Lista utworów

26 października 2014

Rozdział VI

Ostrze zawirowało w powietrzu i po chwili utknęło w piersi Genoweńczyka, który zbytnio zbliżył się do drzwi kaplicy. Z głuchym łomotem upadł obok pozostałych trupów.
Adriana zniecierpliwiona przygryzła wargę. Musiała zabrać ze sobą zwiadowcę i jak najszybciej wynieść się z zamku. Na jej drodze stało jednak pięćdziesięciu wrogów i choć serce i dusza dziewczyny domagały się ich całej krwi, rozsądek podpowiadał, że zabójczyni nie miała szans. W dodatku odpowiadała nie tylko za siebie, ale też za swoje zwierzęta, Sombrę, Tristana i Cazadora. No i był jeszcze ten przeklęty zwiadowca, którego postanowiła zabrać ze sobą. Ich wszystkich musiała stąd wydostać.
W zamyśleniu rozejrzała się dookoła. Musiała wiedzieć, gdzie ulokował się przywódca tej grupy Genoweńczyków i jakie jest rozmieszczenie wrogich jednostek.
Sombra, chodź! zawołała cicho. Zwierzę miało bardzo czuły zmysł słuchu, więc bez problemu usłyszało głos swojej pani. Po chwili drapieżnik skoczył z dachu, gdzie w tym momencie wysyłał do zaświatów jednego z łuczników wroga i z gracją wylądował obok swojej właścicielki. Tygrysica zwróciła swoje ciemne oczy na Adrianę, jakby pytając o swoje następne zadanie.
Pilnuj, niech nikt tam nie wejdzie – syknęła cicho zabójczyni, wskazując wejście do kaplicy. Tygrys wyszczerzył do niej zębiska na znak, że zrozumiał polecenie.
Zadowolona dziewczyna skierowała teraz swój wzrok na ścianę budynku, który prawdopodobnie był spichlerzem. Mur był gładki, ale na jego powierzchni dało się zauważyć wgłębienia, pozostałe po odpadających kawałkach cegieł. Budynek był wysoki na co najmniej dwadzieścia metrów, więc wspinaczka po nim dla amatora byłaby samobójstwem. Lecz Adriana miała w tej dziedzinie spore doświadczenie.
Sprawnie wspięła się po ścianie spichlerza, zaczepiając palce o wyrwy w murze. W połowie drogi zerknęła na dół. Sombra czaiła się w cieniu czyhając na każdego głupca, który odważy się podejść do kaplicy. Gdzieś z prawej strony, w drzwiach któregoś pomieszczenia dziewczynie mignął skrawek purpurowego płaszcza. Genoweńczyk był jednak daleko, a tygrys z pewnością sobie z nim poradzi.
Chwilę później przykucnęła na dachu. Słońce chyliło się już ku zachodowi, robiło się coraz ciemniej, więc Adriana ubrana w czarną pelerynę była prawie niewidoczna. Zresztą z doświadczenia wiedziała, że ludzie z reguły nie patrzą w górę. Genoweńczycy popełnili ten sam błąd, przez co trzech ich towarzyszy, którzy stanęli na drodze zabójczyni, znajdowało się teraz w zaświatach. Adriana była natomiast uboższa o dwa sztylety, ponieważ nie zdążyła na czas wysunąć ostrzy z ciał zamordowanych, przez co jej własność spadła razem z trupami na ulicę.
Biegła sprawnie po dachach pomieszczeń i budynków gospodarczych, kierując się w kierunku stajni, gdzie zaprowadziła swojego konia. W dole widziała jeszcze niedobitki straży pałacowej walczącej z Genoweńczykami. Było jej jednak niewiele, prawdopodobnie jakiś wyższy rangą rycerz wydał rozkaz do odwrotu, słusznie się domyślając, że ich wrogom nie chodzi o zdobycie zamku.
Zapamiętywała rozmieszczenie jednostek wroga, w myślach układając bezpieczną drogę, jaką mogli się dostać do koni. Zwinnie przeskakiwała z krawędzi jednego budynku na drugi, pokonując rozległe przerwy między nimi, wciąż niezauważona przez ludzi. Najchętniej zeszłaby na ulice i zabiła kilku zabójców, tym samym dając upust gromadzonej przez osiemnaście lat nienawiści i złości, lecz zdawała sobie sprawę, że ma coraz mniej czasu.
Słońce zniknęło już za horyzontem, pogrążając świat w ciemności, gdy postanowiła wracać. Zmęczenie zaczęło jej doskwierać, więc wiedziała, że Sombra także jest wyczerpana bronieniem dostępu do kaplicy. W dodatku, choć porządnie go walnęła, zwiadowca mógł się już ocknąć i narobić problemów, a dokładnie tego chciała uniknąć. Genoweńczycy przyszli właśnie po niego, więc chłopak lepiej by zrobił siedząc cicho jak mysz pod miotłą. Jednak Adriana nie była pewna, czy jego ego zaakceptowałoby taki stan rzeczy.
Widok zamku był ponury. Najeźdźcy jeszcze się z niego nie wycofali, ciągle szukając tego, po którego przybyli. Mieszkańcy twierdzy, którzy przeżyli napad, pochowali się w swoich mieszkaniach, nikt nie zapalił na ulicach pochodni. Jak okiem sięgnąć, wszędzie panowała ciemność i cisza, czasem tylko przerywana nawoływaniami Genoweńczyków. Idealny czas na ucieczkę.
Adriana miękko wylądowała przy drzwiach kaplicy. Były zamknięte na cztery spusty, tak jak je zostawiła. Na placu przed budynkiem leżało o dziesięć ciał więcej niż gdy odchodziła. W rogu, pośród ciemności zauważyła czuwającą i zadowoloną z siebie Sombrę. Oczy zwierzęcia lśniły błękitem w świetle księżyca, a cały pysk był unurzany w zaschniętej już krwi.
Dziewczyna otworzyła drzwi i wślizgnęła się do środka. Za nią jak cień podążył czarny tygrys. Zabójczyni odetchnęła z ulgą, widząc, że zwiadowca jeszcze się nie ocknął. Świeca, którą zapaliła wychodząc z kaplicy, prawie się wypaliła. Rzucała teraz mroczne i przerażające cienie na posadzkę dawnej świątyni.
Chłopak leżał tak, jak go zostawiła, związany sznurami. Gdyby był przytomny z pewnością doskwierałaby mu niewygoda, lecz najważniejsza rzecz to bezpieczeństwo. Adriana podeszła i pochyliła się nad nim. Wciąż zadziwiało ją to, jaki jest młody, najwyżej rok starszy od niej. Na jego twarzy o arystokratycznych rysach, nie było odciśniętego piętna. Ani piętna przerażenia, ani strachu, ani nawet odpowiedzialności. Zupełni nic. Jakby był nietknięty przez życie i jego niesprawiedliwość.
Wiedziała jednak, że to nieprawda. Był zwiadowcą i prawdopodobnie najstarszym, jeśli nie jedynym synem jakiegoś wysoko postawionego człowieka. Jako członek Korpusu musiał być odpowiedzialny i przejść wiele ciężkich i strasznych prób. Zwiadowcy wielokrotnie stawali w obliczu niebezpieczeństwa, co chwila balansując na cienkiej linie oddzielającej życie od śmierci. W Korpusie nie było wyjątków. Każdy doświadczył czegoś takiego.
Adriana domyślała się jednak, dlaczego chłopak wydawał się być nietknięty niegodziwościami świata. Po prostu był optymistą. Zawsze odnajdował jakieś pozytywy w zaistniałej sytuacji, nieważne jak beznadziejna się wydawała. Wciąż radosny, z nadzieją patrzący w przyszłość, wytworzył wokół siebie niewidzialną tarczę, która odpychała od niego wszystkie smutki i zmartwienia. Rozwiązywał problemy, lecz one nie zaprzątały mu cały czas myśli. Zdawał sobie sprawę z tego, jak okrutny jest świat, ale to okrucieństwo chociaż wciąż się do niego zbliżało, to nie potrafiło się przedrzeć przez jego tarczę.
To wszystko dziewczyna wywnioskowała z ich krótkiej rozmowy, szczegółowo analizując zachowanie zwiadowcy. Wiedziała, że była bardzo dobra w ocenianiu ludzi. O ile się nie myliła, chłopak także ją obserwował, wyciągając swoje wnioski.
Westchnęła ciężko, podnosząc z podłogi jego miecz i łuk. Ostrze przypięła sobie do pasa, a drugą broń zarzuciła na plecy. Na jej zawołanie, Sombra podeszła do nieprzytomnego zwiadowcy. Zabójczyni z pewnym trudem podniosła chłopaka i położyła na grzbiecie zwierzęcia. Wiedziała, że tygrys nie zrzuci zwiadowcy. Wiele razy to ona sama, gdy została ranna, była zmuszona korzystać z takiego sposobu ucieczki.
Otworzyła wrota kaplicy. Zwierzę ruszyło za nią, jakby w ogóle nie zważając na dodatkowe kilogramy, które musiało dźwigać.
Czas stąd zwiewać, mi amigo.

***


Bezpieczne dotarli do stajni. Nikt, czy to wróg czy chowający się mieszkaniec zamku, nie stanął im na drodze. Sombra podniecona i zafascynowana nocnym spacerem, lekko przemierzała ulice z nieprzytomnym zwiadowcą na plecach. Adriana z niepokojem spoglądała na niego, gdy od czasu do czasu z ust wyrwał mu się cichy jęk. Nie bała się, że może to ściągnąć do nich Genoweńczyków. Większym problemem byłoby ocknięcie się chłopaka. Z pewnością nie byłby skłonny z nią iść. Na szczęście jej świętej pamięci rodzice nauczyli ją jak przyłożyć komuś mocno w głowę. Skutek zaskoczył nawet ją samą.
Stajnia była długim budynkiem, pokrytym czerwoną dachówką. Zbudowana z drewna, stanowiła idealne miejsce do podłożenia ognia, gdyby ktoś chciał na zamku narobić zamieszania. Prawdopodobnie dlatego też obok znajdował się system kanałów, doprowadzających wodę do twierdzy. Zamek Araluenu był jedyną budowlą na wielkiej wyspie, która posiadała takie udogodnienie.
Wielkie żelazne wrota stały otworem. Z wnętrza było słychać rżenie i parskanie koni. Zwierzęta uspokoiły się, gdy Adriana wraz z Sombrą weszły do budynku. Pachniało sianem i końmi. Ścięta trawa była jednym z ulubionych zapachów dziewczyny. Kojarzyła się z domem i stajnią przy nim, gdzie jako mała dziewczynka godzinami siedziała ze swoją starszą przyjaciółką Lilith, opiekując się Sombrą, która była jeszcze małym kociakiem. Zwykle tak spędzała czas, czekając aż rodzice powrócą z misji i opowiedzą jakąś niesamowitą historię. Każdą opowiadali tylko jeden raz, z jednym wyjątkiem. Później Adriana dowiedziała się jak ważne było, aby znała całą historię na pamięć. Zawierała ona tajemnicę, którą każdy asasyn chronił przez całe swoje życie.
Na samym końcu w drewnianej zagrodzie cierpliwie czekał Cazador. Rumak był już przyzwyczajony do długich, nawet tygodniowych, nieobecności swojej pani. Kiedy sytuacja tego wymagała, potrafił się o siebie zatroszczyć, znaleźć miejsce na nocleg, coś do jedzenia. Teraz wpatrywał się z nieufnością w nieprzytomnego zwiadowcę. Zwierzę wyczuwało, że kiedy ten człowiek chce, to potrafi być bardzo niebezpieczny. Po prostu martwiło się o swoją panią.
Tristan siedział na belce, tuż nad głową konia. Rozglądał się uważnie dookoła, nie zwracając uwagi na zabójczynię. Wypatrywał wśród siana jakiejś nieostrożnej myszy, która mogłoby zostać jego kolacją.
Spokojnie, Cazador – mruknęła Adriana, podchodząc bliżej. Jest nieszkodliwy – zapewniła, spoglądając na zwiadowcę.
,,Przynajmniej na razie” dodała w myślach. Musiała się jak najszybciej wydostać z zamku. Z każdą chwilą niebezpieczeństwo, że natknie się na Genoweńczyków, wzrastało.
W tej samej chwili z boksu położonego pięć metrów dalej, dało się słysząc gniewne parskanie konia. Dziewczyna z ciekawością skierowała się w tamtą stronę. Zwykle zwierzęta przy niej próbowały udawać, że nie istnieją. Nawet najodważniejsze z nich zamieniały się w kupki strachu, gdy przechodziła obok. Natomiast ten koń zachowywał się zupełnie inaczej. Albo był niewiarygodnie odważny albo niewiarygodnie głupi.
Adriana zbliżyła się do boksu i zajrzała do środka. Chwilę później była zmuszona paść na ziemię. Inaczej dostałaby z kopyta w głowę.
Merde!* zaklęła. Nie spodziewała się czegoś takiego. Uspokój się, ty głupi zwierzaku!
Podniosła się i jeszcze raz, tym razem z pewnej odległości, zajrzała do środka. Stał tam czarny koń i patrzył na nią z pogardą. Zdziwiła ją jego wielkość. Po wyczynie, jaki jej przed chwilą zademonstrował, była pewna, że stoi tam jakiś olbrzym. Zwierzę było średniego wzrostu, dziewczyna nie potrafiła określić rasy. Musiała to być jakaś specjalna krzyżówka. Konik miał jednak silne nogi, wyglądał bardzo niepozornie, ale zabójczyni znała się trochę na koniach. Od tego biła pewność siebie, był zdolny do długich biegów i wyczerpujących wędrówek. Musiał być bardzo szybki.
Teraz zwierzę patrzyło gdzieś za nią. W jego oczach widać była zmartwienie i niepokój pomieszany z irytacją. Adriana odwróciła się i stwierdziła, że koń wpatruje się w nieprzytomnego zwiadowcę.
Jego spojrzenie zdawało się mówić: ,,I co? Ostrzegałem Cię. Wiedziałem, że beze mnie nie dasz sobie rady. Ale nie, ty zawsze jesteś mądrzejszy. Na przyszłość słuchaj konia jak ci dobrze radzi!”.
Zabójczyni jeszcze nigdy nie widziała zwierzęcia, które umiałoby wyrazić tyle słów tylko spojrzeniem. W tej samej chwili zauważyła, że na siodle należącym do konia widnieje znak liścia dębu. To był koń zwiadowcy. Jej zwiadowcy.
To tłumaczyło, dlaczego był zaniepokojony stanem chłopaka. Martwił się o swojego pana. To też wyjaśniało jego zachowanie na początku. Odwaga pomieszana z głupotą. I do tego duża dawka sarkazmu i irytacji. Zupełnie jak jego właściciel. Nie ma co, ta dwójka pasowała do siebie jak ulał.
Chcesz jechać ze swoim panem? zapytała cicho. – Nie zaprzeczę, że przydałbyś się.
Koń spojrzał jeszcze raz na zwiadowcę i parsknął cicho. Adriana wzięła to za znak zgody. Cazador był już osiodłany, więc nie pozostało jej nic innego, jak zająć się koniem zwiadowcy.
Tylko mnie nie kopnij. Wtedy naprawdę się wkurzę i zrobię z ciebie końskie sushi – mruknęła pod nosem, obchodząc konia i chwytając siodło. Zwierzę parsknęło pogardliwie w odpowiedzi. Nawet nie zaszczyciło jej spojrzeniem. Bez żadnych przeszkód założyła siodło. Potem chwyciła lejce i wyprowadziła konia z boksu. Gdy chciała przywiązać je do barierki obok Cazadora i wylegującej się na sianie obok nieprzytomnego zwiadowcy Sombry, zwierzę potrząsnęło gniewnie głową.
Nie to nie – stwierdziła z narastającą irytacją. Ten koń był prawie równie nie do zniesienia jak jego właściciel. A jednak chciała zabrać ze sobą rumaka, zamiast zostawić go w stajni. I nie chodziło tu o czysto praktyczne względy. To zwierzę miało sobie... to coś. Zupełnie jak jego właściciel.
Natychmiast odrzuciła tę myśl. Wzdychając ciężko skierowała się do stołu na końcu stajni, gdzie leżał zeszyt z danymi koni. Jak widać biurokracja dotarła nawet tutaj. Zerknęła na numer boksu, w którym stało interesujące ją aktualnie zwierzę i przekartkowała zeszyt. Pismo w większości było niestaranne, jakby zapisujący nie przykładał zbyt wielkiej wagi do tego, czy da się je rozszyfrować. Jednak w kilku miejscach imiona koni zostały zapisane z większą starannością. Na przykład rumak króla Ducana i księżniczki Cassandry, sir Davida i sir Horacego. I zwiadowców. Czyli wszystkich ludzi, do których zapisujący to stajenny musiał czuć szacunek. Jednak przy imionach koni zwiadowczych, oprócz liścia dębu nie było danych właściciela.
Szkoda, chciałaby poznać przynajmniej imię chłopaka, którego zabierała z zamku bez jego zgody. Według prawa z pewnością byłoby to uznane za porwanie, ale ze strony Adriany wyglądało to na ratowanie życia. Nie wiadomo, co zrobiliby zwiadowcy Genoweńczycy, gdyby dostali go w swoje ręce.
Wreszcie znalazła odpowiednią kartkę.
Blaze.
Z jakiegoś niewiadomego powodu to imię pasowało do tego konia. Zamyślona rzuciła z powrotem zeszyt na stół. Wyraz twarzy zmienił się w ciągu sekundy, gdy usłyszała zbliżające się głosy dwóch Genoweńczyków. Obróciła się i stwierdziła, że zwiadowcę i jej zwierzęta idealnie skrywa cień. Przylgnęła do ściany i nastawiła uszu.
Michael zaraz dostanie białej gorączki, jeśli nie znajdziemy chłopaka. Nie wiem, dlaczego mu tak bardzo na tym zależy. Mamy króla i księżniczkę, doradców i zwiadowców. Wszystkich którzy mogliby rządzić krajem, a on się upiera na znalezieniu chłopaka. Wiem, że jest zwiadowcą, ale jedna osoba nie stanowi wielkiego zagrożenia...
Też tak myślę. Ale sądzę, że chodzi mu o coś więcej. W Celtii porwaliśmy władców i przenieśliśmy się do Araluenu. W tym momencie według planów powinniśmy być w drodze do Galii, gdzie mieliśmy dopaść króla. Ale rozkazy niespodziewanie się zmieniły. Niby planem Michaela jest likwidacja wszystkich władców i całej inteligencji na świecie, a później przejęcie władzy nad nim. Ale myślę, że od początku chodziło o co innego.
Masz na myśli, że on czegoś szuka?
Tak, i znalazł to tu, w Araluenie. Ale mamy być posłuszni rozkazom.
Racja, nie zastanawiajmy się nad tym. W końcu zabijamy, a o to nam chodziło. Jednak niepokoi mnie ta dziewczyna, którą widziano tam, gdzie chłopaka. Myślisz, że...
Jest was w stanie zabić? O tak. Tego jestem pewna. powiedziała Adriana, wychodząc z cienia. Usłyszała już wystarczająco. Ten cały Michael... To on był jej głównym wrogiem. Jego musiała się pozbyć. Ale to potem.
Ty... syknął jeden z Genoweńczyków, wyciągając sztylet. Na kuszę było już za późno.
Dziewczyna podbiegła do niego z nienawiścią w oczach. Aby go zdekoncentrować, wbiła mu kolano w krocze. Szybko odchyliła się do tyłu, unikając ostrza starszego z zabójców. Młodszy zwijał się na ziemi, jęcząc głośno. Nie ważne jakiej narodowości, każdy mężczyzna reagował tak samo na podobny cios. Starszy wydał bojowy okrzyk, rzucając się na dziewczynę. Ta przez kilka chwil blokowała sztyletem jego ciosy, wczuwając się w rytm. W pewnym momencie zrobiła wypad do przodu i cięła Genoweńczyka w szyję. Ten bulgocząc krwią wylewającą się z jego ust, padł na ziemię.
Wycierając zakrwawione ostrze o swój czarny płaszcz, zbliżyła się do na razie ocalałego wroga. Ten wiedział już, że przed śmiercią nie ma ucieczki. Gdy Adriana podniosła go za poły purpurowego płaszcza, wykrzywił twarz w ohydnym grymasie.
Jesteś dobra w swoim fachu, maledetto** syknął. – Ale ta suka Michaela jest jeszcze lepsza. Nie dasz jej rady, zgniecie cię jednym palcem. Zarżnie jak...
Nie zdążył dokończyć swojej tyrady. Padł na brudną ulicę bez jakichkolwiek oznak życia. Na jego piersi zaczęła rosnąc w zastraszającym tempie czerwona plama krwi.
Chyba czas się zbierać – zaśmiała się Adriana, zupełnie nieprzejęta groźbami wroga. Nikt na świecie nie miał od niej lepszego szkolenia z bronią i w sztuce zabijania. Tego była pewna. Jak każdy uległaby przewadze liczebnej wroga, ale nikt nie miał szans pokonać jej w pojedynkę. Chyba, że zaszantażowałby ją. Niestety, na świecie nie istniał już nikt, na kim by jej zależało, za kim by tęskniła. Z wyjątkiem jej pupili, lecz one potrafiły uciekać i jeśli zabójczyni wyda takie polecenie, nic ich nie zatrzyma.
Spokojnie wróciła do stajni. Nie obyło się bez komplikacji, ale w końcu udało się jej usadzić nieprzytomnego zwiadowcę na siodle Blaze'a. Swoją drogą dziwne było to, że tak długo się nie budził.
Dziewczyna zdumiona tym faktem, dokładnie przyjrzała się jego twarzy. Chwilę późnej parsknęła stłumionym śmiechem. Zwiadowca spał! Tak mocno, że nawet walka, która rozegrała się kilka metrów dalej go nie obudziła.
Spojrzała smutno na chłopaka. Musiał być bardzo zmęczony. Zwiadowcy to ludzie znani z tego, że potrafił ich obudzić nawet najmniejszy hałas. Najwyraźniej młody arystokrata był tak wyczerpany wydarzeniami ostatnich dni, że zmęczenie wzięło górę nad pięcioletnim szkoleniem.
Ruszamy – powiedziała cicho, wsiadając na Cazadora. Na jej komendę Tristan wzbił się w powietrze obserwując okolicę, a konie ruszyły z miejsca. Blaze szedł niechętnie, ale pewnie zdawał sobie sprawę, że najlepiej dla jego pana będzie, jeśli pojedzie z dziewczyną. To, że nie przypadła ona do gustu zwiadowczemu rumakowi to już zupełnie inna sprawa.
Sombra niczym cień podążała za nimi. Z zamku wyjechali bez problemu, tajnym przejściem znanym tylko asasynom, którym Adriana weszła na zamek.
Za nimi Genoweńczycy wciąż przeszukiwali twierdzę w poszukiwaniu chłopaka, nie zdając sobie sprawy, że ich cel odjeżdża wraz z ich największym wrogiem, w kierunku znanym tylko dziewczynie.
  

* merde – (wł.) cholera
**maledetto – (wł.) przeklęta

*********************************************************************************
Wstawiam rozdział u koleżanki. Więc mam nadzieję że się spodoba, Nie wiem kiedy następny. Życzę miłego czytania :)
Mentrix

8 komentarzy:

  1. Świetnie, świetni. I coraz lepiej. ;)
    Adriana jest... taka ZABÓJCZA!
    Zaciekawiło mnie o kim mówił tamten facet. Laska, która może pokonać Adrianę? Hm, według mnie to niemożliwe chyba, że... jest taka jak ona. Dobra już kończę te spekulacje ;P

    Zastanawiam się czy dodasz jakiś fragment o Willu i Halcie, bo się o nich strasznie martwię ;-;

    Ekhem... Ale jest jedno "ale" za które cię uduszę. Po prostu cię znajdę i uduszę. Z mojego pozytywnego bohatera (Michaela) zrobiłaś czarny charakter ;(
    No ok, już jestem spokojna - zbieg okoliczności ^.^

    Czekam na kolejny i pozdrawiam,
    Buziaki, Inna <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieki za komentarz. Podnosi na duchu tym bardziej ze jutro mam konkurs z polskiego i nic nie umiem. ;) A na Michaela to ja mam pomysł. Jeszcze zobaczysz jaki ale to jeszcze mnóstwo rozdziałów do tego wątku. Co myślisz o tym aby wpleść w to opowiadanie troche magii?
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Świetny <3 Dzięki za info o nowym rozdziale :D Na początku nie mogłam skapować o jaki blog chodzi, bo nie podałaś linka, ale na szczęście przypomniałam sobie skąd jesteś. Moja nadzieja powiedziała mi, że to na pewno nowy rozdział o Zwiadowcach. Aaaaaaa <3

    Nie mogłam ze śmiechu, gdy zwiadowca nadal się nie obudził. Mateńko, ma gościu mocny sen. :D Choć nie powinien mieć, ale mu się nie dziwię, bo został tak na prawdę sam z całym Araluenem i pewnie ludzie liczą na niego. :P Nie mogę się doczekać, aż on się obudzi i nie będzie ogarniał co się dzieje wokół niego i skapnie się, że to ona tak jakby go "porwała" xD Coś czuję, że to będzie prze zabawne :P Bo Gilan ma cięty język i Adriana też, więc będzie się działo :p

    Czekam na Halta, którego uwielbiam. Wiem, że się boisz, że nie sprostasz jego postaci, ale ja na twoim miejscu bym się nie przejmowała. :P Jestem pewna, że będzie dobrze :P A poza tym taki to już żywot prowadzimy, my pisarki fanfiction, nie? ;P Strasznie trudno odtworzyć czyjeś postacie, ale już wiem jak piszesz i dajesz sobie radę. :D Jest naprawdę bosko :D

    Adriana ma cel. Jestem ciekawa, czy Gilan pójdzie za nią zabić tego Michaela. :D Ale by było bosko <3 Bo oni już do siebie pasują. Dwa temperamenty, które się zetknęły = wojna xD A co do tej laski, o której mówił ten gościu, jakoś mi się wydaję, że nie ma jakieś babki, która byłaby lepsza niż Adriana. A co wtedy pomyślała Adriana było mało skromnie xd Buhahaha xd a jednocześnie fajne :P

    "Nie ważne jakiej narodowości, każdy mężczyzna reagował tak samo, na podobny cios. " Nie mogłam z tego. xD to jest takie prawdziwe. :P Buhahaha xd Musiało boleć tego faceta. Czyżby Adriana chciała jakoś pozbawić go klejnotów przed śmiercią czy jak? :D Podobała mi się ta akcja. Ta walka i wgl :D Świetnie napisane.

    Nie mogę się doczekać nexta xd Pozdrawiam i życzę weny ;3
    http://76-igrzyska-smierci.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Halta wprowadzę może w następnym rozdziale. Musze jeszcze pare rzeczy przemyśleć. Mam plan jak to wszystko się ułoży i jest o wiele bardziej skomplikowany niż ci się wydaje. Może nawet troszkę z tym przesadziłam. Dziękuję za komentarz. Pomóż mi i odpowiedz na pytanie: Czy mialabys cos przeciwko temu gdybym w to opowiadanie wplotla troche magii? Odpowiedz jeśli możesz.
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. Przebrnęłam przez wszystkie sześć rozdziałów (wliczając w to prolog) z nieukrywanym zaskoczeniem i zachwytem. Opisy są niesamowite, a do tego fakt, że czas akcji to prawdopodobnie średniowiecze (zamki, konie, świece zamiast żarówek) sprawiło, że aż westchnęłam z zachwytu. Naprawdę uwielbiam opowiadania historyczne =)
    Bardzo podoba mi się również główna bohaterka Adriana, a do tego Gildan! Sam fakt, że między nimi iskrzy sprawia, że nie będę mogła teraz przepuścić żadnego rozdziału.
    Imię (w szczególności nazwisko) Leonardo Valdez skojarzyło mi się automatycznie z Leo Valdezem, więc przez moment nieco się pogubiłam, a jednocześnie myślałam, że zostanę jego fanką i przez pewien czas naprawdę sądziłam, że to on jest tym dobrym (do pierwszego rozdziału, a może drugiego?)… w tej chwili wiem, że to zawiadowcy są tymi dobrymi… chyba -_-
    Masz masę złych charakterów, każdy coś knuje z innym… ach! Wręcz staje się twym fanem, bo sama mam problem z intrygami i złymi charakterami. Poza tym jest to tak realistyczne, że zwykły człowiek wziąłby to za legendę (a na pewno tą część o assassini – swoją drogą dziwnie kojarzy mi się z Assassin’sem, a grę o tym gości naprawdę uwielbiam).
    Nadal w swojej wyobraźni odgrywa się scena z „czterema bohaterami królestwa” - Zakochany Horacy, Will i Halt… co ta miłość z nimi zrobiła? Najlepszy tekst z mojego punktu widzenia:
    „- Więc co robimy? - zapytał po raz dziesiąty Gilan.
    Odpowiedziała mu cisza, przerywana płaczem Horacego.”
    Ogólnie najbardziej uwielbiam ten właśnie rozdział, choć moment, w którym koński towarzysz Gilana wyraża swoje zdanie o jego głupocie i ignorancji również stał się moim ulubionym, jak również zgadzam się z Adrianą – ja również nie spotkałam zwierzęcia (szczególnie konia), który wyrażałby tyle jednym spojrzeniem!
    O masz! Się rozpisałam!
    Pozdrawiam =)
    Life-of-heros.blogspot.com

    P.S.
    Magia może być - oczywiście w małej dawce, ale zawsze jest ciekawie odbierana przez postacie w tamtych czasach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do Leonarda Valdeza to masz rację. Mam fioła na punkcie książek Ricka Riordana, więc nazwisko wzięłam z OH, imię od Leonarda da Vinci (czytałam wtedy Assassin's Creads czy jakoś tak i mnie natchnęło to imię).
      Taaa... Złych bohaterów jest mnóstwo i będzie jeszcze więcej, nie mam pewności, że sama się w tym nie pogubię. Stworzyłam sobie zarys historii i zamierzam się jej trzymać.
      Dzięki za komentarz, jutro masa sprawdzianów, więc coś takiego naprawdę podnosi na duchu!
      :)

      Usuń
  4. Oj bardzo się podoba, a to ostatnie zdanie było takie... świetnie dobrane i podsumowało dotychczasowe wydarzenia w idealny sposób.
    Dochodzę powoli do wniosku, że Adriana jest tak waleczną osobą, że tylko całe wojsko mogłoby jej dać radę, a nawet ci najlepsi wyszkoleni wojownicy mają z nią problem. I bardzo dobrze, niech pokaże im na co ją stać. Coś mi się wydaje, że kroi się jakaś bliższa relacja ze zwiadowcą, mam nadzieję, że się nie mylę :P
    Pozdrawiam i czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Tytułem wstępu, przepraszam za to haniebne opóźnienie. Zwyczajnie miałam całkowicie zawalony tydzień, a że zazwyczaj rozpisuję się w komentarzach i potrzebuję na nie dłuższej chwili, brakowało mi czasu, by spokojnie usiąść przed laptopem. Ale ostatecznie kto dzisiaj nie cierpi na brak czasu, pranie sama znasz to jak zły szeląg, więc nie będę już przedłużała i przejdę ad rem.
    W oczy przede wszystkim rzuciło mi się, że rozdział był zdecydowanie dłuższy od pozostałych i jak dla mnie to bardzo dobrze :) Lubię tak na chwilę zatopić się w tekstach, wciągnąć się w świat przedstawiony, przeżywać wszystko razem z bohaterami... A gdy za szybko się kończy, czasem nie ma do tego okazji. Dlatego od razu się uśmiechnęłam, siadając do czytania :) Wiem, że napisanie dłuższego rozdziału zajmuje odpowiednio więcej czasu, niemniej mam nadzieję, że dalej również tak będzie.'
    Moja pierwsza refleksja - też chcę mieć zabójczą tygrysicę, która rozumie, co do niej mówię! Chyba to normalnie dopiszę do listy niespełnionych marzeń z dzieciństwa. Naprawdę, Sombra jest cudowna. I ładnie dopełnia się z samą Ariadną, którą oczywiście uważam za epicką etc. Kocham takie skradanie się dachami, ponad miastem, ponad przyziemnym życiem. Zapewniam, że obraz zabójczyni przemykającej się o zmroku, który zobaczyłam oczami wyobraźni, był nieziemski. Uwielbiam takie klimaty :) Ale mimo wszystko jak dla mnie gwiazdą rozdziału i tak został Blaze. Bezapelacyjnie. To, ile i jak wyrażał swoim spojrzeniem i zachowaniem... Cudowne! Od razu widać, kto go dosiada ;) Aż przypomniał mi się Maximus z "Zaplątanych". Możesz być z siebie dumna, u Ciebie koń ma wyraźniejszą osobowość niż główni bohaterowie u co poniektórych. Po prostu Blaze i Gilan, już kocham ten duet. Nie mogę się doczekać pobudki zwiadowcy! Zastanawia mnie ten plan Micheala. Jeśli nie chodzi po prostu o pozbycie się władców i przejęcie rządów... Kocham, gdy "ci źli" nie mają takiej prostej i oklepanej motywacji. Hm, coś mi podpowiada, że może chodzić o jakieś osobiste porachunki. Mam rację? No nic, czekam z niecierpliwością, aż to się wyjaśni i pewnie jeszcze trochę sobie poczekam.Ogromnie zaciekawiło mnie też, o kim to mówił ten Genoweńczyk. Bo co za kobieta może stanowić zagrożenie dla Ariadny? Mam przeczucie, że wyjdzie z tego nieco grubsza afera.

    I może na koniec parę błędów, które rzuciły mi się w oczy, to będziesz mogła popoprawiać.
    "Ostrze zawirowało w powietrzu i po chwili utknęło w piersi Genoweńczyka, który zbytnio zbliżył się do drzwi kaplicy. Z głuchym łomotem upadło obok pozostałych trupów." - z tego by wynikało, że to ostrze upadło, a nie chodziło przypadkiem o Genoweńczyka? Jeśli tak, to raczej "upadł".
    "Chwilę późnij przykucnęła na dachu." - "później"
    "Gdyby był przytomny z pewnością doskwierałaby mu niewygoda, lecz przynajmniej był bezpieczny." - powtórzenie "był"
    "Po prostu był optymistą. Zawsze odnajdował jakieś pozytywy w zaistniałej sytuacji, nieważne jak beznadziejna ona była" - to samo powtórzenie
    "Wiedziała, że była bardzo dobra i ocenianiu ludzi" - "w ocenianiu"
    "Skutek był co najmniej zadowalający. Stajnia była długim budynkiem, pokrytym czerwoną dachówką. Zbudowana z drewna była idealnym miejscem do podłożenia ognia, gdyby ktoś chciał na zamku narobić zamieszania." - powtórzenie był/a
    "nikt nie miał szans pokonać ją w pojedynkę" - hm, nie powinno być "pokonać jej"?
    "Zwiadowcy byli znani z tego, że potrafił ich obudzić nawet najmniejszy hałas. Najwyraźniej młody arystokrata był tak wyczerpany" - powtórzenie byli/był
    Cóż, to tyle wyłapałam. Ogólnie rozdział bardzo mi się podobał i nie mogę już doczekać się następnego. Jeszcze raz przepraszam za opóźnienie!

    Pozdrawiam i życzę weny,
    Lakia

    OdpowiedzUsuń

Mia LOG