Lista utworów

08 października 2014

Rozdział IV

– Więc co robimy? - zapytał po raz dziesiąty Gilan.
Odpowiedziała mu cisza, przerywana płaczem Horacego. Dziewiętnastoletni rycerz księżniczki Cassandry i jej narzeczony był w rozsypce. Wiadomość o porwaniu króla była szokiem, a gdy dowiedział się, że jego ukochana także dostała się w ręce wroga, załamał się całkowicie. Ktoś powinien zarządzać królestwem pod nieobecność króla i jego doradców, a Horacy nadawał się do tego najlepiej. Ludzie go szanowali i uwielbiali. Ale rycerz nie był teraz w stanie nic zrobić. W tym momencie był bezużyteczny. Podobnie jak Halt i Will.
Wysoki zwiadowca sądził, że chociaż oni zachowają zimną krew. Tak się też stało, ale do czasu, aż Horacy przez przypadek powiadomił ich, że królowi towarzyszyli przedstawiciele Służb Dyplomatycznych. Tak się składało, że była to lady Pauline, żona Halta oraz Alyss, ukochana Willa.
Po tej wiadomości obaj zwiadowcy nieobecnym wzrokiem wpatrywali się w ścianę, co chwila mamrocząc imię swojej pani serca.
Gilan westchnął. Miłość to dziwna rzecz, niebezpieczna. Z jego obserwacji wynikało, że przez nią człowiek dosłownie odchodził od zmysłów, stając się bezużyteczny.
Gdyby sytuacja nie była tak dramatyczna, może nawet by się roześmiał. Stanowili dla innych iście zabawny widok. W komnacie siedziało czterech bohaterów królestwa. Znajdowali się tam tak długo, że powinien już powstać plan odbicia jeńców z rąk Genoweńczyków. Jednak żaden z nich nie był w formie.
Will, który wychowywał się w domu dziecka, pokonał kalkary, uratował tysiące ludzkich istnień, dowodził armią w zwycięskiej bitwie mając tylko osiemnaście lat, teraz poległ. Leżał na jedynym łóżku w tej komnacie, gapiąc się w sufit i nucąc pod nosem jakąś głupią melodyjkę.
Halt, mistrz zwiadowców, najlepszy z najlepszych, przeżył pięć zamachów na swoje życie, w tym trzy z rąk swojego brata, który miał chrapkę na tron królestwa Cromelu. Mężczyzna musiał uciekać z kraju, którego był władcą. Pomógł królowi obalić tyrana i zreformować Korpus Zwiadowców.  A teraz siedział pod ścianą, bardziej podobny do ledwo żywej rośliny niż człowieka, o którym krążą legendy.
Horacy, mistrz miecza, wychowany w sierocińcu, przyjaciel Willa i ukochany księżniczki, za którą popłynął na koniec świata. Uratował życie cesarzowi Nihlon-ja, a już w wieku szesnastu lat zabił największego wroga królestwa w rycerskim pojedynku. Teraz pił już dziesiąty puchar wina, a wzrok miał mętny.
Każdy człowiek stwierdziłby, że to Gilan powinien być najbardziej wstrząśnięty dokonaniami Genoweńczyków. Wychowany na jednym z najbogatszych dworów jako jedyny syn sir Dawida, dowódcy wojsk królewskich, z dala od śmierci, niedostatku, chorób i niegodziwości. Był rozpieszczany przez matkę i opiekunki, nauczyciele tolerowali każdy jego wybryk. Służba spełniała każdą zachciankę. Gilan był oczkiem w głowie sir Dawida, choć ten nigdy by się do tego nie przyznał. Jednak właśnie dzięki wychowaniu przy szkole rycerskiej i uczęszczaniu do niej, potrafił teraz zachować zimną krew. Postanowił zostać zwiadowcą, ale nauki najznakomitszych nauczycieli nie poszły na marne.
– Halt, litości! Ile ty masz lat, że tak się zachowujesz? Siedemnaście?! Weź się w garść i coś zrób!
– Przecież coś robię – mruknął Halt, nie podnosząc nawet głowy. Gilan miał dość.
– Oczywiście! Siedzisz i rozczulasz się nad sobą. Wiesz, kogo mi to przypomina? Starego dziada, który myślał tylko o sobie! Spotkałem takiego w Arydii. Tylko, że on przynajmniej nic dla nikogo nie znaczył. A na ciebie, ty stary idioto, liczy całe królestwo! Więc weź łaskawie podnieś swoją dupę z podłogi i przestań robić z siebie durnia! Co ty masz?! Kryzys wieku starczego?!
Te słowa przynajmniej wywołały jakąś reakcję u mrukliwego zwiadowcy. Nienawidził on bowiem, jak ktoś, a już tym bardziej były uczeń, wypominał mu wiek. Chwiejnie podniósł się z podłogi. Gilan cofnął się na bezpieczną odległość. Wiedział, że powiedział za dużo, ale co się stało, to się nie odstanie. A po drugie nie widział powodu, aby nie mówić prawdy. Przynajmniej Halt zareagował.
Mistrz zwiadowców zacisnął palcie w pieść, przygotowując się do uderzenia.
Wtem drzwi do komnaty otworzyły się z hukiem i wbiegł zasapany żołnierz. Zatrzymał się zdezorientowany, ale szybko się opamiętał.
– Panie, zwiadowco, zwiadowco... – powiedział kłaniając się po kolei Horacemu, Haltowi i Willowi, który podniósł się z łóżka. Zatrzymał niepewnie wzrok na Gilanie – Zwiadowco czy panie?
– Zdecydowanie zwiadowco – westchnął chłopak. Nienawidził, gdy ludzie zwracali uwagę na jego pochodzenie. Nigdy też nie zniżył się do tego, aby posługiwać się nazwiskiem w celu ułatwieniu drogi do celu. Według Gilana obnoszenie się z tym, że pochodziło się z arystokracji, było po prostu chore i haniebne.
– O co chodzi, żołnierzu? – zapytał ponuro Horacy ze swojego fotelu.
– Jakaś wariatka panie! Wzięła jednego człowieka za zakładnika i żąda, aby któryś z panów przyszedł i udzielił jej jakiś informacji! Mówi, że wtedy nikomu nic się nie stanie!
– Ja pójdę – mruknął Gilan. Widząc zdziwione spojrzenia towarzyszy, wyjaśnił. – I tak nie wytrzymam ani chwili dłużej w tym pokoju, nie rozwalając głowy któremuś z was. Zobaczę, o co chodzi z tą wariatką, a wy się jakoś ogarnijcie.
Przyjaciele pokiwali głowami. Powoli wracali już do siebie.
– Prowadź – rozkazał wartownikowi.
Po pięciu minutach marszu znaleźli się przed murami kaplicy. Wyglądała bardziej jak jakaś obronna warownia, niż Dom Boży. Właśnie tym się stała, gdy dziesięć lat temu wybudowano nowy kościół. Została odświęcona i przygotowana do obrony w razie ostateczności. Do środka prowadziły tylko jedne drzwi, tak solidne, że jeśli się je zamknęło na wszystkie zasuwy, nic nie potrafiło ich wyważyć, a okien nie było. Wewnątrz zawsze panował mrok.
– To tutaj? – zdumiał się Gilan, widząc siedmiu żołnierzy przy drzwiach.
– Tak, zwiadowco. Trzeba jej przyznać, że wie gdzie się schronić. Nie radzę tam wchodzić, zwiadowco. Strzały na nic się zdadzą w tej przeklętej ciemności.
Gilan uniósł brew, spoglądając na miecz przytroczony do pasa. Drugi mężczyzna dopiero teraz go zauważył. Zrobił się czerwony na twarzy ze wstydu.
– Poradzę sobie, dziękuję za troskę. Nie wtrącajcie się, jeśli można.
– Tak jest.
Wysoki zwiadowca pewnym ruchem otworzył ciężkie, żelazne drzwi i wszedł w mrok. Z boku rozległ się przerażony krzyk i obok niego przeleciał żołnierz, który jak najszybciej chciał się wydostać na słońce, jak najdalej od zła czającego się w kaplicy.
Gdy tylko człowiek wybiegł, drzwi zatrzasnęły się, a wszystkie zasuwy zasunęły. Gilan mocniej zacisnął rękę na mieczu. W tym pomieszczeniu było coś, co prawie całkowicie mąciło jego zmysły.       
Nagle poczuł ruch z lewej strony, ale zanim zdążył zareagować, ktoś uderzył go w nadgarstek, wytrącając miecz z ręki. W następnej sekundzie, wciąż oszołomiony, został popchnięty na ścianę, Ktoś przycisnął go do niej i przystawił ostry sztylet do gardła. Otoczył go zapach jaśminu i lawendy. Poczuł ciepły oddech na gardle.
Po chwili w ciemności rozległ się cichy, melodyjny głos.
– No to się teraz zabawimy, co nie, zwiadowco?

***

Adriana starała się skupić. Ale nie za bardzo jej to wychodziło. Zapach mięty zmieszany z wonią czekolady bijący od chłopaka przed nią, mącił zmysły.
Zła na siebie potrząsnęła głową. Była płatnym zabójcą, a teraz polowała na Genoweńczyków. Musiała tylko się od kogoś dowiedzieć, gdzie zmierzają. Dlatego przybyła do zamku, chociaż roiło się tutaj od szlachty. Nienawidziła jej. Symbolizowała wszystko, czego ona nie posiadała. Niezmierzone bogactwo, pozycję i szacunek ludzi. Niedotknięci śmiercią, zniszczeniem, myślący tylko o sobie arystokraci. Ich dzieci dostawały pozycję i ważne funkcje na dworze królewskim po rodzicach, nie musząc na nie zapracować. Nie mogła się rozpraszać w takiej chwili.
– To zależy, co uważasz za zabawę – syknął zwiadowca, starając się nie skaleczyć o sztylet, przystawiony do jego gardła.
– Zabawnie byłoby ci poderżnąć gardło, nie uważasz? – prychnęła zabójczyni. Ten zwiadowca ją wkurzał. Nie wiedziała nawet ile ma lat, ani jak wygląda. Przed zatrzaśnięciem drzwi na cztery spusty zdążyła zauważyć tylko zielono-szary płaszcz.
– W takim razie mamy zupełnie inne definicje zabawy – odpowiedział spokojnie zwiadowca.
– Mamy różne cele, pragnienia, pomysły, emocje. To chyba normalne, że definicje też się u nas różną.
– Fakt, jestem pewien, że myśli wariatki zdecydowanie różnią się od myśli zdrowego psychicznie człowieka.
Adriana zasyczała. Każda jej ofiara już dawno klęczałaby przed nią, błagając o życie. A ten dupek się z nią droczył.
– Mogłabym cię zabić – syknęła.
– I znów mówisz prawdę. To zadziwiające, że tak inteligentne rzeczy przychodzą do głowy osobie niezrównoważonej psychicznie. Ale wtedy nie zapytasz mnie o to, co chciałaś.
Dziewczyna westchnęła, chowając sztylet do pochwy. Zwiadowca nie miał zamiaru uciekać, więc spokojnie mogła zapalić pochodnie i zobaczyć jak wygląda. Nawet jeśli rzuciłby się do drzwi, one były zamknięte, a ona szybsza.
– Nie jestem wariatką.
– Więc uważasz napadanie na ludzi w starej kaplicy za normalne? – zapytał kpiąco.
– Jeśli chodzi o moje życie, to zdarza się to codziennie. A teraz zamknij się, idioto. Próbuję zapalić pochodnię. I zanim zapytasz, to nawet wariatka potrafi to zrobić.
– Tego akurat byłem pewien, bo w jaki sposób wariaci podpalaliby budynki pełne ludzi?
– Zamilcz albo skrócę o głowę! – wrzasnęła Adriana. Była wściekła, ale w jakiś sposób ta głupia kłótnia sprawiała jej przyjemność. Czuła się teraz taka... normalna.
– Jaka krwiożercza... – mruknął cicho zwiadowca, dbając jednak o to, aby słowa doleciały do uszy zabójczyni. Dziewczyna rzuciła w stronę, skąd dobiegał jego głos świecznikiem. Nie trafiła.
– Czy ty masz zawsze na wszystko odpowiedź? – zapytała zirytowana.
– Szczerze mówiąc, to tak.
Pochodnia wreszcie się zapaliła, oświetlając ich twarze.
– Płatny zabójca – syknął na oko dwudziestotrzyletni chłopak, cofając się i chwytając miecz leżący na podłodze. Znak na płaszczu kobiety mówił sam za siebie.
– Arystokrata. – Twarz Adriany zrobiła się czerwona ze złości. Nie wiedziała, do kogo należał herb przedstawiający złotego lwa, ale to nie miało znaczenia. Po kilku sekundach syknęła:
– Szkoda.

– Faktycznie, szkoda.


*********************************************************************************
Rozdział jest bardzo krótki, bo nie miałam pomysłu jak go przedłużyć. Na następny też nie mam pomysłu, więc nie wiem, kiedy się pojawi. Kolejne rozdziały postaram się pisać dłuższe, ale będą się pojawiały rzadziej.
Zwyczajowo proszę o pisanie w komentarzach, jeśli gdzieś w tekście znaleźliście błędy.
Pozdrawiam,
Mentrix :)

6 komentarzy:

  1. Hej :)
    Rozdział faktycznie krótki i trochę szkoda, bo akcja w ostatnim fragmencie fajnie się rozwinęła. Ale cierpliwie poczekam na następne rozdziały i życzę dużo weny do ich tworzenia.
    Przez poprzednie rozdziały zastanawiałam się właśnie kiedy postać Adriany zostanie połączona z sytuacją porwania króla i obserwujących to zwiadowców, bo jak wiesz nie czytałam tej serii i nie rozumiałam tej kolokacji. Ale nareszcie to nastąpiło i to w jaki sposób!
    Ona jest niezwykle twardą sztuką, nie ma co! I chyba wpadli sobie w oko z 'arystokratą' :P Chociaż może nie, ale ja jak zawsze wszędzie wyszukuję związków i romansu.

    'który miał chrapkę na tron królestwa Cromelu. Który musiał uciekać z kraju, którym powinien rządzić. Który pomógł królowi obalić tyrana i zreformować Korpus Zwiadowców. Teraz siedział pod ścianą, bardziej podobny do ledwo żywej rośliny niż człowieka, o którym krążą legendy.
    Horacy, mistrz miecza, wychowany w sierocińcu, przyjaciel Willa i ukochany księżniczki, za którą popłynął na koniec świata. Który uratował życie cesarzowi Nihlon-ja, który w wieku 16 lat zabił największego wroga królestwa w rycerskim pojedynku.' -> cały ten fragment jest po prostu przesycony powtórzeniami 'który' itd., dlatego czyta się go dość ciężko.

    Pozdrawiam i czekam na następny, oby niedługo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz całkowitą rację co do powtórzeń. Teraz czytam ten rozdział i sama się dziwię, jakie głupoty napisałam. Postaram się to naprawić.
      Następne rozdziały powinny być dłuższe. Jeszcze nie jestem tego na sto procent pewna, ale możesz mieć rację co do tego związku. Zobaczymy, jak będzie działać moja wyobraźnia.
      Nie wiem kiedy będzie nowy rozdział, nawet nie zaczęłam go pisać.

      Usuń
  2. Fakt, rozdział trochę krótki, ale za to nadrabia jakością. Z dwojga złego lepiej niezbyt długi, ale dobry tekst, niż kilkutomowa grafomania, prawda? A zresztą uważam, że to w sumie był dobry moment na zakończenie. Teraz będziemy czekać z niecierpliwością na ciąg dalszy :) No dobrze, ale pora robi się późna, więc może lepiej przejdę ad rem (tzn. do rzeczy; z góry przepraszam za wszystkie łacińskie wstawki, ale jestem w klasie klasycznej i lengua romana zwyczajnie weszła mi w krew).

    Podobał mi się opis reakcji zwiadowców i Horacego - ten szok, zawieszenie, niemożność działania... I to w dodatku zgrabnie ujęte w perspektywę krytycznego Gilana. Mam takie przeczucie, że polubię tego bohatera za tę nieco sarkastyczną postawę. Wydaje mi się taki... żywotny, przez co staje się interesującą postacią. I umie postawić zdołowanego człowieka na nogi! Co prawda tenże człowiek wstał, by mu przyłożyć, ale wpiszmy to w koszta konieczne. Przynajmniej nie można się nudzić. Ładnie Ci wyszła też rozmowa Gilana i Adriany. Tak płynnie, naturalnie. Również coś tu wyczuwam, ale nawet jeśli nie "poczują mięty" (co w sumie w dosłownym znaczeniu Adriana zrobiła) i tak zanosi się na bardzo interesującą relację. I skoro wątli zaczynają się ze sobą splatać, a bohaterowie spotykać, to z pewnością będzie ciekawie i akcja się zagęści. Tak więc oczekuję z niecierpliwością nowego rozdziału!

    In re błędów, to rzeczywiście trafiło się kilka powtórzeń i parę literówek (wyłapałam " prychnął zabójczyni"). Ale generalnie nie jestem najlepsza w wychwytywaniu takich rzeczy. Aby ich unikać, polecam dokładnie czytać tekst przed publikacją i to najlepiej nie od razu po napisaniu, ale chociażby dzień później - wtedy ma się świeższe spojrzenie i łatwiej dostrzega się różne potknięcia. Osobiście niektóre błędy u siebie dostrzegam, gdy na przykład po kilku miesiącach wracam do jakiegoś starego rozdziału i nagle widzę, ile poprzekręcałam... Ale ja chyba jestem jakimś ewenementem.

    Pozdrawiam i życzę weny,
    Lakia

    PS
    Dziękuję bardzo za informowanie mnie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tą łaciną to się nie przejmuj. Co prawda jej nie znam, ale zamierzam nauczyć. Mam fioła na punkcie starożytności (Egipt, Grecja, Rzym), więc chętnie zapoznam się z kilkoma słowami :)
      Możesz mi powiedzieć gdzie chodzisz do szkoły? Też się zastanawiam albo nad klasą klasyczną lub geografia- angielski. No i mam problem ze znalezieniem jakieś klasy klasycznej.
      Uwielbiam Gilana. W zwiadowcach był on co prawda ciągle optymistycznie nastawiony do życia, ale stwierdziłam, że sarkazm mu się przyda. Tym bardziej, że ma sporo czasu przebywać z Adrianą. Inaczej nie da się z nią wytrzymać.
      Dzięki za rady, postaram się do nich zastosować.
      Nie wiem kiedy będzie nowy rozdział, ale cię poinformuję.

      Usuń
    2. Ja chodzę do XI LO im. Mikołaja Reja w Warszawie i tutejszą klasę klasyczną polecam wszystkim, którzy mają fioła na punkcie starożytności. A ja mam naprawdę meeega fioła, więc gdy tylko przeczytałam o tym profilu, stwierdziłam, że idę własnie tam, koniec kropka. Na początku to było trochę dziwne, ale jednocześnie wspaniałe uczucie, gdy mieliśmy lekcje kultury antycznej i w szkole uczyłam się czegoś, co naprawdę chciałam wiedzieć - a bądźmy szczerzy, to nie zdarza się zbyt często. I łacinka... Łacinka jest cudowna. Wiesz, nie ma to jak prawdy życiowe w tekstach z początku pierwszej klasy - Rea Sylvia, spacerując po lesie, widzi boga. Bóg kocha Reę Sylvię. Rea Sylvia rodzi bliźnięta :) A teraz jeszcze mamy elementy greki - czytamy Plutarcha! Mogę nawet skończyć za ladą w McDonaldzie, a i tak będę szczęśliwsza niż po mat-fizie i Politechnice.
      Też mi się wydaje, że sarkazm przyda się Gilanowi, ładnie się wkomponowuje w jego postać. I jakoś nie widzę przeszkody przy łączeniu optymizmu (bonus, melior, optimus - wybacz, zaliczenie ze stopniowania) z sarkazmem, więc śmiało, do boju! Też mi na to wygląda, że dzięki temu jego relacja z Ariadną będzie ciekawsza :)
      Ja w sumie rzadko kiedy stosuję się do własnych rad, ale to miło, że ktoś jednak z nich skorzysta. Znaczy czytać rozdział to czytam, ale czasem gonią mnie terminy, więc robię to od razu po skończeniu pisania lub będąc tak zmęczoną, że ledwo na oczy widzę... I potem mam powtórzenia, literówki i licho wie, co jeszcze. Hm, chyba sama powinnam się z tym ogarnąć...
      Rozumiem i jeszcze raz dziękuję za informowanie.

      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Bardzo ciekawy rozdział, chociaż faktycznie jest trochę błędów. Myślę jednak,że to da się naprawić.Najważniejsze,że opisujesz wszystko ciekawie i podoba mi się twój styl pisania. Zapraszam na mojego bloga http://opowiadanialadyalice.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Mia LOG