Lista utworów

20 lutego 2015

Rozdział XIII


- No nie wierzę...
Adriana ze zdumieniem i niemałym szokiem spoglądała na dwa końskie kształty, zbliżające się do nich leśną dróżką. Cazador od razu podbiegł do swojej pani, rżąc cicho. Oparł łeb na jej ramieniu, prawie przewracając dziewczynę do tyłu. Spojrzała na Gilana, który właśnie wręczał swojemu pupilowi garść kostek cukru. Blaze wydawał się być bardziej zadowolony z owego upominku, niż z bliskości swojego pana.
- Skąd wiedziały, gdzie jesteśmy? - spytała zaciekawiona. Od razu skarciła się w myślach. Od niedawna z niepokojem zauważyła, że przestaje być sobą. Była mniej wybuchowa, wyrozumiała i zbyt łagodna, jak na jej gust. Kiedy wróci ze zwiadowcą do swojego domu, najprawdopodobniej pozostawi go na kilka dni samemu sobie, w nadziei, że przeżyje i wybierze się wykonać jakieś zlecenie. Zawsze ją to uspokajało. W swoim fachu czuła się pewnie i nikt nie był w stanie tego zmienić. Wiedziała, że jest najlepsza. Prawdopodobnie przed drzwiami twierdzy leżało kilka zleceń zabójstw, które uzbierały się pod jej nieobecność. Zastanawiała się tylko co powie zwiadowca, kiedy zorientuje się, że idzie kogoś zabić, bez wyraźnego powodu.
Zresztą, co ją to obchodziło. Chłopak nie miał nic do powiedzenia.
- Szósty zmysł. Tak naprawdę nie wiemy jak to się dzieje, ale konie zwiadowców zawsze wiedzą jak znaleźć swojego właściciela. Twój najwyraźniej nie posiada takowych zdolności i przyszedł pokornie za Blazem, nie kłócąc się z nim. Nie uważasz, że powinnaś wziąć przekład ze swojego podopiecznego?
- Prędzej widziałabym Ciebie, w roli pokornego i usłużnego sługi. Myślę, że to nawet dobry pomysł. Będziesz mi służył, kiedy wreszcie wrócimy do mojego domu. Uratowałam Ci życie, jesteś mi coś dłużny, prawda zwiadowco?
- Możesz sobie pomarzyć. Dlaczego skończyłaś nazywać mnie arystokratą? Nie, żeby mi się to podobało, ale skąd ta zmiana?
- Zadajesz niewygodnie wiele pytań. Chyba powinnam skrócić Cię o głowę i mieć święty spokój. Odpowiadając na twoje pytanie: miałam kilka dni litości dla idiotów. Ponieważ zaliczasz się do tej szanownej grupy, byłam odrobinę milsza. Lecz myślę, że twoja taryfa ulgowa właśnie się skończyła.
Rozejrzała się po niewielkiej polance, na której rozbili obóz. Było późno w nocy, kiedy stwierdzili, że oddalili się wystarczająco od Genoweńczyków. Ponieważ Adriana lubiła długo pospać, kiedy miała okazję, było już południe kiedy otworzyła oczy. Gilan jeszcze spał, więc obudziła go, czerpiąc z tego niemałą radość. Zdążyli zjeść śniadanie, zwiadowca wypił kawę, zgasili ognisko i właśni wtedy pojawiły się konie.
Na ustach dziewczyny pojawił się niepokojący uśmiech, gdy zauważyła, że miecz, łuk, strzały i noże chłopaka leżą na ziemi obok niej. Nie miał przy sobie broni, więc spokojnie mogła mu przypomnieć, kto tu o wszystkim decyduje.
Wzrok Gilana pomknął w tym samym kierunku. Kiedy zauważył swoją broń, leżącą sobie beztrosko obok zabójczyni, zdał sobie sprawę ze swojego błędu. Nie zabiła go, ale nie byli też przyjaciółmi. Nie powinien nigdy tracić czujności przy dziewczynie, a już na pewno nie pozostawiać broni. Miał wrażeni, że słyszy ojca i Halta, którzy wykrzykują pod jego adresem różne epitety. Zacząwszy od kretyna, przechodząc przez głupka, a na idiocie skończywszy.
Adriana wyjęła zza pasa sztylet i spokojnie obracając go w dłoni, zbliżyła się do chłopaka. Ten nie mógł nic poradzić, że cofnął się kilka kroków, aż natrafił na drzewo. Instynkt przeżycia tej chwili był silniejszy niż jego wola.
- Co by tu z tobą zrobić, arystokrato? - spytała uśmiechając się niewinnie, jednocześnie ostrze sztyletu znalazło się przy gardle zwiadowcy. Nie zamierzała go oczywiście zabić, ewentualnie lekko zranić, aby nie myślał sobie, że może robić, co mu się żywnie podoba. Chciała znów poczuć się sobą, a nie być jakąś dziewczyną troszczącą się o zbłąkaną duszyczkę. Brakowało jej walki, ale nie mogła zwracać na nich uwagi, kłócą się i ostatecznie rozstrzygając spór z jakimś zbrojnym. Musiała odreagować inaczej. Spojrzała w zielone oczy zwiadowcy w poszukiwaniu strachu. Choć był od niej wyższy, to on stał przyciśnięty do drzewa z ostrzem przy gardle. Zabójczyni wprost uwielbiała czuć przewagę i władzę.
Z zaskoczeniem stwierdziła, że Gilan się nie bał. Czyżby myślał, że są przyjaciółmi i nic mu nie zrobi? Nie był przecież aż tak głupi... Przyjrzała się uważniej i zmieniła zdanie. On znowu zaczynał grać w swoją grę. Która de facto bardzo dziewczynę denerwowała. Była jednak ciekawa czy ją zaskoczy. Nie zawiodła się.
- Cóż, możesz mnie na przykład pocałować.

***
Gilan doskonale zdawał sobie sprawę, że igra z ogniem. Ale nie mógł się powstrzymać. Widok zszokowanej twarzy dziewczyny był wart każdego niebezpieczeństwa, które mogło mu grozić z jej strony.
Zdziwienie momentalnie zostało zastąpione złością i irytacją. Znów robił coś, czego nienawidziła. Kpił sobie z niej.
- Jeśli się wstydzisz, to ja mogę Cię pocałować. I będzie po problemie. Naprawdę nie sądziłem, że ktoś taki jak ty może być tak... jakby to powiedzieć? O, już wiem? Niewinny pod tym względem, wiesz o co mi chodzi z tym względem. Ponieważ jesteś kobietą, nie wypada mi się dosłownie wyrazić, ale mam nadzieję, że użyjesz swoich szarych komórek i się domyślisz. Swoją drogą to naprawdę dziwne. Całowałaś się kiedyś? Wydajesz się zaszokowana tym co powiedziałem. Nie mów mi, że nigdy...
Podczas jego monologu, dłoń chłopaka powoli zmierzała w kierunku ukrytej kieszeni płaszcza. Mógł już wyczuć chłodny metal, żelazny sztylet. Teraz wystarczyło go niespodziewanie wyjąć i gotowe. Gilan z doświadczenia wiedział, że nawet najbardziej przebiegły wróg poświęci chwilę na kontemplację tych bzdur, które wypływały z jego ust. Będzie za wszelką cenę starał się odnaleźć w nich jakiś sens i cel, przez co się zdekoncentruje i nie zauważy sztyletu, który powoli, ale niezłomnie zmierzał do jego gardła.
- Ha! I co teraz robimy? - Adriana poczuła na szyi ostrze sztyletu. Gilan wyglądał na bardzo zadowolonego z siebie, co ledwo mogła zdzierżyć. Jego paplanina odniosła zamierzony skutek, zabójczyni jeszcze się nie otrząsnęła z szoku, jaki wywołały jego słowa. Prawda, nie całowała się. A dlaczego miałaby? Nie miała przyjaciół, a już na pewno nie ukochanego. A w przeciwieństwie do zwiadowcy, nie zamierzała całować się z kim popadnie po barach.
- Jesteś mi potrzebny, więc jeszcze Cię nie zabiję. Masz szczęście – warknęła cicho. Nie wiedziała, co innego mogłaby powiedzieć.
- Odetchnąłem z ulgą. A zauważyłaś może, że i ja mogę Ci poderżnąć gardło? Czy może za dużo wymagam? - chłopak naprawdę kochał ją wkurzać, jednak tym razem otrzymał tylko ciężkie westchnienie. Sztylet zabójczyni w mgnieniu oka powrócił na swoje miejsce. Zwiadowca z zawiedzioną winą poszedł w jej ślady. Musiał poćwiczyć władanie mieczem. Miał nadzieję, że Adriana go zaatakuje i wtedy będzie musiał go użyć do obrony. Wtedy sobie potrenuje. Mógł wprost spytać dziewczynę, czy powalczy z nim, ale odpowiedź z pewnością byłaby twierdząca. A może nie?
Spojrzał na nią, gdy mocowała się z sprzączką od siodła. Wydawała się zdenerwowana, pewnie miała się ochotę wyżyć. Może przy okazji uda się jej go nie zabić.
- Potrafisz tego używać? - spytał, wskazując miecz w czarnej pochwie, przytroczony do jej siodła. Dziewczyna odwróciła się i spojrzała na chłopaka podejrzliwie, nie była pewna, po co mu ta informacja.
- Tak, o co chodzi?
- Chcesz spróbować swoich sił?
Zawahała się. Dawno nie ćwiczyła mieczem, do tego trzeba było mieć partnera. Była w tej dziedzinie bardzo dobra, ale aby utrzymać tą sprawność, należało ciągle trenować. Z czasem można było wyjść z wprawy. Dotychczas radziła sobie świetnie za pomocą sztyletów, ale powtórka umiejętności nie była złym pomysłem.
- No chodź, tylko trochę – namawiał Gilan. Po chwili zastanowienia dodał ze złośliwym śmiechem – Będę Cię oszczędzać.
- Chyba sobie żartujesz. To ty będziesz leżał na ziemi – prychnęła, odpinając miecz od siodła. Po chwili srebrna klinga lśniła w słońcu. Zabójczyni zamachnęła się na próbę. Ostrze było świetnie wyważone, prawie go nie czułą. Mogła nim wymachiwać przez godzinę i nie opaść z sił. Powoli przypominała sobie, jak walczyć. Była bardzo dobra. Wiele razy pokonała swojego nauczyciela, najlepszego fechmistrza na kontynencie. Gilan nie miał szans. I dodatkowo mogła na tym skorzystać, wiedziała, że jeśli zwiadowca do słowo, to raczej go nie złamie. W końcu pochodził z rodziny rycerskiej, a tam honor był najważniejszy.
- O co walczymy, wasza wysokość? - spytała pewna siebie, widząc jak chłopak wyciąga miecz z pochwy. W przeciwieństwie do jej ostrza, ten był prosty, bez żadnych herbów rodowych i klejnotów, co wydało jej się dziwne. Szlachta zawsze miała na broni wyryty swój znak, o kosztownościach nie wspominając. Rączka broni była wysłużona od częstego używania. Ten miecz był tak prosty, że mógł należeć do byle jakiego chłopa, wybierającego się na wojnę.
Jej broń miała wyrytą na rękojeści czaszkę przebitą sztyletem, a pod nią skrzyżowane miecze. Symbol Assasynów z Czarnej Wieży. Miecz był doskonałej jakości, jak zresztą każda broń, jaką posiadała. Zabójcy musieli mieć porządne zabawki.
- Jeśli wygram, będziesz mi do końca tej afery robić rano śniadanie.
- Śniadanie? - powtórzyła za nim zdezorientowana, niczym echo.
- Tak. Lubię spać, a to zabiera mi ten cenny czas. Wybrałem to, bo spodziewam się, że na całowanie się nie zgodzisz.
- Żarty sobie chyba robisz. Nawet gdybyś był ostatnim facetem na ziemi i zależałoby od tego przedłużenie gatunku.
- Cóż za apokaliptyczna wizja. Miewasz przebłyski przyszłości? - i nie czekając na odpowiedź, dodał – A o co ty się zakładasz?
- Nie będziesz wsadzał nosa w moje sprawy. Będziesz słuchał moich poleceń, nie będziesz mnie wkurzał. Stoi? - spytała, wyciągając dłoń w jego kierunku. Była pewna wygranej, będzie miała spokój od zwiadowcy. Podał jej rękę ze złowróżbnym uśmiechem na twarzy.
- Więc zaczynamy – zanucił śpiewnie, obracając się wokół własnej osi. W ostrzu miecz odbiły się promienie słońca.
- Tak, zaczynamy – mruknęła, unosząc lekko miecz.


***


Zanim zdążył się zorientować, była tuż przy nim. Ostrze miecza zabłysło złowrogo, gdy zamachnęła się mocno, celując w jego ramię. Nie chciała go zabić, więc musiała się trochę opanować. Trudna sprawa.
Dla postronnych osób, nieznających się zupełnie na szermierce, wydawałoby się, że zwiadowca nawet się nie poruszył. Po prostu miecz pojawił się znikąd, blokując cios zabójczyni. W jednak chwili zwisał luźno w ręce chłopaka, w następnej mknął na spotkanie przeciwnika. Uważny obserwator zauważyłby lekki ruch nadgarstka, który spowodował, że miecz bez żadnego wysiłku właściciela pofrunął w górę.
Ostrza zgrzytnęły, uderzając o siebie. Adriana wzdrygnęła się na ten dźwięk, zawsze wywoływał u niej gęsią skórkę. Spojrzała zdziwiona na Gilana. Zaatakował podstępnie z boku, więc nie powinien potrafić odbić uderzenia. Może jednak nie był takim ciamajdą, jeśli chodziło o władanie mieczem, jak myślała na początku. Chłopak jakby czytając jej w myślach, uśmiechnął się kpiąco.
- Nie stać Cię na więcej? Włóż w to trochę serca!
Chyba chciał ją zezłościć, sprawić, żeby przestała nad sobą panować i zaatakowała z bezmyślną furią. Marzenie.
Odskoczyła o kilka kroków w tył, przyglądając się przeciwnikowi. Był praworęczny, więc jeśli zamachnie się odpowiednio z lewej strony, powinno się udać. Musiała jednak podejść do niego niezwykle szybko, aby chłopak nie zdążył się odwrócić. Tak, to był dobry plan. Zwiadowca jeszcze nie widział jak szybka była naprawdę.
Adriana uśmiechnęła się do siebie w myślach. Tak, ta zabawa za chwilę się skończy, a Gilan przestanie wtrącać się w jej sprawy.
- Chyba chciałaś mnie kiedyś skrócić o głowę, jeśli dobrze pamiętam? - najwyraźniej świetnie się bawił. Dziewczyna zacisnęła usta w wąską kreskę, zirytowana.
- Wkurzasz mnie.
- Co? - chłopak raczej nie spodziewał się odpowiedzi. Zanim otrząsnął się ze zdziwienia, zabójczyni była tuż obok niego, po lewej stronie. A miecz miał w prawej ręce i nie mógł się nim zamachnąć.
Adriana uśmiechnęła się zwycięsko i w tej samej sekundzie zadała cios. I tak, jak się tego spodziewała, pojedynek się zakończył.
Ale nie taki wynik sobie wyobraziła.
Z cichym jękiem upadła na ziemię. Nie wiedziała jak to się stało. Przed chwilą stała z mieczem w ręku, gotowa zadać zwycięski cios, a w następnej sekundzie leżała na trawie. Broń błyszczała w słońcu dziesięć metrów od niej. To co się stało, było niemożliwe. Jedyne wyjaśnienie wiązało się z tym, że Gilan jakimś sposobem przerzucił miecz do lewej ręki, ale to zakrawało o cud. Nikt nie potrafił walczyć prawą i lewą ręką, a już na pewno nie wyprowadzić swoją słabszą dłonią takiego ciosu, który odrzuciłby jej ostrze na dziesięć metrów.
Spojrzała na zwiadowcę. Stał z zadowolonym uśmiechem na twarzy i wpatrywał się w nią zwycięsko. Miecz trzymał w lewej ręce. Więc jednak to prawda?
- Jak to zrobiłeś? - zapytała wściekła ze swojej przegranej. Wstała z ziemi, ignorując wyciągniętą w jej stronę rękę chłopaka.
- Zapomniałem wspomnieć chyba o pewnym szczególe. Walki uczył mnie MacNeil z Bannock.
- On?! - głos dziewczyny ze zdziwienia zaczął przypominać pisk. Słyszała już niejednokrotnie o owym mistrzu rycerskiego rzemiosła. Postanowiła sobie nawet za cel, aby brać u niego lekcje, ale gdy wreszcie udało jej się dotrzeć do jego giermka, dowiedziała się, że starzec sędziwy mężczyzna nigdy nie udzielał lekcji. Ale najwyraźniej zrobił wyjątek dla stojącego przed nią chłopaka.
A czymże się on różnił od niej?! Był facetem, to fakt, ale ona wiele razy udowodniła, że bycie większym i silniejszym można odwrócić na swoją korzyść. Gilan pochodził z arystokratycznej rodziny. To z pewnością było plusem. Miał wystarczająco pieniędzy, żeby przekupić starego mistrza. A ona ich wtedy nie miała. Adriana w wieku dwunastu lat nie posiadała grosza przy duszy, żeby mieć co jeść musiała kraść. Dopiero, gdy jako szesnastoletnia dziewczyna zaczęła zabijać na zlecenie, przestał narzekać na brak złota. Było go pod dostatkiem.
- Ile twój ojciec mu zapłacił? - syknęła przez zęby. Tak, była zazdrosna. Nauka u MacNeila była jej marzeniem, które się nie spełniło, musiała zadowolić się mistrzem, który był tylko trochę gorszy od byłego nauczyciela Gilana, ale to jednak robiło różnicę. Chłopak przed chwilą dokładnie to zademonstrował.
- Myślisz, że go przekupiliśmy? - wydawał się oburzony i zniesmaczony takim pomysłem.
- Tak, prosiłam Go, ale mnie nie chciał uczyć. Powiedziano mi, że nigdy nie brał uczniów.
- Prawda – westchnął zrezygnowany, odkładając miecz i siadając na pobliskim powalonym pniu.
- Był jednak starym przyjacielem naszej rodziny. Sam zaproponował, że będzie mnie uczyć. Ojciec był szczęśliwy i od razu się zgodził. Okazałem się pojętnym uczniem, mistrz był ze mnie dumny. Potem pojawił się Halt i stwierdziłem, że zostanę zwiadowcą. Ale z jakiegoś powodu król i dowódca Korpusu zgodzili się na kontynuowanie walki mieczem. Pewnie byłoby szkoda stracić kilka lat nauki. A miecz zawsze się przydaje, nawet zwiadowcy.
Adriana wpatrywała się w chłopaka zdziwiona, jednak odpowiednio to ukrywając. Rzadko mówił coś na poważnie, coś co nie było podszyte sarkazmem lub ironią. Teraz wzrok miał zamglony, zielone oczy wydawały się nieobecne, gdy przypominał sobie przeszłość.
- Kto jest twoim ojcem? - zapytała, uświadamiając sobie, jak dużo o nim nie wie. Dlaczego on w ogóle tak chętnie z nią idzie? Chciał ratować swoich przyjaciół, ale równie dobrze mógł zwrócić się z tym do swojego ojca. Z tego co się zorientowała był on poważaną i ważną osobistością. Chyba, że...
- Sir Dawid z lenna Caraway. Dowódca wojsk królewskich.
- Został też porwany?
- Tak.
Krótka odpowiedź, niby bez zabarwienia emocjonalnego. A jednak podszyta bólem, niepokojem i poczuciem straty.
- Przykro mi – mówiła prawdę. Sama straciła rodziców, wiedziała co czuł, mając świadomość, że jego ojciec był w niebezpieczeństwie i nie mógł wrócić żywy. Nikomu nie życzyła utraty ukochanej osoby, nawet największemu wrogowi. Choć to nie do końca było prawdą. Z przyjemnością patrzyłaby na zrozpaczonych Genoweńczyków. Choć nie była pewna, czy śmierć bliskim zrobiłaby na nich jakiekolwiek wrażenie. Od dłuższego czasu podejrzewała, że zabójcy są bez serca.
- Naprawię to. A teraz ruszmy się stąd. Jesteśmy już tu wystarczająco długo, aby jakiś wieśniak nas wypatrzył i przez przypadek poinformował Genoweńczyków. Nie muszę Ci chyba przypominać, że od dzisiaj ty robisz mi śniadanie, prawda?
Szybko zmienił temat, na jego twarz znów wpłynął uśmiech. Wiatr rozwiewał kosmyki jego brązowych włosów, większość wracała po chwili na swoje miejsce, prawie zasłaniając oczy. Te patrzyły się na dziewczynę wyczekująco. Zaklęła w myślach. Cholera, on był naprawdę przystojny.
- Gdzie idziemy?
- Do mojego domu – mruknęła, otrząsając się z transu, w który wprawiły ją jego oczy. W pewnym momencie wydawało jej się, że widzi w nich odrobinę złota. Chyba naprawdę wariowała.
- To niedaleko. Jakieś trzy godziny drogi kłusem – dodała, przymocowując miecz do siodła. W bliższym kontakcie wolała używać sztyletów. Co jak co, ale walkę nimi na pewno by wygrała. To jej matka uczyła ją rzucać i walczyć tą bronią. Odkąd Adriana skończyła trzynaście lat, ani razu nie chybiła do celu.
- Ściemnia się – zauważył.
- Nie szkodzi, znam tamten las jak własną kieszeń. Mogę nas przeprowadzić przez niego po ciemku. Szczerze mówiąc, to nawet tak wolę. Ruszajmy.

***
Gilan z niepokojem wpatrywał się w ciemny las rozciągający się przed nim. Usłyszał okrzyk sokoła i spojrzał w górę. Tristan zleciał w dół i przysiadł na ramieniu Adriany. Sombra w całej swojej tygrysiej krasie pojawiła się chwilę później, ledwo widoczna wśród konturów drzew. Sokół, tygrys i zabójczyni. Doprawdy zabójcze trio.
- Nikogo nie ma w lesie – ciszę przerwał głos dziewczyny. Jakoś nie wyglądała na taką, która piszczy z zachwytu na myśl o powrocie do domu. Nie dziwił jej się. Ze swoich obserwacji i rzadkich rozmów z nią wywnioskował, że właśnie przed tym domem zabito jej rodzinę. Ale co później zrobiła zabójczyni, co się stało z ciałami, nadal pozostawało dla niego tajemnicą. Jednak miał wrażenie, że na znanym sobie terenie poczuła się pewniej.
- Skąd wiesz? Przecież zwierzęta nie potrafią mówić, a ty w myślach nie czytasz.
- Jesteś pewny? - uśmiechnęła się niepokojąco. - Znam te zwierzęta. Wiem jaki mają wzrok, gdy coś czai się w ciemności. Wiem, jak się zachowuje Sombra, gdy zbliża się niebezpieczeństwo. Potrafię czytać z nich jak z otwartej księgi. To nie jest trudne, jeśli spędza się tyle czasu tylko w ich towarzystwie.
Spięła konia kolanami i podjechała do skraju lasu. Przy jego granicy odwróciła się i spojrzała na zwiadowcę, złośliwe ogniki błyskały jej w oczach.
- Witam w moich skromnych progach, wasza wysokość. Czuj się jak u siebie w domu – zaszydziła, kłaniając się teatralnie, po czym skierowała Cazadora w stronę dróżki, której Gilan nie mógł dojrzeć w ciemnościach.
Zwiadowca spojrzał bezradnie na Blaze'a, który zaniepokojony rozglądał się dookoła. Atmosfera panująca wokół lasu była nasączona strachem. Aż strach pomyśleć, jak będzie w gęstwinie drzew i to w dodatku w nocy.
- Rusz się Blaze, bo wyjdziemy na tchórzy.

***

To, że las był straszny, byłoby niedopowiedzeniem. Był przerażający. Taki cichy, żadnych szelestów, zwierząt, żadnego wiatru poruszającego korony drzew. Taki wymarły, albo dokładniej pogrążony w żałobie od osiemnastu lat.
Drzewa nie były obumarłe, wręcz przeciwnie. W nikłym świetle księżyca, które prześwitywało przez gałęzie, zwiadowca zauważył mech porastający pnie świerków, buków i dębów. Rozpoznał te drzewa tylko dlatego, że ich gałęzie kilkakrotnie uderzyły go w twarz. Ścieżka była zarośnięta, ledwo dało się nią przejechać. Blaze musiał uważać, aby nie zaplątać kopyt w pnącza, zakrywające podłoże.
Zwiadowca wzdrygnął się ponownie. Ta cisza go przerażała, a ciemność wokół wcale nie pomagała. Podobnie jak Adriana, która jechała przed nim w całkowitej ciszy, z zamyślonym wyrazem twarzy. Towarzyska to ona nie była, ale to wiedział już od początku. Martwiło go to, że dziewczyna zamknie się w sobie. Nie chciał tego, prawdę mówiąc lubił z nią rozmawiać, a w ostatnich dniach pokochał ją wkurzać.
Powstrzymał okrzyk, gdy obok niego z ciemności wyłoniła się tygrys. Zły na siebie zaklął pod nosem. Ten las był naprawdę przerażający. Niby bywał już w straszniejszych miejscach, na przykład taka mogiła ze starożytności o drugiej w nocy, a dookoła niej złe i rozszalałe duchy. Jednak teraz było to coś innego. Do grozy był dodany niewyobrażalny smutek, rozpacz lasu.
Drzewa zaczynały rosnąć w większych odległościach od siebie, światło księżyca coraz bardziej oświetlało drogę. Po chwili wjechali na wielką polanę. A pośrodku niej stał dwór.
Wysoki, zbudowany z czarnego kamienia, bardziej przypominała twierdzę obronną lub wieżę. Okna zakończone strzelistymi łukami były zamknięte przez okiennice z ciemnego drewna. Wysokie, strzeliste wieże wystrzeliwały w niebo. Na krawędzi dachu siedziały kamienne gargulce. Budowla przypominał mały zamek, lecz pod względem ochrony nawet zamek królewski nie mógł się z nią równać. Otaczała ją głęboka na siedem metrów fosa, w której, jak zauważył zwiadowca, zamiast wody, piętrzyły się stosy kości. Nad przepaścią przechodziło się na prostym moście zwodzonym z czarnej stali. Wszystko w tym dworze było ciemne lub szare. Mury były na samej górze zwieńczone licznymi otworami, idealnymi do strzelania z kuszy. Na szczycie najwyższej wieży Gilan zauważył przyrząd, do określania kierunku wiatru. Teraz chybotał się przerażająco na wszystkie strony, lekko skrzypiąc. Zwiadowca nawet nie chciał myśleć o pułapkach, zastawionych na nieproszonych gości. Miał nadzieję, że on sam jest tu mile widziany. Inaczej mogłoby się zrobić nieprzyjemnie. Jednak twierdza była piękna, posiadała w sobie jakąś niezwykłą grację, ale przeważała niestety drapieżność bijąca od murów.
- Przerażająca – szepnął nieświadomie. Nie spodziewał się odpowiedzi na ten komentarz, jednak ją otrzymał.
- Kiedyś była pełna życia – głos Adriany był pełen smutku i bólu. Jednak szybko się otrząsnęła, przyjmując wyniosły wyraz twarzy. - Czuj się jak u siebie, zwiadowco.
Zsiadła z konia i puściła wodzę. Zwierzę nie oglądając się za siebie pokłusowało do stajni po drugiej stronie polany. Drzwi drewnianego budynku były otwarte.
Zwiadowca puścił Blaze'a, który od razu pobiegł za Cazadorem. Najwyraźniej podczas krótkiej wyprawy wierzchowce zdążyły się zaprzyjaźnić.
Zobaczył ruch po swojej prawej stronie i odwrócił się. Adriana weszła pewnie na most i przeszła nad przepaścią. Obok solidnych drzwi z ciemnego drewna, wzmocnionych żelazem, stała średniej wielkości skrzynka z otwartym wiekiem. W środku znajdowało się pięć pergaminów zawiązanych czarnymi wstążkami. Dziewczyna wyjęła jeden z nich i rozwinęła. Na jej twarz wpłynął krwiożerczy uśmiech. Zwinęła list i schowała do torby przewieszonej przez ramię. Zatrzasnęła wieko skrzyni, zdjęła z szyi klucz zawieszony na srebrnym łańcuszku i przekręciła w zamku. Kliknęło i przedmiot został zamknięty na cztery spusty.
- Co to było? - zapytał zaciekawiony chłopak. Było ciemno, a w dodatku zabójczyni specjalnie się odwróciła, przez co nie mógł przeczytać tekstu.
- To było zlecenie, skarbie.
Zacisnął zęby ze złości. Nienawidził jak ktoś go tak nazywał. To brzmiało tak... protekcjonalnie.
- I co w związku z tym? - nadal nie kojarzył faktów.
- To znaczy, że będziesz sobie musiał poradzić sobie tutaj sam przez następne dwa dni.
- A ty?
- A ja pójdę do pracy. Pewny nieszczęśnik wszedł w drogę komuś, więc muszę złożyć mu wizytę. Trochę się przy okazji zabawię.

********************************************************************************
Chyba pobiłam mój rekord jeśli chodzi o długość rozdziału. Trochę go pisałam, ale chyba nie jest taki zły. Trochę przeskakiwałam z tematu na temat, ale chyba nie jest tragicznie. Coś się Adrianie szybko zmieniał humor, ale załóżmy, że miała gorszy dzień. Pójdzie sobie teraz do pracy, odstresuje się, pewnie przy okazji kogoś zabije. W końcu za to jej płacą. 
Tak sobie wyobrażam dom Adriany: 

https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjfAj1XHt9fEi30F-vzNu2GVvw7m3jrTFJSNb1d6QED5Xp-hiPhqREkY9LoXfbikL6S5ipZoMlaCDBIJe6jJLCtSKKPKet3qeqi7jPba7nRyMTQkZmb9mLLH61Y7fzSPXQWHku0uKeBWhEF/s1600/akademia.jpg

No nic, nie pozostaje mi nic innego jak zaprosić was do czytania i przeprosić za błędy, których na pewno jest mnóstwo. Sorry, spieszyłam się z tym rozdziałem.
Proszę o szczere komentarze i jak zauważycie, to powiedzcie mi, gdzie są błędy. Pozdrawiam,
Mentrix
P.S. Zapraszam wszystkich na mojego nowego bloga o herosach
harmony-of-heroes.blogspot.com

16 komentarzy:

  1. Koniki wróciły! Koniki wróciły!
    Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że wróciły i widać, że bardzo się "zaprzyjaźniły" *zrobiła znaczącą minę*. Ciekawe, czy pojawi się jakiś źrebak... :3 Wiesz, ich konie są mądrzejsze od nich... no, a tutaj rodzi się mój dylemat, czy są to ogiery, czy klacze... bo wiesz, mają raczej męskie imiona... chyba... cóż to będą po prosty koniami-homoseksualnymi! :D
    Adriana ma takie huśtawki humoru... jednak zdziwił mnie fakt, że zabójczyni, której życie waży się na cienkiej lince, nigdy się nie całowała. Bo w końcu zabójcy i inni szaleńcy, którzy balansują na krawędzi zazwyczaj chcą spróbować w życiu wszystkiego, co możliwe, bo przecież w każdej chwili mogą umrzeć. Jednakże Adriana jest z tak pewna siebie, że jestem świadoma, że ona jest niezniszczalna :D
    Trochę mnie przeraziła jej krwiożerczość (z moją Jillian z pewnością by się dogadała! :P), bo ona naprawdę lubi swoje zajęcie, a to czasami potrafi przerazić!
    Sposób Gilliana na rozpraszanie przeciwników, jest po prostu genialne! *-*
    Biedna Adrianna... nigdy się dziewczyna nie całowała! Współczuje!
    No, ale tak po cichu liczyłam, że Gillian wykorzysta chwilę, aby ją pocałować... ech... Smutno mi, bo nie było tutaj małego buzi-buzi T~T
    Adriana miała świętą rację! Co do tego, aby straszyć swojego... *chwila zadumy* ofiary? niewolnika? zakładnika? wspólnika? Kompletnie nie wiem, jaka jest ich relacja, bo już się nieco pogubiłam. Jakby nie patrzeć Adriana porwała go, a właściwie ocaliła... cóż... w każdym razie w grożeniu mu, miała świętą rację! Podobnie, jak w swojej złości! Bo ten cały koleś, co nie chciał jej uczyć szermierki...
    Na stryczek z nim! Seksista jeden! :P
    Opis zamku był nieziemski :D Trochę przypominał mi opis Twierdzy z serii o Kate Daniels :3 Właściwie to nie tak sobie wyobrażałam zamek (mam na myśli zdjęcie, które dodałaś), bo na zdjęciu wygląda zbyt "ciepło" i "przyjaźnie", no, a ja widzę zamek trochę w mroczniejszym klimacie :3
    Nie ma to jak dobra krwiożerczość przed snem... no, a ciekawość Zawiadowców znów się pojawiła :D
    Gillian wystraszył się kociaka! :P (Może był to tygrys, ale w końcu jest on z rodziny kociowatych!) No, a poza tym, sam Zawiadowca mówi, że jego i Blaze łączy pewna więź, więc jak nikt powinien zrozumieć, że Adrianę łączy podobna więź z jej zwierzakami, bo w końcu może to nie koń, ale więź jest!
    Ciekawi mnie, kiedy pojawi się Halt :3 Lubię tego kolesia coraz bardziej! :P
    Długość rozdziału jest fantastyczna! (Moim zdaniem!)
    Jestem szczerze zaintrygowana i zaciekawiona, co za zlecenie dostała dziewczyna i jak się sprawy dalej potoczą! Tyle się dzieje, tyle, a tyle... :3
    Co do błędów to nie jestem w nich zbyt dobra (pewnie sama zauważyłaś), ale jeżeli nawet na jakiś wpadłam podczas czytania, to historia tak mnie wciągnęła, że raczej żadnego nie pamiętam :D Kocham Twoje opowiadanie! No, a człowiek zakochany jest ślepy na błędy xD
    Coś chyba pomyliłam.... w każdym razie życzę Ci morza weny, góry pomysłów i mnóstwo czasu (teraz podwójnie wszystkiego ze względu na dwa blogi)!
    Bussis! ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eeeeeeeee......... konie homoseksualne? Nie, tego nie zrobię! A fe! Niestety to dwójka facetów :( Źrebaka nie będzie. Przykro mi. Trzeba byłoby się nim opiekować, a Adriana i Gilan nie mają na to czasu.
      Adriana wyznaje zasadę: Pierwszy pocałunek będzie z facetem, którego kocham, a on kocha mnie. I mam tego pewność, po kilkudniowym śledzeniu go, aby upewnić się, że mnie nie zdradza.
      Niezniszczalna to ona jest dla wszystkich poniżej jej poziomu, Ale niedługo pojawi się przeciwnik z górnej półki, więc będą problemy.
      Adriana i Jill, to byłby zabójczy duet. Strzeżcie się wrogowie! Wasz los jest przesądzony...
      Co do sposobu Gilana na rozpraszanie, to każdy zwiadowca zagaduje przeciwnika. Tylko każdy mówi o czymś innym. Myślałam, żeby Gilan się założył o pocałunek, ale stwierdziłam, że za wcześnie. Najpierw dziewczyna powinna zdać sobie sprawę, że ona go choć trochę lubi.
      Ten koleś od szermierki nie jest seksistą, on nie brał nikogo na ucznia. Ale zrobił wyjątek dla zwiadowcy, bo był przyjacielem jego ojca. A tak to odsyłał i facetów i kobiety, które chciały się u niego uczyć. Więc Adriana nie była wyjątkiem.
      Co do mojego wyobrażenia zamku, to zgasiłabym te światła w oknach, dodałabym upiorny blask księżyca.
      Na Halta musisz trochę zaczekać, niestety :( Ale też go uwielbiam. Będę musiała wam pokazać trochę jego sławnego sarkazmu.
      Dzięki serdeczne, nie wiem jak ci się chciało pisać tak długi komentarz, jesteś wielka!

      Usuń
  2. Jeśli o mnie chodzi, to długość jak najlepsza :) Sama mam wręcz okropną tendencję do rozpisywania się i mój najdłuższy rozdział był chyba jakieś dwa razy dłuższy... Także nie przejmuj się. W sumie to ja nawet lubię, jak jest troszkę więcej tekstu, bo wtedy można na spokojnie wczuć się w klimat i w opowiadanie. Chociaż czasem długość to jedno, a jakość drugie... Ale u Ciebie poziom bynajmniej na tym nie ucierpiał. Co więcej, wydaje mi się, że z rozdziału na rozdział rozwijasz się i idzie Ci coraz lepiej :) Naprawdę, prawie pod każdym wpisem mam ochotę pisać, że to mój ulubiony, bo pobija resztę. Nie, bynajmniej nie jest taki zły. Mi osobiście bardzo się podobał i czytałam go z dużą przyjemnością :)
    Ucieszył mnie powrót koni, trochę już zdążyłam się za nimi stęsknić. No i Blaze z tymi kostkami cukru zawsze wywołuje uśmiech na mojej twarzy. Nie mówiąc już o tym, że wierzchowce zdecydowanie ułatwią podróż i już zdążyły pokazać, jak bardzo są przydatne. Także owacje dla koników i lecimy dalej. Bardzo spodobało mi się, jak ukazałaś w tym rozdziale relacje Adriany i Gilana. Chyba zbyt szybko zobaczyliśmy w nich duet, a przecież wciąż powinni na siebie uważać. I, cóż, niby potrzebują siebie nawzajem, niby nie powinni sobie ufać, niby wciąż jedno może zaatakować drugie, niby wiemy, że raczej tego nie zrobią, ale niby może czekać nas zaskoczenie w tej kwestii... Generalnie nic tu nie jest jednoznacznie określone i to bardzo mi się podoba, bo stworzenie tak wielopłaszczyznowej relacji wcale nie jest proste, także brawka dla Ciebie za to :) Ha, to sobie Gilan znalazł sposób na zdekoncentrowanie przeciwnika... Ale działa, a to najważniejsze, nie? I taki bardzo w jego stylu, zdecydowanie ;) I świetnie wyszedł Ci opis pojedynku - dynamiczny, a jednocześnie doskonale wiadomo, co się dzieje. Oczywiście damska solidarność, ale gdy Gilan oświadczył, że jeśli wygra, to Adriana będzie przyrządzała śniadania, to tak coś zaczęłam podejrzewać, iż jednak Zwiadowcy przypadnie w udziale zwycięstwo. I przeczucie mnie nie myliło... Hm, mam nadzieję, że Adriana nie jest taką lebiegą kuchenną, jak ja. W sumie sama sobie radziła przez tyle lat, więc coś tam powinna wiedzieć, nie? A ja oczywiście znów o najmniej ważnej kwestii.. Już przechodzę dalej. Podoba mi się wątek z tym nauczycielem szermierki (wybacz, nie mam pamięci do imion). Lubię takie szczegóły, które pomagają lepiej poznać bohaterów :) I po prostu kocham, kocham i jeszcze raz kocham to, jak w następnym fragmencie ukazałaś Gilana, gdy mówił o swojej przeszłości i ojcu. Po prostu pełny obraz postaci - i to jest to, co uwielbiam! Tudzież co Tygryski lubią najbardziej... No, mniejsza o Kubusia Puchatka (wybacz, w piątki w ramach wolontariatu razem z koleżanką chodzimy do przedszkola czytać i czasem potem mi odbija). Opis lasu wyszedł ci doskonale - wręcz czułam się, jakbym tam była. Ta ciemność, cisza... Nieomal słyszałam oddech Gilana (if you know what I mean ;P). Świetne. Tak samo ta twierdza później, bardzo mi się spodobała, taki plastyczny opis. I zlecenia dla Ariadny... Coś czuję, że nie wszystko pójdzie po jej myśli. Jakaś pułapka Genoweńczyków albo Gilanowi coś się stanie pod jej nieobecność, albo właśnie Zwiadowca polezie za nią, albo... No, już Ty na pewno coś wymyślisz, więc może lepiej przestanę snuć te niestworzone teorie spiskowe.
    Co do błędów, to wyłapałam tylko kilka literówek: "W nikłym świetle księżyca, która..." - drugi akapit ostatniego fragmentu (zdaje się, że powinno być "które"). I: "Towarzyska to ana nie była" - w następnym akapicie ("ona"). Więcej chyba mi się w oczy nie rzuciło albo może teraz ich nie pamiętam... W końcu to tylko takie tam drobiazgi ;)

    Pozdrawiam i życzę weny,
    Lakia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej, uwielbiam Kubusia Puchatka, a już szczególnie tą piosenkę ,,Kilku kumpli weź"!
      Masz dobre przeczucia, coś pójdzie nie tak. Ta dwójka stanowczo nie doceniła wroga. Miała do czynienia z Genoweńczykami, którzy wykonywali tylko polecenia, a wiadomo, że przeciwnik, który ma o co walczyć jest strasznie niebezpieczny.
      Dzięki za pochwały, ja z kolei mam wrażenie, że piszę coraz gorzej. Ale jestem pewna, że się nie znam, więc zostawię to do oceny innym. Wiesz, że 18 marca odwiedzam twoją szkołę na dzień otwarty? Muszę się zorientować, jakie książki mają w bibliotece :)
      Grazie za komentarz, aż się chce dalej pisać jak się czyta taką opinię.

      Usuń
    2. Kubuś Puchatek rządzi! Cóż, umówmy się - zawsze coś musi pójść nie tak, prawda? Inaczej nic by się nie działo i poumieraliśmy z nudów. A to są wręcz wymarzone okoliczności na jakieś kłopoty. Zwłaszcza że, jak sama zauważyłaś, nie doceniają wroga, z którym mają do czynienia.
      To już tak jest, że samego siebie jest bardzo ciężko ocenić obiektywnie. I na własną pracę też patrzymy inaczej niż obcy, bo wiemy, jakie mieliśmy wyobrażenia, co chcieliśmy osiągnąć, jak szła nam praca... To wszystko wpływa na naszą opinię odnośnie końcowego efektu. Osoby z zewnątrz tego nie wiedzą i tyle. Co też nie znaczy, że mają albo nie mają racji. Trudno w ogóle mówić o "racji", skoro ocena jest oparta na subiektywnych odczuciach, więc raczej nie może być właściwa albo niewłaściwa. Szkoda tylko, że głupie klucze odpowiedzi tego nie uwzględniają...
      Będziesz na dniu otwartym? Wow. Rada na wejście - nie przestrasz się schodami ;) Hm, ja też może się pojawię, by potakiwać i się uśmiechać jako obecna Rejaczka. Albo będę siedziała w domu i się załamywała półmetkiem z matmy, który piszemy tego dnia. Cudnie, nie? I teraz dumam, kto będzie wychowawcą przyszłorocznego klasyka... Pewnie AW (łacinniczka), bo teraz ma trzecioklasistów. Osobiście ją lubię :)
      Ależ proszę bardzo. Sama wiem, jak pozytywne komentarze mogą zmotywować.

      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. No hej! Wybacz, ale ten komentarz nie bedzie długi. Pękła mi torebka stwowa w palcu serdeczny i obecnie wszystko co zwiazane jest z używaniem prawej ręki, sprawia duży problem. Także przez jakiś czas nie ma co liczyć na nowy post.
    Rozdzial bardzo fajny. Dlugi i pojawiło sie słowo "całować", wiec piszczalam z uciechy. Piszesz cudownie i super jest to, ze zalozylas kolejnego bloga. Jeszcze wiecej czytania! Prosze bys informowala mnie o postepach rowniez na drugim blogu.
    Pozdrawiam, kaleka puck

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej, współczuję. Musi strasznie boleć. Życzę szybkiego powrotu do zdrowia. Będę musiała poczekać na rozdział, kurczę, a tak tęsknię za twoim opowiadaniem :(
      Dzięki za komentarz, jest dla mnie tym więcej warty, że postarałaś się go napisać, choć masz chorą rękę. Dziękuję :)

      Usuń
  4. Cześć!
    Łał, faktycznie był długi! Nie mogę wyjść z podziwu, że stworzyłaś tekst tak duży obszarowo i zarówno tak czarujący, że nie zauważało się jego długości! Wszystko pochłonęłam w zastraszającym tempie! Jak dla mnie, to może być więcej takich rozdziałów, i tu i na nowym blogu ^w^
    Zaczyna mi być trochę szkoda Adriany. Ona jest taka strasznie nieporadna. A przynajmniej jak stoi obok Giliana. Teraz, po tej walce na miecze, będzie musiała dziewczyna robić zwiadowcy śniadania... Szczerze mówiąc, to sądziłam, że Adrianna wygra. Wychwalała się, wychwalała, Gilian stał z boku skromniutki... A tu taką niespodziankę nam zafundowałaś! Chociaż w tym byłaby lepsza od Giliana, a tu nici.
    Czasami Zwiadowca przeraża mnie tą swoją idealnością, przynajmniej takie sprawia wrażenie, gdy o nim czytam. I tak, trochę mnie zaczyna przez to... irytować x) Ale to tylko, gdy czytałam z punktu widzenia zabójczyni. Chyba wpływy Adrianny i jej komentarzy pod względem chłopaka tak mnie do niego nastawiają, ale co poradzić?
    Uważam, że Adrianna jest zbyt skryta. Powinna powiedzieć, kogo idzie zabić! Znaczy z kim idzie się zabawić... Czy to zabrzmiało dwuznacznie? O.o
    Uwielbiam te zwierzaki. Wszystkie! Ale najbardziej tygrysicę. Ona jest piękna ♥ I od razu z pazurkiem, o!
    I zgadzam się co do twojego wyobrażenia domu zabójczyni - idealnie wpasowuje się do przedstawionego nam opisu i odczuć Giliana. I od razu napiszę, że współczuję zwiadowcy! Z tego wszystkiego wynika, że zostanie tam na jakiś czas sam. Nie chciałabym być wtedy w jego skórze :v
    Przy okazji błędy ci wyłapałam:
    "Budowla przypominał mały zamek, lecz pod względem ochrony..." → -a- zgubiłaś
    "Zwierzę nie oglądając się za siebie pokłusował do stajni po drugiej stronie..." → a tu -o-
    Dziewczyna wyjęła jeden z ich i rozwinęła" → i tu jeszcze -n-
    W sumie to do takich głupot się przyczepiłam, ale wiem na swoim przykładzie, że mnie samą denerwują, gdy znajduje takie u siebie w tekście. :')
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gilan idealny, serio? To muszę go trochę popsuć. Ale będzie trudno, w końcu to zwiadowca. Ale w następnych rozdziałach chciałam sprawić, żeby mu coś nie wyszło, więc czekaj.
      Zwiadowca wygrałby z Adrianną w strzelaniu z łuku i walce mieczem, ale z resztą tak by nie było. Ona umie się posługiwać taką ilością broni że hej, a on tylko łuk, miecz, sztylety (ale nie potrafi nimi rzucać). Więc jak weźmiemy pod uwagę wszystko, to chłopak jest na przegranej pozycji.
      Wreszcie ktoś lubi Sombrę. A już się bałam, że konie ją przerosną.
      Też zaczynam mieć wrażenie, że Adriana jest nieporadna przy Gilanie, więc wysyłam ją do pracy :) Niech jej samoocena trochę podrośnie. I w końcu będzie sobą jak wróci, przynajmniej się o to postaram.
      Oj, Gilan nie pobędzie zbyt długo w Wieży. Coś się zdarzy. Co do mojego wyobrażenia, to zgasiłabym te światła w oknach, dodałabym upiorny blask księżyca.
      Dzięki za komentarz i poprawę błędów. Wkurza mnie to, że zamiast robić błędy ortograficzne, to literówki się robią. Literówki= horror każdego, kto nie sprawdza potem swoich prac.

      Usuń
  5. twój blog został dodany do "Katalogu Euforia"

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak jak mnie prosiłaś, informuję o najnowszym rozdziale na blogu -> http://dzieci-piekiel.blogspot.com!
    Nawet nie wiesz, ile zbieram się za przeczytanie twojego, a ciągle coś mi wyskakuje... Byle do świąt, wtedy w końcu będę mogła zakochać się w tych wszystkich postaciach. <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Dam, dam, dam, dam!
    1) MEGA dziękuję puck, bo dzięki temu Cię poznałam.
    2) Piszesz świetnie! Love forever!
    3) Taka rada: lepiej robić krótsze rozdziały, a częściej. To bardziej zadowala czytelników. ;)
    4) Jesteś awsome!
    5) Nie wiem co napisać...
    Pozdrawiam
    Ner

    OdpowiedzUsuń
  8. Kocham te opowiadanie<3piszesz jak zawodowy pisarz i mega Ci zazdroszcze tego talentu.Powodzenia w pisaniu i zycze Ci mnostwa nowych pomyslow;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Witam!

    W Katalogu Euforia pojawiła się nowa opcja!

    Teraz, możesz reklamować nie tylko swój blog, ale także swoje rozdziały i sprawić, że będziesz mieć jeszcze więcej czytelników!

    Zainteresowany?

    Odwiedź nas,

    katalog-euforia.blogspot.com ---> zakładka: Dział Nowych Rozdziałów

    Załoga KE

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej :D
    Długość jak najbardziej na tak, aż miło się czytało, zwłaszcza, że cały rozdział poświęcony był relacji Giliana i Adriany, a tworzą naprawdę wybuchowy i całkiem niezły duet. Ale zazwyczaj tak jest kiedy spotykają się dwa odmiennie i równie silne charaktery, a los jeszcze zmusza je do współpracy.
    Dom Adriany jaki zaprezentowałaś na zdjęciu jest nieziemski! Taki mroczny i tajemniczy, ale zdecydowanie pasuje właśnie do tej bohaterki.
    Co do jej zmienności nastrojów w tym rozdziale, to nie mogę się nie zgodzić - w jednej scenie chce go rozszarpać (oczywiście nie dosłownie), a już w kolejnej patrzy na niego ze współczuciem. Nie ma to jak takie wahania emocji, ale one są zdecydowanie charakterystyczne dla płci pięknej, jak to mają w zwyczaju mówić ludzie.
    I na końcu wyrażam mój podziw, że dajesz rade prowadzić dwa blogi - to naprawdę trudna sztuka, a Tobie udaje się to naprawdę świetnie. Dlatego też czytam obydwa, a za opóźnienia, no cóż, pozostaje mi tylko przeprosić, ale czasu nigdy nie ma wystarczająco by ogarnąć wszystko, co by się chciało.
    Pozdrawiam i weny!

    OdpowiedzUsuń
  11. Kocham długie rozdziały, dlatego długość postu jak najbardziej mi odpowiada.
    Zwiadowca wydaje się zawsze taki idealny, ale w sumie odpowiada mi to. Natomiast Adriana zawiodła tym felernym pojedynkiem. Spodziewałam się, że wygra. Chociaż w jednej rzeczy mogła być lepsza od Giliana, ale cóż... Daję plus za element zaskoczenia.

    Pozdrawiam,
    Deea Keita

    OdpowiedzUsuń

Mia LOG