Akarian
Rosserau rozparł się wygodnie na czarnej sofie, ze znudzeniem wpatrując się w
swojego szefa, który już od piętnastu minut chodził w kółko, tworząc genialny
plan. Zielonowłosy bał się, co tamten wymyśli, bo wyraz twarzy Marcusa
jednoznacznie wskazywał na powolną i bolesną śmierć wrogów.
– Dlaczego mnie odwołałeś? Z
wielką chęcią bym go zabił – mruknął, sięgając po kieliszek wina, stojący na
szafce obok. Podniósł go i umoczył usta w czerwonej cieczy. Parsknął głośno,
kiedy jej poziom drastycznie wzrósł, wylewając się z naczynia i plamiąc mu
białą koszulę. No tak, to było wino Marcusa, a on nie pozwolił mu pić. Odłożył ostrożnie
kieliszek na poprzednie miejsce. Czasem miał naprawdę dość swojego szefa, ale
mieli podobne cele, obaj kochali śmierć, a potęga czarnoksiężnika była
Akarianowi znana, więc nawet nie myślał o zdradzie.
– Nie był istotny, miałeś zabić
króla, jego ewentualnie przy okazji. Trochę ci się przeciągało, twoje gadulstwo
mogło nam sprawić sporo problemów. Bo kto przy pierwszej okazji wymawia imię
swojego zleceniodawcy?!
Na początku
spokojny, teraz głos Marcusa przeszedł w krzyk. Butelka wina i kieliszek
popękały, okruchy szkła rozsypał się po całej komnacie. Akarian poczuł jak
niematerialne palce łapią go za szyję i unoszą w powietrze. Wisiał metr nad
podłogą, walcząc o każdy oddech.
– Jeszcze jedna taka sytuacja, a
małe dzieci znajdą w jakimś zagajniku twoje zmaltretowane ciało. Czy to jasne?
– wysyczał, podchodząc do wiszącego chłopaka i patrząc mu w oczy. Akarian
wzdrygnąłby się, gdyby nie to, że ledwo miał siłę na skinięcie głową. Te złote
oczy ze źrenicami w kształcie klepsydry zawsze go przerażały. Przypominały, jak
wielka jest różnica w poziomie mocy między nim a Marcusem.
Niematerialne
palce puściły, a on upadł na kolana, dysząc ciężko i łapczywie łapiąc
powietrze.
– Przepraszam – wybełkotał,
trzymając się za bolące gardło. Z wysiłkiem usiadł na kanapie i użył odrobiny
mocy. W jego ręku pojawiła się szklanka z wodą. Przełknął łapczywie ciecz,
która zimnym strumieniem ukoiła odrobinę ból. Spojrzał na szefa zamglonym
wzrokiem.
Ten stał przed
regałem z książkami, trzymając w rękach jakiś gruby tom. Przeglądał kolejno
kartki, szukając czegoś. Gdy znalazł potrzebną informacje, zaznaczył ją czarną
wstążką. Nigdy nie czarował w obecności swoich podwładnych. Magia, którą
stosował mogłaby ich zabić bez problemu. Nie to, że się o nich martwił. Po
prostu nie chciał tracić pionków na początku rozgrywki z Lysandrem.
– Właściwie, dlaczego chciałeś go
tak bardzo zabić? – zapytał bez zainteresowania.
– Nienawidzę piękna – wymamrotał
Akarian, śledząc wzrokiem węża, który prześlizgnął się z pomieszczeń należących
do czarnoksiężnika.
– I dlatego chciałeś go zabić? –
Marcus nie wiedział, dlaczego wdaje się w tą bezsensowną rozmowę. Jego wróg nie
wykonał żadnego ruchu, a pojedynek między Adrianą a Lilith jeszcze się nie
zaczął. Właściwie po to wezwał tu zielonowłosego. Jeśli czarownicy nie uda się
zabić zabójczyni i polegnie, to chłopak zajmie jej miejsce i dokończy robotę.
Na razie pozostawało tylko czekać, jak postąpią obie kobiety.
– Tak – prosta odpowiedź. To
dlatego Marcus mu tak często odpuszczał. Akarian uwielbiał zabijać i z
premedytacją zadawać ból. Kazałeś mu kogoś zabić, najprawdopodobniej wróci z
czterema trupami, a nie jednym. Nie miało dla niego znaczenia, czy to kobieta,
dziecko, zdrajca, czy święty. Tych, którzy byli jego zdaniem piękni, zabijał z
wyjątkową brutalnością. Marcus nie znał powodu i szczerze mówiąc mało go
obchodził. Tylko żeby był pożyteczny.
– Może kiedyś się na niego
natkniesz i wtedy zabijesz. Prawie nie miał mocy, więc nie powinieneś mieć
problemu. A teraz wynoś się. Wezwę cię, jak sytuacja się rozwinie.
Zanim
zielonowłosy zdążył zaprotestować, otoczył go czarny pył i znalazł się na
jednym ze wzniesień, niedaleko kryjówki Marcusa.
Tak, jeszcze
go spotka i zabije. Na wspomnienie fioletowych oczu i niebieskich włosów coś w
nim zawrzało. Gdy porównał jego moc ze swoją, ewidentnie górował. Ale wciąż
miał wrażenie, że o czymś nie wie, że coś przegapił. Pomimo swojej sytuacji,
fioletowooki wydawał się w pełni panować nad sytuacją. Nawet chwilę przed tym,
jak Akarian został wezwany przez Marcusa, wyraz twarzy młodzieńca nie wskazywał
na przerażenie, a przecież nie miał szans wygrać z tą swoją zamiecią jako
obroną. Jednak w jego oczach zobaczył tylko niezadowolenie i pogodzenie się z
losem, lecz nie ze śmiercią. Jakby miał jakiegoś asa w rękawie i był zmuszony
go użyć. Cały czas kpił z niego. A ponieważ Akarian nienawidził kpin i piękna,
a strateg łączył w sobie obie te cechy i to w dużym natężeniu, musiał
zginąć.
– Przygotuj się, Jinie Croisseux.
Nadchodzę, niosąc twoją śmierć…
***
Gilan
niechętnie otworzył oczy. Nie miał ochoty wracać ze świata sennych marzeń,
gdzie było mu ciepło, miło i wygodnie. Jednak świadomość, że nie wszystko jest
tak, jak powinno być, sprawiła, że powrócił do rzeczywistości.
Pierwsze co
zobaczył to ozłocony sufit pełen ikon i płaskorzeźb. Legendarni królowie
staczali na nim bitwy, rycerze ratowali damy z opresji. Przedstawione mity i
baśnie jakby żyły własnym życiem. I różniły się od wersji, które opowiadała
zwiadowcy matka. Co chwila dało się zauważyć postaci w czarnych pelerynach lub
ludzi w dziwnych szatach. Wokół tych ostatnich namalowano dziwne poświaty,
każda innego koloru. Najdziwniejsze było to, że ich posiadacze co chwila
interweniowali w ukazane wydarzenia, pomagając późniejszemu zwycięzcy. A
podania ludowe o nich nie wspominały.
Dziwne ciepło
w boku sprawiło, że chłopak niechętnie oderwał wzrok od sufitu. W momencie. Gdy
spojrzał na głęboką ranę otoczoną złotym światłem, z której wciąż kapała krew,
wspomnienia powróciły.
Lilith,
podziemia, tunele, sztylet.
Spodziewał się
śmierci, ale wciąż żył. Rana dziwnie świeciła, nie czuł bólu. I na dodatek
znajdował się nie wiadomo gdzie. Miał nadzieje, że Lilith się nie udało go
wykończyć. To byłaby hańba. Zostać zabitym przez kobietę i to jeszcze nawet nie
podejmując walki.
Odgonił od
siebie te myśli, skupiając się na rzeczywistości. Najważniejsze teraz było
zatamować ranę i wydostać się z tego miejsca. Nie wiedział, czy czarownica
sobie już poszła, czy czeka, aż Adriana wróci. A coś mu mówiło, że spotkanie
tych dwóch kobiet odbije się wielkim hukiem na całe królestwo. Z tego co zdążył
zauważyć, obie miały podobne charaktery. Nie zniosłyby wygranej przeciwniczki,
tym bardziej, że prawdopodobnie się znają, co wywnioskował z wcześniejszego
monologu Lilith. Musiał się stąd zmywać i zadbać o to, aby się nie spotkały.
Przynajmniej teraz.
Usiadł prosto,
opierając się o zimną ścianę. Kropelki potu spłynęły mu po twarzy. Nawet bez
dokładniejszych oględzin mógł stwierdzić, że nie jest dobrze. Stracił za dużo
krwi i miał wysoką gorączkę. Obok niego leżał kawałek szkła. Pewnie odpadł od
wielkiego kandelabru, który wisiał tuż nad nim.
Postanowił
zostawić na później rozważania, dlaczego wszystkie świece na nim są zapalone.
Bo po zaduchu, który tu panował i drobinkach kurzu i powietrzu, można było
stwierdzić, że od wieku tu nie zaglądał.
Chwycił
odłamek, chcąc go użyć zamiast noża, który zostawił w kuchni. Zanim jednak
zdążył odciąć kawałek koszuli, z którego mógłby zrobić opatrunek, pieczenie w
boku nasiliło się. I właśnie wtedy, na jego oczach, rana całkowicie zniknęła.
Złoty pył uniósł się w powietrze. Gdy zwiadowca patrzył na to z szeroko
otwartymi ustami, ten zaczął przybierać ludzki kształt.
Po chwili stał
przed nim postawny mężczyzna. Nie mógł dorównywać co prawda umięśnieniem
wikingom, ale w porównaniu do drobnej postury Gilana, był wielki. Oczy miał
ciemne, podobnie jak włosy, które były związane w koński ogon. Ich koloru nie
mógł dokładnie określić, ponieważ mężczyzna cały mienił się złotym pyłem. Nie,
on był z niego stworzony, nie miał materialnej postaci. Ubrany w ciężką zbroję,
w kilku miejscach poplamioną krwią i pokrytą rdzą. Na prawym ramieniu widniał
jego herb. Prawie niewidoczny, ale dało się zauważyć czaszkę i skrzyżowane pod
nią miecze. Przypominał herb Adriany, ale nie był dokładnie taki sam. I na
pewno nie było go w spisie herbów z całej historii królestwa Araluenu. Kiedyś
go dokładnie przestudiował. Oto, do czego może doprowadzić zwiadowcę nuda.
Zastanawiał
się, czym był mężczyzna. Jakoś niekoniecznie się go bał, co w jego sytuacji
zakrawało o głupotę.
– Jestem zjawą, umarłym, który ma
na tym świecie coś jeszcze do zrobienia i nie może odejść.
Jego głos
pojawił się w jego głowie. A sam Gilan po prostu postanowił owy fakt
zaakceptować, bo jeśli tego nie zrobi, to za chwilę zwariuje. Natężenie zjawisk
niemożliwych i paranormalnych w jego życiu przekroczyło życiowy limit. A trzeba
zaznaczyć, iż zrobiło to w ciągu jednego dnia.
– Kim jesteś dokładniej?
– Jam jest Henrik Salazar von
Arrindgen, założyciel zakonu Assasynów z Czarnej Wieży. Pan na Wyspach
Zachodnich, pogromca Madileusza, demona zniszczenia i Zadrysa, władcy
olbrzymów. Jam jest przyjaciel Merlina, czarodzieja nad czarodziejami, pierwszy
władca Excalibura.
Gilan nic nie
odpowiedział, zastanawiając się czy w codziennym życiu umknęły mu gdzieś demony
i olbrzymy spacerujące spokojnie po miejskich uliczkach. Całkiem możliwe, bo w
końcu, jak to mawiał Halt, człowiek widzi to, co spodziewa się zobaczyć. A Gilan
z pewnością nie wypatrywał dziwnych stworów.
W końcu
postanowił się odezwać, bo Henrik stał tylko, patrząc się na niego poważnie.
– Czy mogę wiedzieć, dlaczego
jestem żywy?
O tak, bardzo
dobrze sformułowane pytanie, to od niego powinien zacząć rozmowę.
– Bo nie możesz jeszcze umrzeć.
– Aha, to z łaski swojej powiedz
mi, gdy już będę mógł, dobrze?
Mężczyzna
zmarszczył brwi, wreszcie domyślił się, że zwiadowcy nie o taką odpowiedź
chodziło i z tego powodu nadał on swojej wcześniejszej wypowiedzi sarkastyczny
ton.
– Uzdrowiłem cię. I zanim
zapytasz, nie, nie mogę uzdrawiać każdego. Szczerze mówiąc, to był to
jednorazowy wyczyn. Więc nie daj więcej tak sobą pomiatać.
– Pomiatać? – spytał z
niedowierzaniem. – Przecież ta wiedźma miała moc. I bez trudu rzucała mną na
wszystkie strony. Czego można oczekiwać po jednym, małym zwiadowcy?
– Z reguły wiedźmy posiadają moc,
właśnie temu zawdzięczają swoją nazwę. Radziłem sobie z większymi
przeciwnikami.
– A w jaki to sposób, jeśli można
wiedzieć?
– Mieczem – odparł dumny,
prostując się na całą swoją wysokość. Serio, mógł mieć ze dwa metry. A przedtem
Gilan uważał się za wysokiego. Więcej tego błędu nie popełni.
– Och, chyba go jednak zgubiłeś –
rzekł zwiadowca, udając współczucie. Sam nie wiedział, dlaczego nie zachowywał
się rozsądnie i poważnie. Chyba brakowało mu Adriany do codziennych sprzeczek.
Henrik nie mógł być co prawda jej substytutem, ale to zawsze coś.
Wojownik
westchnął, przeczesując niematerialną ręką włosy. Ten mniejszy chłopak
strasznie go irytował. Naprawdę, nie wiedział, dlaczego to akurat on miał być
dziedzicem. Ale przynajmniej Adriana go chyba lubiła, a to było dla von
Arrindgena bardzo ważne. Nie chciał, aby dziewczyna, z resztą ostatnia z jego
wielkiej rodziny, męczyła się, chroniąc znienawidzonego mężczyznę. Bo wbrew
temu, co sądzili jego dawni przeciwnicy, rodzina była dla niego bardzo ważna. A
uważał za nią każdego członka zakonu od ponad dwustu lat jego istnienia. Adriana,
choć samotna, nie była wyjątkiem. Czuwał nad nią z oddali, podobnie jak jej
babka i rodzice. Nie wiedziała o tym i lepiej, aby tak pozostało. I tak za
chwile wszyscy będą musieli odejść do zaświatów, gdy tylko przekaże swoje
brzemię komu innemu.
I to nie była
jego wina, iż kandydat nie wydawał się skory do nawiązania współpracy. Ale miał
on jedną wadę, która go do tego skłoni. Nieświadomie, ale jednak. Ciekawość.
– Raczej schowałem go w
bezpiecznym miejscu. Tylko raz na kilka wieków pojawiają się ludzie, którzy
mogą dzierżyć Excalibura. Poprzedni kandydat został zabity, zanim członkowie
zakonu zdążyli go znaleźć. A teraz pojawił się kolejny.
Spojrzał
znacząco na Gilana. A ten postanowił zgrywać idiotę. Nie zamierzał wkręcić się
w ten cały cyrk, którego w ogóle nie rozumiał i skończyć, latając po całym
świecie za jakimś mieczykiem. Nawet bardzo ładnym mieczykiem. A wszystkim,
którzy obracali się wokół zwiadowcy dłużej niż rok, było wiadome, że kochał
miecze. Ale w tym wypadku chciał tylko uwolnić ojca i pozostałych zwiadowców
oraz wrócić do codziennego życia.
Za nic nie
będzie więcej słuchał o tej możliwie wspaniałej przygodzie.
– I co w związku z tym? – spytał,
wpatrując się prowokująco w wojownika.
– Chodź ze mną do pewnego
miejsca, tam ci wszystko wyjaśnię.
Och,
oczywiście, że nie pójdzie. Zachowa zdrowy rozsądek, podziękuje grzecznie za
uratowanie życia i pójdzie szukać Adriany.
Z drugiej
strony, mógł wysłuchać opowieści, zobaczyć, co Henrik chciał mu pokazać, a
potem znaleźć Adrianę. W końcu dorosła jest, sama sobie da przez kilka minut
radę. Bo tyle zajmie mu wysłuchanie wojownika. I wcale nie wyjmie udziału w tej
całej zabawie z Excaliburem, w której chodziło nie wiadomo o co.
– Prowadź – podjął decyzję, a w
jego oczach czaiła się ciekawość.
Henrik Salazar
von Arrindgen uśmiechnął się do siebie w myślach. Tak jak myślał.
Ciekawość,
największa wada, jaką mógł posiadać człowiek. A ten zwiadowca miał jej w
nadmiarze.
***
Przepraszam, że tak krótko i nie ma Adriany, ale jej spotkanie chcę opisać szczegółowo, więc na to trzeba oddzielny rozdział. A ten mi jakiś dziwny wyszedł, mam wrażenie, że w tym wypadku trochę opuściłam poziom. Mogłam wszystko dokładniej opisać, ale już trudno. Mam jednak nadzieję, że pomimo tego się wam w miarę podobał.
Pozdrawiam.
Mentrix
Boze w koncu sie doczekalam(kilka razy dziennie sprawdzalam czy jest nowy rozdzial...jak trafie do psychiatry to to bedzie twoja wina)...moja ciekawosc i zainteresowanie ta historia ciagle wzrasta...juz sie nie moge doczekac pojedynku a teraz mnie jeszcze ciekawi mina ojca gilana i reszty kiedy sie dowiedza ze jest nienormalny(a zwiadowcy podobno nie uzywaja magii)...no coz pozostaje mi tylko czekac na kolejny rozdzial(mowie serio jak nic trafie do psychiatry)
OdpowiedzUsuńzycze co mnostwa weny weny weny weny weny weny weny i moze jeszcze troche weny noo i powodzenia w szkole
ps aaa i rozdzial nie jest taki zly tylko znowu skonczylas w takim miejscu ze mam ochote cie udusic
Ej, to jak będziesz się do psychiatry wybierać, to daj znać. Mi też się przyda wizyta :D
UsuńNie miałam pojęcia, że ktoś tak silnie reaguje na moje opowiadanie. Ależ Gilan nie będzie używał magii. To tylko miecz jest magiczny. Ale miny z pewnością będą niezapomniane :D Szkoda, że w realu nie będę mogła ich oglądać...
Jeśli mnie udusisz, to nic więcej nie przeczytasz, buahahahaha!
udusze cie jak skonczysz pisac(taaa duza zacheta do konczenia) nooo i mnie najbardziej ciekawi mina halta.do tych aur jak pisalas ze swieca to mi takie duze swietliki ze skrzydelkami i czolkami sie wyobrazily(swietlik ardriana).nie ogarniam troche sprawy z tym mieczem ale ja zazwyczaj czegos nie ogarniam wiec no
UsuńObudziłam się w środku nocy i od razu zauwazylam twoją wiadomość na moim blogu. Nie ważne, że pieką mnie oczy! Musiałam przeczytać twój rozdział 😊 wyszedł ci on wspaniale!! Wcale nie opuściłaś poziomu! Jest cudownie i nie mogę się doczekać następnego rozdziału 😍
OdpowiedzUsuńxoxo Niko
Jej, co za poświęcenie. Ja nie byłabym w stanie, nawet jeśli zależałoby od tego moje życie. Jeśli kocham coś bardziej od czytania książek, to jest to spanie. Postaram się nowy napisać jak najszybciej :D
UsuńŚWIETNY ROZDZIAŁ!
OdpowiedzUsuńKocham irytującego Gilana. No kocham i tyle!
Zazdroszczę, Ty przynajmniej masz wenę, a ja od miesiąca nie mogę napisać rozdziału o magacha, co to za los ja się pytam?
Jak już wszędzie wiadomo, nie umiem pisać długich komentarzy, gdyż nie umiem.
Całuję,
Ner
Dziękuję. Ja też kocham irytującego Gilana. Niestety, w książkach Flanagana chyba nie był tak irytujący. Oj, z tą weną to różnie bywa. Szczerze, to musiałam się zmusić do napisania tego rozdziału, ale jak już usiadłam nad nim, to łatwo poszło.
UsuńNiech jednak ten parszywy los ci sprzyja :D
Gorączka gorączką, wirus wirusem, no ale rozdział przeczytać i skomentować trzeba jak najbardziej :) I nie przejmuj się, rozdział zdecydowanie mi się podobał i czytałam go z niezmierną przyjemnością. Wreszcie dowiedzieliśmy się, kim był "ten dzidek" z poprzedniego rozdziału - wybacz, moja pamięć do imion jest zdecydowanie poniżej średniej krajowej. Hm, przyznaję, że zaciekawiły mnie stosunki między nim a Marcusem. Akarian ostatnio wydawał się taki pewny siebie, jakby nas wszystkim panował, a tu proszę, jednak widzimy go w uniżeniu. Wiesz, chyba do tej pory nie doceniałam Marcusa... Teraz zaczynam to nadrabiać, z nawiązką! Hm, mnie również zastanawia, jakiego asa w rękawie skrywa Jin. Już się nie mogę doczekać, aż się tego dowiemy! I żebyś sobie tylko wyobraziła, z jaką prędkością zaczęłam czytać, gdy tylko moje oczy wyłapały imię Gilana. Tak bardzo się niecierpliwiłam, by poznać jego los! I przyznaję, że czegoś takiego kompletnie się nie spodziewałam. Że go uratuje duch? I to jeszcze założyciela Assasynów z Czarnej Wieży. I pierwszy władca Excalibura! No nie, to teraz nie ma mowy, żeby Glian się z tego wyplątał, nie znalazłszy miecza. To popatrz, a do tej pory właśnie rozpatrywałam ciekawość w pozytywnym świetle... Czasami jednak zdecydowanie lepiej ją powściągnąć! Chociaż wydaje mi się, że tak koniec końców to mimo wszystko lepiej, iż Gilan został teraz wciągnięty w sprawę Excalibura. Ostatecznie... Każdy, byle nie Marcus, nie? Także trzymam mocno kciuki za naszego ukochanego zwiadowcę! I za Ari w nieuchronnie nadchodzącym pojedynku między nią a Lilith.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny,
Lakia
Gorączka i wirus? Pożyczysz? Trochę bym odespała przynajmniej...
UsuńTo dlatego cię ostatnio w szkole nie widziałam. Ad rem (Boże, jak ja zawsze chciałam tego użyć!), dziękuję za komentarz i za to, że pomimo złego samopoczucia wysiliłaś się i przeczytałaś moje wypociny :)
Wiesz, Akarian może nie pada na twarz przed Marcusem, ale jednak ten podziw i świadomość tego, który jest potężniejszy, robi swoje. Ale i tak zachowywał się przy czarnoksiężniku bardziej swobodnie, niż Lilith. A też Marcus patrzy na jego wyczyny z przymrużeniem oka. Nie to co w przypadku Lilith.
Oj, zastanawiaj się nad Jinem, zastanawiaj....Jeszcze chyba jakieś dziesięć rozdziałów. Cierpliwość jest złotem.... czy coś takiego.
Ciekawość według mnie ma wady i zalety. Wiesz, ciekawość to pierwszy stopień do piekła itd.
Już wcześniej nie było szansy, aby się wyplątał z tej afery z mieczem. On i Adriana nie mieli o tym pojęcia, ale przecież Lysander nimi umiejętnie sterował.
Hej!
OdpowiedzUsuńTrafi mnie coś przez tego bloggera. Taki piękny, długi, wyczerpujący komentarz po prostu zniknął. Postaram się go trochę streścić.
W pierwszej części komentarza pisałam o tym, jak to moja cierpliwość jest wystawiona na ciężką próbę, jak to będę jadła po dwie tabliczki czekolady dziennie jak nie wstawisz czegoś o Ari i Lily, jak przez ciebie cienka nitka, która powstrzymuje mnie przez wybuchem mojej ciekawości zaraz się zerwie, a to się może źle odbić na mojej psychice, jak to jestem zadowolona, że dałaś Gilana, jak bardzo się o niego martwiłam, jak bardzo się za nim stęskniłam i w ogóle jak bardzo mi go brakowało i, że jak to często na twoim blogu bywa dodałaś nowe postacie, o których prawie nic nie wiem, a wiedzieć chcę coraz bardziej, co jest kolejnym powodem, żebym zwariowała z ciekawości zanim doczekam się następnego rozdziału. Dodałam także, że masz do tego nie doprowadzić (czyt. dodać kolejny rozdział w przeciągu dwóch tygodni - nie dłużej).
Dalej pisałam o tym, że twój rozdział jest jak zawsze świetny i, że mi się bardzo podoba i w ogóle to nie wiem o co ci chodzi. To się tam bardzo rozpisywałam - na 1/3 komentarza, ale na prawdę brak mi sił, żeby to powtarzać.
,, Gilan nic nie odpowiedział, zastanawiając się czy w codziennym życiu umknęły mu gdzieś demony i olbrzymy spacerujące spokojnie po miejskich uliczkach." - tutaj padłam, wyobrażając sobie wtedy minę Gilana.
,,– Czy mogę wiedzieć, dlaczego jestem żywy?
O tak, bardzo dobrze sformułowane pytanie, to od niego powinien zacząć rozmowę.
– Bo nie możesz jeszcze umrzeć.
– Aha, to z łaski swojej powiedz mi, gdy już będę mógł, dobrze?" - ah, jak ja kocham te irytujące docinki Gilana. Brakuje mi ich rozmów z Ari.
DObra muszę już kończyć, nauka goni. Twój rozdział jest naprawdę świetny!
Dużo weny!
Bianka
Znam ból usuniętego komentarza. I podziwiam, bo ty po raz drugi napisałaś sporo linijek. Ja w takich momentach piszę tylko: super, czekam na następny.
UsuńCzekolada nie jest zła! Osobiście oddaje jej cześć ;) Gilan wrócił cały i zdrowy (w tym przypadku), więc twa dusza może odetchnąć. A z tymi nowymi postaciami, to nie mogę się powstrzymać. Bo mam w książkach ulubionych bohaterów i uwielbiam ich pewne cechy, chciałabym, żeby je ktoś miał w tym opowiadaniu, a tu nie ma odpowiedniej osoby! Więc co począć? Stworzymy kolejną, bo i tak się w opowiadaniu przyda. W końcu w szachach jest sporo pionków, a Lysander i Marcus grają ze sobą w pewną wersję owych szach.
Spróbuję dodać za dwa tygodnie, ale niczego nie obiecuję. Mnie nauka też goni :(
Przyznam, że autorce też brakuje sprzeczek Gilana i Ari.
Bardzo fajne i oryginalne imiona bohaterów. Ciekawa jestem, co kombinuje Jin. A Gilan jest po prostu uroczy. Lubię takie różnorodne postacie. Piszesz bardzo fajnie, masz oryginalny styl. Czekam na następne rozdziały :)
OdpowiedzUsuńhttp://dwaswiatyblog.blogspot.com/
Widzę nowego czytelnika, me serce raduje się, iż tobie się podoba (jakaż poezja...)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWitam,witam!
UsuńTu znowu ja,wymęczona sprawdzianami,kartkówkami i życiem...
Dziś komentarz będzie krótki(przepraszam za komplikacje ale ja jak to ja musiałam sie zapisać do kilku olimpiad i konkursów i niedługo mnie szlag trafi)
I zanim ten komentarz przeczytasz chce zawiadomić że............
Zanim przeczytasz koniecznie skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż każdy tekst napisany przez Esmi-którą-głowa-boli-i-ma-zrypaną-psychikę zagraża twojemu życiu lub zdrowiu. Uwaga,można zarazić sie głupotą.
"Co chwila dało się zauważyć postaci w czarnych pelerynach lub ludzi w dziwnych szatach. Wokół tych ostatnich namalowano dziwne poświaty, każda innego koloru."~czytałaś "Gildie Magów" to tak z ciekawości
"Jam jest Henrik Salazar von Arrindgen, założyciel zakonu Assasynów z Czarnej Wieży. Pan na Wyspach Zachodnich, pogromca Madileusza, demona zniszczenia i Zadrysa, władcy olbrzymów. Jam jest przyjaciel Merlina, czarodzieja nad czarodziejami, pierwszy władca Excalibura." ~" A jam jest Esmi Córka Tartarusa, mag 21 Nomu, Oko Nut, trybutka z trzynastki, uczennica Gryffindoru,Uzależniona od truskawek,mająca skłonności do przekleństw, pogromczyni Lenia i Olimpiad.Jam jest przyjaciółka Lumpki(Lucyfera) i bandy archaniołów,pierwsza władczyni Nibylandii"~nie nie wiem na co choruje xD Merlin!!l lubie gościa:D
"Gilan nic nie odpowiedział, zastanawiając się czy w codziennym życiu umknęły mu gdzieś demony i olbrzymy spacerujące spokojnie po miejskich uliczkach." uu ja raz widziałam jednego gnoma!!! Później się okazało że to pan od matematyki......."Trudne Sprawy"
" Ciekawość, największa wada, jaką mógł posiadać człowiek. A ten zwiadowca miał jej w nadmiarze." ja też mam ją w nadmiarze zawsze wtykam nochal w nie swoje sprawy ....;)
I tym oto szczerym wyznaniem kończę ten komentarz.
A teraz życze: dużo wolnego czasu i co najważniejsze.....weny.
Pozdrawiam
Esmi
Ps.Akarian? prawie jak Arkarian........czy Ty też lubisz tego gościa jak ja?
Tak, Arkarian nie mógł być, bo to byłaby przesada. Za dużo ściągnięte z jednej książki, więc trochę zmieniłam. Nie nie lubię gościa tak jak ty. Ja go lubię bardziej.
UsuńNie mam lekarza w rodzinie :( Zaryzykowałam. Tak, czytałam Gildię Magów. A Kossakowską kocham, za tak boskie postaci.
Jam jest Mentrix, córka Apolla, wychowanka Hadesa, wnuczka Merlina, uczennica Dumbledora i wspólniczka Rastlina (kroniki dragonlance), mag 21 nomu, Oko Anubisa, Mroczny Łowca, przyjaciółka Acherona (Mroczni Łowcy), trybutka z czwórki, ukochana Warnera (ach te marzenia), uczennica Gryffindoru, książkoholiczka, Pogromczyni dni szkolnych. Jam jest przyjaciółka Lampki, bandy archaniołów, przyjaciółka Asmodeusza i jego prawa ręka do spraw ratowania dzieł sztuki przed zagładą świata, odkrywca świata magii i jego władczyni.
I co? Pobijesz? :D
A jam jest Bianka z rodu Potterów, córka czarodzieja Tomasa i półelfki Avy córki Aragorna, posiadaczka peleryny niewidki i łuku z niekończącymi się strzałami, królewski zwiadowca, uczennica Gilana, podróżniczka w światach równoległych, uczennica Gryffindoru, znajoma Saurona, przyjaciółka Gandalfa, wspólniczka Freda i Georga Weasleyów, przyjaciółka Jona (Samotność Bogów), władczyni wszystkich magicznych stworzeń, wspólniczka KAPITANA Jacka Sparrowa, odkrywczyni Źródła Życia.
UsuńJam jest pogromczyni Sarumana, przyjaciólka Entów i wszystkich elfów, żyjących na tej planecie, odkrywczyni Ameryki i założycielka Durmstrangu.
Nie, nie pobije :(
Spróbuje hmmm...
UsuńJam jest Esmeralda Hija d' Egitto, znaną też jako Nerga Morte,Nefertari,Esmi,Demolitore(demonica),Pythonissam(wiedzma),Niger Puella(czarna dama),La Morte Della Figlia(córka śmierci).Jam jest córką Tartarusa,siostrą Tutenchamona,księżniczką Egiptu,przyjaciółką Luny Angel i Artemisa Fowla,byłą nauczycielką Magnusa Bane i jego przyjaciółką,śmiertelnym wrogiem Merlina(wiesz rywalizacja kto potezniejszy),uczennicą Slytherinu(tak niestety,musiałam zmienić dom,okazałam sie jednak gadem,wg.mojej przyjaciółki),mag 21 nomu,Oko Seta(już nie Nut,bo Nut kojarzy mi sie z nutami a nuty z muzyką a muzyka z panią od muzyki a pani od muzyki to straszna jędza),trybutka z trzynastki,nauczycielka w Domu Brooklinskim ,Zbawicielka swiata,Ta Która Przeszła Wszystkie Sciezki Bogów,Najwyższa rechet,Kapłanka Anubisa,Nocny łowca,Łowczyni Neith(mam własny bunkier ....z poduszek xd),Wieszczka,pogromczyni serowych potworów i innych demonów i olbrzymów.Jam jest ostatnim kluczem do wiezienia Apopisa,przyjaciółka Lumpki(Lucyfera) i bandy archaniołów oraz Asmodeusza.Jam jest Smoczy Jeżdziec smoka imieniem Flamma,najwiekszy koszmar Chejrona i Obozu Herosów oraz Cartera Kane.Jam jest sługą Chaosu, Przeklętą, Zdrajcą,wrogiem bogów,chodzącą zemstą.Jem jest Strażniczką Maat i Najwyższym Lektorem Per-Ankh.Władczynią umarłych.
Nie martw sie sama sie w tym tez pogubiłam..
Przepraszam że juz od tak dawna nie dałyśmy nowego rozdziału,ale nie możemy sie dogadać w sprawie śmier.... czegoś tam przepraszamy.
Pozdrawiam
Ps.Czytałaś Kroniki Bane'a?Super ale ja to sobie jakoś inaczej wyobrażałam.
Hmmm, widzę, że fanka Artemisa Fowla! Już cię lubię!
UsuńBoże, Piraci z Karaibów? Artemis Fowl? Magnus Bane? Nie jesteście przypadkiem moimi klonami, albo rodziną? Jedyne czego trochę żałuję, to to, że w dalszych częściach Artemis przestał być taki zły i chciwy. Jakoś bardziej lubiłam go w tej wersji. Ale książki i tak były cudowne.
UsuńSuper rozdział. Zresztą tak samo jak i tamte. Po raz pierwszy wchodzi na twojego bloga i oceniał go na 6! Świetnie piszesz. Ja też mam bloga, więc jak chcesz to wejdź 1faniflanagana2zwiadowcy.bloog.pl
OdpowiedzUsuńZapraszam cię na nowy rozdział!
OdpowiedzUsuńhttp://zwiadowcy-bron-bogow.blogspot.com/2015/10/rozdzia-ix.html
No wreszcie nowy rozdział! Zabiję, zabiję cię, jeżeli następnym nie będzie Adriany! Czekam dwa rozdziały na nią i co? Gucio! Przynajmniej wiemy co się stało z Gilanem.
OdpowiedzUsuńWeny życzę i czekam na następny rozdział!
A co z Willem? Żyje czy już go zabili? A wgl. zrobili mu coś po ucieczce Halta?
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, ale nie umiem pisać długich komentarzy.
Weny życzę i czekam co będzie dalej.
Hej, świetnie piszesz czekam na nexta
OdpowiedzUsuńU mnie nowe rozdziały!
OdpowiedzUsuńzwiadowcy-bron-bogow.blogspot.com
Bianka
Kiedy kolejne posty???
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością.
Przyłączam sie; )
UsuńJakoś ostatnio nie mam czasu, ani weny. Postaram się coś naskrobać do niedzieli, ale nic nie obiecuję :(
Usuń