Lista utworów

30 kwietnia 2016

Rozdział XXVII

Księżyc wyłaniał się powoli zza chmur, gwiazdy migotały wesoło na niebie, a świeże powietrze, przesiąknięte zapachem deszczu, oczyszczało umysł. Gilan byłby w siódmym niebie, gdyby nie natrętny komar, który postanowił opuścić swoje schronienie zaraz po ulewie i teraz latał mu natrętnie koło ucha. Zirytowany chłopak machnął ręką, próbując odpędzić insekta. Te małe, wredne pijawki były jedyną rzeczą, której nienawidził w lasach. Obecne na każdym kroku i nieuchwytne, choć wytężał całe swoje siły, aby pozbawić je życia. Zaciskając zęby, naciągnął mocniej kaptur na głowę, co spotkało się z pogardliwym spojrzeniem Adriany.
Atmosfera wokół ogniska, przy którym siedzieli, była bardzo napięta. Otaczała ich niezręczna cisza, kolejne minuty upływały na piorunowaniu się wzrokiem, który czasem był lepszy niż tysiąc słów. Adresatem nieprzychylnych spojrzeń zabójczyni była Angeline, która nic sobie z tego nie robiąc, właśnie przykrywała nieprzytomnego Michaela płaszczem, który wyciągnęła z juków bagażowych. Na jej twarzy malował się spokój, co wzbudziło podziw Gilana. W końcu Adriana wyglądała, jakby rozważała, czy się na tą dwójkę nie rzucić.
Oderwał wzrok od towarzyszy, przyglądając się wrzącej wodzie. Ledwo powstrzymywał się od śmiechu, dlatego całą uwagę skupił na robieniu kawy. Gdy napój był gotowy, podał jeden z kubków Angeline, która przyjęła go z lekkim uśmiechem. Adriana postąpiła podobnie, wzdychając ciężko.
– Przypuszczam, że nie masz mleka.
– Sama stwierdziłaś fakt, więc pewnie znasz odpowiedź.
Po tych słowach ponownie zapanowała cisza. Gilan najchętniej wystałby od ogniska i pospacerował się po lesie, zostawiając kobiety same. Jednak miał niejasne przeczucie, że zaraz wydarzy się coś niedobrego, więc pozostał na miejscu. Łuk z naciągniętą cięciwą i strzały leżały obok, aby móc oddać natychmiastowy strzał w przypadku jakiegokolwiek niebezpieczeństwa.
– Porozmawiajmy – powiedziała w końcu Angeline, odstawiając pusty kubek na trawę. Ciepła kawa krążyła jej w żyłach, pobudzając i zmuszając do działania. Musiały sobie z Adrianą wszystko wyjaśnić. Zwiadowca nie stanowił problemu, czarownica zdążyła się już przekonać, że da się z nim normalnie porozmawiać. W przeciwieństwie do jej dawnej przyjaciółki, która, zaślepiona zemstą, przestała logicznie myśleć.
– Więc się tłumacz. Dlaczego jest z tobą dowódca Genoweńczyków? I co ty tu robisz? – słysząc zimny głos Adriany, czarownica zmrużyła oczy. Nie, tym tonem nie będą rozmawiać. Oczekiwała chociaż trochę szacunku, a jeśli to za dużo, to odrobiny ciepłych uczuć. W końcu kiedyś bardzo dobrze się dogadywały.
– Nie muszę tego robić. Jestem tam, gdzie wysłało mnie moje przeznaczenie, z tym, kogo postawiło ono na mojej drodze.
– Przeznaczenie? – usta Adriany wykrzywił uśmiech, który w zamierzeniu miał być złośliwy, jednak przebijała się przez niego gorycz. – Chyba mylisz je z Lysandrem. Nie mogę uwierzyć, że wciąż jesteś w niego tak zapatrzona! Po co cię przysłał? Po co mu dowódca Genoweńczyków?
Angeline syknęła niezadowolona z przebiegu dyskusji. Najwyraźniej powinna najpierw odpowiedzieć na parę pytań, potem będą w stanie prowadzić normalną rozmowę.
– Miałam przyprowadzić Michaela. A ponieważ nie wydawał się być przekonany do tego pomysłu, teraz leży tu nieprzytomny. Nie wolno ci na niego podnieść ręki, jest nam potrzebny. Widzi przyszłość, a to jest teraz najbardziej pożądana umiejętność. Marcus zaczął działać, a wiesz, że posiada zdolność prekognicji, zna szczegóły wydarzeń, które będą miały miejsce za kilka lat. Lysander nie jest w stanie się z nim zmierzyć na takich warunkach. Potrzebujemy przeciwwagi. A jest nią Michael.
– Marcus… - Adriana słyszała o nim. Kiedy przebywała u Lysandra przez te kilka miesięcy, nie raz w rozmowach padło to imię. Zawsze nie rozwijano tego tematu, wszelką próbę wydobycia informacji mag umiejętnie przerywał, obdarzając Adrianę lodowym spojrzeniem. Wiedziała, że Marcus był potężnym czarnoksiężnikiem, który podobno mógł równać się z Lysandrem. Był zły, znał dokładnie przyszłość, więc nic nie mogło go zaskoczyć, praktykował czarną magię. Lecz to nic nie mówiło. Dorównywał Lysandrowi, ale jak silny był mag? Samo imię czarnoksiężnika wywoływało u zabójczyni ciarki, a ona nauczyła się ufać przeczuciom. Marcus był potężny.
– Nie wiem o nim zbyt wiele, mistrz wciąż nie chce mi niczego powiedzieć.
– Czyli ryzykujesz życie, wkradając się do obozu pełnego zabójców, choć nie wiesz dlaczego? Jesteś ślepo zapatrzona w Lysandra, Angeline.
– Dobrze ci radzę, nie obrażaj mojego mistrza, bo zapomnę o tym, co nas kiedyś łączyło – zimny głos czarodziejki odrobinę ostudził gniew Adriany, zmuszając ją do opanowania emocji. Nie ufała temu magowi i cała ta niechęć wychodziła na jaw podczas rozmowy z przyjaciółką. Zabójczyni zdawała sobie sprawę, że przesadza. Mimowolnie we wszystkim szukała winy czarownika, co nie mogło być prawdą. Tym bardziej, że w porównaniu do Marcusa, ten wydawał się stać po właściwej stronie.
– Spokojnie – dziewczyna podniosła pojednawczo ręce, próbując złagodzić gniew czarownicy. Ta prychnęła, złośliwe błyski zniknęły z jej oczu. – Ja się tylko martwię, co z tego wszystkiego wyniknie. Nigdy nie wykonuj zadania, jeśli nie masz wszystkich informacji. Znasz moją zasadę, wiesz, że jestem na jej punkcie wyczulona.
– Powiedział, że dostanę informacje, gdy wszyscy się już zbiorą – mruknęła ugodowo Angeline, kątem oka spoglądając na Michaela, który powoli się wybudzał. Nie zareaguje optymistycznie na sytuację, w jakiej się znalazł, co sprowadzi na nich kłopoty. Tym bardziej, że Adriana wciąż nie przyrzekła, że go nie zabije.
– Wszyscy? – spytała zabójczyni, podnosząc brwi. Czyżby miała rozpocząć się potyczka między dwoma wrogami, w którą zostaną wciągnięci niewinni ludzie? Chociaż z drugiej strony, nie ma ludzi niewinnych…
– Marcus zebrał swoich popleczników. Dobrał ich pod względem ich umiejętności, łączy ich mrok w duszy. Nie chciałabym się na nich natknąć. Wydaje mi się, że wiedźma z obozu Genoweńczyków jest jedną z nich… W każdym razie, musimy stworzyć przeciwwagę. Miło mi was powitać w drużynie – skłoniła głowę w kierunku Gilana i Adriany, uśmiechając się lekko.
– Sugerujesz, że Lysander wybrał osoby, które są po prostu dobre, aby pokonać Marcusa? I my znajdujemy się w tej grupie? Wybacz, Gilan nadaje się idealnie, nawet ty jakoś przejdziesz, ale ja nie jestem dobrym człowiekiem. Podobnie jak dowódca Genoweńczyków. Twój ukochany mistrz popełnił błąd – roześmiała się kpiąco, zdezorientowana mina zwiadowcy była czymś, czego dawno nie widziała. Musiał czuć się głupio i nie na miejscu. Zupełnie niepotrzebnie, bo jego miejsce było przy Adrianie. Dopóki nie uwolnią króla i zwiadowców oraz nie pozabijają Genoweńczyków, oczywiście. Co do zabijania…
– Lysander nie wybrał ludzi dobrych. Wybrał ludzi, którzy mają cele, do których będą o krok bliżej, jeśli pokonają Marcusa. Jeśli walczysz za światło, pokój i tego typu wartości, prędzej czy później, przestaniesz dostrzegać w tym sens. Lecz jeśli walczysz dla siebie, dla swoich egoistycznych pobudek, jeśli pragniesz dojść do wyznaczonego sobie celu, jeśli masz motywację – nie poddasz się, będziesz miał dużą szansę na wygraną. I odłóż ten sztylet, Adriano, nie pozwolę ci zabić Michaela.
Adriana zaklęła, odkładając ostrze. Wystarczyłby jeden, celny rzut i byłoby po Genoweńczyku. Niech szlag trafi spostrzegawczość Angeline.
– Zabił mi rodzinę. Nie mogę pozwolić mu żyć. Ślubowałam wytępić wszystkich Genoweńczyków, którzy staną mi na drodze, jeśli nie będzie to dla mnie pewna śmierć. A on jest zupełnie bezbronny, więc czemu mam czekać?
– Ma mnie, nie jest bezbronny – Angeline podniosła się z miejsca, powietrze wokół niej zaczęło drgać ostrzegawczo. Adriana poszła w jej ślady, jednak zachowała odpowiednią odległość. Wściekła czarownica to niebezpieczna czarownica. Mogłaby to wszystko zakończyć, rezygnując ze swoich planów. Jednak musiała się zemścić, przecież przyrzekała.
– Podniosłabyś na mnie rękę? Dla niego? Dla mordercy?!
Angeline nie odpowiedziała, tylko zamknęła oczy, skupiając się na magii, która ją otaczała. Szkoda, że do tego doszło. Myślała, że załatwią to na spokojnie. Adriana widząc, co się dzieje, wyciągnęła sztylet, uważnie obserwując czarownicę. Musiała przewidzieć, w którą stronę ciśnie magią, aby odskoczyć w ostatnim momencie na odpowiednią odległość. Nie umiała stworzyć bariery w tak krótkim czasie, jej magia była na tragicznie niskim poziomie. Mogła zrobić jeszcze coś innego. Cisnąć w Angeline sztyletem, gdy ta wciąż się koncentrowała. Ostrze nic jej nie zrobi, odbije się tylko od tarczy, która pobłyskiwała teraz fioletem. Ale sprawi, że czarownica nie będzie w stanie dokładnie wymierzyć i spudłuje. Podniosła ramię, ustawiając odpowiednio nadgarstek. Najlepiej będzie trafić tuż przed twarzą, to najbardziej dekoncentruje.
Czyjaś ręka złapała ją za nadgarstek, uniemożliwiając rzut. Warknęła gniewnie, odwracając się i napotykając zielone oczy Gilana, które wpatrywały się w nią z rozczarowaniem. Poczuła dziwny uścisk w sercu, ale wyrwała dłoń, ponownie przymierzając się do rzutu. Usłyszała zrezygnowane westchnięcie i nagle przed nią pojawił się zwiadowca. Cofnął się o kilka kroków, całkowicie zasłaniając sobą Angeline. Adriana nie była w stanie wycelować, trafiłaby w Gilana. Czarownica otworzyła oczy, zaskoczona wpatrując się w stojącego przed nią chłopaka. Była gotowa na atak zabójczyni, ale tego się nie spodziewała.
– Spokój, drogie panie. Będziecie walczyć o faceta? To żałosne.
– Żałosne?! Durny zwiadowco, ty chyba nie rozumiesz powagi sytuacji! On mi zabił rodzinę! 
– To wątpliwe, wygląda mi na dwadzieścia pięć lat, nie więcej. Zabito ci rodzinę osiemnaście lat temu. Naprawdę nie widzę siedmiolatka, który lata z nożem i morduje doświadczonych zabójców, a do tego uchodzi z życiem. A ten tutaj ma się dobrze.
– Może masz rację, ale jego rodzice mogli…
– Moi rodzice zginęli dwadzieścia trzy lata temu – cichy, zaspany głos sprawił, że cała trójka zamarła, wpatrując się z zaskoczeniem w Michaela, który siedział przy ognisku, ogrzewając dłonie nad ogniem. Brązowe włosy odstawały na wszystkie strony, a szare oczy patrzyły na nich niepewnie. Każdy czułby się tak samo, gdyby obudził się w środku lasu z dwoma kobietami, które chcą się z jego powodu pozabijać i facetem, który nie ma najwyraźniej instynktu samozachowawczego, skoro wskakuje pomiędzy nie.
– Obudził się – stwierdziła fakt zaskoczona Adriana, nie wiedząc jak zareagować. Mężczyzna nie zachowywał się tak, jak na Genoweńczyka przystało. Na dnie jego oczu widziała strach, który starał się ukryć, gdy rzucał nerwowe spojrzenia na otaczający go las. To nie ich się bał.
– Mam dużo pytań, ale powinniśmy stąd iść. Nie możemy tu zostać. Zaraz wydarzy się coś strasznego – poderwał się z ziemi, zarzucając na siebie płaszcz. Adriana dopiero teraz otrząsnęła się ze zdumienia. Rzuciła się do przodu i gdyby nie Angeline i Gilan, którzy odgadli jej tok myślenia, Michael nigdzie by już nie poszedł.
– Natychmiast mnie puśćcie – wrzasnęła, próbując odtrącić Gilana, który uwiesił jej się na ramieniu. Angeline, widząc, że sytuacja została opanowana, mogła się zająć swoim problemem. Podeszła do Michaela i, zanim zdążył odskoczyć, dotknęła jego ramienia. Wysłała odrobinę swojej mocy, aby go uspokoić, bo najwyraźniej strach przyćmiewał jego zmysły, skoro nie zdążył się uchylić na czas i pozwolił jej się zbliżyć.
– Miałeś wizję? – spytała spokojnie, wycofując swoją magię. Nie powinna zbytnio ingerować w organizm drugiego człowieka, bo mogło się to dla niego źle skończyć. Tym bardziej w przypadku Genoweńczyka, który od miesięcy znajdował się pod urokiem rzuconym przez Lilith. Musiał mieć niesamowicie silną osobowość, bo inaczej całkiem by zwariował, pozbawiony własnej woli.
– Nie wiem, jak to nazwać. I nie będę wnikać, skąd o tym wiesz, przynajmniej na razie. Powiedz im, aby zabrali swoje rzeczy. Musimy znaleźć się jak najdalej od tej polanki, zanim księżyc…
Jakby na zawołanie, księżyc zakryły chmury, pogrążając ich w kompletnej ciemności. Michael otworzył szeroko oczy, zamarły z przerażenia. Adriana i Gilan, widział ich we śnie blisko linii drzew i kłócących się zawzięcie. Stojąca na tle płomieni kobieta o włosach połyskujących fioletem, którą napotykał w swoich wizjach od kilku miesięcy. I on, stojący najbliżej koni. Wszystko się zgadzało. Brakowało tylko…
Adriana przerwała kłótnię ze zwiadowcą, chcąc zaczerpnąć powietrza. I wtedy, podobnie jak Gilan, zorientowała się, że coś jest nie tak. Drzewa przestały szumieć, odgłosy nocnego życia umilkły. Świetliki i komary, które dotąd krążyły wokół nich, zniknęły. Zapanowała złowroga cisza, księżyc zakryły chmury, a atmosfera się zmieniła. Czuła niepokój, który aż promieniował od każdej rośliny, czuła strach zwierząt, które kryły się z swoich kryjówkach. Krzaki po lewej zaszeleściły i wypadła z nich Sombra, zaraz chowając się za swoją panią. Adriana spojrzała zdziwiona na tygrysa, takie zachowanie do niego nie pasowało. Sombra podążała za nimi od jakiegoś czasu, widziała ją przemykającą w ciemności. Teraz miała położone uszy, jej wąsy drgały, a z gardła wydobywał się głośny warkot. I chowała się za swoją panią, co nigdy się nie zdarzyło. Zawsze jej broniła, a teraz? Co ją mogło tak wystraszyć?
Potem poczuła strach, przerażenie, które ją sparaliżowało. Nie mogła się ruszyć, Gilan i Angeline mieli ten sam problem. Coś było w lesie i się do nich zbliżało. Wszystko działo się jak w zwolnionym tempie. Sombra zaskamlała, po czym przebiegła polanę i zniknęła w lesie, chcąc jak najszybciej oddalić się od niebezpieczeństwa. Z krzewów naprzeciw Adriany i Gilana wydobył się ponury warkot, który sprawił, że dziewczynie zaczęło robić się ciemno przed oczami. Skupiła się, próbując opanować swoje ciało. Co mogło być tak przerażające, że zabójca, zwiadowca i czarownica nie byli się w stanie ruszyć sparaliżowani strachem?
Z gęstych zarośli wyłoniła się porośnięta futrem głowa, ale Adriana i tak widziała tylko oczy. Oczy jarzące się niezdrowym błękitem, przeszywające ją, sięgające duszy, aby złapać w swoje szpony i rozszarpać na strzępy. Jęknęła cicho, czuła jak jej serce przyspiesza swoje bicie, jak boli ją klatka piersiowa. I wtedy potwór skoczył. Był szybki jak błyskawica, nawet w szczycie swojej formy nie mogłaby mu uciec. Zobaczyła rozkładane w powietrzu ręce, przypominające małpie, zakończone ostrymi pazurami. Rzut oka upewnił ją, że nie tylko ona oberwie. Jednym ciosem urwie głowę jej i Gilanowi, który stał tuż obok. Widziała pracujące pod sierścią mięśnie, zdolne powalić cały zastęp rycerzy. Zamknęła uczy, oczekując niesamowitego bólu, gdy jej głowa oderwie się od ciała.
Ból nastąpił, owszem. Ale w prawej ręce, na którą upadła, popchnięta przez Michaela. Obok na ziemi wylądował oszołomiony Gilan, powoli wybudzając się z letargu. Zabójczyni z ulgą stwierdziła, że może się normalnie poruszać. Strach zwyciężyła adrenalina, która teraz krążyła jej w żyłach i zachęcała do działania. Rzuciła się po miecz, leżący kilka metrów dalej, unikając tym samym kolejnego uderzenia potwora. Gilana znów uratował Genoweńczyk, teraz oboje biegli w kierunku Angeline, która wciąż stała w bezruchu. Dobrze, w takim razie da im trochę czasu, aby ocucić czarownicę.
Chwyciła miecz, poderwała się z ziemi i oceniła sytuację. Potwór gonił zwiadowcę i Genoweńczyka, nie zwracając na nią uwagi. Sytuacja genialna. Wyciągnęła sztylet, ustawiła nadgarstek pod właściwym kątem i rzuciła.  Trafiła idealnie, w miejsce, gdzie szyja łączyła się z tułowiem, tego była pewna. Jednak ostrze odbiło się od tej dziwnej kreatury, nie czyniąc żadnej krzywdy. Jednak zwróciło jej uwagę, bo odwróciła łeb w stronę zabójczyni, na powrót przeszywając ją niebieskimi oczami. Adriana spuściła lekko wzrok, teraz skupiając się na ostrych zębach przeciwnika. Jego spojrzenie paraliżowało, więc wystarczy, że nie będzie mu patrzeć prosto w oczy, a nic się nie stanie. Rzucił się w jej kierunku z niewiarygodną szybkością. Przygotowała miecz, zataczając nim ósemkę w powietrzu. Ręka wciąż ją bolała po starciu z Lilith, ale da radę. Chyba powinna podziękować Gilanowi, że tak się upierał, aby ją opatrzyć. W odpowiednim momencie wybiła się w górę, a potwór znalazł się tuż pod nią. Skierowała ostrze w dół, celując w kark. Opadła i całym ciężarem ciała naparła na miecz. Ku jej zdumieniu przeciął tylko wierzchnią warstwę skóry, spod której wyciekła wąska strużka krwi. Sierść kreatury najeżyła się, po czym unieruchomiła miecz. Potwór stanął na dwóch nogach i zamachnął się ręką. Adriana zasłoniła się ramieniem, aby złagodzić cios. Nie dało to oczekiwanych rezultatów, i tak puściła miecz i z cichym krzykiem została odrzucona w kierunku ogniska. Wpadła prosto w ramiona Gilana, który zaraz dociągnął ją do miejsca, gdzie stali Michael i Angeline.
Czarownica wreszcie odzyskała panowanie nad ciałem i mamrotała jakieś zaklęcia. Fioletowa błyskawica wystrzeliła z jej dłoni, trafiając w przeciwnika. Przeleciał kilka metrów w powietrzu i uderzył w pobliskie drzewo, łamiąc pień pod swoim ciężarem. Michael odetchnął z ulgą, lecz zaraz wydał zrozpaczony jęk, gdy potwór podniósł się z ziemi, potrząsając gniewnie łbem.
– Co to jest?! – warknął, chwytając leżącą na ziemi kuszę. Dobrze, że Angeline zabrała ją z jego namiotu, bo inaczej nie miałby żadnej broni. Wycelował i wypuścił bełt, trafiając bestię w oko. Zawyła, próbując łapą wydobyć tkwiący w oczodole pocisk. Zabójca uśmiechnął się zadowolony.
– To jest kalkar, głupcze. Tylko go rozzłościłeś! – Gilan z przerażeniem stwierdził, że jego łuk leży poza ich zasięgiem. Do obrony pozostawał tylko miecz, saksa i nóż do rzucania. A także…
– Podejdźmy do ogniska! One boją się ognia, może je zabić – rozkazał, patrząc z niepokojem na Adrianę. Dziewczyna potrząsnęła oszołomiona głowę, wciąż dochodząc do siebie po uderzeniu. Pociągnął ją w stronę ognia, ustawiając ją za sobą. Kalkar zawył wściekły i rzucił się w ich kierunku.
– Angeline! – wrzasnęła Adriana, wyrywając się z jego uścisku i stając na prostych nogach.
– Wiem – czarownica z niesamowitą prędkością kreśliła w powietrzu skomplikowane znaki, mamrocząc coś pod nosem. Jednak w przeciwieństwie do poprzednich zaklęć, nie było tu fioletowych fajerwerków - nic się nie działo.
Kalkar był pięć metrów od nich i szykował się do następnego skoku, gdy natknął się na niewidzialną przeszkodę. Uderzył w barierę i został odepchnięty metr do tyłu. Ponowił atak - z takim samym skutkiem. Angeline osunęła się na kolana, oddychając ciężko.
– Co jest? – spytała zabójczyni, podchodząc bliżej. Ustawienie tarczy nie powinno być dla Angeline problemem. Więc dlaczego wyglądała na tak bardzo wyczerpaną? Czyżby użyła niedawno sporej ilości magii?
– Musiałam zdjąć zaklęcie, które nałożyła wiedźma Genoweńczyków na Michaela. Było dość potężne i zabrało sporo energii. Nie utrzymam długo bariery.
Adriana zagryzła wargi, przeklinając Lilith. Gdyby nie rudowłosa, to Angeline wciąż posiadałaby spore rezerwy mocy, a ona nie byłaby ranna i zmęczona. A Gilan nie miałby medalionu… Który trzeba chronić. Merde! Całkowicie o tym zapomniała!.
– Zwiadowco, wiesz coś na temat tego czegoś? – spytała, wskazując kalkara. Miotał się wokół bariery, próbując znaleźć słaby punkt. Jeszcze trochę i takich miejsc będzie całkiem sporo.
– Halt z nimi walczył. Ich futro jest pokryte woskiem, więc jest łatwopalne. Zabił go kilkoma płonącymi strzałami, wbijając je w to samo miejsce, aż przebiły skórę. Z jeszcze innym mierzyło się pięciu rycerzy z najlepszym ekwipunkiem i przeżył tylko jeden, w dodatku poważnie ranny. Jak teraz na niego patrzę, to nie wiem, jak Halt tego dokonał. To istny diabeł!
– Najwyraźniej twojego mistrza nawet diabeł się boi, musi być interesującym człowiekiem. Genoweńczyku, może powiedziałbyś nam, co się teraz zdarzy? W końcu miałeś tą całą swoją wizję.
– Wybacz, dziewczyno, ale w mojej wizji, widziałem was martwych po pierwszym ataku tego stwora. Za uratowanie życia możesz mi podziękować później. Odepchnąłem was, przyszłość się zmieniła, a ja nie mam wizji na zawołanie – dodał zirytowany Michael, siłując się z kolejnym bełtem, który próbował wsadzić na swoje miejsce. Minusem kuszy było to, że pociski trudno się w niej umieszczało i trzeba było na to sporo czasu.
– Cudownie! Od razu widać, jak przydatny jesteś! Naprawdę powinnam…
– Uspokój się, mam pomysł – cichy głos Angeline przerwał ich kłótnię, zwracając uwagę na czarownicę, która przy pomocy Gilana podniosła się z ziemi. – Spalimy go.
– Nie mamy niczego, czego moglibyśmy użyć, aby trafić go ogniem. Łuk i strzały leżą poza barierą. Chyba, że potrafisz tworzyć kule z płomieni, jak nasza rudowłosa znajoma – zaprotestował zwiadowca. Kalkar ponownie uderzył w tarczę, która zaczęła migotać.
– Nie potrzebuję niczego. Po prostu spalę las – oświadczyła spokojnie czarownica, zamykając oczy i koncentrując się na swoim zadaniu.
– Może się udać. Wszystko jest mokre od deszczu, ale drzewa w środku są suche. W odległości jednego kilometra leje deszcz, więc pożar nie powinien zagrażać pobliskim wioskom. Wygaśnie, zanim zdąży tam dotrzeć – stwierdziła Adriana, przyglądając się, jak pobliskie drzewa zajmują się ogniem. Kucnęła przy Angeline, sadzając ją z powrotem na trawie i kładąc rękę na ramieniu.
– Wykorzystaj te resztki magii, które we mnie zostały i wzmocnij barierę, aby nie przepuszczała powietrza. Inaczej zatrujemy się dymem.
Czarownica kiwnęła głową, a zabójczyni poczuła, jak jej siły uciekają. Oparła się plecami o przyjaciółkę, zamykając oczy. Musiało się udać, innego pomysłu nie było. Wątpiła, żeby Lysander pofatygował się tu osobiście, aby uratować ich przed przerośniętym miśkiem. Prawdopodobnie uważał tą sytuację za niezwykłą okazję, do zaciśnięcia więzi w drużynie i nawiązania współpracy.
Gilan patrzył, jak las wokół nich płonie. Dreszcz niepokoju przebiegł mu po plecach, gdy zdał sobie sprawę, jak niebezpieczna może być magia. Wyniszczająca i siejąca spustoszenie. Powinien to wiedzieć, gdy spotkał Lilith, ale rudowłosa nie niszczyła całego krajobrazu. Gdy uciekał stamtąd, wydawało mu się, że słyszy upadające kamienie, ale przecież niemożliwe, aby Adriana zburzyła swój jedyny dom, w którym miała wszystkie wspomnienia o swoich bliskich.
Drzewo zawaliło się z łoskotem, przygniatając kalkara. Jedna z gałęzi oderwała się i poleciała w ich kierunku, lecz zatrzymała się na barierze. Stwór zawył, próbując uciec od płomieni. Szarpał się i powarkiwał, rzucając w ich stronę nienawistne spojrzenia. Zupełnie jakby rozumiał, co się wokół niego działo, jakby był rozumną istotą. Futro, które dotąd chroniło go przed wszystkimi urazami, spłonęło, zostawiając żywe mięso, w które teraz wgryzał się ogień. Gilan zamknął oczy, nie chcąc na to patrzeć. Obok usłyszał świst kuszy.

Bełt Michaela ukrócił męki kalkara, wbijając się prosto w serce.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Chciałam jedynie przeprosić, że tak długo musieliście czekać. Dziękuję też za kosmiczną liczę wejść, nigdy nie spodziewałam się, że tyle nazbieram oraz za komentarze. Następny rozdział może pojawić się dość szybko, bo maturzyści piszą matury (powodzenia im życzę), a ja mam dużo wolnego czasu.
Pozdrawiam i proszę o komentarze i poprawę błędów,
Mentrix

23 komentarze:

  1. genialne! ale ja na miejscu gila nie zostawiła bym broni poza zasięgiem, Halt byłby niezadowolony... rozdział przecudny.
    życzę weny.
    Liberati

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) To nie wina Gilana, w trakcie tego całego zamieszania łuk po prostu został popchnięty w bok. Jak Ari i Angeline chciały się pozabijać, to raczej nie myślał o tym, aby złapać łuk. A później wszystko się tak potoczyło, że nie było czasu.

      Usuń
  2. *fanfary*
    A oto przybyłam!
    Rozdział jak zwykle cudny, ale chyba nad tym nie muszę się rozpisywać, bo już to wiesz.
    Nie dość, że dajesz przeuroczą scenkę, w której Arianna dosłownie leci na Gila, to jeszcze można znaleźć tu takie atrakcje jak zamiana płci "dodała zirytowany Michael" i nowe czasowniki "wiedizeć" ;D
    A tak serio to czekam na nexta, którego przeczytam kiedyś tam.
    Pozdrawiam i weny życzę ;***
    Koteł

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, zdążyłaś! Spieszyłam się specjalnie dla ciebie :D
      W końcu musiało coś pójść do przodu między nimi, prawda? Może za kilka rozdziałów sama z siebie na niego poleci? Ja tam nie wiem.
      Jak przeczytałam te twoje uwagi odnośnie błędów, to nie mogłam powstrzymać się od śmiechu :D Dzięki, to właśnie moje najczęstsze błędy.

      Usuń
    2. Och, zdążyłaś! Spieszyłam się specjalnie dla ciebie :D
      W końcu musiało coś pójść do przodu między nimi, prawda? Może za kilka rozdziałów sama z siebie na niego poleci? Ja tam nie wiem.
      Jak przeczytałam te twoje uwagi odnośnie błędów, to nie mogłam powstrzymać się od śmiechu :D Dzięki, to właśnie moje najczęstsze błędy.

      Usuń
  3. Super ale znalazłam 1 głowny błąd: długość - czemu to jest takie krótkie ja się pytam czemu?
    -Nie potrzebuje niczego po prostu spalę las
    Normalnie jakby na co dzień w wolnym czasie paliła se lasy
    Iks de
    Pozdro
    ~Mery =.)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdybyś chciała dłuższy, to musiałabyś dłużej czekać. A tak, teraz możesz się głowić i zastanawiać się, co dalej będzie ;)
      Kto wie, co Angeline robi po godzinach? Nawet ja jej nie upilnuję.
      Dziękuję za komentarz, chyba po raz pierwszy cię tu widzę :D

      Usuń
  4. Super ale znalazłam 1 głowny błąd: długość - czemu to jest takie krótkie ja się pytam czemu?
    -Nie potrzebuje niczego po prostu spalę las
    Normalnie jakby na co dzień w wolnym czasie paliła se lasy
    Iks de
    Pozdro
    ~Mery =.)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie zgadzam się. Usunęło mi cały komentarz :( Znalazłam jakieś trzy literówki, ale teraz nie chce mi się już ich szukać :/
    Co do rozdziału:
    Gilan naprawdę ma coś z głową żeby wchodzić pomiędzy wiedźmę i zabójczynię :D
    ,,Halt z nimi walczył. Ich futro jest pokryte woskiem, więc jest łatwopalne. Zabił go kilkoma płonącymi strzałami, wbijając je w to samo miejsce, aż przebiły skórę." - Nie wiem czy tak miało być, więc wolę się upewnić, bo to Will zabił kalkara płonącą strzałą. Halt zadał drugiemu śmiertelną ranę, ale nie on go zabił ;)
    Tak więc pozostaje mi czekać cierpliwie na nexta ^.^
    Ślę weny i pozdrawiam ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dwie literówki już poprawione, a trzeciej wciąż nie mogę znaleźć. Może komuś wpadnie w oko... Znam twój ból, ile razy to mi usuwało komentarze, które na dokładkę był długie jak wypracowania?
      Z Gilanem zawsze było coś nie tak, przynajmniej ja odniosłam takie wrażenie - w tym pozytywnym sensie :D
      Wiem, skapnęłam się po tym, jak już wstawiłam rozdizał i nie chce mi siępoprawiać. Tym bardziej, że akutrat nie jestem przekonana to tego, co napisał Flanagan. Drużyna rycerzy ledwo pokonałą i prawie cała zginęła, a Halt sam tego dokonał? A potem WIll jednego załatwił? Trochę naciągane. Ale umiem zrozumieć mistrza - wystarczy popatrzeć, jak moi bohaterowie robią rzeczy, których nie powinni być w stanie zrobić...
      Może już tak zostać? Czy strasznie się pogniewasz?

      Usuń
    2. Nie pogniewam ^.^ Tak się po prostu upewniałam czy o tym wiesz, a skoro wiesz to OK :3

      Usuń
  6. Mam przeczucie ze cos knujesz w tym opowiadaniu...cos przez co wszystkim szczeki opadna.
    Gilan uwieszony na ramieniu Adriany musial wygladac smiesznie...
    Ja bym nie wypila kawy bez mleka.Swoja droga to skad on ja wyrzasnal skoro wysztko zostawil w zamku.Chyba ze jak wyszedl z rozmowy o swojej nie normalnosci to pobiegl do kuchni i zabral wiedzac ze na dworze 2 wariatki probuja sie pozagryzac ale kawa to podstawa i to jest 1 rzecz na liscie rzeczy potrzebnych do ratowania zycia(''Wypiłem z rana kawicho, teraz czuję się nielicho!'').Ej zakazane duo spowaznialo...
    ,,Spokój, drogie panie. Będziecie walczyć o faceta? To żałosne.'' zgadzam sie.Mi by szkoda bylo paznokci na faceta...czekolada to co innego(sa w zyciu pewne rzeczy za
    ktore warto walczyc).
    ''Moi rodzice zginęli dwadzieścia trzy lata temu'' same sieroty w tych zwiadowcach : will horace jenny alyss george adrianna lilith michael...jeszcze dodaj sirotke marysie i 7 krasnoludkow.
    No wlasnie kalkar to przesoniety misiek wiec czemu go zabili przeciez to jak zabic kubusia puchatka lub misia uszatka albo misia fazii...
    ''Najwyraźniej twojego mistrza nawet diabeł się boi''za to ptak dodo sie nie boi niczego i pewnie dlatego wyginal.
    Tak zupenie z innej beczki to adrianna nadal ma srebny lisc debu gilana...ciekawe co by bylo gdyby ktorys ze zwiadowcow zobaczyl u asassynki symbol zwiadowcow.
    Maturzysci powodzenia...wypijcie rano kawke i pisac bez nerwow.
    Mentrix weny zycze i trzymam kciuki ze uda ci sie rozdzial napisac z predkoscia swiatla.

    Mam wrazenie ze te moje komentarze maja coraz mniej sensu ale ogolem mowiac rozdzial bardzo(bardzo...) mi sie podobal<3<3<3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak patrzę w przyszłość - i nic takiego zbytnio nie widzę. Chociaż może ja się już z moimi pomysłami oswoiłam, a dla was będą zaskoczeniem?
      Ja też bym nie wypiła. Muszę mieć cukier i mleko, bardzo dużo mleka. Zawsze dziwiłam się zwiadowcom, jak oni są w stanie obejść się bez tego. Chociaż moja ciocia pije bez niczego.
      Kurczę, zostawił w zamku? Chyba o tym zapomniałam. Już wiem! Ale Gilan jest zapobiegawczy i nosi przy sobie dwie porcje - jedna jest zawsze przy siodle Blaze. Teraz wszystko jasne!
      Sytuacja raczej wymagała powagi, ale myślę, że jak wszystko sobie wyjaśnią, to wrócą do normalności. Witam kolejnego fana czekolady :D Nigdy nie rozumiałam ludzi, którzy jej nie lubią, Taka orzechowa na przykład, albo z kawałkami oreo...
      Faktycznie, same sieroty... Jedna jeszcze na pewno do tego grona dołączy - zgadnij kto.
      Pingwiny z Madagaskaru - nigdy nie zapomnę chwil, które z wami spędzam przed telewizorem średnio co tydzień.
      Ona ma srebrny liść Gilana? Ja mam jakąś amnezję. Kiedy to było, możesz podać numer rozdziału? Trzeba będzie coś z tym zrobić...

      Usuń
    2. No w 20 rozdziale Lilith rzuciła Adrianie liść Gilana i powiedziała że może umrzeć trzymając go w ręku...
      Co do kawy to siodło blaze też zostało w zamku...
      W zwiadowcach miód do kawy zaczął dodawać halt i później crowley mu wmawial ze niszczy dobry smak kawy miodem...dziwak z niego bez miodu i mleka kawa jest gorzka i cała przyjemność z jej picia znika.
      Też nie rozumiem ludzi którzy nie lubią czekolady bo w koncu lody i czekolada to nie słodycze więc można je jeść.
      Jeszcze ktoś dołączy do sierotek??? Ale ta osoba już jest sierota czy dopiero się nią stanie???

      Usuń
    3. Me serce się raduje, że mam tak uważną czytelniczkę :D Chyba wrócę do poprzednich rozdziałów i dodam Blaze'owi siodło. Bo innego rozwiązania nie widzę.
      A z tym liściem, to nawet fajna rozmowa z Ari i Gilem w mej głowie się objawiła :D
      W ogóle ze zwiadowców to dziwaki. Miód - okej, jest słodzik, ale żeby bez mleka? Kawa jest pyszna wtedy i tylko wtedy, gdy ma w sobie te dwa składniki. Moja zazwyczaj ma tyle samo mleka co kawy, ale to już inna sprawa. A potem się dziwię, dlaczego wciąż chce mi się spać...
      Ja z lodów to najbardziej czekoladowe, orzechowe i sorbety lubię. Jakbym miała wybierać to sorbety, są cudowne.
      Już sierota. Właśnie piszę następny rozdział, który będzie jakby wtrąceniem do historii, takie przeniesienie się w czasie. Więc w następnej notce Adriany i Gilana nie będzie. Będzie tylko czyjaś przeszłość. Zgadnij kogo?

      Usuń
    4. Wszystkie rozmowy adriany i gilana sa zaczepiste...a najlepsze kiedy sobie cisną<3
      Zwiadowcy to dziwaki...a jak innaczej nazwac facetow kryjacych sie po krzakach pelnych pajakow komarow stonog szczypawek mrowek i innych cudownych stworzonek lasu choc wole to od zatloczonego miasta...moze oprocz komarow najgorszych zmor tego swiata(kalkra przy nich to pikus).Mi sie zawsze chce spac...ogolnie jestem czlowiekiem ktory moze przespac 2 dni obudzic sie tylko na h by cos zjesc poczytac i isc dalej spac(ale podczas snu spala sie duzo kalori wiec mozna...).Z lodow to ubostwiam sorbety.Naj naj naj lody jakie kiedykolwiek powstaly.
      Zgadnij kto to?...byla taka gra.Skoro pojawila sie zywa szklana kula to pewnie jego(23 lata wstecz) lub angeliny.
      Ja to obecnie przechodze katusze bo we wszystkich angielski fanficach sa zastoje i musieli po konczyc w durnych momentach np gilan jest ranny(tak dosc powaznie) maja go skandianie i jeszcze teraz morgarath musial go dostac w swoje lapy wiec pewnie skonczy na wakacjach bolu po ktorych bedzie mial jeszcze bardziej ciety jezyk...a ona w kit rzadko dodaje rozdzialy i ja tu teraz fiksuje(a to jest tylko 1 z histori).
      Tak wg to gilana mi zawsze pasowalo powiedzenie: ,,Wysoki jak brzoza glupi jak koza'' moge se wyobrazic halta ktory to mowi.

      Usuń
  7. Łooooo jest rozdział łoooooo :D. Super wyszedł, ofkors. Świetne opisy akcji, czarodziejka łapie Genoweńczyka, Gilan nic nie rozumie z kłótni dziewczyn, Adriana pała nienawiścią do ludzi i ciska gromami z oczu. Czyli wszystko jest tak jak powinno być! :D.
    Ogólnie mam nadzieję, że się nie poplączesz w tych wszystkich szczegółach, zagadkach i tajemnicach swoich bohaterów (tak jak pewna autorka opowiadania ,, Spokojnie - to tylko ja..." ...) i że ogarniesz to wszystko. Szczerze ci tego życzę :).
    A tak poza tym, pisałam to już w odpowiedzi na twój komentarz u mnie, ale co tam, powtórzę to: mam naszyjnik z LIŚCIEM DĘBU!! :D
    No ale dobra, koniec gadania o sobie. Jeszcze uznasz, że jestem chwalipiętą.
    Tak więc jeszcze raz powtórzę, żeby to do ciebie dobrze dotarło: rozdział jest cud, miód i orzeszek <3.
    Pozdrawiam xxxx
    Annabell di Angelo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. świetne podsumowanie :D Streszczenia rozdziału jak się patrzy.
      Już się plączę, więc przypominaj mi, jakbym zapomniała o jakiś szczegółach. Pamiętasz może, czy Ari na liść zwiadowczy Gilana? Bo czytelniczka mówi, że tak jest, ale ja nie pamiętam, jak to się stało...

      Usuń
    2. Hmm... przykro mi, ale nie pamiętam. Chociaż nie kojarzę też, żeby Adriana oddawała liść Gilanowi. Nie wiem :(

      Usuń
  8. Yay!W końcu rozdział nowy jest! Panienko(XD) Mentrix, świetny rozdzialik! Kocham cię! Nie żebym była lesbą czy co, ale wiesz o co mi chodzi XD
    Co tu dalej się rozpisywać...
    WENY ŻYCZĘ! I to tyle chyba... CHYBA. :D Powodzenia w pisaniu następnego rozdziału. Jeśli uda ci się dodać jeszcze w tym miesiącu to złożę ci pokłon, a jeśli nie to cię ukatrupię :D Jeszcze się zastanowię jak. To będzie widowiskowa śmierć. Może ze śmiechu? Nwm jeszcze pomyślę, moja droga Mentrix ;3 Pozdrowionka!

    OdpowiedzUsuń
  9. Mam dosyć, ale zostały mi już tylko ustne i ta nieszczęsna historia, więc wreszcie mogę skomentować :) Boże, nawet nie umiem ci powiedzieć, jak bardzo kocham twoich bohaterów. I Ari, i Gilana, i Angeline, i Lysandra, nawet Marcusa... Wszystko lepsze od Shulza! Widziałaś, że dali nam Shulza na rozszerzeniu? W analizie porównawczej. Ja się właśnie na nią nastawiałam, ale jak zobaczyłam to cholerstwo to... Nie. Po prostu nie. Jak będziecie przerabiać Sklepy cynamonowe, to zrozumiesz mój ból. Dla niezorientowanych, przykładowe zdanie z pana S.: "Pozbawiona własnej inicjatywy, lubieżnie podatna, uległa wobec wszystkich impulsów - stanowi ona teraz wyjęty spod prawa, otwarty dla wszelkiego rodzaju szarlanterii i dyletantyzmów, domenę wszelkich nadużyć i wątpliwych manipulacji demiurgicznych." I tak przez cały tekst. Który ponoć jest beletrystyką i ponoć ma fabułę. Także... Nie. Dziękuję bardzo, ale nie. Wybacz, musiałam trochę ponarzekać. I już z ogromną chęcią przechodzę do twojego rozdziału, tym większą, że nie ma tam Shulza i nie muszę "określać podjętego przez autora problemu" ani "ustosunkować się do zaproponowanego przez autora rozwiązania". Ten rozdział to po prostu balsam dla mojego zmęczonego mózgu :)
    Kocham Gilana. Po prostu. Czegokolwiek by nie robił, i tak wywoła uśmiech na mojej twarzy. Wyobraziłam go sobie, jak się zamachuje na te komary i aż się roześmiałam. On po prostu tak działa :) Przy nim nie da się nie śmiać. Chyba żeby umierał, bo wtedy będę płakać rzewnie. A spróbuj mi tylko go zabić. Nie możesz mi tego zrobić, obecnie jestem zbyt rozchwiana emocjonalnie, by przyjąć taki cios! Dobra, bo zaczynam gadać od rzeczy. Jak już ustaliliśmy, kocham Gilana. To fakt. Możemy przejść dalej. A dalej pokochałam koncpecję Lysandra. Znaczy twoją. Znaczy... No, rozumiesz. Z tym, by zebrać ludzi, którzy chcą pokonać Marcusa, bo mają w tym jakiś własny cel, a nie dlatego, że "it's the right thing to do" albo "cause we're the good guys and he's the bad guy". (Wybacz, matura ustna z angielskiego we wtorek, wczuwam się.) Nigdy nie przepadałam za takimi klasycznymi podziałami na dobrych i złych, na białych i czarnych, "bo tak". Jak dla mnie wszyscy jesteśmy szarzy i wszystko zależy od tego, po której stronie stoimy. Zawsze nam się będzie wydawało, że my jesteśmy biali, a nasi przeciwnicy czarni. Im też tak będzie się wydawało. It's never that easy. So I like the way you/he think(s). Popieram. Gilan i walka o faceta, ha, ha... Mówiłam, że przy nim nie da się nie śmiać. I w sumie ma rację, to poniżej ich poziomu. Ok, back to making list of thing I love. Kocham, jak wprowadzasz napięcie. Jak las zamiera, a razem z nim bohaterowie i my. I czujemy przyśpieszone bicie serca, i słyszymy urwane, przerażone oddechy... Aż miałam ciarki. Cudo. I polubiłam Michaela. Ari pewnie mi tego nie wybaczy i oczywiście gdybym miała między nimi wybierać, byłabym za Ari (you rock, girl!), no ale, hej, uratował ją i Gilana! Wszyscy mamy wobec niego dług. Zwłaszcza że miał wizję, że tamta dwójka zginęła. Mógł uznać, że Angeline zajmie się kalkarem, a on w tym czasie ucieknie. Ale nie zrobił tego. I tym u mnie mocno zaplusował. I czemu mi to podkreślają? Tak, jest takie słowo jak zaplusował. A jak go nie ma, to... To już jest. I koniec. Funkcja stanowiąca albo coś... Anyway, o, Ari i Angeline ze sobą współpracują... Fakt, inaczej by nie przeżyły, ale to i tak urocze. Myślę, że koniec końców stworzą zgraną drużynę. I potem pewnie zabijesz Angeline i będzie wzruszająca scena pożegnania z Ari z jakimś "You were my best firend... My only friend, actually" albo czymś takim i będę ryczeć jak bóbr. Kurczę, czemu mam wrażenie, że zaraz wszystkich zabijesz? Hm, to pewnie przez kończenie szkoły. Teraz wszystko wydaje mi się takie... Ending. I hope you get that.

    Wow, już dawno nie przekroczyłam limitu znaków w komentarzu! Naprawdę musi być ze mną źle. Ciąg dalszy będzie pod spodem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Part II:
      Wracając, znów kocham twoją końcówkę. Bo kalkar, bo potworny, bo straszny, bo niedobry, bo chce zabić naszych kochanych bohaterów, a mimo to wzbudza współczucie. Majstersztyk.
      No dobrze, kończę. Pewnie plotłam jakieś bzdury, ale dzisiaj mam do tego prawo, dobrze? Shulz, ja im dam... Przynajmniej na podstawie z angielskiego był Harry Potter, ha, ha. Aż narysowałam przy tym uśmiechniętą buźkę. I tak będą sprawdzać tylko kartę odpowiedzi, więc co mi tam. Także tego... Ej, czy wy już jutro wracacie do szkoły? Czy jeszcze macie wolne? To takie przykre... My już nie będziemy mieli lekcji... Dobra, może lepiej przestanę się uzewnętrzniać w "miejscu publicznym". I tak jutro wpadnę, by potrzymać kciuki za moich biedaków piszących łacinę. Łza się w oku kręci... No dobra, idę oglądać serial i udawać, że to w ramach przygotowania do ustnego angielskiego. Życzę weny i nie mogę się doczekać następnego rozdziału! Ej, a w ogóle to mówiłam już, że ten nowy szablon jest świetny? Te szachy i miecz między nimi po prostu idealnie pasują do naszej rozgrywki :) I kolorystyka też idealnie w klimacie. Aż się napatrzeć nie mogę!

      Pozdrawiam i przepraszam za moją paplaninę,
      Lakia

      Usuń
  10. Hej :)
    Chciałabym serdecznie zaprosić cię do nowo powstałego katalogu opowiadań :)
    Pozdrawiam
    Nicolette
    katalog-fanfiction-ksiazkowych.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Mia LOG