Lista utworów

15 kwietnia 2019

Rozdział XLVII


Lysander opadł ciężko na miękki fotel, powoli otwierając oczy. Skronie wciąż pulsowały mu bólem, ale to było niczym w porównaniu z istnym chaosem, który go otaczał. Dobrze, że najpierw teleportował zwiadowcę na zewnątrz, zanim rzucił się ratować pewnego głupiego maga.

Zirytowany spojrzał w kierunku malutkiej sadzawki na środku pomieszczenia. Woda bulgotała, a ponad wzburzoną taflą unosiła się para. Książki już nie stały równo na półkach, tylko walały się po całej sali, kilka wyrwanych kartek dopiero teraz opadało na ziemię. Posadzka w niektórych miejscach była popękana, a wielka szachownica pod wpływem uderzenia pioruna rozleciała się na kawałki, rozrzucając wokół pomieszane pionki. Czarnoksiężnik westchną ciężko. To ja będzie musiał najpierw naprawić. Ale to za chwilę. Poczeka, aż irytujący ból głowy ustąpi lub chociaż stanie się bardziej do zniesienia. Wdarcie się siłą do strzeżonego pilnie umysłu zawsze się tak kończyło, ale nie miał wyjścia.

Zacisnął usta na samą myśl, jak blisko katastrofy się znajdowali. Znalezienie Alarica, który zamknął się w swoim własnym umyśle graniczyło z cudem. Właściwie, to udało mu się w ostatniej chwili. Gdyby czarodziej zdołał dotknąć tej wirującej kuli energii… Lysander nie był do końca pewien czym była, ale miał złe przeczucia. Alaric nie powinien się do niej zbliżać, bo konsekwencje prawdopodobnie byłyby nieodwracalne. Tym bardziej, że ta energia niepokojąco mu się z czymś kojarzyła.

Najpierw Henrik, a teraz to. Miał wrażenie, że przeszłość do niego wraca. Nie mogła. Na pewno nie teraz. Miał już na głowie wojnę z Marcusem, niezadowolonych królów i swoje pionki, które prawie rzucały się sobie do gardła. Do tego wszystkiego dochodził niezwykle uparty czarodziej, który nie wiedział, co dla niego dobre.

– Dwa tygodnie – mruknął wściekły pod nosem. Powinien wrócić teraz. W tym momencie. Lysander nie mógł się rozpraszać i zastanawiać się, co ten dureń wyrabia. Gdyby coś się stało, to nie mógłby nawet się do niego teleportować, ponieważ sam nałożył na Alarica zaklęcie. Chroniło go to przed znalezieniem przez Marcusa, jednak działało jak obusieczny miecz. Nikt nie mógł namierzyć maga.

Wszystko sprowadzało się do tego, że Alaric musiał radzić sobie sam. Mag był silny, wręcz niepokojąco silny. Lysander jeszcze nigdy nie spotkał użytkownika magii o tak wielkich rezerwach własnej mocy. Właściwie Carleton przewyższał w zakresie zarówno czarnoksiężnika, jak i Marcusa. Różnica była taka, że w przeciwieństwie do Alarica, oboje mogli korzystać z energii zgromadzonej w otaczającym ich świecie i nie byli ograniczeni do własnych zasobów. Problem polegał na tym, że Alaric Carleton był magiem natury. Wielki potencjał magiczny i połączenie z samą przyrodą sprawiało, że utrata panowania nad mocą prowadziła do istnego chaosu. Lysander wiedział o tym, bo lata wcześniej, gdy uczył maga zaklęć, podobne sytuacje były na porządku dziennym. Zerwany potężnym podmuchem wiatru kandelabr. Miejscowe trzęsienie ziemi, poprzewracane drzewa. Pewnego dnia ogień prawie pochłonął jego drogocenną bibliotekę. Ogólnie rzecz ujmując, Alaric uosabiał wtedy chodzącą katastrofę. Jednak te nagłe wybuchy magii były na tyle słabe, że Lysander radził sobie z nimi bez mrugnięcia okiem. To było wiele lat temu, przynajmniej taki miał wrażenie. Teraz sytuacja się zmieniła. Nie potrafił przejąć kontroli nad mocą Alarica na odległość. Właściwie to nie był pewien, czy udałoby mu się to, nawet gdyby zjawił się osobiście na miejscu zdarzenia. Natura korzystająca z magii jego przyjaciela była wystarczająco silna, aby wyrządzić zniszczenia w jego domu, chociaż nawiązał tylko słaby kontakt mentalny. Alaric musiał nad tym zapanować. A żeby to zrobić, musiał wrócić do domu, gdzie oboje znajdą jakieś rozwiązanie.

Ależ nie, oczywiście, że nie. Uparty mag nie mógł porzucić swojego idiotycznego celu, jakim było znalezienie sposobu na nieśmiertelność. Lysander już dawno przestał mu mówić, że wieczne życie nie jest wcale takie piękne, jak się wydaje. Przestał się nawet irytować, gdy Alaric bez słowa znikał na kilka miesięcy. Ponieważ wracał, zawsze wracał. Co prawda czasem wykończony, czasem poobijany. Jednak to nie było nic, z czym Lysander nie mógłby sobie poradzić. Tym razem jednak mag przesadził. Dwa tygodnie. Przecież on się ledwo trzymał na nogach, prawie wykrwawił się na śmierć, a mocy starczy mu na jedną teleportację, a potem będzie nieprzytomny przez co najmniej dobę. Wróg bez problemu będzie mógł go zabić. W takim wypadku zadaniem Lysandra było sprowadzenie go do domu, czy Alaricowi się to podoba czy nie.

Jednak skończyło się tak jak zawsze. Alaric powiedział: proszę, a Lysandrowi nie pozostało już nic innego, niż się zgodzić. Jakoś nigdy nie potrafił odmówić temu durnemu magowi.

– Jestem głupcem – podsumował zmęczony czarnoksiężnik, zaczynając naprawiać szkody, które wyrządziła sama Matka Natura.

***

Adriana już od kilku minut nie wiedziała, co zrobić. Jak zareagować, co powiedzieć. Wycofać się? Uciec? Czy może wejść z podniesioną głową? Nie miała pojęcia, więc stała jak skamieniała w wejściu do komnaty z czerwonymi policzkami, niezauważona przez nikogo. Po prostu patrzyła, gdy jej umysł próbował przyswoić to, co widzi.

            Michael siedział na kanapie wygodnie rozparty, jedno ramię przerzucił przez oparcie. Przed nim stała Angeline. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie wiele małych, a niezwykle istotnych szczegółów. Nogi zabójcy były rozchylone, a czarownica stała między nimi – zdecydowanie za blisko. Palce jednej ręki zaciskała na oparciu kanapy, tuż przy ramieniu Michaela. Druga dłoń spoczywała w zagłębieniu między barkiem a szyją. I najważniejszy szczegół. Głowa zabójcy była odchylona do tyłu, aby jego usta mogły połączyć się z wargami Angeline. Oboje wyglądali na bardzo zadowolonych i zaangażowanych, jeśli kropla krwi spływająca z rozciętej wargi Michaela coś znaczyła. I z jakiegoś powodu Adriana nie mogła odwrócić wzroku.

Doświadczenia w takiej sytuacji nie miała właściwie żadnego. Nigdy nie patrzyła na żadnego mężczyznę w romantyczny sposób, nigdy nie miała ochoty pogłębiać znajomości. Ta dziwna bliskość i zależność, jaka wiązała dwie kochające się osoby, przerażała ją. Powodowała, że człowiek staje się bardziej podatny na zranienie i manipulacje, a czasem sprawiała, że ludzie robili rzeczy, na które o zdrowych zmysłach nigdy by się nie zdecydowali. Kilka lat temu dostała zlecenie zabójstwa jakiegoś hrabiego. Zleceniodawcą była jego żona, zraniona dogłębnie po tym, jak mężczyzna zdradził ją z jej młodszą siostrą. Zabij szybko i bezboleśnie – mówiło polecenie napisane drżącą ręką. Prawdopodobnie ta kobieta wciąż kochała tego potwora, chociaż nie mogła znieść jego obecności. Adriana przyszła po niego pewnej nocy, kiedy księżyca nie było na niebie. Cel opuścił swój dwór i zatrzymał się w podmiejskim zajeździe. Miał się tam spotkać z kolejną kochanką, jak dowiedziała się Adriana, gdy przypadkowo pomylił ją z tą kobietą. Wielki hrabia, właściciel wielu majętności i parszywy zdrajca wykrwawiał się o wiele dłużej i boleśniej niż życzyła sobie tego biedna kobieta, która wyszła za niego za mąż.

Patrząc na Genoweńczyka i czarownicę, Adriana zastanawiała się, na ile sposobów Michael mógł skrzywdzić Angeline, gdy ta już się zaangażowała emocjonalnie. Nie było bowiem wątpliwości, że kobieta czuła cos do zabójcy – Angeline nie była osobą, która całował się z każdym napotkanym po drodze mężczyzną. Przynajmniej tak ją Adriana postrzegała.

Dlatego stała w miejscu, cała zażenowana i czerwona. Powinna się ruszyć: albo do przodu albo do tyłu. Nie ważne jak zawstydzona była, jak mało wiedziała o podobnych relacjach…

– Dlaczego tutaj stoimy? – wyszeptał jej Gilan do ucha, a ona ledwo powstrzymała się, aby nie wrzasnąć. Przełknęła ślinę i przesunęła się odrobinę w bok, zerkając na zwiadowcę kątem oka. Nie słyszała jak nadchodził, ale powoli się po tego przyzwyczajała. Jeśli Gilan chciał się zjawić bezszelestnie, to nic mu w tym nie przeszkodzi, choćby wytężała wszystkie zmysły, aby go znaleźć. Teraz stał oddalony od niej o centymetry i z pewnością widział jej czerwone policzki, bo spoglądał na nią zaskoczony.

– Co się stało? – spytał, lustrując ja wzrokiem. Według niego zabójczyni miała przekomiczny wyraz twarzy, ale nie mógł znaleźć źródła tych emocji. Pod wpływem impulsu zajrzał ostrożnie za uchylone drzwi komnaty, przed którymi stała Adriana. Widziała, jak oczy zwiadowcy rozszerzają się z zaskoczenia, gdy ujrzał Angeline i Michaela. A potem z przerażeniem zauważyła, że w zielonych oczach pojawia się błysk zadowolenia i zwykłej dziecięcej radości.  

To się nie skończy dobrze, pomyślała, chcąc stąd zniknąć.

Gilan zamierzał coś zrobić i dobrze się przy tym bawić.

***

Angeline tego nie planowała. Przyszła tutaj z zamiarem dość dosadnego wyrażenia swojej opinii na temat tego, jak Genoweńczyk zachowywał się w stosunku do Adriany. Nie mogli tak funkcjonować na dłuższą metę. Te wszystkie kłótnie, sprzeczki i brak zaufania były jeszcze do zaakceptowania w bezpiecznym miejscu, jakim był dom Lysandra. Jednak czarownica nie miała złudzeń, że niedługo będą musieli go opuścić i zacząć działać, nawet jeśli czarnoksiężnik nie dawał im tego do zrozumienia. Przeciwnicy stanowili tak potężną grupę, że najmniejsze zawahanie doprowadzi do porażki. Natomiast Michael i Adriana walczący ze wspólnym wrogiem jak na razie stanowili przepis na katastrofę i dwa trupy więcej niż potrzeba.

To wszystko zamierzała powiedzieć Michaelowi. Adriana była uprzedzona do Genoweńczyków, w końcu wybili jej rodzinę. To Descouedres musiał zakopać topór wojenny, przeprosić i pokazać zabójczyni, że mają ten sam cel i można mu ufać. Naprawdę miała mocne postanowienie, aby zakończyć ten cyrk tu i teraz. Była nawet pewna, że zaczęła wygłaszać swoja przemowę. Z pewnością pamiętała zmęczone i zirytowane spojrzenie Michaela i drobinki błękitu w szarości jego oczu.

Dlatego nie miała pojęcia, jak skończyła pochylając się nad zabójcą i całując go już od pięciu minut. Prawie miała pewność, że wszystkiemu był winny Michael. Przecież ona by tego nie zaczęła, prawda? Teoretycznie powinna zakończyć pocałunek zaraz po tym, jak się zaczął, ale była tylko słabą, podatną na pokusy kobietą. Nikt nie musi wiedzieć, co czuje. Nikt się nie dowie i…

– Nie wiedziałem, że upominanie w wykonaniu magów tak wygląda. Powinnaś mi powiedzieć, Angeline. Wtedy nie zastanawiałbym się długo przed popełnieniem jakiegoś głupiego błędu. – Irytująco rozbawiony głos sprawił, że odskoczyła do tyłu. Zwiadowca opierał się o framugę drzwi z uniesionymi brwiami. Za nim stała Adriana z ustami zaciśniętymi w wąską kreskę i czerwoną twarzą, którą próbowała zasłonić ciemnymi włosami.

Czarownica przeklęła w myślach. Nie zauważyła ich, nie wyczuła. Nie posiadali co prawda silnej mocy magicznej, która sprawiłaby, że zmysły Angeline wrzeszczałyby o nadchodzącym możliwym zagrożeniu, jak za każdym razem, gdy przebywała w pobliżu Lysandra, ale zawsze była dobra w wykrywaniu nawet zwykłych ludzi. Musiała być bardziej rozproszona, niż myślała.

– Spadaj, Gilan. Przeszkadzasz – mruknął Michael, wpatrując się w Angeline zawiedzionym wzrokiem smutnego szczeniaka. Poczuła, że robi się tak samo czerwona jak Adriana.

– Nie, mój nowy drogi przyjacielu. Jeśli chodziłoby o mnie, nie mrugnąłbym nawet okiem. Lecz nie mogę pozwolić, byście siali wokół siebie powszechne zgorszenie i wprawiali w szok i zażenowanie takie niewinne dusze jak nasza Adriana – zaoponował ze zbyt szerokim uśmiechem zwiadowca, kładąc dłoń na ramieniu zabójczymi i wciągając ją do pokoju z ciemnego korytarza.

– Ręce przy sobie, zwiadowco – warknęła, a Gilan zapobiegawczo zabrał rękę. Wyglądała, jakby mogła go ugryźć plus zamordować spojrzeniem.

– Oj, Adriano, nie ma się czego bać. Popatrz na Angeline, wydaje się w pełni usatysfakcjonowana i zadowolona. Widzę, że jesteś zupełnie nieuświadomiona w sprawach związków, więc byłbym zaszczycony, mogąc… - Gilan zamilkł, gdy dwa niezwykle mordercze spojrzenia skupiły się na jego skromnej osobie. Już widział swoje ciało pozbawione głowy, jeśli wypowie jeszcze jedno nierozważne słowo.

– Angeline, myślałem, że miałaś rozmawiać z Michaelem o jego karygodnym zachowaniu – zaczął w dramatyczniej próbie zmiany tematu.

– Właśnie, on mnie obraził – poparła go Adriana, z chęcią podchwytując nowy kierunek rozmowy. Do tamtej części nie będą wracać. Nigdy.

– Rozmawialiśmy, prawda, Michael? – spytała czarownica, spoglądając na Genoweńczyka i szukając u niego potwierdzenia dla swoim słów. On spowodował problem, więc niech go rozwiąże. Jak się głębiej zastanowić, to nic się nie stało, a Adriana jak zawsze robi problem ze wszystkiego, co dotyczy Michaela. A Gilan, jak to ma w zwyczaju, nie pomaga.

– Oczywiście. To była długa przemowa, pełna słów, które miały spowodować moje wyrzuty sumienia. Była też niezwykle nudna, dlatego byłem zdesperowany ją przerwać za wszelką cenę – oznajmił zadowolony z siebie Genoweńczyk, zupełnie nie przejmując się atmosferą, która panowała wokół. Angeline prawie jęknęła z bezsilności i zrezygnowania. Panowie najwyraźniej świetnie się bawili, ale ona była niezmiernie zażenowana, a Adriana coraz bardziej zła na cały świat. Musiała to przerwać.

– Skupmy się na rzeczach istotnych…

– To jest istotna sprawa – przerwała jej Adriana. Angeline spojrzała na nią zaskoczona. Była pewna, że ona też chciała zakończyć ten cyrk. – Przecież on cię skrzywdzi. Nim się obejrzysz zdradzi cię, zostawi, wykorzysta do własnych celów. To Genoweńczyk. Jak możesz być taka naiwna?

Czarownica zamrugała zdziwiona. Myślała, ze zabójczyni nie chciała poruszać tych tematów, bo nie miała w nich żadnego doświadczenia. Martwiła się. Adriana się o nią martwiła. To było takie w jej stylu podejrzewać Michaela o wbicie sztyletu w plecy przy najbliższej możliwej okazji. Przecież niejednokrotnie zabijała mężczyzn, którzy bili żony, zdradzali je, uprowadzali córki farmerów, którzy potem byli gotowi oddać płatnym mordercom cały swój majątek, aby ponownie ujrzeć swoją pociechę w domu, a pana ziemskiego martwego. Świat był pełen potworów. Mężczyzn i kobiet, bogatych i biednych. Niektórzy mogliby powiedzieć, że w tej komnacie znajdują się same potwory. Ale przecież byli też dobrzy ludzie. Czasami potwory nie były wcale potworami. Powinna jej powiedzieć, że nie wszystko jest czarne. Podobno rodzice Adriany bardzo się kochali – taki wniosek wyciągnęła z nielicznych opowieści, którymi dziewczyna się z nią podzieliła. Jednak zapomniała o tym, a jej umysł podsuwał jej najczarniejsze scenariusze, z którymi miała przecież do czynienia na co dzień. Martwiła się o nią. To było…

– Adriano, to jest absolutnie urocze. – W tym momencie Angeline była gotowa uwierzyć, że zwiadowca posiada moc czytania w myślach. Z wyrazem współczucia na twarzy obserwowała, jak ręka Adriany unosi się i zaciska w pięść, a potem spotyka się z nosem Gilana. Cóż, zabójczyni musiała w końcu wybuchnąć.

– Cóż za brutalna kobieta. Współczuję ci, zwiadowco – podsumował Michael ze sztucznym współczuciem. A potem poniósł rękę.

Adriana nie zdążyła nawet pomyśleć o tym, aby się ruszyć. Rzucony przez Genoweńczyka sztylet utkwił w drzwiach, centymetry od jej szyi.

Tak blisko, pomyślała, sięgając po swój nóż, podczas gdy Gilan i Angeline jeszcze nie wyrwali się z oszołomienia. Jednak spokojny wyraz tworzy Michaela i to, że nie ruszył się z miejsca sprawiło, że zerknęła kątem oka na ostrze. Była na nim kartka papieru. Wciąż mając na oku przeciwnika, sięgnęła po nią. Otworzyła szerzej oczy, wpatrując się z zapisane na niej słowa.

– Jak? – spytała nieświadomie, wciąż wpatrując się w tekst. Podniosła wzrok na Genoweńczyka. Spojrzenie szarych oczu było poważne, tak samo jak jego głos.

– Jestem człowiekiem wielu talentów. Czy to wystarczy?

Spojrzała jeszcze raz na kartkę. Tak. Zdecydowanie.

– Ten jeden raz – mruknęła i ignorując zaskoczone spojrzenia pozostałej dwójki, opadła na pobliski fotel całkowicie rozluźniona. Gilan i Angeline spojrzeli po sobie. Żadne z nich nie rozumiało.

– Przejdźmy to istotnych rzeczy. Zwiadowco, chyba miałeś nam coś do powiedzenia. – Adriana spojrzała na niego znacząco, a mężczyzna westchnął. Przekaz był jasny: nie drąż tematu. Dlatego pokiwał głową i z westchnieniem opadł na kanapę obok Genoweńczyka. Angeline wzruszyła ramionami i chwyciła jedno z leżących na półmisku jabłek. Jakoś nagle zgłodniała.

– Już mówię. Chciałbym tylko jeszcze zaznaczyć, że jeśli kiedykolwiek będziesz chciała mnie upomnieć, to nie musisz się powstrzymywać, Adriano.

– Przykro mi, zwiadowco. Ostatni trening udowodnił, że na twoje nieszczęście nie mam za grosz zdolności magicznych – odparła złośliwie Adriana. Była spokojna. Wreszcie była spokojna. Zacisnęła palce na białej kartce, którą schowała do kieszeni.

Minęło wiele czasu od kiedy po raz ostatni miała do czynienia ze swoim rodzimym językiem. Nieważne, skąd pochodzili, zabójcy byli ludźmi czynu. Rzadko kiedy używali słów. Odpychały ich długie przemowy, które próbowały ukryć prawdę. Woleli mówić krótko, prosto. A gdy już to mówili, nie było w tym kłamstwo i obłudy.

Zacisnęła palca na papierze. Słowa wyryły się jej w pamięci.

Lo siento mucho. Perdoname.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Bardzo przepraszam, że tyle musieliście czekać, a ten rozdział jest żałośnie krótki. Muszę powiedzieć, że dobrze mi się go pisało do momentu, w którym musiałam napisać jak to się Adriana na tą dwójkę natknęła. Ni sądziłam, że będę miała problemy z opisaniem zwykłego pocałunku, sporo opisy walk i zabijania przychodzą mi łatwo. A tu taka niespodzianka. Dlatego przepraszam, bo reszta rozdziału jest bardzo sztuczna. Ja się chyba po prostu nie nadaję do pisania romansów :(
W następnym rozdziale obiecuję, że zacznie się jakaś akcja. Dziękuję też wszystkim, którzy tu jeszcze wchodzą, pomimo częstotliwości z jaką dodaję rozdziały. Dziękuję też Anonimowi, który tak zawzięcie komentuje :D
Rozdział oczywiście niesprawdzany, zapraszam do komentowani i wyrażania swoim opinii.
Pozdrawiam, 
Mentrix Hadley
P.S. Jako, że został tylko tydzień - WESOŁEJ WIELKANOCY, SMACZNEGO JAJKA, ZAJĄCA I PORZĄDNEGO ŚMINGUSA-DYNGUSA! Chociaż pewnie pogoda jak zawsze będzie nieciekawa :D

7 komentarzy:

  1. Aloha krewniaku! (tak mam faze na bajki z dzieciństwa)
    Przepraszam że komentarz spóźniony. Ja będę do końca(świata) historii(i jeszcze dalej) zawzięcie komentować. Wg uświadomiłam sb że czytam ten blog od 2014. Dziwne uczucie bo wydaje się że krócej ale nie ważne przejdźmy do rozdziału.
    Nie wyszło sztucznie na prawdę. Śmiałam się przez pół godziny (czytałam o 2 w nocy). Domyślam się że 1 cześć się łatwiej pisało bo o irytujących ludziach generalnie łatwiej się pisze. Z reguły. A po za tym to alaric i lysio.
    - Jestem głupcem - a oto stwierdzenie które cały świat może powiedzieć z czystym sumieniem. Generalnie to z idiotami nie ma co walczyć bo mają przewagę liczebną(nawet w fikcyjnych światach ich pełno) więc lysander nie ma co nawet próbować. Niestety musi uratować świat z razem z nimi.
    -...to było niczym w porównaniu z istnym chaosem który go otaczał... - hehe opis mojego pokoju. Od 2 tyg go sprzątam i nadal wygląda jak 2 tyg temu.
    - Ogólnie rzecz ujmując Alaric uosabnial wtedy chodzącą katastrofe- moja bratnia duszo <3
    -swoje pionki które prawie się rzucały sb do gardeł - w dalszej części rozdziału tak to nie wygląda.
    -gdzie oboje znajdą jakieś rozwiązanie - niech spróbuję delte x... Jak nie możesz rozwiać czegoś liczć delte x nawet jeśli nie ma to większego sensu. Przynajmniej tak robi moja klasa.

    Generalnie to ciekawy był fragment z durnym magię. Aż tak silny jest? Nawet od marcusa? Czyżby był kluczem do jego pokonania? Wyjaśnienia chce!!! Spać nie będę mogła po nocach.
    A ta wirujaca kula energii to pewnie wieczny zapas kawy i czekolady który po spożyciu doprowadzi do arytmii serca i de facto do śmierci ale nic. KAWA ŻYCIEM!!!

    (ograniczenie znaków przez Google ciag dalszy poniżej)

    OdpowiedzUsuń
  2. To teraz ta zabawna cześć rozdziału... Pomysł na komedie romantyczną na walentynki.
    Zabawnie się czyta zażenowaną Adriane. Radzi sb z krwią śmiercią itd ale ludzkie emocje to czarna magia dla niej. I nie ma co się dziwić.
    - Głowa zabójcy była odchylona do tyłu, aby jego usta mogły połączyć się z wargami Angeline - tak oto dzieci wykonuje się rko do rytmu staying alive staying alive hahahaha
    Ahh adriana musi szybko upomnienic gilana. Nie mogą zostać w tyle.
    - zauważyła, że w zielonych oczach pojawia się błysk zadowolenia i zwykłej dziecięcej radości- oto nadszedł mój król i cesarz. Cóż faceci dojrzewają wolnej niż kobiety. Błysk w zielonych oczach( kot z czeszer)
    -To się nie skończy dobrze -ekhhmm dzieckiem... rzeczywiście wg niektórych gorszego zła nie ma.
    -Michael i Adriana walczący ze wspólnym wrogiem jak na razie stanowili przepis na katastrofę i dwa trupy więcej niż potrzeba- w kolejnym odcinku kuchennych rewolucji z Magdą Gessler.
    -Widzę, że jesteś zupełnie nieuświadomiona w sprawach związków, więc byłbym zaszczycony, mogąc…- no więc jak doszliśmy do tego to ostatnio zdałam sb sprawę że skoro Will nie miał ojca ani matki a także w tamtych czasach nie było internetu to obowiązek uświadomienia w sprawach związku i dojrzewania spoczęły na Halcie...śmieszna byłaby taka rozmowa.
    – Skupmy się na rzeczach istotnych…- zasiedlanie ziemi jest istotną sprawą.
    -Ta dziwna bliskość i zależność, jaka wiązała dwie kochające się osoby, przerażała ją... - i ciąg dalszy tego wywodu. Trudno się z nią nie zgodzić bo w sumie to jak się ma kogo stracić to też łatwiej jest manipulować kogoś takiego. Ale z drugiej strony zawsze się mówi że od nienawiści silniejsza jest tylko miłość (test z miliona książek).
    -W tym momencie Angeline była gotowa uwierzyć, że zwiadowca posiada moc czytania w myślach- ponieważ mam znowu świra na punkcie incepcji i pomysłu w mniej zawartej(genialny film) wszelkie manipulacje umysłem są teraz mile widziane. Ale serio wykradanie myśli w trakcie trwania snu, zmiany czasowe w snach, zatracenie świadomość co jest realne a co nie itd dają świetne pomysły na historie. Nawet mi się utworzyły już dwie(nawet jedna ze zwiadowcami... Odtwarzam sb bajki o książki z dzieciństwa ostatnio).
    Michael i Gilan tworzą takie komediowe szkolne duo. Co z tego że świat na zewnątrz się wali i pali ludzie giną itd dziewczyny i jak je zirytować ważniejsze.
    Zakończenie rozdziału zaskakujące ale ładnie kończące. Oto otwiera się nowy rozdział przed nimi.
    A Adriana i gilan jeszcze będą razem(prooszee). Uświadomi sb jak bardzo na kimś/czymś zależy dopiero kiedy to straci więc... Mały Fred i George będą. (ta ostatnia wypowiedź nie m sensu ale cicho pisze ten komentarz o 2 w nocy).

    Dziękuję pięknie za rozdział. Przyjemnie się go czytało. Trochę więcej pytań stworzył ale co tam.

    Życzę weny kawy weny czekolady burzy by ci się łatwiej pisało i weny.

    Pozdrawiam anonim

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty masz dziwne uczucie, że czytasz od 2014. A jak ja sobie pomyślę, że piszę i piszę, a nawet połowy nie napisałam, to mi się śmiać chce. Zaraz pobiję G. Martina w pisaniu jednego tomu :D Pozostaje mi chyba podziękować za Twoją wytrwałość ;)
      Może Lysandra by mi się trudniej pisało, ale że myślał przez większość czasu o Alaricu, to problemu nie było. Zaraz oficjalnie Gilan przestani być ulubioną postacią autora i będzie musiał ustąpić z tego zaszczytnego miejsca :D
      Świat faktycznie jest pełen idiotów. Jeden teraz pisze na klawiaturze. Weź, człowiek po zakończeniu sesji powtarza sobie, że teraz będzie się uczył na bieżąco, zacznie wcześniej siep przygotowywać. A zostaje miesiąc do sesji i może tylko stwierdzić, że jest wielkim i naiwnym idiotom czekającym na cud :D
      Jejku, tak - liczyć deltę. Nie wiem, na jakim profilu jesteś, ale ja byłam na humanistycznym. To była święta zasada. Nie wiesz - policz deltę. Masz dziwny wynik - policz z tego deltę. Zrób coś, może wyjdzie, a jak nie, to może docenią próbę.
      Jeśli chodzi o siłę Alarica. Każdy człowiek ma w sobie zasoby mocy magicznej: czasem zerowe (dzień dobry, Gilan), prawie zerowe (Adriana), umiarkowane (Michael), lub coś więcej jak czarownicy. Każdy czarodziej ma jakąś dziedzinę magii, która mu łatwiej przychodzi lub jakiś specjalny talent (Lys- nekromancja, Marcus - przyszłość, Alaric - natura), ale jak się przyłoży, to się nauczy pozostałych zaklęć, chociaż oczywiście będzie słabszy w nich niż ten, który jest specjalistą. Jak już masz wiedzę o zaklęciach, to ograniczają cię twoje zasoby magiczne. Ktoś rzuci jedno zaklęcie i pada nieprzytomny, póki nie odpocznie, nie może rzucić żadnego zaklęcia, póki te zasoby się nie uzupełnią. I tutaj jest właśnie ta różnica. Alaric ma większe zasoby magii niż Marcus i Lysander. Więc, gdyby oni byli normalni, to Alaric mógłby ich pokonać. Ale nie są. Potrafią czerpać z zasobów magii, które ich otaczają (bo wszystko ma w sobie magię). Więc Alaric czarując w końcu się wyczerpie. Lys i Marcus za to będą bez końca czerpać z otaczającego ich świata. więc teoretycznie, póki żyje choćby jeden człowiek, zwierzę czy roślina, to nie skończy im się magia. Alaric tego nie potrafi. Nie wiem, czy zrozumiale wyjaśniłam, jeśli nie - to pisz. Postaram się to inaczej ująć.
      Nie, ta wirująca kula to magia. Ale nie powiem jaka i z czym się wiąże.
      Haha, nie, u tej dwójki dziecka nie będzie :D
      Ej, ja myślę, że to Gilan okazał się usłużnym starszym kolegą, który Willowi wszystko wytłumaczył. Przecież Halt dopiero się spiknął z Pauline.
      Ja oglądałam Incepcję kilka lat temu i za wstydem przyznaję, że ja tego filmu nie zrozumiałam. Oprócz tego, że tam był Leonardo, wiec mogłam się pogapić :)
      Nie zamierzam na razie uśmiercać ani Adriany ani Gilana, więc możesz się doczekać.
      Ja za to dziękuję za komentarz i przepraszam, ze tak późno odpowiadam, ale trochę zakręcony to był tydzień. No i patrz, przez te wasze życzenia burzy do dobrego pisania pogoda na majówkę nam się popsuła ;D

      Usuń
  3. Dzień dobry, cześć i czołem!
    Powracam. Przepraszam, że na tak długo przestałam komentować, ale obowiązki mnie przytłoczyły. Na szczęście egzaminy już za mną, więc będę próbować (ale niczego nie obiecuję) komentować na bieżąco. Na swoje usprawiedliwienie mogę tylko dodać, że cały czas czytałam wszystkie rozdziały na bieżąco. :)
    A teraz przejdźmy do rozdziału: jest cudownie jak zawsze! WCALE NIE JEST NUDNO ANI SZTUCZNIE! Cieszę się, że relacja między Angeline i Michaelem się rozwija, chociaż nie spodziewałam się, że tak szybko zajdzie tak daleko. Na fragmencie z pocałunkiem poczułam się podobnie skonsternowana jak biedna Adriana. Ale cała scena była pięknie opisana.<3 "Miłość rooooośnie wokół naaas"!
    Kocham komentarze Gilana, który nic sobie nie robi z poczucia przyzwoitości i intymności. Chyba większość mężczyzn do końca życia pozostaje dziećmi:)
    Nie sądziłam też, że tak szybko Gilan zaproponuje Adrianie głębszą relację... Ale jej przez to zalazł za skórę!!! Mam nadzieję, że Adriana nie zabije go w kolejnym rozdziale, skoro piszesz, że będzie akcja.
    Cieszę się, że Adriana pogodziła się z Michaelem. Teraz nasza Drużyna Pierścienia (ekhm...medalionu) może zacząć się lepiej dogadywać. :)
    Pierwsza część rozdziału też jest świetna! Cieszę się, że mamy okazję lepiej poznać Lysia.:)
    Wybacz proszę, taki nieskładny komentarz, bo dawno nie komentowałam.
    Życzę duuużo weny, czekolady, ładnej pogody albo burz, bo kiedy są lepiej się pisze,
    Evanlyn

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku, myślałam, że w ogóle zniknęłaś z blogosfery, tak jak wielu innych ludzi. Dobrze wiedzieć, że wróciłaś :D Jak ci poszło na egzaminach?
      Wiesz, relacja Michael-Angeline się rozwijała już wcześniej, tylko jakoś tego nie pokazywałam. To raczej nie są osoby, które chodzą za rączkę w tłumie, a że nie było rozdziały na nich skupionych, to tylko ja wiedziałam, jak się między nimi układa :) A teraz muszę trochę to pokazać w pewnym celu, a stwierdziłam, że cudownie będzie zaskoczyć Adrianę, bo to w gruncie takie duże dziecko, jeśli chodzi o takie miłosne tematy (trochę jak ja).
      Gilan jest Gilanem. Czy byśmy go w książkach lubili, gdyby był taki poważny, dojrzały i odpowiedzialny? Nieee, to nie ma za grosz uroku. Dla Gilana ta propozycja głębszej relacji miała na celu raczej zirytowanie Adriany, niż coś bardziej znaczącego. Przynajmniej jeszcze teraz o tym nie wie, że się zakocha na zabój :D
      Powiedzmy, że będą się lepiej dogadywać. Wzajemnej miłości nie będzie, ale nie wymagajmy za dużo. Będzie współpraca. Teraz zacieram rączki, bo brakuje tam tylko Halta z Willem wrzucić, a potem Alarica, aby za nudno i spokojnie nie było :D
      Lysia będziesz miała okazję poznać i to niedługo. Znaczy zależy od tego, ile mi zajmie pisanie kolejnych rozdziałów. Ale według planów, trochę odpowiedzi (a może pytań?) będzie za jakieś 3 rozdziały, potem pewnie kolejne 4 i powinna być po prostu historia sprzed 200 lat :D
      Bardzo dziękuję za komentarz, nawet nie wiesz, jak się ucieszyłam, gdy go zobaczyłam. Aż ma się ochotę dalej pisać :D

      Usuń
  4. Kiedy będzie następna część?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, są następne rozdziały. Pewnie zapomniałam je wstawić do spisu treści, ale jak na samym dole pod rozdziałem klikniesz nowszy post, to cię przeniesie do kolejnego rozdziału :)

      Usuń

Mia LOG