Lista utworów

04 lutego 2015

Rozdział XII

- Ja chyba do końca postradałem zmysły – mruknął Halt, przedzierając się przez gąszcz liści. Abelard zarżał cicho, jakby zgadzając się za swoim panem. Ostrożnie postawił kopyto na śliskim od deszczu kamieniu, starając się utrzymać równowagę. Dróżka, którą podążali z jednej strony była otoczona gęstym lasem, nie do przejścia. Po lewo rozciągała się głęboka przepaść. Halt bywał już w górach leżących na terytorium Picty, ale nigdy nie zawędrował tak daleko. I w taką złą pogodę.
Jednak jakaś nieznana siła pchała go wbrew wszelkiemu rozsądkowi naprzód. Powinien się zatrzymać, zsiąść z konia i znaleźć jakieś schronienie przed deszczem. Lecz ciekawość była silniejsza. Chodź groziła upadkiem w przepaść.
Mrukliwy zwiadowca westchnął, wspominając jak znalazł się w takiej sytuacji. Gdy udało mu się uciec, szybko znalazł się w zamku królewskim, gdzie zabrał swojego konia i zostawił kilka wskazówek dla barona Aralda. Wielmoża miał za zadanie utrzymać porządek w królestwie za wszelką cenę i czekać. Samobójstwem byłaby walka z nieznanym. Nikt nie wiedział o co chodzi Genoweńczykom i czy w odwecie za napaść nie zabiliby króla albo któregoś z zwiadowców. Nie można było ryzykować, trzeba było się zorientować w sytuacji.
Halt wracał właśnie do swojej chatki, zastanawiając się jak znaleźć informacje o owym tajemniczym czarnoksiężniku, gdy tuż przed nosem przeleciał mu wielki czarny kruk. Na pozór zwyczajny, lecz gdy zwiadowca spojrzał w jego oczy, prawie nie spadł z konia. Nie potrafił dokładnie określić ich koloru, jakby składały się z diamentów z dodatkiem srebra, światło słoneczne się w nich załamywało. A potem o mało nie dostał zawału.
- Chcesz poznać odpowiedzi, zwiadowco? Więc chodź za mną...
Głos cichy, przypominający powiew wiatru. Jednak doskonale słyszalny w głowie mężczyzny. Spojrzał zdziwiony na ptaka i wydawało mu się, że ten mrugnął do niego porozumiewawczo.
- Chodź...
Więc Halt zawrócił Abelarda i poszedł. I drugiego dnia wędrówki, gdy słońce chyliło się już ku zachodowi, znalazł się w wysokich i groźnych masywach gór Picty. Kraj ten był zamieszkany przez barbarzyńskie plemiona Szkotów, rabusiów i złodziei spotykało się wszędzie. Nikt nie potrafił jednak przejść obok obojętnie, nie zachwyciwszy się pięknem i urokiem tego miejsca. Pomiędzy wzniesieniami napotykało się liczne jeziora, o wodzie tak przejrzystej, że Halt ledwo mógł w to uwierzyć. Góry porastała karłowata roślinność, gdzieniegdzie było widać pąki różowych kwiatów. Słychać było szum małych wodospadów, błękit nieba zachwycał. Słońce przyjemnie ogrzewało twarz przybysza.
Jednak później dziewiczy krajobraz momentalnie się zmienił. Halt podążając za krukiem znalazł się w jakby zupełnie innym miejscu. Szeroka i dotychczas bezpieczna droga zwężała się tak, że ledwo zmieściłyby się dwie idące obok siebie osoby. Po jednej stronie otworzyła się głęboka przepaść, naprzeciwko rósł las cierni, krzaków i na wpół obumarłych drzew bez liści. Nigdzie nie było widać zieleni, ani grama żywego koloru. Roślinność znikła, ustępując miejsca ostrym, szarym i poszarpanym skałom. W dole urwiska płynęła rwąca rzeka, mająca brązową barwę od muły, który przenosiła. Niebo było zasnute chmurami, lały się z niego strumienie deszczu, wiał porywisty wiatr.
- Ja naprawdę zwariowałem – zwiadowca owinął się ciaśniej płaszczem. Dzięki Bogu, ten jeszcze nie przemókł. Coś czarnego mignęło mu przed oczami.
- Już niedaleko...
Znów ten głos w głowie. Halt z reguły nie wierzył w magię, ale przez ostatnie kilka dni zaczął zmieniać zdanie. Teraz, na przykład, podążał nie wiadomo gdzie za dziwnym krukiem, który potrafił mówić do niego w myślach. Przedtem do głowy by mu nie przyszło, że tak postąpi. Był przecież najlepszym zwiadowcą. Takie zachowani pasowało do Willa lub Gilana, którzy wprost uwielbiali dziwne przygody i rzucali się w ich wir bez zastanowienia.
- Robię się już na to za stary – westchnął. Kątem oka zauważył wyrwę w gęstym lesie, małą polankę, na której mógłby pozostawić konia. Dalsza podróż dla Abelarda była zbyt niebezpieczna. Niewiele trzeba, aby koń potknął się na wąskiej ścieżce i runął w przepaść. Rozsądniej będzie dalej pójść samemu. W końcu kruk powiedział, że już niedaleko.
Starszy zwiadowca uśmiechnął się ponuro. Doszło do tego, że zaczynał wierzyć słowom ptaka. Chore.
- Pośpiesz się, zwiadowco. Zaraz tu będzie...
- Idę, idę – burknął Halt, zostawiając Abelarda, który rzucił mu przeszywające spojrzenie – Nie marudź, niedługo wrócę.
Zanim się oddalił, dosłyszał jeszcze pełne zwątpienia parsknięcie konia. Podążył za krukiem ścieżką, trzymając się przezornie jak najdalej od urwiska. Po dwudziestu minutach marszu i kilku poślizgnięciach się na śliskich kamieniach, zatrzymał się. Kruk siedział na ułamanej gałęzi i spoglądał na niego wyczekująco. Skinął łbem w stronę góry kamieni, które były doskonałą kryjówką. Zwiadowca zwinnie je przeskoczył i ukrył się. Ptak spojrzał na niego z aprobatą, po czym wzleciał wysoko i po chwili zniknął między chmurami. Na odchodnym Halt usłyszał jeszcze ostrzeżenie.
- Już jest, uważaj...
W tej samej chwili, jakieś pięć metrów od Halta pojawiło się czerwone światełko. Rosło i rosło, aż było wielkości człowieka. Zawirowało, w jego wnętrzu pojawił się obraz zielonego lasu. Rozjarzyło się jeszcze bardziej i nagle wyszła z niego postać.
Zwiadowca zamrugał zaskoczony, ale ani drgnął. Szkolenie nie poszło na marne. Pewne zachowania stały się odruchami, nawet o nich nie myślał. Wiedział, że to co się pierwsze rzuca w oczy, to ruch. Jeśli tkwisz ukryty w bezruchu, jest duża szansa, że nikt cię nie dostrzeże.
Postać okazała się być wysoką, piękną, lecz młodą kobietą. Nie miała więcej niż dwadzieścia pięć lat, ubrana w długą i rozłożystą suknię w kolorze butelki wina. Ciągnęła się ona za nią po ziemi, końcówki kreacji były ubrudzone błotem, ziemią, przylepiły się małe gałązki. Kobieta nie zwracała na to uwagi. Halt zauważył długie rude włosy, sięgające do pasa. Twarz miała skrytą w cieniu.
Zwiadowca padł na ziemię, w momencie, gdy nieznajoma skierowała swe kroki w jego kierunku. Podeszła do oddalonej o trzy metry od kryjówki ściany i położyła na niej rękę. Wyszeptała kilka słów i znów pojawiło się światło. Lita skała rozstąpiła się, ukazując wąskie wejście w głąb góry.
Bez wahania kobieta przekroczyła próg i weszła do tunelu. Halt zauważył migające światło. Ukryty korytarz musiał być oświetlony.
Istnieją różni ludzie. Jedni zemdleliby ze zdziwienia i z szoku, inni uciekli gdzie pieprz rośnie. Wyjątkowe osoby wyskoczyłyby zza skał i pognały w stronę znikającej w tunelu postaci, aby wypytać ją o tajniki magii.
Lecz Halt był zwiadowcą. Cechowała ich ciekawość, ale nie głupota. Każdy rozsądny człowiek zorientowałby się, że odkrycie go w tym miejscu nie skończyłoby się zbyt dobrze. Zwiadowcy zawsze kroczyli po cienkiej i niebezpiecznej linii. Balansowali na niej, aby zaspokoić swoją ciekawość, a jednocześnie zapewnić bezpieczeństwo.
Mężczyzna podniósł się z ziemi i nie wydając żadnego dźwięku pobiegł w kierunku zamykającego się przejścia. Prześlizgnął się w ostatniej chwili, skała znów stała się nie do przejścia.
Ruszył do przodu, ostrożnie stawiając stopy na lekko pochyłej powierzchni. Po dziesięciu metrach natknął się na pierwszą pochodnię. Płomień płonął złotym blaskiem, roztaczając wokół siebie tajemniczą poświatę. Korytarz skręcił raptownie i Halt znalazł się przy rozwidleniu. Wsłuchał się w otaczające go odgłosy. Krople wody kapiące na skaliste podłoże, szelest skrzydeł nietoperzy dochodzący z oddali i kroki kobiety, oddalające się i cichnące z każdą sekundą. Dochodziły z prawej odnogi korytarza. Zwiadowca ruszył szybko w tamtym kierunku, obawiając się zgubić w labiryncie podziemnych korytarzy.
Łuk zarzucił na ramię, pilnując jednak, aby w razie zagrożenia mógł po niego szybko sięgnąć. Położył rękę na rękojeści saksy. Krótkie ostrze nadawało się o wiele lepiej do obrony niż strzały w tych wąskich korytarzach.
Nie wiedział ile szedł. Czas dłużył się mu niemiłosiernie, gdy mijał identyczne tunele, podążając za odgłosem kroków rudowłosej kobiety. Raz minął rozległe podziemne jezioro, na którym zauważył małą łódkę. Tak zatracił się w rutynie, że prawie wpadł na nieznajomą. Nie zwrócił uwagi na brak charakterystycznego stukotu butów. Uratował go szósty zmysł, który posiadał prawie każdy zwiadowca. Co prawda większość z nich go ignorowała, ale Halt nauczył się mu ufać. Spojrzał na skaliste podłoże i z zadowoleniem zauważył dużą kałużę wody. W tafli idealnie było widać postać kobiety. Stała przy pięknie rzeźbionych, drewnianych drzwiach. Zapukała. Mrukliwy zwiadowca usłyszał kroki i po chwili wrota się otworzyły.
- Lilith, skarbie. Jak miło, że zaszczycasz mnie swą obecnością – powitał ją męski głos. Dało się w nim wyczuć głęboko ukryty sarkazm, który zwiadowca z trudem wychwycił.
- Cała przyjemność po mojej stronie, Marcusie – powiedziała pokornie, kłaniając się głęboko.
Mężczyzna stojący za drzwiami warknął cicho. Zwiadowca w wodnym odbiciu zauważył, jak jakaś postać wyciąga rękę i chwyta rudowłosą za włosy. Kobieta syknęła, gdy poczuła szarpnięcie.
- Obawiam się, że nie zrozumieliśmy się ostatnim razem. Masz się do mnie zwracać ,,panie” bądź ,,mistrzu”.
Głos rozmówcy Lilith był z pozoru cichy i spokojny, lecz zawierał groźbę.
- Przepraszam, panie. To już się więcej nie powtórzy.
Lilith zacisnęła pięści, aby nie odpyskować. Widać było, że nie jest tak pokorna, jaką udaje. Jej rozmówca zdawał się tym nie przejmować. A może tego nie zauważył? Halt nie znał odpowiedzi na to pytanie.
Nieznajomy cofnął się w głąb pomieszczenia, aby jego towarzyszka mogła wejść. Kobieta uniosła wyżej głowę i wkroczyła do wykutej w skale komnaty, jakby należała do niej. Drzwi zatrzasnęły się cicho.
Halt w mgnieniu oka przypadł do nich. Z zadowoleniem zauważył sporej wielkości dziurkę od klucza, w którą natychmiast spojrzał. Widział Lilith siedzącą na drogiej kanapie z kieliszkiem wina w ręku i kawałek czarnej szaty obszywanej złotą nicią po bokach jej rozmówcy. Twarzy mężczyzny nie widział, podobnie jak reszty pomieszczenia. Mógł tylko stwierdzić, że komnata jest w nie gorszym stanie niż pokój króla na zamku. Widział komodę z wiśniowego drewna, a na niej liczne drogocenne przedmioty. Drogie dywany zakrywały całą podłogę. Tajemniczy mężczyzna z pewnością miał dobry gust.
Drzwi nie były grube, więc po przyłożeniu do nich ucha, zwiadowca bez trudu rozróżniał poszczególne słowa.
- Jak ma się nasz drogi Michael? Wciąż omotany przez ciebie?
- Potulny jak baranek. Musiałam jednak użyć paru zaklęć, bo z jakiegoś powodu nie chciał się we mnie zakochać i spełniać moich poleceń.
Głos Lilith był pełen samozadowolenia i zachwytu, gdy wspominała młodego mężczyznę. Halt po chwili uświadomił sobie, że chodziło o przywódcę Genoweńczyków. Czy to możliwe, aby ten nie porwał króla z własnej woli?
- Jak długo wytrzyma zaklęcie?
- Do końca akcji. Nie ma szans, aby chłopak je przełamał.
- To dobrze, potrzebujemy tej bandy idiotów do odwrócenia uwagi. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, cały świat padnie do mych stóp...
Halt westchnął cicho. Kolejny zły charakter z zapędami na władcę świata? Ostatnio zaczynało się robić tłoczno w tej branży. Liczba idiotów z podobnymi marzeniami wciąż wzrastała, ale byli niegroźni. W przeciwieństwie do tego czarownika. Marcus najwyraźniej miał uknuty jakiś misterny plan. Zwiadowca obawiał się, że nawet cały Korpus nie da rady poradzić sobie z potężną magią. Trzeba było znaleźć jakąś pomoc. W takiej sytuacji Will musiał poczekać. Konieczne było znalezienie jakiegoś prawdziwego czarodzieja, który wspomógłby dzięki swej magii wysiłki zwiadowców. Jednak o czarownika z krwi i kości było bardzo trudno. O człowieku władającym magią nie słyszano od wieków i ludzie przestali w nią wierzyć. Nikt nie zdawał sobie sprawy, że za jej sprawą rośnie tak wielkie niebezpieczeństwo i zagrożenie. Na ulicach i targach można było spotkać licznych oszustów podających się za magów, jednak żaden nie miał mocy.
Mrukliwy zwiadowca będzie musiał zorientować się w nieznany dotąd sobie sposób, czy w ogóle istnieje inny czarodziej. Trudne i prawie niemożliwe do wykonania zadanie. Jednak po latach służby w Korpusie, Halt przekonał się, że nie ma rzeczy niemożliwych. Są zadania wręcz niewykonalne, bardzo ale to bardzo trudne. Ale nie niemożliwe. Lecz jeśli włożysz w to całą swoją siłę i serce stają się łatwiejsze. To właśnie musiał zrobić zwiadowca. Dla Willa, swojej żony, Gilana, zwiadowców i całego królestwa.
- Co mam dalej robić?
Głos Lilith wyrwał Halta z zadumy. Zamyślił się i przegapił część rozmowy.
- Niech zaatakują. To musi tam być. A jak już zdobędziemy klucz, będę mógł pójść i odebrać to, co należy do mnie. Nikt mnie nie powstrzyma. Ani ten przeklęty Lysander ze swoimi duchami, ani pionki, które postawi mi na drodze. Znam go wystarczająco dobrze, wiem jaki wykona ruch. A ja zawsze będę kilka kroków do przodu. Skończy, błagając mnie o śmierć...
- Nie mogę się doczekać – chichot rudowłosej słychać było w całej komnacie. Można było wywnioskować, że i ją ucieszyła perspektywa wspólnego wroga wijącego się w agonii.
- Idź już. Isabelle poinformuje cię o dalszych ruchach. Odwiedzi cię za cztery dni. Masz tyle czasu na wykonanie dotychczasowego zadania. I nie chcę słyszeć o żadnym niepowodzeniu.
- Tak jest, mistrzu – przez dziurkę od klucza Halt zobaczył, jak kobieta podnosi się z kanapy. Szybko schował się w korytarzu naprzeciwko tego, którym tu przyszedł. Miał nadzieję, że Lilith będzie wracać tą samą drogą, inaczej był zgubiony. Kobieta wyszła i stojąc w progu ukłoniła się czarownikowi. Zwiadowca zacisnął zęby ze złości. Marcus znów stał tak, aby było widać tylko skrawek ciemnej szaty. Nawet gdyby spotkał go w podróży, nie rozpoznałby czarodzieja.
Misternie zdobione drzwi zatrzasnęły się cicho. Halt wychylił się ostrożni zza rogu. Rudowłosa kobieta stała jeszcze chwilę w bezruchu. Na twarzy miała przylepiony usłużny uśmiech. Powoli się odwróciła, a pokora i spokój zniknęły. Usta miała wykrzywione w wyrazie złości i szyderstwa.
- Cholerny mag... Kiedyś go dopadnę i pożałuje... - syknęła cicho, lecz te słowa dotarły do uszu zwiadowcy. Najwyraźniej Lilith nie darzyła swojego przełożonego sympatią. Ruszyła szybkim krokiem i skręciła w tą samą stronę z której przyszła.
Halt odetchnął z ulgą i ruszył za kobietą. Mimo pochodni rozstawionych co pięć metrów, zdawał zlewać się z mrokiem. Poruszał się niczym duch. Szedł cicho, jego stopy stawiane ostrożnie na kamienistym podłożu nie wydawały żadnego dźwięku. Płaszcz nie szeleścił, mężczyzna oddychał spokojnie w równym tempie, tak, że nie było tego słychać. Zwinnie omijał przeszkody w postaci kamieni na jego drodze i zdradliwych stalaktytów zwisających ze sklepienia korytarza.
Tym razem marsz trwał krócej, przynajmniej takie wrażenie odnosił zwiadowca. Na końcu korytarza zauważył nagły rozbłysk. Po chwili rozległ się huk. Dotarł do wyjścia, które powoli się zamykało. Kątem oka zauważył zmniejszające się czerwone światełko. Lilith zniknęła.
Na zewnątrz szalała burza. Pioruny uderzały w szczyty gór, niektóre drzewa, choć obumarłe, paliły się jasnym płomieniem. Odrzucił z głowy kaptur płaszcza, który został zarzucony przez wiejący wicher.
- Trzeba się zbierać – mruknął do siebie, po czym skierował swe kroki w kierunku polanki, gdzie zostawił Abelarda. Konik schował się pod drzewami, które zapewniały jako taką ochronę przed deszczem. Zwiadowca już miał dosiąść zwierzę, gdy przez grzmoty przebiło się krakanie kruka. Mężczyzna uniósł głowę. Po prawej stronie, na wysokości jego oczu, siedział jego wcześniejszy przewodnik. Wlepiał w niego swoje diamentowe ślepia, patrząc pytająco. Halt nie wiedzieć czemu poczuł, że musi odpowiedzieć mu na niezadane pytanie, widoczne w oczach ptaka.
- Wszystko słyszałem – powiedział, czując się bardzo głupio. Większość zwiadowców rozmawiała ze swoimi końmi, nie przyznając się do tego. Mrukliwy zwiadowca zastał kiedyś Gilana błagającego Blaze'a o to, aby ten podzielił się z nim kostkami cukru. Co jak co, ale młody zwiadowca wprost ubóstwiał słodycze. Na szczęście miał bardzo szybką przemianę materii, inaczej skutki jego hobby byłyby opłakane.
Ponieważ Halt odniósł wrażenie, że ptak zapytuje o to, czy słyszał rozmowę Lilith i Marcusa, odpowiedział mu właśnie na to pytanie. Kruk wydawał się być usatysfakcjonowany. Rozłożył czarne jak noc skrzydła i nie przejmując się deszczem, wzbił się w powietrze. Dwadzieścia metrów nad ziemią rozjarzył się srebrnym blaskiem i znikł. Na ziemię, tuż przed zwiadowcą, upadło czarne pióro. Zanim ten pochylił się, aby je pochwycić, rozpłynęło się w powietrzu. Nie został po nim żaden ślad. Jakby nigdy nie istniało.
Halt wzruszył ramionami i odwrócił się Abelarda. Koń cicho zarżał.

- Cóż... To było z pewnością interesujące...

*********************************************************************************

Rozdział jest krótki, mało w nim dialogu, ale jakoś pasował mi do ogólnej koncepcji. Niektóre osoby chciały Halta, to mają Halta. Will i reszta towarzystwa zwiadowczego powinna pojawić się za jakieś 2 lub 3 rozdziały.
Za wszelkie błędy ortograficzne i interpunkcyjne przepraszam, ale prawda jest taka, że jestem zbyt leniwa na sprawdzanie tekstu. Może potem...
Pozdrawiam i życzę miłej lektury (mam przynajmniej taką nadzieję)

Przedtem

7 komentarzy:

  1. Wybacz, że wczoraj nie przeczytałam i nie skomentowałam!
    Już jednak się zreflektowałam i jestem... pod nie lada wrażeniem!
    Był Halt a to najważniejsze :D
    Nie mogę xD Ciekawość Zawiadowców mnie przeraża... Normalnie najlepszym sposobem na nich, było zaostrzyć ich ciekawość i zapędzić w pułapkę. Zastanawiam się, czemu jeszcze żaden zły charakter na to nie wpadł?
    Nie ma ludzi doskonałych! Właśnie o tym sobie przypominałam, gdy czytałam o tym jak bezmyślnie Halt pcha się do jaskini, aby zaspokoić swoją ciekawość. Gdybym znalazła się na jego miejscu, pewnie bym wdała się w pogawędkę z ptakiem i nawet przez myśl by mi nie przeszło, aby wejść do jakiejś mrocznej jamy, ale... ze mną nigdy nic nie wiadomo.
    Rudowłosa wiedźma od razu skojarzyła mi się z przywódcą Genoweńczyków, wstyd się przyznać, ale zapomniałam, jak się nazywał i bardzo się cieszę, że wymieniłaś jego imię - Michael.
    Marcus... czy on przypadkiem nie był tym gościem z poprzedniego rozdziału? Ja sądziłam, że on jest dobry i w ogóle, a tu się okazuje dużo gorszym gościem niż Leo czy Michael!
    Zastanawia mnie, czy to Lilith (śmieszna sprawa, że nazwałaś ją imieniem królowej Sukubów i Inkubów :D) wymyśliła całą tą sprawę o tym mieczu. Niby tak, ale to tworzy znów pytania: po co?
    Po co im ten miecz i czemu chcą złapać Gilana? No bo rozumiem, czemu są Adriannę (chyba wspominałam o tym komentując ostatni rozdział?), bo w końcu w dzieciństwie (tak mi się zdaje) wyuczona została legend i wskazówek jak odnaleźć ten miecz. (Bo to jest miecz, nie?).
    Muszę wyznać, że Halt jest naprawdę odważny, choć też jest nieco ryzykantem, ale tak chyba mają wszyscy bohaterowie :D
    Rozdział po prostu niesamowity, ale zabrakło mi w nim Gilana i Adrianny! No i ich gorącego romansu, któremu obydwoje póki co zaprzeczają :P Teraz sobie również przypomniałam, że gdy Halt łaził za tą rudą wiedźmą (śmiesznie to zabrzmiało xD) to modliłam się w duchu, żeby nikt go nie złapał! Wręcz modliłam się, aby wyszedł cało z tej sytuacji i mimo wszystko byłam zaskoczona, że nikt go nie zauważył! Wręcz do ostatniej chwili bałam się, że Marcus jednak go zobaczy O.O
    Uwielbiam Twoje opowiadanie, ale to już wiesz :D Ponarzekam również, że rozdział nieco zbyt krótki, ale ja zazwyczaj na to narzekam ^^ Pochwale również Twoje umiejętne, rozwiązłe i bardzo przyjemne w czytaniu opisy, które jak zwykle mnie zachwyciły!
    Życzę... a! Wymyślę, coś innego :D
    Życzę weny, co w ilości dogania legendarną moc Ekskalibura!
    Życzę pomysłów, co w swej potężnej magii dościgają zaklęcia Merlina!
    No i oczywiście czasu wolnego, co... narad przy okrągłym stole! :D
    Wyjaśnienie: Ostatnio przeczytałam romans historyczny o miłośnikach opowieści o Królu Arturze :3
    Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Romans historyczny? Jeśli chodzi o książki z tematyką króla Artura, to mi się kojarzy tylko Liceum Avalon :)
      Zadałaś pytanie o miecz. Przeczytaj jeszcze raz swój komentarz, tam jest odpowiedź ;) sama ją napisałaś. Marcus pojawił się dopiero w tym rozdziale, w poprzednim był tylko wspomniany na końcu. Czego chcą od Gilana i zwiadowców dowiesz się za jakieś dwa rozdziały. Przynajmniej tak myślę.
      Halt do końca życia by sobie wyrzucał, że nie wszedł do tej jaskini. Podobnie reszta zwiadowców :D
      Dziękuję za cudowny komentarz! Przypomniałaś mi o kilku ważnych sprawach, o których już prawie zapomniałam. Ach, ta młodzieńcza skleroza...
      Nie wiem jakim sposobem chce ci się pisać tak długi komentarz. Jednak nie mam nic przeciwko :) Strasznie podnosi na duchu i sprawia, że mam ochotę pisać, pisać i pisać.

      Usuń
  2. No dobrze, moja droga. Ze znanych tylko mi przyczyn przychodzę do ciebie teraz, ale jestem przynajmniej w tym samym tygodniu, w którym opublikowałaś rozdział! *cieszy się z sukcesu*
    To tak. Lektura tekstu z pod twoich palców jak najbardziej była przyjemna :D Rozdział cudny i ociekający twoim geniuszem pisarskim! Niestety nie znam Halta, a szkoda, bo wydaje się być ciekawą postacią. :/ Na razie muszę się zadowolić twoim opisem tego bohatera i dzięki tobie już z miejsca mocno się z nim związałam!
    Kruk sam w sobie jest dosyć tajemniczą istotą. Z początku sądziłam, że jest jakimś pupilem któregoś z Genoweńczyków albo jakiegoś dobrego jegomościa, ale po ostatnich zdaniach jestem skłonna sądzić, że jest to jakiś czarodziej (czy coś w tym stylu x)) lub iluzja. Bo w sumie jaki zwierzak ma diamentowe oczy? :o I znika w blasku światła? Na miejscu Halta to bym nie ufała zwierzakowi i zestrzeliłabym go z tego łuku, ale skoro oni wszyscy są tacy ciekawi... No cóż, ja sama chciałabym być tak wyszkolona w zakradaniu się jak Halt albo inny zwiadowca (czasami się zdarza c:). Albo mieć ten szósty zmysł..!
    Lilith? Rodzice jej wybrali imię... :) No nie wiem, kobieta tajemnicza, mocno mnie niepokoi. Mam wrażenie, że jest jakoś powiązana z tym krukiem, jeszcze nie wiem czemu, taki mój instynkt. ;-; Nie podoba mi się, że tak wszystkich owija sobie wokół palca...Niby służy Marcusowi (którego także nie darzę specjalną sympatią i ufnością), ale coś knuje, pewnie większego niż sam tajemniczy "pan" Lilith. Jestem ciekawa co wymyślą zwiadowcy i jak to wszystko się dalej potoczy!
    Gilian łasy na słodycze? W moim tajnym schowku (haha, nikt nigdy go nie znajdzie!) jest trochę czekoladek w nadmiarze, więc mogę się podzielić ze zwiadowcą. Wiesz, żeby już Blaze'owi nie podbierał :D
    Znalazło się kilka błędów, przynajmniej były, gdy czytałam to w czwartek z telefonu z łóżka przed zaśnięciem. :') Ale coś tam teraz poszperam i znalazłam:
    "...nie wydając żadnego dźwięki pobiegł w..." —> dźwięku
    "W człowieku władającym magią nie słyszano od wieków..." —> O człowieku
    Reszty nie znalazłam, a może już to usunęłaś? Albo ja jestem leniem i nie chciało mi się dokładniej czytać. Taa... To chyba to.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem! Chciałam skomentować już wczoraj, ale dopadła mnie rodzinna, urodzinowa posiadówka - pół dnia wyjęte z życiorysu normalnie. No, ale mniejsza o to, nie przedłużam już niepotrzebnie i przechodzę do sedna.
    Mówię to chyba za każdym razem, jednak to nie zmienia faktu, że czytałam ten rozdział z ogromną przyjemnością. Ma po prostu genialny klimat - taki tajemniczy, trochę mroczny, podszyty magią... Cudo! Naprawdę bardzo mi się spodobał. Opisy też były jak najbardziej udane, mogłam bez problemu wszystko sobie wyobrazić. I osobiście również myślę, że bardzo dobrze przedstawiasz Halta. Od razu pozwalasz się zorientować, jakim jest rodzajem człowieka, bez niepotrzebnie rozwlekłej charakterystyki, po prostu pokazujesz to przez jego działania i sposób myślenia, co jest bardzo ważną rzeczą. Także moje gratulacje :) No dobrze, a teraz nieco więcej konkretów.
    Bardzo spodobała mi się postać kruka. Na początku przeraziłam się, że należy do kogoś z "tych złych", ale teraz już na to nie wygląda. Czyżby jednak istniał jeszcze jakiś czarodziej? Może Halt wyruszy na jego poszukiwania? Właśnie, polubiłam tego zwiadowcę, co chyba też nie jest jakimś wielkim zaskoczeniem. Ale tu wyraźnie widać, że umiesz kreować bardzo różne postacie (taki Gillan i Halt - ogień i woda), co też się chwali, bo u niektórych autorów wszyscy są normalnie tacy sami. A u Ciebie każdy ma swoją własną osobowość, swój własny styl, myśli i działa po swojemu - bardzo mi się to podoba :) Lilith! Jestem wręcz niezmiernie zaintrygowana jej postacią i mam nadzieję, że wkrótce będziemy mieli okazję dowiedzieć się o niej czegoś więcej. Owszem, imię dość sugestywne... Wow! To Michael jest pod wpływem uroku i cała ta akcja z Genoweńczykami to jedna wielka zasłona dymna? Wow! Nieźle. Zastanawia mnie ten Marcus... Ale pewnie zechcesz nas jeszcze potrzymać w niepewności, jeśli o niego chodzi.Także uzbrajam się w cierpliwość! Aha, bardzo spodobał mi się fakt, że Lilith nie jest całkiem uległa. Wiesz, "ten zły" bardzo często ma jakiś pomagierów, którzy ślepo mu wierzą i robią wszystko za niego, najczęściej będąc półgłówkami i wywołując przy tym efekt komiczny. Tutaj bynajmniej tak nie jest i to bardzo mnie cieszy :)
    Jeśli chodzi o błędy, to wyłapałam tylko kilka powtórzeń. Gdzieś był taki fragment... O, mam! "Kraj ten był! zamieszkany przez barbarzyńskie plemiona Szkotów, rabusiów i złodziei było! tu pełno. Lecz nie można było! mu odmówić piękna i uroku." Był, było, było. Taka tam drobnostka.

    Pozdrawiam i życzę weny,
    Lakia

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobra, przybywam z kosmosu... -,- (Cicho, bez komentarzy.) W pokoju, gdyż wreszcie pojawił się Halt. Ucieszyła mnie szalenie wiadomość, że za te 2 czy 3 rozdziały pojawi się mój najukochańszy Willuś. O.O Taaa, chyba trochę przesadza, ale lubię przesadzać. ;P Tak czy siak będę czekać na mojego najukochańszego, a teraz przejdę to tego rozdziału.
    No więc (jak zwykle jestem mega zła i zaczynam zdanie od "więc")zacznę może od gadającego kruka, który był najbombowszym akcentem rozdziału. Jeszcze bardziej niż jakich czarnoszaty Mag i rudowłosa znikająca laska... Kocham kruki! Wspominałam o tym? Nie. To wspominam teraz. Te stworzonka, ptaki są kojarzone jako symbol śmierci i tajemniczości co oczywiście jest zawsze gwarancją czegoś genialnego. I tym razem mój ptaszek mnie nie zawiódł. Biedny Halt, w ogóle mi nie pasowało do niego zawierzanie gadającemu stworkowi, ale nie będę komentować bo pewnie zrobiłabym na jego miejscu to samo... No, ale ja to ja, a Halt to Halt. Pozostawiając kwestię jego zdrowia psychicznego... Gadający kruk odszedł w wielkim stylu, w rozbłysku światła i piórko, które znika. Taaa, ekscytuję się jak małe dziecko, które pierwszy raz skacze na trampolinie, ale co poradzę ^^
    A już przechodząc do rozsądniejszej części owego komentarza...
    Bardzo intrygującą postacią jest ten cały Marcus... Wiadomo na pewno, że to bardzo niebezpieczna osobistość, której osobiście bardzo nie chciałabym nigdy poznać i jest zadufanym w sobie egoistycznym psycholem... Aż zrobiło mi się żal tej Lilith (choć stoi po złej stronie) kiedy mówił to swoje"ble, ble, ble jestem pan i władca. Mów mi "mistrzu" lub "panie" bo przerobię cię na pastę do butów" Phi. Za kogo on się ma, pytam? Dobra, już się nie denerwują. Mam tylko nadzieję, że nasza drużyna dobra utrze im nosa w iście mistrzowski sposób ;D
    Więc Halt zamierza szukać czarodzieja... Sądzę, że Gilan znalazł go o wiele szybciej ;P Wiesz co mam na myśli... Sądzę, że to Adriana jest tym, który ma szansę pokonać Mistrza Marcusa ^^
    Pozostaje teraz tylko czekać na rozwój wypadków.
    Życzę ci galaktyk wenny i mórz pomysłów ;*
    Buziaki, Inna :3

    OdpowiedzUsuń
  5. O co come on? Jaki miecz? Kim jest L- coś tam?
    Jak rozmumiem za inwazja nie stoja Genowenczycy, oni są tylko narzedziem. Mają odwrocic uwage, ale czyja? Krola Araluenu? Swoja droga, ktos sie niezle ustawil. Nigdy nie potrafilam zrozumiec jak mozna wymyslic tak zagmatwany plan. Gdyby ja musiala szykowac takie intrygi (na co zreszta sie szykuje) nie dalabym rady. Juz raz o tym myslalam i rozbolala mnie glowa. Masz jakies rady?
    Ten rozdzial jest taki przejsciowy, prawda? Jakos musialas przekzac wszystkim kluczowe informacje. Ale Ty sobie nie odpuscilas i tak byl cudowny! Opis znow na najwyzszym poziomie, wszystko przemyslane. Normalnie masz taki talent, ze nie potrafie tego pojac! Przeciez tak sie nie da!
    Wytlumacz mi na co im Gilan? Potrzebuja go do kolekcji zwiadowcow, czy moze ma nyc karta przetargowa tj. wymienia go za miecz? Powiedz mi!
    Pozdrawiam, puck
    PS Zapraszam do siebie na nowy rozdzial!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie odpowiem CI na te pytania, ponieważ wiedziałabyś już większość rzeczy. Ale mogę Ci zdradzić, że Genoweńczycy mają sprawić, że baronowie i rycerstwo zajmie się nimi, zamiast mieszać się bezpośrednio w sprawy Marcusa.
      A Lysandra już poznaliśmy. Pomyśl chwilę, a sobie przypomnisz.
      Nie mam rady, na wymyślanie intryg. Taka się już po prostu urodziłam. W mgnieniu oka potrafię zrobić z Dzieci z Bulerrbym lub z Anaruka chłopca z Grenlandii, książkę akcji lub fatasy, z magią, intrygą złego bohatera i agentami FBI w jednym. Jak w szkole każą napisać opowiadanie i nie podają jego tematu, to mam spory problem, o czym pisać. Pomysły walą do mojej głowy drzwiami i oknami, a ja nie wiem który wybrać. Po dłuższym czasie jest to wkurzające ;)
      Gilana potrzebują do kolekcji zwiadowców, bo zwiadowcy mają potrzebne informacje, ale nawet o tym nie wiedzą. I te informacje są czegoś warte jak masz wszystkich zwiadowców. Pogmatwane, ale w następnych rozdziałach postaram się to wyjaśnić.
      Serdecznie dziękuję za wspaniały komentarz. I nie wychwalaj tak mojego wątpliwego talentu, bo jeszcze popadnę w samouwielbienie. A to byłoby tragiczne w skutkach.
      Dziękuję i pozdrawiam *

      Usuń

Mia LOG