Lista utworów

16 stycznia 2016

Rozdział XXII

Lenno Caraway,
Dwór Lancasterów,
Dwadzieścia lat wcześniej…

Cień przemknął niezauważony przez dziedziniec. Strażnicy zajęci rozmową z młodymi pannami, nie zwrócili na niego uwagi.
Noc była ciepła, minęła połowa lipca, kończył się czas żniw. Zadowoleni ze zbiorów chłopi bawili się na wiejskich przyjęciach, niektórzy wreszcie mogli odwiedzić rodziny. Lato okazało się być bardzo obfite, więc było co świętować. Spichlerze pełne, mieszkańcy szczęśliwi – tak właśnie wyglądało lenno Caraway, odkąd zarządzał nim sir David, dawny Mistrz Szkoły Rycerskiej.
Dwór był pełen gości, tych zagranicznych i tych miejscowych. Szlachta przybyła tłumnie, w końcu urodziny żony Dawida Lancastera, przyjaciela króla, to nie byle jakie wydarzenie. Przyjazna atmosfera, tak inna od tej przepełnionej spiskami na dworze królewskim, dodatkowo przyciągała ludzi, którzy byli gotowi przebyć setki mil, aby się tutaj znaleźć.
Melanie Miramontes odpięła czarny płaszcz, pozostawiając go na murze. Będzie tylko przeszkadzał, zaczepi się o liczne dekoracje, a dwór był oświetlony żyrandolami, więc okrycie nie pomoże jej w ukryciu. Pomimo tego, sytuacja była idealna. Mieszkańcy i strażnicy rozluźnieni, nieprzygotowani na tragedię. Wszyscy skupiali się wokół jubilatki, a pan domu stał na uboczu, z uśmiechem przyglądając się żonie. Lepszego momentu nie mogła sobie wyobrazić.
Ze swojego stanowiska na murach widziała, jak mężczyzna rozmawia z królewskim doradcą, a potem znika w drzwiach prowadzących do lewego skrzydła. Schowała miecz i kuszę w ciemnej wnęce, później po nie wróci. Zaczepiła hak o wyrwę w kamieniu i pociągnęła, upewniając się, że się mocno zaklinował. Kobieta obwiązała się w pasie cienką linią i bez zastanowienia spuściła w dół. Odpychając się nogami od muru, zbliżała się do wejścia dla służby do lewego skrzydła dworu.
Linę zostawiła, nie rzucała się zbytnio w oczy, a zawsze mogła stanowić ewentualną drogę ucieczki. Otworzyła spokojnie drewniane drzwi i weszła do pomieszczenia. Wszędzie panowała ciemność. Służba usługiwała przy stołach arystokracji, nie pojawi się tutaj przez następne kilka godzin. A ona potrzebowała maksymalnie dwudziestu minut, aby zabić sir Dawida.
Nie wiedziała, czym zawinił, czy w ogóle zrobił coś nie tak. Lecz dostanie za to zlecenie sporo pieniędzy. Dopóki klient płacił, ją nie obchodziło, kogo zabija. Czy ma rodzinę, kogoś, kto będzie po nim rozpaczał… Czy to ważne? Świat był brutalny, nie dawał wytchnienia, a jeśli ktoś mieszał się w arystokratyczne towarzystwo, z własnej woli automatycznie narażał się na niebezpieczeństwo. Zabijała już kobiety, nawet młodych dziedziców majątków, które pragnęli zdobyć ich chciwi krewni. Nie ważne, ile masz lat, czy jesteś kobietą czy mężczyzną – znajdowałeś się na liście Melanie Miramontes? Już nie żyjesz.
Korytarz był ciemny, co ułatwiło jej namierzenie sir Dawida. Spod drzwi po lewej stronie wydobywało się światło, ciemna sylwetka krążyła po pokoju. Kobieta z zadowoleniem stwierdziła, że nie słyszy charakterystycznego stukotu, który wydawał miecz, obijający się o pozłacany pas. Rycerz musiał czuć się tutaj bezpiecznie, więc odłożył broń.
Odetchnęła głęboko, uspokajając serce, które jak zwykle biło szaleńczym rytmem, choć takie zadania były jej codziennością. Miała wrażenie, że dziś pójdzie coś nie tak. Wyjęła sztylet, ostrze było odpowiednio przyciemniane, aby nie mogło się w nim odbijać światło. Taki błysk mógł zdradzić jej położenie i narazić na niebezpieczeństwo. Powoli położyła rękę na klamce, przyglądając się, jak cień rycerza zatrzymuje się w jednym miejscu. Prawdopodobnie usiadł na fotelu, ale głowy nie dałaby sobie uciąć. Jednak w jej przypuszczeniu utwierdził ją szelest przewracanych kartek. Idealnie.
Bez wahania nacisnęła klamkę i otworzyła drzwi. Szybko namierzyła swój cel, Dawid zdążył tylko otworzyć szerzej oczy, rozpoznając niebezpieczeństwo. Sztylet świsnął w powietrzu, Melanie rozejrzała się, szukając łupów i oczekując głuchego odgłosu ciała, opadającego na posadzkę. Miecz rycerza stał oparty o ścianę, kunsztowny, ale pozbawiony szlachetnych kamieni, którymi tak lubili ozdabiać swoje cudeńka arystokraci. Ostry, bez specjalnych obciążeń. Jej mężowi powinien się spodobać. Pewnie nawet Ari zaświecą się oczy na jego widok…
– Nie powinno się odwracać plecami do przeciwnika – mocny głos, choć przerywany urywanym oddechem. Zabójczyni odwróciła się zaskoczona. Celowała w serce, nikt nie był tak szybki, aby uniknąć lecącego ostrza. Ale jednak sir Dawid stał przed nią żywy, a na jego ramieniu znajdowało się tylko małe zadraśnięcie. Zdążył się uchylić, sztylet wbił się aż po rękojeść w miękką poduszkę fotela. Mężczyzna wyciągnął ostrze, kierując je w stronę przeciwniczki. Jak mógł być tak głupi i zostawić miecz na drugim końcu komnaty?
– Jeszcze żyjesz? Jestem pod wrażeniem…
W jej dłoniach pojawiły się dwa sztylety. Liczba idealna, jeden odtrąci broń w ręku młodego rycerza, a drugi przebije serce. Jeśli pierwsze ostrze będzie rzucone trzy sekundy przed drugim, wtedy zaskoczony pozbawieniem go broni człowiek nie będzie w stanie się uchylić przed następnym sztyletem. Nawet ktoś z takim refleksem jak Dawid.
– Nic nie zrobiłem, dlatego proszę cię, abyś opuściła to miejsce – szlachcic wyprostował się dumnie i spojrzał na nią z góry. Jak tego nienawidziła i jeszcze to niezachwiane poczucie pewności siebie. Jednak w oczach mężczyzny zauważyła strach, choć starał się go ukryć. Więc nie był taki głupi…
– To nie jest istotne. Marnujesz mój czas.
Wszystko musiała zrobić z rozwagą i spokojem. Pierwszy rzut musiał wytrącić broń z ręki Dawida, ale go nie zranić. Ludzie mieli odruch przykładania zranionej ręki do klatki piersiowej, co zasłaniało ich serce i uniemożliwiało czysty rzut. Skoncentrowała się, ustawiła rękę pod odpowiednim kątem i rzuciła. W tym samym czasie druga dłoń, jakby wiedziona instynktem, uniosła się do góry, gotowa zakończyć życie rycerza. Raz, dwa, trzy…
– Tato! – drzwi otworzyły się w tym samym momencie, ręka zabójczyni drgnęła. Sztylet wyleciał z dłoni Dawida, a jej drugie ostrze upadło przed nogami rycerza, który natychmiast przydepnął je stopą, zasłaniając przed wzrokiem chłopca, który uśmiechając się szeroko, wpakował się do pokoju.
Dziecko nie mogło mieć więcej niż cztery latka, zmierzwione brązowe włosy odstawały na wszystkie strony, a z zielonych oczu powoli ulatywała radość, gdy zauważyło Melanie. Kobieta wiedziała, że w czarnych ubraniach i w pasie pełnym sztyletów nie przedstawia miłego widoku. Przecież Dawid jej teraz nie zaatakuje. Chwyciła ciężki, purpurowy płaszcz, leżący nieopodal na ławie i owinęła się nim szczelnie. Ten chłopiec nie musiał tego wszystkiego widzieć. Jeszcze nie teraz, kiedyś będzie musiał zmierzyć się ze śmiercią, ale było za wcześnie.
– Kim jest ta pani, tato? – spytał, podchodząc do ojca, który dokonał cudu, usuwając sztylety z zasięgu wzroku syna. Chyba zabójczyni nie zabije go przy dziecku, prawda?
– Cóż, Gil, ta pani jest… Jest… - rozejrzał się bezradnie po komnacie, poszukując natchnienia. Nic nie przychodziło mu do głowy. Gilan był wyjątkowo inteligentny jak na swój wiek, więc zorientowałby się, że osoba ubrana na czarno nie jest gościem na urodzinach jego matki. A Dolores zmartwi się, gdy usłyszy od męża prawdę. Chociaż tak naprawdę Dawid nie wątpił, że nie będzie miał okazji, aby porozmawiać z żoną. Gdy tylko Gilan wyjdzie, zabójczyni go zabije. Nie mógł wykorzystać syna, narażałby go na niebezpieczeństwo. Po prostu musiał się z nim pożegnać, miał mało czasu. Widział zniecierpliwiony wzrok kobiety w czerni i zaciskającą się na sztylecie dłoń, ukrytą pod płaszczem. Tylko co miał powiedzieć synowi?
Wybawienie przyszło nagle i ze strony, której się nie spodziewał.
– Jestem szpiegiem twojego ojca, paniczu. Byłabym wdzięczna, jeśli opuściłbyś pokój, to ściśle tajne spotkanie.
Melanie starała się nie irytować. Jej przeczucia okazały się trafne, wszystko się pomieszało. Nie panowała nad sytuacją, dopóki w pokoju znajdował się ten chłopiec. Nie mogła się przemóc, aby zabić ojca na jego oczach, choć wcześniej takie sytuacje się zdarzały. Może po prostu zieleń jego oczu przypominała jej o Ari? Nie chciałaby, aby córka widziała jej śmierć. Umrze przy wykonywaniu zlecenia, a nie na oczach ukochanych osób.
– Brzmi fajnie – oczy chłopca spojrzały na nią z zaciekawieniem. – Naprawdę muszę iść?
Spojrzał pytająco na ojca. Dawid popatrzył na niego z żalem.
– Tak. Powiedz mi tylko, dlaczego mnie szukałeś.
– Właśnie! – Gilan był najwyraźniej zadowolony z tego, że ojciec przypomniał mu o ważnej rzeczy. – Widziałeś może ciocię McRyanard? Zrobiłem to z mamą i chciałem jej dać!
Melanie dopiero teraz zwróciła uwagę na słoik, który chłopiec ściskał w rękach. Dżem. Malinowy prawdopodobnie. Sir Dawid miał dobrą żonę. Ciekawe, ile kobieta będzie rozpaczała po stracie męża?
Mężczyzna westchnął i przykucnął, aby zrównać się z chłopcem. Zmierzwił mu włosy, kątem oka wciąż obserwując wroga.
– Ona już poszła. Może poprosisz pana Lisendorf, żeby jej to przekazał?
– Nie, chciałem sam jej to dać. Teraz się zmarnuje – burknął naburmuszony chłopiec.
– Oj, mama na pewno coś wymyśli – zapewnił Dawid, widząc ponaglające gesty zabójczymi. Jeśli kobieta straci cierpliwość, to zabije też Gilana. Nie mógł na to pozwolić, była już na granicy. – Zmykaj już. Kocham Cię.
– Tato? – chłopiec spojrzał zdziwiony, nie codziennie słyszy się przy świadkach takie wyznania.
– Możesz już iść? – zimny głos przeciął powietrze. Melanie wpatrywała się uporczywie w dziecko, jakby chcąc wymusić posłuszeństwo. Im dłużej tu była, tym większe prawdopodobieństwo, że zostanie zdemaskowana i złapana. Musiała dokończyć robotę i się stąd zmywać.
Upomnienie od nieznajomej najwyraźniej zadziałało, bo Gilan skierował się w stronę drzwi. Położył rękę na klamce, jednak po chwili się cofnął i skierował w stronę zabójczyni. Sir Dawid zamarł, po czym skoczył w kierunku fotela, aby wydobyć spod niego sztylety, które wcześniej udało mu się tam schować. To koniec, ta kobieta zabije ich obu.
Melanie myślała tak samo. Chciała już wrócić do rodziny, chłopiec pewnie się zorientował o co chodzi i chciał pomóc ojcu. Głupie dziecko, zginie. Przygotowała sztylet, wciąż niewidoczny pod płaszczem. Wbije go szybko i głęboko, przynajmniej dzieciak nie będzie cierpiał. A potem zajmie się jego ojcem.
– Proszę – spojrzała zdziwiona na Gilana. Spodziewała się raczej, że dziecko rzuci się na nią z małymi piąstkami, jak to zwykle czyniły dzieci, gdy ich rodzicom coś zagrażało i chciały pomóc. W ten sposób sam nadziałby się na sztylet.
Lecz Gilan patrzył jej prosto w oczy i wyciągał w jej kierunku słoik z dżemem. Spojrzała na niego pytająco, nawet jego ojciec zamarł.
– Żebyś nie była głodna, kiedy będziesz szpiegować dla taty. Jest bardzo słodki, więc da ci dużo energii.
Melanie zdążyła w ostatniej chwili umieścić sztylety na swoim miejscu, bo chłopiec wepchnął jej prezent w ręce. Lekko się zarumienił, odwrócił szybko i nie oglądając się za siebie, zniknął za drzwiami.
Zabójczyni była zbyt zaskoczona, aby w jakikolwiek sposób zareagować. Zaraz po zniknięciu dziecka miała zabić jego ojca, a zamiast tego zmieszana wpatrywała się w prezent. Czuła się dziwnie, jakieś podejrzane ciepło w okolicach serca, trochę podobne do tego, gdy dostała od Ari bukiet kwiatów.
W końcu uniosła głowę, pakując słoik do torby. Ari lubiła maliny, a trudno je było w tym okresie zdobyć. Dawid trzymał w ręku sztylet, wpatrując się w nią natarczywie, jakby próbował przewidzieć jej ruchy. Co oczywiście byłoby możliwe, jeśli posiadałby magię. Ale najwyraźniej ród Lancasterów wyrzekł się jej kilka wieków temu.
Melanie westchnęła ciężko, podejmując decyzję, jakiej jeszcze nigdy nie podjęła. Odpuści, daruje.
– To lord Mines chciał cię zabić. Dobrze radzę, zrób użytek z tej informacji i załatw go, zanim on znajdzie kogoś innego, aby zlikwidował ciebie. I uważaj na syna, Mines nie ma za grosz honoru i bez zastanowienia może go skrzywdzić. Więc niech lepiej nie biega po lesie, dopóki nie załatwisz sprawy. Zapomnij, że się spotkaliśmy.
Skierowała się w stronę okna, wciąż nie mogąc uwierzyć, w to, co robi. Nie tylko darowała życie ofierze, ale też wydała pracodawcę. W dodatku nie dostanie pieniędzy za zlecenie, więc w tym kwartale będą musieli zacisnąć trochę pasa. W lecie raczej nie pojawiały się zlecenia, więc był to dość ciężki czas dla ludzi, który żyli z zabijania.
– Czekaj! – odwróciła się, gotowa odeprzeć atak. Jednak w jej stronę nadleciała tylko skórzana sakiewka. Złapała ją odruchowo, a środku zabrzęczały pieniądze, więcej, niż dostałaby za jakiekolwiek zlecenie. Otworzyła usta, aby coś powiedzieć, ale rycerz ją uprzedził.
– Abyś miała co jeść z mężem i córką – mruknął, kierując się w stronę drzwi.
– Skąd wiesz, że mam…
– To widać. Jesteśmy kwita. Nie jesteś taka zła, ale mam nadzieję, że więcej się nie spotkamy.
Drzwi zatrzasnęły się z hukiem.

*********************************************************************************
Więc... Przepraszam, przepraszam, przepraszam, że tak długo. W dodatku pewnie jest pełno błędów i literówek, bo ostatnio mam do nich skłonność. Miał być inny rozdział,a ten wątek miał być tylko wspomniany, ale jakoś nie szło mi pisanie, więc postanowiłam napisać to, czekając aż wena powróci. Ostatnio mam ochotę pisać o wszystkim, co nie sjest istotne. Mam nawet wymyślony epilog i jego ostatnie zdanie, a poziom skomplikowania fabuły mnie przeraża, ale co tam.
Jeszcze raz przepraszam i pozdrawiam,
Mentrix
Mia LOG