Adriana stała pośrodku kaplicy, ściskając mocno miecz.
Sprawy przybrały obrót, jakiego się nie spodziewała. I nie było jej to na rękę.
Przybyła tu, aby spotkać się z jednym z ocalałych zwiadowców, a nie irytującym
arystokratą. Spodziewała się, że na zamku spotka osoby wysoko urodzone, ale nie
miała zamiaru nawet na nie spojrzeć. Chciała tylko informacji o miejscu pobytu
Genoweńczyków. Wtedy mogłaby ich znaleźć. I się zemścić.
Zabójczyni miała kilka ważnych zasad. Jedną z nich było to,
że jeśli jakiś głupi szlachcic piekielnie ją zdenerwuje, to go zabije.
Arystokracja z pewnością wiedziała o tym, że Genoweńczycy chcieli zamordować
całą jej rodzinę. Ale nic nie zrobili, bo pozbycie się płatnych zabójców,
którzy na zlecenie mogli czyhać na ich życie, było im na rękę. Dlatego też
Adriana zabijała każdego z nich z błahego powodu, gdy tylko miała możliwość. A
teraz okoliczności z pewnością były sprzyjające.
Mimo to czuła niezdecydowanie. Możliwe, że spowodowane tym,
iż chłopak stojący po drugiej stronie sali, mógł mieć potrzebne informacje. A
może faktem, że jeszcze nigdy w życiu nie zabiła tak młodej osoby. Jej ofiary
prawie zawsze miały skończone trzydzieści pięć lat, ponieważ dopiero w takim wieku
miały szanse się komuś narazić. Adrianę powstrzymywał też wyraz twarzy
zwiadowcy. Arystokrata stał wyprostowany z pewnym siebie uśmiechem na twarzy.
Bardzo irytującym uśmiechem.
Ze złością zacisnęła zęby. Nie wiedziała, co robić.
Niepewnie spojrzała na chłopaka, jednak starannie ukrywając niezdecydowanie.
Ale zwiadowca i tak je zauważył.
– Wahasz się? – zapytał ze
śmiechem, opuszczając miecz trochę niżej.
– W twoich snach. Jeśli jesteś taki ciekaw, to wiedz, że
właśnie wyobrażam sobie twoją głowę oddzieloną od ciała.
– I jaki to widok? – Przechylił
zaciekawiony głowę, wpatrując się w Adrianę soczyście zielonymi oczami.
– Satysfakcjonujący –
wypaliła zabójczyni. Nie była to jednak prawda. Ten obraz sprawił, że ciarki ją
przeszły po plecach.
– Więc co zrobisz? – Teraz
już był poważny. Na jego twarzy malowało się skupienie i gotowość do odparcia
niespodziewanego ataku. Jednak dziewczyna nie potrafiła go wyprowadzić. Ciągle
się wahała.
Zwiadowca podniósł pytająco jedną brew.
– Ja... – Adriana nie
zdążyła wymyślić odpowiedzi, która by ją zadowoliła. Problem sam się rozwiązał.
Przed kaplicą usłyszeli wrzaski przerażenia. I jęki umierających od strzał z
kuszy. Zabójczyni pamiętała ten zatrważający dźwięk. Zamarła w bezruchu,
próbując opanować powstający w głowie chaos.
Wtem drzwi, mocno już nadwyrężone od uderzeń, otworzyły się
i wpadł przez nie rycerz, cały w cudzej krwi. Przerażony objął wzrokiem wnętrze
kaplicy. Gdy zauważył młodego zwiadowcę, uspokoił się, wróciła chłodna
kalkulacja.
– Panie! Proszę uciekać, proszę się ratować! Przyszli po
was. Halta, Willa i najjaśniejszego rycerza księżniczki już złapali! Teraz idą
po ciebie, zwiadowco! – wysapał.
– Kto? – zapytał zdziwiony
chłopak. Wciąż nie potrafił pojąć, kto potrafiłby pokonać jego przyjaciół.
Jednak po chwili zastanowienia zrozumiał. Nie potrzebował już odpowiedzi
rycerza, aby poprawnie wskazać sprawców starcia mającego miejsce na zamku.
– Genoweńczycy! –
wykrzyknął mężczyzna. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale nie zdążył. Coś
świsnęło w powietrzu i rycerz upadł na ziemię. Jego oczy były pełne bólu i
zdziwienia. Adriana zauważyła strzałę, tkwiącą w jego plecach. Zalała ją fala
nienawiści i wściekłości.
W tym momencie w drzwiach stanęła postać otulona purpurową
peleryną. Na głowie miała czarny kapelusz z rondem, bardzo popularny wśród
mieszkańców Genowesy. Gdy zauważył zwiadowcę, na jego ustach pojawił się cień
uśmiechu.
– Ach, więc to tu się ukrywasz. Dość długo cię szukaliśmy.
***
Rodrigo Machiavelli był z siebie dumny. To on, a nie
Leonardo, znalazł poszukiwanego chłopaka. Między dwoma Genoweńczykami od lat
trwała zacięta rywalizacja. Obaj starali się o tytuł zastępcy ich dowódcy.
Leonardo zaskarbił sobie przyjaźń wodza tuż po tym, jak pomógł zlikwidować
wszystkich asasynów z Czarnej Wieży. Dlatego Rodrigo był przedtem na przegranej
pozycji. Lecz teraz to właśnie on, a nie nikt inny, znalazł poszukiwanego
młodego zwiadowcę. Zabójca nie wiedział, do czego Michael potrzebował tego
chłopaka, ale był posłuszny rozkazom władcy i liczył na nagrodę.
Najpierw trzeba było jednak cel ogłuszyć, ponieważ nie
sprawiał wrażenia chętnego do współpracy. Trzymając w ręce sztylet, Rodrigo z
bojowym okrzykiem rzucił się w kierunku zwiadowcy.
Nie przebiegł nawet połowy dystansu. Niespodziewanie
zabójca poczuł ostrze zagłębiające się w jego brzuchu. Nic nie rozumiejąc,
resztkami sił spojrzał za siebie, aby zobaczyć wpatrujące się w niego bezlitosne
zielone oczy.
***
Adriana z pełnym samozadowolenia uśmiechem na ustach
spoglądała na upadające na zimną posadzkę ciało wroga. Jeszcze nigdy nie zabiła
Genoweńczyka. Nigdzie nie potrafiła ich znaleźć. A teraz jeden z nich broczył
obficie krwią u jej stóp, czyli tam, gdzie było jego miejsce.
– To nie było konieczne – stwierdził ozięble chłopak, ze
spokojem patrząc na martwe ciało.
– Co się stało, to się nie odstanie – prychnęła zabójczyni.
Chwilę później, przyglądając się mu uważniej, dodała:
– To mógłbyś być ty, gdybym go w porę nie zlikwidowała.
– Dziękuję za troskę, ale sam bym sobie poradził. Co oni ci
zrobili? – zapytał. Adriana miała wrażenie, że
jego zielone oczy prześwietlają jej duszę na wylot.
– Sprawa osobista. Nawet nie próbuj pytać, bo będę musiała cię
zabić.
Chłopak przewrócił oczami i podszedł bliżej ciała
Genoweńczyka. Uklęknął przy nim i z łatwością znalazł noże, sprytnie poukrywane
w kieszeniach nieboszczyka.
– To cię nie przeraża, prawda? – spytała z ciekawością. Przypatrywał się trupowi z chłodną
kalkulacją, nawet się nie krzywiąc. Z pewnością był ciekawym człowiekiem.
– Musimy stąd iść, zanim pojawią się jego towarzysze –
mruknął cicho, z niepokojem zerkając na otwarte drzwi. Podszedł do nich nie
wydając żadnego dźwięku i dosłownie stapiając się z mrokiem. Po chwili zniknął
dziewczynie z oczu.
Adriana była pod wrażeniem, nie spotkała jeszcze nikogo,
kto potrafiłby się schować przed jej wzrokiem. Znudzona usiadła na jedynej
pozostałej w całości ławce i pogrążyła w myślach.
Wiedziała, że zwiadowca wróci. Żaden człowiek z Korpusu nie
zostawiłby kobiety samej, zdanej na łaskę wrogów. Nawet jeśli ta kobieta była
płatnym zabójcą. Dziewczyna była także pewna, że zwiadowca wróci nie tylko z
tego powodu. Wiedziała, że podoba mu się, a tym bardziej fascynuje. Ona zresztą
w stosunku do niego czuła to samo. Nie, żeby kiedykolwiek miała się do tego
przyznać.
W dodatku interesowali się nim i chcieli dorwać za wszelką
cenę Genoweńczycy. Adriana nie przywykła jednak do przegranej. Koniecznie
chciała pokrzyżować im szyki jak tylko mogła. W takim wypadku pozostawała jej
tylko jedna opcja.
Z westchnieniem podniosła się z ławy i nie wydając żadnego
dźwięku podeszła do drzwi. Po drodze złapała kawał drewna, prawdopodobnie
pochodzący ze starego krzesła. Na szczęście materiał nie był spróchniały i
wciąż nadawał się do swojego zadania. Zabójczyni ustawiła się za drzwiami i w
spokoju czekała.
Kilka chwil później wrócił zwiadowca. Nie zauważyła go,
raczej wyczuła. Przylgnęła do ściany, starając się nie oddychać.
Zaniepokojony chłopak rozejrzał się po kaplicy, uważnie
badając każdy kąt wzrokiem w poszukiwaniu kobiecej sylwetki.
Już odwracał się w stronę dziewczyny, gdy ta wyskoczyła z
ukrycia i bez wahania uderzyła drewnem w jego głowę. Zaskoczony zwiadowca nie
zdążył się nawet odwrócić, ponieważ padł nieprzytomny na ziemię.
Adriana przykucnęła obok niego z uśmiechem na ustach. Z
pewnym trudem obróciła jego bezwładne ciało na plecy. Zza pasa wyjęła zwój liny
i okręciła wokół jego nadgarstków. To samo zrobiła z nogami.
Odchyliła się na piętach do tyłu, aby podziwiać swoją
pracę. Po chwili przykucnęła przy głowie chłopaka, odgarniając brązowe włosy,
które opadły mu na twarz. W zamyśleniu przejechała palcem po jego policzku. Był
naprawdę przystojny. Tak miło się na niego patrzyło...
Zdziwiona swoimi myślami, Adriana szybko się otrząsnęła. Na
jej twarzy ponownie zagościł uśmiech. Nie do końca przyjazny uśmiech.
– Wybacz, skarbie. Po prostu jeszcze cię potrzebuję i nie
mogę pozwolić ci uciec.
Po tych słowach, skierowanych do nieprzytomnego chłopaka,
dziewczyna wstała i skierowała się do drzwi. Gdzieś za nimi czaiła się Sombra.
Tygrys był bardzo skuteczny, jeśli chodziło o likwidowanie wrogów.
W drzwiach Adriana jeszcze raz spojrzała na leżącego na
kamiennej posadzce chłopaka.
– Mam nadzieję, że nie uszkodziłam ci twarzy, gdy cię
uderzyłam – mruknęła do siebie, po czym wyszła przed kaplicę z mieczem w ręku i
ze złowieszczym uśmiechem na ustach.
Wreszcie miała okazję, aby się zemścić. Przynajmniej
częściowo, zabijając kilku z Genoweńczyków.
Rozdział jest, ale krótki. Gdy go pisałam miałam wrażenie, że jest dłuższy. Nadzieja, jak widać, umiera ostatnia. Wstawiam go teraz, bo nie wiem czy będę miała jeszcze internet w tym miesiącu, a wolę nie ryzykować. Znów wrzucam go zaraz po napisaniu, więc prawie na pewno pojawią się błędy. Takie życie.
Proszę o komentarze i poprawę błędów.
Pozdrawiam,
Mentrix
I jestem, tak, jak obiecałam. Jak czytałam, to wcale nie miałam wrażenia, że rozdział jest jakoś szczególnie krótki. Znaczy czytało mi się bardzo przyjemnie, więc oczywiście nie miałabym nic przeciwko, gdyby ciągnął się dalej, wręcz przeciwnie, ale to wydał mi się dobry i taki naturalny moment na zakończenie. Krótko mówiąc, cieszę się, że, jak sama to ujęłaś, nie ryzykowałaś.
OdpowiedzUsuńOj, już czuję, że bardzo mi się spodoba duet Gilana i Adriany. Ich charaktery współgrają w taki sposób, że tworzy się bardzo ciekawa relacja, i już po prostu kocham ich wymiany zdań. Zapowiada się naprawdę bardzo interesująco. Ładnie przedstawiłaś tę niepewność Adriany - z jednej strony arystokrata, a z drugiej... właśnie. To teraz czekam na opis, jak to wygląda z perspektywy Gilana, i już będę szczęśliwym człowiekiem z pełnym obrazem. Zwłaszcza przez tę końcówkę... Już sobie wyobrażam reakcję Zwiadowcy, gdy nagle się ocknie i zorientuje się, jak go urządziła płatna zabójczyni. Moja intuicja mi podpowiada, że będzie to cudna scena :) I bardzo podobało mi się to krótkie wtrącenie z perspektywy Genoweńczyka, dodatkowo wzbogacone tym wątkiem rywalizacji, bo dzięki temu w moich oczach Adriana zabiła człowieka z krwi i kości, który miał jakieś życie, plany, wszystko a nie po prostu bezimienną, pozbawioną imienia i tożsamości postać, dzięki czemu ten fragment dodatkowo się wyostrzył. Lubię takie dodające smaczku wstawki :)
In re błędów, to parę wyłapałam, więc może je wymienię, byś mogła poprawić:
"A teraz okoliczności z pewnością były sprzyjające. Mimo to była niezdecydowana. Może było to spowodowane tym, że..." - były, była, było... powtórzenie. Czasem mi umykają, ale trzy w zdaniach pod rząd jednak rzucają się w oczy.
"teraz już był poważny. Na jego twarzy malowało się skupienie, był gotowy na niespodziewany atak. Jednak dziewczyna nie była w stanie go wyprowadzić." - to samo, co powyżej.
"I jęki umierający od strzał z kuszy." - domyślam się, że chodziło o "umierających", tak?
"wpadł przez nie rycerz, cały w cudzej krwi. Przerażony, objął wzrokiem całe wnętrze kaplicy." - cały, całe.
"Nie przebiegł nawet połowy dystansu. Niespodziewanie poczuł ostrze, zagłębiające się w jego brzuchu." - z kontekstu niby można wywnioskować, że pierwsze zdanie odnosi się do Gilana, a drugie do Genoweńczyka, ale skoro i tu, i tu występuje podmiot domyślny, to może sugerować, że podmiot jest taki sam, więc wychodziłoby na to, że to Gilan poczuł ostrze... Po prostu w drugim zdaniu dodałabym "Rodrigo", by nie było żadnych wątpliwości, o kogo chodzi.
Hm, to chyba tyle wyłapałam, a w każdym razie te pamiętam. Ale coś mogło mi umknąć i nawet prawie na pewno tak było... Przeczytaj sobie rozdział za jakiś czas, a na pewno sama znajdziesz większość.
Pozdrawiam,
Lakia
Dziękuję za tak długi komentarz. Cieszę się, że się podobał rozdział. Miałam wątpliwości, co do tego, jak złączyć wątki Adriany i Gilana. Zdecydowałam się na atak Genoweńczyków. W końcu wróg mojego wroga, jest moim przyjacielem, prawda?
UsuńDziękuję za poprawę błędów. :)
Przepraszam, że tak długo to trwało, ale w końcu jestem :)
OdpowiedzUsuńRozdział jest według mnie fenomenalny,najlepszy ze wszystkich dotychczasowych! I z satysfakcją muszę przyznać, że Twój styl pisania jest coraz lepszy i staranniej dopracowany. Nie znaczy to wcale, że przedtem był zły czy coś takiego; teraz jest po prostu jeszcze lepiej niż na początku.
Adriana! Po prostu kocham tę kobietę - jest taka dziwnie fascynująca i nie daje sobą pomiatać, a przez to, że szuka zemsty staje się jeszcze bardziej intrygująca. Przecież kobieta - zabójca to wcale nie takie powszechne zjawisko. I zdecydowanie podoba jej się nasz arystokratyczny zwiadowca - tu podskakuję z radości, bo wróżyłam im jakieś uczucie - Tylko dlaczego ona go związała i zostawiła w tej wieży? Przecież ktoś może go znaleźć i po prostu zabić, a on nawet nie będzie miał się jak bronić.
Co do długości rozdziału to wcale nie jest jakoś strasznie krótko, ale moje oczy pragną więcej, bo jak już wspomniałam ten rozdział szczególnie przypadł mi do gustu :)
Pozdrawiam i czekam na następny :)
I zapraszam na nowy tutaj http://t-r-z-y.blogspot.com/2014/10/ale-to-nie-byam-ja.html
Dziękuję :)
UsuńAdriana zostawiła go tam, bo Genoweńczycy chcą go dorwać. A ponieważ Gilan był wychowywany na rycerza, więc ma zakodowane w głowie żeby nie uciekać, a bronic się do samego końca. A jeśli wyszedłby z tej kaplicy, to zabójcy dorwaliby go. A tego Adriana chciała uniknąć, więc stwierdziła, że lepiej go unieruchomić, aby nigdzie się niepotrzebnie nie pchał.
No i ona nie odeszła daleko. Chciała tylko sprawdzić czy teren jest czysty i czy mogą jakoś uciec ( no miała nadzieję, że po dradze spotka paru Genoweńczyków :) )
Trochę skomplikowanie, nawet sama tego do końca nie ogarniam. Spróbuję to wyjaśnić w następnym rozdziale.
Witaj xd
OdpowiedzUsuńWpadłam tutaj, bo kliknęłam na jeden z linków u mojej dobrej koleżanki Phoenix. :D Po prostu jestem wniebowzięta, że tutaj trafiłam :D
Po prostu już cię uwielbiam za tematykę tego opowiadania. "Zwiadowcy" to jedna z moich ulubionych serii. Moim ulubionym bohaterem zawsze był Halt <3 Po prostu kocham tego gościa. Po nim Will i Gilan. :D Strasznie mi się podoba, że oni wszyscy tutaj są. :)
Akcja wymyślona perfekcyjnie jak na mój gust. Adriana jest naprawdę fajna. Płatna zabójczyni ^^ Mmm... coś w stylu Gilana, który ma chyba chrapkę na nią :D Ich potyczki słowne od początku wymiatają. A ci śmieszni Genoweńczycy , jeżeli ośmielą się tknąć Halta to po prostu nie wiem co im zrobię. Chyba nogi z dupy powyrywam. xD Owszem, jakoś specjalnie nie rozpaczam nad królem i Cassandrą, ale na zwiadowcy spoczywa wielka odpowiedzialność znalezienia ich. Ciężkie życie, ciężkie. :D
Twój styl jest świetny. Opowiadanie zapowiada się po prostu pysznie. Co ja plotę, ono już jest pyszne! :D Czyżby drugi John Flanagan? :D Bo twoją twórczość czyta się tak samo lekko jak jego. :D
I znów powrócę do Adriany. Fascynująca osóbka. Strasznie jej współczuję, że ci brzydcy barbarzyńcy zabili jej rodzinę. Nikt na to nie zasługuje. To musi być straszne. Wracać do pustego domu, nie mieć nikogo. Można by było spekulować, że zabójcy nie potrzebują nikogo i niczego, ale to nie prawda. Każdy powinien dojrzewać w miłości, a Adrianie zostało to odebrane. Dlatego jest taka twarda. Twarda, zabawna, pewna siebie. Cechy prawdziwej wojowniczki. Lubię ją ;3
Jak najbardziej za fabułą nadążam, bo czytałam książkę. Trochę mnie zdziwiło to, że Halt i Will w ogóle nie mogli się ogarnąć. Rozumiem, że zaginęły ich ukochane, ale szczerze powiedziawszy oni nigdy by się tak nie zachowali. Są zbyt twardzi i rozsądni na to. Bo to w końcu zwiadowcy. Ale to moje jedyne ale. Nie ma więcej negatywów, które mogłabym wskazać, ponieważ piszesz naprawdę bosko i przyjemnie. Oby tak dalej. :P
Pozdrawiam i życzę weny ;3
Ps Zapraszam do mnie na: http://76-igrzyska-smierci.blogspot.com/ :) Byłoby mi bardzo miło, gdybyś zajrzała. :D
Aha! Zapomniałabym... jest tutaj gdzieś zakładka Obserwatorzy? Bo jakoś nie zauważyłam... xD A bardzo chciałabym być jednym z nich. xD I bardzo bym prosiła o informowanie mnie o nowych rozdziałach jakby to nie stanowiło dla ciebie problemu. :)
Jej, dziękuję za komentarz. Ciągle się dziwię, że chce wam się pisać tak długie wypowiedzi. Ty byłaś wniebowzięta czytając rozdziały, a ja jestem czytając twój komentarz. Nawet nie wiesz (albo może wiesz) jak to podnosi na duchu. Aż mam ochotę olać wszystkie lekcje, kartkówki i sprawdziany i pisać, pisać, pisać...
UsuńJa także uwielbiam Halta. Jest na równi z Gilanem ( pierwsze miejsce), najchętniej od razu wprowadziłabym go do opowiadania jako zwiadowcę znanego nam z twórczości niezwykle wybitnego Flanagana ( ja go kocham po prostu za napisanie tej serii), ale ja się po prostu boję. Halt to wybitna postać, a jego zachowanie i sarkazm nie do podrobienia. Dlatego obawiam się trochę, że mogę schrzanić jego postać.
Ale i tak go wprowadzę jako jego, a nie załamanego faceta za jakieś dwa rozdziały. Bo w końcu jak już się nasz zwiadowca ogarnie to musi dać popalić Genoweńczykom. Mam nadzieję, że jego postać wyjdzie mi choć w połowie tak dobrze jak Flanaganowi. Trzymaj kciuki, bo to duże wyzwanie!
Co do twojego bloga to z chęcią zajrzę, bo igrzyska to jedna z moich ulubionych książek.
Zakładkę stworzę jak tylko się zorientuję o co w niej chodzi i wtedy cię dodam.
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńWybacz za usunięcie komentarza. Nie miałam takiego zamiaru. Nie wiem jak to się stało. Nawet go nie przeczytałam, ale dzięki że komentujesz
UsuńNic się nie stało. Tak już czasem bywa z komputerami. Kiedyś magicznie usunęłam sobie całego bloga. ;]
UsuńNa pewno spodziewasz się co pisałam ;P Super opowiadanie, genialna bohaterka i akcja, więc zapuszczam korzenie ;D
[Jeszcze raz] buziaczki, Inna <3