Halt
nasunął kaptur na głowę, chroniąc twarz przed deszczem. Na szczęście zdążył już
dotrzeć do portu, a ulewa złapała go na miejscu. Teraz należało znaleźć tylko
statek na kontynent, najlepiej do Galii, stamtąd przedostanie się do Toscano. A
do tego nie była mu potrzebna słoneczna pogoda. Kapitanów statków spotykało się
w tawernach, przy piwie ustalając ceny i targując się o każdy grosz. Jednak
trzeba było mieć wrodzone umiejętności, aby wynegocjować jakąkolwiek zniżkę.
Halt ze swoją kamienną twarzą i ironicznym spojrzeniem nadawał się do tego
idealnie.
Skierował
swoje kroki do starego, kamiennego budynku, mieszczącego się w wąskiej uliczce.
Szyld tawerny nie przedstawiał już niczego, nazwa została starta przez słoną
wodę, którą wiatr co chwila przynosił znad morza. Jednak wesołe okrzyki i
pijackie śpiewy jasno wskazywały, co znajduje się za solidnymi drzwiami.
Zwiadowca ominął wielką kałużę wody i mniejszą o podejrzanym pochodzeniu.
Okolica nie była przyjemna, lecz miało to także swoje plusy. Strażnicy nie
lubili zapuszczać się na służbie w takie miejsca, a tawerny były idealnym
miejscem spotkania dla mniejszych i większych rzezimieszków.
Swojego
czasu Halt odwiedzał często takie przybrzeżne karczmy, wyłapując złoczyńców.
Jednakże po kilku latach stwierdził, iż nie ma to sensu, bowiem tych przybywało
z każdą chwilą, lecz nie byli oni winni ciężkich przestępstw. Dużo lepiej było
skupić się na mordercach i zdrajcach, pozostawiając kieszonkowców w rękach
mieszkańców. Zwiadowca był kiedyś świadkiem, że mieszczanie potrafią wymierzyć
sprawiedliwość lepiej niż niejeden sąd.
Pchnął
drewniane drzwi, które ze skrzypieniem otworzyły się na oścież. Cofnął się o
krok, gdy w jego twarz uderzyło duszne powietrze przesycone zapachem piwa, ryb
i popiołu. Śmiechy i krzyki na chwilę zamilkły, gdy każdy wpatrywał się w
nowego przybysza. Jednak po chwili marynarze wrócili do swoich kufli i owoców
morza. Stracili całkowicie zainteresowanie nowym towarzyszem. Ktoś mógłby mieć
uprzedzenia, więc Halt przedtem ukrył wszystko, co mogłoby wskazywać na to, iż
należy do Korpusu Zwiadowców. Nawet srebrny liść, który zawsze lśnił w słońcu,
teraz spoczywał spokojnie pod koszulą.
Podszedł
do baru, krzywiąc się, gdy wdepnął w kałużę rozlanego alkoholu. Oparł się o
blat, z niesmakiem przyglądając się brudnej powierzchni. W portach na wschodnim
wybrzeżu nie dbano zbyt o czystość. Zastukał w stojącą obok misę, chcąc zwrócić
uwagę gospodarza.
– Co podać? –
mruknął przysadzisty mężczyzna, mierząc go uważnym spojrzeniem. Starał się
zapamiętywać wszystkich ludzi, którzy przychodzili do tawerny. Za odpowiednie
informacje można było dostać naprawdę dużo złota.
–
Mały kufel piwa – Halt odpowiedział mu zimnym spojrzeniem. Barman w końcu
spuścił głowę i zajął się tym, co należało do jego obowiązków. Po chwili
zwiadowca przedzierał się ze swoim zamówieniem przez salę, szukając
odpowiedniego człowieka.
Jego
uwagę od razu zwrócił wysoki i barczysty marynarz, siedzący z niższym mężczyzną
w kącie pomieszczenia. Halt mógłby się założyć, że ten pierwszy ma w sobie
śladowe ilości krwi Skandian. Jasne, wyblakłe od słońca włosy mówiły same za
siebie. Przyglądał się, jak niski mężczyzna podaje rękę rozmówcy, a sakiewka z
pieniędzmi zmienia właściciela. Mały kupiec minął go po chwili, kierując się w
stronę drzwi.
– Można się
dosiąść? – spytał uprzejmie Halt, jednak jego mina wskazywała na to, że nie
przyjmie odmowy. Blondyn skinął tylko głową, podnosząc wielki dzban i dolewając
sobie piwa. Podniósł kufel i skinął nim w stronę zwiadowcy, który za raz
postąpił tak samo.
–
Za króla Duncana! Oby żył długo i królował nam mądrze – wzniósł toast marynarz.
Halt wymamrotał coś pod nosem. Mieszkańcy zamku i lordowie na razie ukrywali
porwanie króla i jego świty, lecz nie będą tego mogli robić w nieskończoność.
Oficjalna wersja głosiła, że Duncan wybrał się z wizytą do Eraka, przywódcy
Skandian, aby zacieśnić więzy, które łączyły dwa kraje. Problemy się zaczną,
gdy do portów zawitają łodzie dawnych łupieżców, a ci nie będą wiedzieli o
żadnej wizycie króla. Na razie minęło kilka tygodni od porwania, a czasu było
coraz mniej. Halt miał mało czasu na uwolnienie jeńców.
–
Jaki masz do mnie interes? – spytał wprost marynarz. Prości ludzie nie bawili
się w domysły i niedomówienia, ale mówili to, co ślina przyniosła im na język.
Halt uwielbiał takie osoby. Zawiłe dworskie wypowiedzi, pełne zasadzek i
ukrytych gróźb nie były jego działką. Pauline odnajdywała się w nich doskonale.
Ból w sercu sprowadził z powrotem zwiadowcę na ziemię.
–
Jesteś kapitanem statku. Muszę dopłynąć do Galii i to jak najszybciej.
–
Dlaczego zakładasz, że mam statek? – spytał podejrzliwie mężczyzna, kładąc rękę
na rękojeści noża przyczepionego do pasa.
–
Na koszuli masz wyszyty niebieski romb, symbol kapitana – blondyn spojrzał zaskoczony
na Halta. To była prawda, ale znak był wręcz miniaturowej wielkości, więc jak
on go zauważył?
–
Jestem zwiadowcą – wyjaśnił szeptem, rozglądając się bacznie dookoła. Czuł, że
może zaufać temu człowiekowi. Pokazałby liść dębu na potwierdzenie swoich słów,
ale nie chciał go wyciągać w otoczeniu różnych rzezimieszków.
– Doprawdy? –
uniósł brwi, niedowierzając. Słyszał plotki, że wszyscy zwiadowcy zniknęli.
Niektórzy twierdzili, że udali się razem z królem Duncanem do Skandii. Sam
podchodził do tego z pewną rezerwą. Bo po co komu cały Korpus w jednym miejscu?
– Mogę
pokazać ci odznakę, ale to na zewnątrz. Nie chciałbym wzbudzać zamieszania.
Jaka decyzja, panie… - tu Halt znacząco zawiesił głos, domagając się jego
danych. Marynarz zacisnął usta, w takich okolicznościach wolałby pozostać
anonimowy. Lecz jeśli miałby otrzymać nagrodę od króla za pomoc jego zwiadowcy…
– Wilhelm
Guderian. A pan, panie zwiadowco?
– Jestem Halt
– podniósł się z krzesła i skierował w stronę wyjścia. Wiedział, że ma już
załatwiony statek. Perspektywa wdzięczności króla była czymś, czego taki prosty
człowiek jak Wilhelm nie mógł przepuścić. Tym bardziej, że zwiadowców nie tylko
szanowano, ale także posądzano o sztuki magiczne. Wątpił, aby żeglarz w to
wierzył, lecz respekt zawsze pozostawał.
Ze zmarszczonym czołem ominął bijących się na podłodze mężczyzn.
Wokół awanturników zebrała się już mała grupka, która dopingowała swojego
faworyta. Piwo lało się na podłogę ku przerażeniu właściciela tawerny, który
był w tym biznesie od niedawna i jeszcze nie przywykł do gości o ognistym
temperamencie.
Otworzył drzwi, z radością witając świeże, przesycone zapachem
deszczu powietrze. Zarzucił płaszcz na głowę, choć ulewa przerodziła się w
nieszkodliwą mżawkę. Wilhelm narzucił na ramiona ciężką pelerynę, krople
ześlizgiwały się po ciemnym materiale, który chronił swojego właściciela już
podczas niejednego sztormu.
– Wypływamy w
przeciągu godziny. Jeśli się nie zjawisz, zostajesz. Czy to jasne? – spytał
rzeczowo kapitan, ruszając pewnie po śliskich i chwiejnych deskach pomostu.
Halt mruknął coś niewyraźnie pod nosem, przeklinając w duchu, gdy stopa
poślizgnęła mu się na starym drewnie.
– Wszystko
mam przy sobie. Konia zostawiłem w pobliskim gospodarstwie. Jestem gotowy do
drogi.
Wcale nie był gotowy. Konia zapobiegawczo zostawił u znajomego
farmera, który odpowiednio się nim zajmie. Jednak wcale nie był przygotowany na
długą, morską podróż. Na statek, który walcząc z wysokimi falami, będzie bujał
się na wszystkie strony. Na ból brzucha, ciągłe mdłości i głód, bo oprócz
chleba i wody nie będzie w stanie wziąć niczego do ust. Nie, Halt, siejący
postrach zwiadowca, nie był gotowy na to, aby zmierzyć się ze swoją chorobą morską
w całej jej okazałości. Najchętniej oddaliłby się od portu jak najszybciej.
Jedyne co go tu trzymało to wizja przyjaciół w niewoli u Genoweńczyków.
Przetrwa tę paskudną podróż, a potem pokaże zabójcom, że z
Korpusem Zwiadowców nie należy zaczynać.
– Oto ona!
Najszybsza łajba, jaką możesz znaleźć w tej okolicy! Moja cudowna i
niezastąpiona Gobernante! Podziwiaj, zwiadowco, bo takiego okrętu długo na oczy
nie ujrzysz – zachwalał Wilhelm, wskazując majestatyczny statek. Halta
przeszedł dreszcz. Nie skupiał się ani na pięknych zdobieniach, ani na sylwetce
syreny, która przyozdabiała dziób okrętu. Nazwa tej jednostki dźwięczała mu w
uszach, miał wrażenie, że towarzyszy temu złośliwy chichot. Był pewien, że to
przed tym statkiem przestrzegał go Lysander. Jednak… To były tylko bzdury,
przecież czerwonowłosy mężczyzna nie mógł wiedzieć, co się stanie. Co prawda
wspominał o duchach, ale było to jeszcze bardziej Haltowi odległe niż
jasnowidzenie. Nie zamierzał przejmować się bełkotem szaleńca. Ten statek był
najszybszą drogą do jego przyjaciół i nie zamierzał się powstrzymywać.
– Czy na czas
rejsu przewidziano jakieś sztormy?
Tak na wszelki wypadek, spytać nie zaszkodzi.
– Raczej nie.
Po takich ulewach jak ta, mamy przynajmniej dwa tygodnie słońca. A jeśli wiatr
będzie nam sprzyjał, to już za tydzień dopłyniemy na kontynent. Nie musisz się
obawiać, zwiadowco. O ile nim jesteś – mruknął, spoglądając na Halta z
wyczekiwaniem. Starszy zwiadowca skrzywił się, ale wyciągnął odznakę. Srebrny
liść zabłyszczał w słońcu, gdy podawał go Wilhelmowi. Naprawdę wolałby go nikomu
nie pokazywać. Wtedy istniałoby mniejsze prawdopodobieństwo, że go zapamiętają,
co znacząco zmniejszało ryzyko wykrycia.
Marynarz uniósł odznakę do góry, przyglądając jej się uważnie.
Nigdy nie widział czegoś takiego, tylko nieliczni mieli okazję podziwiać
kunszt, z jakim ją wykonano. Gdy po zakończeniu rejsu wróci do domu, opowie o
tym spotkaniu swojemu synowi. Frank od zawsze pragnął zostać zwiadowcą, co było
dość niespotykane. Dzieci naśmiewały się z niego, że chce być odludkiem. Jednak
malec był bardzo rezolutny, wytknął im, że nawet niektórzy szlachcice
przystępują do Korpusu. Na to jego towarzysze rozmowy nie mieli już odpowiedzi.
Halt nerwowo zaciskał i rozluźniał palce. Nigdy by się nie
przyznał, ale czuł się nieswojo, gdy nie miał pod ręką srebrnego liścia. Jakby
brakowało mu części siebie, która była powiązana z odznaką. Byli jednak
zwiadowcy, którzy nie przywiązywali do niej zbytniej wagi. Choćby Gilan. Ile to
razy go widział, jak biega w pośpiechu po całym obozowisku, szukając swojej
zguby?
– W porządku,
przewiozę cię za darmo. Miejmy nadzieję, że król mi to kiedyś wynagrodzi.
Niepokój Halta się nasilił. Wilhelm wyciągnął rękę w jego
kierunku. Srebrny liść wisiał na rzemyku, leniwie bujając się pod wpływem
wiatru. Zwiadowca uniósł dłoń.
Cichy świst, pęd powietrza uderzył go w twarz, odruchowo odskoczył
do tyłu, słysząc zaskoczony okrzyk kapitana. Spojrzał na niego, nic nie
rozumiejąc. Marynarz wskazał na niebo. Halt uniósł wzrok i aż się w nim
zagotowało.
Czarny kruk załopotał skrzydłami w powietrzu, w dziobie trzymał
odznakę zwiadowcy. I wpatrywał się wyzywająco w Halta diamentowymi oczami.
Znał tego ptaka, znał bardzo dobrze i wiedział, do kogo należał.
Jego ręka sięgnęła do tyłu, poszukując strzał. Zestrzeli do ptaszysko, potem
odbierze odznakę. Jednak palce napotkały pustkę. Łuk i strzały schował godzinę
temu, dokładnie zabezpieczając je przed wilgocią, z którą musiałyby się
zmierzyć na morzu. Zaklął pod nosem, rzucając się w stronę torby podróżnej. Jeszcze nie
wszystko stracone. Kruk zakrakał głośno, załopotał skrzydłami i skierował się w
stronę przybrzeżnego lasu.
Halt porzucił przeglądanie worków i rzucił się w pogoń za ptakiem.
Nie mógł zostawić odznaki, musiał ją odebrać. Ten przedmiot był jego dumą,
sprawiał, że wiedział kim jest. Nie prawowitym władcą Hiberii, zdradzonym i
wygnanym, ale zwiadowcą, mającym przyjaciół, żonę i uczniów, których traktował
jak synów.
Słysząc za sobą nawoływania Wilhelma uświadomił sobie, że raczej nie
złapie kruka w ciągu godziny, aby zdążyć na statek. Jednak Lysander postawił na
swoim. Ale jego ptaka i tak zabije.
***
Marcus
pochylił się niżej nad planszą, z uwagą przyglądając się ruchom niewidzialnego
przeciwnika. Karta Śmierci unosząca się naprzeciwko niego świeciła srebrem.
Lysander wykonał ruch. Wieża oddaliła się od krańca szachownicy. A szkoda, miał
nadzieję spowodować jej upadek. Wykonał już nawet odpowiednie zaklęcia. Za
kilka godzin rozpęta się sztorm, jakiego nie widziano od stulecia. Niestety,
Halt O’Carrick nie będzie głównym bohaterem tej tragedii.
Przeklęty
Lysander zorientował się w jego zamiarach i zawrócił zwiadowcę. Kilka godzin opóźnienia,
a ratują życie. Nie będzie w stanie wywołać kolejnej burzy przez następne
tygodnie. Magia nad morzem była rozrzedzona po jego wcześniejszych zabiegach i
nie nadawała się do niczego. Stary zwiadowca przeżyje jeszcze kilka tygodni,
choć może sporo namieszać. Jednak Marcus miał inne zajęcia, niż zajmowanie się zwykłym
człowiekiem. Chyba, że zleci to komuś innemu. Spojrzał na szachownicę. Tuż obok
wieży Lysandra znajdował się jego skoczek. Uśmiechnął się szeroko. Co prawda
nie zamierzał jej jeszcze włączać do gry, ale sytuacja tego wymagała.
Lysetto, mam zadanie dla ciebie…
Telepatyczny
przekaz został odebrany od razu. Marcus wyczuł pełne oczekiwania napięcie.
Czterdziestoletnia czarownica nie potrafiła tego ukryć, choć w dziedzinie magii
była prawdziwą specjalistką. Nie chciała trwać w bezruchu, gdy jej wspólnicy wykonywali
zlecone przez czarnoksiężnika zadania. Nie zdawała sobie sprawy, że wynika to z
pewnej dozy uznania, jaką budziły w magu jej umiejętności. Nie była zwykłym
psem na posyłki. Owszem, popełniała błędy, ale doświadczona przez życie
potrafiła dostrzec je od razu i zminimalizować niepożądane skutki.
Marcusie?
W lesie, nieopodal Saltdean znajdziesz
zwiadowcę. Zabij go.
Z przyjemnością, Marcusie.
Zadowolony czarownik wrócił
do tematu, nad którym rozmyślał, zanim zauważył ruch na szachownicy.
Rozwiązanie tego problemu, a raczej zagadki, mogło mieć decydujące znaczenie
podczas tej rozgrywki.
Lysander. A raczej jego
słabości.
Musiał jakieś mieć, tego
był pewien. Marcus symbolizował ciemność – nic go nie ograniczało, ani uczucia,
ani przedmioty, ani ludzie. Lysander był światłem – jak się sprawdzał w tej
roli to inna sprawa. Musiał więc mieć jakąś słabość, nie było innego wyjścia.
Dobro zawsze będzie słabe – Marcus przeczytał to w jakiejś starej księdze i na
razie zawsze się sprawdzało.
Nawet on sam, wielki
czarnoksiężnik, był ograniczony przez ludzi. Jego moc zależała od ich nienawiści,
strachu, grzechów. Na szczęście tego nigdy nie brakowało i nie zabraknie. Jeśli
Lysander chciałby posłużyć się jego słabością, to musiałby wybić wszystkich mieszkańców
ziemi. A na to się nie poważy, bo byłoby to równoważne z jego upadkiem.
Co było słabością
czerwonowłosego maga? Przedmiot? Wątpliwe, bo Marcus nigdy nie zauważył, aby czarodziej
przywiązywał się do jakiegokolwiek przedmiotu. Uczucia? Być może, ale Lysander
zawsze kojarzył mu się z kimś, kto nie przebiera w środkach i nie ma zahamowań,
gdy chodzi o coś naprawdę ważnego. Pozostawali ludzie. Na kim mogło zależeć
jego wrogowi?
Zamknął oczy, pozwalając
wizjom przymykać pod powiekami. Widział kiedyś jedną scenę, nie zainteresowała
go wtedy, ale teraz nabierała nowego znaczenia. Kochał swój dar, dawał mu
przewagę nad całym światem. Znał przyszłość, wiedział co się stanie, jak
postąpią ludzie, do czego to doprowadzi. Moc, która czyni cię niepokonanym,
sprawia, że jesteś przygotowany na wszystko. Wir obrazów zamarł, gdy odnalazł odpowiednią
scenę.
Jedna z wizji, jednak już
się zatroszczył, aby się nie spełniła. Lysander podający rękę czarnowłosemu
magowi o niebieskich oczach. I towarzyszące temu uczucie. Przyjaźń.
Idealnie.
Teraz wystarczy tylko
znaleźć czarnowłosego maga. I zabić, aby Lysander stracił to, co sprawia, że
jest względnie stabilny. Czarownik stał nad przepaścią i pomimo wszystkich
starań Marcusa nie zrobił kolejnego kroku ku granicy. Jednak jeśli zabierze mu
się linę, której się trzyma…
Szach-mat.
***
W tym samym momencie Alaric
Carleton przerwał swój marsz, tknięty niepokojem. Na horyzoncie tworzyła się piaskowa
burza, wiatr dotarł już do niego, targając czarne włosy. Zmierzchało, w oddali
słychać było chichot hieny. Powinien jak najszybciej znaleźć odpowiednie
schronienie. Mimowolnie spojrzał w kierunku, gdzie kilka tysięcy kilometrów
dalej rozpościerało się Królestwo Araluenu.
Miał wrażenie, że nastały
dla niego bardzo trudne czasy.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ktoś chciał Halta? Proszę bardzo. W następnym rozdziale też będzie, pojawi się też chyba Will z Duncanem i całą bandą. Myślałam, że uda mi się rozdziały wstawiać częściej niż raz w miesiącu, ale się przeliczyłam, za co przepraszam.
To chyba na tyle. Proszę o komentarze, wypisanie literówek i tego typu sprawy. Jeśli czytasz to opowiadanie, to fajnie byłoby, jakbyś się od czasu do czasu odezwał w komentarzach i wyraził swoje zdanie. Nie musi być pod każdą notką, ale co jakiś czas będzie to mile widziane :D
A tym, którzy komentują, bardzo dziękuję! Od razu czuję napływ weny.
Pozdrawiam,
Mentrix
Hej Mentrix!
OdpowiedzUsuńW końcu jest nowy rozdział! Yay!
W końcu zajęłaś się biednym Haltem! Yay!
Żartowałam! Yay!
Nie jestem aż tak wredna.
W każdym razie rozdział cudny i nie mogę się doczekać, aż zajmiesz się Willem. Biedaczek tyle już siedzi w niewoli ;(
Pozdrawiam i wysyłam wenę
Kot
Dziękuję :D
UsuńSkapnęłam się niedawno, że totalnie zaniedbałam sprawy 'polityczne'. Niby Duncan ze swoimi doradcami i zwiadowcami siedzi cały czas w niewoli, przedtem wspomniałam, że niektórych królów też spotkał ten los. A w królestwach wszystko spokojnie. Coś jest nie halo i wreszcie trzeba uwolnić królów, aby do absurdu nie doszło :D
A Will jest z nimi, więc jak tu o nim nie napisać. I mam taki pomysł. Kojarzysz księżniczkę Matildę z Iberionu? Była wspomniana w XVIII rozdziale. Jej ojciec umarł, a ponieważ Genoweńczycy porywali głowy państwa, to została ona. Więc się pojawi. Szkoda mi jej, jeszcze trochę pocierpi.
Chciałaś komentarz?
OdpowiedzUsuńMasz komentarz!
Chciałaś weny?
Poczekaj...
Folder wena. Otwórz. Kopiuj. Wklej. Opublikuj.
Wena wysłana :D
Dziękuję za komentarz :D Wena na razie nie dotarła, ale przecież wiesz, jak to jest z Pocztą Polską... Kiedyś dotrze :D
UsuńO ile jej nie ukradną :/ wiesz jak to transport w Polsce - złodzieje i te sprawy. A wena droga rzecz! No więc wyślę kogoś niech jej pilnuje ;p
UsuńHalt biegnący za krukiem... Chciałabym to zobaczyć na żywo ^.^
OdpowiedzUsuńZnalazłam jedną literówkę i przeoczenie:
,, Jedyne co go tu trzymało to wizja przyjaciół w niewoli u Genoweńczykom." ~ Genoweńczyków
,,Łuk i strzały schował godzinę temu, dokładnie zabezpieczając je przed wilgocią, z którą musiałyby się zmierzyć na morzu. Zaklął pod nosem, rzucając się w stronę juków." ~ juki - koń, a Halt zostawił Abelarda u znajomego
Cudny rozdział i... I nie umiem pisać komentarzy, więc ślę weny i pozdrawiam ;3
Na żywo taki widok tylko i wyłącznie u mnie. Tylko za 30 złotych...
UsuńDzięki za te juki, przeoczenie, ale jednak istotne :D
Wystarcz, że powytykasz błędy, napiszesz, że fajny rozdział, a moje serce będzie w siódmym niebie.
O ludziu to juz 29 rozdzial...a ja nadal pamietam jak z niecierpliwoscia czekalam na 14.Co do rozdzialów to ta historia jst juz w polowie czy troche przd polowa czy po polowie?
OdpowiedzUsuń"wesołe okrzyki i pijackie śpiewy jasno wskazywały, co znajduje się za solidnymi drzwiami"- uczniowie po zakonczniu roku szkolnego...
"Swojego czasu Halt odwiedzał "często takie przybrzeżne karczmy"- 1 mysl to bylo ze on tez chodzil pic,sikac gdzie popadnie i sie lac z byle jakiego powodu.
"Podszedł do baru, krzywiąc się, gdy wdepnął w kałużę rozlanego alkoholu"- to napewno bylo piwo??? bo piwo i potrzeby fizjologiczne sa podobnego koloru...
Halt wzial piwo???HALT?!!Przeciez on zyje na kawie z mlekiem i miodem i dogryzkami Gilana...
"Bo po co komu cały Korpus w jednym miejscu?"- moze chcieli zalozyc w sakndii pasieke egzotycznych krow w zielono brazowe centki.
Na bóle brzucha i mdłości najlepiej dziala maly kufelek piwa...napewno nie bedzi mu sie chcialo haftwac po tym a w poblizu nie ma skandian i ich krowich hełmów.
"Otworzył drzwi, z radością witając świeże, przesycone zapachem deszczu powietrze"- skojarzyla mi sie elza jak spiewala ''mam te moc i wtedy otworzyla te drzwi tak zamaszyscie i wyszla na ten balkon i tak cos krzyknela...wersja halt w niebieskiej sukience spiewa.
''Przetrwa tę paskudną podróż, a potem pokaże zabójcom, że z Korpusem Zwiadowców nie należy zaczynać.''-myslalam z pokaze zabojcom skandyjski helm z swoim haftem ale twoja wersja tez moze byc.
Przykro mi sie zrobiłoz powodu Franka :( bo jesli lysio ma racje to on straci tate...nie zrobisz tego malemu frankiemu(chyba ze juz to zrobilas :o)
"Choćby Gilan. Ile to razy go widział, jak biega w pośpiechu po całym obozowisku, szukając swojej zguby?"-skad ja to znam.Biegasz po calym domu,wszystko wywracasz do gory nogami,krzyszczysz,ryczysz,oskarzasz wszystkich o to ze ci to zabrali po 2/3 h siadasz zalamany na lozko i co sie okazuje ?no co ? ze miales ta rzecz caly czas w kieszeni.Jak ja to kocham.Kiedys to caly dom wywrocilam do gory nogami szukajac czegos by sie zorientowac po h ze mam to zalozone na reke.
'Halt uniósł wzrok i aż się w nim zagotowało.'-Magda Gessler wkroczyla do gry.
Halt goniacy za krukiem przypomina mi ta bajke wilk i zajac i ten okrzyk zawsze na koncu ''ZAJACU JA CI POKARZE!!!''(''LYSIO JA CI POKAZE!!!'").
"Niestety, Halt O’Carrick nie będzie głównym bohaterem tej tragedii."- za to Lech Kaczyński bedzie.
Lysander jest swiatlem???!!!O_o swiatlo kojarzy mi sie z bialym a u lysandra biale sa chyba tylko zęby...
Skoro Marcus zywi sie bolem nienawiscia grzechem itd to jak oni maja go pokonac...przeciez tam wszyscy palaja do kogos nienawiscia(jak w polskim rzadzie).Adriana robi sie czerwona ze zlosci na sama mysl o genowianczykach banda porwancow tez raczej zywi gleboka uraze to klaunow w kapeluszach halt jak zobaczy co oni im zrobili tez raczej zachwycony nie bedzie to samo zreszta Gilan.
Mi sie ostatnio w kit spodobal dark Stiles z teen wolf...wymiata!!!(i supcio wyglada) i tak sie zastanawialam co by bylo gdyby ktoras postac ze zwiadowcow byla opetana i se chodzila i mordowala wszystko co sie rusza i do tego swietnie sie przytym bawila...rozne zakonczenia moglyby byc.
Wg pod jakas ang fanfic ktos napisal ze podobno w listopadzie(w usa przynajmniej) ma wyjsc kolejna czesc zwiadowcow i podobno ma byc w niej uwaga uwaga...GILAN!!!!!!!! wiec sieszmy sie i radujmy wszyscy!!!!!(troche se pokrzyczalam na ta info).
Rozdzial byl cudny.Mega fajnie sie go czytalo szkoda tylko ze za szybko sie skonczyl:(.
Weny weny wytrzymja w tej szkole jeszcze 2 tyg(tylko 2 tyg)weny weny i czasu i checi do pisania zycze.
szach-mat.
Przypuszczam, patrząc na wydarzenia, które będą jeszcze miały miejsce, to historia jest jeszcze przed połową. Jak będziemy się zbliżać do końca, to ostrzegę.
UsuńHalt wziął piwo, aby wtopić się w tłum. Tylko ciekawe, czy pozwoliłby na to Willowi. Przecież jest niepełnoletni.
Wyrok na ojca Franka został już podpisany. Starałam się nie rozwijać tej postaci, aby za bardzo go nie polubić, ale i tak kraje mi się serce. A Lysio zawsze ma rację, Z reguły. Ale ja lubię odstępstwa od reguł. W końcu to Marcus widzi przyszłość, a nie on.
Najgorzej jest, jak ci kasa zniknie. Robisz aferę, a później: hej, przecież ja w kawiarni byłam!
Gessler kontra Halt? Biedna Gessler i jej patelnia...
Matko, wyobraziłam sobie Halta z tym okrzykiem na ustach. Cudowne! Zawsze byłam ciekawa, kiedy ten wilk złapie zająca i co z nim zrobi.
Lysander ma pewien problem. Mianowicie jaszcze kroczek, malutki kroczek i stoczy się w ciemność. Marcus byłby w siódmym niebie.
Ty mi o rządzie nie mów. Akurat jestem bardziej za partią rządzącą, ale oni w sejmie są gorsi niż dzieci w przedszkolu. Boję się, naprawdę sie boję (cytując jakiegoś faceta z PO), co się stanie z Polską, skoro w parlamencie małolaty i osły siedzą (on się bał, co PIS zrobi z Polską). Jak to było? Cicho wszędzie, głucho wszędzie... Co to będzie? Co to będzie?
Ale Marcus też ma problem. Odmienny problem. Powiem tylko, że na problem z czasem. Każdy pała nienawiścią, a niektórzy po prostu lubią zabijać (Akarian - tą postać strasznie w dalszym ciągu rozwinę).
No nie gadaj, Gilan? Ale to w takim razie on będzie jeszcze dzieckiem. Boże... on będzie taki słodki... Moje biedne serca...
Mi się od trzech tygodni wydaje, że jeszcze tylko tydzień. I zawsze spotyka mnie rozczarowania, gdy spojrzę w kalendarz. Ale odwagi, damy radę!
Gratuluję świetnego opowiadania! :)
OdpowiedzUsuńSama nie mogę się doczekać kiedy ukończę Księgę Pierwszą. Z radością informuję, że opublikowałam już rozdział III :)
Zapraszam.
http://blooogsaymyname.blogspot.com/2016/06/iii.html
Cześć!
OdpowiedzUsuńWłaśnie zyskałaś nową czytelniczkę :D To opowiadanie jest tak świetne, że przeczytałam wszystkie rozdziały w dwa dni.
Chciałambym zobaczyć Halta goniącego za krukiem... Chyba każdy by chciał xD I gdyby go jeszcze wtedy Will, albo Gilan (a najlepiej od razu król Duncan) zobaczyli... Moja wyobraźnia podsuwa mi przed oczy różne, dziwne obrazy xD Najdziwniejszy to ten, gdzie Halt biega w stroju baletnicy za różowym krukiem xD. #skojarzenia
Pozdrawiam i życzę weny! :D
Halt tańczący w jeziorze labedzim...nie zapomniany widok
UsuńCierpliwość ma swoje granice, a ten blog z takimi fajnymi artykułami powinien być zdecydowanie wyżej.
OdpowiedzUsuńDZIĘKUJĘ! że nie zabiłaś Halta. Wtedy los Marcusa byłby (w moim mniemaniu) przeliczony. Nie powstrzymało by mnie to NAWET to że nigdy nie będę w stanie go zabić. Smutne... ale prawdziwe. W kolejnym rozdiale będzie Will? Jeśli tak to spoko, mnie to nie będzie przeszkadzać xD. Masz kłopot w pisaniu częściej niż raz na miesiąc? też tak mam. I BYŁ ALARIC! mimo że pod koniec ale super. życze weny
OdpowiedzUsuńJest nowy rozdział :) Zapraszam
Usuńhttp://soror-exploratores-missing.blogspot.com/2016/06/rozdzia-3.html
No nieee, zabiję blogspota, zabiję go.... >:/
OdpowiedzUsuńNo ale dobra, egh. Trudno. Postaram się teraz odtworzyć choć trochę poprzedni komentarz (znowu).
A więc tak: rozdział supi, jest Halt, yeah :3. Biedaczysko, nie zazdroszczę mu tych rewolucji żołądkowych na morzu :/. Ale nareszcie się pojawił!! :D
Ehh, głupie ptaszysko. Tyle namieszania narobiło -.-
Ale za to polubiłam tego marynarza ^.^ Hehe :D.
Dobra, idę robić listę na obóz, bo inaczej znów czegoś zapomnę xD. Weny życzę, mnóstwa weny. Oby była z tobą przez caaałe wakacje :D.
Xoxo ;*
Annabell di Angelo
Zobaczyłam pierwsze słowo rozdzialu i to było takie aghhhhhh!!! Jest!!! W końcu xd!!!
OdpowiedzUsuńPoza tym rozdział, który zaczyna się od słowa Halt MUSI być wspaniały xd
Rozdział przeczytałam już dawno ale dopiero teraz komentuję bo jestem głupia. tak bywa xd niekiedy ludzie się z tym rodzą, niekiedy nabywają głupotę podczas swojego zycia xd
Biedny Halt, ukradli mu odznakę xd Ale Lysander przynajmniej dba o naszego ziwadowcę. Inaczej Halt by zginął i kto byłby wieżą Lysia?
Dzięki Merlinowi, że go nie usmiercilas xd ale znowu nasłałaś na niego niebezpieczenstwo... Tym razem lysette czy jakos tak... Boje sie jej xd ale dalabys haltowi juz spokoj, biedny sie meczy...
Alaric...
...
...
...
...
...
Jeśli go tkniesz to cię zabiję.
Tyle mam w tej kwestii do powiedzenia.
A i jeszcze te słowa szach-mat, tak bardzo pasujace, po prostau tak mi sie spodobaly... Naprawde xd
Dobra to by chyba bylo tyle. Chyba nie musze mowic ze rozdzial byl swietny! A w kolejnym bedzie Gil?
Pozdrowionka,
Bianka! :)