Lista utworów

07 listopada 2014

Rozdział VII

– Jak to go nie znaleźliście?!
Głos Michaela słychać było w całej karczmie. Przerażony właściciel oberży skulił się w kącie. Najchętniej otworzyłby drzwi i zwiał ile sił w nogach, ale Genoweńczycy to przewidzieli. Gdy tylko wtargnęli do gospody wypędzając gości, natychmiast pochwycili żonę oraz córkę mężczyzny i zamknęli w pokoju na górze, którego przez cały czas pilnowali. Biedak musiał być całkowicie posłuszny, inaczej ukochane mu osoby czekałaby śmierć.
Michael wraz ze swoimi doradcami siedział przy długim stole i właśnie wysłuchiwał sprawozdania z napadu na zamek Araluen. Nie były to jednak dobre wieści.
– Panie, obserwowaliśmy go, tak jak kazałeś. Tuż przed atakiem wszedł z jakiegoś powodu do starej kaplicy. Vincent ucieszył się, że chłopak jest w pułapce i kazał atakować. Skierowaliśmy się w stronę kaplicy, ale zatrzymały nas straże królewskie, musieliśmy się rozproszyć. Dzięki temu udało nam się złapać dwóch pozostałych zwiadowców i jakiegoś rycerza. Wszyscy osobno ruszyliśmy w kierunku świątyni. To Vincent tak zdecydował. Powiedział, że pojedynczo nie zostaniemy zauważeni i bez problemu pojmiemy chłopaka. Ja też skierowałem tam swe kroki, panie i...
Tu zabójca zająknął się, odtwarzając w myślach straszny widok, który zastał nieopodal kaplicy.
– I co? – Głos Michaela był zimny, jakby nie obchodziło go, co stało się z jego ludźmi. Może w pewnym sensie to była prawda. Jego jasnobrązowe włosy połyskiwały w blasku świec, a szare oczy otoczone czarnymi jak smoła rzęsami ewidentnie wyrażały znudzenie niekompetencją jego ludzi. Wysłał ich do zamku trzydziestu, a oni nie potrafili złapać jednego chłopaka. I co z tego, że był zwiadowcą? Dla tak dużej grupy zabójców nie powinien stanowić problemu. Coś tu było nie tak...
– Trupy. Ich trupy były wszędzie. Nikt, kto tam poszedł, nie przeżył. Ciała wyglądały jak zmasakrowane przez jakąś bestię! Nie żartuję, panie! To jakiś potwór, ale było też kilka czystych cięć w gardło. Ktoś wiedział co robi.
– Widzieliście kogoś, kto kręcił się w pobliżu kaplicy?
– Paolo coś wspominał... Mówił, że widział jakąś dziewczynę ubraną na czarno, która zabijała dwóch Genoweńczyków. Ale nikt mu nie wierzy. No bo to dziewczyna, panie. Jak mogłaby zabić naszych zabójców? To niemożliwe.
– W swoim dwudziestopięcioletnim życiu dowiedziałem się, że wszystko jest możliwe. Faktem jest, że była jakaś dziewczyna w pobliżu świątyni, a chłopak jak przedtem mówiłeś, zniknął. Wychodzi na to, że mu pomogła.
– Skoro tak twierdzisz, mistrzu...
– Tak właśnie twierdzę. – Michael spiorunował posłańca wzrokiem. Nie lubił, gdy przerywano mu rozmyślania. – Dlatego idź teraz do tej bandy niedojdów, którzy śmią nazywać się Genoweńczykami i przekaż, że jeśli nie znajdą chłopaka i tej dziewczyny w ciągu tygodnia, to pożałują, że się urodzili.
Posłaniec skłonił się z pokorą i ruszył w kierunku drzwi. Po chwili trzasnęły one za Genoweńczykiem.
– Wy też się wynoście. – Doradcy posłusznie oddalili się do swoich pokoi. Michael nie był w dobrym nastroju i żaden z nich nie chciał go denerwować. Mogli przez to nawet stracić życie. Po pięciu minutach przy stole został tylko dowódca oraz jego osobisty doradca i zastępca, Leonardo Valdez. To on jako jedyny z Genoweńczyków nie bał się gniewu swojego przełożonego. Zwykle przebywał w cieniu, z dala od innych. Ale wiedział, kiedy wziąć sprawy w swoje ręce, czym zyskał wysoką pozycję w społeczeństwie zabójców.
– Co o tym myślisz? – Głos Michaela Descouedresa był cichy, spokojny i opanowany. Najwyraźniej pogodził się już z niepowodzeniem i planował zemstę. – Ja muszę znaleźć ten miecz! Nawet za cenę życia. Mojego życia, życia wszystkich ludzi!
– Ależ oczywiście. – Leonardo wpatrywał się w drugiego mężczyznę brązowymi oczami. Czarne włosy opadały mu na czoło. Miał trzydzieści lat, ale dzięki przebywaniu na świeżym powietrzu wyglądał o wiele młodziej. – To nasz priorytet, panie. Nikt nie może się o tym dowiedzieć.
– Zdaję sobie z tego sprawę. Ale to, że ten zwiadowca zniknął, bardzo mnie niepokoi. A jeszcze bardziej ta dziewczyna. Masz jakiś pomysł?
Valdez milczał, wpatrując się ponuro w okno, za którym szalała wichura. Karczmarz już dawno się ulotnił.
– Jest coś, czego ci nie powiedziałem, panie. – Jego oczy sprawiały wrażenie nieobecnych. – Pamiętasz, jak zmietliśmy z powierzchni ziemi Zakon Asasynów z Czarnej Wieży? Wtedy dowodził nami Julio, twój poprzednik.
– Pamiętam. Nie brałem w tym udziału, miałem tylko siedem lat. Ale ty tam byłeś.
– Tak, to było osiemnaście lat temu. Jak ten czas leci! Byłem najmłodszy, tylko dwanaście lat. Już wtedy chciałem zdobyć wysoką pozycję, więc zgłosiłem się na zwiady. Znalazłem polanę z czarną wieżą... To była cudowna noc! Wyrżnęliśmy ich wszystkich w pył!
– Co to ma wspólnego z naszą sytuacją? Doprawdy, twoje opowieści są fascynujące, ale nie mam niestety czasu. Aż mi serce z tego powodu pęknie. Naprawdę żałuję – zakpił Michael.
Leonardo widząc, że dziś nie pochwali się swoimi młodzieńczymi osiągnięciami, wrócił do tematu, który z taką łatwością porzucił.
– Poszedłem tam, panie. Do zamku Araluen. Widziałem te wszystkie trupy. Jeden z nich trzymał w ręce to. – Zabójca rzucił na stół kawałek czarnego materiału. Był on pomięty, poplamiony zaschniętą krwią i wyglądał, jakby ktoś siłą oderwał go od ubrania przeciwnika. Ale nie to najważniejsze. W oczy rzucał się przerażający symbol wyszyty srebrną nicią. Ludzka czaszka przebita sztyletem, a pod nią skrzyżowane miecze.
– Obawiam się, panie, że nie wykonaliśmy wtedy dobrze swojego zadania. Jestem tego nawet pewny. – Valdez spojrzał z nienawiścią na herb. – Ktoś z Zakonu Asasynów Czarnej Wieży ocalał.
– Cholera.

***

Godzinę później Michael Descouedres szedł zmęczony ciemnym korytarzem. Cienie rzucały na podłogę przerażające wzory, cisza panująca wokół była niepokojąca. Gdzieś obok nóg mężczyzny prześlizgnął się szczur. Okiennice skrzypiały i waliły o framugi okien, niezdolne stawić opór wichurze szalejącej na zewnątrz. Wśród wiatru na ulicy siedzieli bezdomni, trzęsąc się z zimna, przymierając z głodu i z ponurą miną wpatrując się w opuszczoną willę, którą dowódca Genoweńczyków wybrał na swoją siedzibę w czasie pobytu w tym podupadającym miasteczku.
Michael nie przejmował się ciemnością, wyjącym wiatrem i faktem, że jest zupełnie sam w ponurym dworze, niegdyś zamieszkanym przez bogatą szlachtę. Miał na głowie inne problemy. Pomysł, że dziewczyna widziana przez jego podwładnych jest jedyną pozostałą zabójczynią z Zakonu przerażała, ale też wzbudzała w nim gniew. Z pewnością to ona zabrała młodego zwiadowcę, który był mu potrzebny. Descouedres nie był pewny, czy któryś z jego ludzi byłby w stanie ją pokonać.
Nie martw się, skarbie. Ja się zajmę tą suką.
Wokół niego rozległ się bezcielesny głos. Melodyjny i mroczny mamił i sprawiał, że Michael był zdolny zrobić wszystko. A wcale nie chciał. Nie mógł jednak nic poradzić, że na widok jego rudowłosej właścicielki jego serce zaczynało wykonywać coraz szybsze uderzenia. Kobieta była piękna, seksowna i uwodzicielska. Szybko owinęła sobie chłopaka wokół palca. Potrafiła go nakłonić do wszystkiego. Dowódca nie był pewny dlaczego, ale miał wrażenie, że nie mógłby się jej przeciwstawić. Niepokoiło go to, bo nigdy jeszcze nie oszalał tak na punkcie płci pięknej. Dwa lata temu zastawiła na niego sidła, a on pokornie w nie wpadł. I było mu w nich tak dobrze, że nie miał zamiaru się z nich wydostać.
Ty się skup na znalezieniu miecza. Będziemy wtedy niepokonani. Zrobisz to, prawda, mój piękny chłopcze?
– Tak, oddam za to nawet swoje życie.
Drzwi, przed którymi sekundę temu się zatrzymał, otworzyły się. W półmroku stała młoda kobieta, o jakieś dwa lata starsza od Michaela. Jej rude włosy spływały na ramiona, zielone oczy iskrzyły w świetle księżyca, które wpadało przez okno. Miała na sobie bardzo krótką i obcisną zieloną sukienkę z dużym dekoltem. Dzięki głębokiemu wycięciu na plecach ubranie zasłaniało bardzo niewiele.
Michael przełknął ślinę na jej widok. Oczywiście nie ze strachu. Kobieta zobaczyła to i uśmiechnęła się usatysfakcjonowana z efektu. Szybko wciągnęła Genoweńczyka do pokoju i zamknęła drzwi na klucz. W mgnieniu oka przyszpiliła chłopaka do ściany, przywierając do niego całym ciałem.
– Dobra odpowiedź. – Jej głos w rzeczywistości był jeszcze piękniejszy. – Bardzo dobra.
Palce kobiety wędrowały po klatce piersiowej Michaela, powoli zbliżając się do guzików na szyi. Po chwili ten biały materiał leżał na ziemi, zupełnie niepotrzebny. Dłonie rudowłosej zaczęły zsuwać się coraz niżej, co wywołało szybki oddech chłopaka.

– Pozwól więc, że cię wynagrodzę. – Przycisnęła usta do warg chłopaka i śmiało wsunęła w nie język. Oderwała się na chwilę, aby spojrzeć mu w oczy. - I uwierz mi, piękny chłopcze, zrobię to z prawdziwą przyjemnością.


 
*****************************************************************************
Jest rozdział VII. Zabrało mi trochę czasu napisanie go, a jest krótki. Bardzo krótki. Chyba mam chwilowy brak weny. Ale jestem pewna, że niedługo ona wróci.
Ten rozdział jest taki... inny. To chyba odpowiednie słowo. Ale w końcu Adriana i Gilan to zupełnie inna bajka (nie dosłownie) niż Genoweńczycy. Nie wiedziałam co zrobić z tą końcówką, ale w końcu teką ją wstawiłam, jak widzicie powyżej. Nie wiem czy to był dobry wybór, ale stało się.
Miałam zamiar wprowadzić w tym rozdziale Halta, ale stwierdziłam, że akurat on zasługuje z pewnością na osobny rozdział. Teraz muszę pomyśleć i poukładać sobie pomysł jakie wpadną mi do głowy.
Pozdrawiam :)

8 komentarzy:

  1. Rozumiem cię doskonale, ale szkoda, że rozdział krótki, bo czytało mi się z przyjemnością :)
    Zacznę od rudowłosej wiedźmy, ten motyw jest wspaniały! Świetnie współgra z całością opowiadania! Fajnie, że ten rozdział napisałaś tylko o Genoweńczykach. Teraz mam pewność, że Leonardo jest bardzo, bardzo nie dobrym panem :D Tutaj gadają o poważnych sprawach, a ten wyskakuje z historyjką, aby zaskarbić sobie przychylność Michaela. Niestety plan mu się nie udało, bo szef był w zbyt ponurym nastroju.
    Nie podoba mi się, że tak szybko odgadli tożsamość Adriany, ale można było to przewidzieć, bo twoi bohaterowie nie są głupi, co się chwali i jednocześnie pewnie jest bardzo trudne. Zabrakło mi w tym rozdziale zawiadowców, bo bardzo ich polubiłam w twoim wydaniu c:
    Ja sama niestety nie czytałam tych książek i raczej tylko ograniczę się do twojego bloga.
    Poczułam dziwną satysfakcję z tego, że się jej boją, wręcz pomyślałam "A macie frajerzy!". Mimo tego, że nie powinnam lubić tych zabijaków, którzy zastraszyli właściciela karczmy, jakoś czuje do nich sympatię, co mnie niepokoi.
    Teraz przynajmniej wiemy (mniej więcej), czemu ten najważniejszy Genoweńczyk szuka. Zastanawia mnie, czym jest ten miecz, ale szybkiej odpowiedzi raczej nie dostanę i będę jedynie kibicować Zawiadowcą, aby oni pierwsi go odnaleźli. Naprawdę nie mogę już doczekać się kolejnego rozdziału! Mam w głowie tyle pytań i tyle dziwacznych wersji, co będzie dalej, że można oszaleć.
    Zrobiło mi się przykro, że już skończyłam czytać, ale z niecierpliwością czekam na kolejną cześć, swoją drogą nie tylko ty odczuwasz chwilowy brak weny, tak swoja porozdawałam innym, że chyba się na mnie obraziła. Choć zwalam to głownie na jesienną porę, a której (jak się okazało) naprawdę nie lubię.
    Ten rozdział rzeczywiście jest nieco inny, ale równie ciekawy i wciągający jak wszystkie inne :)
    Mimo, że moja wena zrobiła sobie kilkudniowy urlop, ja tam życzę, aby twoja już do ciebie wróciła i nie odstępowała cię na krok :) Życzę dużo pomysłów i nieograniczonego czasu wolnego do tworzenia :D
    Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Echhh.... idzie się wściec... miałam napisany komentarz, a mi komputer zaciął i wszystko poszło się... no xd
    Trochę króciutki, ale rozumiem cię co do zastoju wenowego. To straszne. Ale mam nadzieję, że ta wena wróci szybko, bo jak przeczytałam, że chcesz oddać jeden rozdział Haltowi to aż chciało mi się piszczeć. Uwielbiam tego staruszka. <3

    Poznajemy Genoweńczyków od środka. To ciekawi ludzi, ale strasznie bezwzględni. Leonardo z taką swobodą opisywał jak zabili członków Zakonu Asasynów jakby to była najlepsza zabawa na świecie. Brr... to straszne. Nie wiem jak można z taką chęcią mordować ludzi. A ja na miejscu Michaela bałabym się trochę tego Leonardo. Jeżeli on już jako dwunastolatek chciał mieć jakąś wyższą pozycje w ich społeczeństwie, to co dopiero teraz. Coś czuję, że ma chrapkę na rolę przywódcy. :D

    O nie! Oni wiedzą o Adrianie. Nie wiedzą gdzie jest ani jak się nazywa, ale już skapnęli się, że kogoś pominęli, gdy urządzali sobie istną rzeż w ich wieży. Myślałam, że ona dłużej zostanie niezauważona, ale skurczybyki ogarnęli co i jak.
    Do tego ta ruda wiedźma. Co ona chce od tej biednej Adriany? Jestem ciekawa co ona ma do niej. No bo przecież nie chce jej zabić od tak. Ta ruda musi wiedzieć kim jest Adriana i wgl. Hmmm... Hmmm... Jestem ciekawa co wyniknie z tej konfrontacji.
    Rozśmieszyło mnie strasznie to, że Michael uległ tej wiedźmie. Co robi piękne ciało kobiety z facetem. Myślałam, że taki ktoś jak on z wielkimi ambicjami i wgl nie da się omamić urokom jakieś kobiety, a co dopiero słuchać i wykonywać to co ona mówi. Przecież, gdy ona kiwnie palcem to on od razu zatańczy tak jak ona mu zagra. Do tego starszą sobie wziął. Pff... faceci :P A poza tym nie wiemy zbyt dużo o niej. Jak ona w ogóle się zwie? :D

    Zastanawia mnie jedno. Gdzie są wszyscy rycerze Araluenu? Nawet gdy nie maja króla ani sir Davida to przecież mogą się ogarnąć i wypędzić obcych ze swoich ziem. Zachowują się jak totalne dupy, które nie mają mózgu, tylko kupę mięśni. Przecież wśród nich musi być ktoś mądry. Albo niech znajdą sobie jakiego zwiadowcę. Ale moment. Ty chyba napisałaś, że wszystkich zwiadowców złapali, oprócz co jest z Adrianą. Chyba, że coś pomyliłam. Nie ważne. Przecież jest jeszcze ten baron z lenn, z którego pochodzi Will. Teraz zapomniałam totalnie imienia tego barona i nazwy lenna, ale przecież tam też mają mistrza, który zajmuje się rycerzami. xD Czasami głupota mięśniaków mnie rozwala :D

    Naprawdę fajny rozdział, choć oczekiwałam, że będzie jakaś zabawna konwersacja między Adrianą, a Gilanem. xD Choć co się odwlecze to nie uciecze. :D Nie mogę sie doczekać Halta. *-* I w ogóle wszystkiego. Bosko, tylko krótko :D
    Życzę powrotu weny i miłego weekendu :)
    Pozdrawiam gorąco,
    Sandra. xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobra, siedzę na głupiej rodzinnej imprezce i piszę z telefonu, więc wybacz, ale będę się streszczać. Rozdział bardzo mi się podobał, choć był krótszy od poprzedniego. Podobał mi się panujący w nim klimat, ciekawie też było spojrzeć na wszystko z punktu widzenia Genoweńczyków. Niezmiernie interesuje mnie ten tajemniczy miecz, musi być cenny i wyjątkowy. Trochę sformułowanie "No przecież wiem" mi nie pasowało, ale to taki szczegół. Początek drugiej sceny bardzo mi się podobał, ten opis ciemności i wichury. A na koniec jeszcze ta kobieta, moim zdaniem świetnie wprowadzona. Aż chcę wiedzieć o niej więcej. Trochę mi się skojarzyła z Melisandre... W każdym razie, bardzo mi się podobało i mam nadzieję, że wena wkrótce do ciebie wróci. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ryczę -.- Ja ryczę o.O Naprawdę! Mam łzy w oczach...
    Jak ty mogłaś to zrobić? Zamorduję, zaszlachtuję!!! :'(
    Toż to najwyższa hańba pisać takie króciótkie rozdziały. I zostawiać człowieka nienasyconego. :8
    Noż po prostu ja kiedyś z tobą zejdę na zawał. To nie jest żart - podnosisz ciśnienie, a potem przerywasz.
    Foszek. Pfu ~.~
    Rozumiem doskonale brak weny, bo aktualnie nie mam ani tego ani czasu.
    No dobra, dobra już nie marudzę.Albo dobra... Jeszcze raz ci marudnę (jest takie słowo? o.O?) Tak pod względem treściowym to trochę mi zepsułaś napięcie w tej pierwszej scenie tym końcowym "cholera", ale to taka wolna dygresja ;)

    Na początku byłam trochę zawiedziona, że nie będzie dalej o Adrianie i Gilanie, ale po przeczytaniu stwierdziłam, że ten rozdział był bardzo ciekawy i owocny. Poznaliśmy Michaela i pobudki nim kierujące. Tak naprawdę to ta scena z tą laską wydawała mi się surrealistyczna, ale taki miałaś chyba zamysł (i spodobało mi się^^).
    Nie skomentowałam po prawdzie twojego pytania o dodaniu szczypty magii, ale byłam(i jestem) :D jak najbardziej za.

    Trzymam kciuki w tworzeniu kolejnego rozdziału (oby był dłuższy). I powal mnie na kolana ;) Choć praktycznie powaliłaś mnie już dawno temu. ;P Jeju, jeju. Mam nadzieję, że następny już będzie o Halcie, bo muszę [po postu MUSZĘ] dowiedzieć się co się z nimi dzieje. Mój kochany Will... :'(

    Już nie przedłużając: życzę ci (teraz to już OCEANU) weny ;P
    Buziaki, Inna :3

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie jestem wielką fanką pisania długich komentarzy. Ale, muszę przyznać, że bardzo mi się podoba twoje opowiadanie. Piszesz bardzo ciekawie i interesująco i już nie mogę doczekać się następnej części. I tak jak moja poprzedniczka mam nadzieję, że już niedługo rozdział, będzie o Halcie i Willu, bo to są moje dwie ulubione postacie. Bez nich ta książka byłaby bezsensu.
    Pomyślnej weny
    MysteryHope

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej :)
    To, co mnie najbardziej zaskoczyło w tym rozdziale to brak perspektywy Adriany, do której tak się już przyzwyczaiłam. Miałam nadzieję, że dowiemy się o jej dalszym losie, ale na to widocznie muszę jeszcze poczekać :)
    Rozdział sam w sobie był krótki, ale ukazywał postawy bezwzględnych Genoweńczyków, które są dość przerażające. Jak można tak ubóstwiać walkę o władzę ponad wszystko? Nawet ponad życie ludzi. Straszne.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny w pisaniu następnego rozdziału!

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej! Chyba czas coś napisać do ciebie, prawda? nie martw się, staram się czytać na bieżąco. ;)
    Krótki! Zbyt krótki! :/
    LEONARDO VALDEZ. Z czym mi się kojarzy? Z Leosiem z Olimpijskich Herosów. :3 Czytałaś książki Riordana, prawda? ;) W każdym razie, facet nie jest moim ulubieńcem, jakoś mnie zniesmaczyła ta jego chęć do chwalenia się czymś tak... Okrutnym. Pozatym, przeraża mnie to, że ci zabójcy są tak bezwstyni, jeśli chodzi o ich czyny. Nie rozumiem takich zachowań. :(
    Za mało Adriana! W nn musi być go więcej! :D
    Świetna scena z ruda kobietą i Michaelem. Czyżby to ona go do wszystkiego namawiali, co złe?
    Nie mam czasu na dłuższy komentarz... No nic, to pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jedyne, co mi nie pasuje, to nazywanie mężczyzn chłopcami. Ale tak, to jest zaje.iste.

    OdpowiedzUsuń

Mia LOG