Lista utworów

05 stycznia 2015

Rozdział X

Jest nowy rozdział. Jednak uważam, że to najgorszy jaki do tej pory napisałam. Nie podoba mi się. Mam wrażenie, że jest nudny i niczego nie wnosi do mojego opowiadania. Ale w tym momencie nie jestem w stanie dodać niczego innego. Niby była długa przerwa, ale to mnie tylko rozleniwiło. Nie potrafię nic porządnie teraz zrobić. ok, przestanę narzekać.
Dziękują za ponad 2 000 wejść i za wasze komentarze.
Zostałam także nominowana przez http://life-of-heros.blogspot.com/, za co dziękuję, ale ponieważ nie mam czasu, to odpowiedzi na twoje pytania i moje nominacje pojawią się przed końcem tygodnia.
Nie przedłużając zapraszam na nowy rozdział.
Pozdrawiam,
Mentrix

***



Nie przestało padać. Wiatr wył w koronach drzew, a deszcz przemienił się w ulewę. Granatowe już niebo przecinały liczne błyskawice. Zwierzęta pochowały się w swoich norach, ptaki zamilkły. Krople wody spadały z nieba, spływały po liściach i znikały w ziemi. Księżyc wyglądał zza burzowych chmur, oświetlając upiornym światłem ścieżkę wiodącą przez las.
Adriana, cała przemoczona, przedzierała się wytrwale przez gąszcz roślin zastawiający jej drogę. Ostre gałązki rozrywały jej gdzieniegdzie płaszcz, a w butach miała pełno wody. Ze złością złamała stojącą jej na drodze gałąź, przez co została opryskana wodą zebraną na liściach. Przeklęła, ale ruszyła dalej. Do celu został jeszcze jakiś kilometr.
W lesie zapadł już zmrok, więc często potykała się o wystające korzenie. Jednak dzięki swoim zdolnościom szybko łapała równowagę. Do czasu. Gdzieś z boku usłyszała warczenie. Odruchowo chwyciła sztylet, rozglądając się bacznie dookoła. Z gąszczu liści po prawej stronie wyskoczył zając, a chwilę później lis goniący swoją ofiarę. Adriana cofnęła się o krok, zahaczając nogą o niewidoczny w ciemności korzeń. Zamachała rękoma, próbując utrzymać równowagę. Na próżno. Z cichym krzykiem runęła wprost w kałużę błota.
Gilan, który dotychczas bezszelestnie i bez żadnych trudności podążał za dziewczyną, nie mógł powstrzymać śmiechu. Zasłonił usta dłonią, próbując nie okazywać jawnie swojego rozbawienia. Już od jakiegoś czasu przyglądał się zabójczyni próbującej znaleźć drogę w ciemności. Ojciec pewnie zrobiłby mu awanturę. Powinien iść pierwszy i sprawdzać ścieżkę, ale ponieważ Adriana sama zaproponowała, aby podążał za nią, nie miał zamiaru nalegać. Była dorosła i zadawała sobie sprawę, że chodzenie po zmroku po lesie dla kogoś niedoświadczonego jest niebezpieczne. Jakąś godzinę temu zwiadowca zaproponował, aby zatrzymać się w pobliskiej karczmie. Kiedy wyruszali w drogę nie przewidzieli, że będzie aż tak padać. Przez to wszędzie było ślisko, musieli trochę zwolnić. Rozsądniej by było porzucić swój cel i skupić się na innym. Gilan z rozmarzeniem wspominał karczmę, którą zostawili kilka kilometrów za sobą. Nie spotkał jeszcze bardziej upartej i zdeterminowanej dziewczyny. Trochę ją za to podziwiał, ale czasem trzeba było z czegoś zrezygnować, a zabójczyni najwyraźniej nie miała tego w zwyczaju.
Spojrzał na nią, gdy podnosiła się z ziemi cała w błocie. Stanowiła naprawdę zabawny widok. Ale sama była sobie winna. Gdyby go posłuchała, leżałaby już w ciepłym łóżku i po kolacji.
– Mógłbyś mi pomóc? – rzuciła przez zęby. Stał sobie w swoim płaszczu i się przyglądał, zamiast ruszyć tyłek i podać jej rękę. Matoł, skończony idiota. Że też musiała się z takim użerać. I jeszcze się śmiał!
– Nie patrz tak na mnie! Sama jesteś sobie winna.
– A kto pozbawił nas koni?!
– Uratowałem nam życie, psychopatko! Gdyby nie to, leżałabyś martwa w jakimś rowie!
– Mogłam ich wszystkich zabić. Nawet by się nie zorientowali – syknęła przez zęby, wycierając błoto z twarzy. Dziwnie się czuła. Zła, wściekła, zirytowana do granic możliwości i... bezradna? Tak, bezradna. Miała przeczucie, że ktoś z nimi sobie pogrywa. I to dosłownie. Jakby wiele tysięcy kilometrów stąd, gdzieś na kontynencie, dwaj wrogowie zasiedli do gry w szachy. Gry o wszystko albo nic. A ona, Gilan, zwiadowcy, Genoweńczycy i prawdopodobnie jeszcze więcej osób, o których nie miała pojęcia, byli ich pionkami. Ale co było nagrodą dla zwycięzcy? Nie wiedziała tego, tak samo jak nie wiedziała wielu innych rzeczy. Być może właśnie to stąd wynikało poczucie bezradności. W jej oczach mimowolnie pojawiły się łzy. Odwróciła się, nie chciała, aby zwiadowca je zauważył. Za późno.
– Ej, co się stało? – zapytał zaniepokojony Gilan. Łzy były ostatnią rzeczą jakiej się spodziewał po dziewczynie. Zawsze myślał, że asasynami zostają osoby kochające krew i zabijanie, niebojące się śmierci, śmiejące z niebezpieczeństwa, egoistyczne, pewne siebie oraz cieszące się z cierpienia innych osób. A tu proszę – płaczący zabójca. Tego chyba jeszcze nie było.
– Nic się nie stało.
– Przecież płaczesz.
– Płaczę?! Ja?! Piłeś coś dzisiaj? Albo masz coś nie tak ze wzrokiem? Bo ja na pewno nie płaczę. Nigdy nie płaczę!
Odwróciła się napięcie i ruszyła dalej, powstrzymując łzy. Najśmieszniejsze było to, że Adriana zwykle naprawdę nie płakała. Zdarzyło jej się to pierwszy raz od pięciu lat, kiedy to musiała opuścić ludzi, których od biedy mogła nazwać przyjaciółmi. Później nie czuła takiej potrzeby. A teraz co?! Pojawił się ten zwiadowca, a ona zaczyna beczeć przy pierwszej okazji. No bez przesady! Jak tak dalej pójdzie, to rzuci robotę i zacznie uganiać się za facetami jak te idiotki ze wsi i zakładać różowe kiecki jak damulki z dworów. Niedoczekanie!
– Pierwszy i ostatni raz – mruknęła pod nosem, łamiąc gałązkę, która zaczepiła o jej kaptur.
– Mówiłaś coś? – Zza jej pleców rozległ się głos Gilana. Najwyraźniej chłopak miał czuły słuch.
– Nie. I dlaczego znowu się śmiejesz?!
Popatrzył na nią dziwnie, ze źle skrywaną radością i satysfakcją w oczach.
– Idziesz w drugą stronę. Do karczmy na wschód, a nie na zachód.
– A skąd ty niby wiesz, gdzie co jest?!
– Mech – oznajmił odkrywczo, wskazując na drzewo – rośnie zawsze od północnej strony.
No i znów wyszła na głupią.
– Wiem, nie jestem głupia.
– A więc jesteś zmęczona. Od dwóch godzin nie przejawiłaś żadnego śladu inteligencji, którą, jak sama twierdzisz, posiadasz.
Adriana czuła się zmęczona, lecz była gotowa o tym zapomnieć. Przed jej oczami pojawiła się przecudna wizja Gilan wpadającego do kałuży błota. Uśmiechnęła się na samą myśl.
– Albo mam pomysł – powiedział chłopak, zbliżając się do niej z dziwnym uśmiechem na ustach. Zanim się zorientowała, stanął za nią i bez pytania podniósł z ziemi.
– Co ty do diabła robisz?!
– Stwierdziłem, że skoro jesteś zmęczona, to cię poniosę przez ten niecały kilometr, który został nam do celu.
Adriana zaczęła się szarpać i wrzeszczeć, żeby postawił ją na ziemi. Tak dla zasady. W rzeczywistości wcale nie miała ochoty iść o własnych siłach. Niech ją niesie, dopóki się nie zmęczy. Było jej nawet wygodnie. I o wiele cieplej. Z jakiegoś niezrozumiałego dla niej powodu jej policzki zrobiły się czerwone. Dzięki bogom, że było ciemno!
Nie byłaby jednak sobą, gdyby nie rzuciła czegoś złośliwego:
– Upaćkasz się błotem, wasza wysokość. Nie wiem, czy to przeżyjesz.
– Pozwól, że cię uświadomię: z tego płaszcza całe błoto zmyje deszcz spadający z nieba, a ponieważ jest nieprzemakalny, gdy dotrzemy do gospody, ja będę czysty i suchy w przeciwieństwie do ciebie, księżniczko.
– Pajac.
– Coś mówiłaś? - zapytał, robiąc niewinną minkę. Tak naprawdę ledwo co powstrzymywał śmiech.
– Nie.
– Tak też myślałem. A teraz bądź cicho i jeśli łaska spróbuj nie uszkodzić moich strzał, jak już mnie tak kurczowo obejmujesz. Jestem co prawda zaszczycony, ale wolałbym mieć czym się bronić...
Po tych słowach zaległa cisza. Adriana nie wiedziała co odpowiedzieć. Chyba naprawdę była zmęczona. Ze zdziwieniem uświadomiła sobie, że lubi przekomarzać się ze zwiadowcą. Asasyni, choć zakładali rodziny, zawsze pracowali pojedynczo. Może właśnie dlatego zrobiła się taka nieogarnięta w towarzystwie innej osoby. Jeśli tak, to potrzebuje kilku dni na przyzwyczajenie, a później znowu stanie się sobą. Opanowaną, trzeźwo myślącą, zawsze wiedzącą co robić, przechytrzającą swoich wrogów Adrianą. Asasynką. Jednak jeśli to było coś innego, to miała poważne kłopoty.
Dzięki sprzeczce całkowicie zapomniała o tym, co ją martwiło. Właśnie...
– Dlaczego to zrobiłeś?
– Co zrobiłem? - zapytał zdziwiony Gilan. Naprawdę nie wiedział, o co dziewczynie chodziło.
– Zobaczyłeś, że płaczę i zacząłeś się ze mną przekomarzać. Żebym zapomniała o tym, co mnie niepokoi. Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego ci zależy?
Teraz to już naprawdę nie wiedział co odpowiedzieć. Mówiła prawdę, ale on nie znał jeszcze odpowiedzi na to pytanie. Z krępującej sytuacji uratowało zwiadowcę światło wydobywające się z okien gospody. Dało już się słyszeć gwar rozmów gości, przesiadujących wewnątrz budynku.
– Jesteśmy na miejscu.
– To możesz mnie już postawić na ziemi – mruknęła Adriana. Skoro nie chciał odpowiadać na pytanie, to nie będzie go zmuszać.
– Gdzie twoje zwierzaki? – zapytał przerywając ciszę.
– Obserwują – odpowiedziała, nie odrywając wzroku od karczmy. – Wydaje się być bezpieczna.
– Na pierwszy rzut oka większość miejsc jest bezpieczna. Orientujemy się w jak wielkim jesteśmy niebezpieczeństwie dopiero, gdy jest już za późno. Ale nic na to nie poradzimy. Chodźmy. Mam ochotę na kubek ciepłej kawy z miodem…
Mówiąc to ruszył w kierunku budynku. Adriana westchnęła i podążyła za nim. Mieli dwa wyjścia: stać przez całą noc na dworze i marznąć lub zaryzykować spotkanie nieprzyjaciół, ale za to zapewnić sobie ciepłe łóżko i posiłek. Wybór był oczywisty. Tristan i Sombra ostrzegą ją przecież przed nadchodzącym niebezpieczeństwem.
– Ej! Czekaj na mnie! – krzyknęła, widząc, że Gilan już otwiera drzwi gospody. Dopóki nie zorientują się, czego chcą Genoweńczycy, nierozsądnie było się rozdzielać.
– Panie przodem – mruknął zwiadowca otwierając przed nią drzwi i kłaniając się sarkastycznie. Dziewczyna prychnęła, uniosła wyżej głowę i wkroczyła do karczmy, jakby należała do niej. Kiedy przekroczyła próg, gwar panujący w pomieszczeniu natychmiast ucichł. Wszystkie głowy odwróciły się w stroną wejścia, ciekawe gości.
Adriana skrzywiła się w myślach, przypominając sobie, jak wygląda. Całe ubranie było przemoczone, uwalane błotem i w kilku miejscach porwane. Jej włosy, niegdyś kręcone i opadające swobodnie na plecy, teraz były potargane, pełne liści i gałązek. Twarz miała ubrudzoną ziemią, z wyjątkiem miejsc, gdzie krople deszczu zmyły brud. Wyglądała jak jakaś wiedźma, więc nic dziwnego, że wszyscy goście odruchowo cofnęli się o kilka kroków.
Jednak, gdy do środka wszedł Gilan, wszyscy się uspokoili. Płaszcz po raz kolejny dowiódł swojej przydatności. Adriana zacisnęła zęby ze złości, gdy zdjął pelerynę i okazało się, że żaden deszcz, wiatr, błoto i liście się do niego nie przyczepiły. Wyglądał, jakby nawet nie wychodził na zewnątrz, a już na pewno nie w taką pogodę.
Zabójczyni westchnęła i ruszyła w stronę baru. Miała ochotę złapać kluczyki do pokoju, umyć się, przebrać i zaszyć się w ciepłym łóżku, gdzie nikt by jej nie przeszkadzał.
– Są dwa wolne pokoje? – spytała dziewczynę za barem, nie siląc się na uprzejmości. Ta spojrzała na nią zirytowana. Zabójczyni nie przypadła jej do gustu. Nie miała zamiaru dawać pozwolenia na nocleg osobie, którą uznała za podejrzaną.
– Nie ma, właśnie przed chwilą oddałam ostatni wolny pokój. Może gdybyś przyszła kilka minut wcześniej… Gdybyś była trochę milsza, może pozwoliłabym ci spać u mnie na podłodze, ale…
– Nie gadaj bzdur! Na haczykach wiszą klucze z numerami pokoi, więc nie wszystkie są zajęte. Po prostu dawaj ten kluczyk, bierz kasę i znikaj mi z oczu, bo nie ręczę za siebie!
Barmanka uśmiechnęła się bezczelnie.
– Obdartusów, pijaków i bezdomnych nie przyjmujemy. Jak widzisz nie możesz u nas dostać pokoju.
Adriana próbowała się uspokoić. Wiedziała, że jest czerwona na twarzy ze złości. Jeszcze kilka minut temu była pewna, że nie zabiłaby człowieka z błahych powodów. Teraz była do tego zdolna. Ta dziewucha sama się prosiła, aby rzucić w nią nożem. Przez przypadek oczywiście.
– Ty... ty...
– Ja się tym zajmę – powiedział Gilan, zapobiegawczo stając pomiędzy zabójczynią a barmanką. Na szczęście w porę zorientował się w sytuacji, bo Adriana naprawdę myślała o zabójstwie.
– Ale ona mnie obraziła! Ja tego tak nie zostawię! Wiesz w ogóle, kim ja jestem, wieśniaczko?!
Barmanka niechętnie oderwała wygłodniały wzrok od zwiadowcy i znudzona spojrzała na Adrianę.
– Mało mnie to akurat obchodzi...
Gilan złapał rękę zabójczyni w momencie, gdy ta sięgała po sztylet ukryty w rękawie peleryny.
– Uspokój się. Siądź sobie spokojnie, patrz - tam jest wolne miejsce. Usiądź sobie przy stoliku i poczekaj, a ja wszystko załatwię...
– Przestań do mnie mówić, jak do niestabilnej emocjonalnie osoby – syknęła, nie chcąc zwracać na nich niepotrzebnej uwagi.
– Niech ci będzie, ale poczekam obok. Jak mnie znowu to dziecko zacznie obrażać, to wiesz co zrobię.
– A to dziecko jest prawdopodobnie w twoim wieku.
– Lecz zachowuje się niedojrzale i – zamilkła, widząc znaczące spojrzenie chłopaka. Ona zachowywała się podobnie. – W porządku, już jestem cicho.
Oparła się naburmuszona o ścianę i zapatrzyła w okno. Ustawiła się jednak na tyle blisko, aby słyszeć, co mówią Gilan i ta dziewczyna.
– Przepraszam za nią. Miała ciężki dzień – powiedział zwiadowca, uśmiechając się uroczo do dziewczyny. Ta jak na zawołanie pokryła się rumieńcem. Gilan westchnął. Znowu to samo. Każda dziewczyna, jaką napotkał, ciągle za nim latała. Zdarzało się to bardzo często podczas misji, nawet wtedy, gdy jeszcze praktykował u Halta. Mrukliwy zwiadowca wykazywał się wtedy niesamowitą cierpliwością i tolerancją. Jednak niewiele brakowało, aby wycelował z łuku do jakiejś głupiej niewiasty, która polazła nie wiadomo po co za Gilanem, gdy obaj mieli jakąś ważną misję i trzeba było ją potem ratować. Oczywiście po tym fakcie owa dziewczyna, wdzięczna za ratunek, szła za nimi do granic swojego lenna, ciągle gadając coś o małżeństwie i innych bzdurach. Halt ledwo do wytrzymywał. Jednak młodszy zwiadowca nie potrafił powiedzieć tym młodym kobietom ,,nie”. Szczerze mówiąc, nawet nie chciał. Zabawnie było patrzeć na nie, jak chodziły za nim krok w krok. A jeszcze zabawniejsze widzieć minę swojego mistrza.
Spojrzał w bok na Adrianę. Ona jako jedyna nie latała za nim jak głupia. Pewnie dlatego ją lubił... Zaraz, zaraz. Lubił?! Czy on naprawdę ją lubił? Trudna sprawa z tymi kobietami...
– Mogę w czymś pomóc? – zapytała barmanka, trzepocząc rzęsami i nawijając sobie kosmyk blond włosów na palec. Gilan ponownie westchnął w myślach. Był zmęczony i najchętniej położyłby się spać. Z drugiej strony, barmanka była bardzo ładna, więc czemu by nie?
Uśmiechnął się i nachylił w stronę dziewczyny.
– To są wolne pokoje?
Adriana zacisnęła zęby, widząc, jak zwiadowca pochylił się w stronę dziewczyny. Byli zdecydowanie za blisko. Chwilę temu przestała słuchać ich rozmowy. Wystarczyło, że słyszała śmiech blondynki, widziała jej zalotny uśmiech... I tak ledwo mogła to znieść. Nie wiedziała dlaczego. Albo wiedziała, lecz nie chciała przyjąć tego do wiadomości. Ona zazdrosna? Ona? I o kogo? O Gilana? Nigdy w to nie uwierzy.
Jednak gdy dotknął policzka barmanki, poczuła jeszcze większą złość. Dwie minuty później zobaczyła, jak blondyna podaje Gilanowi dwa kluczyki. Chłopak chwycił je i położył na blacie. Dziewczyna spojrzała mu w oczy, nachylając się do przodu. On postąpił tak samo. Ich usta były tuż, tuż...
No nie, tego już za wiele!
– Och, jednak są wolne pokoje? Tak myślałam, że ta biedna dziewczyna ma coś nie tak ze wzrokiem – powiedziała zabójczyni, podchodząc do pary i stając pomiędzy nimi.
– Na przyszłość słuchaj mądrzejszych ludzi, dobrze, skarbie? - spytała sarkastycznie barmankę, podejmując bez problemu pojedynek na spojrzenia. Blondynka niechętnie spuściła wzrok. Zagryzła zęby, aby nie prowokować czarnowłosej zołzy, która wcisnęła się pomiędzy nią a przystojnego chłopaka. Nie chciała kolejnej awantury w gospodzie. Ojciec nie byłby zadowolony.
– No popatrz, popatrz. Mamy pokoje obok siebie. Czyż to nie cudownie?
Gilan stał dwa kroki za Adrianą i z rozbawieniem przyglądał się zaistniałej sytuacji. Kto by pomyślał, że niewinny flirt z barmanką tak rozzłości Adrianę? Nic nie mówiąc, przyjął klucz podamy mu przez zabójczynię.
– No idź już. Wezmę tylko płaszcz.
Zwiadowca westchnął i zmęczony powlókł się po schodach na piętro. Adriana podeszła spokojnie do stolika, gdzie zostawiła swój płaszcz. Blondwłosa barmanka wciąż piorunowała ją wzrokiem. Po chwili odwróciła się i zajęła wycieraniem szklanek. Zabójczyni miała zamiar wyjść bez słowa, ale zmieniła zdanie. Zatrzymała się cicho przy barze, nie zwracając uwagi stojącej za nim dziewczyny. Wyciągnęła z rękawa sztylet i od niechcenia oparła się o blat, pilnując, aby ostrze było doskonale widocznie tylko i wyłącznie dla blondynki.
– Jeszcze coś, skarbie – powiedziała, uśmiechając się niepokojąco. Wieśniaczka obróciła się wściekła, ale zamarła widząc broń w dłoni przeciwniczki.
– Uważaj następnym razem, bo wiem, gdzie sypiasz – syknęła Adriana, podrzucając od niechcenia sztylet i łapiąc go bez problemu. Oczy dziewczyny rozszerzyły się z przerażenia. Zrozumiała przekaz.
Adriana wyjęła z sakiewki kilka złotych monet i położyła na blacie.

– A to za miłą i skuteczną obsługę – rzuciła, uśmiechając się uroczo. Po czym bez słowa zniknęła na schodach, zostawiając za sobą przerażoną dziewczynę.

8 komentarzy:

  1. Wybacz, ze w ten sposob, ale jakos musialam, a nie mam obecnie dostepu do konta. Chcialam skomentowac pierwsza, wiec jeszcze nie przeczytałam.
    Pozdrawiam, puck

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz, ze dopiero teraz. Siedziałam z rodzina w salonie i nie potrafiłabym sie skupic.
      Bedac sama w pokoju dopiero poczułam tą orawdziwa atmosfere. Zbarzmi to nieorawdopodobnie, ale ja naprawde poczulam sie jakbym szlam zmarznieta przez las. I za to chce Ci podziekowac. Piszesz w taki sposob, ze po pierwsze nigdy nie mama dosc, a po drugie przenosisz mnie do innego swiata. Żałuję, ze nie odkryłam tego bloga rok pozniej, bo w tym wypadku moglabym sie delektowac skonczona historia. A tak pozostaje mi slodki ból czekania.
      Przyznam, ze nie potrafie rozgrysc Adriany. Z jednej strony jest silna niezależną kobieta, a mimo to potrafi byc zazdrosna. Cudownie, ze pokazujesz wrażliwa czesc tej wojowniczki. Nie eiem, co musialabys o niej powypisywac, bym przestala ja lubic. Chociaz jest jedna rzecz, ktora sklania mnie ku niecheci do tej dziewczyny... a mianowicie jestem zazdrosna o Gilana! No, ale i tak uwielbiam ja za scene przy barze.
      Zwiadowca- to chyba najpiekniejsze slowo. Tez chcialabys sie przeniesc do VII wieku i obserwowac wszystko z bliska? Ja moglabym byc... Cassandrą. Chcialabym byc Alyss z Willem, ale nie usmiecha mi sie sploniecie żywcem :/ Tak wiec zadowole sie Horacem i byciem Królową :D Albo stworzylabym wlasna postać! Nazywalabym sie Astrid. Nie wiem co dalej, ale cos zwiazanego z Willem, ślubem i dziećmi :D
      Mialam pisac o Gilanie, a ujawnila sie moja psychpatyczna strona. Niewazne, zapomnij o tym.
      Pozdrawiam, puck

      Usuń
    2. Dziękuję za wspaniały komentarz.Właśnie podnosi mnie na duchu, ponieważ uczę się niemieckiego (co ja komu zrobiłam, żeby uczyć się tego języka?).
      Co do tego czekania to coś za coś. Ja muszę czekać na nowe rozdziały u ciebie. I zapewniam, że jest to gorsze niż katorga w Rosji, choć nie mam porównania. Co do tego, że Adriana jest zazdrosna o Gilana, to chciałam pokazać, że ona też coś czuje, ale jakoś nie potrafiłam ,na razie oczywiście, wcisnąć jakiś innych emocji. To by dziwnie wyglądało. Rozdziała czy dwa wcześniej zabija z zimną krwią, a tu dajmy na to, że by się rozbeczała i tuliła do zwiadowcy. Tak się nie da. Ona posiada uczucia, bo jest człowiekiem, ale doświadczenia z przeszłości sprawiły, że je schowała gdzieś głęboko w sobie, żeby było łatwiej. Szczerze mówiąc już sama nie wiem co piszę w tym komentarzu.
      Will? Ja go uwielbiam, ale stwierdziłam, że go zostawię Alyss. A ta zmarnowała moje poświęcenie i spłonęła. Ja to widzę mniej więcej tak: Halt to mój ojciec, Gilan to mąż, Will brat, Horace najlepszy przyjaciel ( tak samo jak Will. Nie ma to jak przyjaźń między rodzeństwem :))
      Tą psychiczną stronę mam i ja. Na rozprawce z próbnego egzaminu było trzeba podać dwa przykłady z literatury i jeden z codziennego życia osób, które swoim postępowanie pomagają innym ludziom, czy coś takiego. No i wszystkie trzy argumenty napisałam o zwiadowcach. Bo co ja poradzę, że oni dla mnie żyją w rzeczywistości? To nie moja wina, tylko Flanagana. Jak tworzy takie postacie, to niech się później martwi o wyniki egzaminów gimnazjalnych :) Swoją drogą to jestem z siebie dumna, że napisałam rozprawkę o zwiadowcach.
      Ok, kończę. A, ja na pewno chciałabym się przenieś. Zajęłabym miejsce Jenny. Nie chciała wyjść za mąż za Gilana, idiotka! Zajęłabym jej miejsce i została zwiadowczynią. Oczywiście dopilnowałabym, aby mieć misje razem z Haltem, Willem i Gilanem. Byłąbym w siódmym niebie!

      Usuń
  2. Kawa z miodem? Szczerze mówiąc zaczynam się zastanawiać, czy nie napić się kawy tylko po to, aby poznać jej smak z miodem, jest wtedy lepsza? Jak to smakuje?
    Tak się nad tym zastanawiałam, że mowę mi odjęło na kilka minut gdy uświadomiłam sobie, że Adriana jest zazdrosna... przeżyłam nie mały szok! Na dodatek samoistna myśl Gilana również mnie zaskoczyło, bo słowo "lubię" lekko mnie zawiodło, jak również spowodowało napływ nadziei, gdyż może pewnego razu Zawiadowca pomyśli "kocham"? A później powie to na głos...
    Już widzę reakcję Adriany... pod pewnym względem trochę mi przypomina moją Jill...
    Wspomnienia Gilana o zakochanych w nim dziewczynie niemal rozłożyły mnie na łopatki, bo nie przypuszczałam, że i w tamtych czasach są takie... "zdeterminowane" kobiety :D
    Adriana naprawdę musiała być zmęczona, skoro pozwoliła sobie na taki nieoczekiwany wybuch złości i urządzanie sceny zazdrości ^^ Może to moja pesymistyczna części, ale zastanawiam się, czy aby młoda zabójczyni dobrze postąpiła? Czy nie boi się, że barmanka może znać osoby, które ich śledzą? Skąd pewność, że dziewczyna od razu nie wypapla wszystkiego, gdy nadarzy się takowa możliwość?
    Opisy masz naprawdę obłędne! Długo trzeba było czekać na rozdział, ale bez wątpienia ja jestem gotowa czekać, aby tylko poznać dalsze losy Twoich bohaterów! ^^
    Rozdział moim zdaniem fantastyczny! Mam nadzieje, że kolejny niebawem się pojawi! Życzę morza weny, góry pomysłów i mnóstwa czasu wolnego!
    Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kawa z miodem jest nawet nawet. Najpierw nie byłam do niej przekonana, ale zaczęłam ją pić, bo w końcu to ulubiony napój zwiadowców. I teraz jest pyszna! Kwestia przyzwyczajenia. Tylko że zwiadowcy pili ją bez mleka, a ja tak nie potrafię :)
      Co do tego ,,kocham" Gilana to będziesz musiała jeszcze poczekać.Jak mogłaś mnie tak łatwo przejrzeć z tą barmanką! To nie fair!
      Nowego rozdziału nie zaczęłam pisać. W tygodniu nie będę miała czasu, zacznę coś skrobać w weekend.

      Usuń
  3. Cześć Mentrix!
    Nie rozumiem co chcesz od rozdziału, nie jest wcale nudny. Momentami śmiałam się z zachowania Adriany i czekałam aż zabójczyni powie coś do tej barmanki. Nie zawiodłaś mnie, bo końcówka mnie jak najbardziej zadowoliła. Śmiałam się jak głupia :D
    Podoba mi się, że nie idealizujesz Adriany i pokazujesz także jej słabe strony. Chociaż trochę mnie zaskoczyło, że nasza nieustraszona zabójczyni okazała przed zwiadowcą słabość. Jak i to, że zaczęła być zazdrosna o Giliana! To było urocze. :3 Coś czuję, że oni mają się ku sobie, czyż nie? ;)
    Wiesz, chyba przez ciebie się zmuszę i pójdę w najbliższym czasie do tej biblioteki i wypożyczę zwiadowców, bo coraz bardziej mam ochotę na tę książkę. :D Naprawdę, coraz bardziej jestem ciekawa tych książek i nie mogę się doczekać, aż przeczytam je. :)
    Czy ja ci już mówiłam, że masz genialne opisy? Po prostu nie mogłam przestać czytać, jak już zaczęłam, to koniec!
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ej, ej dziewczyno. Nie obrażaj tu tego rozdziału. On nie jest najgorszy. Nie należy to najbardziej porywających, ale taki chwilowy postój w akcji też się przydaje. Nie może cały czas wszystko pędzić, bo zrobiłoby się nieciekawie. Potrzebne są takie chwile wytchnienia i przemyślenia uczyć, którymi się darzą. Juhu, tak, oboje coś do siebie czują. Idealnie do siebie pasują. Naprawdę ja wiem co gadam ;) Są trochę do siebie podobni, ale jednocześnie zupełnie rożni. Ekstra moment z tą barmanką, gdy Adriana weszła pomiędzy nich. Zazdrość poziom zaawansowany. Ni i cała ta groźba. Przypuszczałam, że zrobi coś takiego. Kto jak kto ale Adriana to lubi nastraszyć człowieka zwłaszcza niewinną niewiastę przystawiająca się do jej chłopaka. ;P
    Czekam na następny rozdział w którym mam nadzieję, że będzie już akcja jakaś z Genoweńczykami ^^
    Życzę epidemii weny i pozdrawiam ;*
    Buziaki, Inna :3

    OdpowiedzUsuń
  5. Wybacz, wybacz, wybacz. Po pierwsze za opóźnienie. Po drugie, bo ten komentarz będzie krótki. Aktualnie jestem odcięta od internetu i zajmuję się domem babci, które jest w szpitalu na operacji z rodzaju "może się nie udać i wtedy nie wróci". Czujesz ten powiew optymizmu, prawda? Tak czy inaczej, chciałam dać znać, że jak najbardziej dalej czytam i rozdział mi się podobał, nawet jeśli akcja nie ruszyła jakoś szczególnie do przodu. Takie też są czasem potrzebne. Adriana i Gilan, ich teksty, cudo po prostu. Scena z barmanką też wyszła pięknie. Ale coś mam takie wrażenie, że zaraz zrobią się kłopoty, bo chyba za długo ich nie było... Jeszcze raz przepraszam, czytałam z przyjemnością, życzę weny i w ogóle...

    Pozdrawiam,
    Lakia

    OdpowiedzUsuń

Mia LOG