Genowesa,
Toscano
Sztylet
przeleciał przez salę, wbijając się głęboko w drewnianą ścianę. Wszyscy zabójcy
roztropnie próbowali sobie znaleźć miejsce w cieniu, jak najdalej od wściekłego
Leonarda, który trzymał w ręku kolejny nóż. Ten jednak nie poszybował w
powietrzu, tylko utkwił w blacie stołu. Genoweńczycy odetchnęli. Byli raczej
przyzwyczajeni do Michaela, który, choć potrafił się rozzłościć, zwykle panował
nad sobą.
– Siedzicie
tu już kilka tygodni i nie umiecie wyciągnąć paru informacji z tych parszywych
kundli?! – wydarł się niedawno mianowany dowódca, przewracając stający na stole
kufel z piwem. Dario, zastępca przywódcy, spojrzał na niego ze złością, gdy
alkohol oblał mu spodnie. Poderwał się z miejsca, uderzając pięścią w blat.
Pozostali zabójcy przezornie cofnęli się jeszcze bardziej. Nie byli strachliwi,
ale nie należeli do bohaterów, którzy poświęciliby swoje życie, aby uspokoić
wściekłego dowódcę.
– Sam
spróbuj, a potem nas oczerniaj! Milczą jak zaklęci, rzucają tylko kpiące
spojrzenia i uwagi. Jednego prawie za nie zabiłem – odpowiedział wzburzony
Dario, patrząc w ciemne oczy Leonarda. Dowódca opadł na krzesło, odchylając się
do tyłu. Spojrzał na zastępcę szyderczo.
– Zaraz
przesłucham, możesz być spokojny. A jak wszystkiego nie wyśpiewają, to po co
porywaliśmy też kobiety? Męski upór słabnie, gdy dama znajduje się w opresji…
***
Król
Duncan uniósł głowę, gdy drzwi do izby otworzyły się z hukiem. Do pomieszczenia
weszło dwóch Genoweńczyków, nie zaszczycając ich nawet spojrzeniem. Władca
zagryzł wargi, gdy chwycili Alberta, sędziwego już zwiadowcę z lenna Cordom.
Wywlekli mężczyznę z sali, nawet nie stawiał oporu. Paru jego towarzyszy
próbowało podnieść się miejsca i zaprotestować, ale siły im na to nie
pozwoliły.
Wszyscy
jeńcy dostawali skromną porcję jedzenia rankiem, a także kubełek brudnej wody.
Panujące w izbie zimno dodatkowo dobijało więźniów. W niektóre rany, odniesione
podczas próby walki, wdało się ropne zakażenie – śmierdziało okropnie i
powodowało wielki ból. Jeśli przeżyją, paru z nich czeka amputacja kończyn.
Duncan szczęśliwie nie należał do tej grupy, choć wiele by dał, aby móc przejąć
część ich ran. Martwił się jednak o córkę – wszystkie kobiety przeniesiono do
oddzielnej sali. Miał nadzieję, że im się lepiej powodzi. I że Genoweńczycy to
jednak w pewnym stopniu gentelmani, którzy nie zhańbią kobiet.
Jednak
nie tylko Araluen znalazł się w trudnej sytuacji. Obok Duncana siedzieli
związani władycy Gallii, Sonderlandu i Teutonii wraz z doradcami. Oni także
dali się zaskoczyć, choć, w przeciwieństwie do zwiadowców, ich świta nie
ucierpiała. To członkowie Korpusu byli zabierani na liczne przesłuchania, lecz
żaden z nich nie wiedział, o co chodzi. Pytano ich o jakieś słowa, sylaby, o
których nie mieli pojęcia.
– Poczekajcie
tylko, cholerni zabójcy, aż się uwolnię i chwycę miecz. Wtedy pokażę wam, jak
walczą mieszkańcy Środka - złorzeczył Cedric, młody król Teutonii. Nie miał
więcej niż dwadzieścia pięć lat, lecz był wyśmienitym wojownikiem. Przynajmniej
tak twierdził sir Dawid. Władca zachował jak dotąd najwięcej energii i to on
miotał przekleństwami w zabójców, gdy tylko przekroczyli próg. Dzięki temu
zarobił sporą śliwę pod okiem i rozciętą wargę. Mogło być gorzej,
lecz wtrącił się Syrial, sędziwy król Galii, który uświadomił Genoweńczykowi
konsekwencje zatłuczenia władcy na śmierć. Oprócz nich znajdował się tu Eryk,
pan odciętej od świata wielkiej wyspy. Spokojny, rzadko się odzywał, ale jego
uwagi były niezwykle trafne.
Podobno
schwytano też Matildę, córkę króla Iberionu, Dariusa IV. Duncanowi obiło się o
uszy, że mężczyzna został zamordowany, co potwierdzili rycerze z orszaku
księżniczki, których z nimi zamknięto. Matilda była jedyną pretendentką do
tronu i niedługo miała przejąć władzę. Genoweńczycy przerwali koronację, jednak
to nic nie znaczyło. Kraj uważał ją za swoją władczynię i kochał. Nikt nie
przejmie władzy, póki nie wróci ich nowa królowa.
Przed
oczami Duncana przemknął też warczący na wszystkich i rzucający się Angus,
przywódca większości klanów Picty. Były wróg Araluenu był tak wybuchowy, że
zdecydowano się go zamknąć w najgłębszych lochach razem z jego ludźmi. Czasem mu
się wydawało, że słyszy okrzyki i przekleństwa Szkotów, którym chłód podziemi
nie przeszkadzał w bójkach między sobą. Traktowali to raczej jako urozmaicenie
czasu.
Pozostawało
pytanie: po co ich porwano? Na początku każdy z władców zakładał, że dla okupu.
Jednak nadzieje rozwiały się po spędzeniu tygodnia w zamknięciu. Prawdopodobnie
Genoweńczycy planowali coś większego i nie chcieli, żeby jakikolwiek król im
przeszkodził. Bez władcy i jego rozkazów armia nie ruszy. Lecz porwanie
zwiadowców miało inny cel. Korpus strzegł jakiejś tajemnicy, każdy członek
kawałka, którą zabójcy chcieli poznać. Lub ktoś, kto ich wynajął. Dlatego byli przesłuchiwani.
Problem polegał na tym, że najwyraźniej nie mieli pojęcia, jakiej wiedzy
strzegą.
– Czy my tu
będziemy ciągle siedzieć, czy wykorzystamy zebranie najmądrzejszych i
najbardziej wpływowych ludzi i zrobimy coś z sytuacją, w której
się znaleźliśmy? – cichy głos sir Dawida wyrwał jeńców z zamyślania. Rycerz
właśnie się obudził. Musiał odpoczywać po ciężkich ranach, jakie poniósł,
broniąc króla. Cudem nie wdało się zakażenie, a skóra powoli się zrastała,. Nie
byłby jednak w stanie chwycić za miecz. Martwił się o rodzinę. Jego małżonka
pewnie bezpiecznie siedziała w ich dworku lub zajął się nią baron Arald. Gorzej
było z Gilanem. Niby był jego synem, ale nie wiedział, co ten chłopak może
zrobić.
– Popieram,
Halt pewnie już tu jedzie, a my nie mamy żadnego planu.
Głowa
Willa wychyliła się spod płaszcza, chłopak starał się stworzyć wokół siebie
choć odrobinę ciepła. Wyglądał okropnie, blady, z worami pod oczami i z
potłuczonymi żebrami. Z resztą wszyscy zwiadowcy wyglądali nieciekawie.
Najgorzej było z Crowley’em, dowódcą Korpusu, którego prawie zabito podczas
przesłuchań. Rudy mężczyzna miał niewyparzony język i najwyraźniej nie mógł się
powstrzymać od kilku nieodpowiednich uwag. Zajmował się nim Liam, próbując
dokonać cudu pomimo związanych rąk.
– Ale musimy
pamiętać też o kobietach. Jeśli będziemy się stawiać i próbować walczyć, mogą
zrobić im krzywdę. Trzeba ich wtajemniczyć w nasz niewymyślony jeszcze plan,
aby przygotowały jakąś obronę. Prawda, Horace? – zapytał przyjaciela młody
zwiadowca, próbując wciągnąć go w rozmowę. Rozległ się głośny jęk, przepełniony
bólem i rozpaczą. Jęk człowieka konającego.
– Nie mam
pojęcia, Willu, ale nie mogę się teraz skupić. Jakbyś nie zauważył, właśnie
umieram z głodu. Ile to czasu minęło, odkąd miałem w ustach pyszne, pieczone
prosię? Ociekające tłuszczykiem, pięknie pachnące. A do tego ziemniaczki i
kielich galijskiego wina…
– Nie
wspominaj, młodzieńcze, o tym wybornym napoju, jeśli łaska. Wciąż próbuję
zapomnieć o jego smaku na języku. Większego cuda nasze winnice nie wyhodowały –
wtrącił z rozmarzeniem Syrial. Duncan spojrzał kątem oka na swojego
przyjaciela. Dawid ewidentnie się załamał.
– Trzeba
zdobyć broń – mruknął Eryk, wracając do wcześniejszego tematu. Słowa wywołały
entuzjastyczną reakcję u króla Teutonii.
– Wymyśliłem
już ponad sto sposobów zamordowania Dario. Jeśli któryś z panów jest chętny, to
proszę się ustawić w kolejce. A tak na poważnie… – spojrzał ponuro na
towarzyszy. – To nie mam pojęcia, jak zdobyć choć kawałek stali. Trzeba by było
zaatakować zabójców, którzy przynoszą nam jedzenie, ale to nie ma sensu. Gdy
jeden rozdaje nam chleb, drugi stoi w drzwiach. Nie zdążymy obezwładnić obu na
raz. Ten w drzwiach ogłosi alarm.
– Lyon
uciekł. Istnieje możliwość, że wróci tu z wojskiem… - zaczął niemrawo Syrial,
jednak w jego głosie nie było słychać nadziei.
– Mówisz o
niezwykłym tchórzu, nie zapominaj o tym, wasza wysokość – przerwał mu sir
Dawid. Każdy wiedział, że władca Celtii odwagą nie grzeszy. Z drugiej strony,
jako jedynemu udało mu się uciec. Posiadał niezwykłą umiejętność wyplątywania
się z nieciekawych sytuacji. Choć pewnie wolność zawdzięczał głównie
podejrzanemu doradcy, który zniknął wraz z nim.
– Jego wojska
nie zdołają się przeprawić. Mają doświadczenie w walce na lądzie, ale Celtia
posiada tylko parę statków. Zbudowanie floty zajmie im ponad rok. A obawiam
się, że Genoweńczycy nie będą chcieli czekać – szepnął Liam, dołączając do
rozmowy. Stan Crowleya ustabilizował się i teraz mógł zająć się planowaniem
ucieczki.
– Skandianie
mają okręty. Jestem pewien, że Erak pospieszy nam z pomocą – powiedział Will,
uśmiechając się lekko na wspomnienie przyjaciela. Szkoda, że Genoweńczycy nie
próbowali porwać jego. Połowa by nie żyła, a druga odwiedzała lochy.
– I znajdują
się setki mil stąd, nie wiedząc, co się dzieje – wyjęczał cicho Horace, wciąż
użalając się nad swoim żołądkiem.
–
Podsumowując, musimy sami się wydostać. I ostrzec nasze panie – przerwał
Willowi Eryk, bo chłopak już chciał odpyskować młodemu rycerzowi. – Jeden z nas
będzie udawał, że zdradził i chce współpracować. Zdobędzie zaufanie Dario, nie
ważne, jakim sposobem, a potem, gdy znajdą się sami, wbije mu nóż w serce.
Następnie uwolni Szkotów z lochów. Wszyscy wiemy, że narobią niezłego rabanu. A
wtedy my po cichu uciekniemy.
– To nie jest
honorowe – Horace podniósł się momentalnie, słysząc plan, który nie zgadzał się
z jego sumieniem i zasadami. Zwiadowcy i sir Dawid pokiwali głowami. Po chwili
przytaknął też Syrial. Zaskoczony Will wpatrywał się wyczekująco w Duncana, ale
król zachował ponury wyraz twarzy.
– Wasza
wysokość chyba nie chce się zgodzić?
– A chcesz
stąd wyjść, dziecko? Rozumiem, że to może być dla ciebie obraz jak z koszmaru,
ale czasem trzeba…
– Cedricu,
mówisz do jednego z moich najlepszych zwiadowców, a nie do dziecka. Wybacz, nie
przedstawiłem was wcześniej – przerwał królowi Teutonii Duncan. – To jest Will
Treaty, a ten młody rycerz to Horace Altman, narzeczony mojej córki. Obaj, wraz
z nieobecnym tu Haltem, o którym z pewnością słyszeliście, nie raz ratowali
nasze królestwo. I z pewnością przywykli już do krwawych obrazów. Więc traktuj
ich jak prawie równych sobie, Cedricu.
– Niemożliwe!
– młody władca pochylił się w stronę Willa, przyglądając mu się uważnie. – To
dziecko ma być…
– Nazywam się
Will Treaty, jestem zwiadowcą i mam dziewiętnaście lat. Nie wiem jak u was,
wasza wysokość, ale w naszym kraju jestem już dorosły – przedstawił się
zwiadowca, uśmiechając się sztucznie. Wyciągnąłby rękę, ale wszyscy byli
związani, więc przyjazne spojrzenie brązowych oczu musiało wystarczyć.
– Nazywam się
Cedric Ulbricht, jestem królem Teutonii i mam dwadzieścia pięć lat, a tron
sprzątnąłem sprzed nosa starszemu bratu. Miło cię poznać, wybacz mi moje karygodne
zachowanie.
Duncan przewrócił oczami, słysząc kpiący ton. Jeśli chodziłoby o
kogoś innego, kazałby mu przepraszać. Ale znał młodego władcę i nawet go lubił,
nic nie poradzi na to, że ma taki styl bycia. Will chyba to zrozumiał, bo
odpuścił.
– A wracając
do mojego planu… - rozpoczął Eryk, którego zaczynała już boleć głowa. Dlaczego
musiał marnować czas na takie sprzeczki? Rozumiał, Cedric był jeszcze młody,
ale jako głowa państwa powinien się zachowywać. A Duncan i Syrial mogliby go
upomnieć. Kiedyś doskonale dogadywał się z Dariusem, królem Iberionu. Szkoda,
że starszy mężczyzna zginął. O zabójstwo oskarżono jego doradcę. Król
Sonderlandu nigdy nie rozumiał potrzeby trzymania blisko siebie mądrych ludzi.
Ludzie mądrzy, to naturalne, dążyli do jak największej władzy. To było niebezpieczne.
Inni tego nie widzieli. Duncan utrzymywał Radę, złożoną z sześciu mędrców. A
Lyon tak ufał swojemu doradcy, Raeganowi. Idiotyczne, tym bardziej, że ten
człowiek był podejrzany o uprawianie sztuk magicznych.
– Był bardzo
dobry, szkoda tylko, że Dario już tu nie dowodzi. W końcu był tylko zastępcą.
Drzwi otworzyły się z hukiem, a do sali wszedł Leonardo. Rozejrzał
się z pogardą, podchodząc w końcu do rozmawiającej grupki. Kpiące spojrzenia
zatrzymało się na królu Teutonii, który w odpowiedzi splunął na podłogę.
Zabójca uniósł brwi, widząc takie zachowanie.
– To ty się
tak odgrażałeś? Ciekawe co zrobisz teraz, wasza wysokość.
– Skąd
wiesz…?
– Mamy tu
doskonały podsłuch. Żadne słowo nie umknie naszej uwadze. A teraz…
Podniósł się i machnął ręką na czekających w drzwiach towarzyszy.
Ci rozstąpili się, robiąc przejście kolejnej parze. Zabójcy weszli do izby,
ciągnąc za sobą nieruchome ciało Alberta. Rzucili starszego zwiadowcę na
kamienną posadzkę i wyszli bez słowa. Do towarzysza podczołgał się Tirel,
przykładając mu ucho do klatki piersiowej. Oczy zwiadowcy rozszerzyły się w
szoku.
– Nie żyje… -
wyszeptał przerażony. Dotąd z przesłuchań wracali pobici, czasem nieprzytomni.
Ale nigdy nie martwi. Spojrzał wściekły na Leonarda, który odpowiedział mu
szerokim uśmiechem.
– Wasze
wysokości, doradcy, zwiadowcy, dotąd traktowano was łagodnie, ale, na wasze
nieszczęście, wróciłem i przejmuję dowodzenie. Wyśpiewacie mi wszystko, co chcę
wiedzieć, albo skończycie jak ten staruch. I radzę nie planować ucieczki, bo
zapomnę, że władców miałem nie zabijać.
***
Tydzień później…
Właśnie kończył obiad, gdy poczuł w swoim umyśle niechcianego
gościa. Najpierw myślał, że to Lilith, ale czarownica nie opanowała trudnej
sztuki telepatii. Z resztą nie odzywała się od dłuższego czasu, gdy opuściła
ich obóz w Araluenie, aby złapać zwiadowcę. Zabójca z pewnością za nią nie
tęsknił.
Leonardo… Mam wieści…
Głos Lysetty w jego głowie spowodował ból, a irytacja wzrosła
jeszcze bardziej. Chciał chwilę odpocząć od tych wszystkich przygłupów i
upartych zwiadowców. Oczywiście, po zabójstwie tego starucha nikt z nich nie
pisnął słówka. Najchętniej wybijałby ich po kolei, ale Marcus oczekiwał
wskazówek, które naprowadziłyby go na miejsce ukrycia miecza. A jeśli ludzie
posiadający te wskazówki będą martwi, mag raczej się nie ucieszy.
Mów, wiedźmo.
On nie posiadał żadnej mocy, ale dzięki energii kobiety mogli się
od czasu do czasu porozumieć telepatycznie. Kosztowało ją to wiele wysiłku,
więc jeśli to robiła, to stało się coś ważnego.
Zwiadowca, ten, którego
miałam zabić. Wymknął mi się. Lysander zaryzykował i teleportował go. Jeśli
przeżył ingerencję obcej magii, to może być gdzieś w twoich okolicach i chcieć
uwolnić przyjaciół. A oni nie mogą wyjść na wolność. Ani królowie, ani
zwiadowcy. Poradzimy sobie bez nich, jeśli będzie trzeba.
W porządku, zabiję ich. I
tak miałem ochotę to zrobić.
Leo…
Uważaj, wiedźmo!
Valdez, będą walczyć, a
my nie chcemy tracić ludzi. Zabij najpierw kobiety i przynieś im ze dwa ciała.
Będą w szoku, wtedy ich wymordujesz.
Wiem, co robić.
Och, żałuję, że nie mogę
ci towarzyszyć. Jak już zabijesz kobiety, to kto będzie następny?
Pieprzony król Teutonii.
Irytuje mnie. A potem pewien młody zwiadowca, co nie raz ratował Araluen.
***
Lady Pauline martwiła się o męża. Każdy powiedziałby, że
niepotrzebnie, w końcu to wielki Halt, ale ona wiedziała swoje. I nigdy nie
wyjawiłaby powodu swoich obaw. Z zabójcami i ukrywaniem się zwiadowca sobie
doskonale poradzi, był wręcz do tego stworzony. Wiedziała, że wyruszy z
Araluenu, aby ich uratować. I to ją najbardziej martwiło. Jego choroba morska.
Będzie osłabiony przez tydzień po tej podróży, a wtedy mogą do dopaść. Wolałaby
spędzić resztę życia w niewoli, niż narażać Halta.
– Coś się
stało.
Słowa Lacie zwróciły uwagę na zamieszanie, jakie wybuchło na
zewnątrz. Pokrzykiwanie zabójców, wydawane cicho rozkazy. Genoweńczyk, który
pilnował je w komnacie, zawahał się, ale po chwili zniknął za drzwiami.
Gdy dotarli do Genowesy, rozdzielono mężczyzn i kobiety. Pauline
nie wiedziała, gdzie ich zamknięto, ale one zostały przetransportowane do
twierdzy i zamknięte w wielkiej komnacie, z której najpierw wyniesiono
większość mebli. Nie były źle traktowane, zwykle je ignorowano, a posiłki przynoszono
dwa razy dziennie. Żadna nie była ranna, może w wyjątkiem Artes.
Kobieta szybko znalazła wspólny język z księżniczką Cassandrą,
choć Pauline miała wrażenie, że traktowała młodszą dziewczynę trochę
pobłażliwie. Córka Duncana zdawała się tym nie przejmować, dobrze jej się z nią
rozmawiało, dlatego nie zamierzała rezygnować z powodu zachowania rozmówczyni,
które doskonale rozumiała. Mogła poruszać tematy, które ją interesowały, a przy
dworze musiała o nich zapomnieć. Polowania, walka, strategia. Artes była jednym
z generałów wojska Teutonii, miała pod swoimi rozkazami tysiące żołnierzy i nie
raz sprawdziła się w boju. Tak wysokie stanowisko piastowane przez kobietę było
czymś niezwykłym, ale dobrze znała króla, więc nikt się nie buntował.
Jednak to były jedyne plusy tej sytuacji. Większość kobiet nie
zabierała głosu, pogrążona we własnych rozmyślaniach. Pauline to bardzo
irytowało, wyraźnie czekały, aż uratują je mężczyźni. Jakby same nie mogły użyć
mózgu i wymyślić planu. Ale co się dziwić, w większości były to dworki, które
miały po prostu dobrze wyglądać.
– Wyciągają
broń – ponury głos Alyss sprawił, że wszyscy podnieśli się na równe nogi. Młoda
kurierka stała przy oknie, wpatrując się w dziedziniec. Zebrała się tam grupka
Genoweńczyków, jeden wydał rozkaz, jego podwładni roześmiali się głośno i
wyciągnęli ostre sztylety. Blondynka odskoczyła przestraszona od okna, gdy
jeden z mężczyzn spojrzał jej w oczy, uniósł ostrze i oblizał usta. Jasny
przekaz.
– Nie
jesteśmy im już potrzebne – mruknęła Artes, zajmując miejsce kurierki i mierząc
zabójców chłodnym spojrzeniem. – Zabiją nas, ale najpierw zgwałcą.
Lacie skrzywiła się, słysząc taki prosty dobór słów. Była
narzeczoną Cedrica, króla Teutonii, a Artes nie odstępowała jej na krok. Nie
przeszkadzało jej to, lubiła jej towarzystwo, lecz czasem słowa, które
opuszczały jej usta, przerażały swoją bezpośredniością. Lacie niedawno
wkroczyła w wiek dorosły, a już została zaręczona z Cedricem. Nie miała źle,
mogła trafić na jakiegoś starucha, w dodatku brzydkiego i bez serca. Cedric był
dla niej miły, uczył ją zachowania się w towarzystwie szlachty, która czekała
na każde jej potknięcie. Ale był w kimś zakochany. Wiedziała to, ale nie miała
pojęcia, kto to może być.
– Ruszcie się
z tych ław, trzeba zastawić drzwi! – syknęła Matilda, królowa Iberionu,
otrzepując suknię. Żadna z dworek się nie poruszyła, były zbyt przerażone.
Królowa sama podeszła do pierwszej ławy, na której siedziały dwie młode
dziewczyny. Nie bawiąc się w uprzejmości, zrzuciła je i chwyciła mebel. Z
drugiej strony złapała Cassandra, przysuwając go do drzwi. Pozostałe kobiety
poszły w ich ślady.
– To ich nie
zatrzyma – zawyrokowała Artes, przyglądając się sceptycznie barykadzie.
Chwyciła Lacie za ramię i przesunęła za siebie. Ta dziewczyna uwielbiała wpadać
tarapaty, a ona zawsze ją z nich wyciągała. Teraz też to zrobi. Ostatni raz.
– A masz
jakiś lepszy pomysł? – warknęła Cassandra, przyglądając się, jak kobieta
podchodzi do barykady i odłamuje jedną z nóg, która podtrzymywała ławę.
Konstrukcja zachwiała się niebezpiecznie. – Co robisz?!
– Stańcie za
mną – rozkazała Artes, przyglądając się ostremu zakończeniu drewna. Nada się
idealnie. – Pierwszy zwykle wchodzi dowódca. Zabiję go i zabiorę broń. To ich
zdezorientuje. Ilu ich tu idzie?
– Sześciu –
odpowiedziała Alyss, spoglądając na mężczyzn, którzy właśnie znikali z dziedzińca.
Na schodach rozległy się kroki.
– Jestem w
stanie zabić jeszcze trzech. Dwójką musicie się same zająć. To nie powinno być
trudne. Będą chcieli wyważyć drzwi, jak wbiegną, to potkną się o ławy. Będziecie
miały szansę.
– Załatwię
jednego – zadeklarowała Cassandra, odwiązując wstęgę, która spinała jej suknię.
Po chwili z tryumfem na twarzy wyjęła z niej procę. – Nie będzie wiedział, skąd
nadleciała śmierć.
Alyss rozejrzała się po pozostałych kobietach. Wszystkie
wpatrywały się w podłogę bądź sufit. Nawet królowa Matilda nie zabrała głosu.
Nie umiała zabijać. Kurierka spojrzała na Lady Pauline. Starsza kobieta kiwnęła
głową.
– Bierzemy
jednego na siebie. Coś się wymyśli.
– Cudownie –
podsumowała pani generał. – Zabierzemy trupom broń i wybiegniemy na dziedziniec.
Starajcie się to zrobić jak najszybciej, dopóki nie zbiegną się zabójcy. Pójdę
pierwsza. Zajmę ich jak długo się da, a wy uciekniecie. Jeśli będą wam kazać
się zatrzymać, bo inaczej was zastrzelą, biegnijcie dalej. Staranujcie ich.
Część z was zginie, lecz jeśli pozwolicie się złapać, zginiecie wszystkie.
Uciekajcie do najbliższego miasta, najlepiej parami albo trójkami. Alessandria
powinna być dzień drogi stąd, na zachód.
Nie ufajcie nikomu.
– A ty? –
Lacie zadała pytanie, które niepokoiło większość jej towarzyszek.
– Pójdę
uwolnić Ced… Króla. Uciekaj z Cassandrą, potrafi o ciebie zadbać – mruknęła Artes,
odwracając wzrok. Nikt nie zwrócił uwagi na zająknięcie.
– A tak
naprawdę?
W komnacie zapanowała cisza. Kroki Genoweńczyków były coraz
bliżej. Żadna z nich się nie poruszyła.
– Wybiegnę na
dziedziniec, zabiję z pięciu. Potem dosięgną mnie dwie strzały. Zatrzyma je
zbroja. Ale trzecia już nie chybi. Zdołam zabić jeszcze trzech, zanim padnę.
Tak mniej więcej. Przygotujcie się.
Klamka się poruszyła, lecz barykada spełniła swoje zadanie. Głośne
przekleństwo i kolejne uderzenie drzwi. Ławki zachybotały się, jeszcze jedno
uderzenie i konstrukcja runęła. Artes uniosła ostry kawałek drewna, który od
biedy mógł służyć jako sztylet. Rzucony z odpowiednią silą przebije serce
dowódcy Genoweńczyków, a jego kompani będą przez chwilę zbyt zdziwieni, aby
reagować.
Drzwi jeszcze się otwierały, gdy cisnęła prowizoryczną bronią.
Genoweńczyk nie mógł mieć czasu, aby się uchylić. Zobaczyła dwie sylwetki, a
chwilę później stojący na przedzie mężczyzna, zasłonił się swoim towarzyszem.
Drewno wbiło się w serce zdziwionego zabójcy, który upadł pod nogi swojego
dowódcy. Jeśli ktokolwiek był tu zdziwiony, to byli to więźniowie. Artes
zamarła, zszokowana natychmiastową reakcją przeciwnika.
Ta chwila wystarczyła, aby do komnaty wpadło dwóch Genoweńczyków.
Potknęli się o leżące na ziemi połamane ławy i upadli na ziemię. Zgodnie z
planem. Jednak żadna kobieta nie odważyła się zrobić kroku w ich stronę.
Sztylet, błyszczący w ręku Leonarda Valdeza, skutecznie je odstraszał.
Mężczyzna skierował się w stronę Cassandry, która już kręciła
procą w powietrzu. Wiedziała, że nie zdąży. Na zewnątrz nie byłoby problemu,
tutaj jednak potrzebowała dużo czasu, aby wymierzyć i nie trafić w towarzyszki.
Zbyt dużo czasu. Genoweńczyk rzucił się w jej kierunku, wyciągając przed siebie
sztylet. Na szczęście po drodze zderzyła się z nim Artes, która wykorzystując
impet, jaki dawała jej czarna zbroja, przewróciła go na ziemię. Chwilę później
Leonardo oberwał w brzuch pięścią. W metalowej rękawicy. Cholerny Dario, że też
chciał być gentelmanem i nie rozbierać kobiety. Teraz to nie on obrywa główne
przez kilkunastokilogramową zbroję.
Chwycił kobietę za blond włosy, zanim zdołała wybić mu sztylet z
ręki. Odciągnął jej głowę do tyłu i zamachnął się ostrzem. Zdążyła się uchylić
w ostatniej chwili i nie trafił w szyję, tylko przejechał jej płytko nożem po
twarzy. Jednak to wystarczyło, aby krew zalała jej oczy, a w głowie zaczęło się
kręcić. Zrzucił ją z siebie, wstał i przyparł nogą do ziemi. W tym czasie jego
towarzysze dotarli do księżniczki Cassandry i odebrali jej broń. Pozostałe
kobiety siedziały cicho. Podczas ich małej szamotaniny jedna z dworek spanikowała
i rzuciła się do drzwi. Leżała martwa w kałuży krwi.
– Więc to ty
jesteś jednym z generałów słynnych teutońskich rycerzy. Dość żałośnie wyglądasz
– spojrzał na nią z góry. Artes splunęła krwią na podłogę. Zaśmiał się, już
widział dzisiaj takie zachowanie. – Taka podobna do swojego króla. I pewnie
oddana aż do śmierci.
– A żebyś
wiedział, kundlu.
Zmrużył wściekły oczy i podniósł do góry sztylet. I tak mieli je
wszystkie zabić. Zanim zdążył zadać cios, po prawej stronie się zakotłowało. Po
chwili przy Artes klęczała młoda dziewczyna, zasłaniając ją własnym ciałem.
– Niech
zgadnę, najpierw muszę zabić ciebie?
Szatynka wyprostowała się dumnie, a w jej oczach zalśnił upór.
– Jestem
Matilda Anastasia Firris, pierwsza tego imienia, z rodu Levenderów, córka
Dariusa IV, zmarłego władcy Iberionu, królowa Iberionu i zależnych mu kolonii.
Żądam odpowiedniego potraktowania jeńców, zgodnego z prawem humanitarnym.
–
Humanitarnie, moje droga, to ja cię zabiję. Czyli szybko. Nas prawa nie
obowiązują, a twoje tytuły nie obchodzą.
Matilda przerażona patrzyła, jak sztylet zbliża się do jej serca.
Przynajmniej spotka ojca i dowie się, kto stał za jego morderstwem. Nie chciała
uwierzyć, że Jin byłby do tego zdolny. Manipulować i wykorzystywać – owszem, to
do niego pasowało. Ale zamordować z zimną krwią człowieka, który dał mu tyle i
mu ufał?
– Mamy
kłopoty!
Do komnaty wpadł kolejny Genoweńczyk, zatrzymując się w progu, zdziwiony
widokiem, jaki zastał. Sztylet zamarł w powietrzu kilka centymetrów od jej
ciała. W pomieszczeniu robiło się coraz zimniej.
– Co znowu? –
spytał zirytowany Leonardo, odwracając się od przybysza. Ten otworzył usta,
chcąc wyjaśnić sytuację. Zamiast słów wypłynęła z nich krew, gdy został od tyłu
przebity mieczem. Upadł na podłogę, gdzie konał jeszcze pół minuty. Wszyscy
obserwowali to, nie mogąc oderwać wzroku. W końcu Leonardo uniósł głowę,
wpatrując się w mężczyznę, który wycierał swój miecz o ubrania trupa.
Niezwykłego koloru włosy związane wstążką zwisały mu przez ramię.
– Zastałem
dowódcę tej hołoty?
Matilda opadła na kolana, gdy napotkała zdumione spojrzenie
fiołkowych oczu, które kiedyś tak ukochała.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jako, że w rozdziale pojawiło się sporo osób i imion, a nie mam na razie czasu, aby przygotować nowym bohaterom odpowiednią zakładkę, zamieszczam tutaj spis nowych postaci:
Dario –
zastępca Leonardo
Syrial – król
Galli
Duncan – król Araluenu
Eryk – król Sonderlandu
Cedric – król Teutonii
Angus – władca Picty
Lyon – król Celtii
Raegan –
doradca Lyona
Dawid –
ojciec Gilana, Mistrz Szkoły Rycerskiej, Dowódca Wojsk
Liam –
zwiadowca
Matilda –
królowa Iberionu
Lady Pauline
– kurierka, żona Halta
Alyss –
kurierka, ukochana Willa
Cassandra –
księżniczka Araluenu, narzeczona Horace’a
Lacie –
narzeczona Cedrica
Artes –
generał Cedrica
Mam mieszane uczucia względem tego rozdziału. Panowie wyszli tu dość ciapowato, przynajmniej takie odnoszę wrażenie. Po pierwszym fragmencie miała być opisana "przygoda' Halta z Lysettą, ale zbyt długo pisałabym ten rozdział. Może pojawi się w następnym rozdziale jako retrospekcja - zobaczymy. Ogólnie jestem zadowolona z długości i czasu, w jakim mi się to udało napisać.
Mam nadzieję, że się będzie podobało. Jeśli ktoś wie, jak odmieniać imię Horace, to będę wdzięczna za napisanie tego. Bo w internecie sugerują to spolszczyć, ale w książce pisano z apostrofem. Tylko, że ta druga opcja w niektórych przypadkach dziwnie wygląda.
Pozdrawiam i dziękuję za wszystkie komentarze i odwiedizny,
Mentrix
I... Ujawniam się!
OdpowiedzUsuńObserwuję Twój blog już około pół roku, komentarz chciałam dodać już setki razy, ale jestem internetowym ułomem i nie wiedziałam jak założyć konto google. Nie wiedziałam też, że można pisać jako anonim, a gdy czytałam komentarze i jako nick wyświetlał się napis "Anonimowy" myślałam, że ktoś ustawił sobie taką nazwę konta(oczekuję owacji).
Teraz nareszcie mam konto i mogę cię komplementować :)
A więc zaczynając od początku:
-Historia jest naprawdę mega dobra. Inaczej się tego ująć nie da. Jest wciągająca, logiczna, nieprzekombinowana i genialna. (I jest magia!)
-Rozdział, jak zawsze, jest przecudny i - będę się powtarzać - genialny. Nie wiem, czemu Ci się nie podoba.
-Twoja narracja, opis bohaterów i ich zachowania też jest świetny, tylko mam jedno "ale". Mianowicie: czemu, na bogów, zrobiłaś z tego kochanego, zabawnego i przyjacielskiego Gilana jakiegoś kobieciarza?! Tego nigdy nie będę w stanie zrozumieć...
-Jak ja kocham takie bohaterki jak Adrianna! Silne, tajemnicze, potrafią o siebie zadbać, umieją posługiwać się bronią i w ogóle nie są jakieś ciapowate, tylko mają wyrazisty charakter, jeśli tak to można ująć.
Przechodząc do Ciebie to serio Cię podziwiam. Ciebie i w zasadzie wszystkich tych, co prowadzą blogi z powieściami i opowiadaniami. Jak ja Wam zazdroszczę, że potraficie usiąść i napisać rozdział, który jest świetny. Mój przypadek jest ciężki, ponieważ mam pomysł, w głowie układam każdy ruch, każdą kwestię postaci, a gdy przychodzi czas, kiedy otwieram laptopa i program do pisania (ubolewam nad tym, że nie mam Word'a, tylko coś innego, gdzie praktycznie trudno zmienić jakiekolwiek ustawienia - szczególnie, kiedy jest się mną...) to patrzę się w ekran i nie mam pojęcia jak zacząć, co napisać i te pomysły, które miałam w głowie wyparowują. Może sprawa byłaby załatwiona, gdybym mogła zabrać laptopa pod prysznic... tam nie doskwiera mi brak weny :D. Tak czy siak, piszesz wprost niesamowicie, jesteś jedną z moich ulubionych pisarek (mam nadzieję, że nic Ci się nie stanie od nadmiaru komplementów - ja na przykład nienawidzę jak ktoś mnie chwali i to tak nieudolnie jak ja robię to w tej chwili...chyba przesadzam). I mam pytanie: masz może radę, jak mieć wenę? Jak wyżej pisałam - mam z tym problem.
Co do systematyczności Twoich rozdziałów... Bój się. Dołączam do Bianki&Company. Mój tata ma wiatrówkę. Potrafię z niej strzelać. Chyba mogę skombinować internet do więzienia. A tak na serio to mam nadzieję, że Apollo i inne bóstwa natchnienia, poezji etc. z innych panteonów nadeślą Ci DUŻO weny i nie porzucisz nas, jak niektórzy robią.
Na koniec (pewnie o czymś zapomniałam napisać-standard) literówki, które wyłapała jak zwykle przecudowna korekta Yui Ayu (moja przyjaciółka). Ze swojego konta nie może Ci ich wytknąć, bo jesteśmy na wakacjach, nie ma internetu, a ja korzystam z danych. Nie przedłużając:
"wydarł się niedawno mianowany dowódca, przewracając stający na stole kufel z piwem."~stojący
"Paru jego towarzyszy próbowało podnieść się miejsca i zaprotestować, ale siły im na to nie pozwoliły. "~z miejsca
"Czasem mu się wydawało, że słyszy krzyki i przekleństwa Szkotów"~ to byli Scottowie, nie Szkotowie
"Będzie osłabiony przez tydzień po tej podróży, a wtedy mogą do dopaść"~bez do
"Spytał zirytowany Leonardo, odwracając się od przybysza"~ty chyba powinno być "do", nie "od", ale pewności nie mamy:)
PS Z góry przepraszam za wszystkie literówki, błędy i przecinki (moją zmorę), ale piszę to na telefonie po pierwszej w nocy, także może ich tu być sporo:)
Pozdrawiam i ślę oceanów weny (żeby Ci starczyło na 3 blogi:D)
Rozdział świetny :D Jak zawsze zresztą.
OdpowiedzUsuńHorace najlepszy xD To nic, że grozi im śmiertelne niebezpieczeństwo, jedzenie ważniejsze xD
Zatkało mnie, gdy przeczytałam, że go zabili. Szok.
Kobiety mają plan, a mężczyźni nie. Uwielbiam takie chwilę. Will, Horace, Duncan i spółka tacy bezradni, a Artes, Allys, Cassandra i reszta robią BUM xD
Pozdrawiam i życzę weny! :D
To ja może zacznę od zasadniczego pytania - czy te wszystkie nowe postaci będą ważne i muszę je zapamiętać? Na razie jeszcze aż tak mi się nie mieszają, ale jakby co, to będę się musiała przygotować do ogarniania, kto jest kim. Boże, czuję się jak student, który na początku roku pyta, czy na egzaminie będzie materiał z wykładów... Bo jak nie, to znaczy, że nie trzeba wychodzić... Ugh... Dobra, już się ogarniam. Za dużo pracy, za wysoka temperatura i za blisko wyników matury, by mój mózg normalnie funkcjonował, wybacz. To ja już może lepiej przejdę do samego rozdziału, co?
OdpowiedzUsuńJak dla mnie nie powinnaś mieć mieszanych uczuć co do tego rozdziału. Jest naprawdę bardzo dobry :) Osobiście czytałam go z dużą przyjemnością i zaciekawieniem. I... Cóż, nie żebym była po stronie Leonarda, ale rozumiem, że się wściekł na swoich ludzi. Żeby przez dwa tygodnie nic nie wyciągnąć z więźniów... I to będąc Genoweńczykami... I to mając jeszcze schwytane kobiety... Albo po prostu po tych wszystkich serialach i książkach mam już spaczony obraz tortur. Mniejsza. Znaczy wiesz, zasadniczo to ja się cieszę, że Zwiadowcy nic nie powiedzieli :) Żeby nie było. Nie, jak dla mnie panowie nie wyszli aż tak ciapowato. Wyszli... No, jak typowi faceci ;) Myślę, że gdyby to oni zostali zaatakowani jako pierwsi, poradziliby sobie niezgorzej. Chociaż przyznam, że byłam zaskoczona, iż Genoweńczykom udało się uprowadzić tak wiele głów różnych państw. Że też świat jeszcze się nie posypał! Przecież teraz wszędzie musi być taki chaos... I jednak Genoweńczycy muszą być naprawdę dobrzy, skoro udało im się przeprowadzić porwania na tak wielką skalę. Wow. Lysetta... Lysetta... Ale Leo Valdez dalej trochę mnie bawi ;) No nic. Muszę powiedzieć, że panie naprawdę zrobiły na mnie bardzo dobre wrażenie swoją postawą. Ja bym pewnie dała radę co najwyżej krzyczeć ze strachu, może nawet i to nie. Także wielkie brawa dla nich. Artes w ogóle jest świetna :) I ta końcówka... Super! Kocham takie sceny, a tobie to już w ogóle wychodzą pięknie. Aplauz :)
No tak, Horace i odwieczny problem z imieniem... Osobiście pisałabym z apostrofem, bo generalnie mam awersję do spolszczania. Ale wiesz, to ostatecznie Twój tekst, więc po prostu zrób tak, aby Tobie było wygodnie :)
Pozdrawiam i życzę weny,
Lakia
Jestem już, trochę późno, ale to nic...
OdpowiedzUsuńDobra, ja tak szybko, bo siostra chce, żebym jej królika popilnowała.
Więc tak: rozdział wydał mi się nieco... kurczę, nieciekawy. Chociaż to za mocne słowo, ale nie wiem jakiego innego użyć. Po prostu ciężko mi się go czytało. Ciągle mordy, siniaki, sztylety, ciosy, śmierć tu, tam ropiejąca rana... nie wiem, jak się wyrazić, ale z jakiegoś powodu mi się on nie spodobał. Ale to tylko moja opinia, możliwe, że inni tak nie odczuli.
Zdaję sobie jednak sprawę, że rozdział ten był potrzebny i dobrze, że go wstawiłaś. Dalej nie mogę ci się nadziwić, jak ty to robisz, że rozdziały wychodzą takie dłuuuugie xD. Ja tak nie potrafię. Bym musiała chyba cały dzień poświęcić na przepisywanie tego na bloggera 0.0
No, ale ja już się zmywam. Mimo że ten rozdzialik mi się średnio spodobał, to oczywiście dalej będę do ciebie przychodzić i czytać dalsze losy bohaterów, tak dla jasności, bo nwm, może źle odebrałaś moje słowa jeszcze xD.
Xoxo,
Annabell di Angelo
PS. Wena mi dopisuje, mam dużo czasu aktualnie, kto wie, może niedługo wstawię rozdział, więc bądź przygotowana na komentarz informujący o tym ;)
Anonim(nie)ostatnie memorandum,Data 13.08.16r,godzina12:24
OdpowiedzUsuńDo:Mentrix Hadley
Od:Anonim
Temat:Komentarz pod rozdzialem
I tak oto ponisłam klęskę.
Lecz zarazem odniosłam zwycięstwo.
Mojej pierwotnej wizji nie udało się urzeczywistnić; ostatecznie nie napisałam komentarza pod rozdziałem dzień po dodaniu rozdziału.Z pomocą moich partnerów, dwojga mądrze umieszczonych tabliczek czekolady udało mi się stworzyć i zrealizować komentarz,który da w efekcie (nie) najlepszy skutek na jaki moglibyśmy liczyć.Wiem że większość komórek w moim mózgu uważała iż należy zacząć nowe cykle prób pisania komentarza,drążyć głebiej,być bardziej bezlitosnym w stosunku do treści.Ale to czego mózg nie może pojąć to że są wakacje w związku z czym nastąpił gwałtowny postęp lenistwa powstała choroba pożoga która zrżera mu zdolność pisania jako takich komentarzy.
Rozdział był ciekawy choć nie wciągnął mnie aż tak jak pozostałe.Miło się dowiedzieć że bohaterowie znajdują się w zabójczym towarzystwie.Jeden widzę że bawił się aż tak dobrze że w końcu padł ze śmiechu.Panicz Altman wykazuje nie zwykłe przejęcie sytuacją marząc o pieczonym prosiaku.Pieczone prosie ociekające tłuszczem to w końcu zabójcza broń.Nie jednego człowieka doprowadziła już do przejedzenia a galijskie winno zwaliło już z nóg wielu dorosłych męźczyz.W czasie kiedy panowie się spierali co robić dalej a pan Altman głową siedział w rzeźni panie wzieły sprawę w swoje ręce(typowo).Niezwykle ciekawy był moment bójki z genowiańczykami.Dowiedzieli się że kobieta nie tylko potrafi prać i gotować(pazórki się w końcu do czegoś przydały).I tak oto dotarliśmy do niezręcznej sytuacji gdzie dama ratuje męźczyzne z opresji.Pałam coraz większa nienawiści zarówno do pana Valdeza jaki do samego wielkiego Marcusa.Krzywdzą moich kochanych zwiadowców.Jednego doprowadzili nawet do statusu martwy(ciekawe czy miał ubepieczenie).Interesująca jest postać Artez.Kobieta nie myśli brzuchem tylko głową.Umie komuś skopać siedzenie.Jej największa zaletą jest jednak chyba charakter.Niewiele kobieta potrafi powiedzieć : zabiją nas ale najpierw nas zgwałcą w taki sposób by zabrzmiało to tak jakby miały zaraz iść na herbatkę(lub zakupy).
Co do sir Davida.Żonie prawdopodonie nic nie jest.Wypłakała pewnie tyle łez że by na zupę starczyło.Przynajmniej bedzie miał obiad powitalny jeśli wróci i nawet nie trzeba bedzie tej zupy o solić gdyż łzy już są słone(ekologczna i oszczędna zupa).Nie rozumiem czemu należy się martwić o Gilana.Chłopak ma przecież tylko tendencje do pakowania się w nieciekawe sytuacje nie wspominając już o cietym języku który pewnie nie raz przyspożył mu kłopotów.Dodajmy do tego jeszcze to zabójcze towarzysto z którym obecnie przebywa.No bo to w końcu tylko assasyn wiedźma psychopata przez wszystkich uwielbiana i kochana Adrina,były dowódca genowiańczyków który ma coś nie tak z głową Michael no i wiedźma Angela.
Ja naprawdę nie widzę powodów do martwień.Ojciec i reszta pewnie go pochwali za to towarzystwo (a szczególnie za Michaela).Raczej bedzie sprzeczka miedzy Gilanem a Ojcem o to z kim przebywa(chyba że nie bedzie ale po tym co przeszli zanosi się na to).W glowie powstają mi coraz to ciekawsze zakonczenia tej histori(raz to mi się nawet śniła ta historia ale to już była kompletna parodia).Czekam na Adriane robiącą śniadanie Gilanowi choć przeczuwam że bez komplikacji się nie obejdzie(kategotria najobrzydliwsze śniadanie w histori).
Ja za to mogę szczerze powiedzieć że twoje umiejętności są na coraz wyższym stopniu.Na serio piszesz coraz lepiej jest miej literówek i byłaby z tego świetna książka. Co do pytań to czy w histori pojawi się McNeil lub Malcolm? I czy Will i Halt będą się świecic(aury)?
Nie wiem jak autor oceni komentarz(który jak zwykle nie ma zbytniego sensu) ale stwierdzam ku pamięci potomnych że mój mózg zawsze miał tylko jeden cel, a celem tym było napisanie tego czegoś powyżej.
Pozdrawiam życzę weny wypoczynku w wakacje i chęci pisania w takie upały dalszych rozdziałów na które czekam z wielką nie cierpliwością.
DRESZCZ jest dobry
Faktycznie, aż miesza się w głowie od tych imion :D
OdpowiedzUsuńDobrze, że o nich opowiedziałaś.
Super rozdział, lubię takie klimaty. Arianna jest ciekawą postacią, lubię gdy kobieta potrafi walczyć o swoje.
Pozdrawiam i zapraszam na kolejne rozdziały. :)
http://blooogsaymyname.blogspot.com/
Cudny rozdzialik! ;* Trzymaj tak dalej kochana! Oby wena ci dopisywała, pozdrowionka! ;3
OdpowiedzUsuńMentrix, zostałaś nominowana do LBA!!
OdpowiedzUsuńWięcej szczegółów tutaj:
https://spokojnie-to-tylko-ja.blogspot.com/2016/07/pare-wyjasnien-lba.html
xxxx
Ann
to powowiadanie jest swietne, nie moge sie doczekac kolejnych rozdzialow :) bardzo mi sie podoba to jak piszesz :)
OdpowiedzUsuńArggh...
OdpowiedzUsuńMyślałam, że już skomentowałam ten rozdział. Skleroza nie boli...
Rozdział super, ale dostrzegam pewną nieprawidłowość...
Rozumiem, że w pomieszczeniu, w którym są mężczyźni przebywają poza Zwiadowcami generałowie, czy ważniejszy żołnierze tak?
Żołnierze, którzy brali udział w wielu potyczkach, zabili wiele osób i prawdopodobnie nie raz, nie dwa walczyli z dwoma czy nawet trzema wojownikami na raz. Jakim cudem skoro jest ich co najmniej kilku nie mogą poradzić sobie z dwoma strażnikami? W tym momencie naprawdę zrobiłaś z nich ciapy. Szczególnie ze zwiadowców, którzy w książce bywali w gorszym niebezpieczeństwie.
Poza tym podoba mi się akcja z kobietami. Radzą sobie lepiej od facetów.
Nie zrozum mnie źle. Naprawdę uwielbiam czytać to opowiadanie, ale w tym jednym momencie zabrakło mi trochę kanonu.
Pozdrawiam
Kot
Hej, hej!
OdpowiedzUsuńNo to jestem! W końcu znalazłam trochę czasu żeby skomentować rozdział, bo jadę autobusem! Co prawda nie znam tej trasy więc komentarz będzie troszku chaotyczny, bo ciagle patrze prez okno czy to czasem nie moj przystanek...
Chwila, chwila....to mój!
Przgapiłabym przystanek XD i musiałabym isc 20 minut w deszczu xd chociaż i tak dziaiaj już cała zmoklam, bo wpadłam do jeziora w ubraniach... Ale już jestem PRAWIE sucha!
Dużo bardziej podobał mi się moment z konietami. Rozumiem, że mężczyźni bali się zrobić cokolwiek ze względu na bezpieczeństwo żon i tak dalej, ale... WydAli mi się tacy ciapowaci. Za to fragment z kobietami idealny. Świetnie pokazane różnice cbarakteru, silne i słabsze kobiety, jene bardziej zdeterminowane, drugie zbyt łatwo godzące się ze swoim losem...
I ta końcówka... Czekam na kolejny rozdział, mam nadzieję, że będzie coś z Gilanem albo Jinem albo Alariciem xd
Wracaj do nas szybko z rozdziałe! Postaram sie aby moj komenatrz na boskim konflikcie pojawił się jeszcze dzisiaj!
Pozdrowionka,
Bianka!