po lesie, czasem przyglądał
się ćwiczącym na rynku więziennym strażnikom. Miał marzenia.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Teraz
wydawały mu się głupie i nic nie znaczące. Został sam. Bez matki, bez ojca, bez
wsparcia. Musiał wziąć się w garść i zacząć myśleć. Zbliżała się zima. Mróz,
chłód, brak jedzenia. Już z tatą było ciężko przetrwać, więc teraz, gdy był za
młody, aby przyjęli go na jakikolwiek kuter rybacki, powinien się martwić. Jednak
było mu to obojętne. Stał, patrzył się na rozbijające się o klif fale i malutką
zatoczkę z powoli zalewaną przez przypływ falą. Robiło się coraz zimniej.
Właściwie zbyt zimno jak na panującą porę roku. Zerknął na ciężkie chmury,
które wyglądały jak te w zimie, gdy za chwilę miał zacząć sypać śnieg. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Dziwne – mruknął do siebie, rozglądając się niepewnie. Klif był dość daleko od
wioski. Powinien szybko wracać, zanim rozpęta się jakaś burza, bo te chmury nie
wzbudzały w nim zaufania. Zerknął po raz ostatni w dół, zastanawiając się,
gdzie znajduje się ciało ojca. Wiedział, że Wilhelm Guderian wolałby być
pochowany na dni morza niż dwa metry pod ziemią, ale to nie wypełniało pustki.
Nie miał nawet czego pogrzebać.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Jego
oczy się rozszerzyły, gdy na plaży, znajdującej się pomiędzy klifami, zauważył
ciemny kształt. Frak widział kilka razy rozbitków, wyrzucanych na brzeg przez
fale. Większość z nich była martwa. Jednak niektórzy żyli. Dlatego bez
zastanowienia rzucił się w kierunku stromego zejścia, które prowadziło na
plażę. Próbował zgasić płomyk nadziei, który zapłonął w jego sercu. Jego ojciec
przepadł jakiś tydzień temu, ale wieści dotarły dopiero teraz. To nie mógł być
on. Ale może jednak…</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Zbiegał
na malutką, piaszczystą plażę, przewracając się w połowie drogi po stromej,
skalnej ścieżce. Kolano, na które upadł, było zdarte aż do krwi, ale nie myślał
o tym. Starał siew ogóle nie myśleć. Ledwo utrzymał równowagę, gdy jego stopy
dotknęły mokrego piasku. Wiatr coraz bardziej się zmagał, a fale stały się
niesamowicie wysokie. Jeszcze dziesięć minut i matulka plaża przestanie istnieć
pochłonięta przez morze.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Frank
podbiegł do ciemnej sylwetki leżącej na piasku. Już z oddali wiedział, że to
nie jego ojciec. Wilhelm był dużo szerszy w barkach, jego mięśnie zostały wyrobione
przez lata ch pracy na statku i w porcie. Na początku pomyślał, że to kobieta z
racji dość szczupłej sylwetki i bardzo długich włosów, które oplatały
nieruchome ciało. Chciał podejść jeszcze bliżej, sprawdzić, czy rozbitek
oddycha, lecz zatrzymał się na chwilę trafiony dziwnym przeczuciem. Spojrzał na
kosmyki włosów, który zdążyły już trochę wyschnąć i teraz poruszały się pod
wpływem wiatru. Były śnieżnobiałe. Tak białe, że przypominały barwę śniegu,
który przed chwilę spadł z nieba. Jakby w odpowiedzi na jego myśli, wiatr stał się
jeszcze zimniejszy. Wręcz mroźny. Frank potarł ramiona, próbując odnaleźć odrobinę
ciepła i podejmując decyzję. Kimkolwiek był leżący przed nim człowiek,
potrzebował pomocy. Dodając sobie odwagi pomyślał, że zwiadowca by się nie
zawahał. Uklęknął obok ciała i wyciągnął rękę. Wszystko w jego głowie
krzyczało, że powinien odejść w tym momencie, że powinien zapomnieć, że cokolwiek
widział. Jednak nie tego nauczył go ojciec.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Nie
wiedział, czy chciał, aby ten człowiek był żywy, czy żeby okazał się martwy. Los
zdecydował za niego, bowiem ręka nieruchomej dotąd postaci drgnęła. Frank z
pełnym zaskoczenia okrzykiem odchylił się do tyłu, po czym stracił równowagę i
upadł na mokry piasek, gdzie został, przyglądając się podnoszącej się istocie.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Istocie,
bo z pewnością nie była człowiekiem. Pierwsze, co rzuciło się w oczy synowi
Wilhelma Guderiana, to niezwykle blada skóra. Chłopak chciałby pomyśleć, że to
przez długie przebywanie w wodzie, a następnie na lodowatym wietrze. Jednak
wiedział, widział na własne oczy, że skóra rozbitków była odrobinę niebieska i
opuchnięta. To była po prostu pozbawiona wszelkich innych kolorów. Jak marmurowych
posagów, które widział w pałacu miejscowego pana ziemskiego, gdy razem z ojcem
na dostarczali do kuchni świeżych ryb. Włosy stojącej przed nim istoty były
dużo dłuższe, niż się spodziewał. Chociaż była wysoka i stała wyprostowana, one
wciąż dotykały piasku. To wszystko dało się rozumnie wyjaśnić. Jednak tym, co sprawiło,
ze głos Franka zamarł w gardle były uszy i oczy nieznajomego. Chłopakowi wydawało
się, że krwistoczerwone tęczówki, otoczone śnieżnobiałymi rzęsami,
prześwietlają go na wylot, gdy nie mógł oderwać wzroku o uszu istoty.
Zasłaniały je co prawda włosy, ale poprzez podmuchy mroźnego wiatru mógł
zobaczyć ich kształt. Lekko szpiczaste. Jak w baśniach, które opowiadała mu
babcia.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Frank
przełknął głośno ślinę, gdy istota oderwała od niego wzrok, kierując go na
piasek. Brwi na zbyt idealnej twarzy zmarszczyły się w wyrazie zaniepokojenia,
gdy czegoś ewidentnie szukała. Chłopak starał się nie ruszać. Może uzna, że
zwykły człowiek nie jest warty jego uwagi. Może zapomni o kimś tak nieistotnym.
Gdy nieznajomy oddalił się od niego o kilka kroków, Frank spojrzał na wzburzone
morze i zaczął rozważać ucieczkę. Nie wiedział, jak ta istota zareaguje. Może większe
szanse miałby wśród rozszalałych fal.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Przerwał
swoje rozmyślania, gdy istota schyliła się, aby wyciągnąć coś z piasku. Blade
wargi wygięły się w pełnym satysfakcji uśmiechu. Pomiędzy palcami nieznajomego
znajdował się srebrny pierścień. Frank zastanawiał się, po co komuś takiemu
jakaś błyskotka, gdy ozdoba zaczęła się świecić, a on musiał zamknąć oczy. Gdy
je otworzył, poczuł, jak żołądek podchodzi mu do gardła. Nieznajomy nie trzymał
już pierścienia. W jego ręku znajdowała się wielka, wyglądająca na niesamowicie
ostrą kosa. Wykonana z dziwnego czarnego metalu, miała w sobie jakieś
przerażające piękno. Szczególnie, jak się doda biały szkielet, który oplatał
uchwyt i część ostrza oraz zdobiące je dziwne wzory. Istota wpatrywała siew nią
wzrokiem, którym według Franka, powinno się obdarzyć długo niewidzianego
przyjaciela. Nieznajomy delikatnie przesunął palcami po rękojeści, a na jego
ustach błąkał się uśmiech, który można było uznać za czuły. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Więc co mam teraz z tobą zrobić, ludzkie dziecię? – zapytała istota dźwięcznym
głosem, odwracając się do Franka z zamyślonym spojrzeniem. W tym momencie
pożałował, że nie rzucił się do morza, gdy miał jeszcze okazję. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div align="center" style="margin: 0px; text-align: center; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">***</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Setki
kilometrów dalej na tym samym nadbrzeżu król Duncan postawił nogę na ziemi swojego
królestwa po raz pierwszy od kilku miesięcy. Poczuł niesamowity spokój, którego
nie mogły zaburzyć nawet nie do końca zagojone rany. Chociaż ludzie robili
wszystko, co w ich mocy, podróż morska z okazjonalnymi burzami nie sprzyjała
całkowitemu dojściu do zdrowia byłych więźniów. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Jednak
to nie wydawało się władcy wielką przeszkodą. Nieważne, ile go nie było. Teraz
on i jego ludzie powrócili i byli gotowi z powrotem zaprowadzić porządek w
kraju. Genoweńczycy nie będą się tu już dłużej panoszyć. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Oberjarl
Erak podzielił swoją flotę na kilka części, aby jak najszybciej dowieźć
poszczególnych władców do ich królestw. Skandianie wysadzili ich w Araluenie
jakąś godzine temu i już znikali za horyzontem. Ich dowódca zdecydował się towarzyszyć
przyszłej królowej Iberionu w powrocie do domu, ponieważ nie miała przy sobie
zbyt wielu rycerzy. Nadchodziły niespokojne czasy i Skandianie jak najszybciej
chcieli znaleźć się przy boku ich oberjarla, a potem wrócić do kraju. Zdaniem
Duncana to był doskonały pomysł, bo pod nieobecność władców sąsiadujące państwa
z pewnością zaczęły przygotowywać się do zajęcia ziemi pozbawionej królów. Z Lyonem,
który władał Celtią, pożegnali się trzy dni temu. Z tego do mówił, w państwie
panował pokój nawet pod jego nieobecność. Może miało to coś wspólnego z tym, że
nie wszyscy doradcy zostali porwani. Właściwie tylko ten dziwny młody człowiek
z niepokojącym znamieniem wokół prawego oka. Duncana zawsze przechodził dreszcz
niepokoju, gdy na niego patrzył.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Cedric,
król Teutonii, odłączył się od nich wraz ze swoim Zakonem rycerzy już trzeciego
dnia podróży. Ogłosił, że właśnie w tej chwili schodzi na ląd, a jego ludzie
zabrali swój dobytek, wsadzili młodą narzeczoną swojego władcy na jedynego
konia, którego Skandianie znaleźli i tyle ich widziano. W gruncie rzeczy droga
lądowa do Teutonii była o wiele krótsza niż ta morska, lecz także bardziej
niebezpieczna. Duncan miał nadzieję, że Cedric i jego ludzie bezpiecznie dotrą
do kraju. Młody król wydawał się w gorącej wodzie kąpany, ale nie głupi.
Przynajmniej miał przy sobie doświadczonych rycerzy.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Wysadzili
Syriala w samej Galii, więc raczej nie będzie miał problemu dotarciem do swojej
stolicy, która znajdowała się niecałe pięćdziesiąt kilometrów od morza.
Prawdopodobnie stary król siedział już w swoim zamku i wygrzewał się przy
kominku. Duncan dużo by za to dał. Ten wiatr był wyjątkowo mroźny.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Szkoci
pod dowództwem Angusa ukradli łodzie w pierwszym porcie, do jakiego zawitali.
Reszta nawet nie miała siły ich powstrzymywać. Szkot na zawsze pozostanie
Szkotem. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Eryk,
król Sonderlandu zabrał się z Svengalem, który dostał rozkaz, aby wcześniej
wrócić do Skandii. Podobno znów jakiś wyjątkowo zapatrzony w siebie jarl
myślał, że może zabrać przywileje Eraka. Ogólnie większość kontynentu wydawała się
być w rozsypce, co było naturalne, gdy pozbawi się państwo silnego ośrodka władzy.
Jednak nie było to nic, czego nie dałoby się naprawić.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Dobrze jest wrócić do domu – rzekł z uśmiechem na ustach sir Dawid, przystając
obok swego władcy i przyjaciela. Wyglądał już o wiele lepiej, aż Duncan
zazdrościł mu umiejętności szybkiego powrotu do zdrowia. Dowódca Wojsk
wyglądał, jakby nie spędził miesięcy w niewoli. Właściwie wyraz jego twarzy
świadczył o tym, że ledwo powstrzymywał się od zabrania miecza i dosiądnięcia konia
i rzucenia się do akcji.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Jestem pewny, że nic mu nie jest – pocieszył przyjaciela król, doskonale
odczytując zmartwiony wyraz twarzy. Kraj krajem, lecz Duncam nie miał wieści o
synu od miesięcy. Nawet Halt nie miał pojęcia, gdzie podział się jego uczeń.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Nawet nie wiem, czy on wciąż…</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Duncan
skrzywił się. Oczywiście, w kraju panował chaos, więc Gilan, jako jedyny
zwiadowca, którego Genoweńczykom nie udało się złapać, miał wielkie szanse na
śmierć z ręki zabójców. Przez chwilę władca miał nadzieję, że chłopak schronił się
na dworze Aralda i razem z nich próbuje powstrzymać wrogów. Jednak ostatni
kruk, który przybył do niego jeszcze na statku, rozwiał ją w proch. Arald w
swoim sprawozdaniu ani razu nie wymienił młodego zwiadowcy.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Przestań jęczeć. Nie po to szkoliłem tego idiotę przez tyle lat, żeby teraz dał
się głupio zabić – wymruczał burkliwie Halt, przechodząc obok dwójki
rozmawiających mężczyzn. Zignorował oburzone spojrzenie sir Dawid i uśmiechnął się
promiennie, o ile to było możliwe w jego przypadku, do nadchodzącej Pauline. Na
szczęście jego żona nie słyszała tego komentarza, bo bez wątpienia by go
okrzyczała. Traktowała Gilana i Willa jak własne dzieci, więc nazywanie
któregokolwiek z nich idiotą w jej obecności nie było mądrym posunięciem.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Wasza wysokość, dowódco – zaczęła kobieta, kłaniając się wdzięcznie. Jej suknia
nie wyglądała najlepiej, ponieważ Skandianie nie mieli na pokładzie zbyt wielu
dodatkowych ubrań. W gruncie rzeczy król, jego doradcy, dany dworu i zwiadowcy
wyglądali jakby wyszarpnięto ich z paszczy dzikiem bestii. Ci ostatni
przynajmniej mieli te swoje cholerne wytrzymałe płaszcze, pomyślał z zazdrością
Duncan. Jego następny strój będzie z tego samego materiału.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Wszyscy o tym myślą, więc postanowiłam wziąć na siebie tę odpowiedzialność i po
prostu zapytać. Czy mogłabym wiedzieć, jaki mamy plan? – zapytała grzecznie
dyplomatka, jednak pod pozorem uprzejmości władca dostrzegł w jej oczach
stalowy błysk. Lady Pauline chciała wiedzieć i nie odpuści, póki nie otrzyma
odpowiedzi. Jeśli nie od króla, to Duncan był pewny, że w najbliższym wolnym
czasie Halt zostanie szczegółowo przesłuchany. Nie wątpił w lojalność jednego z
najbardziej zaufanych zwiadowców, lecz wiedział, że Halt w starciu z Pauline
nie miał szans. Starszy zwiadowca w kontakcie z żoną, a także z byłymi
uczniami, choć do tego nigdy by się nie przyznał, był niezwykle miękki. Lady Pauline
będzie wiedziała wszystko przed zachodem słońca. W dodatku jej potrzebowali.
Potrzebowali każdego. Tym bardziej, że połowa Korpusu potrzebowała mnóstwa
czasu, aby stanąć na nogi po niedawnych torturach. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Właściwie bardzo prosty – odparł król Duncan, starając się wyglądać na pewnego
siebie. – Udajemy się do zamku barona Aralda. Stolica jest zajęta przez
Genoweńczyków, więc to tam zgromadzili się możnowładcy. Tam zdobędziemy szczegółowe
informacje, o ile to będzie możliwe. Twój mąż, lady, twierdzi, że chodzi tutaj
o cos więcej niż napaść Genoweńczyków, więc musimy się temu przyjrzeć.
Następnie się przegrupujemy, odbijemy stolicę, wypędzimy najeźdźców i znów będzie
jak dawniej – zakończył optymistycznie władca. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
I znajdziemy mojego syna – wyszeptał do siebie sir Dawid, jednak pozostali go
usłyszeli. Lady Pauline rzuciła mu współczujące spojrzenie. Halt westchnął. I
tak miał zamiar to zrobić. Poradzą sobie przez chwilę bez niego. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Ja to zrobię. Mój uczeń, moja odpowiedzialność – ogłosił, decydując się pominąć
fakt, że Gilan już lata temu skończył szkolenie. Jednak uczeń na zawsze pozostanie
uczniem.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Jesteś potrzebny ma miejscu. Możesz mi to zostawić. W końcu nie powinieneś się przemęczać
w swoim wieku, Halt – zaproponował podszyty rozbawieniem głos. Każdego innego
Halt próbowałby zamordować, ale teraz tylko zgromił wzrokiem Willa.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Ty ledwie chodzisz, dzieciaku. – To była przesada. Młody zwiadowca już prawie
wydobrzał po niewoli, w końcu znajdował się w niej trochę krócej niż inni.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Podołam temu, wasza wysokość – nalegał Will, decydując się zignorować dawnego
mistrza, co spowodowało groźne zmarszczenie brwi na jego twarzy, a u żony jego
mistrza wywołało cichy śmiech.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
W porządku. Możesz…</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Halt
odwrócił się od rozmówców, tknięty przeczuciem. Na drzewie, niecałe trzy metry
od nich, siedział kruk. Jeszcze pół roku temu Halt nie zwróciłby na niego uwagi.
Jednak ostatnie wydarzenia wyczuliły go na pewne sprawy. Szczególnie na kruki.
Tym razem sienie pomylił. Czarny ptak wyglądał normalnie z wyjątkiem
błyszczących jak diamenty oczu. Lysander obserwował. Starzy zwiadowca zmarszczył
brwi, rozważając przez chwilę opcje. W końcu podjąć decyzje i odwrócił się do
rozmówców.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Informacje – powiedział głośno, przerywając ożywioną dyskusję, do której pod
jego nieuwagę dołączyło parę osób. Crowley, opierający się na ramieniu Stewarta
spojrzał na niego z niezrozumieniem.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Potrzebujemy tylu informacji, ile to możliwe – powtórzył, widząc zmieszane
spojrzenia.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
To oczywiste. Nie zaczynasz wojny bez informacji. Dlatego właśnie… - zaczął sir
Dawid.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–Wybacz,
ale informacji, których potrzebujemy nie posiada Arald. Z pewnością ma
niesamowicie istotne wieści o stanie, w jakim znajduje się królestwo, ale jak
mówiłem, przed wyjazdem zaatakowała mnie wiedźma. Wątpię, aby baron parał się
ukradkiem magią i miał potrzebna wiedzę. Dlatego sugeruję podzielić się na dwie
grupy. Większość uda się do lenna Redmont i spotka się baronem Araldem.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
A druga?</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Pójdzie ze mną spotkać się z najbardziej irytującym człowiekiem, jakiego miałem
nieszczęście spotkać. I czy ktoś może pomóc mi złapać tego kruka? </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div align="center" style="margin: 0px; text-align: center; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">***</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Słońce
schowało się już za horyzontem, a Lysander wciąż nie wrócił. Chyba był bardziej
zirytowany, niż im się wydawało. Albo się mylili i po prostu miał coś do
załatwienia. Gilan zmarszczył brwi zaniepokojony, ale po chwili próbował się
rozluźnić. Siedząca w rogu pokoju Adriana i tak patrzyła na niego jak na
idiotę, a ponieważ jednocześnie czyściła swoje noże, to zwiadowca naprawdę
czuł, że powinien się obawiać. W porządku, mógł przyznać, że martwienie się o
jednego z dwóch najpotężniejszych czarnoksiężników na planecie nie było normalne,
ale przecież niedawno był świadkiem tego, że Lysander nie panuje nad wszystkim
tak idealnie, jak udawał.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Idę spać – oświadczyła zabójczyni, wstając z krzesła i chowając wszystkie
ostrza do specjalnej torby. Obdarzyła zwiadowcę kolejnym spojrzeniem, które
mówiło, że postradał zmysły, po czym bez zbędnych słów wyszła z pokoju.
Angeline i Michael opuścili pomieszczenie już dobrą godzinę temu. Genoweńczyk
mamrotał coś o rozwiązanym problemie, swoim geniuszu i truciźnie, która tym
razem na pewno nie wybuchnie. Gilan miał nadzieję, że po prostu będzie miał gdzie
spać. Raczej wątpił, aby Lysander po raz drugi naprawił zmiecione z powierzchni
ziemi mury.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Zmęczony
przetarł oczy i wrócił do czytanej książki. A właściwie próbowania zrozumieć,
co w niej jest napisane. Księgę wybrał z nudów – kurzyła się w tym pokoju
wypełnionym książkami, który znalazł pierwszego dnia ich pobytu we dworze.
Wydawało mu się, że jest napisana w staroceltyckim. Kiedyś uczył się tego
języka, więc chciał spróbować swoich sił, skoro i tak nie miał nic lepszego do
roboty. Rzeczywistośc okazała się niezbyt kolorowa – albo to nie był
staroceltycki albo Gilan nie znał tego języka tak dobrze jak myślał, bo nic nie
rozumiał. Może powinien znaleźć coś w toscano? Nigdy nie wiadomo, kiedy będzie musiał
rozmawiać z Genoweńczykami w ich ojczystym języku. Powinien poszerzyć
słownictwo, aby przynajmniej wiedzieć, kiedy go obrażają, a kiedy pytają o
godzinę.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Już
miał wybrać się na poszukiwanie kolejnej pozycji wartej przeczytania, gdy jego
uwagę przyciągnął dziwny stukot od strony okna. Niewiele myśląc otworzył
drewniane okiennice, wpuszczając do środka czarne ptaszysko. Kruk wyglądał na
oburzonego i brakowało mu kilku piór. Zwiadowca prawie się zaśmiał, bo
zirytowane oczy ptaka wyglądały identycznie jak te Lysandra, które widział
kilka godzin temu. Kruk usiadł na krawędzi krzesła, napuszył pióra i wyciągnął
przed siebie nóżkę, do której był przywiązany skrawek pergaminu. Zaciekawiony
Gilan odwiązał i rozwinął papier. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Poczuł,
jak łzy gromadzą mu się pod powiekami, gdy rozpoznał znajome pismo. Uśmiech powoli
pojawiał mu się na ustach, gdy zapoznawał się z krótka treścią listu.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Wrócili.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span lang="EN-US" style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Halt, Will, król i rycerze.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span lang="EN-US" style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Jego ojciec.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Wreszcie
byli w Araluenie. Wolni.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Zamarł,
przez chwilę zastanawiając się, co robić. Logicznie rzecz biorąc, powinien
pozostać tutaj i czekać na Halta. W końcu jego mistrz zmierzał w kierunku dworu
Lysandra. Z drugiej strony, jego ojciec prawdopodobnie uda się razem z królem.
To mogła być jedna z niewielu okazji, aby zobaczyć go w najbliższym czasie. Nie
wiadomo, jak się sytuacja rozwinie. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Jako,
że zwiadowca był osobą wyznającą zasadę, że to, co masz zrobić jutro, najlepiej
zrobić dzisiaj, nie myślał długo. Zostawił pergamin na środku stołu, aby Lysander,
do którego był adresowany, mógł go znaleźć. Zabrał z pokoju łuk i noże, a ze
spiżarni trochę chleba i wody. Czarnoksiężnik nawet tego nie zauważy. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Halt
pisał, że przybili do brzegu w okolicach Wrzosowisk Hackham. Jeśli zwiadowca
wyruszy teraz, powinien spotkać się ze starym zwiadowcą w połowie drogi,
najpóźniej jutro wieczorem. Zaoszczędzi trochę czasu, a do tego wprowadzi
towarzyszy w sytuację, w jakiej się znaleźli, zanim znajdą się u Lysandra.
Jakoś wątpił, aby mag próbował łagodnie uświadomić przybyłych, że magia
istnieje. Lepiej, jak on sam się tym zajmie. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Poklepał
Blaze’a po szyi, wyprowadzając go ze stajni. Cazador obserwował ich z
ciemności, ale pozostał cicho. Gilan odetchnął z ulgą, bo gdyby musiał zmierzyć
się teraz ze zbawioną rżeniem konia Adrianą, nie skończyło by się to dobrze. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Nie o takich godzinach jeździliśmy, co nie, Blaze? – wyszeptał do konia, zakładając
mu siodło. Zwierzę zastrzygło uszami, jak najbardziej chętne do nocnej
przejażdżki. Właściwie, to zaczynało mu się <span style="margin: 0px;"> </span>nudzić stanie w stajni i wybieranie się co jakiś
czas na spokojne wycieczki krajoznawcze. Blaze nie miał nic przeciwko szybkiemu
galopowi w ciemnościach. O ile na drodze nie leżały żadne konary.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
No, przyjacielu, w drogę. Czeka tam na nas nasza rodzina i przyjaciele. Jestem
pewny, że Will da ci nawet jabłko w nagrodę, jak Halt nie będzie patrzył –
oświadczył zwiadowca, <span style="margin: 0px;"> </span>wskakując na
grzbiet konia. Cicho przejechali obok dworu, a gdy tylko wjechali w las, Blaze
rzucił się z radością do galopu. Normalnie Gilan by na to nie pozwolił, ponieważ
rumak w ciemności łatwo mógł złamać nogę o wystający korzeń, ale chodził tą
drogą wystarczająco często, aby wiedzieć, że to mu nie grozi. Las wokół domu
Lysandra był wymarły. Liście znajdowały się na drzewach, ale nie spadały.
Żadnych wystających korzeni na drodze, żadnych przebiegających zwierząt. Las
był cichy, doskonale uporządkowany i chłodny – zupełnie jak jego właściciel. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Zwolnił
do kłusu, gdy księżyc był wysoko na niebie, oświetlając im drogę, a oni
wyjechali z<span style="margin: 0px;"> </span>terenów znajdujących się pod
władzą Lysandra. Od razu poczuł różnicę. Powietrze było lżejsze, pachniało
prawdziwym lasem, a wokół wreszcie było słychać pohukiwanie sowy, piski myszy i
szelest liści. Zwiadowca zaśmiał się cicho pod nosem. Nawet nie wiedział, że
poczuje taka ulgę. Tamta puszcza sprawiała, że powoli wariował. Las był jego
ukochanym miejscem, pełnym życia i pozytywnej energii, a ten u Lysandra wyglądał,
jakby miał wieczną depresję.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Wreszcie – wymruczał w szyję konia, a Blaze zarżał radośnie, jakby na
potwierdzenie tych słów. Ruszył raźnym kłusem w kierunku, w jakim skierował go
zwiadowca.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Po
około dwóch godzinach drogi Gilan poczuł, że zaczyna przysypiać. Przyjemne, a
jednoczenie niesamowicie znajome bujanie się w siodle sprawiło, że jego oczy zaczęły
się powoli zamykać. Przecież nic się nie stanie, jeśli trochę się zdrzemnie.
Blaze był niezwykle inteligentnym koniem, z pewnością sam da radę jechać prostą
ścieżką.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Prawie
spadł z siodła, gdy zwierzę zatrzymało się gwałtownie. Podniósł się gwałtownie,
puszczając grzywę, której chwycił w desperackiej próbie złapania równowagi. Jego
ręka automatycznie powędrowała do pasa, dotykając rękojeści miecza. Blaze nie
zatrzymywał się nigdy bez powodu.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Skierował
wzrok w kierunku, który wskazywał koński łeb. Ścieżka, którą podążali była
niezwykle wąska, prawie niknęła w otaczającym ich lesie. Blaze zastrzygł
uszami, a wtedy zwiadowca usłyszał cichy jęk. Ktoś tam był i to chyba w nie
najlepszym stanie.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Poczekaj tutaj – mruknął Gilan, zeskakując na ziemię i kierując się w stronę, z
której nadszedł dźwięk. Musiał przedrzeć się przez gęste zarośla, więc narobił trochę
hałasu, na co skrzywił się z niesmakiem. Jednak już po drugiej stronie mógł iść
bezszelestnie, przemykać między drzewami, jakby był tylko cieniem. Właściwie to
po raz pierwszy od dłuższego czasu czuł się naprawdę sobą.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Nie
zdążył przejść nawet dwudziestu metrów, gdy usłyszał kolejny, tym razem
wyraźniejszy głos. Nie potrafił rozróżnić słów, ale ewidentnie pomiędzy nie
wkradały się jęki bólu. Po chwili dostrzegł schylaną sylwetkę człowieka, opierającego
się o drzewo. Wydawało mu się, że trzyma się za brzuch. Zrobił jeszcze kilka
kroków, nie wiedząc, czy zdradzać swoją obecność. Co ten człowiek robił sam w
lesie w środku nocy? Może go napadnięto?</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Niech go szlag… Pieprzony korzeń… Jak go znowu zobaczę, to zabiję… I jego też
zabiję. Co on sobie myśli, ten cholerny…</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Następnie
nastąpił niesamowicie długa wiązanka przekleństw, z których Gilan znał tylko
połowę. Niektóre były chyba w innym języku, ale stojący przed zwiadowcą
mężczyzna niewątpliwie życzył kilku osobom niezwykle bolesnej śmierci. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Czy wszystko w porządku? - spytał w końcu, decydując się zdradzić swoja obecność.
Ten człowiek bez wątpienia był ranny. Zwiadowca utwierdził się w przekonaniu,
gdy księżyc wyłonił się zza chmury i oświetlił las. Ubranie mężczyzny było
niesamowicie poszarpane, a przód koszuli cały we krwi. Jego własnej, jeśli
wielka dziura w materiale była jakąś podpowiedzią. Nieznajomy był w dość opłakanym
stanie, nawet jego ciemne włosy nie przypominały już warkocza, w który kiedyś
były chyba związane. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Mężczyzna
podniósł wzrok, słysząc głos zwiadowcy. Na początku na jego twarzy malowało się
całkowite zdumienie. Pewnie nie spodziewał się spotkać nikogo w środku nocy.
Gilan zmarszczył brwi. We wzroku rannego nie było zaufania, co było całkowicie
zrozumiałe.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Nazywam się Gilan Lancaster, jestem zwiadowcą. Jeśli powiedziałbyś mi, co się
stało, to z pewnością mógłbym ci pomóc, zająć ranami… - przedstawił się,
próbując zyskać jego zaufanie. Zmarszczył brwi, gdy twarz mężczyzny wykrzywiła się
w jeszcze większym zdumieniu, a potem ten wybuchnął śmiechem. Wyjątkowo
chrapliwym, więc zwiadowca zaczął się zastanawiać, czy aby tamten nie ma
złamanych żeber. Gdy nieznajomy się zachwiał pod wpływem śmiechy, Gilan bez
wahania wyciągnął rękę i podtrzymał go, ratując przed upadkiem. Może nieznajomy
wariował z powodu upływy krwi?</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Posłuchaj, nie wiem…</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Zająć się moimi ranami! Gratuluję, dawno mnie nikt tak nie rozśmieszył… Właściwie
to od dwóch dni, ale to szczegół. Mag był zabawny, póki nie zwariował… A teraz
ty… - Mężczyzna znów zatrząsnął się ze śmiechu.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Nie rozumiem, o co ci chodzi – odparł zmieszany Gilan.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Och, oczywiście, że nie – westchnął nieznajomy, jeszcze bardziej się o niego
opierając. To było dziwne. Zwiadowca nie zauważył żadnej otwartej rany.
Natomiast jego instynkt wył na alarm.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Chodzi mi, panie zwiadowco, o twój zupełny brak szczęścia. Araluen jest taki
wielki. Jest środek nocy. A ty musiałeś wyjść właśnie teraz z bezpiecznego
miejsca, gdzie się przez tyle czasu ukrywałeś, a w dodatku trafić właśnie
tutaj, gdzie zostałem przed chwilą przeniesiony…</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Gilan
próbował się instynktownie cofnąć, jednak palce mężczyzny wbiły się w kołnierz
jego koszuli. Z pewnością nie był już taki osłabiony, jakiego przed chwilą
udawał.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Bo wiesz, Gilanie Lancaster… - Nieznajomy podniósł wzrok, a zwiadowca wciągnął
głośno powietrze na widok czerwonych tęczówek. – W przeciwieństwie do ciebie,
ja, Akarian Rosserau, jestem niesamowitym szczęściarzem.</span></span></div>
<b></b><i></i><u></u><sub></sub><sup></sup><strike></strike><span style="font-family: inherit;"></span><br />
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~<br />
W zamian za tak długie oczekiwanie macie trochę dłuższy rozdział :D<br />
Miałam wstawić go wcześniej ,ale zdecydowałam, że jeszcze fragment dopiszę. Oczywiście niesprawdzany, więc z całą masą literówek. Jakby komuś jakaś w pamięć zapadła, to proszę dać znać.<br />
Następny rozdział jeszcze w tym miesiącu, jako, że są wakacje, a ja siedzę w domu :)<br />
Proszę o komentarze i wyrażanie swojej opinii. Dziękuję też tym, którzy czytają i którym chce się tyle czekać. Ja bym już dawno dała sobie spokój :D<br />
Pozdrawiam,<br />
Mentrix Hadley</div>
Mentrix Hadleyhttp://www.blogger.com/profile/12663335915708995959noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-3294216773099711492.post-812344719701749322019-05-17T19:07:00.000+02:002019-07-01T23:33:47.817+02:00Informacja<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: justify;">
Przybywam że złą wiadomością. Zapomniałam opublikować rozdział przed wyjazdem, a teraz nie mam do niego dostepu. Dlatego będę go mogła wstawić dopiero za miesiąc, kiedy wrócę. Bardzo za to przepraszam.</div>
<div style="text-align: justify;">
Pozdrawiam,</div>
<div style="text-align: justify;">
Mentrix Hadley</div>
</div>
Mentrix Hadleyhttp://www.blogger.com/profile/12663335915708995959noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-3294216773099711492.post-91373416368284463712019-04-15T01:14:00.000+02:002019-04-15T01:14:36.889+02:00Rozdział XLVII<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Lysander
opadł ciężko na miękki fotel, powoli otwierając oczy. Skronie wciąż pulsowały
mu bólem, ale to było niczym w porównaniu z istnym chaosem, który go otaczał.
Dobrze, że najpierw teleportował zwiadowcę na zewnątrz, zanim rzucił się
ratować pewnego głupiego maga.</span></span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Zirytowany
spojrzał w kierunku malutkiej sadzawki na środku pomieszczenia. Woda bulgotała,
a ponad wzburzoną taflą unosiła się para. Książki już nie stały równo na
półkach, tylko walały się po całej sali, kilka wyrwanych kartek dopiero teraz
opadało na ziemię. Posadzka w niektórych miejscach była popękana, a wielka
szachownica pod wpływem uderzenia pioruna rozleciała się na kawałki,
rozrzucając wokół pomieszane pionki. Czarnoksiężnik westchną ciężko. To ja
będzie musiał najpierw naprawić. Ale to za chwilę. Poczeka, aż irytujący ból
głowy ustąpi lub chociaż stanie się bardziej do zniesienia. Wdarcie się siłą do
strzeżonego pilnie umysłu zawsze się tak kończyło, ale nie miał wyjścia.</span></span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Zacisnął
usta na samą myśl, jak blisko katastrofy się znajdowali. Znalezienie Alarica,
który zamknął się w swoim własnym umyśle graniczyło z cudem. Właściwie, to
udało mu się w ostatniej chwili. Gdyby czarodziej zdołał dotknąć tej wirującej
kuli energii… Lysander nie był do końca pewien czym była, ale miał złe
przeczucia. Alaric nie powinien się do niej zbliżać, bo konsekwencje
prawdopodobnie byłyby nieodwracalne. Tym bardziej, że ta energia niepokojąco mu
się z czymś kojarzyła.</span></span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Najpierw
Henrik, a teraz to. Miał wrażenie, że przeszłość do niego wraca. Nie mogła. Na
pewno nie teraz. Miał już na głowie wojnę z Marcusem, niezadowolonych królów i
swoje pionki, które prawie rzucały się sobie do gardła. Do tego wszystkiego
dochodził niezwykle uparty czarodziej, który nie wiedział, co dla niego dobre.</span></span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Dwa tygodnie – mruknął wściekły pod nosem. Powinien wrócić teraz. W tym
momencie. Lysander nie mógł się rozpraszać i zastanawiać się, co ten dureń
wyrabia. Gdyby coś się stało, to nie mógłby nawet się do niego teleportować,
ponieważ sam nałożył na Alarica zaklęcie. Chroniło go to przed znalezieniem
przez Marcusa, jednak działało jak obusieczny miecz. Nikt nie mógł namierzyć
maga. </span></span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Wszystko
sprowadzało się do tego, że Alaric musiał radzić sobie sam. Mag był silny,
wręcz niepokojąco silny. Lysander jeszcze nigdy nie spotkał użytkownika magii o
tak wielkich rezerwach własnej mocy. Właściwie Carleton przewyższał w zakresie
zarówno czarnoksiężnika, jak i Marcusa. Różnica była taka, że w przeciwieństwie
do Alarica, oboje mogli korzystać z energii zgromadzonej w otaczającym ich
świecie i nie byli ograniczeni do własnych zasobów. Problem polegał na tym, że
Alaric Carleton był magiem natury. Wielki potencjał magiczny i połączenie z
samą przyrodą sprawiało, że utrata panowania nad mocą prowadziła do istnego
chaosu. Lysander wiedział o tym, bo lata wcześniej, gdy uczył maga zaklęć,
podobne sytuacje były na porządku dziennym. Zerwany potężnym podmuchem wiatru
kandelabr. Miejscowe trzęsienie ziemi, poprzewracane drzewa. Pewnego dnia ogień
prawie pochłonął jego drogocenną bibliotekę. Ogólnie rzecz ujmując, Alaric uosabiał
wtedy chodzącą katastrofę. Jednak te nagłe wybuchy magii były na tyle słabe, że
Lysander radził sobie z nimi bez mrugnięcia okiem. To było wiele lat temu,
przynajmniej taki miał wrażenie. Teraz sytuacja się zmieniła. Nie potrafił
przejąć kontroli nad mocą Alarica na odległość. Właściwie to nie był pewien,
czy udałoby mu się to, nawet gdyby zjawił się osobiście na miejscu zdarzenia.
Natura korzystająca z magii jego przyjaciela była wystarczająco silna, aby
wyrządzić zniszczenia w jego domu, chociaż nawiązał tylko słaby kontakt
mentalny. Alaric musiał nad tym zapanować. A żeby to zrobić, musiał wrócić do
domu, gdzie oboje znajdą jakieś rozwiązanie. </span></span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Ależ
nie, oczywiście, że nie. Uparty mag nie mógł porzucić swojego idiotycznego
celu, jakim było znalezienie sposobu na nieśmiertelność. Lysander już dawno
przestał mu mówić, że wieczne życie nie jest wcale takie piękne, jak się
wydaje. Przestał się nawet irytować, gdy Alaric bez słowa znikał na kilka
miesięcy. Ponieważ wracał, zawsze wracał. Co prawda czasem wykończony, czasem
poobijany. Jednak to nie było nic, z czym Lysander nie mógłby sobie poradzić.
Tym razem jednak mag przesadził. Dwa tygodnie. Przecież on się ledwo trzymał na
nogach, prawie wykrwawił się na śmierć, a mocy starczy mu na jedną
teleportację, a potem będzie nieprzytomny przez co najmniej dobę. Wróg bez
problemu będzie mógł go zabić. W takim wypadku zadaniem Lysandra było
sprowadzenie go do domu, czy Alaricowi się to podoba czy nie. </span></span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Jednak
skończyło się tak jak zawsze. Alaric powiedział: <i style="mso-bidi-font-style: normal;">proszę</i>, a Lysandrowi nie pozostało już nic innego, niż się zgodzić.
Jakoś nigdy nie potrafił odmówić temu durnemu magowi.</span></span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Jestem głupcem – podsumował zmęczony czarnoksiężnik, zaczynając naprawiać
szkody, które wyrządziła sama Matka Natura.</span></span></div>
<br />
<div align="center" style="margin: 0px; text-align: center;">
*<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">**</span></span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Adriana
już od kilku minut nie wiedziała, co zrobić. Jak zareagować, co powiedzieć. Wycofać
się? Uciec? Czy może wejść z podniesioną głową? Nie miała pojęcia, więc stała
jak skamieniała w wejściu do komnaty z czerwonymi policzkami, niezauważona
przez nikogo. Po prostu patrzyła, gdy jej umysł próbował przyswoić to, co
widzi.</span></span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;"><span style="margin: 0px;"> </span>Michael siedział na kanapie wygodnie rozparty, jedno
ramię przerzucił przez oparcie. Przed nim stała Angeline. Wszystko byłoby w
porządku, gdyby nie wiele małych, a niezwykle istotnych szczegółów. Nogi
zabójcy były rozchylone, a czarownica stała między nimi – zdecydowanie za blisko.
Palce jednej ręki zaciskała na oparciu kanapy, tuż przy ramieniu Michaela.
Druga dłoń spoczywała w zagłębieniu między barkiem a szyją. I najważniejszy
szczegół. Głowa zabójcy była odchylona do tyłu, aby jego usta mogły połączyć
się z wargami Angeline. Oboje wyglądali na bardzo zadowolonych i
zaangażowanych, jeśli kropla krwi spływająca z rozciętej wargi Michaela coś
znaczyła. I z jakiegoś powodu Adriana nie mogła odwrócić wzroku.</span></span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Doświadczenia
w takiej sytuacji nie miała właściwie żadnego. Nigdy nie patrzyła na żadnego
mężczyznę w romantyczny sposób, nigdy nie miała ochoty pogłębiać znajomości. Ta
dziwna bliskość i zależność, jaka wiązała dwie kochające się osoby, przerażała
ją. Powodowała, że człowiek staje się bardziej podatny na zranienie i
manipulacje, a czasem sprawiała, że ludzie robili rzeczy, na które o zdrowych
zmysłach nigdy by się nie zdecydowali. Kilka lat temu dostała zlecenie zabójstwa
jakiegoś hrabiego. Zleceniodawcą była jego żona, zraniona dogłębnie po tym, jak
mężczyzna zdradził ją z jej młodszą siostrą. <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Zabij szybko i bezboleśnie</i> – mówiło polecenie napisane drżącą ręką.
Prawdopodobnie ta kobieta wciąż kochała tego potwora, chociaż nie mogła znieść
jego obecności. Adriana przyszła po niego pewnej nocy, kiedy księżyca nie było
na niebie. Cel opuścił swój dwór i zatrzymał się w podmiejskim zajeździe. Miał się
tam spotkać z kolejną kochanką, jak dowiedziała się Adriana, gdy przypadkowo
pomylił ją z tą kobietą. Wielki hrabia, właściciel wielu majętności i parszywy
zdrajca wykrwawiał się o wiele dłużej i boleśniej niż życzyła sobie tego biedna
kobieta, która wyszła za niego za mąż.</span></span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Patrząc
na Genoweńczyka i czarownicę, Adriana zastanawiała się, na ile sposobów Michael
mógł skrzywdzić Angeline, gdy ta już się zaangażowała emocjonalnie. Nie było bowiem
wątpliwości, że kobieta czuła cos do zabójcy – Angeline nie była osobą, która
całował się z każdym napotkanym po drodze mężczyzną. Przynajmniej tak ją
Adriana postrzegała.</span></span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Dlatego
stała w miejscu, cała zażenowana i czerwona. Powinna się ruszyć: albo do przodu
albo do tyłu. Nie ważne jak zawstydzona była, jak mało wiedziała o podobnych relacjach…</span></span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Dlaczego tutaj stoimy? – wyszeptał jej Gilan do ucha, a ona ledwo powstrzymała
się, aby nie wrzasnąć. Przełknęła ślinę i przesunęła się odrobinę w bok, zerkając
na zwiadowcę kątem oka. Nie słyszała jak nadchodził, ale powoli się po tego
przyzwyczajała. Jeśli Gilan chciał się zjawić bezszelestnie, to nic mu w tym
nie przeszkodzi, choćby wytężała wszystkie zmysły, aby go znaleźć. Teraz stał
oddalony od niej o centymetry i z pewnością widział jej czerwone policzki, bo
spoglądał na nią zaskoczony.</span></span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Co się stało? – spytał, lustrując ja wzrokiem. Według niego zabójczyni miała
przekomiczny wyraz twarzy, ale nie mógł znaleźć źródła tych emocji. Pod wpływem
impulsu zajrzał ostrożnie za uchylone drzwi komnaty, przed którymi stała
Adriana. Widziała, jak oczy zwiadowcy rozszerzają się z zaskoczenia, gdy ujrzał
Angeline i Michaela. A potem z przerażeniem zauważyła, że w zielonych oczach
pojawia się błysk zadowolenia i zwykłej dziecięcej radości. <span style="margin: 0px;"> </span></span></span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit;"><i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="line-height: 107%; margin: 0px;">To się nie skończy dobrze,</span></i><span style="line-height: 107%; margin: 0px;">
pomyślała, chcąc stąd zniknąć. </span></span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Gilan
zamierzał coś zrobić i dobrze się przy tym bawić.</span></span></div>
<br />
<div align="center" style="margin: 0px; text-align: center;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">***</span></span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Angeline
tego nie planowała. Przyszła tutaj z zamiarem dość dosadnego wyrażenia swojej
opinii na temat tego, jak Genoweńczyk zachowywał się w stosunku do Adriany. Nie
mogli tak funkcjonować na dłuższą metę. Te wszystkie kłótnie, sprzeczki i brak
zaufania były jeszcze do zaakceptowania w bezpiecznym miejscu, jakim był dom Lysandra.
Jednak czarownica nie miała złudzeń, że niedługo będą musieli go opuścić i
zacząć działać, nawet jeśli czarnoksiężnik nie dawał im tego do zrozumienia. Przeciwnicy
stanowili tak potężną grupę, że najmniejsze zawahanie doprowadzi do porażki.
Natomiast Michael i Adriana walczący ze wspólnym wrogiem jak na razie stanowili
przepis na katastrofę i dwa trupy więcej niż potrzeba.</span></span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">To
wszystko zamierzała powiedzieć Michaelowi. Adriana była uprzedzona do Genoweńczyków,
w końcu wybili jej rodzinę. To Descouedres musiał zakopać topór wojenny,
przeprosić i pokazać zabójczyni, że mają ten sam cel i można mu ufać. Naprawdę
miała mocne postanowienie, aby zakończyć ten cyrk tu i teraz. Była nawet pewna,
że zaczęła wygłaszać swoja przemowę. Z pewnością pamiętała zmęczone i zirytowane
spojrzenie Michaela i drobinki błękitu w szarości jego oczu. </span></span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Dlatego
nie miała pojęcia, jak skończyła pochylając się nad zabójcą i całując go już od
pięciu minut. Prawie miała pewność, że wszystkiemu był winny Michael. Przecież
ona by tego nie zaczęła, prawda? Teoretycznie powinna zakończyć pocałunek zaraz
po tym, jak się zaczął, ale była tylko słabą, podatną na pokusy kobietą. Nikt
nie musi wiedzieć, co czuje. Nikt się nie dowie i…</span></span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Nie wiedziałem, że upominanie w wykonaniu magów tak wygląda. Powinnaś mi powiedzieć,
Angeline. Wtedy nie zastanawiałbym się długo przed popełnieniem jakiegoś
głupiego błędu. – Irytująco rozbawiony głos sprawił, że odskoczyła do tyłu.
Zwiadowca opierał się o framugę drzwi z uniesionymi brwiami. Za nim stała
Adriana z ustami zaciśniętymi w wąską kreskę i czerwoną twarzą, którą próbowała
zasłonić ciemnymi włosami. </span></span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Czarownica
przeklęła w myślach. Nie zauważyła ich, nie wyczuła. Nie posiadali co prawda silnej
mocy magicznej, która sprawiłaby, że zmysły Angeline wrzeszczałyby o nadchodzącym
możliwym zagrożeniu, jak za każdym razem, gdy przebywała w pobliżu Lysandra,
ale zawsze była dobra w wykrywaniu nawet zwykłych ludzi. Musiała być bardziej
rozproszona, niż myślała.</span></span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Spadaj, Gilan. Przeszkadzasz – mruknął Michael, wpatrując się w Angeline zawiedzionym
wzrokiem smutnego szczeniaka. Poczuła, że robi się tak samo czerwona jak
Adriana.</span></span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Nie, mój nowy drogi przyjacielu. Jeśli chodziłoby o mnie, nie mrugnąłbym nawet
okiem. Lecz nie mogę pozwolić, byście siali wokół siebie powszechne zgorszenie
i wprawiali w szok i zażenowanie takie niewinne dusze jak nasza Adriana – zaoponował
ze zbyt szerokim uśmiechem zwiadowca, kładąc dłoń na ramieniu zabójczymi i wciągając
ją do pokoju z ciemnego korytarza. </span></span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Ręce przy sobie, zwiadowco – warknęła, a Gilan zapobiegawczo zabrał rękę.
Wyglądała, jakby mogła go ugryźć plus zamordować spojrzeniem.</span></span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Oj, Adriano, nie ma się czego bać. Popatrz na Angeline, wydaje się w pełni
usatysfakcjonowana i zadowolona. Widzę, że jesteś zupełnie nieuświadomiona w
sprawach związków, więc byłbym zaszczycony, mogąc… - Gilan zamilkł, gdy dwa niezwykle
mordercze spojrzenia skupiły się na jego skromnej osobie. Już widział swoje ciało
pozbawione głowy, jeśli wypowie jeszcze jedno nierozważne słowo. </span></span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Angeline, myślałem, że miałaś rozmawiać z Michaelem o jego karygodnym
zachowaniu – zaczął w dramatyczniej próbie zmiany tematu.</span></span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Właśnie, on mnie obraził – poparła go Adriana, z chęcią podchwytując nowy
kierunek rozmowy. Do tamtej części nie będą wracać. Nigdy.</span></span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Rozmawialiśmy, prawda, Michael? – spytała czarownica, spoglądając na Genoweńczyka
i szukając u niego potwierdzenia dla swoim słów. On spowodował problem, więc
niech go rozwiąże. Jak się głębiej zastanowić, to nic się nie stało, a Adriana
jak zawsze robi problem ze wszystkiego, co dotyczy Michaela. A Gilan, jak to ma
w zwyczaju, nie pomaga.</span></span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Oczywiście. To była długa przemowa, pełna słów, które miały spowodować moje
wyrzuty sumienia. Była też niezwykle nudna, dlatego byłem zdesperowany ją
przerwać za wszelką cenę – oznajmił zadowolony z siebie Genoweńczyk, zupełnie
nie przejmując się atmosferą, która panowała wokół. Angeline prawie jęknęła z
bezsilności i zrezygnowania. Panowie najwyraźniej świetnie się bawili, ale ona
była niezmiernie zażenowana, a Adriana coraz bardziej zła na cały świat. Musiała
to przerwać.</span></span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Skupmy się na rzeczach istotnych…</span></span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
To jest istotna sprawa – przerwała jej Adriana. Angeline spojrzała na nią
zaskoczona. Była pewna, że ona też chciała zakończyć ten cyrk. – Przecież on cię
skrzywdzi. Nim się obejrzysz zdradzi cię, zostawi, wykorzysta do własnych
celów. To Genoweńczyk. Jak możesz być taka naiwna?</span></span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Czarownica
zamrugała zdziwiona. Myślała, ze zabójczyni nie chciała poruszać tych tematów,
bo nie miała w nich żadnego doświadczenia. Martwiła się. Adriana się o nią martwiła.
To było takie w jej stylu podejrzewać Michaela o wbicie sztyletu w plecy przy najbliższej
możliwej okazji. Przecież niejednokrotnie zabijała mężczyzn, którzy bili żony,
zdradzali je, uprowadzali córki farmerów, którzy potem byli gotowi oddać
płatnym mordercom cały swój majątek, aby ponownie ujrzeć swoją pociechę w domu,
a pana ziemskiego martwego. Świat był pełen potworów. Mężczyzn i kobiet,
bogatych i biednych. Niektórzy mogliby powiedzieć, że w tej komnacie znajdują się
same potwory. Ale przecież byli też dobrzy ludzie. Czasami potwory nie były
wcale potworami. Powinna jej powiedzieć, że nie wszystko jest czarne. Podobno
rodzice Adriany bardzo się kochali – taki wniosek wyciągnęła z nielicznych
opowieści, którymi dziewczyna się z nią podzieliła. Jednak zapomniała o tym, a
jej umysł podsuwał jej najczarniejsze scenariusze, z którymi miała przecież do
czynienia na co dzień. Martwiła się o nią. To było…</span></span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Adriano, to jest absolutnie urocze. – W tym momencie Angeline była gotowa
uwierzyć, że zwiadowca posiada moc czytania w myślach. Z wyrazem współczucia na
twarzy obserwowała, jak ręka Adriany unosi się i zaciska w pięść, a potem
spotyka się z nosem Gilana. Cóż, zabójczyni musiała w końcu wybuchnąć.</span></span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Cóż za brutalna kobieta. Współczuję ci, zwiadowco – podsumował Michael ze
sztucznym współczuciem. A potem poniósł rękę.</span></span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Adriana
nie zdążyła nawet pomyśleć o tym, aby się ruszyć. Rzucony przez Genoweńczyka
sztylet utkwił w drzwiach, centymetry od jej szyi. </span></span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Tak
blisko, pomyślała, sięgając po swój nóż, podczas gdy Gilan i Angeline jeszcze nie
wyrwali się z oszołomienia. Jednak spokojny wyraz tworzy Michaela i to, że nie
ruszył się z miejsca sprawiło, że zerknęła kątem oka na ostrze. Była na nim
kartka papieru. Wciąż mając na oku przeciwnika, sięgnęła po nią. Otworzyła
szerzej oczy, wpatrując się z zapisane na niej słowa.</span></span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Jak? – spytała nieświadomie, wciąż wpatrując się w tekst. Podniosła wzrok na
Genoweńczyka. Spojrzenie szarych oczu było poważne, tak samo jak jego głos.</span></span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Jestem człowiekiem wielu talentów. Czy to wystarczy?</span></span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Spojrzała
jeszcze raz na kartkę. Tak. Zdecydowanie.</span></span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Ten jeden raz – mruknęła i ignorując zaskoczone spojrzenia pozostałej dwójki,
opadła na pobliski fotel całkowicie rozluźniona. Gilan i Angeline spojrzeli po
sobie. Żadne z nich nie rozumiało. </span></span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Przejdźmy to istotnych rzeczy. Zwiadowco, chyba miałeś nam coś do powiedzenia. –
Adriana spojrzała na niego znacząco, a mężczyzna westchnął. Przekaz był jasny:
nie drąż tematu. Dlatego pokiwał głową i z westchnieniem opadł na kanapę obok
Genoweńczyka. Angeline wzruszyła ramionami i chwyciła jedno z leżących na
półmisku jabłek. Jakoś nagle zgłodniała. </span></span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Już mówię. Chciałbym tylko jeszcze zaznaczyć, że jeśli kiedykolwiek będziesz
chciała mnie upomnieć, to nie musisz się powstrzymywać, Adriano.</span></span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Przykro mi, zwiadowco. Ostatni trening udowodnił, że na twoje nieszczęście nie
mam za grosz zdolności magicznych – odparła złośliwie Adriana. Była spokojna.
Wreszcie była spokojna. Zacisnęła palce na białej kartce, którą schowała do
kieszeni. </span></span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Minęło
wiele czasu od kiedy po raz ostatni miała do czynienia ze swoim rodzimym językiem.
Nieważne, skąd pochodzili, zabójcy byli ludźmi czynu. Rzadko kiedy używali
słów. Odpychały ich długie przemowy, które próbowały ukryć prawdę. Woleli mówić
krótko, prosto. A gdy już to mówili, nie było w tym kłamstwo i obłudy.</span></span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Zacisnęła
palca na papierze. Słowa wyryły się jej w pamięci.</span></span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Lo siento mucho. Perdoname.</span></span></i></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Bardzo przepraszam, że tyle musieliście czekać, a ten rozdział jest żałośnie krótki. Muszę powiedzieć, że dobrze mi się go pisało do momentu, w którym musiałam napisać jak to się Adriana na tą dwójkę natknęła. Ni sądziłam, że będę miała problemy z opisaniem zwykłego pocałunku, sporo opisy walk i zabijania przychodzą mi łatwo. A tu taka niespodzianka. Dlatego przepraszam, bo reszta rozdziału jest bardzo sztuczna. Ja się chyba po prostu nie nadaję do pisania romansów :(</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
W następnym rozdziale obiecuję, że zacznie się jakaś akcja. Dziękuję też wszystkim, którzy tu jeszcze wchodzą, pomimo częstotliwości z jaką dodaję rozdziały. Dziękuję też Anonimowi, który tak zawzięcie komentuje :D</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Rozdział oczywiście niesprawdzany, zapraszam do komentowani i wyrażania swoim opinii.</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Pozdrawiam, </div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Mentrix Hadley</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
P.S. Jako, że został tylko tydzień - WESOŁEJ WIELKANOCY, SMACZNEGO JAJKA, ZAJĄCA I PORZĄDNEGO ŚMINGUSA-DYNGUSA! Chociaż pewnie pogoda jak zawsze będzie nieciekawa :D</div>
</div>
Mentrix Hadleyhttp://www.blogger.com/profile/12663335915708995959noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-3294216773099711492.post-84123753121352661582019-02-06T23:45:00.000+01:002019-02-06T23:45:12.990+01:00Rozdział XLVI<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Adriana
wpatrywała się w klęczącego u jej stóp zwiadowcę. Może nie kłaniał się przed
nią, porażony jej intelektem i pięknem, ale to mogła zignorować. Jego ubranie
było ubrudzone, w paru miejscach nawet podarte, a mężczyzna był tak blady,
jakby miał zaraz zemdleć. Nigdy się z nikim nie teleportowała, ale słyszała od
Angeline, że to dość nieprzyjemne, a nawet niebezpieczne dla osoby nie mającej
żadnego połączenia z magią. Prawdopodobnie współczułaby zwiadowcy, może nawet
podała mu rękę i pomogła stanąć na nogi, gdyby ostatniej godziny nie spędziła
na przetrząsaniu gruzów, jakie pozostały po wybuchu w lewym skrzydle dworu,
szukając jego zakrwawionego ciała. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Gdzie byłeś? – spytała, patrząc na niego z góry. Po upływie trzydziestu minut
była prawie pewna, że znajdzie go martwego. To byłaby ponura ironia losu. Gilan
przetrwał zabójców, wiedźmy i pościgi, aby prawie umrzeć pod zawalonym murem. Z
tą różnicą, że na szczęście postanowił wybrać się na spacer właśnie w odpowiedniej
chwili. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Zwiadowca
spróbował się podnieść, ale powstrzymały go potężne zawroty głowy. Miał
wrażenie, że zaraz albo zemdleje albo zwymiotuje. Musi porozmawiać z Lysandrem
o takim niespodziewanym przenoszeniu biednego człowieka z miejsca na miejsce.
Co prawda wątpił, aby mag poświęcił dręczącemu go problemowi choćby myśl, ale
Gilan odmawiał kolejnej takiej podróży. Czarownik na pewno może przygotować
jakiś eliksir, który złagodzi skutki teleportacji. Teraz zamierzał podnieść się
z ziemi, nawet bez pomocy zdenerwowanej bez powodu irytującej zabójczyni, napić
się wody i pójść spać. Porozmawiać o tym, czego się od Lysandra dowiedział mogą
wszyscy jutro. Podniósł wzrok i zamarł, widząc otaczające go gruzowisko. Miał
pewność, że w tym miejscu znajdował się jeden z nieużywanych pokoi, a nad nim
jego własny, tuż obok pomieszczenia, które zajął Michael.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Co się stało z moim pokojem? – zapytał bezradnie, nie wiedząc, jakie wnioski
wyciągnąć. Jeszcze godzinę temu lewe skrzydło dworu wyglądało niezwykle
stabilnie, a teraz klęczał wśród gruzów. Spojrzał na Adrianę, szukając
wyjaśnień.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Twój szanowny sąsiad postanowił stać się odkrywcą – warknęła, kątem oka
spoglądając na Michaela, który spał spokojnie pod pobliskim drzewem. Położył
się tam zaraz po tym, jak zniszczył<span style="margin: 0px;">
</span>połowę dworu. Skutecznie zignorował wszystkie obelgi, które rzuciła w
jego kierunku Adriana, pogrążając się w świecie snu. Nie pomógł szukać
zwiadowcy, który przecież mógł przez niego właśnie umierać. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
A co takiego odkrył? – spytał Gilan, odrywając wzrok od Genoweńczyka. Adriana
była wściekła, ale wciąż nie wiedział dlaczego. Chociaż… Jej pokój wraz z całym
dobytkiem znajdował się tuż obok i prawdopodobnie także ucierpiał.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Że jest głupcem, który nie potrafi odróżnić pokrzywy od stokrotki, przez co
cholerny eliksir, mający rzekomo rozwiązać część naszych problemów, wybucha, a
wszystko…</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Tojad. Chodziło o tojad, idiotko. Bardzo łatwo go pomylić… - zaczął zirytowany
Genoweńczyk, który najwyraźniej nie miał zbyt mocnego snu. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Jak się nie umie odróżnić jednego składnika mikstury od drugiego, to się nawet
nie powinno zabierać za eliksiry, morderco – przerwała mu Adriana, prawie
warcząc, gdy wymawiała ostatnie słowo.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Przepraszam bardzo, ale tym razem nikogo nie zabiłem – wycedził Michael, w
mgnieniu oka podnosząc się z trawy, aby stawić czoła wściekłej zabójczyni. –
Chociaż za chwilę może się to zmienić…</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Chyba śnisz. Aż się prosisz o sztylet w sercu, Genoweńczyku.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Gilan
powoli podniósł się z ziemi, zauważając, że zawroty głowy minęły. Zastanawiał
się, czy powinien się wtrącać. Dwójka płatnych morderców stała dwa metry od
niego, prawie stykając się ciałami i wyglądała, jakby miała zaraz rzucić się
sobie go gardeł. Z drugiej strony, pomimo swojej niewątpliwej inteligencji, nie
wiedział do końca, o co chodzi. W porządku, Michael pomylił składniki, wszystko
wybuchło, a pokoje zostały zniszczone. Naprawdę z tego powodu zamierzali się
pozabijać? Nie wydawało mu się, aby Adriana miała tam coś bezcennego – zwykle
takie rzeczy nosiła przy sobie.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Ktoś
musiał to przerwać. Może nie był najlepszą opcją, skoro nie wiedział nic o
składnikach trucizn. Dla niego zielsko pozostawało zielskiem, kwiatek
kwiatkiem. Chyba, że był często spotykany w kraju i idealnie nadawał się jako
przyprawa do potraw lub lekarstwo. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Wziął
głęboko oddech. Zawsze to lepsze niż nic. Jego raczej nie zabiją. Przynajmniej
tak sądził. Adriana na pewno go lubiła, co do Michaela nie miał takiej
pewności, ale chyba zaskarbił sobie chociaż odrobinę jego sympatii. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Posłuchajcie, natychmiast przestańcie…</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Adriano! Znalazłam w końcu to zaklęcie! – przerwał mu krzyk Angeline, która
wybiegła przez główne wejście do dworu. W ręku trzymała pożółkłe ze starości
kartki papieru, a suknię gdzieniegdzie miała przybrudzoną białym pyłem. Gilan
dopiero teraz zdał sobie sprawę, że Adriana była pokryta nim od stóp go głowy. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Nie jestem pewna, czy dam radę go użyć, bo to teoretycznie pewien rodzaj magii
czasu. Wiesz, to jedna z najtrudniejszych i najbardziej skomplikowanych
dziedzin, ale Lysander zamknął się na cztery spusty, wiec musimy sobie radzić.
Nie martw się, zaraz wszystko wróci na miejsce i z pewności go znajdziemy… -
Nawet nie spojrzała w ich stronę, tylko pokonywała kolejne metry, pochłaniając
wzrokiem kolejne linijki tekstu zaklęcia. Plus był taki, że Michael od razu
odsunął się od Adriany. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Czarownica
podeszła do nich i dopiero teraz podniosła wzrok, który od razu padł na
stojącego obok zwiadowcę.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Gilan! Byłam pewna, że… Bardzo się o ciebie martwiliśmy… Znaczy, prawie wszyscy
się martwili…</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Przecież mówiłem wam, że go nie ma pod gruzami – mruknął do siebie Michael, ale
oczywiście nikt nie zwrócił na to uwagi, z wyjątkiem Gilana, który dopiero
teraz zdał sobie sprawę z tego, o co Adrianie chodziło. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Nic mi nie jest, Angeline. Najwyraźniej mam doskonałe wyczucie czas i wiem,
kiedy się oddalić, aby uchronić się przed tragedią – odparł, katem oka zerkając
na Adrianę, która wpatrywała się w ziemię.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Nawet nie wiesz, jak mi ulżyło. Adrianie zresztą także, chociaż jak zwykle…</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Nie miałaś czasem rzucać niezwykle skomplikowanego zaklęcia? – przerwała jej
Adriana, próbując zignorować pełen zadowolenia uśmiech na twarzy zwiadowcy.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Och, czyżby mój ulubiony zabójca się o mnie martwił? To takie do ciebie
niepodobne, że aż… Jakby to powiedzieć… Urocze – oznajmił z satysfakcją Gilan,
przyglądając się dokładnie reakcji dziewczyny.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Urocze.
Nazwał ją uroczą. Znaczy jej zachowanie, ale… Nie potrafiła określić, jak się z
tym czuła. Z pewnością jej twarz poczerwieniała, ale nie potrafiła określić,
czy to ze złości, zażenowania czy jeszcze czegoś innego. Nikt jeszcze nie wpadł
na to, aby ja tak nazwać. Albo nie miał odwagi. Lub posiadał instynkt
samozachowawczy, w przeciwieństwie do pewnego zwiadowcy. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Mnie o to nie pytaj. Michael, martwiłeś się o niego? To doprawdy przedziwne, że
ten zwiadowca uważa cię za uroczego, bo to ostatnie określenie, które
przychodzi mi na myśl, gdy myślę o twojej skromnej osobie – odpowiedziała z
uśmiechem, który ociekał aż nieszczerością. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Michael
zerknął na Gilana, który odpowiedział mu zirytowanym spojrzeniem. Jak zawsze
zabójczyni musiała mieć ostatnie słowo. Zaczynało mu się wydawać, że wychodził
z wprawy, jeśli chodziło o słowne potyczki. Chyba ponownie powinien spędzić kilka
tygodnie w towarzystwie Halta. Po każdym spotkaniu z dawnym mistrzem język mu
się wyostrzał.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Doprawdy? A jak często o mnie myślisz, Miramontes? – spytał Michael, mrugając
do niej. Przezornie zacisnął palce na małym sztylecie. Adriana poczerwieniała
jeszcze bardziej. Czasem zapominała, że nie tylko ona potrafiła się czepiać
pojedynczych słów. Zmrużyła oczy, ale nic nie odpowiedziała, tylko odwróciła
się i zajęła się przypinaniem do pasa miecza, który odłożyła na ziemię, gdy
przeszukiwała gruzy. Następnie skierowała się w stronę lasu i po chwili
zniknęła pomiędzy drzewami.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Zawsze wiedziałem, że wywiązała się między nami jakaś więź – oznajmił Gilan,
podając Michaelowi rękę z uśmiechem. Ten odpowiedział sarkastycznym
wykrzywieniem warg, ściskając dłoń zwiadowcy.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Zawsze do usług, jeśli chodzi o irytowanie Miramontes. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Czy to oznacza, że nie muszę się obawiać, że zabijesz mnie przez sen? – dodał Gilan
z nadzieją.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Oczywiście, że tego nie zrobię. Przynajmniej do czasu, aż nie pozbędę Leonarda
i nie zostanę znów dowódcą. Wtedy… Sam rozumiesz – interes musi kwitnąć.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Wystarczająco uczciwe – stwierdził zwiadowca, jeszcze raz potrząsając ręką
Genoweńczyka. Po chwili ja puścił, czując pełne dezaprobaty spojrzenie.
Najwyraźniej Michael też je poczuł, bo odwrócił się do Angeline z niewinnym
uśmiechem. Nie jego wina, że zabójczyni miała ostatnio słabe nerwy i obrażała
się o każdy złośliwy komentarz. Chociaż może odeszła, aby opanować swoja złość
i nie próbować go zabić. Cóż, jeśli tak było, to istniało prawdopodobieństwo,
że mógł sobie darować i pozwolić jej mieć ostatnie słowo. Miał wrażenie, że od
napaści w karczmie, gdy przebił wrogą czarownicę bełtem z kuszy, zaczęła mu
choć odrobinę ufać lub chociaż nie patrzeć mu za każdym razem na ręce. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Spojrzenie
Angeline wybitnie świadczyło o tym, że jej zdaniem wszystko zepsuł. Nie
powiedziała jednak nic, co tylko pogłębiło jego wyrzuty sumienia. Czarodziejka
starała się, aby zaczęli się wszyscy w miarę dogadywać. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Ona się naprawdę o ciebie martwiła, Gilan. Była pewna, że oberwałeś w głowę
kawałkiem muru i leżysz gdzieś pod gruzami nieprzytomny. Albo ranny. Szukała
cię przez godzinę, a mi kazała znaleźć zaklęcie, które wszystko naprawi.
Powinieneś podziękować, a nie zachowywać się jak dzieciak i z tego kpić – warknęła
w kierunku zwiadowcy, który spuścił wzrok. Matka. W tej chwili Angelinie
brzmiała dokładnie jak jego matka, która upominała go, gdy zepsuł coś niezwykle
ważnego. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Ja… Pójdę i ją przeproszę? – spytał niepewnie. Przed zirytowaną matką zawsze
czuł się jak mały chłopiec, a Angeline teraz ją przypominała. Nawet, jeśli byli
prawie w tym samym wieku. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Idealny pomysł, kochanie. Jak na to wpadłeś? - Pełen ironii głos czarodziejki
sprawił, że Gilan odwrócił się i niewiele myśląc pognał za zabójczynią,
zostawiając biednego Michaela na pastwę losu. W tej chwili Genoweńczyk zaczął
kwestionować prawdziwą istotę ich porozumienia. Nie zostawia się towarzysza samego
na placu boju. A już na pewno nie ze wściekłą kobietą.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Spojrzał
na Angeline, słysząc jej z pozoru spokojny głos i widząc słodki uśmiech
podszyty złością.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Chyba musimy porozmawiać, panie Descouedres.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div align="center" style="margin: 0px; text-align: center; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">***</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Zwykle
nie zależało jej na ludziach. Ich śmierć, ból, zmartwienia – to jej nie
dotyczyło. Pozwalało w miarę bezboleśnie przeżywać kolejne dni, szybko
puszczając poznanego człowieka w zapomnienie. Tak było łatwiej. Jednak właśnie
zorientowała się, że zaczynało jej na zwiadowcy zależeć. To było niebezpieczne.
Jakiekolwiek przywiązanie, nić przyjaźni bądź sympatii – to wszystko sprawiało,
że łatwiej było ją zranić, odebrać coś, co chociaż na chwilę zagościło w jej
sercu. Już odebrano jej rodzinę, pozostawiając po niej wielką pustkę, której
nigdy nic nie wypełni. Chciała przynajmniej uniknąć ponownego bólu straty.
Musiała przyznać, że przywiązała się trochę do Angeline, ale czarownica
wiedziała, jak się obronić. A zwiadowca? Niewątpliwie był silny, ale w świecie
pełnym magii i czarowników jego szanse na przeżycie, szczególnie biorąc pod
uwagę to, że znajdował się praktycznie w samym środku tego chaosu, były
praktycznie zerowe.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Od
samego początku wiedziała, że znajomość z Gilanem Lancasterem będzie wiązała
się z niebezpieczeństwem. Nigdy jednak nie sądziła, że będzie to zagrożenie
tego rodzaju.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Jesteś na mnie tak bardzo obrażona, że nie będziesz chciała ze mną rozmawiać? –
spytał, siadając obok niej na trawie. Słyszała, jak nadchodził, ale się nie
poruszyła. Pozostała w miejscu, wpatrując się w małą, nieco zabrudzoną
sadzawkę. W normalnym lesie roiłoby się tutaj od zwierząt szukających wody,
lecz tutaj było pusto. Najwyraźniej Lysander nie życzył sobie w tej chwili
nieproszonych gości jakiegokolwiek rodzaju. Coraz bardziej przekonywała się do
opinii, że las odzwierciedla nastrój czarnoksiężnika.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Nie jestem obrażona. Przez chwilę dałam się ponieść emocjom – odparła chłodno,
próbując go zbyć. Wbrew pozorom to był jej własny problem i nikt nie mógł
pomóc. A już tym bardziej Gilan.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Zwiadowca
westchnął zirytowany, zerkając na zabójczynię kątem oka. Udawała, że tego nie
zauważa, nie zaszczyciła go nawet spojrzeniem. Uparta jak osioł.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Angeline była wściekła na nas. Pewnie Michael musi się teraz ostro tłumaczyć –
mruknął, nie wiedząc jak zacząć.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Jak dla mnie to on może zdechnąć – warknęła, a zwiadowca skrzywił się w duchu.
Powinien delikatniej dobierać słowa. Nie miał za bardzo doświadczenia w
uspokajaniem zirytowanych kobiet, jeśli wyłączyć jego matkę. Przedstawicielki
płci pięknej, z którymi miał do czynienia, zwykle albo były niezwykle
zadowolone z jego towarzystwa albo przestraszone, gdy mowa o tych spotkanych
podczas misji. W końcu zwiadowcy uprawiali czarną magię, prawda?</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Jestem pewny, że tak nie myślisz. – Odpowiedziało mu pełnie niedowierzania
spojrzenie. W porządku, czas porzucić temat Genoweńczyka.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Znaczy…. Chcę powiedzieć, że… - wziął głęboki oddech. Prawda. Chyba może ją
powiedzieć bez głupiego jąkania się. – Tak naprawdę, to… Ucieszyłem się, kiedy
okazało się, że się o mnie martwiłaś – wykrztusił w końcu, wlepiając wzrok w
sadzawkę. Zabrudzona woda wyglądała niezwykle interesująco w tym momencie.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Adriana
westchnęła ciężko w głębi ducha, myśląc, co odpowiedzieć. Miała gotową piękną
przemowę o przydatność zwiadowcy i jego powiazaniu z medalionem. Tylko, że
Gilan był w tym momencie poważny. Nie wiedziała, czy powinna odwdzięczyć się
tym samym.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–<b style="mso-bidi-font-weight: normal;"> </b>Wiesz, tkwimy w tym chaosie razem, a
ja nie chciałabym nagle zostać sama, więc to chyba naturalne, że się przejęłam
– powiedziała w końcu, przerywając przedłużającą się ciszę. Gilan od razu
podniósł wzrok i spojrzał na nią tymi swoimi zielonymi oczami. Poczuła, jak jej
policzki pokrywa czerwień. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Czyli jednak mnie lubisz? – spytał z nadzieją. Niby tak mu się wydawało, ale
jeśli usłyszałby to z ust Adriany miałby pewność.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Przypuszczam, że większość kobiet stwierdziłaby, że niemożliwym jest cię nie
lubić – odparła, ostrożnie dobierając słowa. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
To wiem. Ale pytam się o twoje zdanie, bo z pewnością nie jesteś jak większość
kobiet. – Dopiero po chwili zorientował się, jak głupio i schematycznie to
zabrzmiało.<span style="margin: 0px;"> </span></span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Zwiadowco, to było po prostu beznadziejne. – Adriana nie musiała tego mówić.
Jej wzrok wyrażał wszystko.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Wiem – przyznał bez wstydu. Nie jego wina, że zabrzmiało to jak żałosny,
stereotypowy podryw. Nie to miał na myśli. – Wciąż jednak możesz odpowiedzieć
na moje pytanie – oznajmił, pochylając się w jej stronę. Wydawało mu się, że
widzi w jej oczach złote refleksy. Przedziwne.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Zwiadowca
naruszał jej przestrzeń osobistą. Nie zastawiając się wiele, wyciągnęła dłoń w
wplotła ją w zaskakująco miękkie jasnobrązowe kosmyki. Po czym zacisnęła palce,
a Gilan syknął z bólu. To nie było najprzyjemniejsze, ale nie miał nic
przeciwko takiej pozycji. Chociaż nie spodziewał się, że Adriana się na to
odważy. Nie zamierzał oponować, gdy już zdecyduje się go przyciągnąć bliżej
siebie i…</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Uderzenie
głową o ziemię momentalnie go ocuciło. Przez chwilę leżał w bezruchu, szybko
mrugając oczami i próbując zrozumieć, co się właśnie stało. Poczuł chłodną dłoń
na policzku i zobaczył nachylającą się nad nim zabójczynię. Na ustach Adriany
rozciągał się pełen kpiny uśmiech.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Tak, lubię cię, zwiadowco – oświadczyła, wciąż z sarkastycznym uśmiechem na
twarzy, klepiąc go protekcjonalnie po policzku. Po czym wstała i ruszyła w
stronę dworu. Będący wciąż w szoku Gilan podniósł głowę, spoglądając za
oddalającą się dziewczyną.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
A podobam ci się?! – krzyknął za nią, nie przejmując się tym, że ktoś może
usłyszeć. Mógł ją jeszcze trochę pociągnąć za język.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Adriana
przystanęła i odwróciła się mierząc leżącego na trawie zwiadowcę wzrokiem. To
było głupie pytanie.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Pewnych granic nie powinieneś przekraczać, Gilan – odpowiedziała z wyższością,
po czym z o wiele lepszym humorem ruszyła w stronę dworu. Miała nadzieję, że
Angeline da radę naprawić ściany, bo nie będą mieli gdzie spać. Jakoś wątpiła,
aby Lysander wpuścił ich z litości na swoje terytorium.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Gilan
leżał na trawie i uśmiechał się głupio. Miał nawet wrażenie, że słońce
pojaśniało. Nie dostał co prawda drugiej odpowiedzi. Nic nie szkodzi.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Na
palcach jednej ręki mógł policzyć sytuacje, w których Adriana użyła jego
imienia.</span></span></div>
<b></b><i></i><u></u><sub></sub><sup></sup><strike></strike><span style="font-family: inherit;"></span><br />
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~<br />
Bardzo przepraszam za długą nieobecność i długość (mizerną) rozdziału. Myślałam, że zdążę naskrobać coś więcej, ale najpierw sesja, a potem w ostatniej chwili zdecydowałam się na zakup biletów i jutro wylatuję.<br />
Rozdział nic nie wnosi do historii, ale jest Gilan i Adriana, a parę osób się o nich upominało, więc przynajmniej tyle.<br />
Trudno mi powiedzieć, kiedy pojawi się następny rozdział, bo nie mam koncepcji na niego. Zakończenie historii mam już pięknie zarysowane w głowie, ale tutaj jak na złość nic mi nie przychodzi na myśl. Ale może wena mnie napadnie i cos wymyślę :D<br />
Pozdrawiam,<br />
Mentrix Hadley</div>
Mentrix Hadleyhttp://www.blogger.com/profile/12663335915708995959noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-3294216773099711492.post-71313636817904644312018-12-26T18:31:00.003+01:002019-01-23T22:14:33.019+01:00Kolejne informacje<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div>
Znów mam działający komputer, ale właśnie zaczęła się sesja, a ja muszę dokonać cudu, więc jeśli chodzi o rozdział, to musicie poczekać do jej zakończenia (około 4 lutego). Z góry przepraszam. Jestem straszna w dotrzymywaniu obietnic.</div>
<div>
Pozdrawiam,</div>
<div>
Mentrix</div>
</div>
Mentrix Hadleyhttp://www.blogger.com/profile/12663335915708995959noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-3294216773099711492.post-53088854689295472192018-11-11T23:31:00.000+01:002018-11-11T23:31:16.120+01:00Rozdział XLV<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Mieszkali
w trójkę w głębi Południowego Kontynentu. On, matka o urodzie typowej dla
miejscowych kobiet i ojciec o przedziwnych włosach w kolorze zieleni i
niezwykle jasnej cerze. Nigdy nie spytał go, skąd tak naprawdę pochodził, ani
czy gdzieś na północy, wschodzie czy zachodzie mają jakąś rodzinę. To był jeden
z tematów tabu, których nie można było poruszać w ich murowanym, tak niezwykłym
w tej upalnej i biednej okolicy domu. Żyli we trójkę, razem jedli, śmiali się i
spędzali czas. Ojciec uczył go swojego rodzinnego języka, a matka czytała
książki przed snem. W głębi serca wiedział, że to nie będzie trwało wiecznie.
Czuł, że coś strasznego nadejdzie, widział to w oczach ojca, który co jakiś
czas opuszczał dom, aby zarobić na życie, coraz częściej wyczuwał na sobie
pełnie niepokoju spojrzenie matki. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Dorastał
i rozumiał więcej, a im było to coraz trudniej to ukrywać. W wieku siedmiu lat
zrozumiał, że ojciec jest najemnikiem, o których czytał w książkach. Starał się
udawać, że miecz ojca, gdy ten wracał do domu, nie był unurzany w ludzkiej
krwi. Odwracał wzrok, gdy matka ze spokojem prała zakrwawione koszule. Zatykał
uszy, gdy leżąc w łóżku słyszał ich rozmowę w izbie kuchennej, gdy jego
kochająca i troskliwa rodzicielka gratulowała mężowi dobrze wykonywanego
zadania, a on wręczał jej jeden z tych pięknych upominków, które tak
uwielbiała.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Po
jakimś roku przestało to mieć dla niego znaczenie. Zmienili się. Matka, ojciec,
a najbardziej on. Dlaczego miał się przejmować śmiercią innych ludzi, jeśli
dzięki temu mieli co jeść, a oczy matki świeciły się za każdym razem, gdy
dostawała nową błyskotkę? Czy to było złe? Książki jasno mówiły, że zabijanie
jest złe, ale przecież jego rodzice nie byli złymi ludźmi. Wciąż spędzali z nim
czas, matka tuliła go do snu, a ojciec nawet zaczął go uczyć władania mieczem. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit;"><i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="line-height: 107%; margin: 0px;">– Na przyszłość</span></i><span style="line-height: 107%; margin: 0px;">
– tak powiedział.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">W
wieku dziewięciu lat na jego dom napadła żądna zemsty na jego ojcu banda
dezerterów z armii księcia władającego tym regionem, a wszystkie maski opadły.
Nie czuł nic, gdy patrzył, jak matka wyciąga ze skrzyni wielki miecz i
trzymając go bez problemu rzuca się na mężczyzn. W którymś momencie krew
jednego z nich ochlapała mu twarz, a on wciąż stał i po prostu się patrzył. Na
krew, ciała leżące na ziemi, odrąbane członki i jego troskliwą matkę, która z
błyskiem szaleństwa w oczach bierze kolejny zamach. Wiedział, że było ich za
dużo. Nawet nie drgnął, gdy jeden z oprychów wyciągnął rękę w jego stronę. A
potem był już tylko świst ostrzy, jęki konających i głuchy odgłos, gdy martwi
uderzyli o ziemię, wzniecając tumany pyłu. I jego ojciec – stojący nad tymi
wszystkimi trupami, z pozbawionym emocji spojrzeniem i tysiącami ostrzy
unoszącymi się wokół niego w powietrzu i błyszczącymi w słońcu.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Nigdy
nie spytał go o tą dziwną umiejętność. Po tym wydarzeniu już prawie ze sobą nie
rozmawiali. Spojrzenie matki było teraz pełne strachu, gdy na niego patrzyła,
chociaż tego nie rozumiał. Nie zrobił nic przerażającego – w przeciwieństwie do
nich.<span style="margin: 0px;"> </span>Większość czasu spędzała wgapiając
się w swoją kolekcję błyskotek, co go niemiłosiernie denerwowało. Czy piękne
przedmioty były ważniejsze niż własny syn? Żyli obok siebie, ale nie razem.
Ojciec wciąż uczył go władać bronią, jednak ich konwersacja ograniczyła się do
wydawanych poleceń. Nie przeszkadzało mu to. Ci ludzie byli dla niego obcy.
Każdy z nich zapatrzony we własne cele, uciekający do własnego świata czy to
błyskotek czy pracy, troszczący się o własną skórę. Powoli zaczynał nienawidzić
ludzi, których kiedyś nazwałby rodzicami. Szczególnie matki.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Nie
zdziwił się, gdy w noc przed jego dwunastymi urodzinami obudziły go natarczywe
szepty. Ojciec mówił coś o przekleństwie, niezmiennym losie i obowiązkach.
Wtedy nie chciał tego słuchać i po prostu przewrócił się na drugi bok, próbując
zasnąć. Niecałą godzinę później poczuł uginające się pod czyimś ciężarem łóżko
i uchylił powieki. Napotkał znudzony wzrok ojca i szaleństwo błyszczące w
oczach matki, gdy ta podnosiła nóż kuchenny do góry, celując w pierś swojego
jedynego syna. Zareagował instynktownie, odpychając ją jak najdalej, gdy
mamrotała pod nosem o swojej kolekcji pięknych waz i szkła, która była
ważniejsza od niego. Mówiła, że nie jest jeszcze gotowa, że on jest potworem. A
potem nie mówiła już nic, tylko krztusiła się krwią wypływającą z jej gardła.
Nawet nie wiedział, jak to się stało, jego umysł został zasnuty mgłą. Pozostał
tylko głos, który mówił, że robi dobrze, że tak trzeba. Potem pamiętał już
tylko ojca próbującego się bronić i ostrza, które przestały go słuchać i
przebiły jego ciało. I wtedy, na tą jedną, jedyną minutę znów ujrzał w oczach
ojca zadowolenie, gdy usta otworzyły się z trudem.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">– Jestem z ciebie taki dumny, synu.</span></span></i></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Potem
Akarian Rosserau zmienił zakrwawioną koszulę, spakował najpotrzebniejsze rzeczy
i opuścił dom, przechodząc nad zakrwawionymi zwłokami mężczyzny i kobiety. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Budynek
spłonął doszczętnie kilka godzin po jego wyjściu, pochłaniając przeklętą
kolekcję piękna, dla której ta kobieta potrafiła zabić.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div align="center" style="margin: 0px; text-align: center;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">***</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Świat,
w którym żył, był okrutny. Akarian wiedział to doskonale, często nawet sam o to
dbał. Jego los nie był wyjętą z marzeń historią, tylko przerażająco prawdziwą
opowieścią, której wszystkich aspektów nawet on sam nie pojmował. Tak po prostu
było. Nie narzekał – przecież większość ludzi w jego sytuacji już dawno
leżałaby kilka metrów pod ziemią, a on nadal żył. Żył i robił to, co chciał.
Uwielbiał tego rodzaju wolność, chociaż była okupiona mnóstwem niewinnej krwi. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Pragnął
pieniędzy – wykonywał zlecenia.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Pragnął
rozrywki – przyłączył się do Marcusa.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Czasem
miło było napić się w miłym towarzystwie – Alaric, choć stronił się od
wszelkiego rodzaju alkoholu, spadł mu jak z nieba.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">W
tym momencie jednak jego największym marzeniem było przeżyć, uratować swój
parszywy żywot, na co jednak nie widział żadnej optymistycznej perspektywy.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">W
pierwszej chwili, gdy udało mu się przebić Alarica sztyletem, czuł satysfakcję.
Miał kolejny dowód, po raz kolejny udowodnił wyższość ostrza nad magią. Pełen
satysfakcji uśmiech pojawił się na jego wargach, gdy próbował zdusić w sobie tą
dziwną namiastkę żalu, którą poczuł w tej chwili. Potem jednak nie musiał już
martwić się niepokojącym przywiązaniem do tego maga, ponieważ temat jego
przeżycia stał się o wiele bardziej naglący.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Nie wiedział, na co
patrzył. Jeśli miałby to podsumować: rozpętało się piekło. Najwyraźniej Alaric
nie panował tak dobrze nad swoja mocą, jak się wydawało. Akarian mógł się
założyć, że czarodziej był ledwo przytomny, bo inaczej na pewno powstrzymałby
ten wybuch energii ze względu na możliwość zranienia mieszkających w pobliskiej
wiosce ludzi. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Akarian
przełknął ślinę, cofając się o krok. Podświadomie czuł nadchodzące
niebezpieczeństwo, a instynkt przetrwania kazał mu uciekać, chociaż jego umysł
przekonywał, że daleko by nie zaszedł. Ciężko było mu to przyznać, nawet przed
samym sobą, ale się bał. Zwyczajnie się bał, chociaż już dawno nie doświadczył
tego uczucia. Nawet stojąc przed Marcusem.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Miał
ułamek sekundy, aby podziwiać niszczycielską moc natury, zanim runęła na niego
z całą siłą. Wiatr uderzył w niego, rzucając mocno na pień drzewa, który od
razu zajął się ogniem. Najemnik odskoczył natychmiast, zrywając z siebie
płaszcz, który powoli pożerały płomienie. Zaraz tego pożałował, bo deszcz
zamienił się w śnieżycę, a temperatura spadła tak gwałtownie, że nawet nie
zauważył, gdy jego buty zostały pokryte lodem i przyczepione do zamarzniętej
trawy. Sięgnął po sztylet, chcąc się z tym uporać, ale nie zdążył. W ostatniej
chwili przywołał złoty łańcuch, będący niegdyś własnością starożytnego władcy
pierwszej cywilizacji, ratując się po raz kolejny tego dnia przed upadkiem w
przepaść. Jednak tym razem nie mógł cieszyć się długo tym małym zwycięstwem, bo
z nieba uderzył piorun, trafiając wprost w metalowe pierścienie, przed czym nie
mógł już się uchronić. Gdy energia uderzyła w niego, był tylko w stanie tak
pokierować ciałem, aby uniknąć wąskiej rozpadliny. Runął na trawę i zaraz
zwinął się z bólu, próbując złapać oddech. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Znajdował
się w środku małego cyklonu, otoczony istnym chaosem. Alaric nie kontrolował
tego, gdzie uderzają błyskawice, gdzie rozpala się ogień, kiedy leje deszcz, a
kiedy wszystko zamarza. Akarian dopiero teraz zdał sobie w pełni sprawę ze
swojego błędu. Alaric Carleton był magiem natury, a zranienie go nie mogło być
dobrym pomysłem. Teraz nie mierzył się z czarodziejem – mierzył się z rozwścieczoną
naturą we własnego osobie. Nie mógł wygrać.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Magu! Natychmiast przestań albo zrównasz ten teren z ziemią! – wrzasnął, mając
nadzieję, że myśl o gigantycznych zniszczeniach choć odrobinę uspokoi
przeciwnika. Prawdopodobnie miałby rację, gdyby Alaric był bardziej przytomny. Jednak
w tym momencie mag najprawdopodobniej nie rozumiał, co się wokół niego dzieje.
Przez ten cholerny wiatr i deszcz najemnik nie mógł nawet zobaczyć jego twarzy.
Był w stanie rozróżnić tylko sylwetkę przeciwnika, choć ten stał niecałe pięć
metrów od niego. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Los jest naprawdę okrutny – mruknął do siebie Akarian, nie wiedzą do końca, czy
ma na myśli siebie czy czarodzieja. Korzystając z chwili, przyzwał tyle ostrzy,
ile dał radę i wycelował w kierunku przeciwnika. Przez otaczający go chaos nie
słyszał świstu kilkudziesięciu mieczów i sztyletów, które przecięły powietrze.
Obserwował tor ich lotu, czując się jednocześnie wyjątkowo naiwnie. Nie zdziwił
się, gdy zostały odrzucone potężnym podmuchem wiatru. Odturlał się w ostatniej
chwili, unikając miecza ze srebrną rękojeścią, który postanowił odciąć mu dłoń.
Przywołał tarczę i przykucnął za nią, nie będąc do końca pewny czy nie pogorszy
tylko sprawy, biorąc pod uwagę szalejące wokół błyskawice. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Musiał
stąd uciec i to jak najszybciej. Dorobił się już poparzeń, został trafiony
piorunem, przemarzł na kość, a najwyraźniej Alaric wciąż miał w swoim
repertuarze zaskakująco niebezpieczne atrakcje. Zastanawiał się, czy będzie
musiał w końcu użyć…</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Ryk
ognia przerwał jego myśli, gdy dosłownie cały las za jego placami stanął w
plamieniach. To rozwiązywało problem ucieczki. W życiu nie wbiegnie między
drzewa, które lada chwila mogą runąć. Od zawsze uważał śmierć w płomieniach za
najokrutniejszy wymysł katów. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Mógł
poczekać, aż Alaricowi skończy się energia. Według podstawowych praw magii
każdy czarodziej miał swój limit. Tak naprawdę ograniczała go tylko jego
wyobraźnia i ilość mocy, z jaką się urodził. Akarian słyszał plotki o tym, że
Marcus nauczył się czerpać ową energię nie z własnych zasobów, ale z
otaczającego go świata, przez co skomplikowane zaklęcia go nie osłabiały.
Alaric jednak nie potrafił tego zrobić. Przynajmniej taką nadzieję miał
najemnik, bo powoli kończyły mu się opcje. Aktualnie bardziej przypominał psa
zapędzonego w róg, niż silnego wojownika, który zawsze decydował o swoim losie.
Jako, że walczył o życie, niezbyt go to obchodziło. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Carleton, przestań! – wrzasnął, próbując przekrzyczeć wiatr. Ku jego zdumieniu
zadziałało. Przynajmniej częściowo. Wiatr i deszcz ucichły, ziemia przestała
się trząść – tylko las wciąż płonął, pochłaniając kolejne drzewa. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Najemnik
ostrożnie wychylił się zza tarczy, próbując ocenić sytuację. Wciąż grzmiało,
ale wydawało mu się, że burza powoli odchodzi. Wstał z trudem, przywołując do
ręki miecz. Alaric stał kilka metrów od niego, teraz doskonale widoczny w
poświacie rzucanej przez <span style="margin: 0px;"> </span>płonący las.
Wyglądało na to, że mu się udało. Zrobił ostrożnie krok w stronę maga, krzywiąc
się, gdy wreszcie poczuł ból w prawdopodobnie skręconej kostce. Miał nadzieję,
że skręconej. Przedtem działała adrenalina, wytłumiając ból, ale teraz zaczynał
powoli odczuwać skutki starcia z żywiołem natury. Nigdy więcej. Chyba, że się
dobrze przygotuje.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Posłuchaj, magu – zaczął, stając metr od niego. Nie wiedział, co chce
powiedzieć. Jego wzrok mimowolnie powędrował na bok maga, gdzie materiał białej
koszuli zrobił się całkowicie purpurowy, a krew wciąż wypływała z rany. Biorąc
pod uwagę czas, jaki minął od momentu, gdy Akarian dźgnął go sztyletem, mag
powinien niedługo stracić przytomność z upływu krwi. To mogła być doskonała okazja,
by najemnik ulotnił się bez żadnych konsekwencji. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Sugerowałbym…</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Dopiero
teraz spojrzał na twarz czarodzieja. Niebieskie oczy patrzyły na niego, ale go
nie widziały. Pomylił się. Za późno.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Nie
minęła sekunda, a leżał na ziemi. Miecz wypadł mu z ręki i zniknął w pozostałej
po wybuchu mocy szczelinie. Próbował przywołać kolejny, ale nie dał rady. Spod
ziemi wystrzeliły korzenie i oplotły jego nadgarstki, przyszpilając do
zmarzniętej trawy. Nie zdążył zareagować, gdy jeden z nich owinął mu się wokół
szyi i zaczął się zaciskać. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Alaric
stał nad nim i po prostu patrzył, jak najemnik powoli zaczyna się dusić. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Magu… Nie możesz mnie tak zabić… Nie w ten sposób… Myślałem, że rozumiesz… -
wycharczał, czując, że brak tlenu zaczyna mu powoli mącić w głowie. Wzrok mu
się rozmazywał, gdy próbował się szarpać. Ten cholerny czarodziej naprawdę
próbował go zabić w tak parszywy i godny pożałowania sposób i nawet…</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Jak śmiesz nawet na mnie nie patrzeć! – wrzasnął w odruchu wściekłości,
pozbywając się z płuc cennego tlenu. Nawet na niego nie patrzył. Nie widział
go. Pewnie nawet nie słyszał. Akarian odmawiał zostanie zabitym przez osobę,
która straciła panowanie nad własną mocą, ciałem i umysłem. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Jak… - Kolejne słowa ugrzęzły mu w gardle i zostały zastąpione okrzykiem bólu.
Z przerażeniem patrzył na wystający z jego brzucha gruby korzeń, który przebił
go na wylot. Czuł chropowatą powierzchnię zagłębioną w jego ciele, która wciąż
się przesuwała, powiększając ranę. Zachłysnął się krwią, a przed oczami zaczął
widzieć czarne plamki. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Nie
chciał umierać. Nie w ten sposób. Nie, gdy leżał bezbronnie na ziemi u stóp
przeciwnika, który nawet nie zadał sobie dość trudu, by na niego spojrzeć. Nie
wykrwawiając się i dusząc. Nie z korzeniem przebijającym trzewia. Zawsze
myślał, że umrze w wirze walki, szybko i w gruncie rzeczy bezboleśnie. Serce
przebite mieczem, ścięta głowa. Trzymając swoją broń w ręku. Otaczała go od
zawsze, odkąd pamiętał, a teraz odchodził i nawet nie mógł przyzwać zwykłego,
małego noża. Miał swój honor, swoją dumę. Ale nie chciał umierać, więc po raz
ostatni zaczerpnął powietrza i otworzył usta.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Proszę, Alaricu…</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div align="center" style="margin: 0px; text-align: center; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">***</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Znajdował
się w jakiejś dziwnej pustce. Wokół była tylko biel. Tylko on i biel.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Słyszał
dziwne szmery, jakby dochodzące z oddali wołanie, jednak nie potrafił rozróżnić
słów. Nie wiedział nawet, jak się tutaj znalazł. Chociaż powinien. Coś było nie
tak, zaraz miało zdarzyć się coś strasznego. Czuł dziwne pulsowanie w boku,
kręciło mu się w głowie, ale nie wiedział, dlaczego.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Powinien
zrobić wszystko, co w jego mocy, aby wrócić do normalnego świata. Powinien, ale
nawet nie chciał się starać. Po raz pierwszy od wielu lat czuł się naprawdę
spokojny i całkowicie bezpieczny. Właśnie tutaj – pośród otaczającej go bieli,
która kryła w sobie znajomą energię, z którą stykał się na każdym kroku. Moc
natury wirowała wokół niego, uspokajają i sprawiając, że tak bardzo chciał po
prostu usiąść i zamknąć oczy. Nie obchodziły go szmery głosów, dolatujący z
oddali huk grzmotów i ryk wiatru. Czuł, jakby mógł zrobić wszystko.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Gdzieś
w głębi umysłu słyszał pełne niepokoju nawoływanie znajomego głosu, ale nie
potrafił sobie przypomnieć imienia ani wyglądu jego właściciela. Był dla niego
ważny, ale czy to miało teraz jakiekolwiek znaczenie?</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Tuż
przed nim pojawiło się światło. Jasna poświata otaczała błękitną energię, która
wirowała wokół małego jądra. Pomyślał, że tak właśnie wyobrażał sobie inne
planety, które z pewnością istniały we wszechświecie. Wielkie masy potężnej
energii, które krążą wokół skupiającego je środka. Zafascynowany wyciągnął
rękę, chcą dotknąć dziwnej kuli. Inny, pełen przerażenia i wściekłości głos
stał się bardziej wyraźny, a on poczuł zapach krwi. Rozejrzał się dookoła, a
potem spojrzał na siebie. Nic, żadnych ran. Musiał się pomylić. Po raz kolejny
wyciągnął rękę, a wrzaski w głowie tylko się nasiliły. Poczuł zawroty głowy,
wrażenie zbliżającej się tragedii i uciekające życie. Ale i tak sięgnął jeszcze
dalej. Opuszki jego palców już prawie dotknęły wirującego błękitu…</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Wtedy
usłyszał je wyraźnie. Trzy głosy, powtarzające to samo zdanie.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Proszę, Alaricu…</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div align="center" style="margin: 0px; text-align: center;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">***</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Śmierć
po raz kolejny uśmiechała się do Akariana Rosserau. Tym razem także w
towarzystwie Alarica Carletona. Jakby się głębiej nad tym zastanowić, to sam
mag przynosił mu nieszczęście. Towarzyszył mu, gdy najemnik otarł się o śmierć
ostatnimi razy. Czy to przy ataku i ucieczce przed Nosferatu, czy to po
odmówieniu Marcusowi. Z obu sytuacji ledwo uszedł z życiem, a nadal nie
wyciągnął wniosków. Teraz praktycznie pogodził już się ze śmiercią. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Bogowie, ten korzeń przebił cię na wylot. – Usłyszał głos Alarica sekundę po
tym, jak konary przestały go dusić. Uchylił powieki i spojrzał na maga, który
najwyraźniej już był sobą, a nawet śmiał wyglądać na zaskoczonego.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Wszystko dzięki twojej uprzejmości, magu – wychrypiał, spoglądając zamglonymi
oczami na wystający mu z brzucha korzeń. Zastanawiał się, w ile sekund się wykrwawi,
gdy ciało obce zostanie z niego usunięte. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Alaric
zmarszczył brwi, jakby nie do końca pamiętał, co się działo chwilę temu.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
To była tylko i wyłącznie twoja wina. Pierwszy przebiłeś mnie sztyletem –
odparł, spoglądając na wykrwawiającego się na ziemi przeciwnika. Musiał
przyznać, że był pod wrażeniem tego, że najemnik był w stanie mówić z taką
raną.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Akarian
otworzył usta, ale nic nie powiedział. Mag nie wiedział, czy zabrakło mu słów
czy sił.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Wyglądasz beznadziejnie – skomentował. Odpowiedział mu chrapliwy śmiech, który
po chwili zamienił się w kaszel, gdy najemnik ponownie zakrztusił się własną
krwią.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Ty także nie jesteś okazem zdrowia. – Czerwone tęczówki spoczęły na boku maga,
który dopiero teraz zauważył, że rana po dźgnięciu sztyletem wyglądała o wiele
gorzej, niż kiedy spoglądał na nią po raz ostatni. To mogło tłumaczyć dziwną
lekkość, jaką czuł, a także to, że ledwo stał na nogach. Ale przecież nie może upaść
na kolana tuż przed wrogiem. Choćby się miał wykrwawić, będzie stał
niezachwianie…</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">– Schowaj dumę do kieszeni i siadaj,
Alaricu. Kto mnie będzie karmił, gdy ty przez własną głupotę postanowisz
opuścić ten ziemski padół?</span></span></i></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Uniósł
wzrok, napotykając rubinowe oczy Blaida, który właśnie wybiegł z lasu. Biały
wilk podszedł do niego, trącając go łbem. Sięgał mu do piersi, więc nic
dziwnego, że osłabiony mag zwalił się na mokrą trawę obok ledwo przytomnego najemnika.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit;"><i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="line-height: 107%; margin: 0px;">– Nie możesz robić takich rzeczy.
Masz szczęście, że wróciłeś do siebie, a ogień nie dotarł do wioski. Tak to
jest, jak zostawia się ciebie na chwilę samego</span></i><span style="line-height: 107%; margin: 0px;"> –
narzekał w jego głowie wilk. Krzywiąc się z bólu, rozdarł zakrwawiony materiał
koszuli. Zrobiło mu się niedobrze, gdy zobaczył ziejącą w jego boku dziurę. To
się nie skończy dobrze, zaklęcia uzdrawiające nigdy nie były jego mocną stroną.
</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit;"><i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="line-height: 107%; margin: 0px;">– Prawie zawału dostałem, kiedy
odezwał się do mnie w myślach Lysander. Wiesz, nigdy tego nie robił. I do tego
powiedział, że nie może z tobą porozmawiać. Początkowo myślałem, że się zirytowałeś
i go ignorujesz, ale kiedy nie odpowiadałeś na moje wołanie…</span></i><span style="line-height: 107%; margin: 0px;">
- paplał dalej Blaid, mówiąc zdecydowanie za dużo jak na wilka. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Alaric
słyszał trzy głosy. Jeden mógł należeć do Akariana – zapewne ten zawierający w sobie
przerażenie i wściekłość. Drugim mógł być w takim razie Blaid, natomiast
trzecim…</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit;"><i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="line-height: 107%; margin: 0px;">– To było wyjątkowo głupie i
niebezpieczne. Takie w twoim stylu</span></i><span style="line-height: 107%; margin: 0px;"> – odezwał się jak na
zawołanie Lysander. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">– Dokładnie to chciałem powiedzieć,
chociaż nieczęsto się zgadzam z owym przedstawicielem sztuki magicznej…</span></span></i></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">– Zamilcz, Blaid.</span></span></i></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">– Alaricu, nie pozwól mu zastraszać twojego
wiernego i oddanego czworonożnego towarzysza. Pamiętaj, że według opinii
publicznej pies jest najlepszym przyjacielem człowieka, co znaczy, że jestem
dla ciebie większą podporą, niż…</span></span></i></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">– Jesteś wilkiem.</span></span></i></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">– Owszem, jednak badacze udowodnili,
że razem z psami należymy do bliskiej rodziny, co tylko potwierdza moje słowa…</span></span></i></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit;"><i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="line-height: 107%; margin: 0px;">– Zamknijcie się obaj</span></i><span style="line-height: 107%; margin: 0px;"> –
jęknął w myślach Alaric, czując zirytowanie Lysandra. Jakże wolał sytuację, w której
czarownik udawał, że Blaid jest tylko wilkiem, a ten całkowicie go ignorował. Mogli
się sprzeczać – ale dlaczego w jego głowie, gdy wykrwawiał się na śmierć?!</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit;"><i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="line-height: 107%; margin: 0px;">– W torbie masz fiolkę z fioletowym
eliksirem. Trzy czwarte powinny wystarczyć na taką ranę</span></i><span style="line-height: 107%; margin: 0px;"> –
oświadczył Lysander, wreszcie skupiając się na swoim umierającym w tragicznych
okolicznościach przyjacielu. Alaric zmarszczył brwi. Nie pamiętał, aby chował
taki eliksir. Tym bardziej, że leczniczych mikstur nie potrafił ważyć. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">– W przeciwieństwie do ciebie wykazałem
się przezornością i dołożyłem go do twoich zapasów na podróż. </span></span></i></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Faktycznie,
gdy otworzył torbę, na samym dnie znalazł zawiniętą w miękką tkaninę fiolkę
wypełnioną fioletową substancją. Skrzywił się na myśl o smaku. Eliksiry
Lysandra z reguły były niesamowicie niesmaczne.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">– Wypij, poczekaj, aż trochę
zadziała, a w tym czasie spróbuj choć trochę naprawić panujący wokół ciebie
chaos. A potem chcę cię widzieć w bibliotece.</span></span></i></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit;"><i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="line-height: 107%; margin: 0px;">– Jeszcze nie wracam</span></i><span style="line-height: 107%; margin: 0px;"> –
pomyślał Alaric, przełykając pierwszą porcję. Miał racje. Eliksir był okropnie
gorzki i kojarzył mu się z zapachem bagien. Wolał nie myśleć o tym, z czego się
składał. Ważne, że działał, bo ból przestał być tak dotkliwy. Rzucił kątem oka
na leżącego obok nieruchomo Akariana. Najemnik miał zamknięte oczy i ciężko
oddychał. Na razie nie próbował się podnieść, co było mądrą decyzją, bo tylko
mógłby pogłębić uraz.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">– Wracasz. Wystarczy już tego
pałętania się po świecie. I zanim się teleportujesz, upewnij się, że ten
człowiek się wykrwawi.</span></span></i></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit;"><i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="line-height: 107%; margin: 0px;">– Nie mogę wrócić. Mam coś jeszcze do
zrobienia </span></i><span style="line-height: 107%; margin: 0px;">– odparł mag, ignorując drugą część wypowiedzi
czarownika. Odłożył opróżnioną do połowy fiolkę na bok i skupił się na
wygaszaniu ognia. Bolała go głowa, więc wyjątkowo trudno było skłonić żywioł,
aby odpuścił, ale po kilku minutach odniósł sukces. Ignorując przyspieszony
oddech, sięgnął w głąb ziemi, znajdując podziemne źródło i przekierowując jego
koryto w stronę spalonych drzew. W dzień, z pomocą słońca, nie potrzebowałby
tyle energii, aby przywrócić las do życia, jednak w nocy musiał użyć własnych
rezerw, które i tak były już na wyczerpaniu. Jak na zawołanie poczuł magie
Lysandra, którą ten mu usłużnie podsunął. Zwykle się kłócił, chcąc zrobić
wszystko samemu, ale tym razem skorzystał z pomocy. Ze zmęczonym uśmiechem na
ustach patrzył, jak z ich pomocą na drzewach znów pojawiają się liście, a na
ziemi odrasta trawa.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">– Jesteś o krok od całkowitego
wyczerpania. Energii starczy ci na jedną teleportację, a potem zemdlejesz.
Musisz wrócić do domu, bo to jedyne w pełni bezpieczne miejsce w tym momencie.
Wypiłeś tylko połowę eliksiru. Dokończ porcję, bo rana nie zostanie w pełni
zaleczona.</span></span></i></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit;"><i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="line-height: 107%; margin: 0px;">– <span style="margin: 0px;"> </span>Wrócę za dwa tygodnie. Przysięgam</span></i><span style="line-height: 107%; margin: 0px;"> –
mruknął Alaric, tarmosząc Blaida za uchem. – <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Teleportuję się w bezpieczne miejsce, a wilk będzie mnie pilnował.</i></span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Nastąpiła
chwila ciszy, a potem głośne westchnienie. Alaric też chciałby umieć wzdychać
ciężko w czyiś myślach. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">– Dwa tygodnie. I upewnij się, że ten
człowiek już ci nie zagrozi.</span></span></i></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Alaric
uśmiechnął się lekko, podnosząc się z ziemi. Bok jeszcze się nie zaleczył w
pełni, ale już nie krwawił, a tkanka powoli się odnawiała. Gdyby wypił resztę,
rana zarosłaby się w ciągu dwóch godzin.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">– Dzięki, Lys. Co tylko sobie
życzysz.</span></span></i></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Stanął
w miarę pewnie na nogach, spoglądając z góry na wykrwawiającego się Akariana. Na
razie wystający z jego brzucha konar w miarę tamował upływ krwi, ale jeśli się
go usunie…</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Najemnik
uchylił powieki, czując na sobie wzrok maga. Przez ostatnie minuty Alaric
siedział w ciszy, a jedynym dźwiękiem wokół nich były radosne popiskiwania
białego wilka i pomruk wygaszonego już ognia. Teraz mag stał nad nim, jego rana
goiła się po wypiciu dziwnej zawartości fiolki. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Pozwól, że zajmę się tym okropieństwem, które przebiło cię na wylot –
zaoferował uczynnie Alaric, mając na ustach promienny uśmiech. Akarianowi
wydawał się on teraz przerażający. Zanim zdążył zaprotestować, gruby konar
rozsypał się w pył, a krew zaczęła obficie wypływać z rany. Została mu niecała
minuta, wiedział to.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">–
Miło było znów się spotkać – powiedział cholerny mag, kiwając mu głową na
pożegnanie. Następnie złapał białego wilka na szyję i zniknął. Zostawiając umierającego
Akariana.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Najemnik
zaklął w myślach. Nie wywinie się z tego, nie ma szans. Przynajmniej, gdy
gdzieś tam po drugiej stronie spotka ojca, będzie mógł powiedzieć, że został
pokonany przez kogoś silniejszego niż on. To, co zaprezentował, choć na
wpółprzytomnie, mag było naprawdę niesamowitym pokazem magii, który najemnik z
chęcią by obejrzał z daleka, nie będąc jednak ofiarą tego spektaklu. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Westchnął
ciężko, przymykając oczy. Głowa opadła mu na bok, gdy mięśnie odmówiły
posłuszeństwa. Teraz nawet go już nie bolało. Nic nie czuł.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Zamrugał,
gdy jego wzrok napotkał błysk fioletu. Otworzył szerzej oczy. Tuż obok jego
ręki leżała do połowy pełna fiolka z eliksirem.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="font-family: inherit;">Czasem
naprawdę nienawidził tego maga.</span></span></div>
<b></b><i></i><u></u><sub></sub><sup></sup><strike></strike><span style="font-family: inherit;"></span><br />
<br />
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~<br />
Oto mój prezent z okazji 100-lecia odzyskania niepodległości. Jak tak patrzę na kolor tekstu, to nawet on jest patriotyczny, bo biało-czerwony :D<br />
Aż mi głupio, ob. teoretycznie obiecałam, że na święta typu 11 listopada czy Mikołajki będę wstawiać rozdziały tego dodatkowego opowiadania we współczesności, a zwykłe rozdziały będą co miesiąc. Wyszło jak zawsze. Nie mogę nawet obiecać, że następny rozdział będzie za miesiąc, bo trudno to przewidzieć. Studia okazały się bardziej zajmujące, niż przypuszczałam - choć w gruncie rzeczy się nic za bardzo nie robię ;)<br />
Akarian i Alaric zakończyli swoją potyczkę, teraz powinniśmy przenieść się do Adriany i Gilana. Przyrzekam, że postaram się usiąść i coś napisać, żebyście nie musieli czekać trzech miesięcy. Chciałam też podziękować za komentarze - miło wiedzieć, że ktoś czeka na kolejny rozdział, bo to motywuje - oraz za tych, którzy po prostu odwiedzali bloga, choc dawno się na nim nic nie pojawiało.<br />
Zgodnie z tradycją: nowy rozdział niesprawdzany, wstawiony po napisaniu ostatniego zdania - więc jeśli są literówki, będę wdzięczna za wskazanie. Mile widziane wyrażanie opinii w komentarzach ;)<br />
Pozdrawiam,<br />
Mentrix Hadley</div>
Mentrix Hadleyhttp://www.blogger.com/profile/12663335915708995959noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-3294216773099711492.post-3712744863945804812018-08-04T20:55:00.000+02:002018-08-04T20:55:00.988+02:00Rozdział XLIV<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Lysander
wpatrywał się w niego przez chwilę, jakby naprawdę rozważał zastosowanie się do
słów zwiadowcy. Jednak los najwyraźniej sprzyjał Gilanowi, bo mag westchnął
ciężko i spojrzał na niego znużonym wzrokiem.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Masz teraz jedyną niepowtarzalną szansę, aby usłyszeć odpowiedzi na swoje
pytania – oświadczył ku zdziwieniu Gilana, jednocześnie siadając w fotelu,
który pojawił się znikąd. Zwiadowca poczuł ukłucie zazdrości – magia naprawdę
ułatwiała życie. Zdusił w sobie irytację. Taka sytuacja mogła się już nigdy nie
powtórzyć, a nie wiadomo, jak długo Lysander raczy odpowiadać na pytania.
Musiał ustalić swoje priorytety, chociaż sytuacja, której przed chwilą był
świadkiem niezwykle go ciekawiła. Najpierw medalion, ponieważ był niepokojąco
mocno związany z jego skromną osobą.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Jeśli dobrze zrozumiałem, to zawiera w sobie wskazówkę, jak dotrzeć do
Excalibura – zaczął, wyciągając medalion z kieszeni. Wziął sobie do serca słowa
Adriany i nie rozstawał się z nim nawet na krok. </span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Dokładnie.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Naprawdę?
Czy mag miał zamiar odpowiadać jednym słowem? Jeśli tak, to nie zajdą daleko.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Problem polega na tym, że jest pusty w środku. – Gilan obejrzał błyskotkę z
każdej strony, szukając podwójnego dnia i tym podobnych sztuczek. Jednak
medalion wciąż był po prostu złotym przedmiotem, całkowicie pustym w środku, a
jego jedyną ozdobę tworzyły niezbyt ładne wgłębienia na wieczku. Początkowo
miał nadzieję, że odpowiednio ze sobą połączone utworzą znak, który mu wszystko
wyjaśnił, ale nawet jeśli tak było, to zwiadowca nie potrafił znaleźć
odpowiedniego klucza do rozwiązania zagadki. Niezwykle go to irytowało, bo
zwykle podobne rzeczy przychodziły mu z łatwością.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Wyżłobienia na wieczku nie tworzą żadnego symbolu. Należy umieścić w nich
odpowiednio magiczne kamienie, które poprzedni właściciel ukrył w różnych
częściach świata – wyjaśnił Lysander, jakby czytał mu w myślach.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Kamienie.
Magiczne kamienie. Oczywiście. Jak mógł się tego nie domyślić? </span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
W takim razie rozumiem, że od dawna masz je już zebrane, więc to tylko kwestia
umieszczenia ich w odpowiednim miejscu i odczytania miejsca ukrycia miecza.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Nie.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Gilanowi
ręce opadły.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
To dlaczego nudzimy się tutaj, zamiast robić sobie wycieczkę objazdową dookoła
świata?</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Mamy jeszcze czas – mruknął czarodziej, rzucając szybkie spojrzenie na dziwny
zegar. Zwiadowca nie wiedział, jak się zachować. Lysander faktycznie mógł mieć
czas, jeśli faktycznie był nieśmiertelny. Gilan był jednak tylko małym,
zdecydowanie śmiertelnym zwiadowcą, który urodził się w złym miejscu i w złym
czasie. </span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Wzywając
wszystkie pozostałe mu pokłady cierpliwości, postanowił przejść do następnej
kwestii. Tak jak go uczył ojciec: omijaj nielubiane przez osoby niezrównoważone
tematy.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Przyjmijmy, że zgromadzimy te kamienie, będziemy wiedzieli, gdzie jest ukryty
miecz. Co dalej?</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Pójdziecie i go zdobędziecie.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Tak,
tego Gilan też był się w stanie domyślić.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
A potem?</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Wykorzystując potęgę Excalibura zabijesz Marcusa.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Czy mogę wiedzieć, co ty będziesz wtedy robił? – zapytał z wyrzutem.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Ja? Będę wszystko nadzorował. – Lysander śmiał wyglądać na naprawdę
zdezorientowanego i urażonego niezadowoleniem rozmówcy. Gilan się poddał. Tego
człowieka nie dało się zrozumieć.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Wytłumacz mi, jak, do cholery, mam pokonać kogoś, kogo nawet ty się boisz, za
pomogą żelaznego patyka? – warknął. Dla niego to wyglądało tak, jakby mag
zamierzał siedzieć i się przyglądać temu, jak po kolei giną. Bo co do tego, że
nie wszyscy przeżyją, zwiadowca nie miał wątpliwości. Adriana prawdopodobnie miała
rację, co do tego, aby nie ufać czarownikowi, ale tego nigdy jej nie powie.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Chyba się zapominasz – odparł spokojnie Lysander, a Gilan poczuł ciarki na
plecach. Mimowolnie zerknął na kamienne podłoże, gdzie jeszcze kilka minut temu
ziała czarna otchłań, która pochłonęła wrzeszczącego Henrika. Nie zamierzał tak
skończyć.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Przecież was nie zostawię. Zmierzę się z Marcusem. Od zawsze było wiadomo, że
to tak musi się skończyć. Nie mam jednak pewności, że wygram, a przegrana niesie
ze sobą konsekwencje zbyt duże, aby świat mógł to udźwignąć. Dlatego nie miałbym
nic przeciwko temu, abyś w odpowiednim momencie, gdy już będziemy wyczerpani,
przebił go Excaliburem.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
To nie jest honorowe.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Honor to idea, która w większości spoczywa pod ziemią, razem z idiotami, którzy
postanowili się nim kierować i przez to zginęli. Zamierzasz postąpić honorowo i
skończyć jak oni, czy uratujesz świat robiąc to, co do ciebie należy?</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Gilan
zacisnął zęby, słysząc jego słowa. Oczywiście, że uratuje świat. Skoro naraża
dla tego celu życie, to czemu nie miałby zrezygnować z honoru? Był dla niego
ważny, honorowe postępowanie ojca zawsze stanowiło przykład, ale nie był wart
takiej ceny. Odkąd wstąpił do Korpusu Zwiadowców zaczął patrzeć na całą sprawę
inaczej. Każdy człowiek miał swój własny kodeks, według niego postępował, na
nim opierał swój honor. Nawet Adriana i Michael mieli zasady. Własne,
całkowicie pokręcone, ale takie, których nie łamali. Zazwyczaj. </span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Nie
chciał się kłócić o to z czarownikiem, wiec zmienił temat na równie
interesujący.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Co to jest? – spytał, stając przy wielkiej planszy szachowej i wpatrując się w
porozstawiane na polach pionki. – Mam nadzieję, że nie traktujesz tego
wszystkiego jak jednej wielkiej gry.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
To mi pomaga zwizualizować sytuację. Wiem, gdzie są podwładni Marcusa. To
działa w dwie strony, ale dzięki temu mogę lepiej kontrolować pionki. </span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Czyli nas?</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Czyli was.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Gilan
westchnął cicho. Lysander nie czuł żadnych wyrzutów sumienia, przyznając się do
manipulacji nimi. Pod znakiem zapytania pozostawało to, czy takie sumienie w
ogóle posiada. Jednak po tym, co zobaczył w jaskini, był pewien, że za tymi
dziwnymi oczami i nieprzeniknionym wyrazem twarzy kryje się jakaś dramatyczna
historia. Jak na zwiadowcę przystało, uwielbiał tajemnice, a coś mu mówiło, że
ten sekret wyjaśniłby mu o wiele więcej niż jakakolwiek odpowiedź Lysandra.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Zakładam, że jesteśmy tymi białymi, skoro ratujemy świat. Kim jestem?– spytał,
nachylając się nad planszą. Mag stanął obok niego, a Gilan zwalczył chęć
instynktownego odsunięcia się. Decydując się pomóc Adrianie, nie pisał się na
przebywanie tuż obok tak zabójczo potężnej jednostki. A mama mówiła mu, żeby
został rycerzem. Ale nie, Halt oczywiście musiał odwiedzić jego lenno, a on
oczywiście musiał pójść za nim do lasu. A życie mogło być takie proste.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Królem.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Serio? Myślałem, że… Kto jest królową?</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Adriana.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Zwiadowca
wiedział, że momentalnie zaświeciły mu się oczy. Zabójczyni nie będzie skakać
ze szczęścia, ale to taki idealny temat do żartów. Chyba, że było w tym coś
więcej i może oni… Nie teraz, ale w przyszłości…</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Najlepiej nadaje się do tego, by cię chronić, biorąc pod uwagę jej
zaangażowanie związane z medalionem.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">I
tak upadła piękna opowieść o przeznaczeniu i niezwykłej miłości, przed którą
nie można uciec. </span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Angeline to ten goniec, a Michael to skoczek? – upewnił się, spoglądając na dwa
pionki stojące obok króla i królowej. Założył, że umiejscowienie na planszy
odnosi się do miejsca pobytu. A reszta… Cóż, Angeline goniła wcześniej na
Michaelem, a Genoweńczyk przeskoczył do nich od Marcusa…Prawdopodobnie były
inne powody, dla którego przydzielono im takie pionki, ale Gilan wolał własną
wersję.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
A wieże? – kontynuował, gdy Lysander przytaknął. Stały obok zwykłych pionków, w
pewnym oddaleniu od wieży Marcusa. Puste spojrzenie maga sprawiło, że wiedział,
że odpowiedź mu się nie spodoba.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span lang="EN-US" style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">– Will Treaty i Halt O’Carrick.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Nie masz prawa… - Gilan mógł przeboleć to, że jest wykorzystywany. Adriana,
Angeline, Michael – oni też o tym wiedzieli, ale jednocześnie realizowali swoje
własne cele. Jednak manipulowanie jego byłbym mistrzem i młodszym przyjacielem…
Gdy oni nie mieli z tego żadnych korzyści, pewnie nie zdawali sobie nawet
sprawy z tego, że biorą udział w rozgrywce… – Czy to przez to, że ich
zaangażowałeś, doszło do tych wszystkich porwań?</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Nie, Marcus nie ma medalionu i próbował wydobyć z członków twojego Korpusu
fragmenty informacji o miejscu ukrycia miecza. To i tak by się stało, a ja
potrzebowałem kogoś solidnego, kto mógłby zostać wieżą.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">W
gruncie rzeczy Halt i Will się do tego nadawali. Nigdy by się nie poddali,
walczyli do końca za królestwo, które kochali. W przeciwieństwie do nich,
Michael był chorągiewka na wietrze, której nie można było zaufać, że poświęci
wszystko dla zwycięstwa. Podobnie było z Adrianą, ale o tym Gilan wolał nie
myśleć.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Wiedzą?</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Jeśli Halt powiadomił już o tym swojego ucznia, to tak.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Will jest już pełnoprawnym członkiem Korpusu. Skoro nami manipulujesz, to zadaj
sobie chociaż trochę trudu, aby nas poznać – warknął, zaciskając pieści.
Spojrzał zirytowany na Lysandra i zaniemówił. Przedtem myślał, że mag udaje
dezorientację, ale on naprawdę nie rozumiał. Potężny czarnoksiężnik,
prawdopodobnie nieśmiertelny, potrafiący rozmawiać z duchami, nie potrafił
zrozumieć tego, że manipulacja była czymś złym. Dla niego gniew Gilana był
irracjonalny, a więzi, które łączyły zwiadowcę z przyjaciółmi nie miały
znaczenia. Lysander był jak dziecko, niesamowicie potężne, ale nie orientujące
się zupełnie w relacjach międzyludzkich. </span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Odetchnął
głęboko, uspokajając myśli. Jako osoba niezwykle kontaktowa i przyjazna nie potrafił
tego zrozumieć, ale postanowił nie drążyć tematu. Chociaż byłoby miło wiedzieć,
że Lysander ma choć jedną osobę, której nie poświęciłby dla sprawy. Może
wydawałby mu się wtedy bardziej ludzki.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Spojrzenie
zwiadowcy zatrzymało się na planszy. Zmrużył oczy, próbując zorientować się, co
mu nie pasowało. Po raz kolejny przeliczył pionki. </span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="margin: 0px;"> </span>– Gdzie jest nasz skoczek? – zapytał przerażony, chociaż
w głębi serca znał odpowiedź. Nie potrzebował spojrzenia Lysandra, które rzucił
nieświadomie na stronę, po której stały pionki Marcusa. Poza planszą, zupełnie
zapomniany, porysowany i przewrócony leżał biały skoczek.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Czy on…</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
To był nieszczęśliwy zbieg okoliczności. Nic takiego nie miałoby miejsca, gdyby
dostosował się do moich poleceń i się jeszcze nie wtrącał – rzucił mag,
starając się ukryć swoją irytację. Samowolka Jina Croisseux <span style="margin: 0px;"> </span>sprawiła, że już na początku rozgrywki stracił
swojego pionka i przegrywał z Marcusem. Nie rozumiał, jak mogło się to stać.
Był pewien, że Croisseux był potężny, że zależy mu na swoim życiu, a on dał się
tak łatwo zabić.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Czyli jak będziemy się ciebie słuchać, to przeżyjemy?</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Zginął
człowiek. Gilan nie wiedział, dlaczego nim to tak wstrząsnęło. W ciągu
ostatnich tygodni niejednokrotnie otarł się o śmierć, ale to… Chyba nie zdawał
sobie do końca sprawy z tego, co niesie ze sobą udział w tym szaleństwie. A
teraz… Ktoś stracił życie. I jedynym dowodem na to był symbolizujący go pionek
zepchnięty z szachownicy. Czy ludzkie życie nie było więcej warte?</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Posłuchaj, Lysandrze… - zaczął, choć nie wiedział, co chce powiedzieć. Przerwał
mu potężny huk i piorun w różnych odcieniach zieleni, który pojawił się nad
planszą. Zaskoczony odskoczył od szachownicy, z zaniepokojeniem wpatrując się w
wiązkę energii, w barwie której przeplatały się turkus i ciemna zieleń. Krążyła
wokół białego gońca i czarnej wieży. Miał co do tego złe przeczucia.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Spojrzał
na Lysandra, który zaniepokojony rzucił się w kierunku dwóch pionków. Zwiadowca
ze zdziwieniem zauważył, że czarodziej po raz kolejny stracił nad sobą
panowanie. Już nie kontrolował dokładanie swojego ciała, ruchy dłoni były
pozbawione harmonii i spokoju, który nie opuścił go nawet podczas starcia z
Henrikiem. Był pewien, że gdyby stanął naprzeciw maga, bez problemu odczytałby
jego emocje, które były przedtem skryte pod pełną opanowania maską. </span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Co się stało? – spytał, próbując wymyślić, co mogło tak zdenerwować Lysandra.
Odpowiedziało mu spojrzenie pełne wirującego srebra.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Znikaj.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Gilan
był prawie pewny, że zaklęcie nie było tak proste, ale nie zmieniło to faktu,
że świat pod jego stopami zawirował. Podobnie jak wszystko wokół niego. Poczuł
niesamowite mdłości, które zmusiły go do opadnięcia na kolana. Już myślał, że
uderzą o czarna pustkę, gdy nagle świat odzyskał ostrość i barwy. Klęczał z
pochyloną głową wśród gruzów, a małe fragmenty ściany wbijały mu się w skórę
pomimo porządnego materiału spodni. </span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Uniósł
wzrok z podłoża, aby napotkać na swojej drodze czarne buty. Wokół było cicho,
ale poczuł dreszcz przerażenia przechodzący mu po plecach. To była ta zła,
niepokojąca cisza, która zapowiadała koniec świata. </span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Słysząc
znaczące chrząknięcie, niechętnie uniósł głowę. Im wyżej wędrował jego wzrok,
tym lepiej czuł na karku oddech śmierci. W końcu napotkał wściekłe spojrzenie
Adriany.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Och, nie wstawaj, zwiadowco. Jesteś w świetnej pozycji, aby błagać mnie o
wybaczenie.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div align="center" style="margin: 0px; text-align: center; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">***</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Alaricu, natychmiast powiedz, co się
dzieje!</span></i></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Mężczyzna
zignorował mentalne wołanie, tak głośne, że powoli rozsadzało mu głowę.
Ponownie odskoczył w bok, ratując się przed dekapitacją gigantyczną halabardą,
która beztrosko latała sobie tuż obok jego cennego ciała wraz z chmarą mieczy,
sztyletów, toporów i strzał. To było naprawdę niepokojące.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Alaricu!</span></i></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Akarian
uśmiechnął się przyjaźnie, machając do niego dłonią. Jaka szkoda, że za tym
ruchem podążył oburęczny miecz, który co prawda lata świetlności miał za sobą,
ale do przecięcia wpół nadawał się równie dobrze co jego młodsze odpowiedniki.
Alaric odbił go swoim ostrzem, które oczywiście pod wpływem uderzenia musiało
wylecieć mu z ręki. Nie został może przepołowiony, ale miecz wbił mu się w
ramię, przecinając bezlitośnie mięśnie. <span style="margin: 0px;"> </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Cudownie.
Jak on miał postawić porządną barierę wokół siebie, która nie przepuściłaby
żadnego ostrza, gdy był co sekundę atakowany coraz to nowszymi rodzajami broni
białej, z trudem ruszał ręką, a do tego Lysander wykrzykiwał w jego głowie
swoją litanię, skutecznie rozpraszając wszystko, co można byłoby nazwać
chociażby namiastką skupienia.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Alaricu! Natychmiast odpowiedz!</span></i></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Zacisnął
zęby, posyłając w kierunku przeciwnika błyskawicę. Akarian wykorzystał okazję,
gdy mag odpuścił na chwilę utrzymywanie częściowej bariery wokół siebie na
rzecz ataku i sztylet prześlizgnął się po jego boku. Jednak pełen wzburzenia
krzyk najemnika upewnił go, że było warto. Akarian pocierał zaczerwienioną
skórę szyi, rozcierając krew, która wypłynęła z płytkiego nacięcia. Jaka
szkoda. Kilka centymetrów w bok, a przepaliłby mu piorunem gardło.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Alaricu, jeśli natychmiast mi nie
odpowiesz…</span></i></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Przeszkadzasz. Załatwiam własne
sprawy.</span></i></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">To nie jest zwykły przeciwnik.
Natychmiast stamtąd uciekaj.</span></i></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Faktycznie, zielone włosy są dość
niezwykłe w naszej części świata.</span></i></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Za nim stoi Marcus.</span></i><span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">
– Lysander brzmiał na coraz bardziej wściekłego. – <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Zabieraj się stamtąd, albo sam się pofatyguję!</i></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Nawet się nie waż. Dobrze się bawię.</span></i></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Ale on…</span></i></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Akarian
uniósł zakrwawioną dłoń na wysokość oczu i uśmiechnął się szeroko, spoglądając
na spływające po niej rubinowe krople. </span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">On też się chyba dobrze bawi</span></i><span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">
– odparł zirytowany Alaric, wykorzystując wolny czas, gdy Lysander zaniemówił,
a Akarian napawał się chwilą, aby postawić wokół siebie barierę. Odetchnął z
ulgą, gdy przezroczysta powłoka otoczyła go całkowicie. Przedtem stawiał
pomniejsze bariery w odpowiednich miejscach, ponieważ zabierały one mniej
energii i tworzył je niemal instynktownie. Jednak nie zauważył niektórych
nadlatujących ostrzy, co skutkowało masą płytkich i głębszych nacięć. Bariera,
którą właśnie postawił osłoni go całkowicie.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Ogromny
topór uderzył w niewidzialną ścianę i rozsypał się w proch. Alaric był
niezwykle ciekawy tego, jakim sposobem Akarian tworzył z powietrza tyle broni i
nią sterował. W ciągu spędzonych z<span style="margin: 0px;"> </span>najemnikiem
godzin mag zauważył, że poziom magii jego przeciwnika był bliski zera. Jak
dotąd nie znalazł na to żadnego wytłumaczenia. Pojawiająca się znikąd broń i
niezdolność do rzucania bardziej skomplikowanych czarów wzajemnie się
wykluczały. Musiał coś przegapić.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Czy możesz zacząć się wreszcie starać? – Zirytowany głos Akariana kazał mu
wrócić do rzeczywistości. Najemnik przestał go atakować. Zbliżył się bez
zastanowienia i stanął naprzeciwko Alarica, unikając jednak dotknięcia ledwo
widocznej bariery. Mag to naprawdę doceniał, więc nie miał serca informować
przeciwnika, że nic by mu się nie stało. Co więcej, Akarian prawdopodobnie bez
trudu przeszedłby przez <span style="margin: 0px;"> </span>barierę,
ponieważ miała ona powstrzymywać tylko magiczne ataki. Żaden czarodziej nie
przeszedłby przez nią, ale pozbawiony mocy najemnik… Alaric nie zamierzał
informować go o tym, że całą walkę mógłby rozstrzygnąć zwyczajny atak mieczem.
Umiał posługiwać się bronią, ale do poziomu Rosserau sporo mu brakowało.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Nie mam pojęcia o czym mówisz – odpowiedział, próbując brzmieć szczerze. Kątem
oka wciąż spoglądał w kierunku drewnianego domku, z którego niedawno wyszedł.
Miał nadzieję, że zamieszkujący go staruszek czym prędzej stąd ucieknie. Jeśli
zostanie, Alaric nie mógł zagwarantować mu bezpieczeństwa. Jego magia miała
czasem niezdrową tendencję do wymykania się z kontroli.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Nie używasz nawet jednej czwartej swojej mocy. Gdyby tak było, las wokół stałby
w płomieniach. Zastanawiam się, czy powinienem czuć się obrażony tym, że mni
tak nie doceniasz, czy wzruszyć się twoją troską o moje parszywe życie. Jestem
rozdarty, magu – wycedził Akarian. Na potwierdzenie swoich słów ponownie
spróbował przebić czarodzieja od tyłu sztyletem z pozłacaną rękojeścią. Broń
odbiła się od bariery, nie czyniąc żadnej krzywdy. </span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Cóż poradzę. Przywiązałem się do ciebie, najemniku. – Alaric bezradnie rozłożył
ręce. Travis Kender otworzył drzwi i z torbą przerzuconą przez ramię pokuśtykał
w stronę linii drzew. Czarodziej widział niepewne spojrzenie staruszka, która
rzucał w jego stronę. Miał nadzieję, że mężczyzna nie spróbuje się wykazać
idiotycznym heroizmem i nie rzuci mu się na pomoc. Mógłby zupełnie
niepotrzebnie zginąć. </span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Jestem zdruzgotany twoja dobrością. Jedynymi osobami w moim życiu, z którymi
czułem się tak mocno związany, byli moi rodzice. A teraz ty dołączasz do tego
szacownego grona. Nie sądziłem, że taka chwila nastąpi.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Chętnie bym cię uściskał, gdybym nie wiedział, że twoi rodzice nie żyją. I to z
twojej winy – odparł równie serdecznie Alaric, wzdrygając się w środku.
Najemnik nigdy nie powiedział mu tego wprost, ale spotykał ludzi, którzy nosili
piętno ojcobójstwa lub matkobójstwa. Akarian do nich należał. Mag nie rozumiał,
jak moża było się tego dopuścić. Zabicie ludzi, którzy dali ci życie stanowiło
największą zbrodnię. Jego matka zmarła przy porodzie, a ojca nigdy nie poznał.
Jak było można dobrowolnie pozbawić się tak cennego daru, jakim byli rodzice?</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Obawiam się, że to jeden z tematów tabu, których nie powinieneś poruszać.
Możemy kontynuować? Twój nowy znajomy oddalił się już wystarczająco.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Zaskoczony
Alaric zerknął ostrożnie w bok. To mógł być wybieg, który miałby za zadanie
stworzyć Akarianowi sytuację idealną do ataku. Dlatego mag naprawdę się
zdziwił, gdy w dali, pomiędzy drzewami mignęła mu sylwetka Travisa. Najemnik
zdawał sobie sprawę, że ogranicza się ze względu na tego staruszka. Jednak
powód, dla którego to uszanował i poczekał, pozostawał dla czarodzieja
tajemnicą.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">To się robi naprawdę irytujące. </span></i></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Alaric
prawie uniósł ręce ku górze w wyrazie frustracji, ponownie słysząc głos
Lysandra w swojej głowie. A myślał, że ma to już za sobą.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Dziękuję, bardzo się staram. I
jeszcze żyję. Cieszysz się?</span></i></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Niezmiernie. Czy zdecydowałeś się
wycofać?</span></i></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Nie. Poradzę sobie. Daj mi kwadrans</span></i><span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">
– odpowiedział w myślach Alaric, wyczuwając, że czarnoksiężnik odrobinę zmienił
podejście. – <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Proszę</i> – dodał po
chwili. Jakoś zawsze działało, gdy używał tego słowa i wpatrywał się
nieustannie w Lysandra. Teraz nie mógł spojrzeć na przyjaciela, ale miał
nadzieję, że to wystarczy. Chwila ciszy utwierdziła go w tym przekonaniu.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Kwadrans </span></i><span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
zgodził się niechętnie Lysander, a po tych słowach zniknął z głowy Alarica. Ten
uśmiechnął się szeroko do Akariana, który wciąż spoglądał na niego wyczekująco.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Możemy kontynuować, najemniku. </span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Jak sobie życzysz, wasza wysokość – odparł z uśmiechem Akarian, cofając się o
kilka kroków. Kierując się rzadkim u niego odruchem serca pozwolił postronnemu
świadkowi oddalić się w spokoju, ale teraz nie zamierzał się powstrzymywać.
Jeśli ktoś się wtrąci – zginie.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Nie
czekając ani chwili dłużej, przywołał swoją broń, aż zawisła w powietrzu wokół
maga, otaczając go z każdej strony. Otaczająca Alarica bariera wydawała się być
potężna, lecz Akarian zawsze wychodził z założenia, że wszystko w pewnym
momencie się załamie, jeśli tylko poślesz na to wystarczającą liczbę ostrzy. A
ich najemnik miał aż nadto. Spotkał na swojej drodze wielu ludzi, którzy
opowiadali o potędze słowa, możliwościach, jakie ze sobą niesie. Jednak jeszcze
nikogo owa siła nie uchroniła przed zdradliwym ciosem. Prawdziwa siła leżała
nie w mowie, nawet nie w magii, ale w starych dobrych mieczach i włóczniach. Zamierzał
to udowodnić.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Wypowiedział
w myślach rozkaz w zapomnianym już przez ludzi języku, których nauczył go
ojciec. Poczuł, jak broń odpowiada na jego polecenie. Zasypał maga
nieprzerwanym deszczem setek ostrzy, które uderzając w barierę zamieniały się w
pył, gdy czas minął, a ich miejsce zajmowały kolejne. </span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Alaric
zdecydował się je zignorować. Sięgnął umysłem do otaczającego go lasu,
nakłaniając naturę do pomocy. Potężne korzenie wystrzeliły z ziemi, próbując
przebić jego przeciwnika. Ich drzazgi opadły na ziemię chwilę później, gdy
przecięło je ostre ostrze topora. Czarodziej zmarszczył brwi niezadowolony.
Wyglądało na to, że tym razem będzie musiał się postarać. </span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Granatowe
niebo w mgnieniu oka zasnuły ciężkie chmury, które zasłoniły gwiazdy i światło
księżyca. Uśmiechnął się szeroko, słysząc pomruk nadchodzącej burzy i
wyczuwając zapach ozonu. Odkąd Lysander zacząć go uczyć, największą uwagę
przykładał do zaklęć związanych z przyrodą. Potęga natury fascynowała go od
dziecka, gdy przyglądał się z oddali, jak złaknieni wody wędrowcy przybywają do
jego wioski, a jeden łyk orzeźwiającej cieczy ratuje im życie, które chciało im
odebrać słońce. Potem wędrował przez miasta i wioski, obserwując, jak ta sama
woda zalewa doliny, odbiera życia i niszczy uprawy. Fascynowała go pustynia i wiejący
na niej wiatr – w dzień przynoszący choć odrobinę ochłody, w nocy zaś każdy
podmuch groził wyziębieniem. Natura miała tak wiele oblicz, tak wiele sekretów,
a jednak nad wyraz chętnie nagnała się do jego poleceń, ratując mu życie i
niosąc innym śmierć. </span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Zerwał
się gwałtowny wiatr, wyginając konary drzew. Akarian zaklął, gdy pierwsze
krople spadły z nieba. Ograniczona widoczność nie była tym, o czym skrycie
marzył. Mag ograniczył pole widzenia także sobie, ale najwyraźniej się tym nie
przejmował. Dla najemnika stanowiło to zaś spory problem. Nie mógł dokładnie
wycelować broni w coś, czego nie widział, a ataki wroga stawały się trudniejsze
do przewidzenia. Kolejny potężny podmuch wiatru zdekoncentrował go, przemoczone
włosy wymknęły się z warkocza i wpadały mu do oczu. Oślepiająco białą
błyskawicę zobaczył za późno, aby usunąć się z drogi. Instynktownie sięgnął
myślami do skarbca, wydobywając kolejny przedmiot ze swojego arsenału.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Alaric
podniósł zdziwiony brwi, gdy wiązka energii nie dotarła do celu. Została
wchłonięta przez olbrzymią tarczę z brązu, na której wyryto inskrypcje z martwym
języku ludzi Południa. Znaki żarzyły się przez chwilę jasnym światłem, które
najpewniej pochodziło ze stworzonej przez Alarica<span style="margin: 0px;"> </span>błyskawicy. </span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Więc lubujesz się w antykach? – rzucił sarkastycznie, odrobinę zirytowany. O
ile wcześniej nie miał pewności, to teraz ją zyskał. Większość ostrzy, którymi
władał Akarian, była dobrej jakości, ale zupełnie zwyczajna. Jednak wśród tego
ogromu wyczuł kilka niesamowitych egzemplarzy. Jakim sposobem najemnik dotarł
do zaklętej przez potężnych magów broni?</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Tylko tych, które posiadają interesującą historię – odpowiedział głośno
Akarian, próbując przebić się przez wiatr i deszcz. – Podobno ta tarcza
należała niegdyś do potężnego herosa, będącego synem króla bogów i
śmiertelniczki. Umarł młodo i w wielkiej chwale, ale pozostawił po sobie
podarunek od ojca. Szlachcic, któremu ja ukradłem, zarzekał się, że to
prawdziwa historia. A jak ty uważasz?</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Sądzę, że w każdej opowieści jest ziarnko prawdy – stwierdził kulturalnie
Alaric, rozwierając ziemię pod stopami rozmówcy. Odpowiedziały mu przekleństwa,
ale nie krzyk pełen agonii, którego się spodziewał po upadku do
trzydziestometrowej przepaści. Zlikwidował deszcz, aby mieć lepszą widoczność. </span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Akarian
wisiał nad rozpadliną, trzymając się złotego łańcucha, którego koniec rozpływał
się w powietrzu. Najwyraźniej arsenał zielonowłosego nie ograniczał się do
ostrzy i tarcz. </span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
To… interesujące – stwierdził Alaric, stając kilka centymetrów od przepaści i
przyglądając się złotym ogniwom. – Czy on też jest magiczny?</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;"><span style="margin: 0px;"> </span>Odpowiedział mu szeroki uśmiech Akariana. Nie
zdążył się cofnąć, gdy najemnik pojawił się przed nim niespodziewanie, jakby
użył teleportacji. Trzymane przez niego ostrze sztyletu przecięło powietrze,
przechodząc bez problemu przez barierę. Ten atak nie zawierał nawet odrobiny
magii, którą miała za zadanie powstrzymywać.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Przez
chwilę czarodziej przyglądał się z zatrważającym spokojem, jak sztylet zagłębia
się w jego boku, zastanawiając się, kiedy trafi w niezbędne do funkcjonowania
organy. A potem obraz przed jego oczami pociemniał, a Alaric całkowicie stracił
panowanie nad swoją mocą.</span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;"><br /></span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~</span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Bardzo przepraszam za tak długą przerwę - jakoś nie potrafiłam się zebrać (pewnie przez te upały). Musicie wybaczyć mi te zakończenie - miałam zamiar skończyć ten wątek, ale czasowo się nie wyrobiłam, bo za godzinę wyjeżdżam. Nie będzie mnie przez trzy tygodnie, więc proszę nie spodziewać się rozdziału.</span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif;">Nadrobię zaległości na blogach, gdy wrócę i będzie trochę chłodniej, bo teraz siedzenie przy komputerze to makabra :D </span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif;">Rozdział zupełnie niesprawdzany, ale i tak liczę na wasze komentarze i opinie :D</span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif;">Pozdrawiam,</span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif;">Mentrix</span></div>
<div style="text-align: left;">
<b></b><i></i><u></u><sub></sub><sup></sup><strike></strike><span style="font-family: "Times New Roman",serif;"></span></div>
</div>
Mentrix Hadleyhttp://www.blogger.com/profile/12663335915708995959noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-3294216773099711492.post-81037293905942657772018-06-06T22:03:00.000+02:002018-06-06T22:11:42.210+02:00Rozdział XLIII<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Przerażająco
pusty głos Lysandra sprawił, że ręka sięgająca do karty zamarła w bezruchu.
Gilan nie odważył się odwrócić w stronę maga, gdy jego umysł pracował na
najwyższych obrotach, wciąż próbując wymyślić jakieś dobre wytłumaczenie.
Cokolwiek, co powstrzymałoby czarnoksiężnika przed uśmierceniem go na miejscu.
Ostatecznie zdecydował się na zrzucenie winy na zawodową ciekawość i powołanie
się na mądrze brzmiące reguły kodeksu zwiadowcy. Był prawie pewien, że nie
znajdowała się w nim żadna adnotacja odnośnie obowiązkowego zwiedzenia domu
czarodzieja, ale Lysander przecież nie mógł znać zasad Korpusu.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Odwrócił
się powoli, gotowy zmierzyć się ze wściekłością gospodarza, ale ten nawet nie
spojrzał w jego stronę. Rozgniewane spojrzenie o barwie diamentów było utkwione
w miejscami przezroczystej postaci Henrika Salazara von Arrindgena. </span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Sam
duch nie wydawał się być zachwycony obecnością maga, a nazwanie go zdrajcą
sprawiło, że zmarszczył gniewnie brwi. Otworzył usta, najwyraźniej chcąc
zaprotestować, lecz wciąż nie potrafił porozumieć się z żywymi. Przynajmniej
tak sądził Gilan. Po chwili musiał zrewidować swoje poglądy, bo Lysander
najwyraźniej ducha słyszał, a nawet dał radę jeszcze bardziej zirytować się
jego słowami.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">-
Nie obchodzi mnie to, co chciałeś. Nie masz wstępu do tej posiadłości. Nie
powinno cię w ogóle być na tym świecie. Wracaj natychmiast do zaświatów, albo
cię do tego zmuszę.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">W
odpowiedzi Henrik znów poruszył ustami, gestykulując przy tym żywo. Lecz tym
razem Gilan był prawie pewny, że usłyszał jakiś szmer. Może im dłużej
przebywałeś w obecności ducha, tym lepiej zaczynałeś go rozumieć? Jeśli tak
dalej pójdzie, to może za miesiąc będzie mógł poprosić go o odpowiedzi na swoje
pytania. Świat stanął na głowie. </span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Najwyraźniej
przegapił odpowiedź Lysandra, która musiała wyjątkowo zdenerwować założyciela
zakonu Asasynów z Czarnej Wieży. Przed chwilą Henrik stał nieopodal niego, a
chwilę później pojawił się dosłownie przed czarodziejem, wyciągając ręce w jego
kierunku z gniewnym wyrazem twarzy. Zwiadowca był pewny, że przenikną przez
ciało maga, dlatego prawie wrzasnął, gdy zacisnęły się na połach jego szaty.
Osobiście nie ufał żadnemu z mężczyzn, ale zdrowy rozsądek nakazywał mu
trzymanie z żywym Lysandrem niż martwym Henrikiem. Dotąd rycerz nie wydawał się
stanowić zagrożenia, ale najwyraźniej stawał się coraz bardziej materialny, a
sytuacja się zmieniała. Wyglądało to tak, jakby żywił się energią Lysandra, co
nasunęło zwiadowcy niepokojące skojarzenie z wampirami z ludowych legend.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Było nie czytać tylu książek – mruknął, przemieszczając się profilaktycznie,
aby stół z szachami oddzielał go od dwójki mężczyzn. Był zwykłym, prostym
zwiadowcą, który z pewnością nie będzie się wtrącał w ich kłótnię. Najchętniej
opuściłby pomieszczenie w tempie natychmiastowym, jednak w miejscu, gdzie
przedtem było przejście, widział litą skałę.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Właśnie
w tym momencie Henrik podniósł Lysandra ponad ziemię, wykorzystując różnicę ich
wzrostu. Zwiadowca wiedział, że oddychanie jest utrudnione, gdy zwisasz kilka
centymetrów nad podłożem. Może powinien zainterweniować, zanim wściekła zjawa
zabije jedynego człowieka, który zdawał się wiedzieć, o co chodzi w tym cyrku?</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Jak śmiesz… - wysyczał Lysander, zatrzymując tym samym Gilana, który rozważał
zaatakowanie ducha mieczem. Skoro był w stanie mówić, to na pewno mógł…</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Nie
zdążył dokończyć myśli, gdy przez jaskinię przebiegł mroźny podmuch wiatru.
Powietrze się zmieniło, a on po raz pierwszy od dłuższego czasu poczuł
prawdziwy, paraliżujący strach. Dziwna energia krążyła w powietrzu, niosąc ze
sobą wspomnienie desperacji, bólu i śmierci oraz powodując całkowite zaćmienie
umysłu. Stał w bezruchu, a jedynym, co widział wyraźnie, były oczy Lysandra,
jego niezwykle rozszerzone źrenice i ta straszna, wszechobecna pustka. A potem
to przestało mieć znaczenie, gdy powietrze zafalowało, a w posadzce jaskini
utworzyła się zionąca mrokiem otchłań, która zdawała się zasycać powietrze,
utrudniając tym samym oddychanie. Przez chwilę Gilan miał wrażenie, że jest
wciągany do środka, jednak to było tylko złudzenie. Przynajmniej w jego
wypadku. </span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Henrik
Salazar von Arrindgen krzyknął i tym razem zwiadowca go usłyszał. Kontury
sylwetki rycerza zaczęły się zamazywać, jakby był wciągany do mrocznej
otchłani. Gilan prawie mu współczuł. </span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Nie! Nie możesz mnie tam wysłać! Jeszcze nie! Zrozum… Muszę jeszcze zrobić
kilka rzeczy. To naprawdę ważne! – Gilan jeszcze nigdy nie słyszał Henrika tak
wyraźnie, jakby duch wkładał całą pozostałą mu energię w słowa, mając nadzieję
na wywarcie wpływu na rozmówcy. Lysander stał teraz tuż obok niego, prawie
stykali się ciałami, ale jego wzrok pozostał beznamiętny.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Twój czas w naszym świecie się właśnie skończył. Wreszcie będziesz tam, gdzie
powinni był zmarli.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Nie możesz… Muszę skończyć to, co zacząłem… To naprawdę ważne, a ty nie znasz
całej prawdy… Proszę, Lysandrze, nie pozwól, aby twoja nieuzasadniona niechęć
do mnie zaważyła na losach świata… - Henrik podjął kolejną próbę przekonania
maga i ponownie wyciągnął dłoń. Przeszła przez ciało czerwonowłosego
czarodzieja. Głos duch stał się jeszcze bardziej histeryczny. </span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Lysandrze, przecież znasz prawdę… Chcieliśmy dla ciebie jak najlepiej. Gdyby
nie my, twoje umiejętności zostałyby zmarnowane… Przecież chcesz pokonać
Marcusa! Pozwól mi…</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Wystarczająco już zrobiłeś. Obaj zrobiliście – przerwał mu bezbarwnym głosem
Lysander,</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Henrik
upadł na ziemię, próbując powstrzymać przyciąganie. Chwycił wystający z podłoża
kamień i zacisnął na nim palce.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Bez nas byłbyś nikim! Zawdzięczasz nam wszystko…</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Brak
odpowiedzi. Kamień oderwał się od podłoża, a Henrik stracił punkt zaczepienia i
coraz szybciej zbliżał się go otchłani. Podjął ostatnią próbę przekonania maga.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Daliśmy ci nieśmiertelność!</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Zniszczyliście mi życie – odparł chłodno Lysander, ze spokojem przyglądając
się, jak wrzeszczący duch znika z Zaświatach. Gdy tylko pochłonęła go ciemność,
otchłań zniknęła, a na jej miejscu pojawiło się kamienne podłoże. </span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Gilan
znów mógł się ruszać, a jego umysł był zdolny do przetwarzania informacji.
Odetchnął głośno. Przez chwilę bał się o własne życie. Podniósł wzrok,
napotykając spojrzenie pełne pokruszonych diamentów. A już miał nadzieję, że
mag o nim zapomniał.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Przełknął
ślinę.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Czy to jest właśnie ten moment, w którym dowiaduję się, że musisz mnie zabić za
to, co widziałem i słyszałem?</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div align="center" style="margin: 0px; text-align: center;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">***</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Mam nadzieję, że jesteś z siebie dumny.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Henrik
westchnął ciężko, odwracając się do rozmówcy. Po zamknięciu wrót do Zaświatów
otaczała go ciemność, która teraz powoli się rozpływała, formując rzeczywistość
według zachcianek gospodarza. Teraz znajdował się w olbrzymiej bibliotece,
pełnej manuskryptów i pergaminów. Jego towarzysz uwielbiał wiedzę. Gdy Henrik,
jeszcze za życia, zawsze preferował rozwiązania siłowe z użyciem najróżniejszej
broni, ten lubił mawiać, że to <span style="margin: 0px;"> </span>wiedza
daje prawdziwą potęgę. I jakość to funkcjonowało, ten przedziwny duet, chociaż
nikt nie nazwałby tego przyjaźnią. </span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Braliśmy pod uwagę, że Lysander dowie się o moim pobycie na ziemi i go ukróci…</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Dlatego powinieneś uważać, aby go niczym nie zaalarmować. Właściwie, to miałeś
się w ogóle go niego nie zbliżać. Włada duszami, więc konfrontacja z nim była
czystą głupotą. To takie w twoim stylu.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Henrik
zawsze się zastanawiał, jakim sposobem Calaen sprawiał samym swoim głosem, że
starszy mężczyzna czuł się jak skarcony uczniak. Może miało to związek z tym,
że zawsze podziwiał skrycie jego spokój i opanowanie, tak różne od cechującej
go zapaczliwości i wybuchowości?</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Co się stało, to się nie odstanie. Jak bardzo pokrzyżowało nam to plany? –
spytał, stając twarzą w twarz z rozmówcą. Blondyn odłożył książkę, którą czytał
na blat stołu i podniósł się z fotela, aby stanąć przed Henrikiem. Założyciel
zakonu zawsze czuł w takich momentach satysfakcję, gdy mógł spojrzeć na
młodszego czarodzieja z góry. </span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Jeśli zwiadowca zdoła domyślić się wszystkiego, czego nie zdążyłeś mu
przekazać, to nic się nie stało. Wątpię w to, dlatego pozostaje mi mieć
nadzieję, że moja część planu przebiega bez zakłóceń.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Nie możesz tego sprawdzić? – W spojrzeniu o barwie zieleni zabłysła irytacja,
gdy Calaen pokręcił głową.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Bariera odgradzająca świat żywych od Zaświatów mi to uniemożliwia. Wiem tylko,
że żyje . Nie mogę nawet sprawdzić, czy posiada zdolności magiczne. To wszystko
jest takie kruche…</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Calaen
miał rację i nawet pełen optymizmu Henrik musiał się z nim zgodzić. Ten plan
miał tyle luk, tyle rzeczy mogło pójść nie tak, a na dodatek zawalił sprawę ze
zwiadowcą. Chłopak był inteligentny, ale nie miał szans domyślić się prawdy.
Nawet Lysander jej nie znał. Ta cała sprawa z mieczem, ukryciem go w ostatniej
chwili… Ten cały plan powstał pod wpływem chwili, na inny nie mieli czasu.
Ledwo zdołali ukryć miecz i teleportować się z dala od Lysandra.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Kilka
minut później pojawił się Marcus i ich zabił. </span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div align="center" style="margin: 0px; text-align: center; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">***</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Słońce
chyliło się ku zachodowi, gdy Travis Kender zatrzasnął drzwi do swojej chatki i
przekręcił klucz. Mieszkał na uboczu, zwykle złodzieje nie zapuszczali się w te
rejony, ale księgi znajdujące się w jego domu mogły stanowić dla nich smakowity
kąsek. Tomy były niezwykle drogie bez wzglądu na treści, jakie zawierały. Zapisanie
wszystkich stron zabierało kilka lat, więc teoretycznie stać na nie było tylko
bogatych arystokratów. Jednak stare, nudne egzemplarze można było czasem nabyć
na pchlim targu, jeśli wiedziało się, gdzie szukać. W czasach swej młodości
Travis zwiedził wiele miast, poszukując ksiąg zawierających spisy leczniczych
ziół i przepisy na maści. Mieszkańcy okolicznych wiosek nazywali go
czarodziejem, a on nie zaprzeczał. Nie miał w sobie co prawda nawet odrobiny
magii, ale czy leczenie chorych, odsuwanie od nich śmierci nie było mocą? Był
niezwykle utalentowanym uzdrowicielem, a im starszy i bardziej doświadczony
był, tym większym poważaniem cieszył się wśród społeczności lokalnej. Miał
szczęście, że zamieszkiwał Galię, gdzie oficjalnie nikt nie słyszał o istnieniu
magii, co jednak nie powstrzymywało ludzi od korzystania z pomocy uzdrowicieli.
Żaden z takich lekarzy nie zamierzał uświadamiać klientów, że zdrowie
zawdzięczają nie jego mocy, a sile leczniczych ziół. Podobno na dalekim
południu ludzie niesamowicie bali się przejawów jakichkolwiek nadprzyrodzonych
mocy, a każdego podejrzanego o praktykowanie sztuki magicznej palili na stosie
lub skracali o głowę.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Westchnął
z dezaprobatą, schylając się po rosnącą pod drzewem arnikę górską. Kto by
pomyślał, że taka mała roślinka miała tak wiele zastosowań. Idealnie nadawała
się na okłady po oparzeniach, powstrzymywała psucie się zębów i wszelkie bóle.
A za wszystkie jej osiągnięcie dziękowano Travisowi. Uzdrowiciel czasem czuł się
z tym źle, ale z czegoś musiał żyć, tym bardziej, że starość stawała się coraz
bardziej dokuczliwa, więc powinien zacząć oszczędzać na moment, gdy już nie będzie
mógł ważyć wywarów.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Godzinę
później wracał z całym naręczem leczniczych ziół w wiklinowym koszu, a słońce skryło
się już za horyzontem. Mężczyzna przyspieszył kroku, gdy z daleka dostrzegł
zarys ludzkiej sylwetki siedzącej na schodach do jego chatki. Czyżby pod jego nieobecność
ktoś potrzebował pomocy? Ludzie z wioski wiedzieli, kiedy wychodził, aby
uzupełnić zapasy ziół.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Jak mogę pomóc, młodzieńcze?! – zawołał z daleka, rozpoznawszy płeć przybysza.
Mężczyzna wstał płynnie ze schodów, czekając na uzdrowiciela. Travis odetchnął z
ulgą. Skoro był w stanie bez problemu stać, to raczej nie umrze mu na rękach.
Nienawidził, gdy ludzie przyprowadzali do niego swoich bliskich, a on mógł
tylko rozłożyć ręce, w duchu złorzecząc na nich, że zignorowali pierwsze
symptomy choroby. Nie był cudotwórcą. </span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Dobry wieczór, panie Kender – przywitał się przybysz z dziwnym akcentem, gdy
staruszek podszedł bliżej. </span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Miło coś takiego usłyszeć. Zwykle moi klienci ograniczają się do: „Panie czarodzieju,
ratuj!”. Czy coś ci dolega, młodzieńcze? – ponowił pytanie, lustrując swojego
gościa wzrokiem. Młody mężczyzna wyglądał na całkowicie sprawnego. Travis
zaryzykowałby stwierdzenie, że był okazem zdrowia. Właściwie sprawiał wrażenie
pozbawionego problemów, jeśli wierzyć pogodnemu spojrzeniu niebieskich oczu.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Nazwanie pana czarodziejem, panie Kender, byłoby nadinterpretacją.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Święta racja, ale co ja poradzę, że ludzie myślą, że potrafię zdziałać cuda. Wejdźmy
do środka, wieczór robi się coraz zimniejszy – zaproponował Travis, otwierając przed
gościem drzwi chaty. Gdy tylko znaleźli się w środku, ruszył do kominka, chcąc rozpalić
ogień, aby ogrzać izbę. Jako starszy człowiek musiał uważać na niskie
temperatury. Kto się zajmie rannymi, gdy sam uzdrowiciel zachoruje?</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Chwycił
ze stołu krzesiwo i podreptał do paleniska. Przykucnął obok, ale nie zdążył
uderzyć jednym kamieniem o drugi, gdy nagle wśród drewna pojawił się mały
płomień, który szybko się rozprzestrzenił, pochłaniając małe gałązki.
Uzdrowiciel zamrugał i powoli odwrócił się do swojego niezwykłego gościa.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Tak myślałem, że naprawdę istniejecie – oznajmił z szerokim, pozbawionym już
kilku zębów uśmiechem. Ludzie nazywali go czarodziejem. Podczas swoich wędrownego
spotykał kuglarzy i szarlatanów śmiejących nazywać się magami. Byli podstępnymi
naciągaczami, którzy używali swoich sztuczek, wmawiając głupcom, że to magia.
Jednak Travis wierzył, był nawet głęboko przekonany, że prawdziwi czarodzieje
istnieją, lecz z powodzeniem udają zwykłych ludzi lub zaszywają się w swoich
domostwach, niezainteresowani losem świata. Gdyby się ujawnili… Sama myśl o
kilku magach towarzyszących wojsku podczas wojny była przerażająca. Zniszczenia
prawdopodobnie mogłyby być parokrotnie większe. </span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Nie mam zielonego pojęcia, o czym mówisz – odparł młodzieniec, siadając na
jednym z drewnianych krzeseł. Jednak jego uśmiech mówił sam za siebie. Obaj
wiedzieli, ale żaden z nich nie powie tego głośno. Właściwie Travis mógłby go
uznać za kolejnego oszusta. Niejednokrotnie widział podobne sztuczki z
rozpalaniem ogniska, ale jego pewność nie opierała się na samym fakcie rozpalenia
płomienia. Czuł to. Czuł tą dziwaczna, a jednocześnie przyjazna energię, która
przez moment tańczyła wokół paleniska. I dałby sobie głowę uciąć, że to właśnie
była poszukiwana przez wszystkich magia.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Jak wolisz. Co cię tutaj sprowadza, chłopcze?</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Travisowi
nie umknęło zirytowane zaciśnięcie warg z powodu tego, jak go nazwał. Nie
przejmował się tym. Mag czy nie, był od niego dużo straszy i bardziej doświadczony.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Potrzebuję czegoś, co posiadasz.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Travis
łypnął na niego okiem, sięgając po rondel z wodą. W tym momencie jego
priorytetem była ciepła herbata.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Ludzie zwykle czegoś potrzebują. </span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Według pewnych źródeł posiadasz kamień. Dla ludzi jest bezużyteczny, ale dla
mojego przyjaciela ma niezwykłą wartość.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Travis
wiedział, o jaki kamień chodzi. Mały, zielony, ze srebrnym połyskiem. Nie
należał do kamieni szlachetnych, nie miał żadnej wartości, ale z jakiegoś
powodu ani jego dziad, ani ojciec, ani on sam do nie wyrzucili. I jakoś nie
miał ochoty się z nim teraz rozstawać. Nie miał co prawda dzieci, którym by go
przekazał, ale jednak…</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Proszę. To ważne.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Mało
ludzi prosiło, a jeszcze mniej robiło to szczerze. Był prawie pewien, że
usłyszenie tego słowa z ust maga, który mógł prawie wszystko wziąć siłą,
graniczyło z niemożliwością. Uzdrowiciel widział jednak szczerość w tym dziwnie
świecącym spojrzeniu o barwie nieba. Jakby wewnątrz głowy młodzieńca płonęło
miniaturowe słońce, a jego promienie przenikały do tego świata.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Zapłacę.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Dla twojego przyjaciela? – spytał, ignorując wcześniejszą ofertę. Jego ręka
pomknęła do malutkiego mieszka przywiązanego do pasa spodni. Traktował ten
kamień jako szczęśliwy amulet, przyzwyczaił się do tego prawie niewyczuwalnego ciężaru
przy biodrze.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Tak. Zebrałem już wszystkie, ten jest ostatni…</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Prezent? – przerwał mu, zaciskając pięść na mieszku.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Można tak powiedzieć. Właściwie to chyba będzie miał urodziny, choć nigdy nie
chciał mi podać dokładnej daty… - Mag zaśmiał się zakłopotany przeczesując
palcami potargane czarne włosy.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Travis
podniósł się z krzesła, wyjmując kamień z woreczka. Podszedł do mężczyzny i
zawahał się na chwilę. Nie trwało to długo. Właściwe to i tak nie miał komu go
dać, a ten młodzieniec go potrzebował, wiec…</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Jest dla mnie ważny – podkreślił, chwytając rękę gościa, wkładając w nią kamień
i zaciskając na nim jego palce. Nie puścił, tylko trzymał ją w swoich
pomarszczonych dłoniach, wpatrując się uważnie w oczy czarodzieja.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Wiem. Trafi w dobre ręce. – Mag nie spuścił wzroku, wytrzymując spojrzenie
doświadczonego człowieka. Drugą ręką sięgnął do torby podróżnej, wyciągając z
niej sakiewkę z pieniędzmi.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Staruszek
prychną z dezaprobatą, gdy to zobaczył.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Schowaj te pieniądze, chłopcze. Z wiekiem nauczysz się, że nie tylko one się
liczą. Są ważniejsze rzeczy. Na przykład doświadczenie.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Czego chcesz w zamian?</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Pokaż mi magię, chłopcze. Prawdziwą magię. Pozwól staremu człowiekowi,
nazywanemu przez wielu czarodziejem, zobaczyć choć pod koniec życia tą
prawdziwą moc, z którą można kształtować świat.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Mag
uśmiechnął się i wyciągnął ręce, aby dotknąć głowy Travisa. A potem uzdrowiciel
zobaczył świat. W tej jednej, krótkiej chwili przemierzył wszystkie krainy,
pełne barw i radości, ominął z dala ciemność, widział magię krążącą w
przyrodzie, kształtującą nowe życie, tańczące wokół siebie żywioły, życie i śmierć
jako naturalne następstwo rzeczy, a wszystko w pięknej harmonii, słysząc pieśń
świata, który żyje i nieustannie się zmienia.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Powróciwszy
umysłem do swojej małej i ciemnej izdebki, czuł się skołowany. Przechodził
obojętniej obok tak wielu fascynujących rzeczy, szukał magii, a ona tkwiła tuż
obok niego, towarzyszyła mu na każdym kroku, była wszędzie, także w roślinach,
którymi uzdrawiał chorych. Był ślepcem, choć nie tak wielkim jak reszta
społeczeństwa. Magowie nie byli nadprzyrodzonymi istotami. Byli ludźmi, którzy
w przeciwieństwie do innych potrafili dostrzec magię i ją wykorzystać. Był
pewien, że to wszystko było bardziej skomplikowane, ale takie były podstawy.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Dziękuję – wyszeptał, puszczając wreszcie rękę czarodzieja. Młodzieniec schował
kamień do jednej z wielu kieszeni w swojej szacie i spojrzał na niego z
niepokojem.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Wszystko w porządku? Mogłem przesadzić…</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Nie… Jest dobrze. Po prostu nie mogę wyjść z podziwu nad tym, jakimi ludzie są
głupcami i ignorantami. Chociaż to chyba dobrze, bo gdyby każdy mógł używać magii,
świat mógłby chylić się ku upadkowi.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Dziwny
wyraz twarzy maga podpowiedział Travisowi, że świat może nie być tak
bezpieczny, jak mu się zdaje. Postanowił nie drążyć.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Chcesz trochę herbaty? – zaoferował, gdy woda w kociołku zaczęła bulgotać.
Mężczyzna pokręcił przecząco głową. </span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Muszę już iść. Jeszcze raz dziękuję.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Nie ma za co dziękować. – Uzdrowiciel pokręcił głową. – Dobrze wiem, że mogłeś
zabrać kamień, a ja bym sienie zorientował. Miło z twojej strony, że
zdecydowałeś się poprosić.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Według książek to podstawowe zasady kultury. </span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Popijając
rumianek przyglądał się, jak mężczyzna podnosi torbę podróżną i kieruje się do
drzwi. Zatrzymał się na chwilę.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Nie sądzę, żebyś wiedział, ale i tak spytam. Znasz sposób na nieśmiertelność?</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Travis
zadrżał, wyczuwając dziwną energie w powietrzu. Pełną desperacji, jakby nieśmiertelność
była celem życia tego człowieka.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Nie znam, ale radzę się zastanowić, czy naprawdę tego pragniesz.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Niebieskie
spojrzenie pełne braku zrozumienia.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Jesteś młody, więc to może ci się wydawać czymś cudownym, ale jako doświadczony
człowiek muszę ci powiedzieć, że nieśmiertelność nie jest dobrą rzeczą. Nie
wiem, czy masz rodzinę, przyjaciół, ale oglądanie, jak bliscy odchodzą jest najgorszym
momentem w życiu. Sądzę, że każdy posiada jakiś limit śmierci ukochanych, które
może przetrwać. Możesz żyć wiecznie, możesz nawiązywać nowe znajomości, znaleźć
kolejną miłość, ale oni znów odejdą. I nawet jeśli będziesz to robić w
nieskończoność, to na koniec i tak zostaniesz sam, samotny, opuszczony przez
wszystkich, ze złamanym serce. Zastanów się czy warto. O ile, oczywiście, przepis
na nieśmiertelność istnieje – zakończył niepewnie, ale nie dostał odpowiedzi. </span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Czarodziej
jeszcze przez chwilę stał z ręką na klamce, ale wreszcie otworzył drzwi. Zanim
za nimi zniknął, skinął mu po raz ostatni głową. Staruszek odpowiedział
uśmiechem. </span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Mag
zszedł z drewnianych schodków i ruszył przez polanę, na której stała chatka
uzdrowiciela. Ściemniło się, a na niebie zaczęły być widoczne pierwsze gwiazdy.
Nie zdążył zniknąć w lesie, gdy zatrzymał go znajomy głos.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Dwadzieścia sakiewek pełnych złota za przyniesienie Marcusowi wszystkich
kamieni. Do tego sto sakiewek za przyprowadzenie przyjaciela Lysandra żywego
lub martwego. Przykro mi, magu. Uwielbiam cię, Alaricu, ale pieniądze kocham
ponad wszystko. Nie bierz tego do siebie.</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Ależ nie ma sprawy, Akarianie. Czułbym się wręcz nieswojo, gdybyś wolał mnie
od pieniędzy.</span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;"><br /></span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~</span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 107%; margin: 0px;">Bardzo, bardzo przepraszam. Maturę pisałam miesiąc temu i nie mam nic na usprawiedliwienie. Po prostu się leniłam i mi się nie chciało.<span style="font-family: "times new roman";"> Ale już wróciłam i znów mam ochotę pisać. Właściwie to najchętniej uczyniłabym Alarica głównym bohaterem, bo najłatwiej mi się o nim pisze, ale wtedy biedny Gilan umarłby z żalu. Przecież ktoś tak genialny nie może być drugoplanowy. Dlatego chcę wrócić do niego w następnym rozdziale i co nieco wyjaśnić. Tak sobie myślę, że najwyższy czas, aby nasz zwiadowca zaczął ogarniać sytuację, bo na razie to nic nie wie.</span></span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;">Rozdział jak zwykle wrzucony z marszu, więc pewnie mnóstwo literówek, jak zauważycie, to dajcie znać.</span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%; margin: 0px;">Pozdrawiam, przepraszam i proszę o komentarze, bo chciałabym wiedzieć, ile osób to czyta. I jeszcze ankieta - czy wy możecie ustawić na swoich blogach ten dodatek? Bo mi jakby zniknął.</span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Mentrix</div>
<b></b><i></i><u></u><sub></sub><sup></sup><strike></strike></div>
Mentrix Hadleyhttp://www.blogger.com/profile/12663335915708995959noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-3294216773099711492.post-12938139805317628622018-05-13T14:24:00.002+02:002018-05-13T14:24:38.026+02:00Wróciłam<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Chciałam poinformować, że matura już prawie za mną, więc wracam i zabieram się za pisanie. Rozdział pojawi się do końca tygodnia.<br />
Pozdrawiam,<br />
Mentrix</div>
Mentrix Hadleyhttp://www.blogger.com/profile/12663335915708995959noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-3294216773099711492.post-80203552263643214832018-04-03T21:46:00.000+02:002018-04-03T21:46:09.800+02:00Dodatek #3<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Adriana
owinęła się szczelniej szalem, gdy uderzył w nią chłodny podmuch wiatru.
Kwietniowa pogoda byłą niezwykle zmienna, a dzisiaj trafił się wyjątkowo
nieprzyjemny poranek. Na drzewach wciąż nie było liści, a nagie konary
straszyły uczniów, którzy w akcie desperacji decydowali się spędził przerwy na
dziedzińcu szkoły. Wszystko, byleby spędzić jak najmniej czasu w tym budynku.
Sama Adriana uważała naukę w tej szkole za stratę czasu. Nie była przeciwna
wiedzy, w gruncie rzeczy lubiła dowiadywać się nowych rzeczy, lecz tylko tych
przydatnych i interesujących. Rozumiała lekcje z matematyki, przedmiotów
ścisłych, angielskiego czy nawet historii. Ale filozofia? Zajęcia artystyczne?
Wychowanie fizyczne, na którym kazali jej biegać ze piłką, co było pozbawione
większego sensu? Traciła cenny czas, marnowała energię na cos zupełnie
nieprzydatnego. Uczył się o dziełach sztuki, a nie potrafiła przygotować
porządnego obiadu. Czy szkołą nie powinna przygotowywać do życia? Jak na razie
była irytującą placówkę, która za cel postawiła sobie krzyżowanie jej
indywidualnych planów.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Do
tego nie mogła jej całkowicie zignorować, ponieważ szef wyraził się jasno – ma
pilnować, aby Leonardo nie naruszył granic umowy, jaką zawarli między sobą
przedstawiciele mafii. Na terenie szkoły można było pozyskiwać nowych członków,
zapraszać rozpieszczone dzieciaki na nielegalne wyścigi, zachęcać do zakupu
narkotyków i innych dopalaczy. Jednak sam handel nielegalnymi substancjami był
surowo zakazany. Szkoła była miejscem neutralnym, gdzie każdy mógł zwerbować
nowych członków, istna kopalnie zdegenerowanej młodzieży, która łatwo mogła
ulec mafijnym wpływom. Sprzedaż narkotyków wiązała się z niebezpieczeństwem
wykrycia i zawiadomieniem policji, a placówka miała być całkowicie nietykalna i
bezpieczna. Nie znaczy to, że taki Leonardo Valdez nie próbował naginać zasad i
dokonywać transakcji na tyle szkoły, co było łamaniem zasad.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Adriana
była pewna, że ten idiota znów robi coś nielegalnego nawet dla nich, ale nie
mogła go znaleźć. Młody mężczyzna wykazywał się niezwykłą pomysłowością, jeśli
chodziło o wynajdywanie miejsc oddalonych od nauczycielskich oczu. I wzroku
Adriany. Nie było jej kilka tygodni, ponieważ biegała po mieście i okolicy
wykonując zadania dla szefa, a Valdez<span style="mso-spacerun: yes;">
</span>najwyraźniej poczuł się bezkarny. Jak tylko znajdzie tego nadętego…<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Nie było cię przez ostatnie trzy tygodnie, a teraz, gdy już łaskawie się
zjawiłaś, omijasz dwie pierwsze lekcje? <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Zmarszczyła
brwi, zatrzymując się tuż przed wejściem do ciepłego wnętrza i spoglądając w
stronę nieznanego jej chłopaka. Stał dwa metry za nią, a nie jeszcze przed
chwilą cały dziedziniec był pusty. Jego brązowe włosy tworzyły na głowie istny
nieład, dodatkowo targany na wszystkie strony przez wiatr. Wychodząc na patio
wykazał się większą przezornością niż ona, choć wątpiła, by cienki płaszcz w
oliwkowym kolorze zatrzymywał podmuchy chłodnego powietrza. W rękach trzymał
kilka teczek, z czego na jedną cały czas zerkał. Nie widziała go wcześniej.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Czyżbym miała zaszczyt z nowym Przewodniczącym? – spytała z przekąsem, chcąc
rozwiać swoje wątpliwości. Wiedziała, że przyjechał ktoś nowy, zamierzała nawet
rozejrzeć się za nim na długiej przerwie. Najwyraźniej chłopak postanowił
zaoszczędzić jej kłopotu.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Owszem. Ja natomiast mam zaszczyt z Adrianą Miramontes, która właśnie powinna
być na języku angielskim.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Dziewczyna
uśmiechnęła się kpiąco. Najwyraźniej chłopak był wyjątkowo pewny siebie. Skoro
znal jej plan zajęć, to musiał także czytać o pewnych wykroczeniach. Nigdy nie
udowodniono ani jej ani Leonardowi udziału w przykrych wypadkach, które
spotykał wyjątkowo upartych Przewodniczących, ale z pewnością dyrektor zapisał
swoje podejrzenia i podarował kolejnemu nieszczęśnikowi, który objął tą posadę.
I jak każdy poprzednik myślał, że jego historia potoczy się inaczej, że się nie
ugnie, a nawet podporządkuje sobie szkolny półświatek. Adriana uwielbiała
sprowadzać takie osoby na ziemię.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Pytanie brzmi: dlaczego miałbyś się tym interesować? – spytała cicho,
podchodząc bliżej i naruszając jego przestrzeń osobistą. Tak najłatwiej było
sprawdzić charakter człowieka. Większość instynktownie się cofała.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Nie. Pytanie brzmi: czemu nie biegniesz go klasy, skoro właśnie zwróciłem ci na
to uwagę? – Przewodniczący nie cofnął się nawet o centymetr, ale wyprostował
się jeszcze bardziej, aby podkreślić różnicę wzrostu miedzy nimi. Adriana
zmarszczyła brwi, gdy podniósł wzrok i spojrzał jej prosto w oczy z pewnym
siebie uśmiechem. Wpatrywała się zdziwiona w tą przedziwną zieleń, tracąc
kontrolę nad sytuacją. Prawie każdy spuszczał wzrok, gdy patrzyła mu
natarczywie prosto w oczy.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Cofnęła
się o krok.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Nie rozumiesz chyba sposobu, w jaki działa ta szkoła. Robisz co chcesz, kiedy
chcesz, a mnie to nie obchodzi, jeśli nie wtrącasz się w nasze sprawy. Jeśli
chodzi o stanowisko Przewodniczącego – jest zwykłą farsą. Masz dwie opcje.
Przełykasz własną dumę i bierzesz od nas pieniądze, pozwalając nam na
załatwianie naszych spraw. Możemy się umówić na osiemset dolarów miesięcznie.
Będziesz miał pieniądze i spokój. Pasuje? – spytała, chcąc mieć to już za sobą.
Zwykle w tej sytuacji działała z Leonardem, ale nie zamierzała na niego czekać.
Nadarzyła się okazja, aby przekupić kolejnego honorowego idiotę na samym
początku jego urzędowania, więc postanowiła działać. Im mniej krwi im napsuje,
tym lepiej. Na dodatek stojący przed nią chłopak wyglądał na wyjątkowo
kłopotliwego.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Uśmiechnął
się do niej szeroko, jednak wykrzywienie warg było pełne jawnej kpiny. Wsadził
zaczerwienione lekko od zimna dłonie w kieszenie płaszcza, a po chwili
wybuchnął cichym śmiechem, który prawie zginął wśród ogłuszającego dźwięku
dzwonka. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Wybacz, nie przedstawiłem się. Gilan Lancaster – oznajmił, ale nie podał jej
ręki. Nie, żeby tego oczekiwała. Jego nazwisko wydało się jej znajome, więc
wytężyła umysł. Przed oczami przeleciały jej pierwsze strony gazet i mundur
pełen odznaczeń. Dawid Lancaster.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Mój ojciec jest ministrem sił zbrojnych. A to wiąże się z tym, że mamy
wystarczająco pieniędzy i nie potrzebuję ich od twojego szefa, który zapewne
zdobył je w nielegalny sposób. Wykaż się kreatywnością i wymyśl coś innego.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Adriana
zamarła. Dyrektor nie zwykł mówić nowym uczniom, nawet Przewodniczącym, o
możliwym powiązaniu jej i Leonarda z mafią. Nic nie pozostało im udowodnione,
wszystko pozostawało w sferze domysłów. Więc dlaczego Lancaster mówił o tym,
jakby był pewny jej przynależności do jednej z grup mafijnych? I dlaczego, do
diabła, zamiast przerażenia, widziała w jego oczach niezdrową fascynację? <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Drzwi
za nią się otworzyły i na dziedziniec wyszli pojedynczy uczniowie. Nie ruszyła
się nawet o centymetr, wpatrując siew dziwnego chłopaka w zielonym płaszczu. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Jest też druga opcja. Pewnego słonecznego dnia grupa, nieznanych mi oczywiście,
mężczyzn otoczy cię w obskurnej uliczce i przekona do zmiany szkoły w tempie
natychmiastowym. Chyba nie muszę udawać, że w sposób bardzo bolesny. Dlatego w
trosce o twoje zdrowie radzę usunąć się na bok – wysyczała, nie mając do końca pewności,
czy ją usłyszał.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Czytałem twoje akta. Dość nieudolny sposób odwzorowania charakteru człowieka,
ale nie wymagajmy zbyt wiele od psychologów szkolnych. Najwyraźniej w twoim
przypadku powinien być to ktoś z większymi kompetencjami. Jednak te papiery
wytworzyły w mojej głowie pewien obraz. I muszę przyznać, że twoje zachowanie
mi do niego nie pasuje. – Nagle znalazł się tuż przy niej, aby gwar rozmów nie
przeszkadzał im w rozmowie. – Nie sądziłem, że jesteś w stanie troszczyć się o
zdrowie dopiero co poznanej osoby. To na swój sposób urocze.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
To nie… - nie zdążyła dokończyć, bo przerwała jej ręka Gilana, która zacisnęła
się na jej ramieniu. Palce chłopaka wbiły się mocno w skórę, a Adriana ledwo
powstrzymała syknięcie. Przewodniczący zmrużył oczy, uśmiechając się z pozoru
czarująco.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Doceniam, dlatego ci doradzę. Upewnij się, że owa grupka mężczyzn, których
oczywiście nie znasz, będzie wystarczająco duża i w miarę wyszkolona. W trosce
o ich zdrowie podpowiem, że w zeszłym roku wspólnie z ojcem świętowałem
zdobycie pierwszego miejsca w pewnych zawodach. Spróbuj wymyśleć jakich. Nie
wiem jak jest w Nowym Orleanie, ale przywykłem do tego, że zasad się
przestrzega. Możesz przekazać swojemu przyjacielowi. Nazywał się Leonardo,
prawda?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Zrezygnowała
z wyjaśnienia mu, że Valdez jest najgorszą kanalią chodzącą na ziemi. Wyrwała
się z uścisku i zrobiła krok do tyłu. Przeklęła w duchu, widząc jego pełne
zadowolenia spojrzenie. Na dzisiaj już wystarczy. To nie tak, że uciekała z
podkulonym ogonem, ale musiała wszystko przeanalizować. I sprawdzić, co robi
Leonardo. Coś jej mówiło, że zachowanie Przewodniczącego wynika po części z
zachowania jej znienawidzonego kolego po fachu. Czyżby próbował sprzedawać
narkotyki na jego oczach? Jak go znajdzie, to wszystkiego się dowie. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Nic
nie mówiąc odwróciła się gwałtownie i otworzyła drzwi prowadzącego na szkolny
korytach. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Ach, Miramontes!<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Zatrzymała
się, słysząc ponownie głos, który powoli zaczynaj zajmować pierwsze miejsce na
liście szczególnie znienawidzonych. Nieistotne, że był wyjątkowo melodyjny.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Wczoraj szukała cię policja. Pozwoliłem sobie powiadomić ich, że wreszcie
łaskawie zjawiłaś się w szkole.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Zabije
go. Przysięga, ze Gilan Lancaster będzie jej pierwszą śmiertelną ofiarą.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">***<o:p></o:p></span></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Matilda
trzasnęła drzwiami, wychodząc z radiowozu. Pobieżnie wygładziła swój mundur,
wciąż nie wierząc, że może go nosić. Tyle lat ciężkiej pracy w szkole
policyjnej, aby otrzymać wymarzony przydział. W czasach szkolnych zaczytywała
się w kryminałach, chodziła z głową w chmurach, marząc o policyjnych pościgach,
prowadzonych śledztwach i mafii. W jej nastoletnim umyśle ta organizacja
pozostawała największym i najbardziej niebezpiecznym wrogiem i to właśnie z nią
pragnęła się zmierzyć. Pełna fascynacji, zamiast wybrać nauki polityczne, czego
oczekiwali rodzice, wstąpiła do szkoły policyjnej. Po pierwszym tygodniu była
bliska spakowania bagaży i emigracji na drugi koniec kraju. Nigdy nie sądziła,
że można tak zgnoić człowieka. Instruktorzy z pasją wykrzykiwali coraz to nowe
obelgi pod adresem adeptów, ich kondycji czy rodziny. Każdego dnia wracała ze
łzami w oczach, jednocześnie bojąc się spojrzeć rodzicom w twarz i oświadczyć,
że to, o co tak bardzo walczyła, nie jest dla niej. Na duchu podtrzymywało ją
tylko to, że nie jest jedyną gnębioną w tej placówce. Adepci przechodzili nie
tylko trening fizyczny i techniczny, ale też psychiczny. Praca w policji
wymagała niezwykle silnej odporności psychicznej. A obelgi były tylko
początkiem góry lodowej. Powoli przyglądała się, jak jej koleżanki opuszczają
akademik. U mężczyzn to zjawisko było rzadsze, ale tam także odpadła ponad
połowa grupy. Później powiedziano im, że to miała sprawdzić także ich zacięcie
i oddanie pracy w policji. Na tym etapie Matilda była skłonna przysiąc, że
łatwiej było się dostać do FBI.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Na
drugim roku do zwyczajowych ćwiczeń fizycznych doszły wykłady i teoria. Odbicia
zakładników, włamania, morderstwa, porwania, zamachy. Odciski palców,
doświadczenia chemiczne, a nawet sekcje zwłok. Strzelanie, samoobrona, sztuki
walki. Matilda miała wrażenie, że szykują ich, jakby mieli prowadzić misję na
dopiero co odkrytej planecie. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Nie
radziła sobie w ogóle. Była humanistą, zaczytanym w książkach i marzącym o
wielkich przygodach. Matematyka, fizyka i chemia ją przerastały. Po pół roku
była gotowa zrezygnować. Instruktor, który jako jeden z niewielu wydawał się
być miłym człowiekiem, poradził jej poproszenie o pomoc kogoś ze starszych
roczników. Dając ostatnią szansę policji,<span style="mso-spacerun: yes;">
</span>Matilda wzięła głęboki oddech i skierowała się w stronę laboratoriów, w
których mieli zajęcia adepci prawie kończąc już szkolenie. Czekała kilka godzin
pod drzwiami, mimowolnie przysłuchując się żywym dyskusjom na temat możliwości
rozbicia grupy przemytników broni. I znów na nowo poczuła fascynację
możliwościami, jakie dawała jej taka praca. A potem drzwi się odtworzyły i
poznała Jina. Nie spodziewała się, że to właśnie ten starszy od niej o pięć lat
mężczyzna, zdecyduje się jej pomóc. Jednak po kilka spotkaniach zaliczyła
zajęcia z kryminalistyki, czym zadziwiła swojego instruktora. Ujawniając
nazwisko swojego korepetytora dowiedziała się, że był uważany tam za geniusza,
który bez problemu przeskoczył trzy lata nauki w akademii. Do tego był miły,
przystojny i nie wstydził się jej pomagać. Nic więc dziwnego, że po kolejnym
roku, gdy już w miarę rozumiała wszystkie zagadnienia, większą część ich
spotkań spędzała przyglądając mu się po kryjomu, w nocy wzdychając rozmarzona
do poduszki. Następny rok się skończył, a Jin rozpoczął pracę na posterunku w
Los Angeles.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Trzy
miesiące później dowiedziała się, że funkcjonariusz Jin Croisseux upuścił
niespodziewanie szeregi policji, kradnąc dane dotyczące transportu broni dla
wojska. Szukano go wszędzie, ale jakby zapadł się pod ziemię. Ostatni trop
prowadził do Nowego Orleanu. Dlatego Matilda skończyła szkolenia i wybrała
komisariat właśnie w tym mieście. Atmosfera była miła, ludzie przyjaźni, a
jedynym dziwnym aspektem tego miejsca był ekscentryczny komendant o czerwonych
włosach, do którego wszyscy czuli respekt i równie dziwny sierżant, który nic
nie robił sobie w wyższego stopnia ich przełożonego. Miasto było miejscem działania
trzech grup mafii, a do tego niezwykłych karnawałów. Do tego mogła szukać Jina
na własną rękę.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Westchnęła,
spoglądając na Nicholasa, który przeszukiwał wzrokiem szkolny dziedziniec.
Poznała go kilka miesięcy przed zakończeniem szkolenia i od razu polubiła.
Pogodny, wesoły i oddany, nie mając jakiegoś wymarzonego celu, wybrał to miasto
co ona, aby pomóc w poszukiwaniach. Doceniała to, bo czasem miała ochotę się
poddać i krzyczeć na cały głos, że Jin Croisseux nie mógł być przestępcą.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Tam jest. – Nicholas wskazał wyjście ze szkoły, w kierunku którego przeciskała
się nerwowo ciemnowłosa dziewczyna. Matilda spojrzała na zdjęcie w aktach
policyjnych, potwierdzając jej tożsamość. Adriana Miramontes, podejrzana o
wymuszenie samobójstwa Aliny Anferd. Wczoraj pojechali pod podany w dokumentach
adres, ale okazał się być niezamieszkanym przez nikogo zrujnowanym domem.
Wykupionym co prawda na nazwisko podejrzanej, ale gdy próbowali wyśledzić za
pomocą przelewów bankowych jej konto, natrafili na blokadę nie do pokonania.
Matilda wątpiła, aby młodą dziewczynę stać było na takie zabezpieczenia. Jeśli
jednak była członkiem mafii, to wyjaśniało wszystko. Zastanawiali się rankiem
co zrobić, gdzie zacząć jej szukać, gdy zadzwonił Przewodniczący szkoły, do
której dziewczyna chodziła. Wsiedli w radiowóz najszybciej jak się dało i
przyjechali.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Jest zdenerwowana. Pewnie wie, że jej szukamy – pospieszmy się – mruknął
Nicholas, ruszając w jej stronę. Adriana zauważywszy go przystanęła,
rozglądając się dookoła, potrącana przez przechodzących uczniów. Uniosła głowę
i spojrzała nienawistnie w okno na pierwszym piętrze, w którym mignęła
Matildzie męska postać. A potem rzuciła się biegiem w kierunku bramy, mając
najwyraźniej nadzieję, że zdąży wyjść, zanim policjant do niej dotrze. Nie
doceniła jednak Nicholasa, z reguły większość osób go nie doceniała, patrząc na
jego drobną posturę. Złapał ją za nadgarstek w chwili, gdy przekroczyła bramę,
a po chwili pełnej szamotaniny i wyzwisk założył jej kajdanki.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Matilda
stanęła przed nią, ignorując wściekła spojrzenie. Choć musiał się nim dzielić z
drugim funkcjonariuszem i chłopakiem stojącym w oknie na pierwszym piętrze.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Adrianno Miramontes, jesteś aresztowana pod zarzutem zabójstwa. Masz prawo
zachować milczenie.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">***<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Jesteś tego pewny? – zapytał Halt, przystając
przy Gilanie. Korytarz był już pusty, większość uczniów zeszłą na parter, aby
skorzystać z zasobów automatów z napojami i małego sklepu. Przewodniczący
opierał się o ścianę, przyglądając się, jak dwójka policjantów wsadza do radiowozu
ciemnowłosą dziewczynę. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Zmarszczył
brwi, słysząc słowa nauczyciela i przycisnął do siebie w geście obronnym żółtą
teczkę. Nienawidził, jak ktoś podważał jego plan.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Twoje metody zawiodły. Teraz spróbujemy moich – mruknął, patrząc wyzywająco na
starszego mężczyznę. Ten westchnął ciężko i skinął potwierdzająco głową. On
miał już swoją szansę, niech teraz wykaże się młodsze pokolenie. Tylko jak on
wytłumaczy nadzianym rodzicom uczniów aresztowanie jednego z nich? Crowley
złapie się za głowę. Jednak chciał odpowiedzialnego Przewodniczącego – to go
dostał.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Mam nadzieję, że wiesz, co robisz.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Ja także, panie profesorze – odpowiedział Gilan, wkładając w ostatnie słowo jak
najwięcej kpiny. Słysząc to, Halt miał ochotę wybuchnąć śmiechem. On jako
nauczyciel? W życiu by tego nie przewidział. Miał jednak nadzieję, że jest
przekonywujący w tej roli. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Chodź, trzeba to wyjaśnić Crowleyowi. Może po drodze kupimy mu kawę. W końcu
trzeba czymś przebłagać bestię.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">***<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Miecz,
a właściwie japońska katana, jak wiele razy poprawiał Alarica przewodnik, nie
wyglądał kosztownie. Długie ostrze, rękojeść owinięta skórą, całość pozbawiona
zbędnych ozdób. Był zdania, że tak powinien wyglądać oręż prawdziwego
wojownika, który dba tylko o ostrość klingi, a nie przytwierdzanie kolejnych
kamieni szlachetnych. Jago podziw nie zmieniał jednak faktu, że nie miał
pojęcia, dlaczego ten artefakt miałby się znaleźć na liście najcenniejszych w
pobliżu Nowego Orleanu. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Nie
mieli pojęcia, gdzie uderzy Fantom, więc sięgnęli po tą listę, a następnie
przeprowadzili losowanie. Ślepy<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>los
sprawił, że Alaric wylądował w prywatnym pałacu oddalonym o dwadzieścia
kilometrów od centrum miasta, strzegąc kawałka metalu. Złodziej uderzał średnio
raz na tydzień, więc sierżant spodziewał się rabunku lada dzień. Zagrożenia nie
pojmował najwyraźniej właściciel majątku, który kategorycznie odmówił
jakiejkolwiek policji na terenie swojego pałacu. Na szczęście wyjechał w
delegacji do Europy, a jego żona wydawała się bardziej od niego troszczyć o
cenne zbiory. Dlatego teraz Alaric mógł usiąść na wygodnym fotelu tuż przy
gablocie z artefaktem, a nawet napić się przepysznej kawy. Gorącej czekolady
pani domu nie miała – zdążył już spytać. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Blaid, zostaw – upomniał swojego owczarka niemieckiego, który z zaciekawieniem
obwąchiwał nogę od wartego zapewne miliony stolika. Miał dużo szczęścia, że
właścicielka uwielbiała zwierzęta, a nawet pozwoliła wprowadzić go do środka. O
wiele łatwiej było mu pilnować miecz i czekać na złodzieja, gdy miał towarzysza
o genialnym słuchu.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Teoretycznie
najlepszy czworonożny przyjaciel człowieka szczeknął cicho i spojrzał na niego,
zawadiacko przechylając łeb i wywieszając język. Alaric lubił myśleć, że tak wygląda
psie szczęście. Przynajmniej dla Blaida, który uwielbiał nowe miejsca. Wciąż z
wywieszonym językiem owczarek podreptał w jego stronę w opał się przednimi
łapami o fotel, na którym siedział sierżant. Zawiesił swój pysk tuż przed jego
twarzą i zanim jego właściciel zdołał go powstrzymać, polizał go po twarzy.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Uważaj na mundur – mruknął, odpychając włochatego potwora. A jak był
szczeniaczkiem, to cały komisariat się nad min rozpływał. Nawet Lysander go nie
skrzyczał, kiedy urządził sobie legowisko z arcyważnych dokumentów.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Na
chwilę zamarł, słysząc głos właścicielki. Majątek można było zwiedzać, a jeśli
miało się szczęście, po prywatnej kolekcji oprowadzała sama pani domu.
Najwyraźniej kogoś znów spotkał ten zaszczyt, bo jej żywy głos roznosił się po
holu. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Mój przodek był jednym z kolonizatorów, a ten majątek miał pokazać rdzennej ludności
wyższość Europejczyków. Podczas budowy pracowali jeńcy z pobliskich plemion,
wielu z nich zmarło i zostało pochowanych na cmentarzu, gdzie pana potem zaprowadzę…<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Do
pokoju wraz ze stukotem szpilek wkroczyła zadbana kobieta po czterdziestce, gestykulując
żywo. Ubrana w najmodniejszy komplet składający się ze spódnicy i ozdobnej
marynarki, wydawała się idealnie pasować do bogatego wnętrza pałacu.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Alaric
uniósł brwi na widok jej gościa. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Bienvenue, panie sierżancie – przywitał się radośnie Francuz, który dwa dni
wcześniej zmusił policjanta do odwiezienia swojego munduru do pralni. Tych pofarbowanych
na zielono włosów i związanych w warkocz nie dało się pomylić. Nigdy nie
rozumiał Francuzów. I to niby Paryż był stolicą mody.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Kolejny punkt na trasie zwiedzania? – zapytał, wstając i podając mu dłoń na
przywitanie, którą turysta energicznie potrząsnął.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Qui. Mówi się przecież, że jeśli nie widziało się pałacu Candervish, to nie
widziało się piękna Nowego Orleanu. Teraz jednak mam wątpliwości, czy aby nie chodziło
o zjawiskową panią tego zacnego domostwa – odpowiedział gość, spoglądając na
właścicielkę, której twarz pokryły rumieńce. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Schlebia mi pan, panie Lacroix. Zupełnie niepotrzebnie. I tak pokazałabym panu
najbardziej niezwykłe zakątki dworu, aby mógł pan znaleźć natchnienie – odparła
kobieta, jednaj widać było, że komplementy myły mile widziane. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Tutaj mamy katanę z XVII wieku, o którą pan tak zapytywał. Od stuleci jest
rodzinną pamiątką, a podobno, zanim nabyli ja moi przodkowie, służyła jako oręż
jednemu <span style="mso-spacerun: yes;"> </span>siogunów z rodu Tokugawa w
okresie Edo. Legenda głosi, że to od tego miecza zginął Mitsunari Ishida,
przywódca opozycji. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Musi być warty tysiące. Mam nadzieję, że posiada pani odpowiednie
zabezpieczenia. Tym bardziej, że w okolicy pojawił się Fantom. – Mężczyzna z
zainteresowaniem pochylał się przed gablotą, aby jak najlepiej przyjrzeć się
ostrzu.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
O to bym się nie martwiła. Posiadamy takie same zabezpieczenia jak w British
Muzeum, a do tego sierżant Carleton nalegał, aby cały czas pilnować miecza. Jest
całkowicie bezpieczny – pochwaliła się właścicielka. Na jej słowa gość wyprostował
się gwałtownie, patrząc z zainteresowaniem na policjanta.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Sierżant Carleton? Więc to pan prowadzi dochodzenie w sprawie tych wszystkich
kradzieży? Mon Dieu! Nie miałem pojęcia, kogo oblałem kawą. Musi mi pan opowiedzieć
o Fantomie! Wszystko, co wiecie!<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
To nie są informacje, których mogę udzielać cywilom. – Alaric cofnął się o
krok, bo rozentuzjazmowany mężczyzna naruszył jego przestrzeń osobistą. Jego
oczy niezdrowo błyszczały, gdy wpatrywał się w niego z napięciem. Jakby był umierającym
z pragnienia, a Alaric posiadał bukłak z wodą. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Och, panie sierżancie, niech pan się zastanowi. Przecież każdy artysta
potrzebuje natchnienia – poparła swojego gościa właścicielka, wpatrując się
uporczywie w policjanta. Ten poczuł, że nagle zaschło mu w gardle, gdy niespodziewanie
stał się obiektem obserwacji. Sięgnął po kubek z zimną już kawą.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Artysta? – spytał niepewnie, gubiąc się w tej dziwnej sytuacji. Wziął duży łyk.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Och, nie przestawiłem się. Jean Lacroix, jestem pisarzem. Mój pseudonim to
Giles Roquort.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Alaric
Carleton zakrztusił się pitą właśnie kawą, słysząc nazwisko swojego ulubionego
autora kryminałów. </span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Kolejny mundur do wymiany. </span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Czy to było jakieś Fatum?</span><span style="font-family: "Times New Roman", serif; font-size: 12pt;"><o:p></o:p></span></span></div>
<br /><br />
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~<br />
Spóźnione życzenia Wielkanocne! Tak pokrótce: zdrowia, szczęścia, pomyślności, zdanych egzaminów, ciepła rodzinnego, spełnienia marzeń i sukcesów!<br />
Rozdział niesprawdzony, już i tak pisałam go, zamiast uczyć się do matury, ale stwierdziłam, że jakiś prezent się Wam należy. Mam nadzieję, że w miarę się podoba.<br />
Kolejny rozdział właściwej historii pojawi się dopiero na 9 maja, jak już skończę z maturą.<br />
Dziękuję za wszystkie komentarze i pozdrawiam,<br />
Mentrix</div>
Mentrix Hadleyhttp://www.blogger.com/profile/12663335915708995959noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-3294216773099711492.post-26788567051877213872018-02-16T21:37:00.000+01:002018-12-26T18:14:48.874+01:00Rozdział XLII<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Niesamowite. Ty naprawdę jesteś beztalenciem w tej dziedzinie.</span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">Adriana
zignorowała parsknięcie Angeliny i odwróciła się zirytowana w stronę
przypatrującego się im zwiadowcy. Od prawie godziny obserwował jej próby
postawienia magicznej bariery, która chroniłaby ją przed słabszymi atakami
wszelkiej maści czarownic i czarowników. I tu zwiadowca miał rację, bowiem ta
teoretycznie prosta czynność wybitnie jej nie wychodziła.</span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Nie powinieneś przypadkiem poćwiczyć strzelania do gołębi? – spytała
sarkastycznie, piorunując go wzrokiem. Odpowiedzią było wzruszenie ramion i
bezczelny uśmiech. Postanowiła to zignorować i powrócić do ćwiczeń, ale czuła
na sobie jego wzrok, co wcale nie pomagało. </span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Co robię nie tak? – zwróciła się zrezygnowana do Angeliny, która jednocześnie
wieszała za pomocą podmuchów wiatru swoje wyprane suknie na sznurze między
drzewami. Atmosfera sielankowa, jakby wcale nie zbliżał się koniec świata. Co
do tego, że nadchodzi katastrofa, nie miała wątpliwości. Jeśli mieliby wygrać,
musiała pokonać Lilith, a jak na razie nie potrafiła zatrzymać najprostszych
ataków. Gilan powinien zabić Excaliburem Marcusa, ale prócz medalionu nie mieli
pojęcia, gdzie szukać miecza. A ten nie chciał dać im żadnej wskazówki. Na
razie więc siedzieli w dworze Lysandra, ona próbowała się czegoś nauczyć, Gilan
właściwie nic produktywnego nie robił, Angeline odnalazła się w roli pani domu,
a Michael ważył swoje trucizny na wszelki wypadek. Lysander jak zwykle znikał w
zakazanej części domu i nic nikomu nie mówił. Wielka i szczęśliwa rodzinka.
Chciałaby wiedzieć, na co czekali. </span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Wszystko. Miałaś się skupić, a nie gapić na Gilana – mruknęła Angeline, a
ostatnia suknia zawisła na sznurze. Zadowolona wiedźma odwróciła się do
zabójczyni, wreszcie poświęcając jej całą uwagę. </span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
On mi przeszkadza. Dekoncentruje mnie.</span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Co do tego nie ma wątpliwości. W końcu jestem… - Gilan nie zdążył dokończyć, bo
musiał umknąć przed spadającą na niego z drzewa gałęzią. Spojrzał z wyrzutem na
czarownicę, ale napotkawszy jej chłodne spojrzenie, pozbierał się z ziemi i
ruszył w kierunku dworu, mamrocząc pod nosem takie przekleństwa, że Angeline
cieszyła się, że nie posiada nawet odrobiny magii. </span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Spróbujmy jeszcze raz, chociaż pewnie miał rację i jesteś tragicznym przypadkiem.</span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Lepiej powiedz, co mam zrobić. Muszę się nauczyć bronić, a czas ucieka.</span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Jeszcze raz. Magia jest niezwykle plastyczna, choć kapryśna. Jeśli posiadasz
jej choć odrobinę, to w gruncie rzeczy chodzi o to, aby narzucić jej swoją
wolę. Im więcej mocy posiadasz, tym potężniejsze zaklęcia możesz rzucić. Twój
zasób wystarczy na te najprostsze, które powinny powstrzymać wszelkie ataki
mentalne, które może wymyślić Lilith. Marcusa to nie powstrzyma, ale jeśli
wszystko będzie w porządku, to nie będziesz z nim miała nigdy do czynienia. </span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Tak się zastanawiałam… Na jakim poziomie jest Lilith?</span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">Angeline
zastanowiła się przez chwilę, przywołując chwile, gdy miała styczność z magią
tej wiedźmy. Nie spotkała jej, ale zaklęcie rzucone na Michaela był niezwykle
trwałe.</span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Mój poziom lub odrobinę wyższy. Dlatego musisz zabić ją jak najszybciej, zanim
przejdzie do potężniejszych zaklęć. Trzeba ją podejść.</span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Cudownie. Więc ja, prawie pozbawiona mocy, mam zabić wiedźmę, która jest
bardziej potężna niż ty, nasz najsilniejszy mag. Nie sądzisz, że to trochę
nierealne?<span style="margin: 0px;"> </span>Już nie wspominając o tym, że
Gilan ma zlikwidować Marcusa. Brawo, autorowi tego planu należy się gorąca
owacja. Przyprowadź Lysandra to mu pogratuluję.</span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">Angeline
od razu spochmurniała, a Adriana warknęła zirytowana. Oczywiście, cholernego
czarnoksiężnika nie można krytykować przy jego uczennicy, choćbyś miał rację.
Zapatrzenie czarownicy w Lysandra już wcześniej działało jej na nerwy, ale
teraz powoli zbliżała się do kresu swojej cierpliwości. Musiała jej uświadomić,
że taka ślepa wiara sprowadzi na nich zagładę. Lysander musiał podzielić się
swoją wiedzą, a nie knuć w zaciszu swojego pokoju.</span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Nie jestem najpotężniejszym magiem w naszej grupie. Moc moja i Lilith należą do
średniej klasy. Magia Alarica jest najwyższa z jaką się spotkałam. Z wyjątkiem
Lysandra i Marcusa, ale oni to zupełnie inna liga. Zwyczajny mag korzysta ze
swoich własnych zasobów magii, to one go ograniczają. Oni natomiast potrafią
korzystać z mocy, która nas otacza, która pochodzi z przyrody. I nie mów mi, że
nie marzysz o przebiciu serca tej zdradliwej wiedźmy. Lysander zapewnia ci taką
możliwość.</span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
O ile nie zginę podczas pojedynku. A wcześniej padnie pewnie zwiadowca.
Właściwie nie widzę powodu, aby tego wszystkiego nie zignorować i nie powrócić
do normalnego trybu życia.</span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">Na
twarzy Angeline pojawił się zwycięski uśmiech.</span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Och, masz powód. Gilan zostaje, ponieważ jako idealista z pewnością nie
pozwoli, aby psychopata pokroju Marcusa przejął władzę. A ty go nie zostawisz.
Przecież stwarzamy ci okazję do zemsty. Jedyne co masz zrobić, to zabić Lilith
i jak najwięcej Genoweńczyków. Wiem, że o tym marzyłaś.</span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Umawiałyśmy się, że nie będziesz poruszać sprawy mojej rodziny – warknęła, a
jej palce zacisnęły się na rękojeści sztyletu. Angeline nie znała szczegółów
tej tragedii, ale wiedziała, że to niezwykle drażliwy temat. Nie powinna go
poruszać. </span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Uspokój się. Chcę powiedzieć, że każdy z nas ma powód, aby brać w tym udział,
każdy z nas coś zyska, więc…</span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">Wypowiedź
Angeliny przerwał głośny wybuch. Adriana jak w spowolnionym tempie widziała jak
ściana lewego skrzydła dworu kruszy się i rozpada. Z powstałej szczeliny
wydobywał się gęsty dym o niebieskawym zabarwieniu. Tam był jej pokój. I
prawdopodobnie Gilan.</span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">Nie
czekając na reakcję czarownicy, rzuciła się w tamtym kierunku, chwytając
rękojeść sztyletu. Nie wiedziała, kto spowodował wybuch, ale raczej nie był to
sojusznik. Musiała znaleźć sprawcę, zabić, a potem wygrzebać spod gruzów
zwiadowcę. Przy odrobinie szczęścia będzie jeszcze żył. </span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">Zatrzymała
się bezradnie przed zawalonymi gruzami, nie wiedząc, co zrobić. Gryzący dym
zasłaniał całe wnętrze, w którym mógł kryć się przeciwnik. Wolałaby nie
wchodzić tam na ślepo. Jak na zawołanie usłyszała Angeline, mruczącą pod nosem
zaklęcia, a niebieska chmura zaczęła się rozpraszać pod naporem wiatru. Jakimś
cudem nigdzie nie było ognia, tylko gdzieniegdzie na fragmentach ściany
zauważyła podejrzaną błękitna substancję.</span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Niech to szlag! Byłem pewny, że to tojad…</span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">Michael
Descouedres wygrzebał się spod gruzów, cały pokryty białym pyłem. Podniósł się
z ziemi, otrzepując się z osadu, aż jego włosy kolorem zaczęły przypominać
brąz. Zamrugał kilkakrotnie, powstrzymując łzy, które próbowały usunąć obce
drobinki z oka. Adriana miała zamiar na niego nakrzyczeć, ale zignorował ją,
wlepiając spojrzenie zbitego psa w Angeline. I zabójczyni już wiedziała, że
cała sprawa ujdzie mu na sucho. Cholerny manipulant wykorzystujący kobiece
słabości. Od razu do głowy przyszedł jej Gilan, więc przeskoczyła kupę kamieni,
rozglądając się za zgubą.</span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Co zrobiłeś? – westchnęła Angeline, szukając jednocześnie w głowie zaklęcia,
które mogłoby naprawić tą małą katastrofę.</span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Próbowałem dokonać cudu.</span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Czyli? – spytała, próbując nie dać się zwieść. Choć musiała przyznać, że szare tęczówki były szalenie interesujące.</span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Wymyśliłem sposób na zamordowanie Leonarda. – Naprawdę nie miała pojęcia, jak
to się stało, że znalazła się w podobnym towarzystwie. Adriana uznająca
zabijanie za źródło środków do życia, Michael myślący najwyraźniej tylko o tym,
jak ukatrupić człowieka, który odebrał mu władzę. Był też Gilan, który choć nie
mordował z zimną krwią, nie miał wielkich oporów przed odebraniem życia w imię
obrony państwa. Zaczynała tęsknić za Alarikiem, który zamiast zabijać złapanych
na gorącym uczynku złodziei, zamieniał ich w myszy. Chociaż może nie był to akt
miłosierdzia, tylko prawdziwego sadyzmu, bo populacja sów po owym dniu bardzo
się rozrosła. Wolała się nad tym nie zastanawiać.</span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Będzie czuł, co nadchodzi, ale nic na to nie poradzi. Nawet jego wiedźma nie da
rady. Zginie w bardzo bolesny sposób, a gdy wyzionie ducha, zabierze ze sobą
swoich towarzyszy. Jestem genialny. I zmęczony. Chyba powinienem… - Wzrok
Genoweńczyka spoczął na wielkiej dziurze w ścianie i wiszących na jednym
zawiasie drzwiach, które były wszystkim, co zostało z jego pokoju na drugim
piętrze. </span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Myślisz, że Lysander pozwoli nam przenocować w jego niezwykle tajnym prawym
skrzydle dworu? – zapytał naiwnie, marszcząc brwi. Musiał się przespać, jego
organizm nagle zaczął tego potrzebować, co pewnie oznaczało kolejną wizję
przyszłości.</span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Ruszcie się i pomóżcie mi znaleźć Gilana. – Głos Adriany powtrzymał Angeline
przed odpowiedzią. Zostawiła więc Michaela, który, jak na egoistycznego zabójcę
przystało, postanowił zignorować los zwiadowcy i właśnie kładł się na trawie
pod drzewem. Przeszła przez zalegający na ziemi gruz i dołączyła do Adriany,
która przeszukiwała zawalone pomieszczenia. Czarownica była niemal pewna, że
głos zabójczyni podszyty był lekką paniką.</span></div>
<br />
<div align="center" style="margin: 0px; text-align: center;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">***</span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">Gilan
jako wzorowy przedstawiciel społeczności zwiadowców, wierny ideałom, jakie
głosił Crowley i poprzedni dowódcy Korpusu, nie mógł pozostawić prawego
skrzydła niezbadanego. Chociażby miał to przypłacić życiem. Taki był oddany. I
ciekawy, ale ten powód postanowił zepchnąć na dno umysłu.</span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">Zamierzał
wykorzystać okazję, gdy Adriana i Angeline ćwiczyły na dworze, a Genoweńczyk
zaszył się w swoim pokoju, z którego dochodziły dziwne odgłosy. Ryzykował,
ponieważ Lysander z pewnością był gdzieś w swojej części domu, ale miał
nadzieję rozejrzeć się bez spotkania z właścicielem. </span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">Zdziwił
się, że podczas grzebania w zamku nie oberwał żadnym zaklęciem, ale zamierzał
wykorzystać szczęście, więc gdy tylko drzwi do prawego skrzydła dworu stanęły
otworem, bez namysłu wślizgnął się w roztaczającą się za nimi ciemność. Stał
chwilę, próbując przyzwyczaić wzrok do mroku i nie potknąć się o własne nogi.
Czy ten czarownik widział w ciemnościach, że nie zainwestował w żadne
żyrandole?</span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">Trzymając
się jedną ręką ściany, ruszył przed siebie. Prędzej czy później musi natrafić
na jakąś świecę czy lampę, która da mu chociaż odrobinę światła. Na razie
jednak przestrzeń wokół niego wydawała się pusta, a na ścianie nie wyczuł
żadnych drzwi. Zmarszczył brwi, gdy dotarł do miejsca, gdzie cały korytarz
skręcał w bok. Przecież dwór nie był aż tak rozległy, a on nie znalazł żadnego
dowodu na to, że ta część domu jest przez kogoś zamieszkana. </span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">Tuż
za rogiem jego oczom ukazała się wąska linia światła na wysokości podłogi.
Znalazł kolejne drzwi. Pomieszczenia za nimi z pewnością znajdowały się już
poza terenem posiadłości. Czyżby były wydrążone w tej wielkiej górze? Czy może
Lysander użył tej swojej magii, aby stworzyć mnóstwo pokoi na tak małym
obszarze? Gilan nie znał się na tym całym czarowaniu, ale skoro ruda wiedźma
rzucała kulami ognia, to dużo potężniejszy czarownik mógł z pewnością dokonać
czegoś podobnego.</span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">Przyłożył
ucho do drzwi, próbując wychwycić dźwięk, który poinformowałby go o obecności
czerwonowłosego maga. Nic go jednak nie zaalarmowało, lecz dla pewności
spojrzał jeszcze przez dziurkę do klucza i znalazł to, co spodziewał się
zobaczyć zaraz po przekroczeniu progu. Długi korytarz bez okien, za to z
licznymi drzwiami. Żadnego żywego ducha. Nacisnął klamkę, a ta ustąpiła. Był
pewny, że Lysander jest paranoikiem, który każde drzwi zabezpiecza zaklęciami
ochronnymi. Jednak najwyraźniej mężczyzna czuł się bezpiecznie w swoim domu i nie
planował żadnych niezapowiedzianych gości.</span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">Gdy
zamknął za sobą drzwi, uderzyło w niego przyjemne ciepło i dziwne poczucie
bezpieczeństwa. Może jednak były tu jakieś zaklęcia, które działały tylko na
wrogów? Korytarz został wyłożony czerwonym dywanem, przez co skojarzył mu się z
holem prowadzącym do komnaty jego rodziców w ich zamku. Może stąd to dziwne
uczucie? Ściany wyłożono drewnianą boazerią, co kilka metrów widział obraz
przedstawiający zagraniczne krajobrazy, z których tylko kilka rozpoznał. W
pewnym momencie szereg malowideł się urywał, ale widział przygotowane miejsca
na kolejne. Nie była więc to zwykła dekoracja, ale pamiątka, a może nawet
prezent. Jednak żadne z nich nie dało mu potrzebnych odpowiedzi.</span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">Musiał
wszystko zrozumieć. Tę całą magię – jak działa, jak wielkie niebezpieczeństwo
stanowi i jak ją pokonać. Zorientować się w rozkładzie sił – kto stał po jego
stronie, a kto wspierał tych złych. I upewnić się, że Lysander to ten dobry.
Następnie poznać dogłębnie przeciwnika, zrozumieć o co dokładnie walczą, jaka
jest jego rola w znalezieniu miecza. Lada dzień do Araluenu powrócą porwani
przez Genoweńczyków zwiadowcy razem z królem i dowódcą wojsk. Powinien im
przedstawić jak najklarowniej całą sytuację, opracować jakiś plan. Chociaż sam
moment spotkania wyglądał w jego myślach dość tragicznie.</span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">Cieszył
się, że jego ojciec i przyjaciele są już wolni i niedługo się z nimi zobaczy.
Tylko co powie? Tato, poznaj moją drużynę, z którą uratuję świat. To jest
Adriana, płatny zabójca, irytująca jak nie wiem co, ale jak się ją bliżej
pozna, to da się wytrzymać. Ma smutną przeszłość, a przecież ja zawsze miałem
słabość do takich ludzi. Popatrz jaka urocza! A to Michael. Tak, wiem, że to
Genoweńczyk, a oni was uwięzili, ale on zamierza zabić ich nowego szefa, który
odebrał mu władzę, a potem na was napadł. Potrafi też przygotować zabójczą
truciznę i raczej nas nią nie poczęstuje. Ach, no i widzi w snach przyszłość,
więc nie przeszkadzajcie mu w poobiedniej drzemce, to może przepowie nam
śmierć. Tutaj mamy Angeline, która jest zakochana w Michaelu, ale to ukrywa.
Naprawdę jest miła, a do tego umie czarować! Nie wierzysz? Zaraz coś ci pokaże.
Tak w ogóle, to powinienem zacząć od tego, że magia istnieje, a my musimy
pokonać złego czarnoksiężnika Marcusa, który chce przejąć panowanie nad
światem. Ja muszę znaleźć magiczny miecz, wykorzystując do tego medalion, który
dostałem od ducha, który był założycielem zakonu asasynów, do którego należy
Adriana. I tymże magicznym mieczem będę mógł zabić Marcusa. To wszystko wiem od
tego teoretycznie dobrego czarnoksiężnika, który nazywa się Lysander. I to
wszystko, co o nim wiem. Ale spokojnie, po prostu mu zaufajmy! Może nas nie
zabije.</span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">Zastanawiał
się, czy wzruszony ojciec każe mu usiąść i pisać książkę przygodową, która
podbije serca czytelników, czy może wyśle go do jakiś kapłanów, aby odpędzili
złe duchy, które spowodowały zaćmienie umysłu jego genialnego syna.</span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">Otrząsnął
się z zamyślenia, gdy dotarł do trzecich drzwi. Były lekko uchylone, a środku palił
się ogień w kominku. Nie usłyszał żadnego dźwięku, więc ostrożnie zajrzał przez
szparę do wnętrza. Nigdy nie był wybitnym pasjonatem książek, a zamkowe
biblioteki omijał raczej szerokim łukiem, woląc ćwiczenia na świeżym powietrzu,
lecz ledwo co powstrzymał okrzyk zachwytu. Nigdy nie sądził, że zareaguje tak
na widok książek. Były ich tysiące, w przeróżnych kolorach, o różnej grubości i
oprawie. Stając w progu widział tylko złote tytuły, które pozostawały jednak
nieczytelne z takiej odległości. Wysokie ściany w całości zostały pokryte drewnianymi
regałami, pełnymi opasłych tomów. Biblioteka składała się z dwóch kondygnacji,
z czego druga była balkonem biegnącym wzdłuż ściany. Przed sobą widział stoły
zasypane starymi dokumentami, tuż obok stał olbrzymi globus, a za nim rząd
podwyższeń, na których leżały szczególnie cenne księgi. Przynajmniej tak mu się
wydawało. Cała posadzka została pokryta haftowanym dywanem, a wokół kominka
stała kanapa i dwa fotele. Na jednym z nich Gilan zauważył Lysandra. Mag zasnął
z otwartą księgą na kolanach i najwyraźniej nie zamierzał się budzić.
Zwiadowca, wykorzystując sprzyjającą okazję, wycofał się niechętnie z tego
niesamowitego pomieszczenia, w którym automatycznie spłynął na niego spokój,
zamknął delikatnie drzwi.</span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">Wiedząc,
gdzie jest właściciel dworu, nie musiał się obawiać, że zastanie go w innym
pomieszczeniu. Bez skrępowania otwierał kolejne drzwi, ale żadna komnata nie
przykuła jego uwagi. Zwykłe pomieszczenia, które każdy miał w swoim domu.
Jedynym niezwykłym pomieszczeniem była biblioteka, lecz jej nie mógł zbadać. W
sypialni maga znalazł tylko porządnie zaścielone łóżko i żadnych rzeczy
osobistych. W szafie same ciemne stroje. Jak miał się dowiedzieć czegoś o tym
człowieku, jeśli ten najwyraźniej pilnował się na każdym kroku? Może coś
przegapił. Lysander był przecież czarnoksiężnikiem. Gdzie znajdowały się
zakazane księgi, czarodziejskie kule, składniki do eliksirów? A klatka ze
straszliwym potworem? Gilan nie miał pojęcia, skąd takie rzeczy przyszły mu do
głowy, ale jego zdaniem idealnie dopełniały obrazu skrytego czarodzieja.</span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">Stanął
zrezygnowany na środku korytarza. Nie uśmiechało mu się wracać z niczym. Postanowił
jeszcze raz przejrzeć pomieszczenia. Może coś przegapił?</span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">Nie
zdążył zrobić nawet kroku, gdy chłodne powietrze musnęło mu kark, a on zadrżał,
czując za sobą czyjąś obecność. Odwrócił się powoli, stając twarzą w twarz z
odrobinę przezroczystym Henrikiem Salazarem von Arrindgen.</span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Ostatnio składałeś się ze złotego pyłu – powiedział pierwszą rzecz, która
przyszła mu do głowy. Założyciel Zakonu Asasynów z Czarnej Wieży otworzył usta,
a jego potężna sylwetka zadrżała od śmiechu. Jednak żaden dźwięk nie dotarł do
uszu zwiadowcy. Rycerz najwyraźniej dopiero teraz uświadomił sobie, że nie może
porozumieć się z żywym człowiekiem. Zmarszczył gniewnie brwi, a w ciemnych
oczach zabłysła irytacja. Gilan westchnął zrezygnowany. Miał tyle pytań, a ten
nawet nie mógł na nie odpowiedzieć. Najpierw spotyka ducha, dostaje od niego
medalion, a następnie owa zjawa traci głos. Cóż za nieszczęśliwy zbieg
okoliczności. </span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">Ciemnowłosy
mężczyzna poruszył rękoma, najpierw wskazując na bok zwiadowcy, a następnie
wykonując gest, który oznaczał czas. Zwiadowca zmarszczył brwi. Uznał to za
odpowiedź na jego pytanie.</span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Duchy mają ograniczony czas, który mogę pozostać na ziemi, a ty go skróciłeś,
lecząc moją ranę? – zapytał niepewnie, po części zgadując. Mężczyzna pokręcił
głową i wskazał wyraźnie na siebie, a potem na swoje mięśnie.</span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Duchy po śmierci znikają w zaświatach, ale ty jesteś inny? Bo jesteś silny? –
Mina Henrika wyrażała jedynie częściowe zadowolenie, ale po chwili machnął
ręką, jakby nie miał już czasu prostować niedopowiedzeń we wniosku Gilana.
Próbował go chwycić za ramię, ale jego ręka rozmyła się w kontakcie z ciałem
zwiadowcy. Niezadowolony kiwnął na niego głową, każąc mu za sobą iść. A Gilan,
jak to Gilan, poszedł aż nadto chętnie. Jeśli ducha zamierzał mu coś pokazać we
dworze Lysandra, to on miał zamiar się temu dokładnie przyjrzeć. Ruszył za
zjawą, która zatrzymała się przy ścianie na końcu korytarza. Przyłożyła rękę do
drewna i zaczęła poruszać ustami. </span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">Zwiadowca
postanowił zignorować to, że rycerz właśnie rzucał zaklęcie. Ściana zamigotała
i zanikła, a jego owiało rześkie morskie powietrze. Wszedł do ukrytej komnaty
za rycerzem, który nie odstępował go na krok. Znajdowali się wewnątrz
olbrzymiej groty, a drugie wyjście prowadziło do morza. Gilan widział
rozbijające się na brzegach wielkie fale. Znalazł też to, czego szukał. Pod
kamienną ścianą na szerokim blacie stały fiolki z tajemniczą zawartością, a tuż
obok mały regał z książkami, które wyglądały, jakby się miały zaraz rozpaść ze
starości. Chociaż mogła to być także wina wilgotności powietrza. Na samym
środku sali znajdowała się średniej wielkości sadzawka, ale zwiadowca nie
potrafił wymyślić, do czego mogłaby służyć. O wiele bardziej zainteresował go
olbrzymi zegar. Ze zdziwieniem przyglądał się, jak wskazówki powoli się cofają.
Po co Lysandrowi zegar działający na opak? Chciał podejść bliżej i się mu
przyjrzeć, ale wtedy zauważył ukryty za wystającymi ze ściany kamieniami wielki
stół wykonany z granitu, a na nim szachownicę i świecące się różnymi barwami
pionki. Naprzeciwko siebie, nad krańcami planszy, unosiły się dwie karty. Nawet
nie zauważył, kiedy się przemieścił, ale stał tuż obok i wyciągał z
zaciekawieniem rękę. Karta przedstawiająca Śmierć błyszczała srebrem i
przyciągała wzrok. Po prostu nie mógł się powstrzymać…</span></div>
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Co tu robisz, zdrajco?</span></div>
<strike><span style="font-family: inherit;"><br /></span></strike>
<br />
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">Przepraszam za tak długą przerwę. Ostatnio ciężko znaleźć mi czas na pisanie, a moje zaległości na waszych blogach cały czas rosną. Obiecuję, że kiedyś to nadrobię. Mam tylko jedno wytłumaczenie: matura. Zbliża się, więc z kolejnymi rozdziałami będzie ciężej, ale coś tam dam radę napisać.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">Proszę więc o cierpliwość, bo po maturze będę już wolna i myślę, że ruszymy do przodu. Przychodzą mi coraz to nowe pomysły na opowiadania, ale najpierw muszę skończyć to.</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">Pozdrawiam,</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">Mentrix</span></div>
</div>
Mentrix Hadleyhttp://www.blogger.com/profile/12663335915708995959noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-3294216773099711492.post-91073928499089528032017-12-31T01:00:00.000+01:002017-12-31T01:00:15.332+01:00Dodatek #2<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Wystawa
przedstawiająca obrazy najsławniejszych surrealistów została otwarta trzy dni
temu w Narodowym Muzeum II Wojny Światowej w Nowym Orleanie. Największą
atrakcją z pewnością był pożyczony z nowojorskiego muzeum obraz Salvadora Dali.
<i>Trwałość pamięci</i> była dziełem
szczególnie cenionym ze względu na zawsze aktualny temat przemijania, jaki
poruszało. Zachwycało pomysłowością, zaskakującym wykorzystaniem przez artystę
nadrealności, pasjonujących zestawień przedmiotów, wszechobecny oniryzm, a
także światłocień.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Alaric
westchnął ciężko i otworzył oczy. Nie ważne, jak mocno zwizualizowałby sobie <i>Trwałość Pamięci</i>, fakt pozostawał
faktem. Przed nim wisiała złota rama, a wewnątrz zionęła dziura. Po obrazie nie
został nawet ślad, a Fantom zrobił się na tyle bezczelny, że nawet zrezygnował
z podrzucania falsyfikatów. Sierżant Carleton wyczuwał w tym pewnego rodzaju
wyzwanie, zachętę do podjęcia gry i dania z siebie wszystkiego.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Nie miałeś go czasem dopaść następnym razem? – spytał Cedric, przystając koło
niego. Właśnie skończy spisywać zeznania pracowników, dowiedział się o użytych
zabezpieczenia i alarmach. Minęło ponad pół godziny, odkąd dotarli na miejsce,
a Alaric nie ruszył się nawet o krok. Wciąż tkwił przed pustą ramą, a porażka
chyba powoli zaczynała do niego docierać.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
A to sukinsyn – syknął przez zaciśnięte zęby. Cedric uniósł brwi w zdziwieniu,
ponieważ rzadko kiedy słyszał, jak sierżant rzuca takimi obelgami.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Niewątpliwie, będziesz mógł go nawet pobić, jak już go złapiemy. Powiemy, że
nie chciał się przyznać. Mam zeznania pracowników. Nikt nic nie widział, przed
zamknięciem wystawy wszystko było w porządku, zorientowali się rano. Nawet nie
możemy ustalić przybliżonej godziny włamania. Sprawdzamy nagrania z kamer, ale
żadna nie została uszkodzona. Do sali jest jedno wejście, całą noc stali przy
nim dwaj strażnicy. Są na nagraniach. Jedno okno, brak śladów włamania. Do tego
alarm na ramie skradzionego dzieła się nie włączył.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Bo nie ruszył ramy. Wyjął same płótno.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Taki zabieg drastycznie obniża wartość dzieła. Wątpię, aby tak ryzykował…<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Miał więc kupca i wyznaczoną cenę, więc nie musiał się przejmować. Co tylko
utrudnia sprawę. Obraz wystawiony na czarnym rynku da się wyśledzić. Tego już
nie znajdziemy, chyba że przeszukamy mieszkania wszystkich bogaczy na świecie.
Kamery na zewnątrz coś uchwyciły?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Przeglądamy je. Kamera przy banku uchwyciła jakąś postać, idącą w stronę
muzeum. Jednak stawiam na jakiegoś pijaka, bo porządnie się zataczał i nie miał
potrzebnych narzędzi. Nie wiemy, jak tu wszedł, ale sprawdzamy odciski palców,
szukamy śladów DNA.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Nic nie znajdziecie. Jest na to zbyt sprytny.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Każdy w końcu popełnia błędy.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Ale nie takie. Musimy się zabrać za to z innej strony. Wiem, jak przyjmuje
zlecenia. Poobserwujemy, dowiemy się, jakie dzieło jest jego kolejnym celem.
Jeśli będzie trzeba, będę siedział przy nim cały tydzień.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Wątpię, aby wtedy Fantom się zjawił.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Przyjdzie. Jest zbyt bezczelny, aby zignorować taką okazję.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Z tym muszę się zgodzić. Zostawił ci list.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">***<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Lysander
przetarł oczy z uporem wpatrując się w leżące przed nim akta Marcusa Treverra.
Był pewien, że biznesmen miał powiązania z wyższymi szczeblami jednej z mafii,
może nawet był jej szefem. Jednak patrząc na informacje, jakie posiadał
komisariat, musiał stwierdzić, że Treverr wydawał się czysty niczym łza.
Wszystkiej jego oskarżenia opierały się na przeczuciach, więc nie miał jak tego
udowodnić. Potrzebował dowodów, które z pewnością znalazłby w domu
podejrzanego. Jednak aby przeszukać posiadłość, musiał zdobyć nakaz, a nie
dostałby go bez dowodów winy. Zamknięte koło. Musiał znaleźć inny sposób.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Fantom znów uderzył – oznajmił Arald, wychodząc do jego gabinetu bez pukania.
Mężczyzna stanowił idealne odzwierciedlenie sarkastycznych wyobrażeń typowego
policjanta. Niezbyt wysoki, ze zdecydowanie za dużym brzuchem, na którym ledwo
utrzymywał się zapięty mundur. I to jego zamiłowanie do pączków. Z drugiej
strony był bardziej kompetentny niż połowa wyższych od niego stopniem. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Doprawdy? A czy sierżant Carleton nie zarzekał się, że tym razem go złapie? –
spytał sarkastycznie, nie podnosząc nawet głowy znad papierów. Jak znaleźć
podstawy do przeszukania domu bogatego biznesmena?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Fantom wykradł obraz z Muzeum II Wojny Światowej, a nie z Ogden Museum, jak
wcześniej zapowiadał. Nasi ludzie przesiedzieli całą noc w złym miejscu.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Czyli sobie z nich zakpił?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Podobno sierżant Carleton jest w szoku i od godziwy wpatruje się w pustą ramę.
Tym razem <i>Trwałość Pamięci</i>, Salvador
Dali.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Ile wart?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Siedemdziesiąt pięć milionów dolarów.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Przełożeni mnie zabiją… Przyszedłeś mi powiedzieć o tym, czy masz jeszcze jakąś
sprawę?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Prawdopodobnie morderstwo.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Cudownie! Wreszcie coś ciekawego. Zajmiesz się wypełnianiem formularzy – dodał,
poklepując Aralda po ramieniu, łapiąc kaburę z bronią i wychodząc z gabinetu.
Policjant westchnął cicho, gdy drzwi za jego przełożonym zamknęły się i
pospieszne poskładał porozwalane na biurku papiery. Nie wiedział, co komendant
kombinuje, ale lepiej, aby nikt się nie dowiedział, że po raz kolejny przegląda
akta jednego z najbardziej wpływowych ludzi w mieście.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">***<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Ciało
denatki leżało tuż obok starej kanapy w zasychającej kałuży krwi. Pistolet znaleziono
nieopodal ręki kobiety, a ściana została ochlapana krwią i fragmentami tkanki
mózgowej. Lysander skrzywił się na ten widok, omijając te makabrycznie dowody
sprawy z daleka. Podszedł do trupa z bezpiecznej strony, zakładając jednorazowe
rękawiczki.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Kto to? – spytał Angeline, przykucniętą obok ciała. Ich najlepsza patolog
uniosła wzrok i skinęła głową na powitanie. Zaświeciła jeszcze w oczy zmarłej,
mrucząc coś niewyraźnie pod nosem, zanim podniosła się i stanęła przy
policjancie.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Alina Afred, lat 53, bezrobotna, brak studiów wyższych. Zamężna, West Afred
zmarł trzy miesiące temu, a jego ciało wyłowiono z rzeki. W wersji oficjalnej
poślizgnął się na moście, uderzył w głowę i wpadł do wody, gdzie utonął.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
A w nieoficjalnej?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Podejrzane kontakty z mafią, chyba był im coś winny.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
A dlaczego dowiaduję się o tym dopiero teraz? Macie jeszcze jakieś informacje?
– warknął komendant, piorunując wzrokiem przysłuchującym się im technikom.
Przecież prosił, aby zgłaszać do niego każdą sprawę, w którą mogła być
zamieszana mafia. Jak miał ich pokonać, gdy jego własny personel zatajał
informacje?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Nic więcej nie wiemy. Zanim zdążyliśmy zając się śledztwem, zostało przejęte
przez agenta federalnego. Nazwiska nie mamy.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
FBI raczej nie miesza się do zwykłych morderstw – mruknął pod nosem. Dlaczego
nikt mu nie doniósł, że w mieście znajdują się federalni?! <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-left: 35.4pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Nieważne. Wszystko wskazuje na samobójstwo. Są jakieś podstawy, aby sądzić
inaczej? <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Przyjaciółka znalazła ją około ósmej, gdy wróciła z nocnego dyżuru w szpitalu.
Mówiła, że przed domem zaparkowała dziwna furgonetka, a drzwi do domu próbował
otworzyć jakiś mężczyzna. Uciekł, gdy ją zobaczył. Pani Adamson weszła do
środka, ale ofiara musiała być martwa już od kilku godzin. Dokładniejszą
godzinę zgonu podam po analizie próbek. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Lysander skinął głową i
cofnął się, aby stanąć w drzwiach do salonu i mieć widok na całe pomieszczenie.
<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Wezwijcie sierżanta Carletona. Niech zostawi tą pustą ramę i na coś się przyda.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Wdowa
po zadłużonym u mafii mężu, mieszkająca u przyjaciółki. Nie, nie mieszkająca-
ukrywająca się. Mafia jej szukała, chciała zwrotu pieniędzy. Z jakiegoś powodu
ofiara popełnia samobójstwo, a kilka godzin później pojawi się podejrzana
furgonetka. Istniała możliwość, że członkowie organizacji dowiedzieli się o
śmierci dłużniczki i postanowili pozbyć się ciała, które można było z nimi
połączyć. To by wyjaśniało samochód, który zapewne należał do ekipy
sprzątającej. Skąd jednak wiedzieli? Niemożliwe, aby zmusili denatkę do
samobójstwa, bowiem wtedy pieniądze przepadały. Czyli to nie mogli być oni, ale
jej decyzja musiała być wywołana jakimś wstrząsem, w dodatku związanym z mafią.
Kobietę musiał odwiedzić członek przestępczej organizacji, zrobić coś, co
odebrało jej wszelką nadzieję i doprowadziło do samobójstwa. Jedyną odpowiedzią
wydawały się pieniądze. Bez nich nie mogłaby dalej uciekać, a mafia wciąż
miałaby ją na oku. Suma dość duża, by pozwolić ofierze na ucieczkę za granicę,
czego nie zrobiła z nieznanych powodów, ale jednocześnie zbyt mała, aby spłacić
dług. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Potrzebowała dużej torby lub walizki do przechowywania pieniędzy. Szafa jest
uchylona. Sprawdźcie odciski palców. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Przedstawiciel
mafii zabiera pieniądze, oznajmia, że zgłosi się niebawem po pozostałą sumę, a
ofierze odbiera tym samym nadzieję na ucieczkę. Nie ma za co wyjechać z kraju,
ma wyrzuty sumienia, że nie wykorzystała okazji, jaką miała, że nie powstrzymała
męża przed zaciągnięciem długu, że naraziła swoich przyjaciół na
niebezpieczeństwo. Ma dość wszystkiego. Wie, że przyjaciółka chowa w sypialni
broń. Zwyczajny Colt M1911, kaliber 45. Wyciąga go, waha się, chodzi po domu. W
końcu zatrzymuje się w salonie, jej wzrok pada na pustą szafę, jeszcze raz
dopadają ją wyrzuty sumienia. Podnosi pistolet i wkłada do ust. Strzela.
Samobójstwo i tkanka mózgowa na ścianie naprzeciwko szafy. Colt wypada jej z
ręki.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Sprawdźcie kamery w pobliżu. Muszę wiedzieć, kto kręcił się w okolicy.
Szukajcie kogoś z walizką lub dużą torbą.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Może to nie będzie konieczne, komendancie. Zebraliśmy odciski i mamy je w bazie
danych. To Adriana Miramontes.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">***<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Sierżant
Alaric Carleton przekroczył próg przytulnej kawiarni na rogu ruchliwej ulicy,
posyłając Cassandrze zmęczony uśmiech. Baristka pomachała do niego przyjaźnie,
przerywając na moment parzenie kawy dla klienta. <i>Araluen</i> był małą, lecz dobrze znaną w mieście kawiarnią, głównie ze
względu na oferowane przez nią znakomite napoje. Przybywali do niej wszyscy, zarówno
miejscowi jak i turyści, plotkując podczas przerwy na lunch i wymieniając
pozdrowienia wczesnym rankiem, gdy każdy spieszył się do pracy.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Było
chwilę po dwunastej w południe, więc stoliki świeciły pustkami. Tylko przy
ladzie ustawiła się kolejka młodych ludzi, zapewne spóźnionych na wykłady
studentów, którzy zdecydowali się poświęcić lekcje na rzecz porządnej dawki
kofeiny. Przedtem Alarica taka nieodpowiedzialność odrobinę irytowała, w końcu
niektórzy z nich chcieli zostać lekarzami, a jemu czasem zdarzało się wylądować
w szpitalu z raną postrzałową. Nie chciałby, aby przez opuszczenie jednego z wykładów,
niekompetentny lekarz pomylił wątrobą z trzustką. Jednak teraz mógł tylko
skinąć im znużony głową, w pełni rozumiejąc i popierając ich decyzję. Czasem bez
kawy po prostu się nie dało. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Położył
płaszcz na stoliku, przez co otrzymał kilka niepewnych spojrzeń od studentów,
którzy wpatrywali się w jego mundur. Powinni zdawać sobie sprawę z tego, że obowiązek
szkolny ich nie obowiązuje i policja nie interesuje się tym, czy uczęszczają na
wykłady, ale dyskomfort pozostawał. Trudno było się pozbyć nawyku z młodzieńczych
lat, gdy jako niepełnoletni uczniowie uciekali z lekcji, chowając się przed
każdym dorosłym, który stanął na ich drodze. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Alaric
prychnął rozbawiony, sięgając po telefon. Odetchnął z ulgą, gdy nie zobaczył
żadnej wiadomości od Lysandra. Dzień miał tragiczny, właściwie cały ostatni tydzień.
I miesiąc, ale nie o to chodziło. Był zupełnie wykończony, a ten głupi komendant
dał mu tylko pół godziny przerwy, co było stanowczo za mało, by dojechać do
domu i wrócić, a nie marzył o niczym innym niż prysznic, zmienienie munduru na
świeży i porządny posiłek. A tak miał tylko czas, by wpaść do najbliższej
kawiarni i zaopatrzyć się w kawę, która umożliwi mu przetrwanie kolejnych
godzin na komisariacie, przeglądania papierów i rozmowy z irytującymi świadkami.
Zero wdzięczności. Lysander nie dostanie prezentu na urodziny, jeśli dalej będzie
się tak zachowywał. Alaric spędził poprzedni dzień, siedząc w biurze od
wczesnych godzin porannych i próbować ustalić, jak Fantom zamierza ukraść
obraz. Rozważył każdą opcję, przygotował się na każdą ewentualność. Miał ludzi
przy każdym wejściu, rozstawionych w środku i dookoła budynku. Pilnowali także okien,
dachu, a nawet kanałów wentylacyjnych. Był pewien, że nawet mysz się nie
prześlizgnie. Spędził całą noc, czuwając w niewygodnej furgonetce i wpatrując
się w zapisy z kamer muzeum, od czego bolały go teraz oczy. Nastał ranek, a
obraz był na miejscu, więc wyszedł, aby rozprostować nogi i świętować częściowe
zwycięstwo, gdy zadzwonił telefon. Fantom z nich zakpił, tym razem podał
fałszywy cel. Oni siedzieli naj głupi, gdy złodziej kradł dzieło Salvadora
Dali. Najgorsze było to, że Alaric naprawdę lubił ten obraz. Był tak wściekły,
że gdy dotarł na miejsce zbrodni, nie wiedział, za co się zabrać. A potem
Cedric pokazał mu list zaadresowany do niego. Całe szczęście, że nikt go przed
nim nie czytał.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Drogi sierżancie!<o:p></o:p></span></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Pragnę wyrazić gorące ubolewanie nad
tym, że nie stara się Pan wystarczająco. Kradzieże przestają być wyzwaniem, a
ja zaczynam się nudzić. Aby Pana zmotywować, zmieniam zasady gry. Przestaję wskazywać
swój następny cel. Niech się Pan dwoi i troi, niech Pan nie może zmrużyć oka, zastanawiając
się, co będzie następnym razem. Kolejne muzeum? Prywatna kolekcja? A może
jakieś tajne dane? Będzie zabawnie, tylko niech Pan przestanie udawać idiotę. Niech
Pan sprawi, że kradzieże będą dla mnie wyzwaniem. Inaczej z przykrością muszę oświadczyć,
że nasz malutki sekret ujrzy światło dzienne. Mogę też napomnieć, że w więzieniu
nie mają ani gorącej czekolady ani tej zwykłej. <o:p></o:p></span></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<i><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Postarasz się, prawda, Alaricu?<o:p></o:p></span></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: left; text-indent: 35.4pt;">
<i><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Fantom<o:p></o:p></span></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">P.S. Uważaj na przyjaciela. Twój
komendant zaczyna interesować się niebezpiecznymi ludźmi.<o:p></o:p></span></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Groził
mu. Nie tak się umawiali. Alaric wierzył w zawarte umowy, nawet za pośrednictwem
stron internetowych i nigdy by nie złamał ustalonych wcześniej warunków.
Dlatego sam zajął się przeglądaniem kamer, ponownym przesłuchiwaniem pracowników,
choć przecież miał do tego ludzi. Ich działania spełzły na niczym, więc
zawiedziony skierował samochód do domu, marząc o błogim śnie. Już wjeżdżał na
podjazd, gdy zadzwonił telefon, a okropnie uprzejmy technik oświadczył, że
komendant oczekuje go w miejscu prawdopodobnego morderstwa. Myślał, że go zabije.
Lysandra, oczywiście. Gdy dojechał do małego mieszkania na przedmieściach Nowego
Orleanu już trochę się uspokoił. Lecz najwyraźniej los mu nie sprzyjał, skoro w
drzwiach zderzył się z wybiegającym w pośpiechu komendantem, który oznajmił mu,
że ma pół godziny na odpoczynek, a potem chce go widzieć w biurze, bowiem
rozwiązał już sprawę samobójstwa i teraz potrzebuje, aby jego podwładny zajął
się czym innym. Ledwo się powstrzymał, aby nie rzucić się na Lysandra i go nie
udusić. Zazwyczaj był bardzo pozytywnie nastawiony do przyjaciela, znosił jego
dziwne zachowania, obsesję na punkcie mafii, a nawet, choć z bólem,
podporządkowywał się jego dominując naturze. Jednak Alaric Carleton także miał
gorsze dni, a jeden z nich właśnie trwał. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Dlatego
nie był nawet zdziwiony, gdy idąc zamówić kawę, zderzył się z kimś i poczuł,
jak ciepły napój przenika przez materiał jego munduru. Przynajmniej będzie miał
pretekst, aby wrócić do domu i się przebrać. W końcu teoretycznie poplamiony
mundur to hańba każdego gliniarza.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Cudownie – westchnął ciężko, wpatrując się w powoli poszerzającą się plamę.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Pardon – mruknął po francusku w tym samym momencie właściciel kawy, odstawiając
papierowy kubek na pobliski stolik, chwytając garść serwetek i próbując wytrzeć
mundur policjanta. Alaric prawie się roześmiał, mgliście kojarząc podobne
sytuacje w setek filmów, do których oglądania zmuszał w swoje urodziny
Lysandra. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Bardzo pana przepraszam. Zwykle patrzę, gdzie idę, ale wciąż jestem pod
wrażeniem egzotyki tego miasta i staję się nieuważny – nawijał dalej Francuz po
angielsku, jednak z wyraźnym rodzimym akcentem, wciąż próbując dokonać
niemożliwego i usnąć plamę po kawie z munduru.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Spokojnie, nic się nie stało. Ja także powinienem być bardziej uważny –
powiedział uspokajająco, odsuwając rękę mężczyzny, bo wycieranie serwetki
robiły więcej szkody niż pożytku. Najwyraźniej obcokrajowiec przeraził się, że
obraził jednego z funkcjonariuszy, a nie znał amerykańskich przepisów i nie
chciał kłopotów. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Mam nadzieję, że mundur nie został zniszczony… Incroyable! Jest pan sierżantem!
I to w tak młodym wieku! Zawsze marzyłem o zastaniu policjantem i pięciu się po
kolejnych szczeblach, ale rodzice… - Tym razem Francuz zainteresował się jego
odznaką, próbując ją obejrzeć z każdej strony. Alaric zmarszczył brwi. Wolał,
aby nieznajomy nie dotykał, a właściwie nie szarpał za jego odznakę, ponieważ miał
tylko jedną, a ewentualna naprawa zajmowała kilka dni. A podobno to Włosi byli
energiczni i gadatliwi. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Przepraszam, ale kończy mi się przerwa, a muszę jeszcze kupić kawę – wtrącił, przerywając
mężczyźnie opowieść o jego zbyt opiekuńczych rodzicach.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Och, oczywiście. Przepraszam najmocniej, gdy się denerwuję, to zaczynam mnóstwo
mówić. Już nie przeszkadzam. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Naprawdę nic się nie stało. Miłego pobytu w Nowym Orleanie – dodał policjant,
orientując się, że zachował się przed chwilą dość niegrzecznie. Facet był dziwny,
ale czasem nic się nie dało zrobić z reakcją na stres. Jedni płakali, drudzy
milkli, trzeci się śmiali. Francuz najwyraźniej należał do oddzielnej grupy.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Z pewnością będzie udany. – Dziwna nuta pojawiła się w głosie mężczyzny, jednak
zanim Alaric zdążył to przemyśleć, turysta zniknął za drzwiami, uprzednio
pozdrowiwszy Cassandrę. Sierżant pokręcił głową i rzucił się do lady, gdy
zorientował się, że zostało mu dziesięć minut. Czyli nici z wypicia na miejscu.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
To co zwykle? – spytała rudowłosa dziewczyna stałego bywalca kawiarni, a
jednocześnie dobrego znajomego. Już sięgała po puszkę z gorącą czekoladą, którą
zawsze pił Alaric.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Niestety nie. Dzisiaj kawa, najmocniejsza jaką macie. Na wynos.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Ciężki dzień? – spytała współczująco Cassandra, chwytając duży papierowy kubek
z logiem kawiarni.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Ciężki tydzień – skwitował policjant, z rezygnacją wpatrując się w wskazówkę
zegara, która właśnie przekroczyła pierwszą, tym samym kończąc jego z trudem
wywalczoną przerwę.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">***<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– To co zwykle?<o:p></o:p></span></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Niestety nie. Dzisiaj kawa,
najmocniejsza jaką macie. Na wynos.<o:p></o:p></span></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Ciężki dzień?<o:p></o:p></span></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Ciężki tydzień.<o:p></o:p></span></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Akarian
Rosserau uśmiechnął się szeroko, siedząc w swoim Lamborghini kilka przecznic od
kawiarni i popijając trochę już wystygłą kawę. Ściągnął słuchawki i przełączył na
automatyczne nagrywanie, zanim zamknął laptopa. Jeszcze raz pogratulował sobie
pomysłu.<o:p></o:p></span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Był
prawdziwym geniuszem.</span><span style="font-family: "Times New Roman", serif; font-size: 12pt;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;"><br /></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Drodzy czytelnicy!</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Z okazji minionych Świąt Bożego Narodzenia, składam spóźnione życzenia. Zdrowia, szczęścia, spełnienia marzeń, zdania wszystkich egzaminów, rodzinnego ciepła i wsparcia oraz mnóstwa cudownych książek i wspaniałej wyobraźni! Abyście odnaleźli swoje miejsce we wszechświecie i potrafili się cieszyć nawet z najmniejszych rzeczy, które się wam przytrafią oraz znaleźli wiernych przejaciół, na których zawsze można liczyć. I oczywiście siły na nadchodzący nowy rok!</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Wesołych Świąt (spóźnione, ale muszę to napisać) i szczęśliwego Nowego Roku!</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Pozdrawiam,</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Mentrix</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
P.S. Mieli też być w tym rozdziale Adriana i Gilan, ale zbyt polubiłam Alarica i się nad nim rozpisuję, a chciałam się wyrobić jeszcze w tym roku :D Obiecuję, że pojawią siew następnej notce.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;"><br /></span></span></div>
</div>
Mentrix Hadleyhttp://www.blogger.com/profile/12663335915708995959noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-3294216773099711492.post-19786067369567690262017-12-20T18:47:00.000+01:002018-05-13T14:23:11.125+02:00Rozdział XLI<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Ostrożnie. Przenoście go ostrożnie! Głupcy, przecież widzicie, że w nogę wdało
się zakażenie. A ty co tak stoisz?! Rannych żeś nigdy nie widział? Rusz się i
pomóż temu biedakowi, bo zaraz wpadnie do wody. Czy ktoś tutaj zna się na czymś
innym niż zabijanie i grabieże?</span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">Raegan
był pod wrażeniem tego, że Lyon nie skulił się w rogu kapitańskiej kajuty,
chcąc przeczekać najgorsze chwile i widoki. Najwidoczniej we władcy Celtii
uaktywnił się przedziwny instynkt, który kazał mu zająć się rannymi, choć o uzdrawianiu
nie wiedział więcej niż zamkowy błazen. Teraz jednak stał w zimnie na pomoście,
nadzorował przenoszenie ofiar na statki i wrzeszczał na ociągających się
Skandian. </span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">Raegan
westchnął cicho, starając się wtopić w otaczające go ciemności i modląc się,
aby żaden z przebiegających obok wojowników nie zwrócił na niego uwagi. Te
kilka dni, które musiał z nimi spędzić, jedząc wspólne posiłki i śpiąc na tym
samym pokładzie, wydawały mu się istnym koszmarem. Oczywiście, nie najgorszym,
jaki go spotkał w jego krótkim życiu, ale z pewnością należał do momentów,
których już nigdy nie chciał powtarzać. W ciągu dnia był jeszcze w stanie
funkcjonować, ale w nocy… Był pewien, że wygląda strasznie, a brak snu jest
doskonale widoczny na jego twarzy. Nie potrafił jednak odpocząć, bo gdy tylko
zamykał oczy, wspomnienia wracały, a niematerialne dłonie zaciskały się na jego
szyi kradnąc oddech. A wokół krew, krew, jego krew, krew mu podobnych…</span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Potrzebujemy kolejnych statków. Mógłbyś sprawdzić, które nadają się do natychmiastowego
wypłynięcia? – Spokojny głos Lyona wyrwał go z koszmarnej przeszłości,
przywracając do mroźnej Genowesy. Starszy mężczyzna patrzył na niego z
wyczekiwaniem, ukrywając zaniepokojenie zachowaniem swojego doradcy. W
obecności Skandian stawał się zupełnie inną osobą, więc władca Celtii
postanowił go jak najszybciej od nich odseparować.</span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Wysłałbym Skandian, ale oni nie potrafią zrobić niczego po cichu. Jesteśmy na
końcu pomostu, więc na razie nikogo nie obudziliśmy, ale wolałbym nie ryzykować
przesunięcia ich bliżej miasta. Zajmiesz się tym? Znajdź odpowiednie statki, a
wyślę ci paru ludzi do pomocy.</span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Oczywiście, wasza wysokość – mruknął i nie czekając na odpowiedź władcy
zeskoczył na drewniany pomost. Ledwo uniknął zderzenia z rycerzem w barwach Araluenu,
który pomimo głębokiej rany na nodze, ciągnął ze sobą swojego towarzysza.</span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">Potrzebowali
kilku dużych statków. Według słów zbiegów, na zamku wciąż było około dwudziestu
rannych i kilkudziesięciu rycerzy. Erak ruszył im z pomocą, pozostawiając na
łajbie tylko kilkoro ludzi, aby być gotowym do ucieczki w każdej chwili.
Przechodząc obok kolejnych łodzi wypatrywał tych, które byłyby gotowe do
wpłynięcia. Marynarze woleli przygotować wszystko wieczorem, zamiast wstać
kilka godzin wcześniej, aby wyruszyć wczesnym rankiem. Zatrzymał się przy
wielkim żaglowcu, stojącym dumnie po prawej stronie pomostu. Przygotowany do
wypłynięcia, prawdopodobnie zaopatrzony już w zapasy i lśniący czystością.
Pozostawało pytanie, czy Skandianie potrafiliby pokierować czymś tak wielkim.
Ich statki nie należały do najmniejszych, tym bardziej Wilczy Wicher, ale
znajdująca się przed nim Perła Południa należała do zupełnie innej ligi. Czy to
tym okrętem oddziały Genoweńczyków przedostały się do Araluenu?</span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Będzie ciężko, ale damy radę. Nie ma to jak wyzwanie. – Niski głos sprawił, że
spiął się automatycznie, odsuwając się o kilka kroków. Blondwłosy Skandianin
spojrzał na niego z kpiną, odrywając pełnie zachwytu spojrzenie od wysokiego
masztu.</span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Skoro tak uważasz… Rozejrzę się za jeszcze jednym. Tak na wszelki wypadek –
odpowiedział szybko, odwracając się gwałtownie i przyspieszając kroku. Uciekał.
Znów uciekał jak tchórz. Dlaczego nie potrafił spojrzeć im w oczy? Dlaczego
strach przeważał zawsze nad nienawiścią? Nie był słaby, przeszłość uczyniła go
silniejszym, więc dlaczego nie potrafił się z nią zmierzyć? Przeżył cudem, więc
powinien korzystać z życia, które łaskawie podarował mu los, a nie kulić się ze
strachu, gdy na horyzoncie pojawiał się mieszkaniec Północy.</span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Niech to szlag – syknął, kopiąc stojący na pomoście kubeł z brudną wodą. Ten
przewrócił się pod wpływem wstrząsy, a jego zawartość wylała mu się na buty.
Cudownie, robiło się coraz zimniej, a on właśnie na własne życzenie zmoczył
jedyną porządną część swojego ubioru. Zerknął w kierunku miasta. Budynki były
prawie niewidoczne, choć przecież kilka kroków i stanąłby na portowym bruku.
Przysłaniająca je dziwna mgła gęstniała z każdą sekundą, mając w sobie coś, co
go przyciągało. Stał w bezruchu, wpatrując się w ścianę bieli, od której
zionęło nieprawdopodobne zimno. </span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Jest o wiele gęstsza niż kiedy przedzieraliśmy się do portu – mruknął jeden ze
zwiadowców, stając tuż koło niego. Raegan naprawdę podziwiał tych ludzi za to,
że pomimo niedawnych przeżyć nie załamali się, zmusili swoje wykończone ciała
do ruchu i ucieczki. Kojarzył tego niepozornego mężczyznę. To on był pierwszym
uciekinierem, którego znaleźli. Wysłany na zwiad, dosłownie wpadł na oberjarla
Skandii.</span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Na początku prawie mi odmroziła rękę, ale potem się lekko rozwiała, pozwalając
nam przejść. Wtedy wpadłem na Eraka. – Zwiadowca pokręcił głową z lekkim,
pełnym ulgi uśmiechem, potwierdzając podejrzenia doradcy. Raegan spojrzał na
statek przycumowany najbliżej lądu.</span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Liam, prawda? – Mężczyzna przytaknął. – Pomóż mi przygotować ten okręt. Musimy
to zrobić jak najszybciej, a sam sobie nie poradzę. </span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">Bez
zbędnego marudzenia przeskoczyli cicho na statek w obawie przed obudzeniem mieszkających
tuż przy porcie. Liam od razu zszedł pod pokład, aby zorientować się, jaki
lądunek przewożono, a Raegan zaczął zwijać liny walające się po kokpicie. Krzywił
się co chwila, gdy do jego uszu docierały co jakiś czas okrzyki z końca
pomostu. Na bogów, powinni zamilknąć, jeśli nie chcą konfrontacji z miastem
pełnym zabójców. </span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Prowiantu starczy na trzy dni, do tego mamy dwie armaty, tuzin kul i jakieś
drogie materiały – poinformował zwiadowca, wracając po kilku minutach. Doradca
chciał już odpowiedzieć, ale coś przykuło jego wzrok. Był pewien, że we mgle
zauważył ruch.</span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Poczekaj tutaj, sprawdzę to – mruknął do towarzysza, który przytaknął
skinieniem głowy. Wyczerpany zwiadowca nie miał sił na walkę, jeśli tajemniczy
cień okazałby się być strażnikiem portowym.</span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">Raegan
zacisnął dłoń na rękojeści miecza, biorąc głęboki oddech i przekraczając linię
mgły. Na początku przeszyło go lodowate zimno, a potem poczuł energię tak
znajomą, że prawie zawrócił.</span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Niemożliwe…</span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">Musiał
się mylić. Żadnego z nich nie powinno tu być, a na pewno nie kogoś należącego
do tak wysokiej rangi. Nie, na pewno się mylił. Jak mógł pamiętać coś, co czuł
ostatnio, gdy był małym chłopcem…</span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">Kątem
oka zauważył ruch po prawej stronie, więc rzucił się w tamtym kierunku,
wyciągając miecz. Musiał się mylić, a we mgle chował się zapewne jeden z
Genoweńczyków, który zauważył zbiegów. Trzeba go było zlikwidować, zanim
powiadomi o tym mieszkańców miasta. </span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">Im
bardziej się zbliżał, im widział dokładniej wysoką sylwetkę, tym mroźniej się
robiło. Pod koniec już nie biegł, ale szedł powoli, próbując osłonić twarz
przed uderzającymi o nią płatkami śniegu i ignorując powoli zamarzające
kończyny. Był w tym momencie tak łatwy do zabicia, że prawie zaczął się śmiać.
Wróg, prawdopodobnie mag i miecz jako jedyna osłona? A on jak głupiec wbiegł
sam w tą mgłę. </span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">Broń
wypadła ze zdrętwiałej z zimna dłoni, upadając na pokryty ziemią bruk.
Niewyraźny cień zrobił krok w jego kierunku, a on bezradnie patrzył, jak jego
ciało pokrywa szron, a nogi nie mogą go już utrzymać. Opadł na kolana, czując
jak jego krew zwalnia swój bieg. Uniósł głowę, aby spojrzeć w twarz stojącego
przed nim człowieka. Tatuaż wokół oka zapiekł niemiłosiernie, ale ten ból nic
nie znaczył. Liczył się tylko spoglądający na niego z góry mężczyzna. Krwistoczerwone
oczy odbijały się od nieskazitelnego śniegu i białych włosów sięgających ziemi
i powiewających na mroźnym wietrze.</span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">Blade
wargi wykrzywiły się w pozbawionym skrupułów uśmiechu.</span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Co tu robisz, dziecię Álfar?</span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify;">
<br /></div>
<br />
<div align="center" style="margin: 0px; text-align: center;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">***</span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">Will
próbował powstrzymać szeroki uśmiech, widząc Skandian wpadających w bitewny
szał. Potężni wojownicy wywijający toporami i rzucający się z pełnym szaleństwa
błyskiem w oczach na wroga, byli w tym momencie spełnieniem marzeń. Kilka minut
temu, gdy brama opadła, był pewny, że to koniec, że stracą króla i większość
rycerzy. Zastanawiał się już nawet nad tym, jak przekonać Horace’ego, aby
porzucił swojego przyszłego teścia i poszukał drogi ucieczki. Nie mogli nic
zrobić, a nie musieli ginąć. W końcu ktoś na nich czekał. Zamierzał znaleźć
Halta, zabrać Alyss i jak najszybciej przeprawić się do Araluenu. Wtedy
pojawili się Skandianie z Erakiem na czele, któremu wystarczyły sekundy, aby
ocenić sytuację i kazać swoim ludziom podnosić bramę.</span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">Teraz
Will pomagał przechodzić rannym pod podtrzymywaną przez trójkę ludzi bramą, od
czasu do czasu przebijając strzałą jakiegoś Genoweńczyka, który miał zamiar
zabić jednego z nich. Z dziedzińca dobiegały go okrzyki bojowe Skandian, szczęk
mieczy i przekleństwa rzucane przez rycerzy, który o mały włos uniknęli
śmierci. </span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Może wejdę do środka? Będę bardziej skuteczny, gdy…</span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Mamy się stąd wynosić, a nie pchać w łapy zabójców. Zabierzcie go stąd –
warknęła kobieta, która pojawiła się po drugiej stronie, pchając w ramiona
Willa nieprzytomnego rycerza. Zwiadowca rozpoznał w nim króla Duncana i przez
chwilę poczuł, jak ogarnia go przerażenie. Władca był cały pokryty krwią, miał
jednak nadzieję, że większość z niej należała do wrogów. Horace podbiegł do
niego, pomagając podtrzymać króla, który znacznie przewyższał wzrostem niskiego
zwiadowcę. </span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Zabiorę go na statek – mruknął młody rycerz, szczęśliwy, że kolejna osoba, na
której mu zależało, wymknęła się z rąk śmierci. Przerzucił sobie ramię rannego
i powoli ruszył w kierunku portu. Po chwili podbiegł do niego kolejny rycerz,
który wydostał się z zamku i po chwili zniknęli za zakrętem,</span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Ewakuujemy się! Pospieszcie się! – Blondwłosa kobieta, generał armii
teutońskiej, stała przed jednym ze Skandian podtrzymujących bramę i osłaniała go
tarczą. Na zamkowym dziedzińcu padały kolejne trupy, ale Skandianie bez trudu
utrzymywali Genoweńczyków na odpowiednią odległość, dzięki czemu pozostali
mogli się bezpiecznie wycofać. Coraz to nowi wojownicy przebiegali pod bramą,
przełykając tą plamę na honorze, jaką była ucieczka z bitwy. </span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">Na
szczęście wszystko szło sprawnie, a genoweński dowódca nie był w stanie
powstrzymać więźniów, zbyt rozkojarzony zbliżającą się od strony portu zamiecią
śnieżna. Pozostawała mu nadzieja, że uciekinierzy zagubią się podczas niej lub
zamarzną. Leonard zacisnął zęby, po raz kolejny próbując trafić w mężczyznę
podtrzymującego bramę. Bełt wbił się w tarczę rycerza Teutonii. Po raz kolejny.
Żaden z Genoweńczyków nie odważył się zejść na dziedziniec, gdzie szaleli
Skandianie, pozostawało więc ostrzeliwanie przeciwników z góry. </span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">Westchnął ciężko,
zastanawiając się, jak przekażą Marcusowi widomość o ucieczce więźniów.</span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify;">
<br /></div>
<br />
<div align="center" style="margin: 0px; text-align: center;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">***</span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Coś się stało? – zapytał król Celtii swojego doradcę, gdy znalazł go
opierającego się o burtę i wpatrującego się w wodę. Księżyc wyłonił się na
chwilę zza chmur, dzięki czemu sylwetka mężczyzny doskonale odbijała się w
morskim lustrze. Lyon mógł nie być najlepszy w odczytywaniu cudzych emocji, ale
nawet ślepiec zauważyłby, że coś się zmieniło. W niebieskich oczach nie było
już ani śladu wcześniejszego przerażenia, ponownie błyszczały pewnością siebie,
jednak w głębi skrywało się coś, co sprawiło, że król zadrżał. </span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Wszystko jest w najlepszym porządku – odparł cicho Raegan, nie przestając
wpatrywać się w swoje odbicie w tafli wody. Światło księżyca sprawiało, że znak
wokół jego oka był jeszcze bardziej widoczny. Po raz pierwszy od wielu lat
zupełnie mu to nie przeszkadzało.</span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Muszę powiedzieć, że jestem z ciebie dumny, wasza wysokość. Przez chwilę nie
byłem sobą, a ty świetnie sobie poradziłeś bez mojego wsparcia. Jednak melduję,
że wróciłem. I radzę odcumować okręt, bowiem zbliżają się pozostali rycerze, a
za nimi genoweński pościg. Potyczka z zabójcami nie leży w tej chwili w naszym
interesie.</span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">Lyon
odetchnął z ulgą, uśmiechając się lekko. Dobrze było mieć u swego boku z
powrotem w pełni opanowanego Raegana, który zawsze wiedział, co robić. Nad tymi
dziwnymi zmianami zachowania doradcy zastanowi się później, gdy będzie
odpoczywał bezpieczny w swoim zamku. </span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Odbijać! – Wrzask Eraka był doskonale słyszalny nawet z odległości
kilkudziesięciu metrów. Potężny wojownik jako pierwszy wyłonił się z mgły,
sadząc przed siebie długie kroki w szaleńczym biegu. Tuż za nim pojawiło się
dwóch rycerzy niosących rannego, którego natychmiast wnieśli na najbliższy
statek. Zaraz do mężczyzny doskoczyła jedna z uratowanych kobiet, próbując go
ocucić. </span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">Pozostali
przedstawiciele państw pojawiali się jedni za drugimi, zajmując miejsca na
najbliższym okręcie. Gdy ten był już pełny, kilkoro Skandian odepchnęło go od
pomostu i manewrując między mniejszymi łodziami, skierowało go w kierunku
wyjścia z portu. Erak rozsyłał uciekinierów do kolejnych statków, zaciskając
palce na trzonku topora i z niepokojem wpatrując się w mgłę. Wiedział, że
pościg już wyruszył, ale nie potrafił określić odległości, jaka ich oddzielała.
Do tego wszystkiego jeszcze ten przeraźliwy ziąb, Mieli szczęście, że woda w
porcie nie zaczęła zamarzać.</span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
To już wszyscy – poinformował go król Teutonii, który biegł na końcu ku
wielkiemu niezadowoleniu Artes. Teraz stał obok swojej generał, próbując złapać
oddech, a ona piorunowała go wzrokiem. Erak skinął głową i dał znać kolejnym
dwóm statkom, aby odpływały. Svengal skinął mu głową, po czym powrócił do
wydawania rozkazów. Na pomoście pozostał tylko oberjarl, otyły minister, król
Teutonii i jego rycerze, którzy nie mieli zamiaru uciekać, zanim nie upewnią
się, że ich władca jest bezpieczny. Wilczy Wicher czekał na nich na końcu mola,
z załogą gotową do odpłynięcia, gdy pierwszy bełt wyleciał z mgły, wbijając się
w mokre drewno.</span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Biegiem! – Erak nie wiedział, kto wydał komendę, ale nikt z nią nie dyskutował.
Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, rzucili się w kierunku Wilczego
Wichru, gdy kolejne bełty przeszyły ze świstem powietrze. Na szczęście mgła
utrudniała celowanie, więc zdołali dobiec do odbijającego już od mola okrętu.
Erak odbił się mocno od spróchniałych desek i po chwili wylądował na pokładzie,
podtrzymywany przez swoich podwładnych.</span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Zazdroszczę rozrywki, oberjarlu – uśmiechnął się szeroko Mikeal, który w drodze
losowania znalazł się w grupie, która miała nudzić się na statku. Mieszkańcy
Teutonii znaleźli się bezpiecznie na pokładzie, choć ostatniego jego towarzysze
musieli ratować przed wpadnięciem do wody. Takiego szczęścia nie miał otyły
minister, który nie był w stanie pokonać wciąż powiększającej się odległości
między pomostem a pokładem. Wylądował w lodowatym morzu, a jego tusza powoli
pociągnęła go na dno. </span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Patrzcie. – Król Celtii pojawił się koło Eraka, wskazując ręką na brzeg.
Wszyscy spojrzeli w tamtym kierunku, oczekując widoku licznych Genoweńczyków,
mierzących do nich z kusz. Nie odpłynęli jeszcze na bezpieczną odległość, więc
zabójcy wciąż mogli poczynić wielkie szkody. Jednak nikt nie stał na końcu
pomostu. Erak sięgnął po lunetę, aby lepiej się przyjrzeć ruchowi na początku
mola. Jeden z Genoweńczyków wyłonił się z mgły, ale nie rzucił się w ich
kierunku. Kusza wypadła mu z ręki, nogi drżały, a skóra wydawała się sina.
Wkrótce dołączyli do niego kolejny zabójcy w podobnym stanie. Wilczy Wicher już
prawie opuścił port, gdy pierwszy z nich opadł na ziemię, a po chwili w jego
ślady poszli pozostali, gdy nogi nie były w stanie utrzymać już ich ciężaru.
Erak zamrugał zdziwiony.</span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Oni… - szepnął, widząc pytające spojrzenie towarzyszy. To wydawało się być
niemożliwe. </span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Zamarzli – dokończył za niego Raegan, który pojawił się nie wiadomo skąd. Nim
Skandianin zdążył skomentować zmianę jego zachowania, ten uśmiechnął się lekko.
– Ludzie podczas wielkiego mrozu zamarzają. Zdarza się – podsumował, znikając
pod pokładem.</span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">Artes
zastanawiała się, czy warto dodać, że oni sami przeszli przez tą mgłę i śnieg,
a wciąż żyli. Jednak widząc wyraz twarzy Cedrica i ten charakterystyczny błysk
w oku, zrezygnowała z rozważania tej sprawy.</span></div>
<br />
<div style="margin: 0px; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12pt; line-height: 107%; margin: 0px;">–
Artes, przygotuj pergamin i atrament. Muszę napisać do króla Toscano. Zamierzam
wypowiedzieć mu wojnę.</span></div>
</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt; line-height: 107%;">~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif;">Nawet nie macie pojęcia, jak bardzo się męczyłam z tym rozdziałem. Ogólnie cały wątek Genowesy przeprawiał mnie o ból głowy. Dziesięć razy wszystko zmieniałam, bo brzmiało tragicznie. No, ale grunt, że wszyscy (nie licząc trupów) uciekli i mogę skupić się na Gilanie, Adrianie i Alaricu. Ambitnie chciałabym dodać do Wigilii kolejną część współczesną, ale nawet nie zaczęłam jej pisać, więc zobaczymy jak to wyjdzie.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif;">Rozdział niesprawdzany.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif;">Proszę o komentarze, nawet najkrótsze, bo dzięki temu wiem, czy wam się podoba czy nie. Na co mi liczne wyświetlenia, skoro nie znam waszej opinii? Dlatego jeszcze raz apeluję o komentarze. Napisanie paru słów nie gryzie.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif;">Pozdrawiam,</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif;">Mentrix</span></div>
</div>
Mentrix Hadleyhttp://www.blogger.com/profile/12663335915708995959noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-3294216773099711492.post-76745446902651804622017-11-11T00:21:00.001+01:002017-12-28T23:06:24.851+01:00Dodatek #1<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b><i><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Fenomenalny złodziej!
Policja bezradna.<o:p></o:p></span></span></i></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b><i><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;"><br /></span></span></i></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Funkcjonariusze z Komendy Głównej w
Nowym Orleanie bezradnie rozkładają ręce, a złodziej po raz kolejny triumfuje.
Tym razem ofiarą rabunku genialnego przestępcy, ochrzczonego pseudonimem
Fantom, padła „Rzeź niewiniątek” Petera Paula Rubensa. Obraz warty prawie 100
mln $ znajdował się na wystawie czasowej w Muzeum Narodowym, gdzie trafił
półtora roku temu, ciesząc oczy mieszkańców Nowego Orleanu i licznych turystów.
<o:p></o:p></span></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Fantom już wcześniej wskazał swój
kolejny cel. Dlaczego więc policja, która została zawczasu ostrzeżona, nie była
w stanie go powstrzymać? Złodziej prześlizgnął się między rozstawionymi
funkcjonariuszami, nie włączając nawet alarmu! To już jego szósta kradzież, a
wciąż pozostaje nieuchwytny! Wcześniej jego łupem padły między innymi słynne
„Słoneczniki” van Gogha. Czyżby Fantom miał pozostać już do końca bezkarny?
Niedawna nominacja sierżanta Carletona na stanowisko głównodowodzącego tą
sprawą dała nam nową nadzieję na ujrzenie twarzy złodzieja. Jednak Fantom po
raz kolejny odnosi sukces, a sierżant pozostaje z pustymi rękami. <o:p></o:p></span></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Powtarzające się porażki policji
niepokoją społeczeństwo. Skoro nie są w stanie ochronić paru obrazów przed
złodziejem, to co się stanie, gdy niebezpieczeństwo będzie zagrażać życiu
mieszkańców? Założą mundur, przypną odznaki i rozłożą bezradnie ręce? Próbowaliśmy
o to spytać komendanta, lecz odmówił jakichkolwiek odpowiedzi, co budzi jeszcze
większe wątpliwości…<o:p></o:p></span></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Przez resztę artykułu na nas narzekają, od czasu do czasu wychwalając
pomysłowość i inteligencję tego cholernego złodzieja. Zaczynam odnosić
wrażenie, że to my jesteśmy tymi złymi. Masz mi coś do powiedzenia, sierżancie?
Dlaczego ten przestępca nie został jeszcze ujęty?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Palce
funkcjonariusza nie przestawały wystukiwać na blacie biurka skocznej melodii,
która coraz bardziej irytowała szefa Komendy Głównej w Nowym Orleanie. Alaric
Carleton nie zaszczycił go nawet spojrzeniem, obserwując mężczyznę myjącego
zewnętrzne okna na ostatnim piętrze budynku naprzeciwko. Człowiek w niebieskiej
czapce z daszkiem i logo jakiejś nieznanej Alaricowi firmy zdecydowanie za
bardzo przykładał się do czyszczenia szyb znanej aktorki. Jednak najwyraźniej
był zbyt dumny z doskonale wykonanej pracy, więc uwieczniał efekty, wykonując
mnóstwo zdjęć. Po chwili przylepił się cały do okna. Sierżant wątpił, by było
to spowodowane nagłym lękiem wysokości. Tym bardziej, że mężczyzna zaczął
rozmawiać przez telefon.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Tam jest złodziej. Jestem pełen podziwu, że planuje włamanie tuż pod naszym
nosem – oznajmił, nawet nie słuchając tego, co mówił jego przełożony. Lysander
westchnął ciężko.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Wiem, wysłałem już po niego Cedrica, a właścicielka mieszkania została powiadomiona.
Czy możesz się teraz skupić na odpowiedzeniu na moje pytanie? – Podniósł się
zza biurka i zasłonił żaluzje. Alaric prychnął, gdy został pozbawiony widoku
tętniącego życiem miasta i musiał się skupić na komendancie, który uśmiechał
się z satysfakcją.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Więc? – ponaglił, wracając na swoje miejsce. Przesunął stertę papierów w bok,
aby nie zasłaniały mu podwładnego. Spojrzenie o barwie diamentów z odrobiną
zieleni i błękitu zderzyło się z pełnymi ironii niebieskimi oczami. Alaric
rozłożył ręce w teatralnym geście.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Nie potrafię go złapać. Jest zbyt dobry.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
W porządku. A teraz poproszę o prawdę.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Milczał.
Cisza cię przeciągała, a Alaric nie zamierzał jej przerywać.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Carleton, nie muszę cię chyba uświadamiać, że twoje porażki wyrabiają nam
opinię bezużytecznych, a moi przełożeni są coraz bardziej niezadowoleni.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Nie moja wina, że Nowy Orlean jest takim miastem. Narkotyki, porwania,
morderstwa – wszystkie sprawy są niedomknięte. A tym powinieneś zająć się ty.
Mafia bezkarnie prowadzi swoje interesy, a wielki pan komendant siedzi za
biurkiem.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Lysander
zacisnął pięści. Nie radził sobie – taka była prawda. Lecz w większość spraw
była zamieszana mafia. W tym wypadku należało postępować ostrożnie, bo już
niejeden policjant przypłacił życiem pomieszanie szyków tej organizacji. Nie
zamierzał być następny. Musiał zdobyć dowody przeciwko nie jednej, ale
wszystkim trzem organizacjom, które buszowały po jego mieście. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Mafią zajmę się osobiście. Ciebie jedynie proszę o złapanie złodzieja obrazów.
Wiesz, ile milionów dolarów już straciliśmy? <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
W porządku. Nie denerwuj się tak, szefie. – Sierżant podniósł uspokajająco
ręce. – Następnym razem złapię Fantoma. Jestem pewny.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Naprawdę? A ja właśnie zostałem mianowany szefem policji naszego stanu.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Mam ci pogratulować? – Jego usta wykrzywiły się w sarkastycznym uśmiechu.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
To raczej ja ci złożę gratulacje, gdy przyprowadzisz do mnie tego przestępcę w
kajdankach. Musisz przestać się z nim bawić, sierżancie.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Ależ ja go biorę na poważne, sir.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Grasz w jego grę. Nie wierzę, że jest w stanie cię przechytrzyć. Dlaczego pozwalasz
się wodzić za nos? <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Cisza.
Znów cisza. Czasem Lysander miał po prostu ochotę wstać i udusić siedzącego
przed nim policjanta. Lub wyrzucić przez okno. Choć wtedy byłoby więcej sprzątania.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Sierżancie?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Puste
spojrzenie niebieskich oczu. Wiedział, że jego podwładny zrobił coś
nielegalnego. Wciąż milczał uparcie, a on musiał wiedzieć, jeśli ma jakoś
zatuszować sprawę.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Proszę odpowiedzieć, sierżancie.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Znów
nic. Westchnął, próbując z innej strony.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Alaricu? <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Na
twarzy mężczyzny automatycznie pojawił się uśmiech. Oczywiście, chciał
rozmawiać z przyjacielem, a nie z przełożonym.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Mógłbyś do mnie wreszcie wpaść, Lys. Ostatnio zakupiłem naprawdę piękny obraz.
Nie jesteś koneserem sztuki, lecz jestem pewien, że nawet ty będziesz w stanie
docenić jego piękno. Jego ciepłe kolory idealnie odbijają się na mojej ścianie.
Nawet już nie muszę kupować kwiatów na stół.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Ciepłe
kolory? Kwiaty? Cudownie, lepiej być nie mogło.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Coś ty zrobił?!<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">***<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Czasami mam wrażenie, że zaszła pomyłka. Jestem prawie pewny, że kilka lat temu
wygrałem konkurs na dyrektora w jednej z najlepszych akademii dla dzieci
bogaczy. Miało być pięknie, kolorowo, bez zamartwiania się o rachunki. Tylko
podpisywanie dokumentów, przyjmowanie łapówek, gdy jedno z pociech miliardera
nabroi. Teoretycznie to mieli być młodzi, wychowani w dobrym domu ludzie,
wiedzący jak się odpowiednio zachować, przestrzegający prawa i kierujący się
żelaznymi zasadami moralnymi. Więc powiedz mi, Halcie, jakim cudem zostałem
dyrektorem kompleksu dla młodocianych przestępców?!<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Cóż, przyjacielu, żyłeś z złudnym świecie, gdzie synowie bogaczy chodzą w
garniturach i dyskutują kulturalnie o polityce, a dziewczęta w pięknych
sukniach plotkują o najnowszych trendach, jakby od tego zależało ich życie.
Dodam też, że słyszę ten wywód po raz czwarty w tym tygodniu. Co się stało tym
razem? – spytał wykładowca matematyki, popijając swoją ulubioną kawę. Pauline
miała zajęcia dopiero na drugiej lekcji, więc jej zmęczony życiem mąż dostał
napój bogów z najlepszej okolicznej kawiarni. Nie zdążył nawet ułożyć ody wychwalającej
jej niesamowity czyn, bowiem kobieta popędziła na swoją lekcję, oddalając się
ze stukotem obcasów.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Kolejny. Załatwili ostatniego.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Halt
spojrzał z uniesioną brwią na podawany mu przez Crowleya dokument. Chwycił
kartkę papieru i spojrzał na zapisany czarną czcionką tekst. Rezygnacja.
Niniejszym Edwin Filister, jedna z niewielu osób dbających o przestrzeganie
zasad, rezygnował z pozycji Przewodniczącego i odchodził ze szkoły. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Zadaniem
Przewodniczącego było pilnowanie, by ta zapatrzona w siebie młodzież przestrzegała
choć kilku zasad. Gdy złapano ucznia na łamaniu regulaminu, Przewodniczący
wyznaczał karę, często sam nadzorując jej wykonanie. Regulamin nie był
szczególnie rygorystyczny. Nie palić na terenie placówki, nie wdawać się w
bójki, nie szykanować i nie znęcać się nad innymi. Nie pić alkoholu, nie brać
narkotyków. Zakaz sprzedaży używek i załatwiania innych spraw sprzecznych z
prawem. Oczywistym było, że ci rozwydrzeni gówniarze będą chcieli złamać je
wszystkie, choćby na złość nauczycielom. A członkowie mafii, którzy przeniknęli
do szkoły i pozostali anonimowi, z chęcią im w tym pomagali, jednocześnie
werbując w swoje szeregi. I ani Halt ani Crowley nie potrafili sobie z tym
poradzić. Erak, nauczyciel wychowania fizycznego, wciąż wytrwale przeszukiwał wszystkie
szatnie w poszukiwaniu niedozwolonych substancji. Bezskutecznie. Uczniowie
wiedzieli, jak się kryć. Dlatego dyrektor musiał mieć jakiegoś Przewodniczącego.
Jeśli chcesz wejść między psy, musisz szczekać jak one. Niektóre informacje
były dostępne tylko uczniom, a nauczyciele mogli o nich pomarzyć. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Jednak
w tym momencie Crowley nie posiadał w szkole nikogo odpowiedniego na takie
stanowisko. Choć poprzednicy też się nie sprawdzili. Zawsze prędzej czy później
odchodzili lub przymykali na wszystko oko – przekupieni lub zastraszeni.
Przewodniczący musiałby być osobą o niezłomnym charakterze, ceniącą zasady i
lubianą. Powinien być też dyskretny i nie zrażać do siebie innych.
Przyjacielski, miły, ułożony, potrafiący się ochronić – wymarzony przez
Crowleya kandydat na to stanowisko.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Cóż, mam nadzieję, że biedny Edwin nie oberwał za mocno. Biorąc pod uwagę, że
pismo dostałeś dzisiaj, to musieli go dopaść w weekend. Ale jest też dobra
wiadomość, przyjacielu.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Niby jaka? Co może być w tym całym syfie dobrego? – sarknął dyrektor, szarpiąc
za rude włosy, w których zaczęły się pokazywać białe kosmyki. Wyłysieje i
osiwieje przez tą bandę. A trzeba było posłuchać Aralda, gdy proponował mu
zostanie cukiernikiem.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Kojarzysz syna Dawida? Widzieliśmy go jakieś dziesięć lat temu, gdy
odwiedziliśmy Lancastera w Nowym Jorku.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Ach. To był… Czekaj, Gilbert? – Crowley zmarszczył czoło, próbując sobie
przypomnieć imię małego brązowowłosego chłopca.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Gilan, nazywał się Gilan. Powinieneś zapamiętać imię dziecka, którego rodzice
byli na tyle szaleni, by uczynić mnie ojcem chrzestnym.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Mniejsza o to. I gdzie ta dobra informacja?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Chce zmienić szkołę. Ponieważ Dawida na to stać, zaproponowałem naszą placówkę
jako miejsce, gdzie jego syn będzie mógł rozwinąć swoje talenty. Wdał się w
ojca. Dość inteligentny, prawy i reaguje, gdy widzi przemoc. Idealnie się
nadaje. Teraz możesz mnie pochwalić, przyjacielu. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Halt, jesteś prawdziwym diabłem.<o:p></o:p></span></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">***<o:p></o:p></span></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Proszę otworzyć, pani Aferd! Wiem, że jest pani w środku!<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Alina
Aferd skrzywiła się, słysząc młody głos dobiegający zza drzwi i głośne
pukanie. Zacisnęła kościste palne na starym zdjęciu, wciąż próbując pogodzić
się ze stratą. West pomimo zamieszania w sprawy mafijne był dobrym człowiekiem.
Zupełnie nie zasługiwał na taki los. Dlaczego jeden błąd mógł decydować o
dalszym życiu, a nawet doprowadzić do jego utraty? Przecież byli szczęśliwą
rodziną, chociaż nie mogli mieć dzieci. Kochała go, akceptując przeróżne
sposoby, w jakie zarabiał na ich utrzymanie, jego podejrzanych towarzyszy. Od
zawsze wiedziała o jego powiązaniach z podziemiem. O pożyczce, którą wziął, aby
kupić dla nich dom na wsi, z dala od pełnego przestępstw Nowego Orleanu. Ukryli
się tu, myśląc, że zapomniano o pożyczonych pieniądzach. Ostatnie wydarzenia
uświadomiły jej, że mafia nigdy nie ustępuje.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Pani Aferd, niech pani otworzy! Inaczej będę zmuszona włamać zamek!<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Jednak
śmierć jedynego mężczyzny, którego kochała, nie była wystarczającą ceną. Szef
pragnął odzyskać pożyczone pieniądze, nasyłając na nią coraz to nowych
podwładnych. Uciekała, chowała się po znajomych, jednocześnie bojąc się, że i
ich narazi na niebezpieczeństwo. Teraz siedziała w mieszkaniu przyjaciółki z
całym dobytkiem, wszystkim, co było cokolwiek warte. Spuściła głowę,
powstrzymując łzy. Znów ją znaleźli. Skąd miała wziąć kilka milionów?!<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
To ostatnie ostrzeżenie! – W kobiecym głosie zabrzmiały stalowe nuty. Alina
wstała z fotela, owijając się szczelniej chustą. Przecież nie pozwoli, aby
zniszczono drzwi Bridget. Chociaż tyle mogła zrobić.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Przekręciła
klucz w zamku, biorąc głęboki oddech. Spróbuje jeszcze raz. Może wreszcie trafi
na kogoś, kto zrozumie, że jest bez grosza przy duszy? Za drzwiami stała
ciemnowłosa kobieta. Jej wiek nie zdziwił Aliny. Coraz młodsi ludzie wstępowali
w szeregi mafii i to oni byli odsyłani do najbardziej niewdzięcznych zadań, do
których należało między innymi egzekwowanie długów od osób takich jak ona.
Niegroźnych, pozbawionych nadziei. Parszywe łotry bez sumienia.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Odsunęła
się lekko w głąb mieszkania, zapraszając jednocześnie kobietę do środka. Ta
przeszła pewnie przez próg i nie pytając się Aliny o zdanie, ruszyła w kierunku
salonu. Oczywiście, najpierw obserwowali mieszkanie, aby mieć pewność, że
dłużnik nie szykuje jakiejś niemiłej niespodzianki.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Pani mąż był winny mojemu szefowi dziewięć milionów. Niestety zmarł, a dług
przechodzi na panią – zaczęła nieznajoma, rezygnując z siadania na oferowanej
jej kanapie. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Zmarł? Zmarł?! Zabiliście go, posłaliście na samobójczą misję, gdy chciał choć
trochę zmniejszyć zadłużenie!<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Ryzyko jest wpisane w przynależność do naszej organizacji. Wypadki się zdarzają
– odparła ciemnowłosa bez emocji. Zielone oczy nie zmieniły wyrazu.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Oczywiście najczęściej wtedy, gdy trzeba się pozbyć niewygodnego członka –
parsknęła Alina, nie mogąc się powstrzymać. Nerwy powoli puszczały, a ona miała
ochotę rzucić się na tą przeklętą kobietę, która okazała się jeszcze bardziej
nieczuła niż poprzednicy.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
To już kwestia własnej interpretacji. Faktem jest, że ma pani u nas dług, a my
zawsze pilnujemy, aby zostały spłacone co do grosza. Zajęliśmy pani dom, a
agent wycenił go na półtora miliona włącznie z wyposażeniem, a kolejną kwotę
zabraliśmy z konta bankowego. Zostało ponad pięć milionów. Podobno uciekła pani
z wartościowymi przedmiotami. Gdzie one są?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Alina
zamarła. Myślała, że ukryje to, że jakiekolwiek kosztowności posiada. Aktualnie
to były jej jedyne środki do życia. Nie miała pracy ani od kogo pożyczyć, bo
znajomi także nie spali na pieniądzach. Nie mogła ich oddać. Jej wzrok
mimowolnie powędrował w kierunku szafy, gdzie ukryła wielką walizkę. West nigdy
nie wpłacał wszystkiego do banku, bo nauczony doświadczeniem, chciał być w
każdej chwili gotowy na ucieczkę. Miała tam dwa miliony – wystarczająco, aby
wyjechać do innego kraju i kupić dom. Dlaczego zwlekała? Aż tak trudno było jej
opuścić dom męża?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Ciemnowłosa
kobieta zauważyła jej wzrok i natychmiast podeszła do szafy, wyjmując z niej
walizkę. Otworzyła ją, przypatrując się plikom banknotów i złotym naszyjnikom z
diamentami. Jeden z nich był podarunkiem ślubnym od Westa. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Idealnie. Będą z dwa miliony – mruknęła do siebie, zasuwając zamek i podnosząc
bagaż. Odwróciła się do chudej kobiety, która trwałą w bezruchu na kanapie. Już
chciała wychodzić, ale dziwny błysk przykuł jej wzrok.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Pani obrączkę też poproszę – powiedziała, stając przed nią z wyciągniętą ręką.
Pierścień najprawdopodobniej był wykonany ze szczerego złota.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Nie… Nie możesz… Zabraliście mi wszystko! Zostawcie chociaż… - Nie potrafiła
wykrztusić nic więcej, zalewając się łzami. Przytuliła dłoń ze swoim skarbem do
piersi, usiłując za wszelką cenę zatrzymać go przy sobie. To była jej ostatnia
pamiątka po mężu. Wszystkie zdjęcia i wspomnienia musiała pozostawić za sobą,
gdy uciekała z domu.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Napięła
mięśnie, gdy jej ręką została szarpnięta do góry. Zamachnęła się pięścią, próbując
obronić się przed przeciwnikiem. Nic to nie dało, a kobieta wykręciła jej dłoń
z obrączką, przez co Alina krzyknęła cicho. Poczuła, jak cenny pierścień zsuwa
jej się z palców, a chwilę później uścisk zelżał, a ona upadła na wyblakły
dywan. Szlochając uniosła głowę. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Po pozostałe trzy miliony zgłosimy się za dwa tygodnie. Radzę zebrać pieniądze
i nie próbować uciekać, bo może się skończyć rozlewem krwi – mruknęła
wysłanniczka mafii, po czym wyszła, zamykając za sobą drzwi.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Alina
skuliła się na podłodze. Z trudem łapała powietrze, nie mogąc wyjść z szoku.
Jej świat rozpadł się doszczętnie. Dziewięć milionów. Jak można być takim
głupcem?!<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">***<o:p></o:p></span></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Adriana
westchnęła, opierając się o ceglany murek. Chłodny wiatr owiał jej twarz,
przynosząc ukojenie nerwom. Jak ona nienawidziła wymuszać spłaty długów. Ci
wszyscy idioci, którzy myśleli, że mogą uciec od tego obowiązku – jak oni ja
irytowali. Najgorsze były kobiety, bo te zawsze próbowały wzbudzić litość łzami
i tragicznymi historyjkami. Adriana nie była nieczuła, ale ich niekonsekwencja
sprawiała, że miała ochotę kogoś pobić. Najpierw pożyczają takie gigantyczne
sumy, a potem się dziwią, że nie są w stanie oddać. Mężczyźni przynajmniej
próbowali uciekać, przez co dochodziło czasem do wymiany ciosów. Wtedy
przynajmniej miała jakąś rozrywkę.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Masz? – Cichy głos Artes wyrwał ja z zamyślenia. Blondynka była ubrana w ciemny
żakiet i spódnicę, przez co przypominała raczej dobrze zarabiającą prawniczkę niż
przedstawicielkę mafii. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Tak, będą z dwa miliony. I niech ktoś obserwuje dom, bo nie mam pewności, że ta
porażka życiowa nie zwieje. Jak wychodziłam, wydawała się zdolna do
wszystkiego. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Nieistotne. Bez pieniędzy nie ucieknie za daleko. Chodź, mam niedaleko
samochód. Odwiozę cię do domu.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Adriana
skrzywiła się, podając Artes walizkę z pieniędzmi. Dzieliły je zaledwie cztery
lata, ale to nie przeszkadzało starszej kobiecie traktować ją jak młodszą
siostrę. Obie wychowały się w domu dziecka i od zawsze musiały radzić sobie
same. Jednak teraz Artes miała Cedrica, a Adriana powoli odsuwała się w bok,
woląc nie patrzeć na tulącą się do siebie parę. Najchętniej wynajęłaby
oddzielne mieszkanie, ale w ukochanym blondynki było coś, co kazało jej się trzymać
blisko i na niego uważać.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Przechodziły
obok okna zadłużonej kobiety, kiedy usłyszały huk wystrzału.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Szef nie będzie zadowolony. Właśnie jego okazja na odzyskanie kilku milionów przepadła
– westchnęła Artes, wyciągając telefon, aby wezwać kogoś, kto zajmie się ciałem
samobójczyni. Lepiej, aby zniknęło. Nowoorleańska policja już od dawna
siedziała im na karku, a nie chcieli dawać im kolejnych możliwość do oskarżeń. A
tak wystarczy usunąć trupa i zostawić odpowiedni liścik, a znajomi kobiety
pomyślą, że spakowała wszystko i uciekła. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Rozumiem, że jutro wracasz do szkoły – mruknęła do młodszej dziewczyny, która
skrzywiła się niechętnie. Udawało jej się unikać tego obowiązku przez prawie
dwa tygodnie, wykonując różne zadania dla ich szefa, ale tan okropny dzień
musiał w końcu nadejść. Będzie zmuszona wrócić do tej bandy idiotów, którzy tak
łatwo dają sobą manipulować.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Pojutrze. Muszę odpocząć – sprostowała, otwierając drzwi do czarnego sportowego
auta. Artes miała gust. I prawo jazdy. Natomiast Adriana nie ważne, ile razy do
tego podchodziła, nie mogła zaliczyć teorii. Po co jej była znajomość znaków
drogowych, skoro udawało jej się uciekać przed policją z niesamowitą
prędkością, nie spowodowawszy żadnego wypadku?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Niech będzie. Ale musisz tam wrócić jak najszybciej. Nie możemy pozwolić, aby
Develorre zdobyli przewagę na tym terenie. Pamiętaj o swoim zadaniu.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Adriana
westchnęła, wpatrując się w mijane po drodze budynki. Szkoła wyższa im.
Dionizego Campbella, była placówką dla młodych z bogatych rodzin, których stać
było na wysokie czesne. To tam mafia werbowała nowych członków, najpierw wciągając
ich w narkotyki i inne używki, a potem do własnych szeregów. Uczelnia była
jednak ziemia niczyją. Żadna z trzech grup mafijnych działających w Nowym
Orleanie nie mogła przywłaszczyć sobie tego terenu. Zwykle więc wysyłała kogoś
od siebie do szkoły, aby znajdował ludzi na tyle zepsutych, aby bez wahania
wykonywali nawet najgorsze rozkazy szefa mafii. Dwa lata temu padło na Adrianę
i teraz musiała się użerać z Leonardem Valdezem, których próbował różnych
niedozwolonych zabiegów, aby przejąć to terytorium. Był uciążliwy, ale musiała
niechętnie przyznać, że wiedział, jak pozbywać się Przewodniczących. Irytujące
kujony, przekonane o swoich możliwościach, nie raz wdały im się we znaki, krzyżując
ich plany. Na szczęście byli nawet słabsi niż pozostali.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Słyszałam, że w weekend z Angusem dopadliście ostatniego Przewodniczącego.
Bardzo go pobiliście? – spytała Artes, stając na światłach, choć z bocznej
uliczki nie wyjeżdżał żaden samochód. Adriana naprawdę nie rozumiała
zamiłowania wspólniczki, do przestrzegania zasad drogowych.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Nie mieliśmy wyjścia, pajac za bardzo się stawiał. Chyba myślał, ż jak dostał
ten tytuł z rąk dyrektora, to nikt mu nie podskoczy. Proponowaliśmy mu
pieniądze w zamian za ignorowanie naszych poczynań, ale odmówił. Więc trzeba go
było inaczej przekonać, że czas zrezygnować ze stanowiska. Powinien się
cieszyć, że powstrzymałam Angusa, bo nie wyszedłby szybko ze szpitala –
parsknęła, przypominając sobie przerażone szare oczy, spoglądające zza
markowych okularów i chłopaka leżącego wśród deszczu na ziemi i błagającego,
aby przestali. Za grosz dumy i hartu ducha.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Mam nadzieję, że zasłoniliście twarze. Ten cholerny komendant tylko czeka na
nasze potknięcie.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
To się nie doczeka. I nie musisz mnie pouczać, jak załatwiać swoją robotę. Ja
przynajmniej nie boję się pobrudzić sobie rąk.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Artes
była snajperem. Rzadko dostawała zadania, ale czasem zdarzały się cele tak
niebezpieczne, że trzeba było je zdjąć z dużej odległości. Na takiej właśnie
misji poznała Cedrica. Adriana nie zapomni tego, jaka blondynka wróciła wtedy
do domu. Początkowo myślała, że ja czymś odurzyli, dopiero po ogólnych
wyjaśnieniach zrozumiała te rozmarzone oczy i zarumienione policzki. Pół roku
później Cedric, będący dotąd wolnym strzelcem, pracował dla ich szefa jako
zabójca. Nie minęły dwa miesiące, a Adriana, gdy wstawała do szkoły, musiała
znosić pełnego energii mężczyznę, siedzącego przy stole z kawą i czyszczącego
swoje pistolety.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Dyrektor podobno dość szybko znalazł nowego kandydata na Przewodniczącego.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Doprawdy? Niby gdzie? Wszyscy są tam zepsuci aż do kości. Edwin był ostatnią
nadzieją Crowleya.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Mówi się, że to ktoś nowy. Z Nowego Jorku – dodała, spoglądając kątem oka na
towarzyszkę.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
A co to za różnica? Każdego da się przekupić bądź zastraszyć.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Może ten będzie inny?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Byłoby miło, bo powoli zaczynam się nudzić.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">***<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Crowley
zacierał pod biurkiem ręce, patrząc na długopis poruszający się w dłoni Gilana
Lancastera. Tusz powoli wsiąkał w papier, a nieświadomy ciężaru obowiązku jaki
na nim spoczął, szatyn uśmiechnął się szeroko.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Jeszcze gdzieś podpisać?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Jeszcze tutaj i mamy wszystko z głowy – wyjaśnił zachwycony nowym zielonookim
nabytkiem dyrektor, podsuwając przyszłemu uczniowi ostatni dokument. Gdy tak
patrzył na chłopaka, od razu przypominał mu się Dawid. Jeśli syn odziedziczył
choć część charakteru po ojcu, to Crowley przez następne miesiące nie będzie się
musiał martwić posadą Przewodniczącego. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Proszę – mruknął Gilan, oddając mu podpisany dokument. Dyrektor z namaszczeniem
schował go do teczki z resztą danych młodego Lancastera i wstał zza biurka,
wyciągając w jego kierunku rękę. Zaskoczony uczeń uścisnął mu niepewnie dłoń.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Witamy w Campbellu, Gilanie. Mam nadzieję, że przeżyjesz tutaj niezapomniane
chwile.<o:p></o:p></span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">O
tak, on i Halt z pewnością tworzyli dobrany duet istnych diabłów.</span><span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;"><br /></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Jestem z siebie dumna, że się wyrobiłam, tak jak obiecałam. Liczba stron też nie jest zbyt mała, ale treść... Tak właściwie, to nie wiem, co o tym myśleć. Najbardziej podoba mi się pierwszy fragment, co chyba nikogo nie zdziwi. A potem... Mam wrażenie, że coś schrzaniłam. Ale to może wina tego, że po raz pierwszy piszę jakiekolwiek opowiadanie, które ma miejsce w teraźniejszości. Może potrzebuję czasu, aby się wczuć.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Nie będę was zamęczać moim biadoleniem. Następny rozdział pewnie w Mikołajki, ale to jeszcze potwierdzę. A rozdział normalnego opowiadania powinien pojawić się do końca listopada. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Nie sprawdziłam trzech ostatnich fragmentów, więc przepraszam za błędy. Czekam na wsze komentarze, bo jestem ciekawa, co o tym sądzicie! </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Wydaje mi się, że w miarę odpowiednio dopasowałam zawody do postaci, ale chcę poznać wasze zdanie.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Pozdrawiam,</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Mentrix</div>
</div>
Mentrix Hadleyhttp://www.blogger.com/profile/12663335915708995959noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-3294216773099711492.post-42796576662426718272017-10-27T22:14:00.001+02:002018-02-14T07:10:01.843+01:00Rozdział XL<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Miasto
było pogrążone w ciszy, a grube mury oddzielały je od krzyków rozlegających się
na dziedzińcu zamku. Nic nie wskazywało na to, aby mieszkańców coś zaniepokoiło
i przerwało mocny sen. Temperatura robiła się coraz niższa, więc nawet
największe nocne marki postanowiły się zaszyć pod ciepłą pierzyną. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Liam
odetchnął z ulgą, gdy za następnym zakrętem ulica także okazała się pusta. Nie
miał siły, aby usunąć mieszkańca Genowesy, który stanąłby mu na drodze, tym
bardziej, że każdy z nich był wyszkolonym zabójcą. Dla zwiadowcy pozostawał
bardzo niepokojący fakt, że królestwo Toscano nic nie robiło w sprawie całego
miasta zamieszkanego przez tak niebezpiecznych i zdradliwych ludzi. Gdyby na
miejscu tutejszego króla był Duncan, to siedlisko zła już dawno przestałoby
istnieć. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Robi się coraz zimniej – mruknął Samuel, pocierając zmarznięte ramiona. Liam
skinieniem głowy przyznał drugiemu zwiadowcy rację. Miał nieodparte wrażenie,
że w powietrzu wisiało coś ciężkiego, jakaś katastrofa, która lada chwila
spadnie im na głowę. Temperatura za to coraz bardziej zaczynała przypominać tą
z lenna Norgate, na północy Araluenu. Liam nigdy nie sądził, że coś takiego na
południu jest możliwe. Przecież nie było nawet zimy!<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Musimy się pospieszyć. Jeśli ranni pozostaną na długo w takim chłodzie, to może
dojść do odmrożeń.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Nie
wiedział, ilu ludzi zdołało opuścić twierdzę, zanim wszczęto alarm. Mógł mieć
jedynie nadzieję, że rycerze zdołają zatrzymać wroga na czas, który był
potrzebny do wyprowadzenia wszystkich rannych. I że Halt z Willem uratują
zakładniczki. Na samą myśl o tym, że jego przyjaciel mógł stracić żonę,
ścisnęło mu się serce. Wciąż pamiętał radość w oczach starszego zwiadowcy, gdy
oświadczył członkom Korpusu, że Pauline przyjęła jego oświadczyny. To była
jedna z niewielu chwil, gdy Halt okazał otwarcie takie emocje.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Sprawdź port. Wrócę i pomogę nieść rannych. Im szybciej wejdziemy z nimi na
statki, tym lepiej.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Liam
skinął w milczeniu głową, przyglądając się rozciągającej się przed nim ulicy.
To była jedna z głównych dróg w mieście, więc dochodziły do niej pomniejsze
uliczki. Nikt nie mógł mu zagwarantować, że w jednej z nich nie czai się wróg.
Wątpił, aby ktokolwiek w środku nocy maszerował do portu, ale przezorny zawsze
ubezpieczony. Otulił się mocniej pozostałościami płaszcza, wzdrygając się na
mroźny podmuch wiatru. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Ruszył
bezszelestnie ulicą, trzymając się lewej strony. Skrzywił się, gdy usłyszał
cichy odgłos stawianych kroków. Siedzenie przez dłuższy czas w bezruchu, głód i
pragnienie nie wpłynęły zbyt dobrze na jego organizm, dlatego jego chód nie był
tak pewny i wydawał niepotrzebny hałas. Wiedział, że tylko on to słyszy, ale ta
niedoskonałość irytowała. Przylgnął do muru, ostrożnie spoglądając w boczną
uliczkę. Okazała się pusta, przez co odetchnął z ulgą. Podobnie było z
kolejnymi. Żadnej żywej duszy, żadnego człowieka, który próbowałby ich
zatrzymać. Minusem było to, że chłód stał się jeszcze bardziej nie do
zniesienia. Może była to wina znajdującej się nieopodal wody? Przed nim
powinien być port, ale zasnuwała go gęsta mgła. Nigdy takiej nie widział, więc
podszedł z ciekawością wyciągając rękę. Cofnął ją gwałtownie, gdy poczuł, jak
pokrywa się szronem. Nigdy czegoś takiego nie widział. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Zmrużył
oczy i spojrzał przed siebie, próbując zauważyć cokolwiek w gęstej zawiesinie.
Po chwili otworzył oczy ze zdumienia. Niemożliwe. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">***<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Diego
Lesten prawie przewrócił się na schodach przez leżące przed nim ciało
Genoweńczyka. Musiał być jedną z pierwszych ofiar Szkotów, których dopiero po
kilka minutach zmuszono do wycofania się z pierwszego piętra. Widział ich
chwilę temu, gdy z pasją zabijali każdego zabójcę, który nawinął się na ostrze
miecza. Przemknął tuż obok, nie rzucając się nikomu w oczy. Nie miał czasu na
walkę. Musiał powiadomić dowódców o tym, co działo się w okolicach portu.
Uciekający więźniowie nie byli ich jedynym, a już na pewno nie największym,
problemem. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Przepuście mnie, muszę złożyć raport – warknął na dwóch Genoweńczyków, którzy
zagrodzili mu drogę, odcinając od wejścia na pierwsze piętro. Po chwili obaj
odsunęli się w bok, rozpoznając jednego z towarzyszy, zazwyczaj pełniących
wartę w porcie. Diego przepchnął się między nimi i wpadł na krużganek,
otaczający pierwsze piętro. Doskonałe miejsce do obserwacji walki, jaka toczyła
się na dziedzińcu. Wielu Genoweńczyków stało przy balustradzie, przygotowując
kusze do strzału. Gdy tylko ich wspólnicy opuszczą plac, strzały pomkną w
kierunku więźniów. Nie będą mieli się gdzie schować, będąc pod ostrzałem z
każdej strony. Jednak kusznicy mogli nie być potrzebni – liczba przeciwników powoli
malała, przerzedzana przed genoweńską stal. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Panie, mam ważne informacje – rzekł, stając obok Dario. Zastępca Leonarda
obdarzył go zirytowanym spojrzeniem i powrócił do obserwacji walki na
dziedzińcu. Jeńcy poszli w rozsypkę, nie uformowali żadnego szyku, tocząc
samotne pojedynki na całym placu. Kolejni padali, będąc zbyt zmęczeni i
wymizerowani, aby poradzić sobie z zabójcą będącym w pełni sił. Jeszcze trochę,
a brawurowa ucieczka zakończy się wybiciem ich co do nogi. Musiał jeszcze zająć
się rannymi, którzy zdołali uciec, lecz biorąc pod uwagę ich rany nie mogli być
zbyt daleko. Pomyśli o tym, gdy przybędzie Leonardo i przejmie dowództwo nad
tym całym chaosem. Spojrzał w bok, gdzie jeden z kuszników skinął mu głową.
Byli gotowi. Teraz tylko poczekać, aż jego ludzie będą mieli okazję, aby się
wycofać na piętro. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Do mnie, idioci! Chronić króla!<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Donośny,
kobiecy głos przebił się przez szczęk stali i bojowe okrzyki. Dario bez
problemu namierzył wzrokiem kobietę w zbroi, przedzierającą się w kierunku
młodego mężczyzny. Nie miał pewności, ale chyba był to król Teutonii. W takim razie
kobieta musiał być jednym z jego generałów. Kolejny problem. Skrzywił się, gdy
na jej rozkaz kilkunastu rycerzy porzuciło swoich przeciwników i ostrożnie się
wycofało, otaczając ich władcę z każdej strony. Temu, sądząc do ostrej wymianie
słów z generałem, najwyraźniej niezbyt się spodobało odcięcie go od wrogów. W
końcu najwyraźniej doszli do porozumienia, bo stanęli w jednym szyku ze swoimi
rycerzami, tworząc okrąg z tarcz na środku dziedzińca. Postrzępione białe
płaszcze z czarnymi krzyżami powiewały wokół nich. Cholerny Zakon.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Co tu się wyprawia? – Chłodny głos Leonarda oderwał jego uwagę od małego punktu
oporu. Dowódca Genoweńczyków stał niezadowolony tuż za nim, żądając wyjaśnień.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Więźniowie uciekli. Zdołali już przenieść większość rannych przez bramę. Jednak
to tylko kwestia czasu, aż ich wybijemy. Proszę o cierpliwość – zameldował,
stajać przed przywódcą na baczność. Leonardo był nieobliczalny, więc lepiej
było okazywać nawet przesadny szacunek niż mieć potem problemy.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Więc dlaczego nie zamknęliście bramy? Czy ktokolwiek z was myśli?! – wybuchnął,
widząc pewność siebie swojego zastępcy. Czy ta hołota choć raz nie potrafi
zrobić czegoś dobrze? Wystarczyło opuścić kraty, wybić jeńców na dziedzińcu i
wysłać w pogoń za uciekinierami grupę Genoweńczyków. Nawet dziecko by to
wiedziało.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Próbowaliśmy, ale stoi przy niej jakiś rycerz ze zwiadowcą i zabijają każdego,
kto chociaż się zbliży.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Nieistotne. Wybijemy ich wszystkich z kuszy. Wydaj rozkaz do strzału.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Dario
zbladł. Leonardo by się nie odważył, prawda?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Ale tam są moi ludzie. Odpowiadam za nich i nie skażę ich na śmierć. To tylko
kwestia kilku minut. Proszę, dowódco, daj im czas na wycofanie.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Leonardo
nawet nie drgnęła powieka. Stał nieruchomo jak posąg, wpatrując się w swojego
zastępcę pustym wzrokiem.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
To był rozkaz.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Ale tam są… – Dario nie zdążył dokończyć zdania. Naciągnięta kusza, którą
trzymał w ręku została wyrwana, a chwilę później bełt utkwił w jego gardle. Z
tak bliskiej odległości nikt by nie spudłował. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Diego
z przerażeniem wpatrywał się w osuwającego się na zimny kamień zastępcę i gniew
malujący się na twarzy dowódcy. Dario ruszał się jeszcze przez chwilę, brudząc
krwią podłoże, póki nie wykończyło go celne kopnięcie Leonarda. Wokół panowała
cisza, nawet okrzyki z dziedzińca wydawały się odległe. Stojący wokół
Genoweńczycy zamarli w bezruchu, bojąc się zwrócić na siebie uwagę przywódcy.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Gratulacje, zabójco. Właśnie awansowałeś – zwrócił się do stojącego najbliżej
Diego, którego na te słowa oblał zimny pot. Jak każdy pragnął obejmować coraz
do wyższe stanowiska w ich genoweńskiej społeczności, a tu teraz dostanie od
razu stopień zastępcy, ale… Nie tego chciał. Martwe ciało przypominało, co się
dzieje z tymi, którzy odmówią wykonania rozkazu. A on właśnie stał się
odpowiedzialny za większość współbraci. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Panie, ja…<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Przybyłeś z jakimiś wieściami, prawda? Zdaj raport, a potem obejmij swoje
stanowisko i zakończ tą farsę. Jak ty się w ogóle nazywasz?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Diego Lesten, panie. Pełniłem wartę w porcie, ale ośmieliłem się opuścić
stanowisko, aby was powiadomić. Nadchodzi zamieć śnieżyna, panie. Właściwie już
tu jest. To bardzo dziwne, bowiem nikt nie widział, aby nadciągała z północy.
Po prostu się pojawiła, znikąd zaczął wiać mocny wiatr, a chwilę później
uderzył śnieg… Musieliśmy uciekać, a Francis zamienił się w lodowy posąg. Nigdy
czegoś takiego nie widziałem, panie. Wydaje się, że najgorzej jest w okolicach
skarbca, ale wszystko się szybko rozprzestrzenia. Musimy się schronić w zamku,
zanim zamarzniemy.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Leonardo
zmarszczył brwi niezadowolony? Śnieżyca pojawiająca się znikąd? I to jeszcze na
południu kontynentu? W najzimniejsze zimy można było tu ewentualnie zmierzyć
się z gradem, ale śnieg? Mróz, który w ułamku sekundy zamienia ludzi w lodowe
posągi? Żałował, że Lilith z nim nie było. Był pewien, że to sprawka magii.
Najwyraźniej Lysander postanowił wykończyć zabójców w ich własnym domu. Nie przewidział
jednak, że jego działanie odbije się także na uciekinierach, którzy zmierzali w
stronę portu. A może wcale nie zależało mu na ich życiach? Dowódca uśmiechnął
się pod nosem, czując niechciany szacunek do maga. Po trupach do celu – tak się
właśnie wygrywało.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Wydaj rozkaz, nie wystrzelają tych marnych rycerzy. A potem wszyscy do środka.
I przynieście dużo drewna. Trzeba będzie przeczekać – mruknął, stojąc tyłem do
zastępcy. Przez otwór strzelnicy w murze zamku widać było panoramę Genowesy.
Teraz miasto pokrywała biała, gęsta mgła, a szalejąca wewnątrz zamieć
przynosiła zimne mroźne powietrze. Zadrżał i otulił się mocniej płaszczem,
ruszając w kierunku drzwi, prowadzących do ciepłej sali. Musiał się
skontaktować z Lilith. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Diego
patrzył za odchodzącym dowódcą, a w uszach dźwięczały mu jego rozkazy.
Strzelać? Ale tam wciąż byli zabójcy… Nie, nie zabójcy – tam byli jego ludzie.
Jego wzrok mimowolnie spoczął na nieruchomym Dario. Przełknął głośno ślinę.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Strzelać bez rozkazu. I niech ktoś zamknie bramę.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">***<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Reinhard
Arnstein uniósł tarczę, osłaniając króla przez gradem spadających strzał. Artes
odetchnęła z ulgą, widząc, że zdążyli utworzyć szyk na czas. Stali w okręgu,
plecami do siebie, osłaniając się wzajemnie. Rycerze z innych państw nie mieli
tyle szczęścia – nie wzięli tarcz, nie mieli się czym bronić i teraz padali na
brudny dziedziniec martwi, bądź zwijając się z bólu. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Rozejrzała się wokół,
oceniając sytuację. Kobiety prowadzone przez starego zwiadowcę znajdowały się
wraz z nim poza bramą, której strzegł młodszy zwiadowca i jakiś rycerz. Z zamku
wydostawali się ostatni ranni. Skrzywiła się, widząc, w jakim są stanie. W rany
wdały się zakażenia, a oni będąc nieprzytomni byli niesieni przez lepiej
trzymających się towarzyszy. Powinni ich zostawić. Tylko ich opóźniali, a i tak
nie mieli szans na przeżycie. Walczący musieli wycofać się z dziedzińca, zanim
niepozostanie nikt żywy. Wielu wojowników rzuciło się w stronę bramy, widząc w
niej jedyną nadzieję na ratunek, ale większość padała zanim zdołali przebyć
choćby połowę drogi. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Odepchnęła
ciało Genoweńczyka, który wpadł bezwładnie na jej tarczę. Z pleców zabójcy
wystawała strzała, a twarz zastygła w wyrazie zdziwienia. Nie sądził, że
towarzysze zaczną strzelać, gdy któryś z nich będzie na dole. Naiwny. Zerknęła
w kierunku bramy. Musieli się stąd wynosić.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Wasza wysokość, proszę wejść do środka. Tak będziemy w stanie cię lepiej
chronić – powtórzyła, zdajać sobie jednak sprawę, że cokolwiek by powiedziała,
nie zmieni jego zdania.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Cedric skulony za tarczą,
podobnie jak reszta oddziału, spojrzał na nią urażony.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Nie mogę się chować i pozwolić, by broniła mnie kobieta. Przestań mnie
traktować jak Lacie. To ja masz chronić, a nie mnie. Potrafię o siebie zadbać,
a ty po prostu pilnuj moich pleców – warknął zirytowany. Artes była cudowna,
nawet więcej niż cudowna, ale w tym aspekcie przesadzała. Wiedziała, jak
dowodzić armią, jak walczyć, lecz nie potrafiła mu zaufać, że utrzyma się przy
życiu. Nie wiedział, dlaczego zasłużył na taka opinię – w końcu był jednym z
najlepszych wojowników w Teutonii.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Jesteś królem. Wypadki się zdarzają, a twoja strata…<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Jestem też Mistrzem Zakonu. Mam zobowiązania, które obejmują stanie przy boku
moich ludzi – przerwał jej, nie mając zamiaru słuchać kolejnego wykładu. Nie na
polu bitwy. Nie wtedy, gdy w każdej chwili mogłeś zginąć, a adrenalina tak
cudownie buzowała w całym ciele. W takich chwilach chciał się cieszyć chwilą.
Cichy jęk przyciągnął jego uwagę.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Artes
westchnęła, rezygnując z dalszych prób przekonania władcy. To była strata czasu
i sił. Może Cedric i był jednym z najsilniejszych rycerzy oraz Mistrzem Zakonu,
ale bywał tak lekkomyślny, że czasami dziwiła się, jaki cudem jeszcze żyje. Jej
zadaniem było go chronić, ale sam król tego nie ułatwiał, uznając, że jej pomoc
jest zbędna. Pamiętała, gdy podczas tłumienia buntu jednego z magnatów wysłał
ją na front. Była szczęśliwa, że zdecydował się zostać w zamku. Przynajmniej do
chwili, w której się dowiedziała, że zebrał wojsko i korzystając z jej
nieobecności ruszył podbijać sąsiednie państwo. Udało mu się, odniósł
spektakularne zwycięstwo. Jednak przecież wystarczyła jedna zbłąkana strzała…<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Co ty wyrabiasz?! – wrzasnęła, rzucając się za Cedrikiem, który wyłamał się z
szyku i biegł przed siebie. Kilka strzał zdążył odbić się od tarczy, zanim
dotarł do klęczącego, nieosłoniętego niczym rycerza. Zaklęła, osłaniając ich,
gdy jej król starał się go podnieść. W tym celu musiał opuścić tarczę i zawiesić
ja sobie na plecach. Potrzebowali cudu, aby wyjść z tego żywi. A jak jeszcze Cedric
będzie się rzucał na pomoc każdemu pomniejszemu rycerzowi…<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Dbam o przyszłe sojusze – odpowiedział na jej pytanie, podnosząc mężczyznę,
który praktycznie na nim wisiał. W jego udzie tkwiła strzała, a ramię było
rozdarte. Pozostawała nadzieja, że żaden grot nie uszkodził tętnicy.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Dopiero
po jego słowach zwróciła uwagę na strój i twarz rannego. Jeśli dobrze pamiętała
z obrazów, właśnie obok wykrwawiał się Duncan, władca Araluenu. Gdzie na
wszystkich bogów byli jego rycerze?! Dlaczego nikt nie bronił swojego króla?!<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Skinęła
głową Siegfriedowi, który dołączył do niej z resztą rycerzy. Może powinna ich
docenić. Z pewnością byli bardziej odpowiedzialni niż inne straże przyboczne. W
tym momencie widziała tylko kilkunastu wojowników, kulących się pod ścianami w
nadziei, że pociski ich nie dosięgną. Około tuzin ranny robiło to samo, nie
mogąc dotrzeć do bramy. Broniący jej zwiadowca i rycerz musieli przejść na
drugą stronę i schować się za murem. Jedynym plusem tej sytuacji było to, że
żaden z Genoweńczyków nie ośmielił się próbować opuścić kraty. Czas, jakiego
potrzebowaliby, aby pociągnąć za wielką dźwignię, zwalniającą gruby sznur,
mógłby kosztować ich życie.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Musimy stąd wyjść. Nie ma sensu tu stać i zyskiwać na czasie, bo i tak żaden
ranny nie da rady się wydostać. Musimy ich spisać na straty – mruknął Reinhard,
poprawiając tarczę. Były już na niej widoczne liczne wgniecenia, spowodowane
wbijającymi grotami. To nie był czas bohaterstwa. Należało się zatroszczyć o
siebie, a resztę współwięźniów zignorować.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Do bramy. Tylko ostrożnie. Ty, wasza wysokość, do środka. Tak będziemy mogli
osłaniać króla Duncana z każdej strony – dodała po chwili, widząc, że Cedric
zamierza protestować. Jednak argument w postaci bezpieczeństwa innego człowieka,
najwyraźniej go przekonał. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Błagam, pozwólcie mi się schować! – Okręg został przełamany, gdy jeden z
baronów rzucił siew ich stronę, starając się ukryć za tarczami. Było ich zbyt
mało, aby otoczyć trzy osoby, dlatego powstała luka, w którą zabójcy od razu
posłali strzały. Artes zaklęła, gdy jedna wbiła się w ramię Cedrica. Rycerze
Zakonu zareagowali od razu, odpychając szamoczącego się barona z dala od
bezpiecznego miejsca, gdy od razu padł przeszyty kilkoma bełtami. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
W porządku, wasza wysokość? – zapytała zaniepokojona, widząc krew wypływającą z
rany. Nie wyciągnął bełtu, nie było nawet czasu na prowizoryczne opatrunki. Po
chwili zachwiał się na nogach, gdy większe ciało Duncana opadło na niego
bezwładnie. Król Araluenu zemdlał. Cholera, chyba będą musieli go zostawić.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Chyba mamy problem – odpowiedział, spoglądając na leżącego na ziemi władcę. Nie
da rady go nieść, nie ze strzałą w ramieniu. Nie mógł się też zamienić z żadnym
z rycerzy, bo nie byłby w stanie odpowiednio trzymać tarczę, stworzona z nich
ściana się załamie, co narazi innych na niebezpieczeństwo. Nie mógł na to
pozwolić. Najwyraźniej nadszedł czas, aby księżniczka Cassandra została
królową. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Mogę go ponieść. – Drzwi, które teoretycznie powinny zostać zamknięte przez
Genoweńczyków, otworzyły się i wychyliła się zza nich głowa młodego chłopaka.
Artes zauważyła wyłamany zamek. Najwyraźniej w porę zdał sobie sprawę z
niebezpieczeństwa. Pokręciła głową, widząc, jak jest zbudowany. Drobny i niezbyt
wysoki nie powinien się tutaj znaleźć. Kto dał dziecku ten miecz?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;"> – Jestem starszy i silniejszy, niż wyglądam –
zapewnił, odczytując wątpliwości z jej wyrazu twarzy. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
To go bierz i idziemy, bo inaczej wszyscy zginiemy – rozkazał Cedric, jak zawsze
nie pytając ich o zdanie. Już miała mu wyjaśnić, że nie mają za mało tarcz, aby
chronić całą trójkę, ale zrezygnowała. Od bramy dzieliła ich niezbyt wielka
odległość, więc mogli zaryzykować. Przypilnuje Cedrica, rycerze będą dbać o
samych siebie, a to czy chłopak z królem przeżyją pozostawało w rękach losu.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Nagły
błysk przykuł jej uwagę. Jak w spowolnionym tempie widziała płonącą strzałę,
która z zabójczą precyzją wbiła się w gruby sznur podtrzymujący podniesioną
bramę, który zaraz zajął się ogniem. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Biegiem! – wrzasnęła, choć zupełnie niepotrzebnie. Nikt nie czekał na rozkaz,
tylko rzucili się w kierunku wyjścia w nadziei, że zdążą. Nie tylko oni tak
pomyśleli. Większość rycerzy i rannych, także postanowiło zaryzykować. Istniało
prawdopodobieństwo, że podczas tego szaleńczego biegu zostaną trafieni z kuszy,
lecz jeśli zostaną zamknięci na dziedzińcu, Genoweńczycy wybiją ich po kolei. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Brama
opadła, gdy Artes znajdowała się dosłownie dziesięć kroków od niej. Gruby sznur
pękł, a ciężka żelazna krata runęła w dół, przygniatając kilku ludzi, których już
tylko krok dzielił od upragnionej wolności. Wszyscy zamarli, nawet Genoweńczycy
przestali strzelać, wpatrując się w nieistniejące wyjście. Sytuacja się
zmieniła. Uciekinierzy nie mieli, jak podnieść bramy, bowiem ostrzał z kusz
skutecznie im to uniemożliwi. Podejmując wysiłek uniesienie ciężkiej kraty,
odsłoniliby swoje plecy. Artes jednak wątpiła, by tak zmęczeni i wymizerowani
byli w stanie ją chociaż ruszyć. Sama czuła, że opada z sił, a przecież
spędziła ostatnie tygodnie w lepszych warunkach niż mężczyźni.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Westchnęła
ciężko, odwracając się twarzą go wrogów i wyjmując miecz, który leżał wcześniej
w pochwie, aby nie zawadzać, gdy używała tylko tarczy. Nie mieli już nic do
stracenia. Musieli przebić się na pierwsze piętro i tam poszukać wyjścia. Jednak
schody były obstawione przez Genoweńczyków, podobnie jak krużganki prowadzące
do pomieszczeń. Prawdopodobieństwo, że
zdołają to przeżyć…<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Generale.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Spojrzała
na swojego króla. Wykorzystując wolną od odstrzału chwilę, zdążył wyjąć z
ramienia bełt i przewiązać go kawałkiem materiału oddartego od koszuli. Tkanina
powoli pokrywała się purpurą, ale silny uścisk spowolnił krwawienie wystarczająco,
aby Cedric mógł władać mieczem.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Wiem, wasza wysokość.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Tylko
tyle. Żadne podziękowanie, zachęta czy podniosłe słowa nie były potrzebne. To
był jasny komunikat króla do jego generała i rycerzy. Dajcie z siebie wszystko.
Martwcie się tylko o siebie. Starajcie się ze wszystkich sił przeżyć. W takich
chwila podziały zanikały, to co ziemskie się nie liczyło, gdy na horyzoncie
machała do nich śmierć.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
To był zaszczyt wam służyć. Wybiję ich jak najwięcej dam radę. Dla własnej
satysfakcji – mruknął Reinhard, stając obok. Był mądrym i wielkim rycerzem.
Niektórzy dopatrywali s w nim kolejnej głowy stowarzyszenia. To smutne, że
jednego dnia Zakon straci Mistrza, jego zastępcę i kwiat rycerstwa.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Na chwałę Teutonii – powiedział cicho Siegfried, a inni mu zawtórowali.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Ja bym jeszcze poczekał z tymi podniosłymi słowami i umieraniem. – Tubalny głos
rozległ się tuż za ich plecami. Pięć par silnych rąk chwyciło krawędź bramy,
którą od całkowitego opadnięci na ziemię powstrzymały ciała zmarłych. Przy akompaniamencie
głośnego stękania i przekleństw drgnęła i powoli zaczęła unosić się do góry.
Artes nie wierzyła własnym oczom. Kto był tak silny, aby tylko w piątkę
podnieść taki ciężar? I dlaczego im pomagał? Półmrok nie pozwalał się przyjrzeć
nieznajomym. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Gdy
brama uniosła się na pół metra, przecisnął się pod nią mężczyzna potężnej
postury. Topór zalśnił w blasku ognia, gdy kolejni wojownicy przeczołgiwali się
pod żelazną kratą. W końcu stanęli obok równie zszokowanych jak Genoweńczycy
więźniów. <o:p></o:p></span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Dobra, chłopcy, rozruszać kości i wybić jak najwięcej! – ryknął Erak
Starfollower, oberjarl Skandii, rzucając się przed siebie i uśmiechając
szeroko.</span><span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;"><br /></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Bardzo przepraszam za zwłokę, ale życie maturzysty mnie dopadło :( Nie jest tak lekko jak myślałam, więc rozdziałów należy </span>spodziewać<span style="font-family: inherit;"> się rzadziej (aż </span>się<span style="font-family: inherit;"> boję pomyśleć, co owo "</span>rzadziej<span style="font-family: inherit;">" oznacza). </span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Już nie mogę się doczekać, aż skończę wątek Genowesy i będę </span>mogła<span style="font-family: inherit;"> wrócić do Adriany i Gilana. I Alarica. </span>Stęskniłam<span style="font-family: inherit;"> </span>się<span style="font-family: inherit;"> bardzo :D. No, ale królowie nie mogą przecież siedzieć i czekać, aż Gilan wszystko za nich zrobi.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Według ankiety, większość z was chce jakieś krótkie opowiadanie o zwiadowcach we współczesności. Już je zaczęłam i miałam pomysł, by po prostu dodać całość. Ale nieźle się bawię, pisząc to, więc postanowiłam podzielić to na kilka części i wydłużyć. Mogłabym je wstawać w jakieś </span>wyjątkowe<span style="font-family: inherit;"> dni (najbliższy 11 listopada), Mikołajki, święta itd. Co o tym myślicie?</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="text-align: left;">Rozdział</span><span style="font-family: inherit;"> niesprawdzany. Nawet go nie przeczytałam. Ale powoli poprawiam błędy od początku, więc i na ten </span>rozdział<span style="font-family: inherit;"> </span>przyjdzie<span style="font-family: inherit;"> pora. Jak wam się coś haniebnego rzuci w oczy, to piszcie, a </span>wcześniej<span style="font-family: inherit;"> poprawię.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Pozdrawiam,</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Mentrix</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
P.S. Więc jeśli nie wyrazicie sprzeciwu, albo nie będziecie mieć innego pomysłu, to najbliższa notka 11 listopada.</div>
</div>
Mentrix Hadleyhttp://www.blogger.com/profile/12663335915708995959noreply@blogger.com12tag:blogger.com,1999:blog-3294216773099711492.post-85772218105599632852017-09-10T00:07:00.000+02:002017-09-10T00:07:23.856+02:00Rozdział XXXIX<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Niektórym
się mogło wydawać, że zostanie przywódcą większości klanów Picty jest marzeniem
każdego Szkota. Prawie niemożliwym do spełnienia, bowiem każda rodzina kochała
swoją suwerenność, jednak każdy chłopiec w duchu marzył, że swoimi czynami
zasłuży się tak bardzo, że zostanie obwołany kimś na wzór króla. Angus też
kiedyś o tym marzył, lecz teraz dostrzegał także minusy pełnionego przez siebie
stanowiska. Mógł rozkazywać – piękna sprawa, póki nie musiałeś się liczyć z
buntem. Zabierał sobie dużą część łupów z ich krwawych wypraw. Mógł wreszcie
organizować wielkie uczty, na których alkohol lał się strumieniami. Minusem
było to, że podczas tych przyjęć mało kto chodził trzeźwy. Dlatego pewnego
dnia, gdy on i jego ludzie obudzili się po wyjątkowo udanej uczcie, wcale nie
był zdziwiony, że nie znajduje się w swoim domostwie. Szok przeżyli dopiero
godzinę później, gdy związani i pozbawieni broni czekali na dowódcę genoweńskiej
floty. Za taką sytuację mógł winić tylko siebie. Bowiem który władca zaprasza
do siebie głowy wszystkich klanów, aby razem upić się do nieprzytomności, nie
rozstawiwszy uprzednio straży?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Siedział
teraz razem z dwudziestką Szkotów w podziemiach genoweńskiej twierdzy, rzucając
coraz to nowsze przekleństwa pod adresem ich gospodarzy. Dostawali naprawdę
niewiele jedzenia, a o kuflu dobrego piwa mogli tylko pomarzyć. Gdyby nie byli
przyzwyczajeni do corocznej srogiej zimy, podczas której naprawdę musieli zacisnąć
pasa, znajdowaliby się teraz w okropnym stanie. Aż prawie było mu żal władców
innych państw, których trzymano piętro wyżej w wcale nie lepszych warunkach. W
dodatku, jeśli się nie mylił, żaden z nich nie obył się bez ran podczas walki.
Może porwanie podczas snu było dobrą rzeczą? Teraz miał na głowie rozdzielanie swoich
ludzi, którzy mając za dużo energii, wdawali się w bójki między sobą. Nie
miałby czasu na martwienie się, czy w zadaną ranę wda się zakażenie czy nie.
Nie był wielkim przyjacielem monarchów, ale na razie nie życzył im źle. To
Genoweńczycy powinni zdechnąć pierwsi. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Zdawało
mu się, że słyszy cichy trzask otwieranych drzwi, lecz w tym hałasie trudno
było stwierdzić. Spiorunował wzrokiem wyzywających się wojowników. Siedzący tuż
obok niego Ian westchnął cicho. Jego prawa ręka zdecydowanie przeczyła
wyobrażeniom ludzi na temat dzikich, opanowanych żądzą mordu Szkotów. Angus
mógł zliczyć na palcach jednej ręki, ile razy widział tego spokojnego człowieka
z ostrzem w ręku. Nie mógł jednak zaprzeczyć, że taki układ mu odpowiadał. Ian
myślał i doradzał, a on podejmował decyzje i ścinał głowy. Czego chcieć więcej
od życia?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Zamknąć mordy! – ryknął, gdy pełne gniewu spojrzenia nie uspokoiły jego
podwładnych. Głośny okrzyk ostudził ich temperament i jeden po drugim zamilkli.
W ciszy, jaka zapanowała w lochu, Angus próbował wychwycić jakikolwiek dźwięk.
Był prawie pewien, że poczuł świeże powietrze wlatujące przez otwarte drzwi do
wilgotnej celi. Nie usłyszał jednak żadnych odgłosów. Słuch płatał mu figle?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Chyba się przesłyszeliśmy. Jest zbyt późno, Genoweńczycy nie fatygowaliby się
do nas o tej porze – mruknął Ian, kładąc mu rękę na ramieniu. Angus nawet nie
pytał, skąd ten wie, która jest godzina. Loch był głęboko pod ziemią,
pozbawiony okien i jakiejkolwiek wentylacji. Siedząc w tej wilgotnej,
śmierdzącej dziurze już dawno stracił poczucie czasu. Wiele myślał o wydostaniu
się na zewnątrz, ale jedyna drogę ucieczki stanowiły drzwi na szczycie schodów,
przez które dostawali jedzenie. Od nich jednak oddzielały ich żelazne kraty,
których nie miał czym otworzyć.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Jak tylko stąd wyjdę… - wywarczał przez zaciśnięte zęby.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Wiem, wiem. Wybijemy ich co do nogi – powiedział spokojnie Ian, a wtórowały mu
złowrogie pomruki Szkotów. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Bardzo mnie cieszy wasze bojowe nastawienie.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Wszyscy
momentalnie zamilkli, słysząc nieznany im głos. Ich oczy zwróciły się na niską
postać stojącą przy kratach, która pojawiła się znikąd. Agnus z irytacją
zauważył zielony płaszcz i łuk przewieszony przez ramię. Nie miał dobrego doświadczenia
ze zwiadowcami.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Co tutaj robisz, zwiadowco? Udało ci się uciec?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Jak
brzmiało to przysłowie? Wróg mojego wroga jest moim przyjacielem?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Nigdy mnie nie złapali. I mogę zaoferować wam wolność, w zamian za pomoc.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">***<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Cedric
von Wolfirren, król Teutonii, po raz setny pokręcił głową z niedowierzaniem.
Chyba ktoś sobie z niego kpił.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
To jest ten Halt? – powtórzył, wpatrując się w niską postać w szaro-zielonym
płaszczu. Oczywiście, cieszył się, że przybył ktoś, kto oferuje im pomoc, ale…
Halt?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Przecież Halt ma cztery metry wzrostu, siłę niedźwiedzia i zabija wzrokiem! Jak
on może być…<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Ciszej, Cedricu, bo za chwilę przekonasz się, że faktycznie potrafi zabić samym
spojrzeniem – upomniał go Duncan, zmuszając go do ponownego opadnięcia na zimną
posadzkę. Halt burknął coś pod nosem, przyzwyczajony do takich reakcji. Jego
czyny sprawiły, że przez ogół społeczeństwa był uważany za niepokonanego herosa
i olbrzyma. W jednej z karczm słyszał nawet opowieść o tym, jak to straciwszy
miecz i sztylety, rzucał we wrogów gigantycznymi skałami, drąc się w
niebogłosy. Myślał wtedy, że zacznie walić głową w stół. Kto wymyśla takie
bujdy?!<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Zmierzył
wzrokiem uśmiechniętego Willa, który na jego widok od razu się rozpogodził. To
on rozpoznał go jako pierwszy w słabym świetle księżyca wpadającym przez
zakratowane okno. Na szczęście jego były uczeń nie był ranny, co pozwoliło mu
odetchnąć z ulgą. Wciąż wyrzucał sobie pozostawienie na pastwę losu dwójki
młodzieńców, którzy niedawno osiągnęli dorosłość. Na szczęście i Will i Horace
nie wyglądali gorzej niż pozostali więźniowie. Choć nawet to sprawiało, że Halt
miał ochotę zgrzytać zębami. Wychudzeni, zmizerniali i trzęsący się z zimna.
Wielu z rycerzy miało rany, w które wdał się stan zapalny. Zacisną pięści, gdy
zobaczył sir Dawida, którego tunika była cała uwalana krwią. Czerwona ciecz
powoli wypływała z rany na udzie, pozbawiając dowódcę siły. Jednak lepsza była
sącząca się z rozcięcia krew niż ropa. Wielu ludzi nie będzie miało tyle
szczęścia i może ich czekać nawet amputacja.
Halt starał się nie patrzeć w stronę czterech ciał w rogu celi. Wśród
nich spostrzegł tylko trzy szaro-zielone płaszcze. Zmarli z powodu odniesionych
ran, chłodu lub tortur. Genoweńczykom nie chciało się ich nawet pochować.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Gdzie Crowley? Chcę wiedzieć, co myśli o moim planie. – Nie brał pod uwagę
tego, że jego stary przyjaciel może nie żyć. Dowódca Korpusu był tak zawzięty,
że mógłby utrzymać się przy życiu choćby dla samego irytowania Genoweńczyków. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Jest nieprzytomny. My musimy ci wystarczyć. Jednak twoje pomysły prawie zawsze
się sprawdzają – poinformował go Liam, którego Halt dopiero teraz zauważył.
Zwiadowca pochylał się nad postacią opatuloną w szaro-zielony płaszcz. Spod
niego wystawała ruda czupryna. Najwyraźniej Crowley faktycznie był nie w
formie.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Dokładnie pod nami znajduje się jeszcze jedna cela, w której zamknięto Szkotów.
Są w lepszym stanie niż wy – nikt ich nie zranił ani nie torturował, a są o
wiele bardziej odporni na chłód i niedożywienie. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Wiedziałem, że słyszałem gdzieś Angusa – mruknął pod nosem Syrial, król Galii.
Szkoci kilkakrotnie napadali jego ziemie, a wyprawy przywódcy klanów
szczególnie wdały mu się we znaki. Jednak zazdrościł im zdolności
przystosowania się do trudnych warunków. Szczególnie do zimna, które go wprost
wykańczało, a sędziwy wiek nie pomagał. Inni, choć młodsi też powoli poddawali
się panującemu wokół chłodowi. Dzień wcześniej z wyziębienia zmarł jeden z jego
rycerzy. Syrial nie miał pojęcia, że w Genowesie mogą panować tak okropne
warunki pogodowe. Chociaż może loch został specjalnie pozbawiony słonecznego
ciepła? Nie miało to większego znaczenia, bowiem tylko mieszkańcy Teutonii,
gdzie zwykle panowały niezbyt wysokie temperatury, nie wyglądali, jakby zaraz
mieli zemdleć. Oczywiście, adrenalina podczas ucieczki doda wszystkim sił, ale
wycieńczone ciała nie pociągnął długo. Cokolwiek planował starszy zwiadowca,
musieli zrobić błyskawicznie.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Rozmawiałem z królem Picty. Mam mu dać broń, a on i jego ludzie są więcej niż
gotowi do zabicia kilku Genoweńczyków. Spróbujemy uciec po cichu, ale
prawdopodobnie się to nie uda. Szkoci będą nas osłaniać, gdy ci z was, którzy
mają jeszcze siłę, zabiorą ze zbrojowni broń. Reszta doprowadzi rannych w
pobliże bramy i gdy tylko będzie okazja, wymknie się z kilkoma zbrojnymi jak
najciszej, udając się w stronę portu. Ktoś ze zwiadowców powinien pójść przodem
i w razie czego ostrzec ich przed niebezpieczeństwem. Potem wsiadajcie do łodzi
i odpływajcie jak daleko się da. Miejmy nadzieję, że nie ruszą za wami w
pościg. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Nie ruszę się bez mojej narzeczonej i generała – zaznaczył Cedric, wpatrując
się w Halta ponuro. Plan powinien się powieść, jeśli Szkoci skupią na sobie
całą uwagę Genoweńczyków. Nie czuł wyrzutów sumienia, narażając ich na takie
niebezpieczeństwo. Byli doskonałymi wojownikami, zdawali sobie sprawę z tego,
że mogą zostać wybici co do nogi, a jednak sami się zgłosili.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Kiedy wy udacie się po broń i będziecie transportować rannych, ja z Willem
pójdziemy po kobiety. Nie powinno być tam wielu strażników, więc sobie
poradzimy. Dostaniesz mój nóż do rzucania. Zrób z niego dobry użytek – rzucił w
stronę Willa, który ochoczo pokiwał głową. Im szybciej zobaczy Alyss, tym
lepiej.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Ja też pójdę z tobą. Ślubowałem Cassandrze ją chronić, a…<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Ty zdobędziesz miecz i będziesz je chronił, gdy opuszczą celę, Horace. Nie chcę
słyszeć sowa sprzeciwu – uciął straszy zwiadowca, wywołując uśmiech na twarzach
wszystkich zwiadowców. Dobrze było usłyszeć stanowczy glos Halta, który ma
wszystko pod kontrolą. Młody rycerz pokiwał tylko głową. Zbyt długo znał
mistrza Willa, aby z nim dyskutować.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
W porządku, pójdę z moimi rycerzami do zbrojowni. To najlepsze wyjście, biorąc
pod uwagę, że moja drużyna trzyma się najlepiej. – W głosie Cedrica
pobrzmiewała duma, której nie starał się nawet ukryć. W innych okolicznościach
można by było uznać to za prowokację bądź obelgę, lecz teraz pozostali władcy
przymknęli na to oko Mieszkańcy Teutonii faktycznie wydawali się mieć najwięcej
sił.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
W takim razie dołączę do was. Moja straż przyboczna także nieźle się trzyma –
odezwał się po raz pierwszy podczas narady Eryk, król Sonderlandu. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Ja też pójdę. I nie, Dawidzie, ty ewidentnie zaliczasz się do tych rannych,
którzy jak najszybciej muszą znaleźć się na statku. To rozkaz.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Sir
Dawid zmarszczył brwi niezadowolony, gdy usłyszał słowa swojego króla. Nie
zamierzał być dla nikogo ciężarem, a jeszcze znaleźć się na terytorium wroga
bez broni? Absurd.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Żądam chociaż miecza. Mogę osłaniać rannych. Jest wielu w gorszym stanie niż
ja, którzy nie będą się mogli bronić. Musimy przejść przez miasto zamieszkane
przez zawodowych morderców, proszę tym pamiętać.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Duncan
niechętnie pokiwał głową. Sir Dawid miał rację, co nie znaczyło, że mu się to
podobało. Jeśli brałeś do ręki broń, musiałeś się liczyć z tym, że nikt cię nie
będzie bronił i możesz zginąć w walce. A on wolałby, aby Gilan zobaczył swojego
ojca żywego.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Liam, dobierz sobie jeszcze jednego zwiadowcę. Jako pierwsi ruszycie w stronę
portu. Jeśli kogoś napotkacie na swojej drodze, obserwuj go, a z ostrzeżeniem
poślij towarzysza.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Nie musisz mi wyjaśniać zasad mojego zawodu – mruknął Liam, szukając wzrokiem w
pełni zdrowego zwiadowcę.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Kiedy zaczynamy? – spytał król Teutonii, rozprostowując wszystkie kończyny.
Długie siedzenie w bezruchu nie wpływało dobrze na płynność ruchów.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Sprawdzę dziedziniec i wypuszczę po cichu Angusa i jego ludzi. Kiedy on
zakradną się do zbrojowni, wtedy was uwolnię. Od razu ruszę z Willem do
południowego skrzydła, a wy przeniesiecie rannych. Postarajcie się nie
zaalarmować Genoweńczyków. – Ostre spojrzenie przesunęło się po rycerzach i
członkach królewskich świt. Zwiadowcy, nawet w kiepskim stanie, przemkną w
całkowitej ciszy, ale reszta może stanowić problem. Jednak im dłużej wróg
pozostanie nieświadomy, tym mniej będzie ofiar. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Trzeba kogoś wysłać, aby zabił stróżujących zabójców i otworzył bramę. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Ja się tym zajmę.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Ależ wasza wysokość, w waszym wieku… - zaczął jeden z ministrów Galii.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Wciąż można dokonywać takich małych czynów jak zabicie parszywego łotra. Powiem
więcej – dokonasz tego wraz ze mną, ministrze Gawryn.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Spojrzenie
starego króla było zimne niczym stal. Zignorował pełne wątpliwości spojrzenia
innych władców. Nietrudno było się domyślić, że według nich powinien być
przewieziony razem z rannymi ze względu na jego wiek. Od zawsze mu się
wydawało, że młodzi pozjadali wszystkie rozumy. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
W porządku – mruknął król Duncan, masując skronie. Zaczynała go boleć głowa. –
Halt nas wypuszcza, a my cicho, podkreślam cicho, biegniemy do zbrojowni. Jeśli
kogoś napotkamy – unieszkodliwcie go. Nie wiem jak, ale to zróbcie, nie może
wszcząć alarmu. I bez żadnych okrzyków bojowych.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Po
celi rozległy się szepty. Dla wojowników okrzyki były czymś naturalnym, trudnym
do stłumienia. Będą musieli się bardzo skoncentrować, aby ich uniknąć.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Najpierw twierdzę opuszczają ranni i kobiety, potem my, a na końcu Szkoci.
Jasne? Nie chcę też paniki, gdyby nas otoczyli. Wtedy więcej ludzi ginie.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Halt
odsunął się na bok, pozwalając wydawać władcom i dowódcą rozkazy. Próbowali
właśnie podzielić odpowiednio ludzi zdolnych do walki. Ktoś musiał bronić
rannych, a inni zatrzymać Genoweńczyków. Jego zadaniem było upewnienie się, że
jego obecność nie została jeszcze zauważona, a dziedziniec jest pusty.
Genoweńczycy czuli się bezpiecznie w swoim mieście, dlatego warty rozstawiali
tylko przy bramie. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Panie? – Młody głos przerwał jego rozmyślania, zwracając uwagę na stojącego
obok rycerza. Halt obstawiał, że chłopak nie był nawet pełnoletni. Niezbyt
wysoki i drobny, o brązowych włosach i niebieskich oczach. Pod pewnymi
względami przypominał mu młodego Willa, gdy ten zaczynał u niego praktyki.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
O co chodzi, chłopcze? Jak ty się w ogóle tutaj znalazłeś? Nie jesteś za młody,
żeby bawić się w rycerza?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Twarz
młodzieńca pokryła się rumieńcem, gdy zacisnął ręce w pięści.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Jestem prawdziwym wojownikiem. Rok temu zostałem pasowany przez jego wysokość,
króla Iberionu Darius IV. Pokój niech będzie jego duszy.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Halt
powtórzył wraz z rozmówcą znaną na całym świecie formułkę na cześć zmarłego. Co
ten Darius sobie myślał, pasując tak młodego człowieka? W czasie wojny byłoby
to naturalne, lecz o ile Halt się orientował, Iberionowi w tamtym czasie nic
nie groziło.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Czego chcesz, prawdziwy wojowniku? Nie mam czasu – spytał sarkastycznie
zwiadowca. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Jestem Nicholas Verdeen. Przybyłem tutaj jako ochroniarz księżniczki i
chciałbym towarzyszyć ci, podczas gdy będziesz ja uwalniał.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Nie ufasz mi, że dam radę? – Poniósł zdziwiony jedna brew.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Rozsądek nakazuje mi nie ufać nikomu, jeśli chodzi o jej życie.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Halt
uśmiechnął się, słysząc odpowiedź. Tak, nie należało ufać obcym, jeśli chodziło
o najbliższych.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Zatem będziesz mile widziany. Zorganizuj sobie tylko jakąś broń, bo noszę przy
sobie tylko dwa noże.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Zadowolony
chłopak pokiwał głową i począł rozglądać się po celi za czymkolwiek ostrym.
Zwiadowca wątpił, aby coś znalazł, inaczej już dawno ów przedmiot zostałby
użyty przez członków Korpusu do uwolnienia się z więzienia. Nicholas będzie
musiał improwizować.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Z
tą myślą skierował się w stronę drzwi, pozostawiając za sobą dyskutujących
cicho władców. Zanim zdążył upuścić pomieszczenie, zatrzymał do głos króla
Teutonii.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Ach, Halt, jak ty w ogóle otworzyłeś te drzwi?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Moją niedźwiedzią siłą – sarknął zwiadowca, znikając w mroku nocy.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">***<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Księżyc
świecił wysoko na niebie, oświetlając swym blaskiem zamkowy dziedziniec. Z
zachodu nadciągały deszczowe chmury, dlatego Halt cieszył się z rozstawionych
gdzieniegdzie pochodni. Potrzebowali światła. Otulił się peleryną, gdy zawiał
chłodny wiatr, gwiżdżąc w szczelinach pomiędzy murami. Nie słyszał gwaru miasta
znajdującego się nieopodal, co go niepokoiło, pomimo późnej godziny. W
powietrzu dało się wręcz wyczuć atmosferę napięcia i oczekiwania. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Szkoci
przeszli samych siebie, przemykając po cichu w stronę zbrojowni. Spodziewał
się, że ich potężne sylwetki narobią większego hałasu, ale jak dotąd do jego
uszu dotarł tylko dźwięk otwieranych drzwi do składu z bronią. Na szczęście nie
zaalarmował on stających tyłem do dziedzińca wartowników. Nikt nie spodziewał
się, że więźniowie mogą uciec.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Tuż
obok niego pojawił się król Galii ze swoim ministrem u boku. Młodszy mężczyzna
miał nietęgi wyraz twarzy i chwiał się lekko na nogach. Halt zaczynał wątpić,
czy są w stanie obezwładnić wartowników. Syrial chwycił podany mu przez młodego
Szkota sztylet. Angus rozkazał swoim ludziom wziąć ze zbrojowni miecze także
dla innych więźniów. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Zwiadowca
patrzył, jak król odchodzi w kierunku bramy, kiedy na dziedziniec wychodzili
kolejni rycerze i zwiadowcy.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Jakoś kiepsko to widzę – mruknął Crowley, wsparty na ramieniu Liama. Niedawno
odzyskał przytomność, co bardzo ucieszyło wszystkich członków Korpusu. Z ciężkim
sercem zostawiali ciała zmarłych braci, nie chcieli jeszcze się martwić o
zdrowie dowódcy.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Nie da się zaprzeczyć – nie dadzą rady zabić ich po cichu. Dlaczego się na to
zgodziliśmy?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Król jest najstarszy z nas wszystkich i nikt nie chciał go obrażać, nie dając mu
żadnej funkcji.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Halt
zmarszczył brwi. Nie miał czasu, samemu załatwiać strażników. Już widział Willa
i Nicholasa, który ubłagał jednego ze Szkotów o oddanie miecza. Nie miał czasu,
musiał iść ratować Pauline. Teraz. Natychmiast. Za kilka minut na dziedzińcu
zaroi się od Genoweńczyków. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Idź, tylko zostaw mi łuk – zaproponował Meralon, kładąc mu rękę na ramieniu. Halt
z trudem powstrzymał pełen ulgi uśmiech, gdy zobaczył przyjaciela zdrowego.
Oddał mu łuk wraz z strzałami i skinął na Willa i młodego rycerza. Oboje
pośpieszyli ku niemu, przepychając się między wychodzącymi z więzienia ludźmi. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Starając
się trzymać cienia, ruszył w kierunku południowej ściany twierdzy. Podczas zwiadu
zauważył, że straż, która dotąd stała przed schodami prowadzącymi do komnaty,
gdzie przytrzymywano zakładniczki, teraz pilnuje ich na piętrze. Gdyby nie to,
nie mogliby niezauważeni wydostać królów z celi.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Czy ty musisz tak hałasować? – wysyczał w kierunku Nicholasa, który wzruszył
ramionami. Zwiadowcy nie wydawali żadnych dźwięków, ale on tego nie potrafił.
Powoli zaczynał wierzyć w historie opowiadane przez ludzi, według których
członkowie Korpusu parali się magią. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">I
w tym momencie rozległ się alarmujący krzyk. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Uciekinierzy
zamarli na chwilę, a Meralon uciszył strzałą jednego z pilnujących bramę
Genoweńczyków, który wydał okrzyk. Syrial się nie spisał. Halt zaklął. Skończył
im się czas. Rycerze i dowódcy najwyraźniej też zdali sobie z tego sprawę, bo nie
dbając już o ciszę, rzucili się w kierunku zbrojowni. Na krużganku okalającym wewnętrzny
dziedziniec zaczęli pojawiać się zabójcy. Najpierw pojedynczo, aby sprawdzić,
co się dzieje, potem już grupami, uzbrojeni w sztylety i miecze. Pierwszą falę
zbiegających z piętra wrogów dopadł Angus ze swoimi ludźmi. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Szybko! – pospieszył swoją małą grupkę Halt, biegnąc ku schodom. W ręku ściskał
saksę, gotowy odeprzeć nadchodzący atak. Tuż przy pierwszym stopniu wyprzedził
go rycerz z Iberionu, który popędził na górę, przeskakując po dwa schodki.
Zwiadowca pokręcił tylko głową. Ach, ta młodość. Oby się nie potknął i nie nadział
na własny miecz. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">W
momencie, kiedy Halt z Willem wpadli do pomieszczenia, Nicholas właśnie
zamachnął się na jednego ze strażników. Nóż do rzucania przeleciał obok
starszego zwiadowcy i utkwił w drugim napastniku. Nie zdążył nawet skinąć z
aprobatą głową, gdy obraz przysłoniła mu kurtyna jasnych włosów.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Długo kazałeś na siebie czekać – oznajmiła radośnie lady Pauline, ściskając
mocno swojego męża. Halt odetchnął z ulgą, widząc ją całą i zdrową. Strach o
nią spychał gdzieś na drugi plan, chcąc mieć jasny umysł, ale dopiero teraz
poczuł, jaki ciężar zniknął z jego ramion, gdy trzyma w objęciach najbliższą mu
osobę.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Zawsze po ciebie przyjdę – obiecał, a na twarzy lady Pauline pojawił się
zmęczony uśmiech. Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale przerwał mu kobiecy
szloch. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Matilda,
przyszła królowa Iberionu, rzuciła się w kierunku młodego rycerza, gdy tylko go
zobaczyła. Nicholas był jej przyjacielem, choć niewielu o tym wiedziało.
Uprosiła swojego ojca, aby pasował go na rycerza, by mogła go częściej widywać.
To on pocieszał ją po śmierci króla i zdradzie Jina. Starała się być silna i
nie płakać, ale to wszystko… Wspomnienie chłodnych fiołkowych oczu wywołało
kolejny potok łez.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
On tu był, Nick. On tu był… - Rycerz przytulił ja mocno, nie przejmując się
regułami. – Pojawił się nagle, zabił jednego z Genoweńczyków. Potem wyszedł
gdzieś z ich dowódcą. Nawet na mnie nie spojrzał, Nick. A wiedział, że tutaj
byłam. Przecież on nie jest takim człowiekiem…<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Nicholas
zacisnął zęby, słysząc ponownie pełne desperacji słowa swojej królowej. Ona
wciąż wierzyła, że Jin Croisseux był niewinny. Gdy strateg został oskarżony o
królobójstwo i zniknął, młodzieniec myślał, że wreszcie będzie miał szansę. Że
księżniczka odwzajemni jego uczucia. Pewność jeszcze bardziej wzrosła, gdy
obserwował z ukrycia, jak Matilda wbija sztylet w umieszczoną na obrazie postać
stratega. Teraz jednak okazało się, że jej uczucie wcale nie wygasło.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Wszystko będzie dobrze – powiedział pewnie, ocierając łzy z jej pięknych oczu.
Gdyby zechciała spojrzeć na niego inaczej niż na przyjaciela… – Może zrobił to
specjalnie, żeby cię chronić? Kto go tam wie, w końcu to dziwak o niebieskich
włosach… - Starał się ją nieudolnie pocieszyć, choć te słowa brzmiały
absurdalnie. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Mężczyzna o niebieskich włosach? Widziałem, jak wychodził stąd z jednym z
Genoweńczyków. Zabójca zabił go w porcie, a ciało wrzucił do wody.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Nicholas
spiorunował wzrokiem Halta. Zwiadowca miał niesamowite wyczucie, jak pogarszać
sytuację. Matilda w szoku spoglądała na niskiego mężczyznę, kręcąc z
niedowierzaniem głową. Nie, przecież jej Jin był za mądry. Nie dałby się zabić
w taki sposób…<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Jest mi niebywale przykro z powodu twojej straty, wasza wysokość, ale nie mamy
teraz na to czasu – rzuciła Artes, kończąc zakładać zbroję. Siłą wyrwała
królową z ramion rycerza i popchnęła ich w kierunku wyjścia. – Ruszcie się,
ludzie. Oni już się na dziedzińcu zabijają. Musi zdarzyć się cud, aby udało nam
się przejść obok bez żadnych strat.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Meralon i Horace otworzyli bramę. Pojawiło się coraz więcej Genoweńczyków.
Angus i jego ludzie nie zdołali ich utrzymać przy schodach na piętro –
zameldował Will, który wraz z Alyss wyglądał przez okno. Na dziedzińcu panował
chaos. Niedowodzeni przez nikogo, słaniający się na nogach rycerze rozpierzchli
się po całym placu, tocząc własne pojedynki. Młody zwiadowca z przerażeniem
dostrzegł Duncana, który nie chroniony przez nikogo wymieniał uderzenia z
ciemnoskórym zabójcą.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Idziemy – zdecydował Halt, odwracając się w stronę kobiet. Większość z nich
stanowiły damy dworu, siedzące ze wzrokiem wbitym w podłogę. Dopiero okrzyk
Cassandry wyrwał je z otępienia. W ich oczach pojawił się błysk determinacji.
Dobrze, pomyślał Halt, instynkt przetrwania jednak zadziała. – Pójdę z Willem
przodem, potem wy, a tyłów będziesz pilnować ty, Nicholasie. Drogie panie, nie
wpadajcie w panikę, próbujcie iść jak najszybciej potraficie. Musimy dotrzeć do
bramy, a tam już się wami zajmą i zaprowadzą na łódź. Jasne?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Kobiety
pokiwały głowami. Artes zabrała miecz powalonemu Genoweńczykowi i spojrzała na
Lacie. Młodziutka narzeczona Cedrica rozglądała się niepewnie po otaczających
ją ludziach, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Trzymaj się Cassandry. Zadba o ciebie – poleciła, a rudowłosa księżniczka
Araluenu przytaknęła skinieniem głowy. Artes posłała w jej stronę pełny wdzięczności
uśmiech i ruszyła w kierunku drzwi.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
A ty dokąd? – Zatrzymała ją zaciskająca się na jej ramieniu dłoń starszego
zwiadowcy. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Jestem głównodowodzącą wojsk Teutonii, a co za tym idzie, jestem odpowiedzialna
za moich ludzi. Nie zostawię ich i nie ucieknę jako pierwsza tylko dlatego, że
jestem kobietą. A na dodatek ktoś musi nimi dowodzić, bo w tej chwili na dole
panuje chaos. Mam zamiar doprowadzić ich do porządku, zanim zdążą zhańbić dobre
imię Teutonii i Zakonu. Dlatego z drogi, zwiadowco. I zaopiekuj się, proszę, osobą
bliską sercu mojego króla.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Halt
zabrał rękę. Nie miał czasu, aby dyskutować, to był wybór tej kobiety. Jeśli
chciała narażać życie, nie mógł jej tego zabronić. Odwrócił się i kiwnął głową
w stronę Willa. Jego były uczeń od razu opuścił miejsce przy boku Alyss,
podążając jako pierwszy do wyjścia. Wyjrzał przez drzwi i zamrugał, widząc
ciało Genoweńczyka, którego chwilę przedtem tu nie było. Najwyraźniej
blondwłosa kobieta, która jako pierwsza opuściła komnatę, wiedziała, jak używać
miecza. W dole słychać było dźwięk odbijających się od siebie ostrzy i miał nadzieję,
że generał potrafi o siebie zadbać.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Piętro
niżej Artes odrzuciła na bok ciało zabójcy. Kolejny bezużyteczny człowiek,
który myślał, że może wziąć kobiety za zakładników. Zwykły tchórz. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Stanęła
w progu, rozglądając się po dziedzińcu. Jedna z pochodni przewróciła się,
podpalając dach stojącej nieopodal kuchni przybudówki. Światło ognia
rozjaśniało czarną noc, dzięki czemu łatwiej było jej rozróżnić walczących.
Strzępki białych płaszczy teutońskich rycerzy odbijały się wśród mroku. Jej
ludzie byli porozrzucani do całym dziedzińcu, kilku z nich broniło podniesionej
bramy, przed którą powoli przechodzili ranni. Jakiś ruch na pierwszym piętrze
przykuł jej wzrok. Ze zgrozą zauważyła ustawiające się wzdłuż balustrady
sylwetki zabójców z kuszami w rękach. Na razie nie będą strzelać, bo mogliby
trafić swoich towarzyszy, ale jeśli wszyscy Genoweńczycy usuną się z dziedzińca…<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Zaklęła
pod nosem, szukając wśród walczących swojego króla. Oczywistym było, że Cedric
za żadne skarby świata nie zrezygnuje z walki ze swoimi ciemiężycielami.
Znalazła go tuż przy zbrojowni, walczącego z postawnym zabójcą. Nie wyglądał na
pełnego sił, ale nie był ranny. Przynajmniej na razie.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">W
ich kraju istniało przekonanie, że to mężczyzna zawsze ratuje z opresji
kobietę. Zawsze się z tego śmiała, bo nigdy nie dotyczyło to jej życia. Wyglądało
na to, że i tym razem zabawi się w rycerza na białym koniu, ratującego z
opresji swoją księżniczkę. <o:p></o:p></span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Westchnęła
ciężko, poprawiając uchwyt na śliskim od krwi mieczu i rzuciła się w panujący na
zamkowym dziedzińcu chaos.</span><span style="font-family: "Times New Roman", serif; font-size: 12pt;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;"><br /></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Bardzo przepraszam za tak długą przerwę, ale po prostu </span>nie<span style="font-family: inherit;"> miałam weny do pisania. A wczoraj jakoś usiadłam i powstał ten oto rozdział. łatwo mi się pisało, jest w miarę długi, więc jestem zadowolona. </span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Nie przedłużając - życzę siły w nowym roku szkolnym (normalni </span>ludzie<span style="font-family: inherit;"> wstają o 9, a nie o 6, aby zdążyć do szkoły - </span>pamiętajcie<span style="font-family: inherit;">) i zapraszam do komentowania. Jak rzucą się wam i oczy jakieś błędy, to powiadomcie mnie o tym.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Zapraszam też do głosowania w zamieszczonej obok ankiecie, odnośnie możliwego oneshota (chyba każdy wie, co to jest, prawda?).</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Pozdrawiam,</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Mentrix</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;"><br /></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;"><br /></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;"><br /></span></span></div>
</div>
Mentrix Hadleyhttp://www.blogger.com/profile/12663335915708995959noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-3294216773099711492.post-8639196415466482032017-09-01T23:32:00.000+02:002017-09-01T23:32:02.337+02:00Informacja<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">Wakacje minęły, czyli dwa miesiące nic nierobienia za nami, a tu wciąż nie ma rozdziału. Chciałam tylko zapewnić, że nie zrezygnowałam. Nowy rozdział się pisze - powoli, bo powoli, ale pisze. Mam nadzieję, że po rozpoczęciu roku szkolnego poczuję się zmotywowana, by usiąść i go skończyć. W te wakacje nic mi się nie chciało.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">Mam też taki luźny pomysł - nie wpłynie on na to opowiadanie, ani na częstotliwość dodawania rozdziałów (która jest tak niska, że chce mi się płakać). Co myślicie o takim jednym oneshocie, który przedstawiałby losy naszych bohaterów we współczesności? Szczerze, to nawet zaczęłam już powoli coś takiego pisać, pomysł się krystalizuje, ale to zależy od was. Macie ochotę coś takiego przeczytać? Czy w ogóle was to nie interesuje? Dajcie znać i komentarzach.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">A następny rozdział postaram się skończyć do następnego weekendu.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">Pozdrawiam, </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">Mentrix</span></div>
</div>
Mentrix Hadleyhttp://www.blogger.com/profile/12663335915708995959noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-3294216773099711492.post-72340217905984363412017-07-01T00:30:00.000+02:002017-07-01T00:30:21.710+02:00Rozdział XXXVIII<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Halt
naprawdę zaczynał wątpić w inteligencję Genoweńczyków. Stał praktycznie za
plecami wartownika, a ten nie zauważył jego obecności. W nocy zwiadowcy byli
faktycznie trudni do wykrycia, ale przed zachodem słońca i do tego w mieście?
Albo Genoweńczycy byli ślepi albo czuwało nad nim jakieś opiekuńcze bóstwo. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Zamierzał
zrobić zwiad zaraz po zmierzchu, ale nadchodzący oddział zabójców zmusił go do
zmiany kryjówki. Po drodze natknął się na wartowników i w ostatnim momencie
skoczył w cień, jaki gwarantowały mu dwa stykające się ze sobą budynki. Teraz
stał zapędzony w róg, oczekując zmiany wart. Słońce powoli już zachodziło, więc
niebawem będzie mógł wyruszyć na rekonesans głównej siedziby zabójców w
Genowesie. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Ze
swojej kryjówki miał doskonały widok na dziedziniec zamku. Panował na nim dość
spory ruch, mężczyźni w czerwonych pelerynach spacerowali znudzeni, czasem
zamieniając słowo z towarzyszami. Wyraźnie na coś czekali. Halt niecałą godzinę
temu widział, jak niewielka grupa zabójców zbiera się pod drzwiami w
południowej ścianie budynku. Po chwili rozmów padł rozkaz, a oni wydając okrzyk
pełen entuzjazmu wbiegli do środka. Wydawało mu się, że widział przerażoną
twarz Alyss w oknie komnaty, do której zmierzali Genoweńczycy.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Najwyraźniej
oddzielono porwanych mężczyzn od kobiet. Halt ze złością musiał stwierdzić, że
ruch był genialny. Nikt nie będzie się stawił, jeśli masz pod kluczem jego
żonę. Na wspomnienie Pauline ścisnęło go w sercu. Jego małżonka z pewnością był
razem z Alyss w komnacie. Ledwo powstrzymał się przed idiotycznym wtargnięciem
do pomieszczenia. Nawet by jej nie uratował, za to z pewnością został zabity.
Na razie czekał, mając nadzieję, że brak okrzyków jest dobrym znakiem.
Początkowo słychać było szamotaninę i kilka głośnych przekleństw, ale później
wszystko ustało. Jeśli kobiety byłyby mordowane bądź hańbione z pewnością by
krzyczały. Przynajmniej taką nadzieję miał Halt. Musiał pamiętać, że jego
obowiązkiem jest uratować wszystkich – i mężczyzn, i kobiety. W ogólnym rozrachunku
to nawet oni wydawali się być więcej warci – królowie, dowódcy, rycerze. Kraj
poradzi sobie ze stratą dam dworu, a nawet księżniczki. Musiał skupić się na
dobru państwa, a nie własnych pragnieniach.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Wybacz, Pauline.<o:p></o:p></span></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Wiedział,
że jego żona był silna. Potrafiła znieść naprawdę dużo. Jako szefowa dyplomacji
spotykała się na co dzień z ludźmi, których Halt najchętniej by napadł w jakimś
ciemnym zaułku. Ona jednak znosiła ich zachowanie z chłodnym uśmiechem na
twarzy, nie tracąc panowania nad sobą. I zawsze dostawała to, czego chciała. Wierzył,
że niedługo znów się spotkają.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Teraz
musiał znaleźć sposób, aby przemknąć przez dziedziniec i dostać się do
pomieszczeń, w którym trzymano mężczyzn. Nie wiedział w jakim stanie ich
znajdzie. Jednak dowódca Genoweńczyków z pewnością zapłaci za każde cierpienie,
jakie doświadczyli z rąk jego ludzi zwiadowcy. Wyrządzenie krzywdy ludziom,
którzy byli dla Halta praktycznie rodziną nie skończy się dla nikogo dobrze.
Odgonił myśli o zemście. To wszystko przeszkodziłoby mu w chłodnej ocenie sytuacji. Potrzebował broni, mnóstwa broni, bo wątpił,
że zabójcy wypuszczą ich po dobroci. Będą musieli wyciąć drogę do wolności
mieczami. Gdzie była zbrojownia? Szerokie drzwi w rogu dziedzińca wyglądały
obiecująco. Zyskał pewność, gdy nieuzbrojony mężczyzna wszedł do środka i zaraz
wyszedł, niosąc ze sobą kuszę. W porządku, teraz…<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Nagłe
zamieszanie przy południowej ściennie przyciągnęło jego uwagę. Drzwi prowadzące
do pomieszczenia, w którym były zamknięte kobiety otworzyły się. Wypadł przez
nie czarnowłosy mężczyzna z niezadowoloną miną i wydał kilka rozkazów. To
musiał być Leonardo – ich dowódca. Halt zastanawiał się, czy byłby w stanie
trafić go z takiej odległości. Zaraz po nim wyszedł jeszcze jeden mężczyzna o
dziwnych niebieskich włosach. Starszy zwiadowca nie uwierzyłby, gdyby nie
zobaczył tego na własne oczy. Był w stanie zrozumieć szkarłatne włosy tego
durnego maga, ale niebieski?! Cudak wymienił kilka ostrych słów z dowódcą, po
czym obaj ruszyli w kierunku bramy. Halt jeszcze bardziej wtopił się w cień.
Stojący nieopodal niego wartownik podbiegł do Leonarda, aby odebrać rozkazy.
Wykorzystał tą chwilę, aby przemknąć do ciemnej uliczny tuż za bramą.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Spojrzał
na słońce, które wciąż nie schowało się za horyzontem. Miał jeszcze trochę
czasu. Rozsądek mówił mu, że powinien pozostać na swoim miejscu i kontynuować
obserwację dziedzińca, ale ciekawość zwyciężyła. Trzymając się w cieniu, ruszył
za oddalającą się dwójką mężczyzn.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">***<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Leonardo
Valdez przemierzał ulice Genowesy, gotując w środku ze wściekłości. Powód jego
rozdrażnienia szedł tuż obok niego, nie przejmując się gniewem zabójcy. On
naprawdę myślał, że Leonardo zaprowadzi go do skarbca? Pojawił się znikąd,
zabił jego człowieka i rozkazał zaprowadzić się go miejsca, gdzie leżały
wszystkie łupy Genoweńczyków. Mężczyzna zabiłby go na miejscu, ale
niematerialne lodowate ręce ściskały jego szyję. Miał wrażenie, że dusi go sama
zima. Zgodził się wiec zaprowadzić przybysze do skarbca. Czekał na dogodną
okazję. Miał już doświadczenie z magami i wiedział, że wystarczy, aby się lekko
rozproszyli. Zdąży go zabić, zanim ten rzuci zaklęcie, a niematerialne ręce
zacisną się na jego gardle. Z doświadczenia wiedział, że magowie krwawią tak
samo jak każdy człowiek. Odpowiedni cios i nawet magia mu nie pomoże. Będzie jeszcze
łatwiej, jeśli uda mu się wprowadzić do organizmu wroga choć odrobinę trucizny.
Zawahał się na chwilę. Gdyby udało mu się złapać tego mężczyznę żywego,
dostałby za niego mnóstwo pieniędzy na targu niewolników. Jak niektórzy ludzie
zbierali rzadkie owady, tak niektórzy bogacze kolekcjonowali ludzi. Ostatnio
widział młodą kobietę, całą w tatuażach plemiennych, uprowadzoną z tropikalnego
lasu. Została sprzedana za tak niewyobrażalnie wysoką cenę, że mógłby wyżyć na
niej do śmierci. Za dziwaka z niebieskimi włosami dostałby pewnie podobną
kwotę…<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Powiew
zimna tuż przy gardle przypomniał mu, że nie warto ryzykować. Był chciwy, nawet
bardzo chciwy, ale nie zamierzał oddawać za to życia. Tym bardziej, że miał
mnóstwo pieniędzy. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Wsadził
rękę do kieszeni i z satysfakcją odkrył, że wciąż ma przy sobie cienką igłę.
Jedno ukłucie zanurzonym przedtem w truciźnie ostrzem, a zabójcza substancja
powali dorosłego mężczyznę w kilka minut. Wyciągnął dłoń z kieszeni, uważając,
aby nie skaleczyć się igłą. Teoretycznie każdego dnia zażywał mieszankę
antidotów, więc powinien być odporny, ale wolał nie ryzykować. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Czego szukasz w naszym skarbcu? – zagadnął, nawet nie próbując ukryć swojej
wściekłości. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Mojej własności, która została mi odebrana wiele lat temu – mruknął Jin, nie
przestając się rozglądać. Czuł ją, była blisko. Jego klucz do większej mocy.
Sposób na pokonanie jego największego wroga, który zabrał mu wszystko.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
A ja mam ci ją zwrócić, ponieważ… Cholera! - wrzasnął Leonardo, potykając się
na nierównym bruku. Wyciągnął rękę, udając, że próbuje powstrzymać upadek. Igła
lekko wbiła się w nadgarstek. Tyle wystarczy.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Niezdara – skomentował Jin, pocierając lekko piekącą dłoń. Przeklęte owady,
zawsze znajdą szansę, aby napić się krwi.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Valdez
nie miał zamiaru pozwalać się obrażać, ale właśnie znaleźli się w porcie.
Idealnie. Chłodny powiew wiatru owiał mu twarz i ukoił nerwy. Zawsze uwielbiał
to miejsce. Małe łodzie stały przywiązane do brzegu, a idąc pomostem w głąb
morza docierało się do zacumowanych statków. Wszędzie unosił się zapach soli i
ryb, co jednak nie przeszkadzało w wieczornych spacerach. Mężczyzna nigdy by
się nie przyznał, że uwielbia obserwował zatłoczony port pełen przekrzykujących
się kupców i rybaków. Genowesa była może miastem zamieszkanym przez zabójców,
ale handel wciąż kwitł. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Port? Miałeś zaprowadzić mnie do skarbca – zaprotestował Jin, przyglądając się
niepewnie statkom, jakby mieli z nich wyskoczyć kolejni wrogowie. Czuł się
dziwnie. Lekko kręciło mu się w głowie, a wzrok miał zamglony. Wiedział, że
powoli zaczyna tracić kontrolę nad mocą, a lodowy uścisk na szyi Genoweńczyka
słabnie z każdą chwilą. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Uwierzyłeś w to? Jaki władca zaprowadziłby wroga do najważniejszego miejsca w
królestwie? – Stanął tuż nad wodą, obserwując przeciwnika kątem oka. Wydawał
się zdenerwowany. Krew szybciej będzie mu krążyć w żyłach, przez co trucizna
natychmiast się rozprzestrzeni. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Ten, który dba o własne życie – syknął Jin, podchodząc bliżej do Genoweńczyka.
Leonardo poczuł, jak lodowate dłonie odcinają mu dopływ powietrza. Odruchowo
zrobił krok do tyłu, przez co o mało nie wpadł do wody. Przeliczył się?
Trucizna potrzebowała więcej czasu, aby wyrządzić odpowiednie szkody? <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Jednak
już po chwili uścisk zelżał, a on mógł zaczerpnąć powietrze. Na twarzy jego
przeciwnika malowało się zdezorientowanie. Zdumione spojrzenie dziwnych
fiołkowych oczu wywołało na jego ustać szyderczy grymas. Stał w bezruchu,
patrząc, jak Jin osuwa się na ziemię. W duchu pogratulował sobie doskonale przygotowanej
trucizny. Już jako uczeń odznaczał się wyjątkowymi umiejętnościami w tej
dziedzinie, które zadziwiały nawet jego mistrza, lecz wciąż każde perfekcyjnie
przeprowadzone zabójstwo napełniało go dumą. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Dla
pewności wyjął jeszcze miecz i wbił go w klatkę piersiową mężczyzny, który
nawet nie drgnął. Pewnie był już martwy. Przypominając sobie lodowaty uścisk
wokół szyi przejechał ostrzem po jego gardle. Na wszelki wypadek, bo z
cholernymi magami nigdy nic nie wiadomo. Stał nad ciałem kilka minut, przyglądając
się krwi wypływającej z ran. Czerwona – jak każdego człowieka. Czarownicy niczym
się od nich nie różnili, choć uwielbiali się wywyższać. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Upewniwszy
się, że przeciwnik jest martwy, chwycił wystający z bruku ciężki kamień.
Mrucząc pod nosem przekleństwa, wyciągnął go i obwiązał grubym sznurem, który
znalazł w pobliskiej łódce. Drugi koniec owinął wokół szyi nieboszczyka.
Genowesa mogła być miastem zabójców, ale nie znaczyło to, że leżący w porcie
trup byłby mile widziany. Kilkoma kopnięciami wepchnął ciało do wody i wrzucił
kamień, który od razu pociągnął je na dno. Nie powinno wypłynąć aż do jakiegoś wielkiego
sztormu, które jednak rzadko zdarzały się w tym rejonie.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Doskonała robota, dowódco – rzucił Dario, pojawiając się tuż obok niego. Leonardo
skrzywił się – nie usłyszał go, jak nadchodził. Gdyby był to wróg, byłby już
martwy. Nie mógł pozwolić sobie na takie zaniedbania. Zatracał się trochę, gdy
wbijał ostrze w ciało ofiary – nic nie mógł na to poradzić, nawet nie potrafił
opisać tego dziwnego uczucia, jakiego go ogarniało. Czuł władzę, własną potęgę.
Jakby był bogiem, który decyduje o życiu i śmierci. Musiał się opanować.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Wiem. To nie nowość. A ten gnojek sam się o to prosił. Jak można być tak
naiwnym? Posiada odrobinę magii i myśli, że ma świat u swoich stóp – warknął,
wpatrując się w morska toń. Było tu dość głęboko, więc ciała nie było już
widać. – Co cię sprowadza?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Chłopcy pytają czy mogą już zabić kobiety. Szczególnie tą generał. Są trochę
rozdrażnieni i chcą zemsty.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Zemsty?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Tak, w końcu straciliśmy Angelo i Luisa, a Kenrik ma złamaną rękę.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Fakt,
kompletnie zapomniał o dwóch nieszczęsnych ofiarach ich wycieczki do komnaty, w
której były przetrzymywane kobiety. Jedną z nich się zasłonił przed lecącym w
jego stronę ostrym kawałkiem drewna, drugiego mężczyznę zabił Jin. Ale złamanej
ręki nie pamiętał. Ogólnie był pod wrażeniem, że Dario pamiętał imię każdego z
Gnoweńczyków. Dla niego była to strata czasu.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Złamana ręka?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Jak wyszedłeś, dowódco, postanowiliśmy związać wszystkie kobiety. Tak dla
pewności. Ta w zbroi trochę się rzucała.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Przecież kazałem wam ją rozbroić! – Czym on sobie zasłużył na tak
niekompetentną bandę? Jak ich nazwał ten martwy dziwak? Hołota. Tak, był
przywódcą hołoty.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Zrobiliśmy to. Lecz to nie zmienia faktu, że Kenrik wciąż ma złamaną rękę. I w
imieniu moich ludzi proszę o pozwolenie na wymierzenie kary śmierci. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Leonardo
prawie się uśmiechnął. Ten Dario. Wymierzenie kary śmierci? Jak to brzmiało.
Zawsze przestrzegał zasad, co akurat czyniło z niego idealnego zastępcę.
Takiego, który nigdy się nie sprzeciwi, zawsze wszystko zamelduje. Na jego
miejscu Leonardo bez pytanie kogokolwiek o zdanie zabiłby tą sukę.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Nie, mam lepszy pomysł. Każ przygotować na dziedzińcu wielki pal. Dawno nie
byliśmy w terenie i nie mieliśmy też żadnej rozrywki. Myślę, że strzelanie do unieruchomionego
celu będzie w sam raz – zdecydował, odchodząc w stronę skarbca. Zamierzał przejrzeć
jego zawartość. Może to, czego szukał Jin, okaże się więcej warte niż oceniono
na początku?<o:p></o:p></span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Halt
odetchnął głęboko i rzucił się biegiem w stronę twierdzy. Nie miał czasu. Jeśli
się nie pospieszy, jego przyjaciele i ukochana staną się żywymi tarczami dla
rozrywki Genoweńczyków.</span><span style="font-family: "Times New Roman", serif; font-size: 12pt;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;"><br /></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit;">Witam!</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit;">Aż głupio mi wstawiać tak krótki rozdział po tak długim czasie. Ostatnio coraz ciężej mi się pisze i najchętniej tworzyłabym tylko rozdziały z Alarikiem. Jakoś jego najłatwiej i najprzyjemniej mi się opisuje.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit;">No i mamy pierwszego trupa (jeśli chodzi o ważniejszych bohaterów). Kto następny? </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit;">Postaram się pisać w wakacje więcej, ale nic nie obiecuję. W moim pokoju zawsze jest gorąco, wiec często z niego uciekam, a komputera przecież nie zabiorę. Z kolei jak są burze, które uwielbiam i przy których cudownie się pisze, to często nei ma prądu. Jak dzisiaj. Miałam nadzieję wyroić się przez północą, ale przez to nie dałam rady. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit;">Proszę o komentarze i jeśli rzucą się wam w oczy jakieś błędy, o dajcie znać.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit;">Pozdrawiam,</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit;">Mentrix</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 107%;"><br /></span></div>
</div>
Mentrix Hadleyhttp://www.blogger.com/profile/12663335915708995959noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-3294216773099711492.post-26887643499734092672017-06-03T23:40:00.000+02:002017-06-03T23:59:53.300+02:00Rozdział XXXVII<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Mały
statek zachybotał się niebezpiecznie, gdy uderzyła w niego kolejna fala. Żagiel
naprężył się pod wpływem silnego podmuchu, a metalowe wiadro przeturlało się po
pokładzie. Lyon Camdan, król Celtii, zacisnął palce wokół masztu, przyglądając
się swojemu doradcy, który próbował poradzić sobie ze sterem. Wciąż nie
wiedział, jakim sposobem w ogóle płynął – statek był wręcz mikroskopijnych
rozmiarów i sprawiał wrażenie, jakby za chwilę miał zatonąć. Podczas ucieczki z
Genowesy nie mieli czasu na szukanie jakiejś porządnej łodzi, więc zadowolili
się tym, co pierwsze wpadło im w ręce. Lyon nie przypuszczał, że będzie
kiedykolwiek zmuszony do kradzieży.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Na
horyzoncie powoli zbierały się ciemne chmury, a wiatr przynosił z sobą zapach
burzy. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Zginiemy tutaj, zginiemy – wymamrotał, przywierając jeszcze mocniej do masztu,
gdy do jego uszu dotarł grzmot. Raegan obrzucił go zirytowanym spojrzeniem, chwytając
jedną z wielu lin na podkładzie i ją naciągając. Dla Lyona wszystkie wyglądały
tak samo, ale najwyraźniej doradca wiedział co robić. Nie pierwszy raz cię
cieszył, że Raegan jest geniuszem.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Rusz się i mi pomóż, bo skończymy jak pokarm dla ryb. Przynajmniej ty, bo nawet
pływać nie potrafisz. Jakim cudem taki tchórz i niedołęga został królem
pozostaje dla mnie tajemnicą – warknął doradca, rzucając w jego stronę zwój
lin. Upadł on u stóp Lyona, który nie miał zamiaru go podnieść. Musiałby puścić
maszt, a to wydawało się mu najgłupszym pomysłem na świecie. Pokręcił głową.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Oczy
Raegana zabłysły niebezpiecznie, gdy zobaczył reakcję króla. Zostawił ster i stanął
tuż przed nim, spoglądając na niego z góry. Lyona zawsze interesowało granatowe
znamię wokół prawego oka. Ciągnęło się przez pół twarzy, lecz Raegan nie chciał
mu nic o nim powiedzieć. Czasem, gdy na niego patrzył, przypominało węzeł
celtycki, czasem symbol ankh. Nie wiedział od czego to zależy, lecz
podejrzewał, że jego doradca ma je już od urodzenia. Teraz jednak przełknął
ślinę, bo niebieskie oczy w zestawieniu z dziwnym tatuażem na tle burzowego
nieba, sprawiały upiorne wrażenie. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Kazałem ci się ruszyć. – Cichy głos bez trudu przebił się przez szum morza i
sprawił, że Lyona przeszły dreszcze. Był królem, a Raegan sługą – on
rozkazywał, mężczyzna wykonywał rozkazy. Lecz przecież nic nie poradzi na to,
że był tchórzem. To nie on miał zostać królem, a jego starszy brat. Starszy
brat, który zginął podczas burzy na morzu. Minęło wiele lat, ale lęk przed wodą
nie osłabł. Król Celtii czuł ironię obecnej sytuacji. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Hm… Raegan? <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Czego? <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Zostawiłeś ster. – Obserwował, jak oczy doradcy rozszerzają się ze strachu, gdy
rzucił się w kierunku koła sterowego. Złapał je w ostatniej chwili, bo
niekierowany przez nikogo statek zaczął się niebezpiecznie przechylać. Odetchnął
z ulgą. Widocznie nawet on nie miał ochoty na morską kąpiel. Zerknął kątem oka
na walające się po pokładzie liny, a potem na żagiel. Fale były coraz większe,
nie mógł puścić steru, a je trzeba było naciągnąć.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Posłuchaj, wasza wysokość – rzekł już spokojniej. Nie powinien się złościć, bo
w przypadku Lyona gniewem wiele by nie zdziałał. Król prędzej skuliłby się w
kącie niż zaczął wykonywać polecenia. – Musisz mi pomóc, bo sam nie dam rady. Widzisz
tą najgrubszą linę? Trzeba ją zwinąć, przyda się później. Tą z niebieskim
oznaczeniem trzeba poluzować, a czerwoną naciągnąć. Wiem, że się boisz – to naturalne.
Ale Genoweńczycy już nas tu nie dosięgną, a ty nie jesteś Filipem. Twój straszy
brat nie miał mnie, a ja nie pozwolę ci zginąć. Rozumiesz?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Monarcha
kiwnął głową. Gdyby zobaczył go teraz taki Duncan… Co prawda nie wyśmiałby go,
władca Araluenu był zbyt taktowny, ale jego opinia z pewności by się
pogorszyła. Dlaczego nie mógł być jak Filip? Zawsze odważny, mężny, bez
zastanowienia rzucający się na wroga w obronie słabszych. Walczący z honorem,
potrafiący wybaczać, kochany przez naród. A on? Nie znał się na gospodarce,
gdyby nie Rada, Celtia miałaby spore kłopoty. Młodszy brat, od którego nic nie
oczekiwano, który został królem. Słaby, strachliwy, chowający się za płaszczem
doradcy. Pozbawiony honoru, niezdecydowany, traktowany przez lud jak przykra
konieczność.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">I on nie żyje. A ty tak.<o:p></o:p></span></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Przełknął
ślinę, puszczając maszt. Był królem, a pozostali władcy potrzebowali pomocy. Pewnie
myśleli, ż uciekł, jak tchórz, co nie było dalekie od prawdy. Gdyby nie Raegan,
który chyba dokonał cudu, wciąż siedziałby w niewoli. A tak miał szansę, by
pokazać innym, że jest czegoś warty. By zdobyć wdzięczność i uznanie, gdy wróci
na czele armii, wyrywając ich z rąk porywaczy. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Chwycił
najgrubszą linę i zaczął sprawnie ją zwijać. Raegan odetchnął i uśmiechnął się lekko.
Jeszcze zrobi z niego kogoś wielkiego. Był mu to winny. Otworzył usta, by podać
kolejne wskazówki, gdy musiał gwałtownie skręcić sterem, by uniknąć zderzenia.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Lyon
prawie się przewrócił, gdy łajbą szarpnęło. Uniósł wzrok i zobaczył wielki
statek, który pojawił się dokładnie znikąd. Byli tak zaaferowani utrzymaniem
się w pionie, że nawet nie zauważyli, jak się zbliżył. Zbudowany z ciemnego
drewna, sprawiał wrażenie ciężkiego, ale szybkiego okrętu. Do dziobu
przytwierdzono żelazną głowę wilka z otwarta paszczą, a wzdłuż burt poustawiano
tarcze. Widział już takie statki.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Skandianie… - Myślał, że się przesłyszał. Nigdy jeszcze nie słyszał strach w
głosie swojego doradcy. Jednak teraz Raegan puścił ster i przylgnął do burdy,
jakby zastanawiając się nad opuszczeniem okrętu. Cały się trząsł, a szeroko
otwarte oczy wlepiał z przerażeniem w łódź Skandian. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Lyon
nie miał pojęcia, co się dzieje, ale najwyraźniej sam musiał wziąć sprawy w
swoje ręce. Choć teoretycznie mieszkańcy północy przestali napadać i rabować,
odkąd zmienił się oberjarl, to każdy wiedział, że istniały załogi, które nie
przestrzegały zakazu. Miał nadzieję, że nie natknęli się na taka jednostkę.
Niespecjalnie uśmiechało mu się zostanie niewolnikiem. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Wybaczcie! Jesteście cali? – zawołał jeden ze Skandian, wychylając się poza
burtę. Pomimo poskręcanych włosów i długich wąsów wyglądał przyjaźnie. Po
chwili obok niego pojawiła się następna głowa z szerokim uśmiechem.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Oberjarlu! Jest ich tylko dwóch! Nie stanowią zagrożenia. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">W
tym momencie Lyon usłyszał głośny plusk. Odwrócił się, ale Raegana już nie było
na pokładzie. Woda była lodowata. Nie przeżyje tego. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">W
tym samym momencie obok niego staną potężnej budowy Skandianin, ubrany nieco
lepiej niż jego towarzysze. W ręku trzymał dziwną laskę. Zmarszczył brwi,
patrząc na Raegana, który próbował odpłynąć jak najdalej od statku, jednak utrudniały
mu to duże fale. Lyon chciał się rzucić w jego kierunku, ale powstrzymała go
wielka ręka, która zacisnęła się na jego ramieniu. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Svengalu, człowiek za burtą! Natychmiast go wyciągnij! – ryknął blondwłosy
wojownik. Na jego rozkaz mężczyzna, który jako pierwszy się pokazał, odrzucił
miecz i skoczył do wody.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Zapraszam na pokład, wasza wysokość. Król Celtii nie powinien przebywać sam na
morzu. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Skąd wiesz? I nie jestem sam – mruknął Lyon, chwytając podaną mu linę. Nie miał
zbytnio wyboru.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Masz wyszyty królewski herb. I kiedyś cię już widziałem, gdy byłem z wizytą u
Duncana – wyjaśnił jasnowłosy, a Lyona olśniło. Wydawał się mu znajomy, ale nie
wiedział, skąd go kojarzył. Teraz sobie przypomniał. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Bardzo się cieszę, że się wreszcie spotykamy, oberjarlu. Wolałbym inne
okoliczności, ale los nie dla wszystkich jest łaskawy. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Chwycił
mocniej linę, gdy Skandianie znajdujący się na pokładzie Wilczego Wichru zaczęli
go wciągać. Po chwili przeszedł przez burtę i od razu został zarzucono na niego
futro. Nawet nie zdawał sobie sprawy jak bardzo zmarzł, póki nie poczuł ciepła okrycia.
Erak pojawił się koło niego i zaczął wydawać polecenia.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Gdzież ten Svengal? – mruknął do siebie, poszukując zastępcę wzrokiem. Jako
jedyny z ich drużyny umiał pływać, dlatego spotkał go nieprzyjemny zaszczyt
wyłowienia towarzysza Lyona, który według Eraka postradał rozum. Wreszcie
dostrzegł ich bliżej dziobu. Podszedł do burty i z zaciekawieniem przeglądał się
rozgrywającej się na dole sytuacji.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Nawet nie waż się zbliżyć… Nie podchodź… Nie podchodź! – Czarnowłosy mężczyzna próbował
krzyczeć, choć niezbyt dobrze mu to wychodziło. Powoli tracił siły i co chwila
woda dostawała mu się do ust.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Svengal
zacisnął zęby zirytowany. Było mu zimno, a ten jeszcze jakieś cyrki urządza.
Wydawał się autentycznie przerażony, ale, na Gorloga, jeśli dalej będzie się
tak zachowywał to utonie.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Raegan, co ty wyprawiasz? – Głos króla Cetlii dotarł do uszu doradcy, gdy ten
stanął obok Eraka. Przez chwilę zdezorientowany patrzył na władcę, a potem zniknął,
przykryty wielką falą. Svengal zaklął i zanurkował. Erak będzie mu winny kilka
beczek najlepszego piwa. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Po
chwili wyłonił się z wody, ciągnąc za sobą Raegana. Mężczyzna krztusił się i
ledwo łapał oddech, ale i tak starał wyrwać. Lyon zmarszczył brwi. Dlaczego
jest tak spanikowany?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Przyglądał
się, jak Skandianie wyciągają z wody jego doradcę i skrila Wilczego Wichru.
Raegan od razu odsunął się i skulił w najbliższym kącie, starając się zniknąć. Svengal
obrzucił go ponurym spojrzeniem i wszedł pod pokład, po drodze przyjmując od
towarzysza suchy koc.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Nie mamy już nic ciepłego – mruknął do Lyona Erak, przypatrując się trzęsącemu
się doradcy. Próbował podejść bliżej, ale automatycznie skutkowało to tylko
większym strachem. Podejrzewał, że poprzedni oberjarl nie wywarł dobrego
wrażenia na czarnowłosym, skoro jest tak przerażony. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
W porządku – odpowiedział Lyon, podchodząc do Raegana. Wahał się chwilę, ale
zdjął z siebie ciepłe futro i narzucił je na doradcę. Skrzywił się, gdy owiało
go chłodne powietrze. Zignorował zaskoczone spojrzenie niebieskich oczu. Porozmawiają
później. Teraz najwyższy czas, aby zaczął zachowywać się jak król. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Chodź, Eraku. Porozmawiajmy o tym, jak możemy pomóc naszym przyjaciołom w
Genowesie.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">***<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Wpadające
przez okno słońce obudziło Gilana z niezbyt przyjemnego snu. Znów śnił o
ponurym zamku otoczonym cierniami. Wszystko było niezwykle realistyczne – nawet
po przebudzeniu czuł ból, jaki spowodowały ostre kolce, gdy próbował przedostać
się do głównej bramy. Nie wiedział w jakim celu chciał wejść do środka, ale
podobne sny nawiedziły go już kilka razy. Zakopał się głębiej w ciepłej
pościeli, pragnąc poczuć więcej ciepła. W pokoju nie było zimno, ale na myśl o
mroźnym powietrzu otaczającym pałac dostawał dreszczy. Wszędzie, gdzie by nie
spojrzeć, był lód. Płaska lodowa powierzchnia ciągnęła się aż po horyzont,
lśniąc co jakiś czas, gdy księżyc wyłonił się zza chmur. Gilan nie miał
pojęcia, gdzie takie miejsce miałoby się znajdować – w końcu nawet Daleka
Północ nie wygląda jak gładkie lodowe lustro – dlatego postanowił uznać ten
cały krajobraz za wytwór własnej wyobraźni. Od tego całego magicznego otoczenia
zaczynał powoli świrować i dopatrywać się znaków nawet w głupich snach. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Wyjrzał
niechętnie spod pierzyny, oceniając wygląd pokoju. Wczoraj był tak zmęczony, że
mózg wyłączył mu się, gdy tylko zobaczył łóżko. Cała reszta mało go
interesowała, nawet kolacja. Teraz mógł stwierdzić, że pokój był nijaki. Żadne
inne określenie nie przychodziło mu do głowy, gdy patrzył na puste białe ściany
i meble wykonane z ciemnego drewna. Pusty regał, na komodzie także nic nie
stało. Nawet pościel była biała. W całym pomieszczeniu nie zauważył ani grama
koloru, ani jednego drobiazgu, który mówiłby cokolwiek na temat właściciela
dworku. Czasem nawet kolor ścian pomagał zorientować się, jaką jest osobą.
Ciepłe barwy – człowiek otwarty, łatwo nawiązujący znajomości. Zimne kolory i
minimalizm – zdystansowany i zamknięty w sobie. Lecz ta biel była taka…
bezosobowa.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Słońce
było już wysoko na niebie, więc powinien już dawno wstać. Był przyzwyczajony do
wczesnych pobudek, ale ostatnie dni tak bardzo dały mu w kość, że najchętniej
przeleżałby cały dzień w łóżku. Na wpółprzytomny znalazł tobołek z ubraniami i
wciągnął na siebie pierwszą lepszą koszulę. Stare rzeczy nie nadawały się już
do użycia, więc kilka dni wcześniej zaopatrzył się w nowe podczas pobytu w
niewielkim miasteczku. Te były czyste i wygodne, ale powoli zaczynał tęsknić za
typowym zwiadowczym strojem, który pozwalał mu się wtopić w leśne tło. W dobrym
stanie pozostał tylko płaszcz, choć nawet on zyskał niewielkie rozdarcie. Halt
go zabije. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Wyszedł
z pokoju w poszukiwaniu kuchni. Jego organizm stanowczo domagał się jedzenia i
kawy. Zatrzymał się na chwilę, nie wiedząc, gdzie się skierować. Dwór Lysandra
nie był szczególnie duży, dorastał w dwa razy większym, ale korytarze zdawały
się tu ciągnąć w nieskończoność. Otworzył drzwi naprzeciwko swojego pokoju,
zaglądając niepewnie do środka. Na niepościelonym łóżku leżały rozrzucone
ubrania, a na podłodze walał się sztylet. Najwyraźniej Adriana nie była tego
ranka w dobrym humorze. Pokój Michaela był również pusty, podobnie jak
Angeline. Komnata wiedźmy była identyczna jak jego i pozostałych gości. Z ich
rozmów wynikało, że czarownica tutaj mieszkała, więc nie mógł zrozumieć,
dlaczego jej pokój również miał takie same kolory ścian i ani jednego obrazu.
Dzięki obserwacji matki wiedział, że kobiety uwielbiały wszelkie dzieła sztuki
i rozmaite drobiazgi. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Ruszył
dalej korytarzem, mając nadzieję znaleźć schody. Minęło trochę czasu, zanim
zdecydował się zawołać któregoś ze swoich towarzyszy. Skrzywił się, gdy nikt
nie odpowiedział. To było śmieszne. Jak on, zwiadowca z wieloletnim stażem,
mógł utknąć w jakimś pokręconym dworze?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;"> Otworzył pierwsze lepsze drzwi i wszedł do środka. W
ostatniej chwili cofnął się o krok, ratując się przed przygnieceniem stertą
książek. W pierwszym momencie, gdy jedna i ciężkich ksiąg uderzyła go w głowę,
był pewien, że znalazł bibliotekę. Dopiero po chwili rozejrzał się po
pomieszczeniu i dostrzegł stojące pod oknem łóżko. Obok zauważył stół zawalony
woluminami i dębową szafę. Na regale przy drzwiach stały przeróżne fiolki,
każda ponumerowana i oznaczona dziwnymi znakami, których Gilan nigdy na oczy
nie widział. I książki. Wszędzie były książki. Nie mieściły się na półkach,
więc ich stosy zajmowały prawie całą wolną przestrzeń jaka pozostała. Zwiadowca
pochylił się i sięgnął po rozrzucone u jego stóp tomy. Otworzył jeden z nich,
ciekawy treści. Z rozczarowaniem wpatrywał się w dziwne znaki, które pokrywały
stronice. Znów pismo, którego nie znał. Odłożył księgę na szczyt stosu, który,
pomimo jego starań, nie wydawał się stabilny. Rzucił jeszcze raz na pokój z
niebieskimi ścianami – wszystko było pokryte warstwą kurzu, jakby właściciel
nie zaglądał tu od kilku miesięcy. Gilan odnosił wrażenie, że nie powinno go tu
być. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Zamknął
cicho drzwi i odwrócił się. Nie był specjalnie zdziwiony, gdy tuż przed sobą
ujrzał schody. Miał wrażenie, że ten dom żył i o ile wcześniej nie chciał go
wypuścić, to teraz próbował się go pozbyć. Może otworzył niewłaściwe drzwi?<o:p></o:p></span></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">***<o:p></o:p></span></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Salon
odnalazł dzięki wydobywających się z niego dość głośnym przekleństwom. Z pełnym
brzuchem i kubkiem ciepłej kawy wszedł do środka, mając nadzieję znaleźć tam
Adrianę. Musieli porozmawiać i wyjaśnić sobie parę spraw, a okoliczności były
wręcz idealne. Żadnych Genoweńczyków, wrogich magów ani potworów. Miał
wrażenie, że lepsza sytuacja się nie powtórzy. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Jednak
zastał tam tylko Angeline, Michaela i Lysandra. Mag siedział w fotelu i czytał jakąś
opasłą księgę, nawet nie zwrócił uwagi na pojawienie się zwiadowcy. Tuż obok
niego na drewnianym stole stała szachownica i pionki. Nad grą pochylała się
pozostała dwójka, wpatrując się w planszę z wielkim skupieniem. Michael znowu
zaklął, przez co został uderzony lekko w głowę przez czarownicę. Spojrzał na
nią wilkiem i znów pochylił się nad pionkami. Lysander przerzucił kolejną
stronę.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Widzieliście Adrianę? – spytał zwiadowca podchodząc bliżej. Angeline posłała mi
ciepły uśmiech, wskazując ręką przeszklone drzwi. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Na dworze. Chyba była zła i poszła poćwiczyć, więc uważaj. Zjadłeś śniadanie? –
Zmieniła nagle temat, a Gilan znów poczuł się jak siedmiolatek pod
przewiercającym spojrzeniem matki. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Tak, choć dość trudno było dotrzeć do kuchni. Nie mogłem znaleźć schodów.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Miałem ten sam problem – mruknął Michael, ze zwycięską miną przesuwając jeden z
pionków. Nawet nie spojrzał na Gilana, tylko wpatrywał się natarczywie w maga.
Lysander wreszcie uniósł głowę znad czytanego tekstu i spojrzał na planszę.
Przesunął gońca i wrócił do lektury.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Szach.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Michael
zmarszczył brwi. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
I co zrobiłeś? – spytał zwiadowca, również wpatrując się w szachownicę. Był
dobry w tej grze, właściwie bardzo dobry. Jednak gdzie by się nie ruszył, tam
zagrażał już mu czarny pionek.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Wybiłem szybę i wyszedłem przez okno.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Dlatego Lysander się zdenerwował, a Michael wyzwał go na pojedynek. Na
szczęście byłam na miejscu i udało mi się przekonać tego durnego Genoweńczyka,
że szachy będą lepszym wyjściem niż walka na śmierć i życie – westchnęła
Angeline, wzruszając bezradnie ramionami. Mało brakowało, a mieliby jednego
trupa więcej, bo Lysander był w wyjątkowo złym humorze. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Gilan
pokiwał głową, udając, że wszystko rozumie. Choć wyjście przez okno było bardzo
pomysłowe, musiał to zabójcy przyznać.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Coś dzisiaj musimy zrobić? – spytał niepewnie, zerkając na maga. Tak naprawdę
nie wiedział, po co tu są, ale niewątpliwie mieli coś zrobić. Chwila, czy to
chodziło o ratowanie świata? Prawie że codzienność. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Mamy jeszcze czas. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit;"><i><span style="line-height: 107%;">„Mamy jeszcze czas”</span></i><span style="line-height: 107%;">
powiedział król Alesii, ignorując swoich doradców, którzy przynosili mu wieści
z pola bitwy. Godzinę później stolicę zdobyli najeźdźcy, a królestwo przestało
istnieć. Gilan nie do końca takiej odpowiedzi się spodziewał, ale sądząc po
minie Angeline, powinien się z niej cieszyć.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Skoro tak mówisz… Przesuń króla w lewo. To jedyne wyjście – rzucił do Michaela,
otwierając drzwi na zewnątrz. Zanim zamknęły się za nim, usłyszał jeszcze ciche
szach-mat Lysandra. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">***<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Musimy pogadać.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Adriana
oderwała wzrok od pnia drzewa pełnego jej sztyletów. Dwa z nich nie trafiły do
celu, co było niedopuszczalne. Takie zaniedbania i błędy mogły kosztować życie.
Odwróciła się do zwiadowcy, stającego na skraju niewielkiej polanki. Chłopak
podał jej bukłak z wodą. Nie była świadoma tego, jak bardzo jest spragniona,
póki chłodna ciecz nie spłynęła jej w gardle. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Dziękuję. O czym chcesz rozmawiać?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">O
wszystkim.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Czułbym się pewniej, gdybyś powiedziała mi wszystko, co wiesz.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Westchnęła,
siadając na lekko wilgotnej trawie. Słońce niby świeciło, ale nie czuła ciepła
promieni słonecznych. Wciąż czuła się niepewnie, przebywając w tym lesie, ale
nie mogła ćwiczyć w innym miejscu. Dlatego starała się zignorować wrażenie, że
cała puszcza jest martwa. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Jeśli powiedziałabym ci wszystko, to musiałabym cię zabić. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Próbuj, życzę powodzenia.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Nie kuś, zwiadowco, nie kuś. Jesteś lepszy żywy niż martwy.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
W jakim sensie lepszy? – Oczy Gilana jawnie się z niej naśmiewały. Od jakiegoś
czasu próbował ja zagiąć, ale na razie wychodziła z tego obronną ręką. Będzie
gorzej, jeśli nie przestanie mówić takich dziwnych rzeczy, które pojawiały się
w jej umyśle nie wiadomo skąd.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Bardziej przydatny – sprostowała szybko.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Szkoda, już zaczynałem mieć nadzieję, że mnie choć trochę lubisz.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Zerknęła
na niego zdziwiona. Nie żartował, mówił poważnie. Zawahała się, nie wiedząc co
odpowiedzieć.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Powiedzmy, że… Zyskujesz przy bliższym poznaniu – dokończyła niepewnie,
wbijając palce w ziemię. Nienawidziła braku kontroli nad sytuacją lub rozmową.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;"> – Cudownie. Jak się poznamy jeszcze bliżej, to pewnie się
we mnie zakochasz. A teraz mów, bo obawiam się, że to cisza przed burzą i nie
będziemy mieć potem czasu.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;"> Powstrzymała się od sarkastycznej uwagi, zastanawiając
się, od czego zacząć. Gilan miał prawo wiedzieć przynajmniej tyle, co ona. W
końcu sama wpakowała go w tą całą sytuację, więc czuła się odpowiedzialna. Od
momentu, w którym otrzymał medalion, nie było już dla niego odwrotu. Jednak w
tą historię były wplecione także jej losy, przez co czuła pewien opór. Jeszcze
nigdy nikomu o tym nie opowiadała.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Wszystko zaczyna się ponad dwa wieki temu. Wtedy został założony Zakon
Assassynów z Czarnej Wieży. Naszym pierwotnym celem nie jest wykonywanie
morderstw na zlecenie, ale ochrona skarbu, który powierzył nam nasz założyciel.
Przypuszczam nawet, że go spotkałeś. Nazywał się Henrik Salazar von Arrindgen i
był potężnym magiem. Nie wiadomo o nim zbyt wiele, ale pojawił się znikąd w
Araluenie, wiodąc za sobą oddział świetnie wyszkolonych zabójców. Następnie
zniknął na kilka tygodni, a gdy powrócił, podarował przywódcy assassynów
medalion, którego mieliśmy strzec do końca świata. Podobno kryje w sobie
wskazówkę, jak dotrzeć do Excalibura, najpotężniejszego miecza w historii,
który ukrył Henrik. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
To legenda? – spytał sceptycznie zwiadowca, wpatrując siew złoty medalion,
który wyjął z kieszeni. Czy dzięki niemu można było zdobyć potężną broń?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Nie mamy pewności. Wiesz, zwiadowco, zabójcy są ludźmi chciwymi, więc niejeden
próbował odkryć tajemnicę, którą skrywa ten przedmiot. Jednak żaden nic nie
widział. W końcu, jakieś sto lat temu, umieściliśmy go w podziemiach i
zapieczętowaliśmy. W niczym nam nie pomógł, a mieliśmy go strzec, więc to
wydawało się najlepszym wyjściem. Znałam go tylko ze szkiców moich przodków, aż
zobaczyłam, jak trzymasz go w ręce. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
W porządku. Dostałem w prezencie magiczny przedmiot, który może doprowadzić
mnie do magicznego miecza. Pomijając oczywiste pytanie, dlaczego ja, zostaje
jeszcze sprawa Genoweńczyków, rudej wiedźmy, która prawie mnie zabiła oraz
Lysandra z Marcusem.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Z Marcusem i Lysandrem sprawa jest prosta. Nienawidzą się i chcą nawzajem
zabić. Najwyraźniej Excalibur jest wystarczająco potężny, aby wyrządzić krzywdę
nawet tak potężnym magom. I stąd się wzięli Genoweńczycy., których zadaniem
było zdobyć medalion. Jednak niezbyt im to wyszło i teraz ścigają ciebie. Ruda
wiedźma to Lilith, ona… kiedyś była z nami. Mieszkała w Czarnej Wieży,
zastępowaliśmy jej rodzinę, której nie miała. I zdradziła, a teraz pomaga Marcusowi.
Przez nią moi bliscy nie żyją. Zadłużyła na śmierć i chętnie się nią zajmę, gdy
Lysander będzie uśmiercał Marcusa.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Po
tych słowach zapadła cisza. Myślała, że pogodziła się ze zdradą przyjaciółki,
ale wciąż czuła nieprzyjemne ukłucie w sercu, a jej część nie chciała w to
uwierzyć. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Jeśli tu chodzi o miecz, to czemu porwano zwiadowców i królów? – Historia w
miarę się uzupełniała, ale nie potrafił znaleźć logicznej odpowiedzi na to
pytanie. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Dziewczyna
nie odpowiedziała od razu, przyglądając się spadającym na ziemię liściom. Były
soczyście zielone, nie powinny oderwać się od gałęzi.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
To tylko moje spekulacje, ale podejrzewam, że istnieje inny sposób, aby znaleźć
miejsce ukrycia Excalibura. Zakon nie jest pewnym rozwiązaniem, bo może się
rozpaść, wszyscy mogą zginąć, co prawie się stało. Dlatego sądzę, że ktoś w
królestwie posiada informacje, które potrafią wskazać kryjówkę. To nie może być
jeden człowiek, więc stawiam na to, że to zwiadowcy. Nie zdają sobie sprawy z
tego, że każdy posiada małą część wskazówki, która prowadzi do miecza. To
pewnie dlatego Genoweńczycy ich porwali. A królowie? Państwo bez władcy jest
pełne chaosu, można się dopuścić wielu niegodziwych czynów, co ułatwia sprawę.
Nie musisz się martwić, że w twoim kierunku wyruszy wojsko, bo nie ma ani
króla, ani dowódców, którzy mogliby je poprowadzić. No i Genoweńczycy muszą
dostać coś w zamian. Prawdopodobnie Marcus obiecał im ziemie lub coś podobnego.
<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Zwiadowca
włożył z powrotem medalion do kieszeni. Może powinni go ponownie ukryć? Jeśli
to, co mówił Lysander jest prawdą, król Duncan i zwiadowcy niedługo będą wolni.
A mając cały Korpus w Araluenie, bez trudu będzie można namierzyć miejsce, w
którym spoczywał Excalibur. Wiedział, że przypuszczenia Adriany były prawdziwe.
Dokładnie pamiętał moment, w którym w zaciszu leśnej chaty stary zwiadowca
Filon przekazał mu uprawnienia.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Przysięgnij na honor, chłopcze.
Przysięgnij za cenę życia chronić Araluenu i rodziny królewskiej. Przysięgnij,
że nie pozwolisz, by szerzyła się niegodziwość, by cierpieli słabsi.
Przysięgnij, że dobro królestwa ponad wszystko. I pamiętaj, chłopcze… Zapamiętaj
to słowo i z nikim się nim nie dziel. Woda. Zapamiętaj, chłopcze…<o:p></o:p></span></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Przysiągł.
I dlatego nie zamierzał przyznać Adrianie racji. To była tylko i wyłącznie jego
sprawa i miał nadzieję, że inni zwiadowcy także dotrzymają przysięgi. Jeśli
tak, to miecz był bezpieczny. Może nie powinni go w ogóle wyciągać i pozostawić
obu magów w spokoju, pozwalając im toczyć swoją grę? Gilan chętnie by to
uczynił, ale najwyraźniej on i jego przyjaciele stali się pionkami i raczej nie
uda im się tego zignorować. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
A jeśli będzie odwrotnie? Jeśli zabiorą nam medalion, a Marcus zabije Lysandra?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Nie mam pojęcia, ale myślę, że to nie będzie już nasz problem. Jeśli zabiorą
medalion, to po moim trupie. Przysięgałam go chronić i obietnicy dotrzymam.
Jeśli go zdobędą… Cóż, martwych losy świata nie obchodzą. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i><span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">– Przysięgnij, Adriano, przysięgnij
na naszą krew chronić medalionu. Przysięgnij strzec jego tajemnicy i nie
dopuścić do tego, by dostał się w niepowołane ręce. Przysięgnij bronić tego,
który został wybrany. Za cenę życia.</span><span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt;"><o:p></o:p></span></span></i></div>
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12.0pt; line-height: 107%;"> </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: 12pt;">~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~Przepraszam za tak długą nieobecność. Przynajmniej </span>rozdział<span style="font-size: 12pt;"> jest w miarę długi. Wypowiedź Adriany może </span>się<span style="font-size: 12pt;"> wydawać chaotyczna, ale trudno, żeby wszystko do siebie idealnie pasowało, jak </span>się<span style="font-size: 12pt;"> wszystkiego nie wie. A pochyła czcionka w Adriany i Gilana to przeszłość, jakby ktoś sienie zorientował :D</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: 12pt;">Jak zawsze </span>rozdział<span style="font-size: 12pt;"> niepoprawiony (to chyba staje </span>się<span style="font-size: 12pt;"> moją tradycją). Pewnie jakoś w wakacje </span>usiądę<span style="font-size: 12pt;"> i wszystkie posty przejrzę i popoprawiam. Jak coś zauważycie, to dajcie znać w komentarzu.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: 12pt;">Pozdrawiam,</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif;">Mentrix</span><br />
<span style="font-family: "times new roman" , serif;">P.S. A tak przy okazji: dlaczego z ankiety wynika, że chcecie, by zabić prawie wszystkich? Czy ja mam z tego zrobić jaka Grę o Tron?</span></div>
</div>
Mentrix Hadleyhttp://www.blogger.com/profile/12663335915708995959noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-3294216773099711492.post-6103261192544551442017-04-27T23:48:00.000+02:002017-04-27T23:48:11.261+02:00Rozdział XXXVI<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Obrzydliwa
blizna na twarzy Isabelle wyglądała jeszcze koszmarniej na trupiobladej twarzy.
Zamglone spojrzenie przerażało Jacklyn i tylko świszczący oddech świadczył o
tym, że jej towarzyszka wciąż żyje. Przycisnęła mocniej dłonie do rany na jej
piersi, a na ciemną sofę spłynęła kolejna strużka krwi. Materiał już dawno
przesiąkł szkarłatną posoką, ale tym zamierzała martwić się później. Nie
potrafiła zatrzymać krwawienia. Nigdy nie była dobra w magii leczniczej. Zawsze
uważała, że jest dla słabych czarowników, którzy tylko dzięki tej umiejętności
byli użyteczni. A ona? Nawet Marcus przyznawał, że posiada ogromny talent do
magii bitewnej – zarówno ofensywnej, jak i defensywnej. Podczas nauki nie
sądziła, aby uzdrawianie kiedykolwiek jej się przydało. Jej tarcza była nie do
pokonania, więc po co?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Błagam – powtórzyła, wpatrując się bezradnie w Marcusa. Czarnoksiężnik stał
bezczynnie tuż obok, z fascynacją przyglądając się krwi wypływającej z ciała
Isabelle. Gdy pojawiła się w drzwiach komnaty, słaniając się z wysiłku i ledwo
podtrzymując Isabelle, nawet nie drgnęła mu powieka. Poprosiła go o pomoc, a on
nawet na nią nie spojrzał. Ze spokojem przerzucił kolejną stronicę starej
księgi. Jej przyjaciółka umierała jej na rękach, a czarownik był głuchy na jej
prośby. Miała ochotę cisnąć w niego piorunem, lecz zakończyłoby się to jej
śmiercią. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Zaklęła
w myślach, w panice naciskając jeszcze mocniej na ranę. Isabelle jęknęła,
czując bolesny ucisk. Krew nie przestawała płynąć, a czarownica była coraz
bardziej odrętwiała. Genoweńskie strzały zwykle były nasączone działającą
wolno, lecz zabójczą trucizną. Groty Michaela nie stanowiły wyjątku.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Proszę, zrobię wszystko…<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Spojrzała
na niego ponownie, ale zaraz odwróciła wzrok, gdy napotkała złote tęczówki ze
źrenicą w kształcie klepsydry. Zawsze była ciekawa, czy dzięki nim Marcus
widział czasem przyszłość?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Rozczarowałyście mnie. – Spokojny głos czarnoksiężnika był podszyty idealnie
skrywaną wściekłością. Jacklyn wyczuła ją tylko dlatego, że w towarzystwie maga
spędziła wiele miesięcy. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Przepraszam… Błagam, pomóż jej. Jak tylko wyzdrowieje, wszystko naprawimy. Nie
zawiedziemy. Będziesz miał u stóp martwego zwiadowcę, zabójcę i Genoweńczyka.
Czarownicę też zabijemy. Nawet Lysandra…<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Marcus
drgnął, słysząc imię wroga.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Lysander jest mój.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Oczywiście. Wszystko co zechcesz. Tylko błagam, ocal Issie…<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Nienawidziła
błagać, ale gdy miała do wyboru życie towarzyszki i własną dumę, nie
zastanawiała się ani chwili. Zrobi dla niej wszystko. A Isabelle dla niej.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Coś
błysnęło w oczach Marcusa, lecz zaraz zniknęło, a na ustach zagościł kpiący
uśmiech.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Jesteście do niczego. Waszym zadaniem zajmie się ktoś inny. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Jacklyn
ledwo złapała niewielką fiolkę, którą jej rzucił. Nie przyglądała się już
czarnoksiężnikowi, który chwilę potem opuścił pokój. Pospiesznie wyciągnęła
korek i wlała zawartość w usta Isabelle. Ta zakrztusiła się, ale przełknęła
miksturę. Rana na jej piersi przestała krwawić i zrastała się powoli.
Przyłożyła do niej ręce, przyspieszając zaklęciami proces leczenia.
Przynajmniej tyle potrafiła.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Już dobrze, Issie, już dobrze – wyszeptała, podchwytując zmęczony wzrok
przyjaciółki.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">***<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Dwie sztuki srebra – powtórzył twardo sprzedawca, krzyżując ręce na piersi.
Spod dziwnego kapelusza w wielkim rondem wystawały siwe włosy, spięte na karku
zgodnie z panującą ostatnio w Galii modą. Miał na sobie gruby fartuch, a na
ladzie obok towarów leżały rękawice. Zwykle kowale nie sprzedawali swoich
wyborów osobiście, wysyłając synów lub czasem nawet żony. Jednak mężczyzna
najwyraźniej uznał, że małżonka na broni się nie zna i dobrego interesu nie
ubije, zaś syna, zgodnie z obyczajami w Lutetii, posłał kilka miesięcy temu do
klasztoru, by tam uczył się czytania, pisania oraz filozofii.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Pan raczy sobie żartować. To nawet pięćdziesięciu miedziaków nie jest warte –
warknął Akarian, wymachując sztyletem przed nosem sprzedawcy. Broń od razu
wpadła mu w oko, gdy tylko pojawił się przy straganie kowala. Wśród zwykłych
mieczy wyróżniała się srebrną rękojeścią z wielkim rubinem, a przy tym
wyglądała bardzo delikatnie. To nie był sztylet do poderżnięcia gardła – go się
wbijało w serce, bo tylko na to pozwalało ostrze podobne do rapiera. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Cudzoziemcze, nie wiem, jakie u was panują zwyczaje, ale ja klientów nie
obrażam ani się z nich nie naśmiewam. Sztylet wykonano na zamówienie, jednak
zleceniodawca zmarł i nie zdążyliśmy dokonać transakcji. Cena, którą ci
podałem, jest i tak już bardzo zaniżona.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Bzdura. To ostrze zaraz się złamie. A z czego jest zrobiony? To nie srebro,
tylko jakaś tania podróbka. To samo z rubinem. To cacko tylko ładnie wygląda i
nic więcej. Czterdzieści miedziaków – zaproponował Akarian. Zobaczył w oczach
sprzedawcy błysk zwątpienia. Tak, nie był pewny autentyczności kamienia ani
czystości srebra. Sam się na tym nie znał, użył tego, co mu klient dostarczył. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Jestem pewien, że mam rację. Znam się na tym. Mój ojciec był właścicielem
kopalni, więc ze szlachetnymi kamieniami spotykałem się każdego dnia. Ten jest
po prostu czerwony, a powinien mieć kolor krwi. Podróbka i to kiepska. Trzydzieści
pięć miedziaków.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Sprzedawca
poczerwieniał na twarzy. Włożył w ten przedmiot wiele pracy, a sam stop, z
którego wykonano ostrze też do tanich nie należał. Normalnie wykłócałby się z
klientem lub nakazał mu odejść, lecz to mogło spowodować zamieszanie.
Cudzoziemiec nie wyglądał na takiego, co łatwo odpuści. Kapelusz z czerwonym
piórem, włosy dziwnego koloru i drogi płaszcz – typowy paniczyk z bogatego domu
na południu. Mężczyzna nienawidził takich ludzi – zapatrzeni w siebie,
przekonani, że wiedzą wszystko, a świat powinien paść im do stóp. Jednak ten
klient zdawał się być groźny. Rzemieślnik nie miał pojęcia dlaczego, ale coś
kazało mu z nim nie zaczynać.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Trzydzieści miedziaków za sztylet – to moje ostatnie słowo. Dokonujemy
transakcji albo idę po najbliższego strażnika. Jestem pewien, że ktoś
zainteresuje się człowiekiem, który próbuje oszukać biednego wędrowca. Tym
bardziej, że nie ma zapewne pozwolenia na handel w tym miejscu.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Sprzedawca
chciał się roześmiać, słysząc tak niską cenę, ale zamarł, gdy Akarian skończył
wypowiedź. Nie miał pozwolenia. Stanowiska na rynku głównym w Lutetii należały
do najdroższych w całym mieście. W poprzednich latach było go stać na
ustawienie straganu w tym miejscu, lecz tego roku spotkało go pasmo nieszczęść.
Tej wiosny deszcz nie padał często, więc część zboża uschła, a kupiec, który
według umowy miał sprzedawać jego owoce na dalekim wschodzie po niezwykle
wysokiej cenie został zabity przez zbójców. Kowal dowiedział się o tym za
późno, a zbiory zdążyły zgnić. Głównym źródłem utrzymania stał się wyrób broni,
a jeszcze musiał opłacić nauki syna. Nie było go stać na wykupienie stanowiska
w tak popularnym miejscu, lecz nikt tego nie sprawdzał, a inni sprzedawcy i
strażnicy byli przyzwyczajeni do jego obecności. Dopóki nikt na niego nie
doniósł, wszystko byłoby w porządku.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Czterdzieści miedziaków – spróbował ratować sytuację handlarz. Akarian
zmarszczył gniewnie brwi, gromiąc go wzrokiem. Otworzył usta, ale zanim zdołał
cokolwiek powiedzieć, zaskrzypiały wielkie drzwi biblioteki. Budynek był
naprawdę imponujący – coś takiego trudno było spotkać w Galii. Był
pozostałością po zdobywcach z południa, którzy w przeszłości podbili większość
znanego świata. Po setkach lat wycofali się jednak na swoje tereny, które
później zaczęli nazywać Toscano. W Galii pozostały tym masywne i piękne
budowle, będące świadectwem potęgi dawnego imperium. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Do
wnętrza biblioteki prowadziły wielkie wrota, mające za zadanie strzec zbiory
przez pospolitymi rabusiami. Długo nie oliwione, skrzypiały okropnie przy
każdym ruchu. Akarian był za to wdzięczny, bo nie chciał zgubić swojego celu.
Od razu skupił na nim wzrok, jakby bał się, że mag zaryzykuje teleportację
pośród tego wielkiego tłumu. Głupota.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Alaric
przystanął na szczycie schodów, rozglądając się wokół. Akarian odwrócił się do
niego tyłem i rzucił na ladę trzydzieści miedzianych monet. Zanim kowal zdążył
zareagować, chwycił sztylet i oddalił się pospiesznie. Nie miał ochoty na
konfrontację, podążanie tropem maga na razie mu wystarczyło. Miał nadzieję, że
nadarzy się sytuacja, aby zdobyć te cholerne błyskotki. Był dzień drogi od karczmy,
gdy zorientował się, że Alaric go oszukał i zamiast kamieni, które pragnął
Marcus, ma przy sobie podróbki. Początkowo zamierzał dopaść maga i siłą zabrać
kryształy, ale kilka dni później zmienił zdanie. Obserwowanie, jak czarodziej
miota się z jednego kraju do drugiego w poszukiwaniu jakiegoś zaklęcia,
sprawiało mu dziwną przyjemność. Może i on na tym jakoś skorzysta?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Skręcił
w jedną z bocznych uliczek i wychylił się zza rogu, szukając wzrokiem Alarica.
Mag zdążył wmieszać się w tłum, ale niewyczuwalna dla zwykłych ludzi magia
zdradzała jego lokalizację. Akarian przylgnął do ściany, gdy mężczyzna
przeszedł tuż obok niego. Ludzie zazwyczaj nie spoglądali w ciemne, boczne
uliczki, ale on nie był normalny, więc najemnik wolał mieć się na baczności. Na
szczęście mag nie odrywał spojrzenia od stronic starej księgi, którą trzymał w
ręku. Akarian nigdy nie rozumiał ludzi, którzy postępowali podobnie. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit;"><i><span style="line-height: 107%;">To tylko książka – przecież nie
ucieknie, a siedząc w gospodzie znacznie lepiej się czyta – </span></i><span style="line-height: 107%;">pomyślał,
obserwując, jak Alaric przeprasza straszą kobietę, na którą wpadł.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Już
miał opuścić zaułek, gdy zatrzymał go znajomy głos. Skrzywił się wewnętrznie,
lecz jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Skoro Marcus może z nim rozmawiać,
będąc tysiące mil stąd, to czemu nie mógłby go zobaczyć?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Nie wywiązałeś się ze swojego zadania. – Chłodny głos czarnoksiężnika sprawił,
że ręka najemnika automatycznie powędrowała do rękojeści sztyletu. Instynktownie
wyczuwał niebezpieczeństwo – w tym momencie nie mógł sobie przypomnieć,
dlaczego chciał mieć cokolwiek wspólnego z Marcusem. Ten facet go przerażał,
ale do tego nawet przed samym sobą było się mu ciężko przyznać. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Zaszły pewne komplikacje…<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
A twoim zadaniem było się upewnić, że owe komplikacje ci nie przeszkodzą.
Dlaczego nie otrzymałem od ciebie tych kamieni?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Akarian
przełknął ślinę i przylgnął go muru, gdy z mlecznobiałej chmury, z której
dobiegał głos, wynurzyła się widmowa ręka. Uchylił się przed ostrymi szponami i
wycofał w głąb uliczki. Wolał nie wiedzieć, jakiego zaklęcia użył Marcus i do
kogo należała dłoń. Obstawiał jakiegoś nieboszczyka, który niegdyś podpadł
czarownikowi, a po śmierci służył jako jeden z elementów wywoływania presji na
odległość. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">W
jego ręku pojawił się miecz, choć wątpił, aby był on w stanie zniszczyć zjawę. Ta
pojawiła się już prawie w całości, a przez Akarianem stało widmo wikińskiego
wojownika. Zaklął cicho – walczył kiedyś z jednym z nich i nie wspominał tego
dobrze. To był jeden z niewielu momentów, gdy prawie przegrał. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Chcesz mnie zabić? – warknął w jego kierunku, mając nadzieję, że Marcus wciąż
go słucha.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Nie, nic z tych rzeczy. Nawet daruję ci niepowodzenie, jeśli wrócisz i zajmiesz
się sprawą, którą spartaczyły twoje wspólniczki.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Akarian
powstrzymał się przed wytknięciem czarownikowi, że zawsze, ale to zawsze
pracuje sam. Nie miał nic wspólnego z resztą idiotów, którzy pracowali dla
Marcusa. Ich łączyły interesy i nic więcej.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Za ile?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Za ile? – powtórzył Marcus, jakby nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. – Daruję
ci plugawe życie. Zapomnę o twych niepowodzeniach. A ty chcesz jeszcze
pieniędzy?! Nie irytuj mnie, najemniku. Jesteś przydatny, ale nie aż tak, bym
znosił twoją arogancję. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Wiking
drgnął, jakby wyczuwając złość w głosie czarownika. Palce zacisnęły się na
toporze, a z gardła wydobyło zwierzęce warknięcie. Teoretycznie nie chciał tak
skończyć - był pewien, że Marcus nawet po śmierci nie dałby mu spokoju. Jednak
nawet Akarian Rosserau posiadał zasady, których się trzymał. Nie było ich wiele
i z pewnością nie takie, jakie powinien mieć zwyczajny obywatel, ale zawsze się
z nimi liczył. Zasada pierwsza: nie pakuj się w układ, który nie przyniesie ci
korzyści. Nie ma zadowalającej sumy pieniędzy bądź innej formy zapłaty –
Akarian nie wykonuje zlecenia. Proste i często ratuje od kłopotów. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Cóż, Marcusie, z pewnością miło się współpracowało. Jednak jeśli tak stawiasz
sprawę…<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Powtórzę jeszcze tylko raz, psie – warknął czarnoksiężnik. – Wracasz, zabijasz
zabójcę, wiedźmę i Genoweńczyka, a potem wykonujesz kolejne polecenia. Żyjesz.
Lub odmawiasz mi i giniesz.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Jestem pewny, że jeśli zapłacisz, to dojdziemy do porozumienia. Innym razem,
oczywiście. Teraz jestem odrobinę zajęty.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Kopał
sobie grób. Teoretycznie. W praktyce był pewien, że będzie potrafił uciekać
przed gniewem czarownika przez jakiś czas. A potem Marcus dojdzie do wniosku,
że jednak by się przydał i mu zapłaci. Wtedy wykona swoje zadanie, jakie by nie
było. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Ścierwo. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Energia
czarnoksiężnika zniknęła, gdy przerwał zaklęcie. Pozostało tylko widmo, które
najwyraźniej miało zamiar zabić najemnika.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Ja też cię kocham – warknął Akarian, mrucząc pod nosem formułkę, której nauczył
się w wieku pięciu lat. Poczuł przyjemny dreszcz, gdy w powietrzu
zmaterializowało się kilkadziesiąt ostrzy. Uwielbiał to uczucie, wiedział, że w
tym momencie jest warty tyle, co oddział rycerzy. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Zmierzył
wzrokiem zjawę, która nadal nie odważyła się zaatakować. Prawdopodobnie zwykłe
miecze nie zrobią jej krzywdy. Mógł jednak odwrócić nimi jej uwagę i przemknąć
obok. Jeśli wbiegnie w tłum, będzie miał szansę uciec bez zbędnego pojedynku.
To nie tak, że był tchórzem. Kochał walkę, ocieranie się o śmierć, śmianie się jej
w oczy, jednak preferował zwykłych ludzi jako przeciwników. Magów w
ostateczności – w końcu czym jest życie bez wyzwań? Natomiast zdecydowanie nie
miał ochoty na starcie z kimś, kto już umarł. Miał asa w rękawie na wypadek
takiej sytuacji, ale użył go niedawno, więc wolał nie ryzykować.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Wiking
ryknął i rzucił się na niego, unosząc topór. Akarian machnął ręką, posyłając na
widmo lśniące ostrza. Broń przeleciała przez wojownika, nie czyniąc mu żadnej
krzywdy. Odbiła się od kamiennej ściany i zniknęła. Najwyraźniej pupilek
Marcusa różnił się od Nosferatu, którym przynajmniej można było odciąć głowę. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
No cóż… - mruknął do siebie, wyczarowując kolejne ostrza. Mógł to robić w
nieskończoność, lecz co mu po tym, jeśli zjawa była niematerialna? Spróbuje
jeszcze raz, a potem się zobaczy. Albo ucieknie albo…<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Nim
zdążył rzucić kolejne zaklęcie, Wiking wrzasnął, pod jego nogami pojawiła się
pięcioramienna gwiazda, a po chwili nie było po nim śladu. Akarian podniósł
wzrok, napotykając niebieskie oczy Alarica.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Nawet nie wiesz, jak się stęskniłem – wyszczerzył się do niego, z radością
rozkopując popiół, jaki pozostał po zjawie.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Przedziwne, biorąc pod uwagę, że obserwujesz mnie prawie cały czas – odparł mag,
uśmiechając się sarkastycznie. Oczywiście, wiedział, że jest śledzony. Musiał
jednak przyznać, że Akarian znał się na rzeczy. Zdołał wyczuć jego magię, lecz
samego najemnika ani razu nie zauważył. Jeśli nauczyć by go ukrywania aury,
były nie do wykrycia. Na razie Alaric nie zamierzał dawać wrogowi dodatkowej
broni do ręki.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
W nadziei, że doprowadzisz mnie do reszty klejnotów, które potem ci zabiorę.
Jako zapłatę za moją fatygę, oczywiście.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
A może ja je zatrzymam. W końcu właśnie uratowałem ci życie – przypomniał mu
czarodziej. Akarian od razu stracił dobry humor. Zdenerwował przeklętego
Marcusa. Teraz będzie musiał uważać na każdym kroku. I znaleźć jakieś źródło
pieniędzy.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Nie potrzebowałem pomocy – syknął, mrużąc oczy ze złości. Alaric spojrzał na
unoszącą się jeszcze w powietrzu broń.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Wybacz, ale tym zjawy nie pokonasz, najwyżej rozzłościsz.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Zdaję sobie z tego sprawę. To miało odwrócić jego uwagę, podczas…<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Gdy będziesz uciekał? W tłum? – dokończył mag, patrząc na niego rozbawiony. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Oczywiście. Czy kiedykolwiek twierdziłem, że jestem honorowy i za żadną cenę nie
narażę innych osób na niebezpieczeństwo?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Faktycznie. Honor nie powinien występować z tobą w jednym zdaniu. Jedno
zaprzecza drugiemu.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Oto ja. Cudowny, niesamowity i potężny. – Ukłonił się, teatralnie wywijając
kapeluszem. Zaraz jednak spoważniał. – Dlaczego Marcus przywołał sobie zmarłego
na posyłki? On widzi przyszłość. O ile się orientuję, nekromantą jest Lysander.
Dlaczego na to pozwala?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Marcus nie powinien bawić się duszami. Nie jest Królem Duchów, więc nie ma
prawa. A Lysander… Chyba nie sądzisz, że będę rozmawiał o przyjacielu z
wrogiem?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Akarian
prychnął i rozłożył ręce.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
W tej chwili jestem bezstronny. Wielki Czarnoksiężnik nie płaci, nie kiwnę dla
niego nawet palcem. Więc jeśli chcesz się wyżalić, to jestem tuż obok. Za
odpowiednią cenę oczywiście. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Kpiące
spojrzenie maga mówiło wszystko, co myśli o tym pomyśle. Najemnik wzruszył
ramionami. Nie to nie. Przydałyby się mu teraz informacje, jeśli ma jakimś
cudem unikać Marcusa, ale nie będzie o nie żebrał. Wbrew temu, co sądził
Alaric, miał swój honor. Lub jego resztki.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Mniejsza o to. Wracam co gospody. Idziesz?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Ja? – Zdziwiony Akarian nie za bardzo rozumiał, o co chodzi magowi. <o:p></o:p></span></span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
A kogo innego mam ograć w karty?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;"><br /></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Bardzo przepraszam za tak długą nieobecność. Postaram się teraz w miarę regularnie pisać. Rozdział niesprawdzony, bo chciałam się zmieścić w terminie (do piątku). Jest krótki i nudny, ale po prostu jestem wybita z rytmu i muszę się z powrotem przyzwyczaić, bo ostatnio pisałam tylko wypracowania.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Pozdrawiam, </span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Mentrix</span></span></div>
</div>
Mentrix Hadleyhttp://www.blogger.com/profile/12663335915708995959noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-3294216773099711492.post-90160963728950516742017-01-31T22:30:00.000+01:002018-12-27T20:12:26.481+01:00Rozdział XXXV<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Gilan
Lancaster jak każdy normalny człowiek miewał lepsze i gorsze dni. Jak każdy
kochający rodzice, David i Dolores robili wszystko, aby w jego dzieciństwie
przeważały te pierwsze. Nie mogli jednak nic poradzić na niespodziewane
zdarzenia i wypadki, więc uśmiech od czasu do czasu znikał z ust Gilana. Nie na
długo. Odwiedzający ich zamek wędrowny bard powiedział coś, co bardzo głęboko
zapadło mu w pamięć.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit;"><i><span style="line-height: 107%;">Dni mogą być smutne, pełne żalu,
nienawiści, pochmurne. Ale mówi się, że uśmiech rozjaśnia dzień, sprawia, staje
się lepszy. Nie jasny i radosny, ale słońce wyłania się zza chmur – po prostu
lepszy</span></i><span style="line-height: 107%;">.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Dlatego
Gilan starał się często uśmiechać. I szare dni rzeczywiści stawały się znośniejsze.
Lecz były takie chwile, gdy nie miał na to siły. Tak jak teraz.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Przeżywał
męki, jakich często nie doświadczał. Nie odzywał się, jechał w milczeniu,
cierpiąc w samotności. Jego dzień był udany do chwili, gdy otworzył swoją torbę
podróżną. Nie wiedział, jak mógł przegapić wskazówki, które zapowiadały
nadciągającą tragedię. Gdyby tylko pomyślał o tym zawczasu, jak to uczył go
Halt… A teraz było za późno. Nieszczęście się stało i nikt nie mógł mu pomóc.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Skończyła
się kawa.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Zdajesz sobie sprawę z tego, że świat się nie skończył, zwiadowco?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Spiorunował
wzrokiem Adrianę, która śmiała to skomentować. Nie rozumiała. Żaden z nich nie
był w stanie zrozumieć, co właśnie przeżywał. Tylko inny zwiadowca mógł
wiedzieć, co czuje. Potrafił pojąć ogrom nieszczęścia, jakie na niego spadło. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Jego
odpowiedzią było wyniosłe milczenie. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Dziewczyna
wzruszyła ramionami. Niekiedy swoim zachowaniem zwiadowca przypominał jej
dziecko. Wciąż wypominał jej przywłaszczenie sobie jego srebrnego liścia. Teraz
zachowywał się, jakby jego życie dobiegło końca, ponieważ zapasy kawy się
skończyły. Na nic zdało się tłumaczenie, że za kilkanaście godzin będą na
miejscu, a on będzie mógł wyruszyć na poszukiwanie napoju bogów. Ten człowiek
zwyczajnie ją przerastał.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Zatrzymała
konia obok Angeline. Czarownica stała na roztaju dróg, nie mogąc się
zdecydować, którą wybrać. Jedna była dłuższa, ale z pewnością bezpieczniejsza.
Każdy z ich grupy potrafił walczyć, ale nie była pewna, czy mają na to siły.
Ostatnią noc spędzili w siodle, bowiem postanowili nie ryzykować powrotu
Jakclyn. Poprzednie dni też wdały im się we znaki. Ona sama ledwo
powstrzymywała powieki przed opadnięciem i widziała, że zwiadowca ma ten sam
problem. Adriana jakoś się trzymała, dzięki eliksirowi Lysandra, a Michael… On
spał przy każdej nadążającej się okazji, włączywszy w to krótkie postoje.
Angeline zaczynała powoli doceniać tą umiejętność. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Którędy?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Jeśli pojedziemy w lewo, droga do celu zajmie nam trzy dni. Po drodze nie ma
żadnych wiosek, ale jest w miarę bezpiecznie. Jeśli wybierzemy drugą opcję,
będziemy u Lysandra jeszcze dziś wieczorem. Problem polega na tym, że trzeba
przejechać przez Mokradła. Ostatnio banda rozbójników z Wąwozu Trzech Kroków
rozszerzyła swoje pole działania także na te tereny. W starciu raczej sobie
poradzimy, jednak jeśli nas popchną i, bogowie brońcie, któreś z nas wpadnie w
Mokradła, to koniec. Nawet ja go nie wyciągnę. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Czyli pytanie brzmi: czy podejmujemy ryzyko?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Adrianie
odpowiedziała cisza. Nikt nie chciał podejmować decyzji i, w razie tragedii,
odczuć konsekwencję swojego wyboru. Dziewczyna osobiście skłaniała się do
krótszej drogi, był pewna, że sobie poradzą. Jednak czarownica nie wyglądała na
przekonaną. Michael drzemał w siodle. Zapadło pełne napięcia milczenie, gdy
każdy wzbraniał się przez wyrażeniem swojego zdania.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Czy Lysander ma w domu kawę? – Pytanie Gilana nie miało większego sensu w tej
sytuacji, dlatego Adriana spojrzała na niego jak na idiotę. Coraz częściej jej
się to zdarzało. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Zapewne, ale nie mam pewności. Można tam znaleźć prawie wszystko, jeśli wiesz,
gdzie szukać. Czasem Alaric coś przywiezie z tych swoich bezsensownych podróży,
czasem ja wybiorę się do miasta. Jak wyjeżdżałam, mieliśmy spory zapas kawy.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Adriana
powstrzymała się od zapytania, kim był Alaric, ponieważ zwiadowca cmoknął na
Blaze’a i poprowadził go w kierunku krótszej drogi. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
W takim razie nie ma wątpliwości, którą drogę powinniśmy wybrać. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Nie
oglądając się na towarzyszy, ruszył dalej. Blaze parsknął radośnie, gdy
pozwolił mu przejść do galopu. Dawno nie miał takiej możliwości, a posiadał
mnóstwo energii, która aż się prosiła, aby ją wykorzystać.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Angeline
spojrzała bezradnie na Adrianę. Decyzja zapadła, choć z najmniej oczekiwanej
strony. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Mam wrażenia, że wybrałby tą opcję, nawet jeśli na jego drodze stałaby wielka
armia…<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">***<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Słońce
zaczynało chylić się ku zachodowi, gdy wjechali do lasu, otaczającego dwór
Lysandra. Nie napotkali na drodze żadnych trudności, pomijając jednego ze
zbójców, który zaczaił się nieopodal drogi. Obserwował trakt, aby dać znać
swoim wspólnikom o zbliżających się potencjalnych ofiarach. Zanim zdążył
przekazać informację, ugodziła do strzała zwiadowcy.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Las
był cichy, zdecydowanie za cichy. Adriana nie wiedziała, czy coś się zmieniło
od jej ostatniej wizyty, ledwo pamiętała te chwile. Jednak to milczenie
napawało ją niepokojem, z niewiadomego powodu budziło respekt. Żaden ptak nie
śpiewał, nie widziała śladów żyjących tu zwierząt ani jeden owad nie przeleciał
jej przed oczyma. Jakby cały teraz pokrywała bariera, która nie przepuszczała
istot żywych, których nie życzył sobie gospodarz terenu. Adriana nie wiedziała,
czy ma się cieszyć, że zostali wpuszczeni. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Ten las jest martwy. Jakby nie miał serca – mruknął Gilan. Rozglądając się
zdezorientowany dookoła. Przywykł do świergotu ptaków, szumu liści, dźwięku
tratowanych gałęzi i uginającej się trawy. To wszystko pozwalało mu zlać się z
otoczeniem i podejść niezauważonemu do przeciwnika. Nie wiedział, czy byłby w stanie
tego tutaj dokonać. Wszystko było nieruchome, więc najmniejsze drgnienie gałęzi
od razu rzucało się w oczy.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Prawdopodobnie dlatego, że Lysander nie ma serca – skomentowała zabójczyni, nie
mogąc się powstrzymać. Zerknęła kątem oka na Angeline, ale kobieta zagryzła
tylko usta. Nie zamierzała reagować. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Moja droga Adriano, myślałem, że jesteś wykształconą osobą, ale najwyraźniej
się myliłem. Już wieki temu udowodniono, że bez serca nie da się żyć. Z
pewnością zdajesz sobie sprawę, że najszybszym sposobem na uśmiercenie kogoś,
jest wbicie mu sztyletu w serce. Dlatego twoje wytłumaczenie było zupełnie
nielogiczne. – Powoli poprawiał mu się humor. Niedługo dotrą do dworu, a tam
czekała na niego kawa. W towarzystwie Lysandra, o którym Adriana nie potrafiła
mu powiedzieć dobrego słowa, ale ten fakt nie za bardzo go w tej chwili
interesował. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Pogłaskał
Blaze’a po szyi, próbując go uspokoić. Koń najwyraźniej jeszcze bardziej
wyczuwał atmosferę, jaka panowała w lesie, przez co każdy jego krok był
ostrożny. Cały czas nasłuchiwał najmniejszego odgłosu, strzygąc uszami. Do tego
rzucał właścicielowi karcące spojrzenie, czego Gilan nie mógł zignorować.
Niezwykłe, kilkanaście lat temu do głowy by mu nie przyszło, że zacznie mieć
wyrzuty sumienia pod czujnym wzrokiem konia. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: inherit;"><i><span style="line-height: 107%;">W coś ty się wpakował? </span></i><span style="line-height: 107%;">–
zdawał się pytać Blaze, prychając cicho.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Uspokój się, ty pasjonacie cukru – szepnął do niego cicho. Wolał, aby jego
towarzysze tego nie zauważyli. Normalny człowiek nie gadał z koniem. Chyba że
był zwiadowcą, ale o tym wiedzieli tylko nieliczni.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Dalszą
drogę pokonali we względnej ciszy, przerwanej tylko przekleństwami Michaela,
który o mało nie spadł z konia, gdy na jego drodze pojawiła się gałąź.
Powietrze było czyste, pachniało morzem, w oddali słychać było jego szum. Gilan
nie wiedział, że znajdują się aż tak blisko wybrzeża. Podobnie jak większość
mieszkańców Araluenu nie zapuszczał się w te okolice. Cieszyły się złą sławą.
Krążyły plotki o zjawach wciągających zagubionych wędrowców w Mokradła, o
Dolinie Śmierci, położonej nieopodal Wąwozu Trzech Kroków, z której nikt nie
wracał. Dodatkowo, aby tu dojechać, należało przejechać przed Równiny Uthal i
Cierniowy Las, gdzie grasowały dzikie zwierzęta. Pojedynczym podróżnym
zdecydowanie odradzano podróż w tamte rejony. Niedaleko równiny znajdowały się
ruiny Gorlanu, gdzie wojska królewskie odniosły zwycięstwo nad Morgarathem. Z
pewnością kiedyś to miejsce będzie odwiedzane tłumnie przez obywateli i
zagranicznych gości, lecz na razie nikt tam się nie zapuszczał. Mówiono, że
ziemia jest wciąż przesiąknięta krwią, pod stopami chrzęszczą kości wspólników
zdradzieckiego hrabiego, a w nocy słychać upiorne wycie. Gilan nie zauważył nic
podobnego, gdy zjawił się tam z Haltem i Willem, ale plotki nie dało się tak
szybko ukrócić.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Wyrwał
się z zamyślenia, gdy wyjechali na skraj lasu. Przed nimi zachodzące słońce
zasłaniały wysokie góry, kierując swoje skaliste i strome zbocza ku niebu. Na
mapach nazwano je Górami Krańca. W rzeczywistości był to wąski pas wysokich wzniesień,
oddzielający ląd od morza. Jednak Gilan musiał przyznać, że robiły wrażenie. Przynajmniej
uniemożliwiały atak od strony morza. Chociaż, odkąd Erak został oberjarlem,
Skandianie nie pustoszyli już wybrzeży Araluenu. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">W
cieniu gór stał dwór. Sprawiał wrażenie ponurego, choć może była to wina
szarego kamienia, z którego został wykonany. Dwupiętrowy budynek, pokryty
ciemną dachówką, zdecydowanie nie nadawał się na dom dla jednej osoby. Gilan
stwierdził, że zwariowałby, gdyby musiał spędzić w nim samotnie kilka dni. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Zaczekaj – mruknęła Adriana, chwytając go za ramię. Zatrzymał konia, przyglądając
się, jak Angeline i Michael się od nich oddalają. Niebo powoli pokrywało się
chmurami, a ostatnie promienie słońca znikały za górami. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Tak? – spytał, gdy ta przez chwilę milczała, bijąc się z myślami.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Mam prośbę, zwiadowco. Po prostu… nie ufaj. Choćby nie wiem co.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Spojrzał
na nią zdziwiony. Była poważna, a dłonie zaciskała nerwowo na lejcach. Kiwnął
głową.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Obiecaj.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Obiecuję. – Gilan westchnął ciężko. Miał wrażenie, że nie pozwoliłaby mu zrobić
kroku do przodu, gdyby nie przyrzekł. Już wcześniej zdecydował, że podejdzie do
Lysandra z rezerwą. Sam zdecyduje, czy to, co mówiła Adriana, jest prawdą.
Angeline zdawała się mieć zupełnie inne zdanie. Popędził konia, doganiając
czarownicę i Genoweńczyka. Będąc w niewielkiej odległości od dworu zauważył ze
zdziwieniem brak okien w prawym skrzydle. Cała ściana była zamurowana, nie było
możliwości, aby promienie słońca wślizgnęły się do środka. Jego wyobraźnia automatycznie wytworzyła sobie obraz wszystkich dziwactw, które mogły się
ukrywać za tym zimnym murem. Może będzie miał okazje przekonać się na własne
oczy?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Skierowali
się stajni. Budynek nie był wielki, za to ukryty między drzewami, co sprawiło,
że Gilan dopiero teraz go zauważył. Zsiadł z Blaze’a i wszedł z nim do środka.
Dotarł do niego przyjemny zapach siana. W boksie stał tylko jeden koń. Czarny
ogier popatrzył na nich bez zainteresowania, na co Blaze zareagował głośnym
rżeniem. Zwiadowca miał wrażenie, że jest to odpowiednik szyderczego śmiechu.
Poklepał konika po szyi i pociągnął w stronę wolnego boksu, który wskazała mu Angeline.
Wszyscy oporządzili konie szybko i w całkowitej ciszy. Było to o tyle
niepokojące, że Adriana i Michael musieli stać tuż obok siebie, a żadne nie
wypowiedziało ani jednej zgryźliwej uwagi.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Dziewczyna
wydawała się być spięta i nerwowo rozglądała się dookoła. Dziwił się temu, bo on
czuł się bezpieczny, mimo dziwnej atmosfery. Angeline podeszła do niej i
poklepała po ramieniu, szepcząc parę słów. Zabójczyni zmrużyła oczy, a jej
odpowiedzi towarzyszył kpiący uśmiech. Zadowolona z efektu, jaki wywarła,
czarownica ruszyła w stronę dworu, a reszta podążyła za nią. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Angeline
chwyciła za mosiężną kołatkę o prostym kształcie i uderzyła nią kilka razy w
drzwi. Aż się skrzywił, gdy usłyszał, jaki huk to wywołało. Po pięciu minutach
drzwi się otworzyły, a Gilan zdziwił się, że nie towarzyszyło temu upiorne
skrzypienie. Byłoby to idealnie uzupełnienie ponurego wyglądu dworu.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Adriana
zacisnęła zęby, gdy jej wzrok napotkał kpiące spojrzenie srebrnych oczu. Zanim zdążyła go odwzajemnić, Lysander przyjrzał się pobieżnie pozostałym członkom grupy. Nie
rozumiała tego. Była pewna, że wie już o nich prawie wszystko, choć oczywiście
nie ujawni tego wcześniej, niż będzie mógł na tym zyskać.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Wróciłam, mistrzu – oznajmiła Angeline, uśmiechając się szeroko. Ten dwór, ten
las były jej domem, którego będzie bronić do ostatniego tchu. A Lysander był dla
niej rodziną w większym stopniu niż ludzie, których pozostawiła za sobą.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Mag
uśmiechnął się lekko, prawie niezauważalnie. Skinął głową i odsunął się, robiąc
im przejście. Zignorował natarczywe spojrzenie Gilana, który wbrew zasadzie:
nie oceniaj po wyglądzie, próbował go przejrzeć. Daremny trud, choć podziwiał
wysiłek. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Angeline, pokaż im pokoje. Porozmawiamy jutro. Potrzebuję ludzi posiadających
choć minimalną inteligencję, a nie trupy, które w tej chwili przypominacie.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Spojrzenie
Michaela wyrażało więcej niż tysiąc słów. Wyglądał, jakby miał zaraz rzucić w
maga czymś ciężkim. Adriana nie sądziła, że jej sprzymierzeńcem w konfrontacji
z Lysandrem okaże się Genoweńczyk. Lepszy on niż nikt. Im mniej osób ufa czarownikowi,
tym mniejsze prawdopodobieństwo, że będzie nimi manipulował. Angelina była zapatrzona
w niego jak w obrazek, a Gilan sam wyciągnie własne wnioski. Do tego czasu
musiała uważać na zwiadowcę. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Zerknęła
na niego kątem oka. Wpatrywał się w Lysandra z niezadowoleniem. Najwyraźniej
nie podobało mu się to, co usłyszał. Ludzie mogli mówić co chcieli, ale to
właśnie pierwsze wrażenie decydowało o tym, jak będziemy później postrzegać
daną osobę. Tego wspomnienia nie da się całkowicie wymazać i zignorować. Uśmiechnęła
się z satysfakcją. Mag popełnił błąd. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Jesteś Gilan, prawda? – spytał Lysander, podchodząc do zwiadowcy i wyciągając do
niego rękę. Adriana była pod wrażeniem. Nie sądziła, że stać go na tak ludzki
gest. Gilan niepewnie uścisnął jego dłoń.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Dokładnie. Pytanie, skąd o tym wiesz i całą resztę pozostawię na jutro, jeśli
tak wolisz. Trochę o tobie słyszałem. Same sprzeczności. Angeline twierdzi
jedno, Adriana drugie – zauważył ostrożnie.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
W końcu to kobiety. Są zmienne i nigdy nie wiadomo o co im chodzi. Powinieneś
sam ocenić.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
I tak zrobię. Można wysłuchać zdania innych, ale ostatecznie trzeba polegać w
tej sprawie na sobie i swoim przeczuciu. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Adriana
zapomniała, że Lysander, gdy tego chciał, potrafił być miły i ujmujący. Kiedyś
wybrał się do innego lenna, aby zdobyć jakąś ważna księgę. Nie miała innych
zajęć, więc postanowiła mu towarzyszyć. Właściciel drogocennego przedmiotu
wyruszył w podróż morską, na zamku została tylko jego żona. Dziewczyna była pod
wrażeniem, jak szybko i chętnie kobieta oddała magowi najcenniejszą pamiątkę,
jaką posiadał jej mąż. Wszystko bez magii.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Twój mistrz z pewnością by się z tobą zgodził. Wydaje się być interesującym i
doświadczonym człowiekiem. Ciężko go zaskoczyć. Dlatego współczuję mieszkańcom
Genowesy.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Spotkałeś Halta?! Kiedy to było? Pomińmy to, że nie jest już moim nauczycielem,
bo to mało istotne… Jeśli jest w Genowesie, to muszę mu koniecznie pomóc. Jest
prawie legendą, ale nawet on nie da rady…<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Spokojnie – przerwał mu Lysander, patrząc na niego z rozbawieniem. – Nie jest
tam sam, a twój ojciec i przyjaciele niedługo będą wolni. Niebawem się
spotkacie.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Lysander
był też sprytny i podstępny. Bez problemu był w stanie założyć maskę
pocieszyciela obdarzonego niezwykłą empatią i udawać kogoś, kim nie był.
Adriana westchnęła. Kilka lat i już zapominasz jak bardzo jest inteligentny. Mag
zawsze nosił którąś z masek. Adrianna nie znała jego prawdziwego oblicza i
wątpiła, aby Angeline dostąpiła tego wątpliwego zaszczytu. Właśnie dlatego nie
potrafiła go zaakceptować – jeśli nie wiesz z kim masz dokładnie do czynienia,
nie potrafisz mu zaufać. Co więcej, zaufanie w takiej sytuacji było skrajną
głupotą. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Skąd to wiesz? – Poważny głos Gilana wyrwał ją z zamyślenia. Przegapiła cześć
rozmowy, podczas której Lysander najwyraźniej zdołał przekonać zwiadowcę, żeby
lepiej nie ruszał w ślady byłego mistrza. Pewnie musiał ujawnić przy tym trochę
informacji, co zaalarmowało chłopaka.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Mam informatorów, choć oni nawet nie wiedzą, jaką funkcję pełnią. Informacje są
cenne. Dają władzę, siłę i potęgę. Ludzie ich nie doceniają, a są bardziej wartościowe
niż złoto. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Dlatego też nie dzielimy się nimi z innymi, czasem kłamiemy, czasem naginamy
prawdę, mam rację?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Gilan
nie był głupi. Wiedział, że mag nie powiedział mu wszystkiego. Na razie nie
zamierzał nalegać, bo ledwo stał na nogach. Kawa, kąpiel, jedzenie, spanie.
Taki miał plan. Halt twierdził, że po owym napoju bogów nie da się zasnąć, ale
był tak zmęczony, że chyba nie będzie miał najmniejszego problemu.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Dokładnie. Ale czy jesteś w stanie odróżnić prawdę od fałszu, zwiadowco? – Oczy
Lysandra zabłysły w półmroku, który panował w sieni. Palił się tylko jeden
żyrandol, reszta świec była zgaszona. Gilan nie zdążył odpowiedzieć, bo rozległ
się szczęk opadającej klamki. Michael nie zdążył otworzyć drzwi do prawego
skrzydła, gdy dziwna siła odrzuciła go do tyłu i zatrzasnęła wejście. Mag
spojrzał na niego ze złością, ale zrezygnował, gdy napotkał szare oczy
pozbawione jakichkolwiek uczuć. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Do prawego skrzydła nie możecie wchodzić. Niech któreś spróbuje, a zabiję –
wysyczał, spoglądając na nich po kolei. Angeline westchnęła, złapała Gilana i
Michaela za ramię pociągnęła w kierunku pokojów. Z doświadczenie wiedziała, że
lepiej schodzić Lysandrowi z drogi, gdy ma zły humor, bo inaczej zawsze kończy się
to źle dla ryzykanta. Tylko Alaric ignorował jego zachowanie i wychodził tego
bez szwanku.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Adriana
pokręciła głową, gdy czarownica spojrzała na nią ponaglająco. Wzruszyła
ramionami i zniknęła za rogiem.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Stali
chwilę w ciszy, aż wreszcie Lysander odwrócił się w jej kierunku.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Lysandrze – skinęła mu sztywno głową. Wypadało się przywitać, bo przecież
pomógł jej opanować tę malutką ilość magii, którą w sobie posiadała. Była mu
coś winna.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Adriano. – Odpowiedział tym samym i znów zapadła cisza. Stał dokładnie pod
żyrandolem, więc mogła się dokładniej przyjrzeć. Minęło niemal dziesięć lat, odkąd
widziała go po raz ostatni. Była jeszcze dzieckiem, ale większość wspomnień
była wyraźna. Czerwone włosy były może odrobinę dłuższe, a oczy wciąż przypominały
jej diamenty. Wciąż był tak samo wysoki, nie garbił się, choć wiele czasu
spędzał nad księgami. Po dziesięciu latach nic się nie zmienił. A może nawet…<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Wyglądasz młodziej. Jak to możliwe? – spytała zdumiona. Nie miała co do tego
wątpliwości. Wcześniej miał lekkie zmarszczki na twarzy, a skóra na rękach był
poraniona i sucha. Teraz nie zauważyła nic takiego.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Wydaje ci się. To kwestia oświetlenia.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Kłamał,
wiedziała o tym doskonale.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Nieprawda. Minęło dziesięć lat, Lysandrze, a ty się nie zestarzałeś, wyglądasz
wręcz młodziej. Nie mylę się.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
To eliksiry, potrafią zdziałać cuda.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Bzdura. Może mieszkałam tu tylko rok, ale wiem, że sam ich nie pijesz. Nigdy.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Mag
zmrużył oczy. Nie zamierzał się tłumaczyć. Wiedział o tym on i to wystarczyło.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Milczysz? – parsknęła śmiechem, choć wcale nie czuła się tak pewnie. Czuła
bijącą od czarownika irytację, a płomienie świec złowrogo migotały. – A może
zabijasz ludzi, odbierając im ich młodość?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Daruj sobie. Nie jest moją winą, że mi nie ufasz. – Zgromił ją wzrokiem.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Nie twoją winą? Magu, wszystko co robisz jeszcze bardziej utwierdza mnie w
przekonaniu, że nie można ci zaufać. Kłamiesz, manipulujesz, grasz – ty nawet
nie masz pojęcia, czym jest zaufanie.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Coś
błysnęło w oczach mężczyzny. Miała wrażenie, że to ból, ale to było niemożliwe.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Wyjaśnijmy coś sobie – mruknął podchodząc bliżej. Wzdrygnęła się, czując magię,
która wokół niego wirowała. – Nie zamierzam was skrzywdzić, a już na pewno nie
zabić.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Chcesz nas wykorzystać…<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Do ratowania świata – przerwał jej zdecydowanie, ucinając dalsze wyrzuty.
Zamierzał powiedzieć coś jeszcze, ale go uprzedziła.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
I samego siebie.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Przechylił
lekko głowę, wpatrując się w nią intensywnie. Przypominał Adrianie jednego z
kruków, które tak lubił. Srebrne tęczówki były niepokojące. Zastanawiał się
chwilę nad odpowiedzią.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Poniekąd – rzekł wreszcie. Nie czekał na jej odpowiedź, tylko ruszył w stronę
drzwi prowadzących do prawego skrzydła. Czarna szata ozdobiona srebrnymi nićmi
zdawała się zlewać z mrokiem, który panował w tamtej części sieni. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Dziewczyna
zagryzła wargę i zacisnęła pięści ze złości. Nie dawał jednoznacznych
odpowiedzi. Zwinnie przeskakiwał z tematu na temat, nie udzielając żadnych
istotnych informacji. Chciała wiedzieć o wszystkim. O Marcusie, jego
wspólnikach, o tym, jaką ma rolę do odegrania, dlaczego założyciel jej zakonu
wybrał akurat Gilana. Zadała tylko jedno pytanie.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Jakie są szanse na wygraną?<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Zatrzymał
się i spojrzał na nią przez ramię. Wydał się jej zmęczony, ale po chwili uśmiechnął
się krzywo.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">–
Połowiczne. O ile wszyscy posłusznie się tu zjawią i zaczniemy współpracować.<o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="line-height: 107%;"><span style="font-family: inherit;">Cudownie.
Adriana czuła się, jakby otrzymała właśnie wyrok śmierci.</span><span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12pt;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12.0pt; line-height: 107%;"> ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12.0pt; line-height: 107%;">Oddaję w wasze ręce kolejny rozdział. Krótszy niż poprzedni i niesprawdzany. Zrobię to jutro, jak wrócę ze szkoły. Zawiesiłam dwa pozostałe blogi, więc postaram się tutaj dodawać rozdziały dwa razy na miesiąc. Właśnie się zorientowałam, że to opowiadanie na około 180 stron, a akcji prawie w ogóle nie było. Naprawie to. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12.0pt; line-height: 107%;">Mamy Lysandra - jedna prośba: pamiętajcie, co mówiła Adriana. Nosi maski. Cały czas. Więc jak jego zachowanie będzie się co chwila zmieniało, to proszę się nie dziwić. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12.0pt; line-height: 107%;">Dziękuję za naprawdę niesamowitą liczbę wyświetleń i wszystkie komentarze.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "times new roman" , serif; font-size: 12.0pt; line-height: 107%;">Pozdrawiam,<br />Mentrix</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
Mentrix Hadleyhttp://www.blogger.com/profile/12663335915708995959noreply@blogger.com8