Lista utworów

07 listopada 2015

Rozdział XX

–Nawet nie wiesz, ile lat czekałam, aby wreszcie ujrzeć ten wyraz twarzy… Prawda boli, zgodzisz się z tym?
     Adriana stała sparaliżowana, wpatrując się w Lilith. Trwała w dziwnym stanie zawieszenia, kiedy serce i rozum próbowały znaleźć rozwiązanie owej sytuacji. To pierwsze podpowiadało, że to nie możliwe, że przed nią stoi jej dawna przyjaciółka. Przecież Lily nie mogłaby ich zdradzić, a dodatkowo umarła razem z jej rodziną tej piekielnej nocy. Jednak zdrowy rozsądek był pewien, że dziewczyna zdradziła i teraz stoi przed zabójczynią z zamiarem odebrania jej życia.
     Wszystkie myśli były nieskładne, nie chciały ze sobą współpracować, tworząc tym samym w głowie dziewczyny niesamowity mętlik.
– Co ty tu robisz, Lily? Przecież umarłaś. Sama widziałam… 
     Odpowiedział jej zimny i szyderczy śmiech. To już nie była dawna przyjaciółka, zmieniła się. A może zawsze taka w głębi serca była, tylko Adriana, mając niecałe pięć lat, nie potrafiła tego dostrzec?
– Nie ufaj temu, co widzą oczy. Twoja magia jest słaba, nie jesteś w stanie przejrzeć moich iluzji. Nawet twoja babka nie była w stanie, przynajmniej do czasu, aż posłałam zakamuflowany sztylet w jej kierunku. Dopiero jak utkwił w sercu tej staruchy, to zdołała zobaczyć prawdę. To była żałosna kobieta…
     Mętlik ustępował miejsca wściekłości i chęci zabicia rudowłosej. A w dodatku obudził dawny ból w sercu, którego myślała, że się pozbyła. Jednak czas nie leczy wszelkich ran. Niektóre pozostają.
– Nie rozumiem, o czym mówisz? Mogłabyś wytłumaczyć? -  pozorny spokój w głosi zabójczyni spowodował, że na twarz wiedźmy wpłynął szeroki uśmiech. Myślała, że będzie miała do czynienia z zapłakaną i rozdygotaną Adrianą, a tu proszę. Dziewczyna szybko się ogarnęła i chyba chciała ją zabić. Szykuje się świetna zabawa.
– Zwykle nie wygaduję się wrogom, ale dla ciebie zrobię wyjątek, Ari. W końcu i tak umrzesz w ciągu godziny – zamilkła na chwilę, chcąc zobaczyć jakieś emocje na twarzy przeciwniczki. Nic. Trudno, miała jeszcze jeden temat, który z pewnością spowoduje jej cierpienie. – To ja was zdradziłam. Podałam Genoweńczykom lokalizację Twierdzy oraz termin, gdy będziecie najbardziej bezbronni oraz zabijałam wraz nimi kolejnych członków Zakonu. Jakoś się tak złożyło, że pierwszy był twój brat i ojciec. Potem przyszła kolej na twoją matkę i babcię. Dalej już nic nie pamiętam, oprócz tego, że było cudownie.
     Z ostatnimi słowami na ustach, machnęła ręką w powietrzu. Od utworzonej bariery odbiły się dwa srebrne ostrza, upadając niegroźnie na ziemię. Adriana stała wciąż na swoim miejscu, ale jej oczy ciskały w stronę Lilith mordercze spojrzenia, a w dłonie zaciskała na kolejnych sztyletach.
– Dlaczego to zrobiłaś?- spytała, a jej oczy śledziły każdy ruch przeciwniczki, szukając najlepszej okazji do ataku. Odpowiedź Lilith mało ją interesowała. To, co powiedziała, wystarczyło w zupełności, aby znaleźć motyw do zabicia jej. Powody, dla których tak postąpiła, nie bardzo dziewczynę interesowały.  Dawniej może byłaby roztrzęsiona wyznaniem, że najlepsza przyjaciółka jest odpowiedzialna za śmierć bliskich, ale od ich śmierci minęło wystarczająco dużo czasu, że wspomnienie o tym, nie wyprowadzało jej z równowagi. Pozostawała chłodna kalkulacja i bystry umysł.
– Pamiętasz może, jak byłyśmy traktowane? Te różnice? – oczywiście, że pamiętała. Dziwny wyraz twarzy przyjaciółki, gdy matka Adriany zabierała ją na wyprawy, o których rudowłosa mogła tylko śnić, liczne prezenty, opowieści, uwaga całego Zakonu spoczęła na Adriannie, a o Lilith mało kto pamiętał.
– Odbywałaś więcej szkoleń, babka nauczała cię magii, poznawałaś największe sekrety naszego klanu, widziałaś wielkie bogactwa, jakie zgromadzili. Byłaś przez wszystkich kochana, każdy się tobą interesował. A ja? Dziecko znalezione na progu śmierci w lesie…
     W sercu Adriany coś drgnęło, morderczy zapał osłabł. Wszystko, co mówiła Lilith było prawdą. Nigdy nie były równo traktowane, zawsze istniała przepaść nie do przekroczenia. Nie miała pojęcia, że coś takiego wpłynie na zachowanie Lilith i doprowadzi do takiej tragedii. Po części była to też jej wina. Może miała pięć laty, ale mogła zauważyć, że z przyjaciółką dzieje się coś dziwnego...
– Lili… - zaczęła łagodnym głosem. Może mogła jej wybaczyć, jeśli bardzo żałowała swoich czynów…
– Chciałabyś, abym tak powiedziała, prawda? Żebym była skrzywdzoną głęboko osobą, która popełniła wielki błąd, nie do końca zdając sobie z tego sprawę?  - w głosie czarownicy wyraźnie dało się wyczuć radość. Chorą radość.
– O czym ty mówisz? – głos Adriany był lekko zduszony. Powoli przestała nadążać za tym co się dzieje. Głos rozsądku wołał, że to właśnie jest celem Lilith, ale uczucia mieszały się ze sobą. Nie wiedziała czy jest wściekła czy zrozpaczona, czy chce zabić dawną przyjaciółkę czy przytulić. Bo tak, Adriana też miała uczucia i w pewnych chwilach nad nimi nie panowała.
– Jesteś tak samo głupia jak kiedyś. To dlatego za chwilę zginiesz. Nie potrafisz dostrzec nigdzie potencjału, możliwości zysku. Dowiedziałaś się o Excaliburze, lecz zamiast wykorzystać go do zawładnięcia nad światem, strzeżesz go, jak ci mamusia przykazała. To żałosne!
     Z ostatnimi słowami zniknęła. Adriana kątem oka zauważyła za sobą czerwony rozbłysk, lecz zanim zdążyła zareagować, poczuła mocne uderzenie w kręgosłup. Z jękiem bólu upadła na ziemię, jej nadgarstek wygiął się pod dziwnym kątem. Ignorując ból, sięgnęła do kieszeni, aby wydobyć sztylet. Zaraz jednak zagryzła wargi, aby nie krzyknąć, gdy wiedźma nadepnęła jej na rękę. Sztylet upadł na trawę.
     Lilith szarpnęła jej włosy, unosząc głowę do góry. W odpowiedzi Adriana spiorunowała ją wzrokiem i zarzuciła głową do tyłu, próbując uderzyć nią rudowłosą w szczękę. Błysnęło się, a zabójczyni poczuła nagły skurcz w okolicach szyi, nie mogła poruszyć głową.
– Przeklęte czary – syknęła cicho, z trudem przełykając ślinę. Nad jej gardłem zabłysło światło księżyca, który odbijał się w ostrzu sztyletu. Zamarła, słysząc śmiech Lilith.
– Taa… Czary, w tym akurat nie jesteś mi w stanie dorównać. Parę marnych zaklęć, których babcia cię nauczyła, nie wystarczą, aby ocalić ci życie. Tym bardziej, że dziesięć lat temu znalazłam sobie nauczyciela, najpotężniejszego na świecie.
– Ty… - gdyby wzrok i ton głosu mógł zabijać, Lilith leżałaby już martwa. Teraz jednak szczerzyła zęby w przypominającym uśmiech grymasie, napawając się zwycięstwem. A miała jeszcze jedną informację, która sprawi cierpienie Adrianie, zanim ją zabije.
     Zabójczyni przestała się szarpać, rozważając opcje. Na pomoc nie miała co liczyć, a nie mogła tu zginąć. Na pewno nie z jej ręki. Musi zabić wiedźmę i znaleźć Gilana. To były priorytety. Jedynym wyjściem było przełamanie zaklęcia. Na własne nieszczęście, nigdy nie była dobra w magii, nawet babka jej to przyznała.
     Magia była niczym istota ludzka, kapryśna i samolubna. I jakoś zawsze czuła niechęć do Adriany. Więc rzucanie zaklęć było nie lada kłopotem. Czar unieruchamiający polegał mniej więcej na owinięciu się mocy wokół przeciwnika i wywołaniu przez nią odpowiedniego rezultatu. Jeśli uda się jej zmusić magię, aby chociaż odrobinę ustąpiła, to zaklęcie osłabnie i będzie się mogła wyrwać.
     Tylko, że do tego potrzeba niesamowitej determinacja, a Adriana pomimo nienawiści i chęci zabicia wiedźmy, tak naprawdę czuła się… pusta. Wyznanie Lilith i ta cała sytuacja wywarła na nią większy efekt, niż chciała to pokazać.
 – Możesz zmusić magię do posłuszeństwa. Oczywiście będzie to najwyżej jedno zaklęcie, ale nawet ono może uratować ci życie. Twoja wola musi przewyższyć wolę magii. A do tego potrzebujesz silnych emocji, które tobą pokierują. I muszą być to uczucia pozytywne. Chęć pomocy innym, ratowania własnej rodziny, naprawienia poczynionego zła, miłość, pomszczenie ukochanej osoby. Z nienawiścią, rezygnacją i zrezygnowaniem nic nie zdziałasz. Bo magia z natury jest dobra, więc jeśli będziesz chciała ją wykorzystać do czegoś, co naprawi świat choć w małym stopniu, wreszcie ci ulegnie. Po prostu musisz ją zdominować, Ari. To jedyne wyjście, pamiętaj o tym. W końcu nic nie poradzimy na to, że jesteś beznadziejną małą czarownicą.
Ciepły uśmiech babci i szeroki małej dziewczynki siedzącej jej na kolanach.
     Musiała znaleźć powód. Nie należała do ludzi, który myśleli, że pokonując Lilith przysłużą się światu. Była egoistką, którą obchodziły tylko sprawy z nią związane. Na pewno jest coś, ktoś, kto wywoła odpowiednie emocje.
– Zanim zdechniesz, mam jeszcze dla ciebie mały bonus. Wiesz, co się stało z twoim zwiadowcą?
Adriana zamarła, wszystko, nad czym się zastanawiała, odeszło na drugi plan. Jeśli Lilith…
– Zabiłam go, wiesz? Ale nie od razu. Ten wyraz przerażenia na jego twarzy… Chyba miał nadzieję, że go uratujesz. Zawiodłaś na całej linii, Ari. Miło się za nim goniło po podziemiach, żeby wreszcie zanurzyć sztylet w jego boku. Powoli się wykrwawiał, trochę się jeszcze nad nim poznęcałam. Na koniec błagał o śmierć, więc się zlitowałam. Nie musiał…
     To było niemożliwe. Przecież Gilan nie mógłby… Lilith nie byłaby w stanie go zabić, był zbyt inteligentny, aby dać się zapędzić w podziemne korytarze, gdzie łatwo znaleźć ślepy zaułek.  I pozostać w nim na zawsze. Chyba, że nie zdawał sobie sprawy, gdzie idzie, co było oczywiste. Zanim wyszła, mogła zapoznać go z planek Twierdzy, mogła… On nie mógł…
     Dziewczyna czuła się dziwnie. Pustkę wypełniała rozpacz, desperacja, ale także nadzieja, że to, co mówi czarownica, nie jest prawdą. Adriana miała wrażenie, że gdyby Gilan umarł, mały kawałek jej serca odszedłby razem z nim. A tak się nie stało, więc żył. Musiał żyć. Zbyt się do niego przywiązała.
– Swoją drogą, szkoda chłopaka, jeden z przystojniejszych, jakich widziałam. Ale nie ma co płakać nad rozlaną już krwią. Cierpisz, Adriano? Nie mogłaś go uratować, zawiodłaś. A on na tobie polegał…
     Lilith puściła włosy zabójczyni i ukucnęła przed nią, patrząc się z tryumfem prosto w oczy. Zaklęcie wciąż działało, więc tamta nie mogła się ruszyć. Czarownica była w siódmym niebie. Ostatnia przedstawicielka Zakonu klęczała przed nią na kolanach, a po jej policzkach spływały słone łzy.
     Chciałaś udawać silną, Adriano? Jesteś nikim w porównaniu do mnie, do Marcusa…
     Jednak w zielonych oczach wciąż był jakiś dziwny błysk. Nadzieja. Mała, ale jednak. I zanim zabójczyni opuści świat żywych, i ona musi zniknąć. Rudowłosa machnęła ręką, a mgła wokół nich zgęstniała. Powoli zaczął się formować w niej obraz.
     Adriana patrzyła na to z nienawiścią. To była Retrospekcja, bardzo zaawansowane zaklęcie. Idealnie pokazywało różnice pomiędzy poziomem mocy dziewczyny a Lilith. Z bólem w sercu rozpoznała sylwetki Gilana i rudowłosej. Zobaczyła wszystko i wiedziała, że to jest prawda. Bo Retrospekcja nigdy nie kłamie. Żaden czarodziej nie znalazł jeszcze sposobu, aby oszukać magię, więc ta pokazywała prawdziwe wydarzenia. Nawet to, w którym serce zwiadowcy zostało przeszyte sztyletem.
     Łzy przestały lecieć, w jej ciele narastała furia, ledwo tłumiona. Zemści się, pomści go. Jeśli tylko złamie zaklęcie, Lilith będzie martwa.
– Och, i mam coś jeszcze. Możesz umrzeć , trzymając go w ręce – oznajmiła rudowłosa wstając i rzucając coś przed Adrianę. Dziewczyna skierowała swój wzrok na przedmiot. Srebrny liść zwiadowczy, cały splamiony krwią.
     Ciszę unoszącą się nad polaną przerwał krzyk. Lilith odrzuciło do tyłu, uderzyła w pień drzewa. Zaraz jednak wstała, gotowa rzucić kolejne zaklęcie. Ze zdumieniem wpatrywała się w Adrianą, która stała wyprostowana, chowając srebrną zawieszkę do kieszeni płaszcza. Czarownica musiała przyznać, że jej wzrok nawet ją przerażał.
     Zabójczyni podeszła do miecza, który wcześniej upuściła. Podniosła ostrze, drugą ręką wyciągając bliźniaczą broń. Powoli odwróciła się w stronę przeciwniczki.
– Popełniłaś błąd, wiedźmo. Pokazując mi to, wydałaś na siebie wyrok śmierci. Pozwól, że wymierzę ci karę.
     Lilith ledwo co zdążyła wznieść barierę, gdy dwa miecze uderzyły o nią. Opadły powoli ku ziemi, spod ostrzy sypały się iskry. Zaraz jednak musiała odskoczyć w tył, aby uniknąć nadlatującego ciosu zadanego nogą. Chwilę później uniosła się w powietrze, aby zwiększyć odległość między nimi.
     Adriana warknęła zirytowana, gdy przeciwniczka zniknęła z pola jej zasięgu. Niechętnie schowała oba miecze do pochwy i wyciągnęła sztylety. Musiała się zbliżyć do czarownicy, a długie ostrza tylko by jej przeszkadzały. A sztylety przebijały ciało wroga równie dobrze co miecz.
     Odetchnęła głęboko, nie myślała już, jej umysł przełączył się na tryb walki. Rzuciła się do przodu. Zawahała się przez chwilę, gdy ognisty pocisk przemknął jej obok głowy, lecz to nie trwało długo. Dorwie Lilith, sprawi, że zapłaci za wszystko.
     Rudowłosa wściekła cisnęła w nią kolejną kulą ognia. To była jej pierwsza umiejętność i to ją najlepiej opanowała. Na razie nie chciała korzystać z silniejszych zaklęć, nie wtedy, gdy chodziło o walkę z Adrianą. Pokona ją najsłabszym zaklęciem. Czar unieruchamiający nie działał, jakby wokół dziewczyny wytworzył się jakiś rodzaj muru. Lilith zdawało się, że widzi srebrne iskierki tańczące wokół przeciwniczki. Jeśli to było to, o czym myślała…
     Moment nieuwagi sporo ją kosztował. Adriana pojawiła się przed nią nagle, zamachując się sztyletem. Czarownica zdążyła zasłonić się ręką. Ostrze dotarło do kości i na niej się zatrzymało. Lilith syknęła z bólu. Teleportowała się, ustawiając na drugim końcu polany. Wyszeptała zaklęcie, a mięśnie i ścięgna zaczęły się powoli zrastać. Jednak jej prawa ręka była na co najmniej pięć minut wyłączona z walki, przez co jej zaklęcia nie będą aż tak precyzyjne. Jednak z radością zauważyła, że Adriana także ledwo trzyma się na nogach. Jedną rękę miała wygiętą pod dziwnym kątem, naprawdę, to jak zdołała utrzymać miecz, pozostawało dla wiedźmy sekretem. Policzek miała poparzony, a z szyi ciekła cienka strużka krwi, a do tego utykała na jedną nogę. I nie umiała się leczyć. Fortuna była po stronie Lilith.
     Adriana zacisnęła zęby, walcząc z bólem. Może od niego paść nieżywa, ale najpierw zlikwiduje tą jędzę. Tą zdzirę, która śmiała zabić jej zwiadowcę. Odetchnęła głęboko, zbierając wszystkie siły. Musiała to zakończyć teraz, bo przeciwniczka się już uzdrawiała. Miała może z jakąś minutę…
– Och, tu jesteś, Adriano. Tak myślałem, że słyszałem twój irytujący głos.


*********************************************************************************
Przepraszam, że tak długo. I ten rozdział zaczynałam pisać trochę z przymusu, ale dalej jakoś poszło :D Ostrzegam, nie jestem zbytnio w stanie dotrzymywać terminów, mogę się one o tydzień przesuwać. Nic nie poradzę.
Chciała też podziękować za taką liczbę wyświetleń i ponad trzysta komentarzy. Właśnie się zorientowałam, że nigdy za to nie dziękowałam.
Pozdrawiam,
Mentrix
Mia LOG