Wystawa
przedstawiająca obrazy najsławniejszych surrealistów została otwarta trzy dni
temu w Narodowym Muzeum II Wojny Światowej w Nowym Orleanie. Największą
atrakcją z pewnością był pożyczony z nowojorskiego muzeum obraz Salvadora Dali.
Trwałość pamięci była dziełem
szczególnie cenionym ze względu na zawsze aktualny temat przemijania, jaki
poruszało. Zachwycało pomysłowością, zaskakującym wykorzystaniem przez artystę
nadrealności, pasjonujących zestawień przedmiotów, wszechobecny oniryzm, a
także światłocień.
Alaric
westchnął ciężko i otworzył oczy. Nie ważne, jak mocno zwizualizowałby sobie Trwałość Pamięci, fakt pozostawał
faktem. Przed nim wisiała złota rama, a wewnątrz zionęła dziura. Po obrazie nie
został nawet ślad, a Fantom zrobił się na tyle bezczelny, że nawet zrezygnował
z podrzucania falsyfikatów. Sierżant Carleton wyczuwał w tym pewnego rodzaju
wyzwanie, zachętę do podjęcia gry i dania z siebie wszystkiego.
–
Nie miałeś go czasem dopaść następnym razem? – spytał Cedric, przystając koło
niego. Właśnie skończy spisywać zeznania pracowników, dowiedział się o użytych
zabezpieczenia i alarmach. Minęło ponad pół godziny, odkąd dotarli na miejsce,
a Alaric nie ruszył się nawet o krok. Wciąż tkwił przed pustą ramą, a porażka
chyba powoli zaczynała do niego docierać.
–
A to sukinsyn – syknął przez zaciśnięte zęby. Cedric uniósł brwi w zdziwieniu,
ponieważ rzadko kiedy słyszał, jak sierżant rzuca takimi obelgami.
–
Niewątpliwie, będziesz mógł go nawet pobić, jak już go złapiemy. Powiemy, że
nie chciał się przyznać. Mam zeznania pracowników. Nikt nic nie widział, przed
zamknięciem wystawy wszystko było w porządku, zorientowali się rano. Nawet nie
możemy ustalić przybliżonej godziny włamania. Sprawdzamy nagrania z kamer, ale
żadna nie została uszkodzona. Do sali jest jedno wejście, całą noc stali przy
nim dwaj strażnicy. Są na nagraniach. Jedno okno, brak śladów włamania. Do tego
alarm na ramie skradzionego dzieła się nie włączył.
–
Bo nie ruszył ramy. Wyjął same płótno.
–
Taki zabieg drastycznie obniża wartość dzieła. Wątpię, aby tak ryzykował…
–
Miał więc kupca i wyznaczoną cenę, więc nie musiał się przejmować. Co tylko
utrudnia sprawę. Obraz wystawiony na czarnym rynku da się wyśledzić. Tego już
nie znajdziemy, chyba że przeszukamy mieszkania wszystkich bogaczy na świecie.
Kamery na zewnątrz coś uchwyciły?
–
Przeglądamy je. Kamera przy banku uchwyciła jakąś postać, idącą w stronę
muzeum. Jednak stawiam na jakiegoś pijaka, bo porządnie się zataczał i nie miał
potrzebnych narzędzi. Nie wiemy, jak tu wszedł, ale sprawdzamy odciski palców,
szukamy śladów DNA.
–
Nic nie znajdziecie. Jest na to zbyt sprytny.
–
Każdy w końcu popełnia błędy.
–
Ale nie takie. Musimy się zabrać za to z innej strony. Wiem, jak przyjmuje
zlecenia. Poobserwujemy, dowiemy się, jakie dzieło jest jego kolejnym celem.
Jeśli będzie trzeba, będę siedział przy nim cały tydzień.
–
Wątpię, aby wtedy Fantom się zjawił.
–
Przyjdzie. Jest zbyt bezczelny, aby zignorować taką okazję.
–
Z tym muszę się zgodzić. Zostawił ci list.
***
Lysander
przetarł oczy z uporem wpatrując się w leżące przed nim akta Marcusa Treverra.
Był pewien, że biznesmen miał powiązania z wyższymi szczeblami jednej z mafii,
może nawet był jej szefem. Jednak patrząc na informacje, jakie posiadał
komisariat, musiał stwierdzić, że Treverr wydawał się czysty niczym łza.
Wszystkiej jego oskarżenia opierały się na przeczuciach, więc nie miał jak tego
udowodnić. Potrzebował dowodów, które z pewnością znalazłby w domu
podejrzanego. Jednak aby przeszukać posiadłość, musiał zdobyć nakaz, a nie
dostałby go bez dowodów winy. Zamknięte koło. Musiał znaleźć inny sposób.
–
Fantom znów uderzył – oznajmił Arald, wychodząc do jego gabinetu bez pukania.
Mężczyzna stanowił idealne odzwierciedlenie sarkastycznych wyobrażeń typowego
policjanta. Niezbyt wysoki, ze zdecydowanie za dużym brzuchem, na którym ledwo
utrzymywał się zapięty mundur. I to jego zamiłowanie do pączków. Z drugiej
strony był bardziej kompetentny niż połowa wyższych od niego stopniem.
–
Doprawdy? A czy sierżant Carleton nie zarzekał się, że tym razem go złapie? –
spytał sarkastycznie, nie podnosząc nawet głowy znad papierów. Jak znaleźć
podstawy do przeszukania domu bogatego biznesmena?
–
Fantom wykradł obraz z Muzeum II Wojny Światowej, a nie z Ogden Museum, jak
wcześniej zapowiadał. Nasi ludzie przesiedzieli całą noc w złym miejscu.
–
Czyli sobie z nich zakpił?
–
Podobno sierżant Carleton jest w szoku i od godziwy wpatruje się w pustą ramę.
Tym razem Trwałość Pamięci, Salvador
Dali.
–
Ile wart?
–
Siedemdziesiąt pięć milionów dolarów.
–
Przełożeni mnie zabiją… Przyszedłeś mi powiedzieć o tym, czy masz jeszcze jakąś
sprawę?
–
Prawdopodobnie morderstwo.
–
Cudownie! Wreszcie coś ciekawego. Zajmiesz się wypełnianiem formularzy – dodał,
poklepując Aralda po ramieniu, łapiąc kaburę z bronią i wychodząc z gabinetu.
Policjant westchnął cicho, gdy drzwi za jego przełożonym zamknęły się i
pospieszne poskładał porozwalane na biurku papiery. Nie wiedział, co komendant
kombinuje, ale lepiej, aby nikt się nie dowiedział, że po raz kolejny przegląda
akta jednego z najbardziej wpływowych ludzi w mieście.
***
Ciało
denatki leżało tuż obok starej kanapy w zasychającej kałuży krwi. Pistolet znaleziono
nieopodal ręki kobiety, a ściana została ochlapana krwią i fragmentami tkanki
mózgowej. Lysander skrzywił się na ten widok, omijając te makabrycznie dowody
sprawy z daleka. Podszedł do trupa z bezpiecznej strony, zakładając jednorazowe
rękawiczki.
–
Kto to? – spytał Angeline, przykucniętą obok ciała. Ich najlepsza patolog
uniosła wzrok i skinęła głową na powitanie. Zaświeciła jeszcze w oczy zmarłej,
mrucząc coś niewyraźnie pod nosem, zanim podniosła się i stanęła przy
policjancie.
–
Alina Afred, lat 53, bezrobotna, brak studiów wyższych. Zamężna, West Afred
zmarł trzy miesiące temu, a jego ciało wyłowiono z rzeki. W wersji oficjalnej
poślizgnął się na moście, uderzył w głowę i wpadł do wody, gdzie utonął.
–
A w nieoficjalnej?
–
Podejrzane kontakty z mafią, chyba był im coś winny.
–
A dlaczego dowiaduję się o tym dopiero teraz? Macie jeszcze jakieś informacje?
– warknął komendant, piorunując wzrokiem przysłuchującym się im technikom.
Przecież prosił, aby zgłaszać do niego każdą sprawę, w którą mogła być
zamieszana mafia. Jak miał ich pokonać, gdy jego własny personel zatajał
informacje?
–
Nic więcej nie wiemy. Zanim zdążyliśmy zając się śledztwem, zostało przejęte
przez agenta federalnego. Nazwiska nie mamy.
–
FBI raczej nie miesza się do zwykłych morderstw – mruknął pod nosem. Dlaczego
nikt mu nie doniósł, że w mieście znajdują się federalni?!
–
Nieważne. Wszystko wskazuje na samobójstwo. Są jakieś podstawy, aby sądzić
inaczej?
–
Przyjaciółka znalazła ją około ósmej, gdy wróciła z nocnego dyżuru w szpitalu.
Mówiła, że przed domem zaparkowała dziwna furgonetka, a drzwi do domu próbował
otworzyć jakiś mężczyzna. Uciekł, gdy ją zobaczył. Pani Adamson weszła do
środka, ale ofiara musiała być martwa już od kilku godzin. Dokładniejszą
godzinę zgonu podam po analizie próbek.
Lysander skinął głową i
cofnął się, aby stanąć w drzwiach do salonu i mieć widok na całe pomieszczenie.
–
Wezwijcie sierżanta Carletona. Niech zostawi tą pustą ramę i na coś się przyda.
Wdowa
po zadłużonym u mafii mężu, mieszkająca u przyjaciółki. Nie, nie mieszkająca-
ukrywająca się. Mafia jej szukała, chciała zwrotu pieniędzy. Z jakiegoś powodu
ofiara popełnia samobójstwo, a kilka godzin później pojawi się podejrzana
furgonetka. Istniała możliwość, że członkowie organizacji dowiedzieli się o
śmierci dłużniczki i postanowili pozbyć się ciała, które można było z nimi
połączyć. To by wyjaśniało samochód, który zapewne należał do ekipy
sprzątającej. Skąd jednak wiedzieli? Niemożliwe, aby zmusili denatkę do
samobójstwa, bowiem wtedy pieniądze przepadały. Czyli to nie mogli być oni, ale
jej decyzja musiała być wywołana jakimś wstrząsem, w dodatku związanym z mafią.
Kobietę musiał odwiedzić członek przestępczej organizacji, zrobić coś, co
odebrało jej wszelką nadzieję i doprowadziło do samobójstwa. Jedyną odpowiedzią
wydawały się pieniądze. Bez nich nie mogłaby dalej uciekać, a mafia wciąż
miałaby ją na oku. Suma dość duża, by pozwolić ofierze na ucieczkę za granicę,
czego nie zrobiła z nieznanych powodów, ale jednocześnie zbyt mała, aby spłacić
dług.
–
Potrzebowała dużej torby lub walizki do przechowywania pieniędzy. Szafa jest
uchylona. Sprawdźcie odciski palców.
Przedstawiciel
mafii zabiera pieniądze, oznajmia, że zgłosi się niebawem po pozostałą sumę, a
ofierze odbiera tym samym nadzieję na ucieczkę. Nie ma za co wyjechać z kraju,
ma wyrzuty sumienia, że nie wykorzystała okazji, jaką miała, że nie powstrzymała
męża przed zaciągnięciem długu, że naraziła swoich przyjaciół na
niebezpieczeństwo. Ma dość wszystkiego. Wie, że przyjaciółka chowa w sypialni
broń. Zwyczajny Colt M1911, kaliber 45. Wyciąga go, waha się, chodzi po domu. W
końcu zatrzymuje się w salonie, jej wzrok pada na pustą szafę, jeszcze raz
dopadają ją wyrzuty sumienia. Podnosi pistolet i wkłada do ust. Strzela.
Samobójstwo i tkanka mózgowa na ścianie naprzeciwko szafy. Colt wypada jej z
ręki.
–
Sprawdźcie kamery w pobliżu. Muszę wiedzieć, kto kręcił się w okolicy.
Szukajcie kogoś z walizką lub dużą torbą.
–
Może to nie będzie konieczne, komendancie. Zebraliśmy odciski i mamy je w bazie
danych. To Adriana Miramontes.
***
Sierżant
Alaric Carleton przekroczył próg przytulnej kawiarni na rogu ruchliwej ulicy,
posyłając Cassandrze zmęczony uśmiech. Baristka pomachała do niego przyjaźnie,
przerywając na moment parzenie kawy dla klienta. Araluen był małą, lecz dobrze znaną w mieście kawiarnią, głównie ze
względu na oferowane przez nią znakomite napoje. Przybywali do niej wszyscy, zarówno
miejscowi jak i turyści, plotkując podczas przerwy na lunch i wymieniając
pozdrowienia wczesnym rankiem, gdy każdy spieszył się do pracy.
Było
chwilę po dwunastej w południe, więc stoliki świeciły pustkami. Tylko przy
ladzie ustawiła się kolejka młodych ludzi, zapewne spóźnionych na wykłady
studentów, którzy zdecydowali się poświęcić lekcje na rzecz porządnej dawki
kofeiny. Przedtem Alarica taka nieodpowiedzialność odrobinę irytowała, w końcu
niektórzy z nich chcieli zostać lekarzami, a jemu czasem zdarzało się wylądować
w szpitalu z raną postrzałową. Nie chciałby, aby przez opuszczenie jednego z wykładów,
niekompetentny lekarz pomylił wątrobą z trzustką. Jednak teraz mógł tylko
skinąć im znużony głową, w pełni rozumiejąc i popierając ich decyzję. Czasem bez
kawy po prostu się nie dało.
Położył
płaszcz na stoliku, przez co otrzymał kilka niepewnych spojrzeń od studentów,
którzy wpatrywali się w jego mundur. Powinni zdawać sobie sprawę z tego, że obowiązek
szkolny ich nie obowiązuje i policja nie interesuje się tym, czy uczęszczają na
wykłady, ale dyskomfort pozostawał. Trudno było się pozbyć nawyku z młodzieńczych
lat, gdy jako niepełnoletni uczniowie uciekali z lekcji, chowając się przed
każdym dorosłym, który stanął na ich drodze.
Alaric
prychnął rozbawiony, sięgając po telefon. Odetchnął z ulgą, gdy nie zobaczył
żadnej wiadomości od Lysandra. Dzień miał tragiczny, właściwie cały ostatni tydzień.
I miesiąc, ale nie o to chodziło. Był zupełnie wykończony, a ten głupi komendant
dał mu tylko pół godziny przerwy, co było stanowczo za mało, by dojechać do
domu i wrócić, a nie marzył o niczym innym niż prysznic, zmienienie munduru na
świeży i porządny posiłek. A tak miał tylko czas, by wpaść do najbliższej
kawiarni i zaopatrzyć się w kawę, która umożliwi mu przetrwanie kolejnych
godzin na komisariacie, przeglądania papierów i rozmowy z irytującymi świadkami.
Zero wdzięczności. Lysander nie dostanie prezentu na urodziny, jeśli dalej będzie
się tak zachowywał. Alaric spędził poprzedni dzień, siedząc w biurze od
wczesnych godzin porannych i próbować ustalić, jak Fantom zamierza ukraść
obraz. Rozważył każdą opcję, przygotował się na każdą ewentualność. Miał ludzi
przy każdym wejściu, rozstawionych w środku i dookoła budynku. Pilnowali także okien,
dachu, a nawet kanałów wentylacyjnych. Był pewien, że nawet mysz się nie
prześlizgnie. Spędził całą noc, czuwając w niewygodnej furgonetce i wpatrując
się w zapisy z kamer muzeum, od czego bolały go teraz oczy. Nastał ranek, a
obraz był na miejscu, więc wyszedł, aby rozprostować nogi i świętować częściowe
zwycięstwo, gdy zadzwonił telefon. Fantom z nich zakpił, tym razem podał
fałszywy cel. Oni siedzieli naj głupi, gdy złodziej kradł dzieło Salvadora
Dali. Najgorsze było to, że Alaric naprawdę lubił ten obraz. Był tak wściekły,
że gdy dotarł na miejsce zbrodni, nie wiedział, za co się zabrać. A potem
Cedric pokazał mu list zaadresowany do niego. Całe szczęście, że nikt go przed
nim nie czytał.
Drogi sierżancie!
Pragnę wyrazić gorące ubolewanie nad
tym, że nie stara się Pan wystarczająco. Kradzieże przestają być wyzwaniem, a
ja zaczynam się nudzić. Aby Pana zmotywować, zmieniam zasady gry. Przestaję wskazywać
swój następny cel. Niech się Pan dwoi i troi, niech Pan nie może zmrużyć oka, zastanawiając
się, co będzie następnym razem. Kolejne muzeum? Prywatna kolekcja? A może
jakieś tajne dane? Będzie zabawnie, tylko niech Pan przestanie udawać idiotę. Niech
Pan sprawi, że kradzieże będą dla mnie wyzwaniem. Inaczej z przykrością muszę oświadczyć,
że nasz malutki sekret ujrzy światło dzienne. Mogę też napomnieć, że w więzieniu
nie mają ani gorącej czekolady ani tej zwykłej.
Postarasz się, prawda, Alaricu?
Fantom
P.S. Uważaj na przyjaciela. Twój
komendant zaczyna interesować się niebezpiecznymi ludźmi.
Groził
mu. Nie tak się umawiali. Alaric wierzył w zawarte umowy, nawet za pośrednictwem
stron internetowych i nigdy by nie złamał ustalonych wcześniej warunków.
Dlatego sam zajął się przeglądaniem kamer, ponownym przesłuchiwaniem pracowników,
choć przecież miał do tego ludzi. Ich działania spełzły na niczym, więc
zawiedziony skierował samochód do domu, marząc o błogim śnie. Już wjeżdżał na
podjazd, gdy zadzwonił telefon, a okropnie uprzejmy technik oświadczył, że
komendant oczekuje go w miejscu prawdopodobnego morderstwa. Myślał, że go zabije.
Lysandra, oczywiście. Gdy dojechał do małego mieszkania na przedmieściach Nowego
Orleanu już trochę się uspokoił. Lecz najwyraźniej los mu nie sprzyjał, skoro w
drzwiach zderzył się z wybiegającym w pośpiechu komendantem, który oznajmił mu,
że ma pół godziny na odpoczynek, a potem chce go widzieć w biurze, bowiem
rozwiązał już sprawę samobójstwa i teraz potrzebuje, aby jego podwładny zajął
się czym innym. Ledwo się powstrzymał, aby nie rzucić się na Lysandra i go nie
udusić. Zazwyczaj był bardzo pozytywnie nastawiony do przyjaciela, znosił jego
dziwne zachowania, obsesję na punkcie mafii, a nawet, choć z bólem,
podporządkowywał się jego dominując naturze. Jednak Alaric Carleton także miał
gorsze dni, a jeden z nich właśnie trwał.
Dlatego
nie był nawet zdziwiony, gdy idąc zamówić kawę, zderzył się z kimś i poczuł,
jak ciepły napój przenika przez materiał jego munduru. Przynajmniej będzie miał
pretekst, aby wrócić do domu i się przebrać. W końcu teoretycznie poplamiony
mundur to hańba każdego gliniarza.
–
Cudownie – westchnął ciężko, wpatrując się w powoli poszerzającą się plamę.
–
Pardon – mruknął po francusku w tym samym momencie właściciel kawy, odstawiając
papierowy kubek na pobliski stolik, chwytając garść serwetek i próbując wytrzeć
mundur policjanta. Alaric prawie się roześmiał, mgliście kojarząc podobne
sytuacje w setek filmów, do których oglądania zmuszał w swoje urodziny
Lysandra.
–
Bardzo pana przepraszam. Zwykle patrzę, gdzie idę, ale wciąż jestem pod
wrażeniem egzotyki tego miasta i staję się nieuważny – nawijał dalej Francuz po
angielsku, jednak z wyraźnym rodzimym akcentem, wciąż próbując dokonać
niemożliwego i usnąć plamę po kawie z munduru.
–
Spokojnie, nic się nie stało. Ja także powinienem być bardziej uważny –
powiedział uspokajająco, odsuwając rękę mężczyzny, bo wycieranie serwetki
robiły więcej szkody niż pożytku. Najwyraźniej obcokrajowiec przeraził się, że
obraził jednego z funkcjonariuszy, a nie znał amerykańskich przepisów i nie
chciał kłopotów.
–
Mam nadzieję, że mundur nie został zniszczony… Incroyable! Jest pan sierżantem!
I to w tak młodym wieku! Zawsze marzyłem o zastaniu policjantem i pięciu się po
kolejnych szczeblach, ale rodzice… - Tym razem Francuz zainteresował się jego
odznaką, próbując ją obejrzeć z każdej strony. Alaric zmarszczył brwi. Wolał,
aby nieznajomy nie dotykał, a właściwie nie szarpał za jego odznakę, ponieważ miał
tylko jedną, a ewentualna naprawa zajmowała kilka dni. A podobno to Włosi byli
energiczni i gadatliwi.
–
Przepraszam, ale kończy mi się przerwa, a muszę jeszcze kupić kawę – wtrącił, przerywając
mężczyźnie opowieść o jego zbyt opiekuńczych rodzicach.
–
Och, oczywiście. Przepraszam najmocniej, gdy się denerwuję, to zaczynam mnóstwo
mówić. Już nie przeszkadzam.
–
Naprawdę nic się nie stało. Miłego pobytu w Nowym Orleanie – dodał policjant,
orientując się, że zachował się przed chwilą dość niegrzecznie. Facet był dziwny,
ale czasem nic się nie dało zrobić z reakcją na stres. Jedni płakali, drudzy
milkli, trzeci się śmiali. Francuz najwyraźniej należał do oddzielnej grupy.
–
Z pewnością będzie udany. – Dziwna nuta pojawiła się w głosie mężczyzny, jednak
zanim Alaric zdążył to przemyśleć, turysta zniknął za drzwiami, uprzednio
pozdrowiwszy Cassandrę. Sierżant pokręcił głową i rzucił się do lady, gdy
zorientował się, że zostało mu dziesięć minut. Czyli nici z wypicia na miejscu.
–
To co zwykle? – spytała rudowłosa dziewczyna stałego bywalca kawiarni, a
jednocześnie dobrego znajomego. Już sięgała po puszkę z gorącą czekoladą, którą
zawsze pił Alaric.
–
Niestety nie. Dzisiaj kawa, najmocniejsza jaką macie. Na wynos.
–
Ciężki dzień? – spytała współczująco Cassandra, chwytając duży papierowy kubek
z logiem kawiarni.
–
Ciężki tydzień – skwitował policjant, z rezygnacją wpatrując się w wskazówkę
zegara, która właśnie przekroczyła pierwszą, tym samym kończąc jego z trudem
wywalczoną przerwę.
***
– To co zwykle?
– Niestety nie. Dzisiaj kawa,
najmocniejsza jaką macie. Na wynos.
– Ciężki dzień?
– Ciężki tydzień.
Akarian
Rosserau uśmiechnął się szeroko, siedząc w swoim Lamborghini kilka przecznic od
kawiarni i popijając trochę już wystygłą kawę. Ściągnął słuchawki i przełączył na
automatyczne nagrywanie, zanim zamknął laptopa. Jeszcze raz pogratulował sobie
pomysłu.
Był
prawdziwym geniuszem.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Drodzy czytelnicy!
Z okazji minionych Świąt Bożego Narodzenia, składam spóźnione życzenia. Zdrowia, szczęścia, spełnienia marzeń, zdania wszystkich egzaminów, rodzinnego ciepła i wsparcia oraz mnóstwa cudownych książek i wspaniałej wyobraźni! Abyście odnaleźli swoje miejsce we wszechświecie i potrafili się cieszyć nawet z najmniejszych rzeczy, które się wam przytrafią oraz znaleźli wiernych przejaciół, na których zawsze można liczyć. I oczywiście siły na nadchodzący nowy rok!
Wesołych Świąt (spóźnione, ale muszę to napisać) i szczęśliwego Nowego Roku!
Pozdrawiam,
Mentrix
P.S. Mieli też być w tym rozdziale Adriana i Gilan, ale zbyt polubiłam Alarica i się nad nim rozpisuję, a chciałam się wyrobić jeszcze w tym roku :D Obiecuję, że pojawią siew następnej notce.