Wioska Umlilo,
krańce Południowego Kontynentu,
dwadzieścia sześć lat temu…
Amandi
Melijo wreszcie odetchnęła z ulgą. To był koniec, nieodwracalny koniec. Czuła,
jak życie powoli opuszcza jej ciało, ledwo była w stanie podnieść swoje
słabnące ręce. Wyciągnęła dłoń w stronę promieni słońca, które wpadały przed
niedokładnie zasłonięte okno. Słyszała rozdzierający płacz dziecka i przerażone
szepty kobiet z jej wioski. Dobrze, niech się lękają, nieważne czego, ale niech
się boją. Niech pomrą ze strachu. Tak jak ona prawie umarła ze wstydu. Ale to
koniec. Już więcej nie zobaczy spojrzeń pełnych pogardy, zniesmaczenia, czasem
nawet obrzydzenia. Już nie będą jej poniżać.
Wszystko
zaczęło się niecały rok temu, gdy spotkała tego podróżnika. Wybrała się wtedy
po wodę do oddalonej o dziesięć kilometrów oazy. Lato było gorące, a strumień,
który przepływał przez ich wioskę, wysechł kilka dni temu. Jako, że wszyscy
byli zajęci uprawą roli, to ją, ponieważ nie potrafiła zajmować się tą mało
urodzajną ziemią, wysłano po wodę. Ciągnąc za sobą mały wóz na dwóch dyszlach,
powoli pokonywała pustynię. Słońce smażyło niemiłosiernie, jednak wizja
odpoczynku w cieniu drzew i możliwość ochłodzenia się w oazie pchały ją do
przodu.
Myślała,
że będzie tam sama. Jednak po dotarciu na miejsce spotkała tam jego. Podróżnik
przemierzający świat, znający mnóstwo ciekawych historii, którym nie mogła się
oprzeć. Podobnie jak jemu. Wszyscy okoliczni mężczyźni mieli oczy i włosy
czarne jak smoła, skórę wręcz brązową od długiego przebywania na słońcu. Tak
samo kobiety, nie wyróżniała się niczym. Więc czy jej winą było to, że straciła
głowę dla tych zielonych oczu i włosów niczym najprawdziwsze złoto?
Nie
wróciła tego dnia do wioski. Do późna słuchała opowieści nieznajomego,
wpatrując się w jego oczy. Po prostu przepadła. Jedna, jedyna noc zapomnienia,
która była piękna. Lecz także brzemienna w skutkach. Gdy obudziła się rano,
jego już nie było. Kobiety z wioski znalazły ją całą we łzach, nagą i trzęsącą
się niemiłosiernie. Nie była w stanie nic zrobić, musiały same ją ubrać. Z jej
ust oprócz szlochu przez następne dni nie wydobyło się ani jedno słowo. Nie
chciała jeść, nic nie piła. Zamknięta w swojej chacie ignorowała dobijanie się
mieszkańców Umlilo, którzy martwili się o swoją towarzyszkę.
Nie
znała nawet jego imienia, a złamane serce pulsowało tępym bólem.
Kobiety
z wioski niedługo przestały się do niej dobijać. Wystarczyło, że dowiedziały
się, że jest w ciąży. Ich prawa były bardzo surowe. Matkę trzeba było ukarać,
lecz dziecko, niewinne dziecko, miało przeżyć. Dlatego z wymierzeniem kary
Amandi poczekano aż do narodzin dziecka. Przez ten czas dziewczyna musiała znosić kpiny, obrazy i pogardliwe spojrzenia, gdy tylko wyszła z domu. Nie
robiła tego często, ale coś musiała jeść. Nikt jej nie pomagał, a ponieważ
pracować nie mogła, z miesiąca na miesiąc miała coraz mniej pieniędzy. Co za tym
idzie, jadła coraz mniej. Pod koniec ciąży była tak wymęczona i zmarniała, że
poród wykończył ją całkowicie, uprzedzając w tym starszyznę wioski.
Teraz
leżała w swojej małej, ciemnej izdebce, wdychając ciężkie od upału powietrze.
Ręka upadła na brudne prześcieradło, którym była przykryta, nikt nie zwrócił na
nią uwagi. Trzy kobiety, które pomagały jej przy porodzie, pochylały się teraz
nad dzieckiem, wymieniając ciche uwagi. Szeroko otwarte oczy mówiły o szoku,
jaki właśnie przeżyły. Jedna z nich poderwała się z miejsca i wybiegła z chaty.
Amandi wciągnęła łyk świeżego powietrza, który wpadł, gdy drzwi przez chwilę
stały otworem. Z jednej strony chciałaby zobaczyć dziecko, w końcu była matką.
Zwyciężyła jednak niechęć, którą do niego odczuwała. Było winne wszystkiemu,
gdyby nie one, żyłaby sobie spokojnie w wiosce, znalazła sobie miłego chłopca,
potem została jego żoną. Dlatego nie obchodziło ją, czy to chłopiec czy
dziewczynka, czy jest zdrowe, czy w ogóle przeżyło poród. Nie nada mu imienia,
lepiej, aby pozostało anonimowe, jak jego ojciec. I niech cierpi, jak ona
cierpiała przez te ostatnie miesiące.
Gdy
przerażona kobieta wróciła do chaty z przywódcą wioski, oczy Amandi były już
puste, a życie z niej uleciało.
***
– Cóż to jest, Warisie? –
przerażony głos Lerato przerwał ciszę, panującą w chacie. Starsza kobieta
zdezorientowana wpatrywała się w dopiero co narodzone dziecko. Jego matka już
umarła, zauważyła to przed chwilą, nie poczuła jednak nic. Amandi złamała ich
prawa, spędzając noc z mężczyzną, który nie był jej przeznaczony. Nawet nie
znała jego imienia, co zachodziło już o absurd. Jednak to, co wyszło z jej
łona…
Waris,
przywódca starszyzny od dwudziestu lat, nieobecny duchem wpatrywał się w
niemowlę. Widział wiele noworodków, ale zawsze miały wspólne cechy. Nigdy na
południowym kontynencie nie narodziło się dziecko, które nie miałoby brązowej
skóry, czarnych włosów i ciemnych oczu. Jednak chłopczyk, który leżał przed nim
w kołysce i wrzeszczał wniebogłosy, od czasu do czasu otwierał swoje powieki i spoglądał na nich oczami błękitnymi jak wiosenne niebo. Jednak nie to było
najgorsze. Główka była porośnięta cienkimi włoskami. Białymi włosami.
– To pomiot diabła –
szepnął mężczyzna, cofając się o krok. Ludy południowego kontynentu były bardzo
przesądne, każde odstępstwo od normy traktowały jak ingerencje demonów w ich
życie. Nawet wędrowcy udający magów, nie mieli tu życia. A to dziecko z
pewnością było inne.
– Więc je zabijmy, matka
i tak nie żyje, nie będzie nikogo, kto chciałby się nim opiekować – Zira, młoda
pomocniczka Lerato, chwyciła leżący na stole nóż, gotowa wprowadzić swoje słowa
w życie. Bała się odmienności, podobnie jak pozostali mieszkańcy. Waris zacisnął
rękę na jej nadgarstku, powstrzymując kobietę. Jego żona była szamanką,
wiedział więc, jakie byłyby konsekwencje tego czynu.
– Nie możemy tego zrobić.
Wszyscy, którzy dopuścili się takiego czynu, zginęli w strasznych mękach.
Demony czuwają nad swoimi wybranymi, nie pozwolą ich skrzywdzić. Zwykle
zabierają je w wieku piętnastu lat. Jeśli tego nie zrobią, będziemy mogli z nim
zrobić, co nam się żywnie podoba. Nie spadnie na nas kara. Jednak przez
piętnaście lat musimy to dziecko odchować, aby nie spadł na nas gniew złych
duchów.
– Mamy więc wychować go
razem z naszymi dziećmi? – spytała przerażona Lerato, wpatrując się niepewnie w
niemowlę. Uspokoiło się już, teraz spoglądało na nich przenikliwie błękitnymi
oczami. Kobieta wzdrygnęła się. Nie podobał jej się ten wzrok.
– Tego nie powiedziałem.
Ma żyć. Jak będzie traktowane, to już inna sprawa. Zwołajcie wszystkie kobiety,
ustalimy dni dyżurów, ktoś się w końcu musi nim zająć. I wezwijcie Amana,
trzeba zabrać ciało.
Kobiety
pokiwały głowami, a młodsza wybiegła z chaty. Lerato podeszła do chłopca,
przykrywając go starymi ubraniami. Nikt nie powiedział, w jakich warunkach ma
żyć to dziecko.
– A imię, Warisie? Jak go
nazwiemy?
– Nie będzie potrzebne.
Przecież i tak nikt nie będzie się nim interesował.
***
Chłopiec
wychowywał się z dala od wioski, w chacie, którą wzniesiono specjalnie dla
niego. Kobiety przychodziły tam co dwie godziny, aby nakarmić i napoić dziecko,
po czym szybko opuszczały dom, jakby goniło je stado dzikich psów. Nie nadano
mu imienia, nazywano go Przeklętym Dzieckiem. Gdy podrósł i zaczął chodzić,
starszyzna podarowała mu psa, aby miał się czym zająć i nie przebywał z innymi
dziećmi. Ludzie z wioski, przymuszeni przez Warisa, przynosili chłopcu
codziennie jedzenie, zostawiali je jednak pod drzwiami, aby nie mieć kontaktu
z pomiotem demona.
W
wieku ośmiu lat chłopiec zaczął wychodzić z chaty i oddalać się w stronę
pustyni, ciekawy otaczającego go świata. Wtedy Waris nauczył go czytać, aby
wszystkie potrzebne mu informacje mógł znaleźć w książkach. Aby wiedział, że na
pustyni czeka go niebezpieczeństwo i śmierć. Przywódca starszyzny co tydzień
przynosił mu nowe książki i wychodził bez słowa. Prawdą było, że nawet on się
bał. Strachem napawały go te błękitne oczy i białe włosy, które teraz sięgały
do łopatek. Jakżeby inaczej, skoro nikt nie chciał się do dziecka zbliżyć, aby
choć obciąć mu włosy. Mogłoby to zrobić samo – trzeba by było mu jednak dać
nóż, a na takie ryzyko nikt nie chciał się narażać.
Pewnego
upalnego lata zdarzyło się coś, co sprawiło, że nawet Waris przestał się
zapuszczać w okolice chaty. Wówczas to, co drzemało w dwunastoletnim chłopcu,
przebudziło się. Tego dnia ludzie umierali z pragnienia, mały strumień dawno
wysechł, każdy walczył o najmniejszą kroplę wody. Oczywistym więc było to, że
każdy myślał tylko o sobie i swojej rodzinie, a los sieroty najmniej go
obchodził. Choć jej śmierć mogła sprowadzić na nich gniew demonów, co często
przypominali Waris i Lerato. Wtedy nawet oni nie pomyśleli o dziecku. Dopiero
pod koniec dnia, gdy gorąc zamienił się w chłód, tknięty przeczuciem przywódca
starszyzny wykrzesał odrobinę siły i ruszył w kierunku chaty stojącej na
uboczu. Chciał się przekonać, czy chłopiec żyje, czy już odszedł. Ewentualnie
zakończyć jego męki, może to uchroni ich przed gniewem demonów.
Zobaczył
dziecko, klęczące przed chatą, pustym wzrokiem wpatrujące się w niebo. Nie
zdążył podejść bliżej, gdy ręka chłopca zaczęła świecić się światłem,
niebieskim, zmieszanym z zielenią. Kula koloru morza poderwała się w górę, znikając
na ciemnym niebie. Przerażony Waris zamknął oczy. Czy to możliwe, że dusza
chłopca opuściła ciało i powędrowała właśnie do diabła?
Wtedy
właśnie z nieba lunął deszcz. Chłodne krople uderzyły kilka metrów od
mężczyzny, który z otwartymi oczami wpatrywał się w efekt działania diabelskich
mocy. Chłopiec wstał i szybko wyciągnął przed siebie pusty kubek. Woda zdawała
się jakby skupiać w tamtym miejscu, po chwili naczynie było pełne. Dziecko
uśmiechnęło się lekko i wróciło do domu. Wtedy też zbiegli się mieszkańcy
wioski, zaalarmowani szumem deszczu. Rzucili się do przodu, zaczęli napełniać
gliniane misy życiodajnym płynem i pić łapczywie. Tylko niewielka część
osadników powstrzymała swoje pragnienie. Deszcz był efektem diabelskich mocy,
nie należało go pić. Niebawem okazało się, że Waris miał rację i słusznie
zatrzymywał mieszkańców. Dwa dni po deszczu skończyła się susza. Cztery dni
później ci, którzy pili deszczową wodę, umarli.
Po
obudzeniu się magii w chłopcu, nikt nie podchodził do chaty, nawet Waris. Raz w
tygodniu pakunek z jedzeniem dawano psu, pięknemu owczarkowi, aby zaniósł je
dziecku. Dlatego też chłopak został zmuszony do polowań, aby zapewnić sobie
jedzenie. Po pustynnych stepach często biegały zające, na które mógł się
zaczaić. Mocy nie potrafił opanować, co jakiś czas kończyło się to płonącym
budynkiem i ogniem, którego nikt nie potrafił ugasić. Nic więc dziwnego, że
mieszkańcy wioski nienawidzili chłopaka.
Przeklęte
Dziecko skończyło piętnaście lat i nie zostało zabrane przez demony, wbrew oczekiwaniom
Warisa i starszyzny.
***
Wioska Umlilo,
krańce Południowego Kontynentu,
dziesięć lat temu…
Słońce
zachodziło, barwiąc obłoki na pomarańczowo i zapowiadając kolejny upalny dzień,
gdy starszyzna wioski zebrała się wokół ogniska w chacie Warisa. Mężczyzna był
już w podeszłym wieku, wstawał z posłania bardzo rzadko, więc tylko w ten
sposób mógł uczestniczyć w posiedzeniach.
Siedział teraz opatulony kocami na swoim łóżku i wpatrywał się w
płomienie ogniska. Dni bywały nie do zniesienia, lecz noce zawsze niosły ze
sobą przeraźliwy chłód. Można by pomyśleć, że spędzając całe życie na pustyni
przyzwyczai się, ale zachodzące szybko zmiany temperatury wciąż wprawiały go w
zdumienie.
– Zacznijmy – rozpoczęła
uroczyście Zira, w której włosach można było już znaleźć srebrne nitki. Po śmierci
Lerato zajęła jej miejsce jako najważniejsza z kobiet. Wywiązywała się z
obowiązków i Waris nie miał co do niej żadnych zastrzeżeń.
Pomimo
słów kobiety w chacie wciąż panowała cisza. Wszyscy wiedzieli, dlaczego się tu
zebrali. Powinni już to zrobić rok temu, ale nikt nie odważył się zwołać
zgromadzenia. Dopiero teraz, gdy Waris był bliski śmierci i nie mieli innego
wyjścia.
– Nie ma tego co odwlekać
– westchnęła Dona, przerywając milczenie. – Przeklęte Dziecko skończyło
szesnaście lat, a demony się nie zgłosiły. Nie zarzucam ci kłamstwa, Warisie,
lecz według twych słów, powinny to zrobić już rok temu. Wszyscy zastanawiamy
się, czy możemy pozbyć się tego pomiotu diabła, nie narażając się na ich gniew.
Waris
mruknął coś niewyraźnie, chcąc uniknąć odpowiedzi. Bał się chłopaka, wręcz go
nienawidził. Przez jego moce, wygląd, domniemane pochodzenie. Czuł jednak
cieniutką nić porozumienia, które utworzyło się, gdy uczył go czytać. W tym żądnym
wiedzy chłopcu, który z takim zapamiętaniem zaczytywał się w księgach, starszy
mężczyzna widział dawnego siebie. Był jednak rozsądny i wiedział, że trzeba się
go pozbyć.
– Skoro demony nie
zgłosiły się po niego, gdy skończył piętnaście lat, to możecie zrobić z nim, co
chcecie. Ja już niedługo odejdę z tego świata, więc to wy zdecydujcie, co z nim
poczniecie – odpowiedział w końcu, ignorując dziwny uścisk w piersi.
– Zabijmy. Przez jego
deszcz zmarło wielu naszych. Dawać nadzieję podczas suszy w postaci wody i
karać skosztowanie śmiercią? Nie zasługuje, aby żyć – warknął Nasir, zaciskając
zęby. Większość zgromadzenia pokiwała zgodnie głowami. Nikt nie chciał, aby
Przeklęte Dziecko przebywało w pobliżu ich rodzin. To mogło przynieść tylko
nieszczęście.
– Ależ po co? – głos
Tirana wybił się spośród innych. Wszyscy spojrzeli na niego zaciekawieni, co
zaproponuje. Mężczyzna uwielbiał pieniądze i, choć wioska była biedna, nie
przepuścił żadnej okazji, aby złapać trochę grosza. Przeprowadził kilka wymian
i sprzedaży z pobliskimi miastami, dzięki czemu teraz mieli co jeść. Zyskał tym
przychylność mieszkańców i nikt już nie patrzył krzywo na jego krętactwa. –
Możemy na nim zarobić. Zbliża się kolejna fala upałów, strumień pewnie
wyschnie, więc musimy zakupić wodę. A na to potrzebujemy pieniędzy. Gdy
ostatnio byłem w mieście, słyszałem, że niedługo ma tu przybyć handlarz
niewolników. Okazja idealna – uśmiechnął się krzywo, pokazując żółte zęby.
– Sugerujesz, aby go sprzedać?
Kto zechce kupić takie dziwadło? Nie panuje nad swoimi mocami, więc może zrobić
komuś krzywdę. Mamy narażać niewinnych ludzi?
– Spokojnie, wszystko
przemyślałem – uspokoił jedną z kobiet. – Na północy mają ponoć obręcze, które
nie pozwalają używać mocy, będzie nieszkodliwy. Niektórzy łowcy specjalizują
się właśnie w znajdowaniu takich dziwadeł. A zamożni arystokraci bardzo lubią
mieć niezwykle zwierzątko. Do podawania jadła na posiłkach lub czegoś zupełnie
odmiennego. Mają pieniądze, więc kto im zabroni? Takie związki nie są legalne,
ale przecież to tylko niewolnicy. A chłopak, choć ciężko mi to przyznać, ma
ładną buźkę, więc pewnie właśnie to będzie robił.
– To obrzydliwe. Wykorzystywanie
seksualne? Wstydź się, Tiranie, żeś wpadł na taki pomysł. Możemy go
nienawidzić, ale to tylko dziecko. Lepiej chłopaka zabić, to będzie łaskawszy
los – oburzyła się Martina. Młoda, wesoła, zawsze przejmowała się losem innych,
choć mogła pragnąć ich śmierci.
– Dziecko nie zabija,
Martino. A przez jego czary padła połowa wioski. Czasy są ciężkie, potrzebujemy
pieniędzy – zabrał głos Izaak. Nikt nie chciał przyznać, ale to on był
najważniejszy w starszyźnie. Jego głos był ostateczny, dlatego wszyscy
zamilkli, nawet ci, którzy przedtem chcieli wyrazić słowa sprzeciwu. – Tiranie,
kiedy przybędzie ten łowca? Chciałbym uzgodnić cenę.
Tiran
zatarł ochoczo ręce, uśmiechając się szeroko. Był w siódmym niebie. Pozbywał
się wielkiego problemu i zarabiał jednocześnie. Poderwał się ze swojego
miejsca, podchodząc do drzwi i otwierając je na oścież.
– Tak myślałem, że się
zgodzicie. Handlarz już tu jest, czeka w mojej chacie. Widział chłopaka i jest
skłonny sporo zapłacić. Zapraszam, Ziro, Izaaku. Czas się targować.
***
Kilka
kilometrów dalej, na szczycie wydmy stał białowłosy chłopak. Palce nerwowo
zaciskał na swoim łuku, niebieskie oczy co chwila umykały w stronę, gdzie
znajdowała się wioska. Coś się stało, czuł to. To coś dotyczyło jego i nie
wróżyło niczego dobrego.
Wielki,
szary pies otarł się o jego nogę, odciągając od zmartwień i złych przeczuć.
Szesnastolatek pokręcił głową, wyrywając się z zamyślenia i podniósł ogromny
bukłak, w którym chlupotała teraz woda. Wracał właśnie z niewielkiej oazy,
którą napotkał na swojej drodze, gdy kilka miesięcy wcześniej nieopatrzenie
zapuścił się zbyt daleko w pustynię. Od tamtej pory mała sadzawka i strumyk
stały się dla niego źródłem wody, bo mieszkańcy wioski nie chcieli dzielić się
swoją z pomiotem diabła. Nikt mu tego nie powiedział, wywnioskował to sam, gdy
Lupa, jego pies, przestała mu ją przynosić. Jedzenia, które przynosiła od osadników
też było za mało, więc musiał prędzej czy później nauczyć się polować. Na
szczęście zrobienie łuku nie okazało się takie trudne, wszystko było dokładanie
opisane w książce, a strzelanie jeszcze prostsze. Pustynne zające można było
zaś spotkać na każdym kroku, jeśli wiedziałeś, gdzie szukać.
Ruszył
w kierunku domu, co chwila spoglądając w niebo. Nocą pustynia była jeszcze
bardziej niebezpieczna niż za dnia, a wyglądało na to, że nie zdąży dotrzeć do
chaty przed zmrokiem. Słońce schowało się już za horyzontem, niebo zrobiło się
granatowe, a księżyc wyłaniał zza chmur. Nocny wiatr przyniósł ze sobą chłód.
Chłopak zacisnął zęby i owinął się szczelniej połatanym w wielu miejscach
płaszczem. Musiał jednak uważać, aby mieć łatwy dostęp do broni, bo lwy
uwielbiały takie pory na polowania. Lupa ostrzeże go zawczasu, lecz nie
ochroni.
Wszedł
między drzewa, które oddzielały jego dom od pustyni. Wyrosły tutaj kilka lat
temu, podczas tego dziwnego deszczu, który zabił wielu mieszkańców wioski. Nie
mogły mieć dostępu do wody, ale i tak trwały, niezrażone upałem i nagłymi
zmianami temperatury. Tknięty przeczuciem zatrzymał się, rozglądając bacznie dookoła.
Lupa zawarczała, położyła nisko uszy, ale chyba nie wiedziała, w którą stroną
patrzyć. Obracała się niespokojnie, usiłując wyczuć, co ją zaniepokoiło. Chłopak
stał nieruchomo, zaciskając dłoń na nożu, który miał przyczepiony do pasa.
Wsłuchiwał się w otaczające go drzewa, wyczuwał najmniejsze drgania powietrza.
Te dziwne, nieuzasadnione przeczucia miał od zawsze, bez problemu potrafił
określić, jakim człowiekiem jest nieznajomy, czy można mu ufać.
Wyczuł
drganie powietrza za sobą w momencie, gdy ktoś położył mu rękę na ramieniu.
Chwycił nóż i odwrócił się z zamiarem przyłożenia ostrza do gardła
nieproszonego gościa. Zatrzymał się jednak kilka centymetrów do szyi
nieznajomego mężczyzny, nie będąc w stanie ruszyć się w żadną stronę. Całe jego
ciało zamarło w bezruchu, nie mógł nic na to poradzić.
– Co jest… - mruknął do
siebie, siłując się z niewidzialnymi więzami, które ograniczały mu ruchy.
Stojący przed nim mężczyzna, spojrzał na niego rozbawiony, diamentowe oczy
zalśniły w świetle księżyca.
– Spokojnie, to zaraz
minie. Musiałem tylko zadbać, abyś nie poderżnął mi gardła na przywitanie.
– Ty cholerny… - zaczął
chłopak, lecz nie dokończył. Jego usta zamarły, wargi zacisnęły się bez jego
woli.
– Jak już się uspokoisz,
dołącz do mnie. Chcę porozmawiać – mruknął nieznajomy, oddalając się w stronę
chaty. Zagwizdał dwa razy, a z pomiędzy drzew wypadła Lupa. Pies podbiegł
radośnie do czerwonowłosego mężczyzny, plątając mu się pod nogami, nie zwracając
uwagi na chłopaka, który wciąż nie mógł się ruszyć.
Przybysz
zniknął za drzewami, po chwili usłyszał charakterystyczny trzask, gdy drzwi do
jego domu stanęły otworem. Przeklęty nieznajomy rozsiadł się właśnie w jego
domu, a on stał, nie mogąc nic zrobić. Dziwna niemoc minęła dopiero po kilku
minutach, które i tak dłużyły się niemiłosiernie. Szybko skierował swoje kroki
do domu, zatrzymując się w otwartych drzwiach. Mężczyzna siedział przy stole,
rozglądając się ciekawie dookoła. Zauważył go kątem oka i skinął głową na łuk,
który chłopak trzymał w ręku.
– Zostaw to na zewnątrz.
Nic ci nie zrobię. Na dodatek raczej ci się nie przyda w tak ciasnym i ciemnym
pomieszczeniu.
Miał
rację i tylko dlatego łuk wylądował przy wejściu, za zamkniętymi drzwiami.
Szesnastolatek obszedł ostrożnie stół, nie spuszczając wzroku z gościa. Oparł
się o regał z książkami, wpatrując się w niego wyczekująco. Tamten prychnął,
ale zaczął rozmowę.
– Jestem Lysander. Tyle
powinno ci na razie wystarczyć. Jak się nazywasz?
– Nie mam imienia.
Po
tych słowach, wypowiedzianych zupełnie bez emocji, nastała cisza. Zirytowany
mag westchnął głośno, wpatrując się uporczywie w oczy rozmówcy. Odpowiedziało
mu beznamiętne spojrzenie. Tego się nie spodziewał, zwykle ludzie, z którymi
nawiązał kontakt wzrokowy, spuszczali głowę i czym prędzej się oddalali. Lysander
nie lubił odstępstw od normy. Były niepożądane, nie dało się ich przewidzieć.
– Czego chcesz?
– Dostanę wody?
– Nie. A teraz gadaj, bo
nie mam czasu.
Zmrużone,
srebrne oczy przewiercały go na wylot, powodując dreszcz i drżenie rąk.
Dlaczego tutaj wszedł? Mógł przecież pójść… Gdzie? Do wioski i poprosić o
pomoc, bo jakiś nieznajomy facet jest w jego domu? Jasne, pomogliby z wielką
chęcią.
– Lubisz czytać? – spytał
Lysander, postanawiając przejść do tematu. Wyczuł ruch w granicach pobliskiej
wioski. Mieli mało czasu.
– Tak.
– Chciałbyś zobaczyć
kiedyś to, o czym czytasz?
– Tak. I co z tego? –
spytał chłopak podejrzliwie, przesuwając się krok do przodu. Słyszał, jak Lupa
skrobie w zamknięte drzwi. Oznaczało to niebezpieczeństwo. Pytanie tylko, czy
niebezpieczeństwo nadchodziło, czy już siedziało przy jego stole?
– Odłóż ten nóż. Na mnie
nie zadziała – pod wpływem wymownego spojrzenia, chłopak z westchnieniem
schował sztylet do pochwy przy pasie. Czuł, że tego dziwnego człowieka nie da
zabić się w ten sposób. Co dziwne, miewał przeczucia, które zawsze się
sprawdzały, a w towarzystwie Lysandra czuł się wyjątkowo swobodnie.
– Wróćmy do naszej rozmowy,
a raczej mojego monologu i twoich skąpych wypowiedzi. Mogę cię stąd zabrać,
możesz zobaczyć cały świat. Nauczyć się panować nad mocą, aby nikogo już nie
krzywdzić. Możesz być wolny.
– Czego chcesz w zamian? –
życie nauczyło go, że nie ma nic za darmo. Ku jego zaskoczeniu, mężczyzna
wzruszył ramionami. Spojrzał na niego skołowany, nie wiedząc, co powiedzieć.
– Niczego. Pomagam ci, bo
mam przeczucie. Zwykle przeznaczenie nie stawia nam na drodze wyjątkowych ludzi
bez powodu. Czasem daje nam szansę. Dopiero po wielu latach okazuje się, czy ją
wykorzystaliśmy. Nie musisz tego rozumieć, ale tak jest. Jeśli chcesz się stąd
uwolnić, to się zbieraj. Już po ciebie idą. Tak czy inaczej, dzisiaj opuścisz
wioskę. Twój wybór: w kajdanach czy jako wolny człowiek, który ma przed sobą szereg
perspektyw.
– Kto po mnie idzie? –
spytał zaskoczony. Więc jednak Lupa ostrzegała przed tym, co się zbliża.
– Handlarz niewolników.
Twoja kochana wioska sprzedała cię za sakiewkę złota. Skończysz zakuty w
kajdany i podający do stołu grubemu arystokracie. Albo jeszcze gorzej, ale w to
nie będziemy się zagłębiać. Zabieraj rzeczy, które musisz mieć i idziemy.
– Jeszcze się nie zgodziłem
– przypomniał chłopak, wyglądając uważnie przez okno. Jego chata stała na małym
wzniesieniu, dzięki temu widział, gdy ktoś się do niej zbliżał. Dwa kilometry
dalej błyskały się pochodnie, gdy mała grupa ludzi szła w ich stronę.
– Ale się zgodzisz, nie
chcesz tak skończyć.
– W porządku – podjął szybką
decyzję. Przecież potem zawsze może się odłączyć od Lysandra i pójść własną
drogą. Chwycił worek podróżny i zaczął pakować najpotrzebniejsze rzeczy. I
książki, oczywiście.
– Zostaw je, w dworku mam
bibliotekę. Pospiesz się. Nawet twój wilk stracił cierpliwość.
– Ja nie mam wilka. Lupa
jest przedstawicielką owczarka…
– To wilk, nie ma innej
opcji. I do tego samiec. Czas zmienić imię. Wystarczy, chodź już. Nie chciałbym,
aby doszło z nimi do konfrontacji. To mogłoby się źle skończyć.
– Dla nas czy dla nich?
– Dla nich.
Lysander
otworzył zamaszyście drzwi, wypychając przed sobą chłopaka, który w ostatnim
momencie zdążył chwycić swój płaszcz. Wilk zaskamlał cicho, trącając nosem
swojego pana. Jak się teraz dokładniej przyjrzeć, to zwierzę nigdy nie
przypominało psów, które czasem tu zabłądziły. Żółte oczy, szare, prawie białe
futro, potężne ciało – jak mógł się tak pomylić?
Chłopak
zarzucił worek na ramię, po raz ostatni oglądając się na chatę, w której
spędził całe szesnaście lat życia. Powinien mieć stąd jakiekolwiek wspomnienia,
złe czy dobre, to nieważne. Jednak w jego głowie ziała pustka, nic nie czuł,
patrząc na tą brązową skorupę budynku, który chronił go przed deszczem i
nieprzychylnymi spojrzeniami.
– Lysandrze, mogę mieć
prośbę? Spal ją. Spopiel każdą belkę, każde rusztowanie. Niech nie będzie po
niej śladu.
***
Stał
kilka kilometrów dalej, przyglądając się kłębom dymu, który unosił się w
powietrze i zakrywał niebo. Nawet księżyc wydawał się świecić inaczej, słabiej.
Właśnie stamtąd do jego uszu dolatywały nawoływania i przekleństwa. Usłyszał
wściekły ryk, gdy handlarz niewolników dał upust swoim emocjom, gdy zorientował
się, że jego cel umknął.
– Będę potrafił coś takiego zrobić? – spytał cicho towarzysza, spoglądając na pomarańczową łunę
ognia. Ludzie z wioski próbowali ugasić pożar, aby nie rozprzestrzenił się, o
co nie było trudno podczas takiej suszy.
– Nauczę cię. Powinieneś
być pojętnym uczniem – mruknął Lysander, pochylając się nad mapą. Nie chciał
ich teleportować. Osoby nieprzyzwyczajone do magii źle znosiły takie podróże,
czasem kończyło się to nawet śmiercią. Najpierw nauczy chłopaka paru zaklęć,
aby przywyknął, potem będą mogli się przenieść do Araluenu.
– Kiedy będę mógł zmienić
swój wygląd? – chłopak odwrócił się w jego stronę, palcem pokazując najkrótszą
drogę do miasta. Tam mogą znaleźć konie. Lysander nie przywykł do pieszych
wędrówek, które trwają ponad cztery dni.
– Sądzę, że nawet teraz
jesteś w stanie to zrobić. Co chcesz zmienić? Radziłbym nie za dużo. Gdy
wyglądasz jak ktoś inny, to stajesz się kimś innym. Trzeba zachować umiar, gdy
planujesz długoletnie zmiany. W najgorszym wypadku możesz zapomnieć, kim
jesteś.
– Więc kim jestem,
Lysandrze? Obawiam się, że nikim.
– Nie powinieneś na to
tak patrzeć. Nie ważne kim jesteś. Ważne, kim pragniesz się stać, kim będziesz.
Co chcesz zmienić?
– Tylko włosy. Najlepiej
na czarne. To przez nie nazywano mnie Przeklętym Dzieckiem, pomiotem diabła.
– Pomiotem diabła? –
Lysander wybuchł cichym śmiechem, chwilę trwało, zanim się uspokoił. – Wybacz, ale
znam mnóstwo osób, które są o wiele bardziej diabelskie od ciebie. Nawet
kobiety. Nie powinieneś się przejmować, ludzie to głupcy.
– Jesteśmy ludźmi.
– Oczywiście – mag uśmiechnął
się dziwnie. Wyjął z kieszeni szmaragdowy kamień i podał chłopakowi. Ten
spojrzał na niego z zachwytem. Odnosiło się wrażenie, że szlachetny minerał ma
głębię, która stara się cię wciągnąć. – Powinien pomóc ci w opanowaniu mocy.
Możesz go wykorzystać do zmiany wyglądu. Najprostsze zaklęcia opierają się na
dominacji. Musisz zmusić magię, którą masz w sobie, aby cię słuchała. Kiedyś
nauczę cię wykorzystywać moc, która cię otacza, żyje w przyrodzie, w każdym
człowieku. Ale to dalszy etap wtajemniczenia. Najpierw poradź sobie z tym,
potem przejdziemy dalej. Masz całą noc, to wystarczająco dużo czasu. Dasz radę?
– Jeszcze się zdziwisz,
wystarczy mi godzina.
– Powodzenia. Mam jeszcze
tylko pytanie. Co jest twoim marzeniem? Motywacja jest ważna.
Chłopak
odchylił głowę do tyłu, wpatrując się w księżyc. Czego pragnął? Co było dla
niego ważne? Z książek wiedział, że większość ludzi to egoiści. Proszą o coś
dla siebie, zamiast marzyć o pokoju, szczęściu wszystkich mieszkańców królestw.
On chyba też był egoistą.
– Pragnę wiedzy. Całej
wiedzy, jaką ten świat zdołał zgromadzić. Chcę poznać tajemne sztuki, każdą
tajemnicę. Chcę poznać świat. Zwiedzić każde miejsce, każdą wioskę, poznać
ludzi z różnych kultur.
– Świat jest ogromny. A
wiedzy jest jeszcze więcej. Człowiekowi nie starczy życia…
– Wiem – przerwał Lysandrowi.
Spuścił głowę, rysując na piasku wzory, które znał ze starych pergaminów. –
Dlatego to wszystko prowadzi do jeszcze jednego marzenia, tego najważniejszego.
Pragnę nieśmiertelności, aby mieć czas, aby dowiedzieć się wszystkiego, aby
obserwować, jak zmienia się ludzkość.
– Nikt ci nie da przepisu
na nieśmiertelność – mruknął zaniepokojony mag. Chłopak nie powinien pragnąć
wiecznego życia, wcale nie było takie miłe, jak się mogło wydawać. Na takich
ludziach spoczywały obowiązki i odpowiedzialność, o której ludzie nie śnili
nawet w najgorszych koszmarach.
– Poszukam, myślę, że coś
znajdę. Pewnie jest nawet bliżej, niż mi się wydaje.
Nawet nie wiesz, jak blisko…
– Zbierajmy się, chciałbym
się stąd oddalić. Po wschodzie słońca ruszą na poszukiwania, a nas ma tu nie
być – urwał rozmowę Lysander, zwijając mapę i chowając ją do torby podróżnej.
Zaczął już schodzić z wydmy, gdy nagle zatrzymał się. Odwrócił się w stronę
towarzysza, przekrzywiając zaciekawiony głowę. Chłopakowi od razu skojarzyło
się to z ptakiem.
– Musisz mieć imię.
Jakie?
Na
to miał gotową odpowiedź. Wymyślił je, gdy uciekali, a za nim płonął jego dom.
– W moim języku cirala
znaczy biały. Nienawidzę bieli. Chcę być jej odwrotnością.
– Miło mi cię więc
poznać, Alaricu. Pragniesz jeszcze czegoś?
– Przyjaźni, Lysandrze, prawdziwej
przyjaźni.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Rozdział jest, w dodatku bardzo długi. Raczej się tego nie spodziewaliście, ale musiałam to kiedyś napisać. Lupa najpierw miała być po prostu psem, ale oglądam właśnie Grę o Tron, a wilkory są takie śliczne... Samo tak wyszło.
W pewnych momentach może być niezrozumiałe, o kogo chodzi - Alarica czy Lysandra. nawet nie wiecie, jak trudno jest pisać o kimś, kto na początku nie ma imienia. Jakby coś takiego bardzo rzucało się w oczy w którymś miejscu, to dajcie znać.
Tradycyjnie proszę o poprawę błędów, literówki na pewno gdzieś tu są, komentarze, za które chcę także podziękować. Jest ich już 700, nie spodziewałam się, że kiedykolwiek dobiję do takiej liczby.
Pozdrawiam,
Mentrix
P.S. Jeśli ktokolwiek prowadzi/zna bloga o tematyce zwiadowców, jest zobowiązany mnie o tym poinformować. Muszę przecież coś czytać!
Pierwsza, yay !
OdpowiedzUsuńOd teraz crushuję Alarica <3
Rozdział cudny. Myślałam, że będę się smucić, że nie ma Gila i Ari, ale się myliłam - cieszę się jeszcze bardziej.
No to kilka literówek:
,,Przez ten czas dziewczyna musiał znosić kpiny"
,,chwyciła leżący na stole nóż, gotowa wprowadzić swoje słowa w czyn." ~ wprowadzić w życie / przeobrazić w czyn
,, przymuszeni przez Warisa, przynosili chłopcu codziennie jedzenie, zostawiwszy je jednak pod drzwiami, aby nie mieć kontaktu z pomiotem demona." ~ zostawiali
,,Będę potrafił co takiego zrobić?"
,,Lysander nie przywykł do pierwszych wędrówek" ~ pieszych
,,a za nim płoną jego dom" ~ płonął
No to ślę weny, wolnego czasu i pozdrawiam ;3
Cieszę się, że ci się podobał :) Sama jestem z niego zadowolona. Czyli rozdziały o Ari, Gilanie i Alaricu są najmilej widziane? W następnym będzie chyba Halt, bo w końcu musi kiedyś do tego portu dojechać i znaleźć statek.
UsuńDziękuję za wyłapanie błędów, ja ich serio nie zauważam ;) jesteś moim aniołem stróżem.
Hej, hej!
OdpowiedzUsuńAle fajny rozdział!!!!
Jupijaj! Dowiedzieliśmy się więcej o Alaricu! Jupijaj! I się okazuje, że to Lysander go szkolił? O jaaaaaaaaaa...
Ja wiedziałam, że to o nim będzie, ja wiedziałam. Mówię ci. Od samego początku wiedziałam. Może prawie od samego początku. Może odkąd się urodził. Ale ja wiedziałam.
Podoba mi się jego historia. Nawet bardzo. Rozdział jest po prostu cudowny, co tu dużo gadać. I były przesądy ludzi z wioski i moce Alarica i Lysander, który tutaj nie był przeklętym manipulatorem, a bardzo miłym facetem, który o naszego Alarica dbał. Ja wiem, że on jest dobrym człowiekiem, no ale... W każdym razie tutaj był pokazany w troszku lepszym świetle... Czy ty chcesz abym go polubiła?
Cóż, mama Alarica niezbyt mi się spodobała, zwłaszcza, że nie chciała nawet spojrzeć na swoje dziecko, o wszystko go obwiniając. Taaak, bo to wszystko jego wina, najlepiej wszystko zwalić na niczego nieświadome dziecko... Tak się czasem w życiu nie układa. Przynajmniej Alaric zyskał cudownego przyjaciela i mistrza.
A, nie zauważyłam takich momentów. Raczej wszystko było zrozumiałe, nie mylili mi się. Ja cię dobrze rozumiem. Wiem jak to jest okropnie.
Rozdział cudowny, w dodatku o moim ukochanym Alaricu xd
Czekam na więcej!!!!!
Pozdrowionka,
Bianka!
Skąd wiedziałaś? Kiedy naprowadziłam cię na ten trop? Chyba na gg nic nie wspominałam... Ech, kobieca intuicja.
UsuńLysander nie jest dobrym człowiekiem, trudno mi jest takiego w opowiadaniu wymienić. Chyba Gilan jest najbliżej tego zaszczytnego tytuły. Lysander nie jest zły, powiedzmy, że jest w miarę normalny, jak tylko może być ktoś z jego doświadczeniami i wiedzą. Tak, chcę abyś go polubiła. I osiągnę swój cel, zobaczysz, mam jeszcze sporo rozdziałów, aby cię przekonać.
Matka Alarica byłaby dla matek przykładem tego, czego nie wolno robić. Tak, ale urodziła go w końcu, dlatego spotkał Lysandra i ma teraz mistrza. Nie wiem, czy taki cudowny z niego przyjaciel, ale chyba da się przeżyć. W końcu w przyjaźni złośliwe komentarze są na porządku dziennym, bez tego ani rusz. Jak się przyjaciel nie obrazi, to znaczy, że to ten prawdziwy.
Nigdzie mnie nie naprowadziłaś xd Przyjmijmy wersję, że to po prostu moje cudowne przeczucie kazało mi stwierdzić, że to Alaric xd
UsuńTaka prawda.
Przecież ja prawdę mówię xd
Swietny rozdzial, piszesz tak dobrze az milo czyta sie to opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :D Miło wiedzieć, że umilam moimi rozdziałami ludziom dzień ;)
UsuńGdyby kazdy rozdzial byl taki dlugi i tak szybko dodany...8 niebo!!!<3<3<3
OdpowiedzUsuńZasmucil mnie ten rozdzial.Jak tak mozna bylo traktowac mojego kochanego rica?NO JAK?!!JAAK???!!!!Ej szczerze to nie potrafie sobie wyorazic alarica w bialych wlosach(tak troche mi sie przed oczami pojawia Daenerys)a po za tym w zwiadowcach jest za duzo blondynow/nek.No no lysio jednak ma jakas dobra strone...i to wyjasnia dlaczego tez wyslalby kazdego do diabla zeby uratowac alarica.Ale i tak nie lubie lysandra.Nadal mi sie wydaje zarozumialy i cos w stylu:ja jestem panem swiata i wszystko wiem a ty to tylko glupi niedorozgarniety idtiota ktory nic nie wie i masz robic co ci kaze...
Jak ja kocham wilki<3<3<3 a jak jeszcze odkrylam wilkory to od razu nowy pomysl sie zrodzil.
Tak wg to czemu oni wszyscy pomarli od tej wody a alaric nie.Takie troche to dziwne.
No matka chlopaka zaslugiwala na tytul matki roku...jak moj krolik ktory zzarl swoje dzieci.
Jak ja bym teraz chciala taka oaze jak ta co alaric znalazl.Z dala od szkoly,nie wyspania, byla tam zimna woda...jeszcze tylko budki z lodami i ksiaki do szczescia brakuje.
Jesli ty bys go sprzedala do niewoli lub do czegos jeszcze gorszego to...cos jeszcze wymysle ale byloby zle z toba.
Zaczelam ogladac gre o tron ale jakos nie szczegolnie mnie to zaintersowalo.Noo moze po za wilkorami i tym co oni mogli z nimi robic.Ogolem mowiac do momentu do ktorego ja ogladalam to jesli nie nie mordowali to sie kochali.
Opowiadania o zwiadowcach po angielsku tez sie licza??? bo jesli tak to te 3 historie sa fajne(+ wiele wiele innych ale za duzo jest tego by to wyslac):
https://www.fanfiction.net/s/10924467/1/Fearing-for-a-Ranger
https://www.fanfiction.net/s/11208000/1/Too-Early-for-Terror-Plots
https://www.fanfiction.net/s/11279940/1/Gilan-s-Story-Morgrath-s-Strike
ta historia jest po polsku iii ma niestety tylko 9 rozdzialow ale i tak mozna sie poryczec ze smiechu
http://przygody-za-czasow-zwiadowcow.blog.pl/2015/03/09/1/.(na serio mozna sie poryczec)
Co do wilkorow to jak juz wspominalam kocham wilki i kocham gilana wiec mu wcisnelam wilkorka.No i moja ulubiona postac miala wilkora Kovu ale ze one byly uwazane za zle mroczne zwierzeta i ze kojarzyly sie z takimi jednymi legendarnymi stworzeniami(nawet w swieci magi byly legendarne) to ludzie sie ich bali i chcieli je za wszelka cene wymordowac.No i gilan znalaz takiego wilczka w lesie ale nie mogl sie przelamac by go zabic to se go po tajemnie wychowywal ale ktos musial to odkryc bla bla bla rozpetalo sie pieklo i jak na razie to skonczyl na ucieczce by ratowac swoje zycie.I tam cos jeszcze bylo.Ale ja se gila zawsze wyobrazam w jakis sposob zwiazanego z wilkami i noca...lubie to polacznie(takie tajemnicze,troche przerazajace i piekne).A wg to adriana miala gilanowi sniadanka robic.W koncu wygral zaklad(takie nalesniki z malinami).
WENY weny weny czasu i weny zycze
a i jeszcze...alaric na serio nie zauwazyl roznicy miedzy samcem i samica wilka???przeciez na golym okiem widac.
Czytałam to jedno opowiadanie, przygody za czasów zwiadowców, bardzo fajne, ale chyba już nie dodaje rozdziałów :(
UsuńKomentarzy też nie czyta więc nie mam jej gdzie napisać ze chce ja udusić...Ale i tak można paść na tych 9 rozdzialach
UsuńObawiam się, że długość i szybkość to był wyjątek. Miałam 10 dni wolnego, więc rozumiesz.Może w wakacje coś się poprawi, ale sierpień mam cały zapchany, więc zobaczymy. Ale będę się starać :)
UsuńJa też nie potrafię sobie wyobrazić Alarica z białymi włosami, ale od samego początku założyłam, że będzie pochodził z południa. A tam przecież lubię mają ciemne włosy i oczy. A musiały być jakieś podstawy, aby go tak traktować. Więc postawiłam na odwrotność. Ale jak próbuję go sobie wyobrazić... Nie, myślę o facecie z białymi włosami, a przed oczami staje mi Saruman. Nic nie poradzę. Albo Dumbledore. Z czarnymi włosami wyobrażam go sobie bez problemu, ale białe... Cóż, już białych nie ma, więc przestanę się nad tym rozwodzić. Przyprawia mnie to o ból głowy.
Kolejne wyzwanie, sprawię, że poczujesz do Lysandra nić sympatii. Wyzwanie zostało rzucone i przyjęte. Oj, on nie jest taki cały czas. Ale fakt, jeśli być szczerym, to przecież postacie z mojego opowiadania, z wyjątkiem lysia, nic nie wiedzą. W tym większym sensie, co się dzieje, z czym się mierzą.
Te wilkory były takie słodkie. SPOJLER (jak zabili Roba, to płakałam, ale tylko dlatego, że zabili z nim jego wilkora) KONIEC. To chyba mówi wszystko, prawda?
Był taki fragment, że Lysander ich nie teleportuje, bo ludzie nieprzyzwyczajeni do magii mogliby umrzeć. A ten deszcz był wywołany przez magię Alarica, która wymknęła się spod kontroli, był nią przesiąknięty. Alaric miał ją w sobie, miał z nią styczność, więc mógł się napić, ale mieszkańcy nie.
Ale ta budka z lodami, to żeby bez sprzedawcy była. Najlepiej sorbety Grycan. Zjadłabym sobie malinowy i cytrynowy...
Jakbym go sprzedała... Jak się nad tym zastanowię, to nie wróżyłabym długiego życia temu, kto kupiłby Alarica. W założeniu te obręcze, co mają powstrzymywać magię, to działają tylko na jej małą ilość. Większość pomniejszych magów miałaby problem. Ale Alaric ma naprawdę sporo mocy w sobie, jeszcze o tym będzie. Zastanawiam się, czy z jego ojca zrobić kogoś, czy po prostu o nim już nie wspominać. Ale trzeba jakoś wytłumaczyć, dlaczego Alaric ma taką moc... Jak sądzisz? Co mam zrobić?
Jeśli chodzi o Grę o Tron - fakt, na początku jest dużo takich scen. Potem już powoli odchodzą od seksu i tych scen jest mniej, ale wciąż są. Najgorsze jest to, że bohaterowie mówią ważne rzeczy podczas stosunku i nie mogę tego przewinąć. mam na biurku taką specjalną karteczkę, do zasłaniania ekranu w tych chwilach grozy. Ja się wciągnęła. Nie wiesz, co się wydarz, kto zginie, kto i co knuje. Jest jeszcze mały wątek magiczny, jakiś bogów, więc strasznie mi się podoba. Ale zdradzę ci główny powód, dlaczego zaczęłam to oglądać: Jon Snow i jego wilkor. Przecież Duch jest taki śliczny... A Jon... tu nie dam komentarza.
Z angielskim u mnie kiepsko... Ale i tak przejrzę. To raczej opiera się na tym, że nie chce mi się mózgu wysilać, aby zrozumieć, co czytam.
Dziewczyno, masz takie pomysły - dlaczego ty nie założysz bloga? przecież to zbrodnia trzymać to dla siebie!
Wiem, że miała. Jak dotrą do dworu Lysandra, to poruszę ten temat. Naleśniki z malinami... Nie pisz więcej o takim jedzeniu. Teraz ślinka mi cieknie. Naleśników i malin nie mam. Więc zejdę do kuchnie po masło orzechowa. Może wystarczy :D
Alarica nikt nie uczył, on czytał tylko w książkach. A książki nie miały obrazków, przecież nie czytał o budowie wilka. Co ja ci w ogóle tłumaczę? Masz do czynienia z człowiekiem, który nie potrafi tego odróżnić. Jak mam psa, to patrzę mu w oczy i po tym stwierdzam płeć. Tak samo z kotami.
To opowiadanie też czytałam, nawet jeszcze chyba przed założeniem bloga.
Wiem ze to byl wyjatek...ale pomarzyc zawsze mozna.I tak sie ciesze ze dodajesz rozdzialy bo nie ktorzy to przestaja dodawac w momentach po ktorych ma sie ochote krzyrzec rozwalic cos i pojechac do nich z widlami i pochodniami...
UsuńDumbledore to mi staje przed oczami jak se probuje wyobrazic Lysandra.Trudno mi se go wyobrazic jako kogos mlodszego.
Powodzenia z tym wyzwaniem...mnie ciezko do czegokolwiek przekonac.
W filmach smieszne jest to ze zazwyczaj jak czlowiek ginie to mnie to zazwyczaj nie rusza chyba ze sa na serio mega dramatycznie te sceny zrobine...ryczalam jak przeczytalam fanfic gdzie gilana mi zabili a do tego musialam se jeszcze sluchac piosenki if i die young by perry band...oj lzy sie laly przez h.Plakac to mi sie zazwyczaj chce jak zwierzeta gina np artax z niekonczaca sie opowiesc.Nawet nie dokonczylam tego filmu przez ta scene tak bylam zalamana.Nierozumiem dlaczego zabijaja wilkorki w grze o tron...przeciez wilki sa pod ochrona i nie wolno ich zabijac.Okay ogarnelam dlaczego pol wioski wtedy wymarlo.Czego nie ogarnelam to skoro ludzie nie przyzwyczajeni do magii gina od kontaku z nia tooo czemu gil zyje...przeciez jak go lilith wtedy zranila to go ten zlotopylny gostek uzdrowil tak natychmiast.Chyba ze to nie byla magia.Lub ja o czyms nwm.Albo cos przeoczylam.Ej oaza to ma byc raj...czyli bez potrzeby placenia za loda.A najlepiej to by bylo gdyby lody rosly na drzewach.Takie limonkowo cytrynowe lub malinowe.Ciekawe co by bylo gdyby w zwiadowcach byly lody...lub te wszystkie rodzaje kawy co w naszych czasach.
Ciezko stwierdzic czy wciskac gdzies ojca rica...zalezy co dalej wymyslilas bo na sile nowej postaci tez nie ma co dodawac.
Szczerze duzo takich scen to za malo powiedziane...bo one sa prawie caly czas na poczatku.Karteczka...dobry pomysl.Co do przydatnych rzeczy to ja bym byla niezwykle wdzieczna gdyby ktos wymyslil podreczniki ktore sa jednoczesnie poduszkami...taka poduszko-historia <3<3<3
Co do gry o tron to faktycznie + serialu jest taki ze nie wiesz co sie zdarzy bo w wiekszosci rzeczy ktore ostatnio czytalam lub ogladalm to zakonczenie bylo tak latwe do przewidzenia.mam straszny talent do odgadywania,spojlerowania itd sobie histori przed ich zakonczeniem.A potem marudze ze nic mnie nie zaskoczylo.(cough cough to nie zaczynaj ksiazki od konca kretynie...i nie czytaj opisow postaci na necie ''wiadomosc od mozga''...).
Ja akurat z angielskim nie mam problemu(3 lata w canadzie na cos sie przydaly).Mam problem z tym ze przeczytalam juz prawie wszystkie fajne fanfic(te nie fajne tez przeczytalam) z gilanem na necie i teraz mi sie nudzi.Problem jest jeszcze z tym ze wiekszosc histori stanela.I jak tu teraz nie zwariowac i myslec o jakiejs durnej biologi kiedy nie wiadomo czy moja ulubiona postac zyje czy nie!!!!!
ciag dalszy komka...
UsuńTaa wiem ze to zbrodnia czymac to dla siebie ale moj poziom pisania rzeczy jest bliski 0...a po za brata ostatnio zalamalam swoim pomyslem na scene do zwiadowcow ktora sie pojawila nie wiadomo skad.Choc pozniej sie z niej lał h(scena z histori parodia zwiadowcow).Ja to zawsze chcialam zeby byla historia gilana od urodzenia do poznania willa no bo baby gil jest cute(dodac mu do tego takiego szczeniaka wilkorka)np jego rodzice nie mogli sie nim akurat zajac i zostawili go pod opieka halta i skoczylo sie na tym ze gilan rzucal w niego jedzeniem albo ze namalowal mu cos na gebie albo odzywki typu-Udam ze tego nie slyszalem-dawid-bo nie slyszysz-gilan-O MOJ BOZE HALT CO CI SIE STALO W TWARZ???!!!!-przerazony gil-a co mi sie stalo??!!!-halt-no cos nie tak jest w z twoimi ustami...sa wygiete w jakims dziwnym grymasie tak jakby grymasie SZCZESCIA?!!!LUDZIE RATUJCIE SIE APOKALIPSA!!!Halt wykopuje gilana na noc na dwor i zatrzaskuje drzwi.-HAlt!!!otwieraj te drzwi!!!-na twoim miejscu oszczedzalbym sily i poszuklas sb jakiegos miejsca do spania...-slychac glos halta za zamknietych drzwi-Zobaczys jeszcze sie zemszcze za to!!!Oj krwawo sie zemszcze-krzyczy wkurzony uczen-radze poszukac jakiegos wygodnego drzewa bo w nocy chodza tu wilki choc slyszalem ze lubia one mieso z szlachty...Gilan mruczy do siebie pod nosem-oj krwawa bedzie zemsta hehehe...ranoHalt wychodzi z chaty z zadowolonym usmieszkiem po 1 przespanej nocy od miesiaca. ale Co zobaczylsprawilo ze krew odeszla mu z twarzy.Cala jego chata byla pomalowana na rozowo a na srodku sciany widnial napis ''Halt(wredny stary lsny dziadek)+paulin(przepiekna kurierka)=buzi buzi<3<3<3-GIIILLLLAAAANNNN!!!!!-Gilan a ty skad to wytrzanales???-U mojego taty w gabinecie stalo pudlo z napisem ,,Gilan!!! nie dotykaj!!!'' wiec se wzialem.w glowie to wiekszosc histori wyglada lepiej...niestety.
Proby wyobraznia halta jako bobasa skonczyly sie na tym ze wyszlo dziecko z cialem niemowlaka i glowa doroslego faceta i mina pt "gdybys myslala to bys nie pytala"halt do matki.
Hej, hej
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział tym razem nie usiłowałaś (chyba) zmieniać komuś płci, bo nic nie zauważyłam ;)
Jak ja to znam... Gra o tron wciąga. Ja czytam na razie książkę, ale serial podobno też jest niezły.
Pozdrawiam
Kot
Aaaa!Kocham cię! Nowy świetny rozdzialik! Zabieram się za czytanie Mentrixowo-Hadleyowego świetnego rozdziału!
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWreszcie dotarłam!!
OdpowiedzUsuńRozdział jest po prostu cudowny. Serio. To chyba najlepszy, jaki do tej pory napisałaś. Nie wiem dlaczego, naprawdę nie mam pojęcia. Ale jego treść tak mnie wciągnęła, historia Alarica, jego życie oraz życie jego matki, uczucia, które w nich wszystkich się kłębiły... idealnie to oddałaś. Może to za sprawą tego, że z każdym kolejnym rozdziałem piszesz coraz lepiej, jak zresztą każdy człowiek, bo w końcu uczymy się na własnych błędach i doświadczeniach, ale ten rozdział jest po prostu rewelacyjny. Może zdaniem niektórych osób przesadzam, ale według mnie należą ci się gratulacje!! ;)
Jeśli chodzi o to, czy zrozumiałe były dialogi między chłopcem i Lysandrem, to ja nie miałam z tym większych problemów. Literówek parę było, ale niestety nie mam czasu ci ich wypisać - mój pies patrzy na mnie błagalnie, trzymając w buzi zabawkę. Nie potrafię odmówić mu zabawy xD.
Także do następnego, życzę weny, ślę uściski, no i zapraszam na rozdzialik do mnie - dalej czekam na komentarz od ciebie ;D
https://spokojnie-to-tylko-ja.blogspot.com/
Xoxo ;*
Annabell di Angelo
O mój Ra!!! Rozdział boski! Ale nie pomagasz Mentrix! Shipuje Alarica i Lysandra z niewiadomych przyczyn, a teraz to! Lysander był jego mistrzem! Lovciam ich przez to jeszcze bardziej! Nie zmienia to faktu, że zdziwiłam się jeszcze bardziej tym, że miał białe włosy, niż tym, że miał być niewolnikiem. Z niewiadomych przyczyn lubię Lysandra. Naprawdę. I uwarzam za nie fair ze ari go nie lubi. Ale wracając do tematu... rozdział przecudny.
OdpowiedzUsuńŻyczę weny, weny, i jeszcze raz weny!
Jestem! Już po maturach, po szkole, po wszystkim, więc jestem. Bo jakże by mnie mogło nie być? ;) I oficjalnie kocham cię za ten rozdział. Oczywiście wciąż chcę Ari i Gilana, ale ten fragment bardzo mi się spodobał, po części właśnie dlatego, że jest inny od wszystkich. Taki powiew świeżości :) A poza tym kocham, jeśli najpierw poznajemy bohatera, a dopiero potem dowiadujemy się czegoś więcej o jego przeszłości. Moim zdaniem o wiele ciekawsze. Także już od samego początku byłam w siódmym niebie :) A historia Alarica jest straszna, brutalna, ale też wzruszająca. Bardzo mi się spodobała, co nieco wytłumaczyła, a przede wszystkim pozwoliła nam go zrozumieć, to chyba najważniejsze. No dobrze, ale może zacznę od początku, to znaczy od jego matki. Jej losy również są smutne, jednak moje współczucie jest nieco hamowane jej stosunkiem do własnego dziecka. Czy można ją winić za jedną noc słabości? Nie sądzę. I oczywiście dochodzimy do największej niesprawiedliwości w dziejach - facet znika, a kobieta zostaje z brzuchem i wstydem. Z jednej strony oczywiście starszyzna ma rację, dziecko nie jest absolutnie niczemu winne. Przecież nie zdecydowało, że zostanie poczęte. Ale z drugiej trochę ciężko mi dziwić się Amandi. Ostatecznie przez kilka miesięcy przechodziła przez piekło i musiała gdzieś ukierunkować ten cały żal, wstyd, a w końcu i złość. Nie chciała przyjąć winy na siebie, a ojciec dziecka był Zeus wie gdzie. Wiec w tej sytuacji najprostsze wydaje się przelanie negatywnych emocji właśnie na dziecko. To ma sens, tak działa człowiek, a jednak to pozostaje niewłaściwe i niesprawiedliwe. Krótko mówiąc, przykro mi, że Amandi spotkał tak straszliwy los, ale żeby własnemu dziecku życzyć cierpienia... W ogóle cała ta sytuacja jest straszna: dla Amandi, mieszkańców wioski, Alarica... Bo czy tych ludzi naprawdę można winić za strach przed obcym? Zwłaszcza po tym, co zrobił deszcz w trakcie suszy? Ale to też nie jest wina Alarica. Jego właśnie chyba szkoda mi najbardziej ze wszystkich. Nikt nie powinien przechodzić przez takie piekło, które było jego życiem już od pierwszych dni. Potworne. Tylko wilk był takim małym promyczkiem :) Właśnie, spróbuj zabić wilka, to ci dam. Nie waż mi się tego robić. A właśnie jestem po tragicznej śmierci w serialu, więc... Po prostu nie. Ha, ha, Lysander jak zwykle... No, lysandrowy ;) Tak, właśnie stworzyłam neologizm. Ale tak po prostu sobie wpada, zachowuje się jak u siebie, jakby nic nadzwyczajnego się nie działo... Tak bardzo do niego pasuje :) Kocham fragment z płonącą chatą, jest świetny. I skąd się wzięło imię Alarica... Świetne. Także, podsumowując, jak dla mnie rozdział wspaniały i zdecydowanie możesz częściej wrzucać takie retrospekcje. O, o przeszłości Lysandra to bym poczytała z wielką chęcią! I teraz jestem rozdarta, czego chcę w następnym rozdziale... No nic, wierzę, że i tak będzie świetny :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Lakia
JEZUS, JEZUS, JEZUS, JEZUS!
OdpowiedzUsuńW końcu, po wielu nieudanych próbach, trafiłam na blog o tematyce zwiadowców! *o* Właśnie przeżywam o... Ogromny napływ fascynacji!
Zaraz się zabieram za pierwszy rozdział, ale najpierw musiałam okazac swą radośc :D Boże... Nie mogę się doczekac :P
Pozdrawiam gorąco i dziękuję, bo, z tego, co widzę, to nadałaś sens mojemu życiu <3
http://wiikusiek-opowiadania.blogspot.com/
Twoje opowiadania są świetne!
OdpowiedzUsuńUwielbiam Zwiadowców <3
Moja przyjaciółka także posiada bloga na,którym pisze o nich.
Zapraszam do niej: magdablog13.blogspot.com
Do mnie
oliwiafelkel.blogspot.com
Pozdrawiam
świetny rozdział! Muszę przyznać że chciałam solidnie przywalić temu Izaakowi i Tiranowi. Jak można zrobić coś takiego komukolwiek. I jeszcze tak otwarcie o tym mówić. Ale wracając, masz niesamowity talent. Jeśli chodzi o mój zapłon w znajdywaniu blogów pozostawiam sobie wiele do życzenia. Trzymaj się!
OdpowiedzUsuń