–Nawet nie wiesz, ile lat czekałam, aby wreszcie ujrzeć ten
wyraz twarzy… Prawda boli, zgodzisz się z tym?
Adriana stała sparaliżowana, wpatrując się w Lilith. Trwała
w dziwnym stanie zawieszenia, kiedy serce i rozum próbowały znaleźć rozwiązanie
owej sytuacji. To pierwsze podpowiadało, że to nie możliwe, że przed nią stoi
jej dawna przyjaciółka. Przecież Lily nie mogłaby ich zdradzić, a dodatkowo
umarła razem z jej rodziną tej piekielnej nocy. Jednak zdrowy rozsądek był
pewien, że dziewczyna zdradziła i teraz stoi przed zabójczynią z zamiarem
odebrania jej życia.
Wszystkie myśli były nieskładne, nie chciały ze sobą
współpracować, tworząc tym samym w głowie dziewczyny niesamowity mętlik.
– Co ty tu robisz, Lily? Przecież umarłaś. Sama widziałam…
Odpowiedział jej zimny i szyderczy śmiech. To już nie była
dawna przyjaciółka, zmieniła się. A może zawsze taka w głębi serca była, tylko
Adriana, mając niecałe pięć lat, nie potrafiła tego dostrzec?
– Nie ufaj temu, co widzą oczy. Twoja magia jest słaba, nie
jesteś w stanie przejrzeć moich iluzji. Nawet twoja babka nie była w stanie,
przynajmniej do czasu, aż posłałam zakamuflowany sztylet w jej kierunku.
Dopiero jak utkwił w sercu tej staruchy, to zdołała zobaczyć prawdę. To była
żałosna kobieta…
Mętlik ustępował miejsca wściekłości i chęci zabicia
rudowłosej. A w dodatku obudził dawny ból w sercu, którego myślała, że się
pozbyła. Jednak czas nie leczy wszelkich ran. Niektóre pozostają.
– Nie rozumiem, o czym mówisz? Mogłabyś wytłumaczyć? - pozorny spokój w głosi zabójczyni spowodował,
że na twarz wiedźmy wpłynął szeroki uśmiech. Myślała, że będzie miała do
czynienia z zapłakaną i rozdygotaną Adrianą, a tu proszę. Dziewczyna szybko się
ogarnęła i chyba chciała ją zabić. Szykuje się świetna zabawa.
– Zwykle nie wygaduję się wrogom, ale dla ciebie zrobię
wyjątek, Ari. W końcu i tak umrzesz w ciągu godziny – zamilkła na chwilę, chcąc
zobaczyć jakieś emocje na twarzy przeciwniczki. Nic. Trudno, miała jeszcze
jeden temat, który z pewnością spowoduje jej cierpienie. – To ja was
zdradziłam. Podałam Genoweńczykom lokalizację Twierdzy oraz termin, gdy
będziecie najbardziej bezbronni oraz zabijałam wraz nimi kolejnych członków
Zakonu. Jakoś się tak złożyło, że pierwszy był twój brat i ojciec. Potem
przyszła kolej na twoją matkę i babcię. Dalej już nic nie pamiętam, oprócz
tego, że było cudownie.
Z ostatnimi słowami na ustach, machnęła ręką w powietrzu. Od
utworzonej bariery odbiły się dwa srebrne ostrza, upadając niegroźnie na ziemię.
Adriana stała wciąż na swoim miejscu, ale jej oczy ciskały w stronę Lilith
mordercze spojrzenia, a w dłonie zaciskała na kolejnych sztyletach.
– Dlaczego to zrobiłaś?- spytała, a jej oczy śledziły każdy
ruch przeciwniczki, szukając najlepszej okazji do ataku. Odpowiedź Lilith mało
ją interesowała. To, co powiedziała, wystarczyło w zupełności, aby znaleźć
motyw do zabicia jej. Powody, dla których tak postąpiła, nie bardzo dziewczynę
interesowały. Dawniej może byłaby
roztrzęsiona wyznaniem, że najlepsza przyjaciółka jest odpowiedzialna za śmierć
bliskich, ale od ich śmierci minęło wystarczająco dużo czasu, że wspomnienie o
tym, nie wyprowadzało jej z równowagi. Pozostawała chłodna kalkulacja i bystry
umysł.
– Pamiętasz może, jak byłyśmy traktowane? Te różnice? –
oczywiście, że pamiętała. Dziwny wyraz twarzy przyjaciółki, gdy matka Adriany
zabierała ją na wyprawy, o których rudowłosa mogła tylko śnić, liczne prezenty,
opowieści, uwaga całego Zakonu spoczęła na Adriannie, a o Lilith mało kto
pamiętał.
– Odbywałaś więcej szkoleń, babka nauczała cię magii,
poznawałaś największe sekrety naszego klanu, widziałaś wielkie bogactwa, jakie
zgromadzili. Byłaś przez wszystkich kochana, każdy się tobą interesował. A ja?
Dziecko znalezione na progu śmierci w lesie…
W sercu Adriany coś drgnęło, morderczy zapał osłabł. Wszystko,
co mówiła Lilith było prawdą. Nigdy nie były równo traktowane, zawsze istniała
przepaść nie do przekroczenia. Nie miała pojęcia, że coś takiego wpłynie na
zachowanie Lilith i doprowadzi do takiej tragedii. Po części była to też jej
wina. Może miała pięć laty, ale mogła zauważyć, że z przyjaciółką dzieje się
coś dziwnego...
– Lili… - zaczęła łagodnym głosem. Może mogła jej wybaczyć,
jeśli bardzo żałowała swoich czynów…
– Chciałabyś, abym tak powiedziała, prawda? Żebym była
skrzywdzoną głęboko osobą, która popełniła wielki błąd, nie do końca zdając
sobie z tego sprawę? - w głosie
czarownicy wyraźnie dało się wyczuć radość. Chorą radość.
– O czym ty mówisz? – głos Adriany był lekko zduszony.
Powoli przestała nadążać za tym co się dzieje. Głos rozsądku wołał, że to
właśnie jest celem Lilith, ale uczucia mieszały się ze sobą. Nie wiedziała czy
jest wściekła czy zrozpaczona, czy chce zabić dawną przyjaciółkę czy przytulić.
Bo tak, Adriana też miała uczucia i w pewnych chwilach nad nimi nie panowała.
– Jesteś tak samo głupia jak kiedyś. To dlatego za chwilę
zginiesz. Nie potrafisz dostrzec nigdzie potencjału, możliwości zysku.
Dowiedziałaś się o Excaliburze, lecz zamiast wykorzystać go do zawładnięcia nad
światem, strzeżesz go, jak ci mamusia przykazała. To żałosne!
Z ostatnimi słowami zniknęła. Adriana kątem oka zauważyła za
sobą czerwony rozbłysk, lecz zanim zdążyła zareagować, poczuła mocne uderzenie
w kręgosłup. Z jękiem bólu upadła na ziemię, jej nadgarstek wygiął się pod
dziwnym kątem. Ignorując ból, sięgnęła do kieszeni, aby wydobyć sztylet. Zaraz
jednak zagryzła wargi, aby nie krzyknąć, gdy wiedźma nadepnęła jej na rękę.
Sztylet upadł na trawę.
Lilith szarpnęła jej włosy, unosząc głowę do góry. W odpowiedzi
Adriana spiorunowała ją wzrokiem i zarzuciła głową do tyłu, próbując uderzyć
nią rudowłosą w szczękę. Błysnęło się, a zabójczyni poczuła nagły skurcz w
okolicach szyi, nie mogła poruszyć głową.
– Przeklęte czary – syknęła cicho, z trudem przełykając
ślinę. Nad jej gardłem zabłysło światło księżyca, który odbijał się w ostrzu
sztyletu. Zamarła, słysząc śmiech Lilith.
– Taa… Czary, w tym akurat nie jesteś mi w stanie dorównać.
Parę marnych zaklęć, których babcia cię nauczyła, nie wystarczą, aby ocalić ci
życie. Tym bardziej, że dziesięć lat temu znalazłam sobie nauczyciela,
najpotężniejszego na świecie.
– Ty… - gdyby wzrok i ton głosu mógł zabijać, Lilith
leżałaby już martwa. Teraz jednak szczerzyła zęby w przypominającym uśmiech
grymasie, napawając się zwycięstwem. A miała jeszcze jedną informację, która
sprawi cierpienie Adrianie, zanim ją zabije.
Zabójczyni przestała się szarpać, rozważając opcje. Na pomoc
nie miała co liczyć, a nie mogła tu zginąć. Na pewno nie z jej ręki. Musi zabić
wiedźmę i znaleźć Gilana. To były priorytety. Jedynym wyjściem było przełamanie
zaklęcia. Na własne nieszczęście, nigdy nie była dobra w magii, nawet babka jej
to przyznała.
Magia była niczym istota ludzka, kapryśna i samolubna. I
jakoś zawsze czuła niechęć do Adriany. Więc rzucanie zaklęć było nie lada
kłopotem. Czar unieruchamiający polegał mniej więcej na owinięciu się mocy
wokół przeciwnika i wywołaniu przez nią odpowiedniego rezultatu. Jeśli uda się
jej zmusić magię, aby chociaż odrobinę ustąpiła, to zaklęcie osłabnie i będzie
się mogła wyrwać.
Tylko, że do tego potrzeba niesamowitej determinacja, a
Adriana pomimo nienawiści i chęci zabicia wiedźmy, tak naprawdę czuła się… pusta.
Wyznanie Lilith i ta cała sytuacja wywarła na nią większy efekt, niż chciała to
pokazać.
– Możesz zmusić magię do posłuszeństwa.
Oczywiście będzie to najwyżej jedno zaklęcie, ale nawet ono może uratować ci
życie. Twoja wola musi przewyższyć wolę magii. A do tego potrzebujesz silnych
emocji, które tobą pokierują. I muszą być to uczucia pozytywne. Chęć pomocy
innym, ratowania własnej rodziny, naprawienia poczynionego zła, miłość,
pomszczenie ukochanej osoby. Z nienawiścią, rezygnacją i zrezygnowaniem nic nie
zdziałasz. Bo magia z natury jest dobra, więc jeśli będziesz chciała ją
wykorzystać do czegoś, co naprawi świat choć w małym stopniu, wreszcie ci
ulegnie. Po prostu musisz ją zdominować, Ari. To jedyne wyjście, pamiętaj o
tym. W końcu nic nie poradzimy na to, że jesteś beznadziejną małą czarownicą.
Ciepły uśmiech babci i
szeroki małej dziewczynki siedzącej jej na kolanach.
Musiała znaleźć powód. Nie należała do ludzi, który myśleli,
że pokonując Lilith przysłużą się światu. Była egoistką, którą obchodziły tylko
sprawy z nią związane. Na pewno jest coś, ktoś, kto wywoła odpowiednie emocje.
– Zanim zdechniesz, mam jeszcze dla ciebie mały bonus.
Wiesz, co się stało z twoim zwiadowcą?
Adriana zamarła, wszystko, nad czym się zastanawiała,
odeszło na drugi plan. Jeśli Lilith…
– Zabiłam go, wiesz? Ale nie od razu. Ten wyraz przerażenia
na jego twarzy… Chyba miał nadzieję, że go uratujesz. Zawiodłaś na całej linii,
Ari. Miło się za nim goniło po podziemiach, żeby wreszcie zanurzyć sztylet w
jego boku. Powoli się wykrwawiał, trochę się jeszcze nad nim poznęcałam. Na
koniec błagał o śmierć, więc się zlitowałam. Nie musiał…
To było niemożliwe. Przecież Gilan nie mógłby… Lilith nie
byłaby w stanie go zabić, był zbyt inteligentny, aby dać się zapędzić w
podziemne korytarze, gdzie łatwo znaleźć ślepy zaułek. I pozostać w nim na zawsze. Chyba, że nie
zdawał sobie sprawy, gdzie idzie, co było oczywiste. Zanim wyszła, mogła
zapoznać go z planek Twierdzy, mogła… On nie mógł…
Dziewczyna czuła się dziwnie. Pustkę wypełniała rozpacz,
desperacja, ale także nadzieja, że to, co mówi czarownica, nie jest prawdą.
Adriana miała wrażenie, że gdyby Gilan umarł, mały kawałek jej serca odszedłby
razem z nim. A tak się nie stało, więc żył. Musiał żyć. Zbyt się do niego
przywiązała.
– Swoją drogą, szkoda chłopaka, jeden z przystojniejszych,
jakich widziałam. Ale nie ma co płakać nad rozlaną już krwią. Cierpisz,
Adriano? Nie mogłaś go uratować, zawiodłaś. A on na tobie polegał…
Lilith puściła włosy zabójczyni i ukucnęła przed nią,
patrząc się z tryumfem prosto w oczy. Zaklęcie wciąż działało, więc tamta nie
mogła się ruszyć. Czarownica była w siódmym niebie. Ostatnia przedstawicielka
Zakonu klęczała przed nią na kolanach, a po jej policzkach spływały słone łzy.
Chciałaś udawać silną,
Adriano? Jesteś nikim w porównaniu do mnie, do Marcusa…
Jednak w zielonych oczach wciąż był jakiś dziwny błysk.
Nadzieja. Mała, ale jednak. I zanim zabójczyni opuści świat żywych, i ona musi
zniknąć. Rudowłosa machnęła ręką, a mgła wokół nich zgęstniała. Powoli zaczął
się formować w niej obraz.
Adriana patrzyła na to z nienawiścią. To była Retrospekcja,
bardzo zaawansowane zaklęcie. Idealnie pokazywało różnice pomiędzy poziomem
mocy dziewczyny a Lilith. Z bólem w sercu rozpoznała sylwetki Gilana i
rudowłosej. Zobaczyła wszystko i wiedziała, że to jest prawda. Bo Retrospekcja
nigdy nie kłamie. Żaden czarodziej nie znalazł jeszcze sposobu, aby oszukać
magię, więc ta pokazywała prawdziwe wydarzenia. Nawet to, w którym serce zwiadowcy
zostało przeszyte sztyletem.
Łzy przestały lecieć, w jej ciele narastała furia, ledwo
tłumiona. Zemści się, pomści go. Jeśli tylko złamie zaklęcie, Lilith będzie
martwa.
– Och, i mam coś jeszcze. Możesz umrzeć , trzymając go w
ręce – oznajmiła rudowłosa wstając i rzucając coś przed Adrianę. Dziewczyna
skierowała swój wzrok na przedmiot. Srebrny liść zwiadowczy, cały splamiony
krwią.
Ciszę unoszącą się nad polaną przerwał krzyk. Lilith
odrzuciło do tyłu, uderzyła w pień drzewa. Zaraz jednak wstała, gotowa rzucić
kolejne zaklęcie. Ze zdumieniem wpatrywała się w Adrianą, która stała
wyprostowana, chowając srebrną zawieszkę do kieszeni płaszcza. Czarownica
musiała przyznać, że jej wzrok nawet ją przerażał.
Zabójczyni podeszła do miecza, który wcześniej upuściła.
Podniosła ostrze, drugą ręką wyciągając bliźniaczą broń. Powoli odwróciła się w
stronę przeciwniczki.
– Popełniłaś błąd, wiedźmo. Pokazując mi to, wydałaś na
siebie wyrok śmierci. Pozwól, że wymierzę ci karę.
Lilith ledwo co zdążyła wznieść barierę, gdy dwa miecze
uderzyły o nią. Opadły powoli ku ziemi, spod ostrzy sypały się iskry. Zaraz
jednak musiała odskoczyć w tył, aby uniknąć nadlatującego ciosu zadanego nogą.
Chwilę później uniosła się w powietrze, aby zwiększyć odległość między nimi.
Adriana warknęła zirytowana, gdy przeciwniczka zniknęła z
pola jej zasięgu. Niechętnie schowała oba miecze do pochwy i wyciągnęła
sztylety. Musiała się zbliżyć do czarownicy, a długie ostrza tylko by jej
przeszkadzały. A sztylety przebijały ciało wroga równie dobrze co miecz.
Odetchnęła głęboko, nie myślała już, jej umysł przełączył
się na tryb walki. Rzuciła się do przodu. Zawahała się przez chwilę, gdy
ognisty pocisk przemknął jej obok głowy, lecz to nie trwało długo. Dorwie
Lilith, sprawi, że zapłaci za wszystko.
Rudowłosa wściekła cisnęła w nią kolejną kulą ognia. To była
jej pierwsza umiejętność i to ją najlepiej opanowała. Na razie nie chciała
korzystać z silniejszych zaklęć, nie wtedy, gdy chodziło o walkę z Adrianą.
Pokona ją najsłabszym zaklęciem. Czar unieruchamiający nie działał, jakby wokół
dziewczyny wytworzył się jakiś rodzaj muru. Lilith zdawało się, że widzi
srebrne iskierki tańczące wokół przeciwniczki. Jeśli to było to, o czym myślała…
Moment nieuwagi sporo ją kosztował. Adriana pojawiła się
przed nią nagle, zamachując się sztyletem. Czarownica zdążyła zasłonić się
ręką. Ostrze dotarło do kości i na niej się zatrzymało. Lilith syknęła z bólu.
Teleportowała się, ustawiając na drugim końcu polany. Wyszeptała zaklęcie, a
mięśnie i ścięgna zaczęły się powoli zrastać. Jednak jej prawa ręka była na co
najmniej pięć minut wyłączona z walki, przez co jej zaklęcia nie będą aż tak precyzyjne.
Jednak z radością zauważyła, że Adriana także ledwo trzyma się na nogach. Jedną
rękę miała wygiętą pod dziwnym kątem, naprawdę, to jak zdołała utrzymać miecz,
pozostawało dla wiedźmy sekretem. Policzek miała poparzony, a z szyi ciekła
cienka strużka krwi, a do tego utykała na jedną nogę. I nie umiała się leczyć.
Fortuna była po stronie Lilith.
Adriana zacisnęła zęby, walcząc z bólem. Może od niego paść
nieżywa, ale najpierw zlikwiduje tą jędzę. Tą zdzirę, która śmiała zabić jej
zwiadowcę. Odetchnęła głęboko, zbierając wszystkie siły. Musiała to zakończyć
teraz, bo przeciwniczka się już uzdrawiała. Miała może z jakąś minutę…
– Och, tu jesteś, Adriano. Tak myślałem, że słyszałem twój
irytujący głos.
*********************************************************************************
Przepraszam, że tak długo. I ten rozdział zaczynałam pisać trochę z przymusu, ale dalej jakoś poszło :D Ostrzegam, nie jestem zbytnio w stanie dotrzymywać terminów, mogę się one o tydzień przesuwać. Nic nie poradzę.
Chciała też podziękować za taką liczbę wyświetleń i ponad trzysta komentarzy. Właśnie się zorientowałam, że nigdy za to nie dziękowałam.
Pozdrawiam,
Mentrix