Lista utworów

30 czerwca 2016

Rozdział XXX

Genowesa, Toscano

Sztylet przeleciał przez salę, wbijając się głęboko w drewnianą ścianę. Wszyscy zabójcy roztropnie próbowali sobie znaleźć miejsce w cieniu, jak najdalej od wściekłego Leonarda, który trzymał w ręku kolejny nóż. Ten jednak nie poszybował w powietrzu, tylko utkwił w blacie stołu. Genoweńczycy odetchnęli. Byli raczej przyzwyczajeni do Michaela, który, choć potrafił się rozzłościć, zwykle panował nad sobą.
– Siedzicie tu już kilka tygodni i nie umiecie wyciągnąć paru informacji z tych parszywych kundli?! – wydarł się niedawno mianowany dowódca, przewracając stający na stole kufel z piwem. Dario, zastępca przywódcy, spojrzał na niego ze złością, gdy alkohol oblał mu spodnie. Poderwał się z miejsca, uderzając pięścią w blat. Pozostali zabójcy przezornie cofnęli się jeszcze bardziej. Nie byli strachliwi, ale nie należeli do bohaterów, którzy poświęciliby swoje życie, aby uspokoić wściekłego dowódcę.
– Sam spróbuj, a potem nas oczerniaj! Milczą jak zaklęci, rzucają tylko kpiące spojrzenia i uwagi. Jednego prawie za nie zabiłem – odpowiedział wzburzony Dario, patrząc w ciemne oczy Leonarda. Dowódca opadł na krzesło, odchylając się do tyłu. Spojrzał na zastępcę szyderczo.
– Zaraz przesłucham, możesz być spokojny. A jak wszystkiego nie wyśpiewają, to po co porywaliśmy też kobiety? Męski upór słabnie, gdy dama znajduje się w opresji…

***
Król Duncan uniósł głowę, gdy drzwi do izby otworzyły się z hukiem. Do pomieszczenia weszło dwóch Genoweńczyków, nie zaszczycając ich nawet spojrzeniem. Władca zagryzł wargi, gdy chwycili Alberta, sędziwego już zwiadowcę z lenna Cordom. Wywlekli mężczyznę z sali, nawet nie stawiał oporu. Paru jego towarzyszy próbowało podnieść się miejsca i zaprotestować, ale siły im na to nie pozwoliły.
Wszyscy jeńcy dostawali skromną porcję jedzenia rankiem, a także kubełek brudnej wody. Panujące w izbie zimno dodatkowo dobijało więźniów. W niektóre rany, odniesione podczas próby walki, wdało się ropne zakażenie – śmierdziało okropnie i powodowało wielki ból. Jeśli przeżyją, paru z nich czeka amputacja kończyn. Duncan szczęśliwie nie należał do tej grupy, choć wiele by dał, aby móc przejąć część ich ran. Martwił się jednak o córkę – wszystkie kobiety przeniesiono do oddzielnej sali. Miał nadzieję, że im się lepiej powodzi. I że Genoweńczycy to jednak w pewnym stopniu gentelmani, którzy nie zhańbią kobiet.
Jednak nie tylko Araluen znalazł się w trudnej sytuacji. Obok Duncana siedzieli związani władycy Gallii, Sonderlandu i Teutonii wraz z doradcami. Oni także dali się zaskoczyć, choć, w przeciwieństwie do zwiadowców, ich świta nie ucierpiała. To członkowie Korpusu byli zabierani na liczne przesłuchania, lecz żaden z nich nie wiedział, o co chodzi. Pytano ich o jakieś słowa, sylaby, o których nie mieli pojęcia.
– Poczekajcie tylko, cholerni zabójcy, aż się uwolnię i chwycę miecz. Wtedy pokażę wam, jak walczą mieszkańcy Środka - złorzeczył Cedric, młody król Teutonii. Nie miał więcej niż dwadzieścia pięć lat, lecz był wyśmienitym wojownikiem. Przynajmniej tak twierdził sir Dawid. Władca zachował jak dotąd najwięcej energii i to on miotał przekleństwami w zabójców, gdy tylko przekroczyli próg. Dzięki temu zarobił sporą śliwę pod okiem i rozciętą wargę. Mogło być gorzej, lecz wtrącił się Syrial, sędziwy król Galii, który uświadomił Genoweńczykowi konsekwencje zatłuczenia władcy na śmierć. Oprócz nich znajdował się tu Eryk, pan odciętej od świata wielkiej wyspy. Spokojny, rzadko się odzywał, ale jego uwagi były niezwykle trafne.
Podobno schwytano też Matildę, córkę króla Iberionu, Dariusa IV. Duncanowi obiło się o uszy, że mężczyzna został zamordowany, co potwierdzili rycerze z orszaku księżniczki, których z nimi zamknięto. Matilda była jedyną pretendentką do tronu i niedługo miała przejąć władzę. Genoweńczycy przerwali koronację, jednak to nic nie znaczyło. Kraj uważał ją za swoją władczynię i kochał. Nikt nie przejmie władzy, póki nie wróci ich nowa królowa.
Przed oczami Duncana przemknął też warczący na wszystkich i rzucający się Angus, przywódca większości klanów Picty. Były wróg Araluenu był tak wybuchowy, że zdecydowano się go zamknąć w najgłębszych lochach razem z jego ludźmi. Czasem mu się wydawało, że słyszy okrzyki i przekleństwa Szkotów, którym chłód podziemi nie przeszkadzał w bójkach między sobą. Traktowali to raczej jako urozmaicenie czasu.
Pozostawało pytanie: po co ich porwano? Na początku każdy z władców zakładał, że dla okupu. Jednak nadzieje rozwiały się po spędzeniu tygodnia w zamknięciu. Prawdopodobnie Genoweńczycy planowali coś większego i nie chcieli, żeby jakikolwiek król im przeszkodził. Bez władcy i jego rozkazów armia nie ruszy. Lecz porwanie zwiadowców miało inny cel. Korpus strzegł jakiejś tajemnicy, każdy członek kawałka, którą zabójcy chcieli poznać. Lub ktoś, kto ich wynajął. Dlatego byli przesłuchiwani. Problem polegał na tym, że najwyraźniej nie mieli pojęcia, jakiej wiedzy strzegą.
– Czy my tu będziemy ciągle siedzieć, czy wykorzystamy zebranie najmądrzejszych i najbardziej wpływowych ludzi i zrobimy coś z sytuacją, w której się znaleźliśmy? – cichy głos sir Dawida wyrwał jeńców z zamyślania. Rycerz właśnie się obudził. Musiał odpoczywać po ciężkich ranach, jakie poniósł, broniąc króla. Cudem nie wdało się zakażenie, a skóra powoli się zrastała,. Nie byłby jednak w stanie chwycić za miecz. Martwił się o rodzinę. Jego małżonka pewnie bezpiecznie siedziała w ich dworku lub zajął się nią baron Arald. Gorzej było z Gilanem. Niby był jego synem, ale nie wiedział, co ten chłopak może zrobić.
– Popieram, Halt pewnie już tu jedzie, a my nie mamy żadnego planu.
Głowa Willa wychyliła się spod płaszcza, chłopak starał się stworzyć wokół siebie choć odrobinę ciepła. Wyglądał okropnie, blady, z worami pod oczami i z potłuczonymi żebrami. Z resztą wszyscy zwiadowcy wyglądali nieciekawie. Najgorzej było z Crowley’em, dowódcą Korpusu, którego prawie zabito podczas przesłuchań. Rudy mężczyzna miał niewyparzony język i najwyraźniej nie mógł się powstrzymać od kilku nieodpowiednich uwag. Zajmował się nim Liam, próbując dokonać cudu pomimo związanych rąk.
– Ale musimy pamiętać też o kobietach. Jeśli będziemy się stawiać i próbować walczyć, mogą zrobić im krzywdę. Trzeba ich wtajemniczyć w nasz niewymyślony jeszcze plan, aby przygotowały jakąś obronę. Prawda, Horace? – zapytał przyjaciela młody zwiadowca, próbując wciągnąć go w rozmowę. Rozległ się głośny jęk, przepełniony bólem i rozpaczą. Jęk człowieka konającego.
– Nie mam pojęcia, Willu, ale nie mogę się teraz skupić. Jakbyś nie zauważył, właśnie umieram z głodu. Ile to czasu minęło, odkąd miałem w ustach pyszne, pieczone prosię? Ociekające tłuszczykiem, pięknie pachnące. A do tego ziemniaczki i kielich galijskiego wina…
– Nie wspominaj, młodzieńcze, o tym wybornym napoju, jeśli łaska. Wciąż próbuję zapomnieć o jego smaku na języku. Większego cuda nasze winnice nie wyhodowały – wtrącił z rozmarzeniem Syrial. Duncan spojrzał kątem oka na swojego przyjaciela. Dawid ewidentnie się załamał.
– Trzeba zdobyć broń – mruknął Eryk, wracając do wcześniejszego tematu. Słowa wywołały entuzjastyczną reakcję u króla Teutonii.
– Wymyśliłem już ponad sto sposobów zamordowania Dario. Jeśli któryś z panów jest chętny, to proszę się ustawić w kolejce. A tak na poważnie… – spojrzał ponuro na towarzyszy. – To nie mam pojęcia, jak zdobyć choć kawałek stali. Trzeba by było zaatakować zabójców, którzy przynoszą nam jedzenie, ale to nie ma sensu. Gdy jeden rozdaje nam chleb, drugi stoi w drzwiach. Nie zdążymy obezwładnić obu na raz. Ten w drzwiach ogłosi alarm.
– Lyon uciekł. Istnieje możliwość, że wróci tu z wojskiem… - zaczął niemrawo Syrial, jednak w jego głosie nie było słychać nadziei.
– Mówisz o niezwykłym tchórzu, nie zapominaj o tym, wasza wysokość – przerwał mu sir Dawid. Każdy wiedział, że władca Celtii odwagą nie grzeszy. Z drugiej strony, jako jedynemu udało mu się uciec. Posiadał niezwykłą umiejętność wyplątywania się z nieciekawych sytuacji. Choć pewnie wolność zawdzięczał głównie podejrzanemu doradcy, który zniknął wraz z nim.
– Jego wojska nie zdołają się przeprawić. Mają doświadczenie w walce na lądzie, ale Celtia posiada tylko parę statków. Zbudowanie floty zajmie im ponad rok. A obawiam się, że Genoweńczycy nie będą chcieli czekać – szepnął Liam, dołączając do rozmowy. Stan Crowleya ustabilizował się i teraz mógł zająć się planowaniem ucieczki.
– Skandianie mają okręty. Jestem pewien, że Erak pospieszy nam z pomocą – powiedział Will, uśmiechając się lekko na wspomnienie przyjaciela. Szkoda, że Genoweńczycy nie próbowali porwać jego. Połowa by nie żyła, a druga odwiedzała lochy.
– I znajdują się setki mil stąd, nie wiedząc, co się dzieje – wyjęczał cicho Horace, wciąż użalając się nad swoim żołądkiem.
– Podsumowując, musimy sami się wydostać. I ostrzec nasze panie – przerwał Willowi Eryk, bo chłopak już chciał odpyskować młodemu rycerzowi. – Jeden z nas będzie udawał, że zdradził i chce współpracować. Zdobędzie zaufanie Dario, nie ważne, jakim sposobem, a potem, gdy znajdą się sami, wbije mu nóż w serce. Następnie uwolni Szkotów z lochów. Wszyscy wiemy, że narobią niezłego rabanu. A wtedy my po cichu uciekniemy.
– To nie jest honorowe – Horace podniósł się momentalnie, słysząc plan, który nie zgadzał się z jego sumieniem i zasadami. Zwiadowcy i sir Dawid pokiwali głowami. Po chwili przytaknął też Syrial. Zaskoczony Will wpatrywał się wyczekująco w Duncana, ale król zachował ponury wyraz twarzy.
– Wasza wysokość chyba nie chce się zgodzić?
– A chcesz stąd wyjść, dziecko? Rozumiem, że to może być dla ciebie obraz jak z koszmaru, ale czasem trzeba…
– Cedricu, mówisz do jednego z moich najlepszych zwiadowców, a nie do dziecka. Wybacz, nie przedstawiłem was wcześniej – przerwał królowi Teutonii Duncan. – To jest Will Treaty, a ten młody rycerz to Horace Altman, narzeczony mojej córki. Obaj, wraz z nieobecnym tu Haltem, o którym z pewnością słyszeliście, nie raz ratowali nasze królestwo. I z pewnością przywykli już do krwawych obrazów. Więc traktuj ich jak prawie równych sobie, Cedricu.
– Niemożliwe! – młody władca pochylił się w stronę Willa, przyglądając mu się uważnie. – To dziecko ma być…
– Nazywam się Will Treaty, jestem zwiadowcą i mam dziewiętnaście lat. Nie wiem jak u was, wasza wysokość, ale w naszym kraju jestem już dorosły – przedstawił się zwiadowca, uśmiechając się sztucznie. Wyciągnąłby rękę, ale wszyscy byli związani, więc przyjazne spojrzenie brązowych oczu musiało wystarczyć.
– Nazywam się Cedric Ulbricht, jestem królem Teutonii i mam dwadzieścia pięć lat, a tron sprzątnąłem sprzed nosa starszemu bratu. Miło cię poznać, wybacz mi moje karygodne zachowanie.
Duncan przewrócił oczami, słysząc kpiący ton. Jeśli chodziłoby o kogoś innego, kazałby mu przepraszać. Ale znał młodego władcę i nawet go lubił, nic nie poradzi na to, że ma taki styl bycia. Will chyba to zrozumiał, bo odpuścił.
– A wracając do mojego planu… - rozpoczął Eryk, którego zaczynała już boleć głowa. Dlaczego musiał marnować czas na takie sprzeczki? Rozumiał, Cedric był jeszcze młody, ale jako głowa państwa powinien się zachowywać. A Duncan i Syrial mogliby go upomnieć. Kiedyś doskonale dogadywał się z Dariusem, królem Iberionu. Szkoda, że starszy mężczyzna zginął. O zabójstwo oskarżono jego doradcę. Król Sonderlandu nigdy nie rozumiał potrzeby trzymania blisko siebie mądrych ludzi. Ludzie mądrzy, to naturalne, dążyli do jak największej władzy. To było niebezpieczne. Inni tego nie widzieli. Duncan utrzymywał Radę, złożoną z sześciu mędrców. A Lyon tak ufał swojemu doradcy, Raeganowi. Idiotyczne, tym bardziej, że ten człowiek był podejrzany o uprawianie sztuk magicznych.
– Był bardzo dobry, szkoda tylko, że Dario już tu nie dowodzi. W końcu był tylko zastępcą.
Drzwi otworzyły się z hukiem, a do sali wszedł Leonardo. Rozejrzał się z pogardą, podchodząc w końcu do rozmawiającej grupki. Kpiące spojrzenia zatrzymało się na królu Teutonii, który w odpowiedzi splunął na podłogę. Zabójca uniósł brwi, widząc takie zachowanie.
– To ty się tak odgrażałeś? Ciekawe co zrobisz teraz, wasza wysokość.
– Skąd wiesz…?
– Mamy tu doskonały podsłuch. Żadne słowo nie umknie naszej uwadze. A teraz…
Podniósł się i machnął ręką na czekających w drzwiach towarzyszy. Ci rozstąpili się, robiąc przejście kolejnej parze. Zabójcy weszli do izby, ciągnąc za sobą nieruchome ciało Alberta. Rzucili starszego zwiadowcę na kamienną posadzkę i wyszli bez słowa. Do towarzysza podczołgał się Tirel, przykładając mu ucho do klatki piersiowej. Oczy zwiadowcy rozszerzyły się w szoku.
– Nie żyje… - wyszeptał przerażony. Dotąd z przesłuchań wracali pobici, czasem nieprzytomni. Ale nigdy nie martwi. Spojrzał wściekły na Leonarda, który odpowiedział mu szerokim uśmiechem.
– Wasze wysokości, doradcy, zwiadowcy, dotąd traktowano was łagodnie, ale, na wasze nieszczęście, wróciłem i przejmuję dowodzenie. Wyśpiewacie mi wszystko, co chcę wiedzieć, albo skończycie jak ten staruch. I radzę nie planować ucieczki, bo zapomnę, że władców miałem nie zabijać.

***

Tydzień później…


Właśnie kończył obiad, gdy poczuł w swoim umyśle niechcianego gościa. Najpierw myślał, że to Lilith, ale czarownica nie opanowała trudnej sztuki telepatii. Z resztą nie odzywała się od dłuższego czasu, gdy opuściła ich obóz w Araluenie, aby złapać zwiadowcę. Zabójca z pewnością za nią nie tęsknił.
Leonardo… Mam wieści…
Głos Lysetty w jego głowie spowodował ból, a irytacja wzrosła jeszcze bardziej. Chciał chwilę odpocząć od tych wszystkich przygłupów i upartych zwiadowców. Oczywiście, po zabójstwie tego starucha nikt z nich nie pisnął słówka. Najchętniej wybijałby ich po kolei, ale Marcus oczekiwał wskazówek, które naprowadziłyby go na miejsce ukrycia miecza. A jeśli ludzie posiadający te wskazówki będą martwi, mag raczej się nie ucieszy.
Mów, wiedźmo.
On nie posiadał żadnej mocy, ale dzięki energii kobiety mogli się od czasu do czasu porozumieć telepatycznie. Kosztowało ją to wiele wysiłku, więc jeśli to robiła, to stało się coś ważnego.
Zwiadowca, ten, którego miałam zabić. Wymknął mi się. Lysander zaryzykował i teleportował go. Jeśli przeżył ingerencję obcej magii, to może być gdzieś w twoich okolicach i chcieć uwolnić przyjaciół. A oni nie mogą wyjść na wolność. Ani królowie, ani zwiadowcy. Poradzimy sobie bez nich, jeśli będzie trzeba.
W porządku, zabiję ich. I tak miałem ochotę to zrobić.
Leo…
Uważaj, wiedźmo!
Valdez, będą walczyć, a my nie chcemy tracić ludzi. Zabij najpierw kobiety i przynieś im ze dwa ciała. Będą w szoku, wtedy ich wymordujesz.
Wiem, co robić.
Och, żałuję, że nie mogę ci towarzyszyć. Jak już zabijesz kobiety, to kto będzie następny?
Pieprzony król Teutonii. Irytuje mnie. A potem pewien młody zwiadowca, co nie raz ratował Araluen.

***

Lady Pauline martwiła się o męża. Każdy powiedziałby, że niepotrzebnie, w końcu to wielki Halt, ale ona wiedziała swoje. I nigdy nie wyjawiłaby powodu swoich obaw. Z zabójcami i ukrywaniem się zwiadowca sobie doskonale poradzi, był wręcz do tego stworzony. Wiedziała, że wyruszy z Araluenu, aby ich uratować. I to ją najbardziej martwiło. Jego choroba morska. Będzie osłabiony przez tydzień po tej podróży, a wtedy mogą do dopaść. Wolałaby spędzić resztę życia w niewoli, niż narażać Halta.
– Coś się stało.
Słowa Lacie zwróciły uwagę na zamieszanie, jakie wybuchło na zewnątrz. Pokrzykiwanie zabójców, wydawane cicho rozkazy. Genoweńczyk, który pilnował je w komnacie, zawahał się, ale po chwili zniknął za drzwiami.
Gdy dotarli do Genowesy, rozdzielono mężczyzn i kobiety. Pauline nie wiedziała, gdzie ich zamknięto, ale one zostały przetransportowane do twierdzy i zamknięte w wielkiej komnacie, z której najpierw wyniesiono większość mebli. Nie były źle traktowane, zwykle je ignorowano, a posiłki przynoszono dwa razy dziennie. Żadna nie była ranna, może w wyjątkiem Artes.
Kobieta szybko znalazła wspólny język z księżniczką Cassandrą, choć Pauline miała wrażenie, że traktowała młodszą dziewczynę trochę pobłażliwie. Córka Duncana zdawała się tym nie przejmować, dobrze jej się z nią rozmawiało, dlatego nie zamierzała rezygnować z powodu zachowania rozmówczyni, które doskonale rozumiała. Mogła poruszać tematy, które ją interesowały, a przy dworze musiała o nich zapomnieć. Polowania, walka, strategia. Artes była jednym z generałów wojska Teutonii, miała pod swoimi rozkazami tysiące żołnierzy i nie raz sprawdziła się w boju. Tak wysokie stanowisko piastowane przez kobietę było czymś niezwykłym, ale dobrze znała króla, więc nikt się nie buntował.
Jednak to były jedyne plusy tej sytuacji. Większość kobiet nie zabierała głosu, pogrążona we własnych rozmyślaniach. Pauline to bardzo irytowało, wyraźnie czekały, aż uratują je mężczyźni. Jakby same nie mogły użyć mózgu i wymyślić planu. Ale co się dziwić, w większości były to dworki, które miały po prostu dobrze wyglądać.
– Wyciągają broń – ponury głos Alyss sprawił, że wszyscy podnieśli się na równe nogi. Młoda kurierka stała przy oknie, wpatrując się w dziedziniec. Zebrała się tam grupka Genoweńczyków, jeden wydał rozkaz, jego podwładni roześmiali się głośno i wyciągnęli ostre sztylety. Blondynka odskoczyła przestraszona od okna, gdy jeden z mężczyzn spojrzał jej w oczy, uniósł ostrze i oblizał usta. Jasny przekaz.
– Nie jesteśmy im już potrzebne – mruknęła Artes, zajmując miejsce kurierki i mierząc zabójców chłodnym spojrzeniem. – Zabiją nas, ale najpierw zgwałcą.
Lacie skrzywiła się, słysząc taki prosty dobór słów. Była narzeczoną Cedrica, króla Teutonii, a Artes nie odstępowała jej na krok. Nie przeszkadzało jej to, lubiła jej towarzystwo, lecz czasem słowa, które opuszczały jej usta, przerażały swoją bezpośredniością. Lacie niedawno wkroczyła w wiek dorosły, a już została zaręczona z Cedricem. Nie miała źle, mogła trafić na jakiegoś starucha, w dodatku brzydkiego i bez serca. Cedric był dla niej miły, uczył ją zachowania się w towarzystwie szlachty, która czekała na każde jej potknięcie. Ale był w kimś zakochany. Wiedziała to, ale nie miała pojęcia, kto to może być.
– Ruszcie się z tych ław, trzeba zastawić drzwi! – syknęła Matilda, królowa Iberionu, otrzepując suknię. Żadna z dworek się nie poruszyła, były zbyt przerażone. Królowa sama podeszła do pierwszej ławy, na której siedziały dwie młode dziewczyny. Nie bawiąc się w uprzejmości, zrzuciła je i chwyciła mebel. Z drugiej strony złapała Cassandra, przysuwając go do drzwi. Pozostałe kobiety poszły w ich ślady.
– To ich nie zatrzyma – zawyrokowała Artes, przyglądając się sceptycznie barykadzie. Chwyciła Lacie za ramię i przesunęła za siebie. Ta dziewczyna uwielbiała wpadać tarapaty, a ona zawsze ją z nich wyciągała. Teraz też to zrobi. Ostatni raz.
– A masz jakiś lepszy pomysł? – warknęła Cassandra, przyglądając się, jak kobieta podchodzi do barykady i odłamuje jedną z nóg, która podtrzymywała ławę. Konstrukcja zachwiała się niebezpiecznie. – Co robisz?!
– Stańcie za mną – rozkazała Artes, przyglądając się ostremu zakończeniu drewna. Nada się idealnie. – Pierwszy zwykle wchodzi dowódca. Zabiję go i zabiorę broń. To ich zdezorientuje. Ilu ich tu idzie?
– Sześciu – odpowiedziała Alyss, spoglądając na mężczyzn, którzy właśnie znikali z dziedzińca. Na schodach rozległy się kroki.
– Jestem w stanie zabić jeszcze trzech. Dwójką musicie się same zająć. To nie powinno być trudne. Będą chcieli wyważyć drzwi, jak wbiegną, to potkną się o ławy. Będziecie miały szansę.
– Załatwię jednego – zadeklarowała Cassandra, odwiązując wstęgę, która spinała jej suknię. Po chwili z tryumfem na twarzy wyjęła z niej procę. – Nie będzie wiedział, skąd nadleciała śmierć.
Alyss rozejrzała się po pozostałych kobietach. Wszystkie wpatrywały się w podłogę bądź sufit. Nawet królowa Matilda nie zabrała głosu. Nie umiała zabijać. Kurierka spojrzała na Lady Pauline. Starsza kobieta kiwnęła głową.
– Bierzemy jednego na siebie. Coś się wymyśli.
– Cudownie – podsumowała pani generał. – Zabierzemy trupom broń i wybiegniemy na dziedziniec. Starajcie się to zrobić jak najszybciej, dopóki nie zbiegną się zabójcy. Pójdę pierwsza. Zajmę ich jak długo się da, a wy uciekniecie. Jeśli będą wam kazać się zatrzymać, bo inaczej was zastrzelą, biegnijcie dalej. Staranujcie ich. Część z was zginie, lecz jeśli pozwolicie się złapać, zginiecie wszystkie. Uciekajcie do najbliższego miasta, najlepiej parami albo trójkami. Alessandria powinna być dzień drogi stąd, na zachód.  Nie ufajcie nikomu.
– A ty? – Lacie zadała pytanie, które niepokoiło większość jej towarzyszek.
– Pójdę uwolnić Ced… Króla. Uciekaj z Cassandrą, potrafi o ciebie zadbać – mruknęła Artes, odwracając wzrok. Nikt nie zwrócił uwagi na zająknięcie.
– A tak naprawdę?
W komnacie zapanowała cisza. Kroki Genoweńczyków były coraz bliżej. Żadna z nich się nie poruszyła.
– Wybiegnę na dziedziniec, zabiję z pięciu. Potem dosięgną mnie dwie strzały. Zatrzyma je zbroja. Ale trzecia już nie chybi. Zdołam zabić jeszcze trzech, zanim padnę. Tak mniej więcej. Przygotujcie się.
Klamka się poruszyła, lecz barykada spełniła swoje zadanie. Głośne przekleństwo i kolejne uderzenie drzwi. Ławki zachybotały się, jeszcze jedno uderzenie i konstrukcja runęła. Artes uniosła ostry kawałek drewna, który od biedy mógł służyć jako sztylet. Rzucony z odpowiednią silą przebije serce dowódcy Genoweńczyków, a jego kompani będą przez chwilę zbyt zdziwieni, aby reagować.
Drzwi jeszcze się otwierały, gdy cisnęła prowizoryczną bronią. Genoweńczyk nie mógł mieć czasu, aby się uchylić. Zobaczyła dwie sylwetki, a chwilę później stojący na przedzie mężczyzna, zasłonił się swoim towarzyszem. Drewno wbiło się w serce zdziwionego zabójcy, który upadł pod nogi swojego dowódcy. Jeśli ktokolwiek był tu zdziwiony, to byli to więźniowie. Artes zamarła, zszokowana natychmiastową reakcją przeciwnika.
Ta chwila wystarczyła, aby do komnaty wpadło dwóch Genoweńczyków. Potknęli się o leżące na ziemi połamane ławy i upadli na ziemię. Zgodnie z planem. Jednak żadna kobieta nie odważyła się zrobić kroku w ich stronę. Sztylet, błyszczący w ręku Leonarda Valdeza, skutecznie je odstraszał.
Mężczyzna skierował się w stronę Cassandry, która już kręciła procą w powietrzu. Wiedziała, że nie zdąży. Na zewnątrz nie byłoby problemu, tutaj jednak potrzebowała dużo czasu, aby wymierzyć i nie trafić w towarzyszki. Zbyt dużo czasu. Genoweńczyk rzucił się w jej kierunku, wyciągając przed siebie sztylet. Na szczęście po drodze zderzyła się z nim Artes, która wykorzystując impet, jaki dawała jej czarna zbroja, przewróciła go na ziemię. Chwilę później Leonardo oberwał w brzuch pięścią. W metalowej rękawicy. Cholerny Dario, że też chciał być gentelmanem i nie rozbierać kobiety. Teraz to nie on obrywa główne przez kilkunastokilogramową zbroję.
Chwycił kobietę za blond włosy, zanim zdołała wybić mu sztylet z ręki. Odciągnął jej głowę do tyłu i zamachnął się ostrzem. Zdążyła się uchylić w ostatniej chwili i nie trafił w szyję, tylko przejechał jej płytko nożem po twarzy. Jednak to wystarczyło, aby krew zalała jej oczy, a w głowie zaczęło się kręcić. Zrzucił ją z siebie, wstał i przyparł nogą do ziemi. W tym czasie jego towarzysze dotarli do księżniczki Cassandry i odebrali jej broń. Pozostałe kobiety siedziały cicho. Podczas ich małej szamotaniny jedna z dworek spanikowała i rzuciła się do drzwi. Leżała martwa w kałuży krwi.
– Więc to ty jesteś jednym z generałów słynnych teutońskich rycerzy. Dość żałośnie wyglądasz – spojrzał na nią z góry. Artes splunęła krwią na podłogę. Zaśmiał się, już widział dzisiaj takie zachowanie. – Taka podobna do swojego króla. I pewnie oddana aż do śmierci.
– A żebyś wiedział, kundlu.
Zmrużył wściekły oczy i podniósł do góry sztylet. I tak mieli je wszystkie zabić. Zanim zdążył zadać cios, po prawej stronie się zakotłowało. Po chwili przy Artes klęczała młoda dziewczyna, zasłaniając ją własnym ciałem.
– Niech zgadnę, najpierw muszę zabić ciebie?
Szatynka wyprostowała się dumnie, a w jej oczach zalśnił upór.
– Jestem Matilda Anastasia Firris, pierwsza tego imienia, z rodu Levenderów, córka Dariusa IV, zmarłego władcy Iberionu, królowa Iberionu i zależnych mu kolonii. Żądam odpowiedniego potraktowania jeńców, zgodnego z prawem humanitarnym.
– Humanitarnie, moje droga, to ja cię zabiję. Czyli szybko. Nas prawa nie obowiązują, a twoje tytuły nie obchodzą.
Matilda przerażona patrzyła, jak sztylet zbliża się do jej serca. Przynajmniej spotka ojca i dowie się, kto stał za jego morderstwem. Nie chciała uwierzyć, że Jin byłby do tego zdolny. Manipulować i wykorzystywać – owszem, to do niego pasowało. Ale zamordować z zimną krwią człowieka, który dał mu tyle i mu ufał?
– Mamy kłopoty!
Do komnaty wpadł kolejny Genoweńczyk, zatrzymując się w progu, zdziwiony widokiem, jaki zastał. Sztylet zamarł w powietrzu kilka centymetrów od jej ciała. W pomieszczeniu robiło się coraz zimniej.
– Co znowu? – spytał zirytowany Leonardo, odwracając się od przybysza. Ten otworzył usta, chcąc wyjaśnić sytuację. Zamiast słów wypłynęła z nich krew, gdy został od tyłu przebity mieczem. Upadł na podłogę, gdzie konał jeszcze pół minuty. Wszyscy obserwowali to, nie mogąc oderwać wzroku. W końcu Leonardo uniósł głowę, wpatrując się w mężczyznę, który wycierał swój miecz o ubrania trupa. Niezwykłego koloru włosy związane wstążką zwisały mu przez ramię.
– Zastałem dowódcę tej hołoty?
Matilda opadła na kolana, gdy napotkała zdumione spojrzenie fiołkowych oczu, które kiedyś tak ukochała. 


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jako, że w rozdziale pojawiło się sporo osób i imion, a nie mam na razie czasu, aby przygotować nowym bohaterom odpowiednią zakładkę, zamieszczam tutaj spis nowych postaci:

Dario – zastępca Leonardo
Syrial – król Galli
Duncan – król Araluenu
Eryk – król Sonderlandu
Cedric – król Teutonii
Angus – władca Picty
Lyon – król Celtii
Raegan – doradca Lyona
Dawid – ojciec Gilana, Mistrz Szkoły Rycerskiej, Dowódca Wojsk
Liam – zwiadowca
Matilda – królowa Iberionu
Lady Pauline – kurierka, żona Halta
Alyss – kurierka, ukochana Willa
Cassandra – księżniczka Araluenu, narzeczona Horace’a
Lacie – narzeczona Cedrica
Artes – generał Cedrica

Mam mieszane uczucia względem tego rozdziału. Panowie wyszli tu dość ciapowato, przynajmniej takie odnoszę wrażenie. Po pierwszym fragmencie miała być opisana "przygoda' Halta z Lysettą, ale zbyt długo pisałabym ten rozdział. Może pojawi się w następnym rozdziale jako retrospekcja - zobaczymy. Ogólnie jestem zadowolona z długości i czasu, w jakim mi się to udało napisać.
Mam nadzieję, że się będzie podobało. Jeśli ktoś wie, jak odmieniać imię Horace, to będę wdzięczna za napisanie tego. Bo w internecie sugerują to spolszczyć, ale w książce pisano z apostrofem. Tylko, że ta druga opcja w niektórych przypadkach dziwnie wygląda. 
Pozdrawiam i dziękuję za wszystkie komentarze i odwiedizny,
Mentrix

11 komentarzy:

  1. I... Ujawniam się!
    Obserwuję Twój blog już około pół roku, komentarz chciałam dodać już setki razy, ale jestem internetowym ułomem i nie wiedziałam jak założyć konto google. Nie wiedziałam też, że można pisać jako anonim, a gdy czytałam komentarze i jako nick wyświetlał się napis "Anonimowy" myślałam, że ktoś ustawił sobie taką nazwę konta(oczekuję owacji).
    Teraz nareszcie mam konto i mogę cię komplementować :)
    A więc zaczynając od początku:
    -Historia jest naprawdę mega dobra. Inaczej się tego ująć nie da. Jest wciągająca, logiczna, nieprzekombinowana i genialna. (I jest magia!)
    -Rozdział, jak zawsze, jest przecudny i - będę się powtarzać - genialny. Nie wiem, czemu Ci się nie podoba.
    -Twoja narracja, opis bohaterów i ich zachowania też jest świetny, tylko mam jedno "ale". Mianowicie: czemu, na bogów, zrobiłaś z tego kochanego, zabawnego i przyjacielskiego Gilana jakiegoś kobieciarza?! Tego nigdy nie będę w stanie zrozumieć...
    -Jak ja kocham takie bohaterki jak Adrianna! Silne, tajemnicze, potrafią o siebie zadbać, umieją posługiwać się bronią i w ogóle nie są jakieś ciapowate, tylko mają wyrazisty charakter, jeśli tak to można ująć.
    Przechodząc do Ciebie to serio Cię podziwiam. Ciebie i w zasadzie wszystkich tych, co prowadzą blogi z powieściami i opowiadaniami. Jak ja Wam zazdroszczę, że potraficie usiąść i napisać rozdział, który jest świetny. Mój przypadek jest ciężki, ponieważ mam pomysł, w głowie układam każdy ruch, każdą kwestię postaci, a gdy przychodzi czas, kiedy otwieram laptopa i program do pisania (ubolewam nad tym, że nie mam Word'a, tylko coś innego, gdzie praktycznie trudno zmienić jakiekolwiek ustawienia - szczególnie, kiedy jest się mną...) to patrzę się w ekran i nie mam pojęcia jak zacząć, co napisać i te pomysły, które miałam w głowie wyparowują. Może sprawa byłaby załatwiona, gdybym mogła zabrać laptopa pod prysznic... tam nie doskwiera mi brak weny :D. Tak czy siak, piszesz wprost niesamowicie, jesteś jedną z moich ulubionych pisarek (mam nadzieję, że nic Ci się nie stanie od nadmiaru komplementów - ja na przykład nienawidzę jak ktoś mnie chwali i to tak nieudolnie jak ja robię to w tej chwili...chyba przesadzam). I mam pytanie: masz może radę, jak mieć wenę? Jak wyżej pisałam - mam z tym problem.
    Co do systematyczności Twoich rozdziałów... Bój się. Dołączam do Bianki&Company. Mój tata ma wiatrówkę. Potrafię z niej strzelać. Chyba mogę skombinować internet do więzienia. A tak na serio to mam nadzieję, że Apollo i inne bóstwa natchnienia, poezji etc. z innych panteonów nadeślą Ci DUŻO weny i nie porzucisz nas, jak niektórzy robią.
    Na koniec (pewnie o czymś zapomniałam napisać-standard) literówki, które wyłapała jak zwykle przecudowna korekta Yui Ayu (moja przyjaciółka). Ze swojego konta nie może Ci ich wytknąć, bo jesteśmy na wakacjach, nie ma internetu, a ja korzystam z danych. Nie przedłużając:
    "wydarł się niedawno mianowany dowódca, przewracając stający na stole kufel z piwem."~stojący
    "Paru jego towarzyszy próbowało podnieść się miejsca i zaprotestować, ale siły im na to nie pozwoliły. "~z miejsca
    "Czasem mu się wydawało, że słyszy krzyki i przekleństwa Szkotów"~ to byli Scottowie, nie Szkotowie
    "Będzie osłabiony przez tydzień po tej podróży, a wtedy mogą do dopaść"~bez do
    "Spytał zirytowany Leonardo, odwracając się od przybysza"~ty chyba powinno być "do", nie "od", ale pewności nie mamy:)
    PS Z góry przepraszam za wszystkie literówki, błędy i przecinki (moją zmorę), ale piszę to na telefonie po pierwszej w nocy, także może ich tu być sporo:)
    Pozdrawiam i ślę oceanów weny (żeby Ci starczyło na 3 blogi:D)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział świetny :D Jak zawsze zresztą.
    Horace najlepszy xD To nic, że grozi im śmiertelne niebezpieczeństwo, jedzenie ważniejsze xD
    Zatkało mnie, gdy przeczytałam, że go zabili. Szok.
    Kobiety mają plan, a mężczyźni nie. Uwielbiam takie chwilę. Will, Horace, Duncan i spółka tacy bezradni, a Artes, Allys, Cassandra i reszta robią BUM xD
    Pozdrawiam i życzę weny! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. To ja może zacznę od zasadniczego pytania - czy te wszystkie nowe postaci będą ważne i muszę je zapamiętać? Na razie jeszcze aż tak mi się nie mieszają, ale jakby co, to będę się musiała przygotować do ogarniania, kto jest kim. Boże, czuję się jak student, który na początku roku pyta, czy na egzaminie będzie materiał z wykładów... Bo jak nie, to znaczy, że nie trzeba wychodzić... Ugh... Dobra, już się ogarniam. Za dużo pracy, za wysoka temperatura i za blisko wyników matury, by mój mózg normalnie funkcjonował, wybacz. To ja już może lepiej przejdę do samego rozdziału, co?
    Jak dla mnie nie powinnaś mieć mieszanych uczuć co do tego rozdziału. Jest naprawdę bardzo dobry :) Osobiście czytałam go z dużą przyjemnością i zaciekawieniem. I... Cóż, nie żebym była po stronie Leonarda, ale rozumiem, że się wściekł na swoich ludzi. Żeby przez dwa tygodnie nic nie wyciągnąć z więźniów... I to będąc Genoweńczykami... I to mając jeszcze schwytane kobiety... Albo po prostu po tych wszystkich serialach i książkach mam już spaczony obraz tortur. Mniejsza. Znaczy wiesz, zasadniczo to ja się cieszę, że Zwiadowcy nic nie powiedzieli :) Żeby nie było. Nie, jak dla mnie panowie nie wyszli aż tak ciapowato. Wyszli... No, jak typowi faceci ;) Myślę, że gdyby to oni zostali zaatakowani jako pierwsi, poradziliby sobie niezgorzej. Chociaż przyznam, że byłam zaskoczona, iż Genoweńczykom udało się uprowadzić tak wiele głów różnych państw. Że też świat jeszcze się nie posypał! Przecież teraz wszędzie musi być taki chaos... I jednak Genoweńczycy muszą być naprawdę dobrzy, skoro udało im się przeprowadzić porwania na tak wielką skalę. Wow. Lysetta... Lysetta... Ale Leo Valdez dalej trochę mnie bawi ;) No nic. Muszę powiedzieć, że panie naprawdę zrobiły na mnie bardzo dobre wrażenie swoją postawą. Ja bym pewnie dała radę co najwyżej krzyczeć ze strachu, może nawet i to nie. Także wielkie brawa dla nich. Artes w ogóle jest świetna :) I ta końcówka... Super! Kocham takie sceny, a tobie to już w ogóle wychodzą pięknie. Aplauz :)
    No tak, Horace i odwieczny problem z imieniem... Osobiście pisałabym z apostrofem, bo generalnie mam awersję do spolszczania. Ale wiesz, to ostatecznie Twój tekst, więc po prostu zrób tak, aby Tobie było wygodnie :)

    Pozdrawiam i życzę weny,
    Lakia

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem już, trochę późno, ale to nic...
    Dobra, ja tak szybko, bo siostra chce, żebym jej królika popilnowała.
    Więc tak: rozdział wydał mi się nieco... kurczę, nieciekawy. Chociaż to za mocne słowo, ale nie wiem jakiego innego użyć. Po prostu ciężko mi się go czytało. Ciągle mordy, siniaki, sztylety, ciosy, śmierć tu, tam ropiejąca rana... nie wiem, jak się wyrazić, ale z jakiegoś powodu mi się on nie spodobał. Ale to tylko moja opinia, możliwe, że inni tak nie odczuli.
    Zdaję sobie jednak sprawę, że rozdział ten był potrzebny i dobrze, że go wstawiłaś. Dalej nie mogę ci się nadziwić, jak ty to robisz, że rozdziały wychodzą takie dłuuuugie xD. Ja tak nie potrafię. Bym musiała chyba cały dzień poświęcić na przepisywanie tego na bloggera 0.0
    No, ale ja już się zmywam. Mimo że ten rozdzialik mi się średnio spodobał, to oczywiście dalej będę do ciebie przychodzić i czytać dalsze losy bohaterów, tak dla jasności, bo nwm, może źle odebrałaś moje słowa jeszcze xD.
    Xoxo,
    Annabell di Angelo
    PS. Wena mi dopisuje, mam dużo czasu aktualnie, kto wie, może niedługo wstawię rozdział, więc bądź przygotowana na komentarz informujący o tym ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Anonim(nie)ostatnie memorandum,Data 13.08.16r,godzina12:24

    Do:Mentrix Hadley
    Od:Anonim
    Temat:Komentarz pod rozdzialem

    I tak oto ponisłam klęskę.
    Lecz zarazem odniosłam zwycięstwo.
    Mojej pierwotnej wizji nie udało się urzeczywistnić; ostatecznie nie napisałam komentarza pod rozdziałem dzień po dodaniu rozdziału.Z pomocą moich partnerów, dwojga mądrze umieszczonych tabliczek czekolady udało mi się stworzyć i zrealizować komentarz,który da w efekcie (nie) najlepszy skutek na jaki moglibyśmy liczyć.Wiem że większość komórek w moim mózgu uważała iż należy zacząć nowe cykle prób pisania komentarza,drążyć głebiej,być bardziej bezlitosnym w stosunku do treści.Ale to czego mózg nie może pojąć to że są wakacje w związku z czym nastąpił gwałtowny postęp lenistwa powstała choroba pożoga która zrżera mu zdolność pisania jako takich komentarzy.
    Rozdział był ciekawy choć nie wciągnął mnie aż tak jak pozostałe.Miło się dowiedzieć że bohaterowie znajdują się w zabójczym towarzystwie.Jeden widzę że bawił się aż tak dobrze że w końcu padł ze śmiechu.Panicz Altman wykazuje nie zwykłe przejęcie sytuacją marząc o pieczonym prosiaku.Pieczone prosie ociekające tłuszczem to w końcu zabójcza broń.Nie jednego człowieka doprowadziła już do przejedzenia a galijskie winno zwaliło już z nóg wielu dorosłych męźczyz.W czasie kiedy panowie się spierali co robić dalej a pan Altman głową siedział w rzeźni panie wzieły sprawę w swoje ręce(typowo).Niezwykle ciekawy był moment bójki z genowiańczykami.Dowiedzieli się że kobieta nie tylko potrafi prać i gotować(pazórki się w końcu do czegoś przydały).I tak oto dotarliśmy do niezręcznej sytuacji gdzie dama ratuje męźczyzne z opresji.Pałam coraz większa nienawiści zarówno do pana Valdeza jaki do samego wielkiego Marcusa.Krzywdzą moich kochanych zwiadowców.Jednego doprowadzili nawet do statusu martwy(ciekawe czy miał ubepieczenie).Interesująca jest postać Artez.Kobieta nie myśli brzuchem tylko głową.Umie komuś skopać siedzenie.Jej największa zaletą jest jednak chyba charakter.Niewiele kobieta potrafi powiedzieć : zabiją nas ale najpierw nas zgwałcą w taki sposób by zabrzmiało to tak jakby miały zaraz iść na herbatkę(lub zakupy).
    Co do sir Davida.Żonie prawdopodonie nic nie jest.Wypłakała pewnie tyle łez że by na zupę starczyło.Przynajmniej bedzie miał obiad powitalny jeśli wróci i nawet nie trzeba bedzie tej zupy o solić gdyż łzy już są słone(ekologczna i oszczędna zupa).Nie rozumiem czemu należy się martwić o Gilana.Chłopak ma przecież tylko tendencje do pakowania się w nieciekawe sytuacje nie wspominając już o cietym języku który pewnie nie raz przyspożył mu kłopotów.Dodajmy do tego jeszcze to zabójcze towarzysto z którym obecnie przebywa.No bo to w końcu tylko assasyn wiedźma psychopata przez wszystkich uwielbiana i kochana Adrina,były dowódca genowiańczyków który ma coś nie tak z głową Michael no i wiedźma Angela.
    Ja naprawdę nie widzę powodów do martwień.Ojciec i reszta pewnie go pochwali za to towarzystwo (a szczególnie za Michaela).Raczej bedzie sprzeczka miedzy Gilanem a Ojcem o to z kim przebywa(chyba że nie bedzie ale po tym co przeszli zanosi się na to).W glowie powstają mi coraz to ciekawsze zakonczenia tej histori(raz to mi się nawet śniła ta historia ale to już była kompletna parodia).Czekam na Adriane robiącą śniadanie Gilanowi choć przeczuwam że bez komplikacji się nie obejdzie(kategotria najobrzydliwsze śniadanie w histori).
    Ja za to mogę szczerze powiedzieć że twoje umiejętności są na coraz wyższym stopniu.Na serio piszesz coraz lepiej jest miej literówek i byłaby z tego świetna książka. Co do pytań to czy w histori pojawi się McNeil lub Malcolm? I czy Will i Halt będą się świecic(aury)?
    Nie wiem jak autor oceni komentarz(który jak zwykle nie ma zbytniego sensu) ale stwierdzam ku pamięci potomnych że mój mózg zawsze miał tylko jeden cel, a celem tym było napisanie tego czegoś powyżej.
    Pozdrawiam życzę weny wypoczynku w wakacje i chęci pisania w takie upały dalszych rozdziałów na które czekam z wielką nie cierpliwością.

    DRESZCZ jest dobry

    OdpowiedzUsuń
  6. Faktycznie, aż miesza się w głowie od tych imion :D
    Dobrze, że o nich opowiedziałaś.
    Super rozdział, lubię takie klimaty. Arianna jest ciekawą postacią, lubię gdy kobieta potrafi walczyć o swoje.
    Pozdrawiam i zapraszam na kolejne rozdziały. :)
    http://blooogsaymyname.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudny rozdzialik! ;* Trzymaj tak dalej kochana! Oby wena ci dopisywała, pozdrowionka! ;3

    OdpowiedzUsuń
  8. Mentrix, zostałaś nominowana do LBA!!
    Więcej szczegółów tutaj:
    https://spokojnie-to-tylko-ja.blogspot.com/2016/07/pare-wyjasnien-lba.html
    xxxx
    Ann

    OdpowiedzUsuń
  9. to powowiadanie jest swietne, nie moge sie doczekac kolejnych rozdzialow :) bardzo mi sie podoba to jak piszesz :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Arggh...
    Myślałam, że już skomentowałam ten rozdział. Skleroza nie boli...
    Rozdział super, ale dostrzegam pewną nieprawidłowość...
    Rozumiem, że w pomieszczeniu, w którym są mężczyźni przebywają poza Zwiadowcami generałowie, czy ważniejszy żołnierze tak?
    Żołnierze, którzy brali udział w wielu potyczkach, zabili wiele osób i prawdopodobnie nie raz, nie dwa walczyli z dwoma czy nawet trzema wojownikami na raz. Jakim cudem skoro jest ich co najmniej kilku nie mogą poradzić sobie z dwoma strażnikami? W tym momencie naprawdę zrobiłaś z nich ciapy. Szczególnie ze zwiadowców, którzy w książce bywali w gorszym niebezpieczeństwie.
    Poza tym podoba mi się akcja z kobietami. Radzą sobie lepiej od facetów.
    Nie zrozum mnie źle. Naprawdę uwielbiam czytać to opowiadanie, ale w tym jednym momencie zabrakło mi trochę kanonu.
    Pozdrawiam
    Kot

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej, hej!
    No to jestem! W końcu znalazłam trochę czasu żeby skomentować rozdział, bo jadę autobusem! Co prawda nie znam tej trasy więc komentarz będzie troszku chaotyczny, bo ciagle patrze prez okno czy to czasem nie moj przystanek...
    Chwila, chwila....to mój!
    Przgapiłabym przystanek XD i musiałabym isc 20 minut w deszczu xd chociaż i tak dziaiaj już cała zmoklam, bo wpadłam do jeziora w ubraniach... Ale już jestem PRAWIE sucha!
    Dużo bardziej podobał mi się moment z konietami. Rozumiem, że mężczyźni bali się zrobić cokolwiek ze względu na bezpieczeństwo żon i tak dalej, ale... WydAli mi się tacy ciapowaci. Za to fragment z kobietami idealny. Świetnie pokazane różnice cbarakteru, silne i słabsze kobiety, jene bardziej zdeterminowane, drugie zbyt łatwo godzące się ze swoim losem...
    I ta końcówka... Czekam na kolejny rozdział, mam nadzieję, że będzie coś z Gilanem albo Jinem albo Alariciem xd
    Wracaj do nas szybko z rozdziałe! Postaram sie aby moj komenatrz na boskim konflikcie pojawił się jeszcze dzisiaj!
    Pozdrowionka,
    Bianka!

    OdpowiedzUsuń

Mia LOG